 |  | 'Ciekawe czasy' | Najnowsza wydana w Polsce książka Terry'ego Pratchetta, "Ciekawe czasy", wpisuje się we właściwą dla tego autora konwencję parodiowania rozmaitych znanych z literatury i filmu wątków. Tym razem Pratchett zabrał się za coś, co można nazwać "fantasy rewolucyjną". Rzecz dzieje się w Imperium Agatejskim, będącym jakby dyskowym odpowiednikiem starożytnych Chin, choć jednocześnie występują tam ninja i samuraje, a uliczny handlarz zwraca się do klientów per "szogunie". W tym zamkniętym świecie, negującym istnienie jakiejkolwiek cywilizacji poza Wielkim Murem, ląduje znienacka pechowy mag Rincewind, przysłany przez Niewidoczny Uniwersytet. Przez młodocianą Czerwoną Armię zostaje uznany za wielkiego czarodzieja i bohatera, który ma ich powieźć do zwycięstwa, jak inny mag powiódł inną armię kilka tysięcy lat wstecz. Pratchett jak zwykle opisuje stworzoną przez siebie historię ze sporą dawką cynizmu. Ustami Rincewinda głosi pogląd, że z władzą się nie wygra. Miasto bezprawia, jakim w poprzednich tomach jawiło się Ankh-Morpork, w porównaniu z totalitarno-feudalnym imperium nagle okazuje się oazą wolności, obfitości i swobód obywatelskich. Idealistycznie nastawiona Czerwona Armia zamierza walczyć w imieniu ludu, którego nic a nic to nie obchodzi. W dodatku Rincewind bystro zauważa, że jeżeli uda im się przejąć władzę, to raczej nie dopuszczą do niej zbyt wielu przedstawicieli tegoż ludu... Mamy też kilka trzeźwych, acz niewesołych obserwacji na temat ludzi, którzy są zbyt zaślepieni swoim celem, żeby zwrócić uwagę na oczywiste fakty (na przykład, że ktoś ich w coś wrabia) oraz dokładną analizę działania dezinformującej plotki, która do tego stopnia zaczyna żyć własnym życiem, że po pewnym czasie wierzą w nią nawet osoby, które ją wymyśliły. Bohaterowie "Ciekawych czasów" są w większości albo cyniczni, albo przeraźliwie naiwni. Najsympatyczniejszą postacią wydaje się Cohen Barbarzyńca, tu występujący jako Dżyngis Cohen, przywódca Srebrnej Ordy - straszliwej bandy herosów na emeryturze. Barbarzyńcy są wprawdzie niewychowani, niedomyci i wszystkie problemy rozwiązują wyłącznie przy użyciu przemocy, ale mają swój honor, dotrzymują słowa i nad nikim się nie znęcają, co sprawia, że moralnie stoją o kilka szczebli wyżej niż większość postaci, przewijających się na kartach powieści. Rincewind jak zwykle jest tchórzem i egoistą, a skądinąd miły Dwukwiat cierpi na coś, co w psychologii zwie się syndromem Pollyanny. Akcja książki rozwija się dość przewidywalnie, ale bardzo wciąga - ja w każdym razie nie mogłam się oderwać. Zakończenie jest pozornym happy endem: ci najbardziej źli zostają ukarani, a Cohen ma zadatki na całkiem przyzwoitego - a przynajmniej sprawiedliwego - władcę. Pytanie tylko, czy będzie umiał utrzymać imperium w całości i czy w ogóle cesarzowanie nie znudzi mu się po kilku miesiącach. Wydaje się bowiem prawdopodobne, że po krótkotrwałym zaburzeniu skostniałego porządku i minimalnej poprawie doli ludu (każdy ma dostać świnię), wszystko bardzo prędko wróci do starych obyczajów. Jeden Cohen nie jest w stanie zmienić niewolniczej mentalności ludzi ani okrutnych zachowań, które uważają oni za naturalny porządek świata. Słynny humor Pratchetta jest w tej książce - jak zresztą w każdej ostatnio - jakby pozbawiony fajerwerków; wygląda na to, że zaczyna brakować mu pomysłów. Najwięcej komizmu zawiera się w tłumaczeniu "Aargh!" na różne języki oraz w rewolucyjnych hasłach Czerwonej Armii typu "Oby nieprzyjemne rzeczy przydarzyły się naszym nieprzyjaciołom, w dogodnej chwili". Jeżeli jednak czytelnik pamięta, czym kończyły się podobne hasła w naszej rzeczywistości, przestaje mu być tak bardzo do śmiechu.
Terry Prattchett "Ciekawe czasy" (Interesting times) Przekład: Piotr W. Cholewa Prószynski i S-ka 2003 ISBN: 83-7337-292-X gatunek: fantasy Kup w Merlinie |
|