Diagnoza Staram się zrozumieć
ile czekać trzeba
spoglądać na ściany,
wtapiać się w ich dźwięki
kiedyś je stawiano - bym się teraz nie bał
zasnął
w ich objęciach
w ich uścisku miękkim
czasem myśl szaleńcza przebiegnie
po głowie
że palcami wnikam, chłonę ich kolory
kiedy noc nadchodzi "dobranoc" wypowiem
głosem, myślą, wzrokiem
inni mówią - chorym
śmieją się szyderczo
gdy powiem, że płynę
że krążę samotnie po granicach ściany
nie muszę jak oni
upijać się
winem
wystarczę sam sobie
by być
obłąkanym
Miasto Narzekania słychać - że wciąż zapominam
tak jak inni ludzie biegam
po ulicach
jest ci zimno w dłonie, wiem
to moja wina
ciągle nie po drodze jest mi
ta dzielnica
Tu zawsze tak cicho
każdy krok odmierzam
drzwi sam odnajduję, przysiadam na chwilę
mówisz, że granica miasta
się rozszerza
że imion przybywa - no tak
coraz milej
Po horyzont błyszczą waszych mieszkań dachy
unosi się zapach
na kominach sadza
czasem chciałbym z wami - żyć
problemem błahym
że dużo komarów
jutro się wprowadzam
Dziecięce zabawy (trzy wiersze) 1.
Nazwałem cię imieniem, chwilowo - na znak zgody
wdrapujesz się na mury
faktycznie - jest wysoko
coś każe - krok do przodu, w mym ciele
wiem - za młodym
by nadać rytm i tempo błądzącym jeszcze
krokom
Masz tak nieludzkie ręce, zastygasz
wzrok - bez życia
kończyny rozrzucone i obca dłoń
je zbiera
i nawet krew - nie płynie z tej rany
tam gdzie szycia
- cholera ! - znów kłamałeś
ty nawet nie umierasz
2.
Ty zawsze miałeś więcej - stawiałeś w piaskownicy
i znów nas otaczają, wśród piasku
wzrok pożera
co tydzień przybywało aż trudno ich policzyć
krzyczałeś:
- marsz, do boju
- atakujemy! teraz!
Ja zawsze w opozycji, w kieszeni
ukrywałem
zakopywałem wszędzie, by mogli się już nie bać
niektórzy z nich polegli, zostali tam
na stałe
gdy rozkaz, krzyk z oddali:
- już obiad jest! - iść trzeba
3.
Wierzyłem, że tak trzeba - celując prosto w oczy
zza krzaków, zza konarów swój oddech
wstrzymywałem
bo o to właśnie chodzi
by kogoś znów zaskoczyć
to oni jako pierwsi koszulki zdjeli białe
Gotowość zawsze była - w dwa dni awansowałem
gałęzie nie pękały, już każdy krok planować
lecz broń opadła
- Boże, koszulki nie są białe !
dziś znów wraca wspomnienie
gdy jest
pomidorowa