 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Eryk Remiezowicz ocenił "Godziny" na 2/3 ekstraktu. Tyle samo dostała od niego "Misja Kleopatra", o której napisał wprost, że "zasmuca swoją wtórnością i brakiem świeżości". Czyli chyba nie był to dobry film. Dlaczego "Godziny" - psychologiczny, wielowątkowy, perfekcyjnie zrealizowany film ze wspaniałą obsadą aktorską dostał równie niską ocenę? Dlatego, że jego bohaterowie nie spodobali się recenzentowi. No cóż, bywa. Ja, przyznam się, filmu "Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek" nie obejrzałem do końca z powodu nieustannie wyjącego na ekranie nastoletniego albinosa oraz wydzierającego się brzydala we fraku - tytułowy złodziej nie tylko nie wzbudził mojej sympatii, ale wręcz wywołał głęboką niechęć. Nie lubię, nie bawi mnie - nie oglądam. Moje prawo. Ale i nie piszę recenzji. Bo gdybym spróbował, to może okazałoby się, że w produkcji Greenawaya nie ma się do czego merytorycznie przyczepić i wyszedłem z kina, łoś jeden, w połowie świetnego filmu. Eryk wprost napisał: "Na mnie też "Godziny" wpłynęły. Negatywnie.", w niedwuznacznych słowach zarzucił głównym postaciom filmu egoizm, z pomiędzy wierszy wyziera jego irytacja postawą tych bab jednych, co to im się z dobrobytu w głowach poprzewracało. Nie powiem, że po części nie podzielam jego irytacji (o tym potem), ale tylko małej części. Dla mnie, nie był to film o niezadowoleniu z życia niezależnym od stanu posiadania. Taka interpretacja, prawdę mówiąc, nawet przez myśl mi nie przeszła. Tym co łączy trzy bohaterki filmu, nie jest niezadowolenie z życia, niezaspokojenie mniej lub bardziej wydumanych potrzeb, lecz odmienność. Ich własna, lub osób im najbliższych. Odmienność uniemożliwiająca normalne życie, nie tylko w społeczeństwie, ale i z drugim człowiekiem, nie jest wyłącznie domeną jednostek wybitnych jak Virginia Woolf. Dotyka również osoby "zwykłe", jak przedstawiona w filmie Laura. Nie tylko "odmieńcy" cierpią z powodu swojej inności - z wyboru (jak Clarissa), czy zupełnie niezasłużenie (jak dzieci Laury) cierpią także ich najbliżsi. Jeśli odmienność jest grzechem, jest również i pokutą za niego - tak sformułowanym jeden z wniosków płynących z filmu. Inny jest taki, że "odmieńcy" często łączą wielką potrzebę bliskości innych ludzi z równie wielką nieumiejętnością współżycia z nimi. Ich los jest przeraźliwie smutny, nawet jeśli dla patrzących z boku to oni wydają się być "tymi złymi". "Godziny" nie dają im nadziei na ucieczkę - nikt nie może zwalczyć swojej prawdziwej natury - na dobre czy na złe, muszą podążać swoja drogą, a jeśli będą próbować udawać kogoś innego, niż są w rzeczywistości, skutki będą opłakane. "Może by nasze panie spróbowały czerpać radość z tego, co mają?" zaleca Eryk bohaterkom filmu. Eryku drogi, nie oszukujmy się - kto się cieszy z tego co ma, ten nie poszukuje, a kto nie poszukuje, ten nie znajduje. Oto prosta droga do stagnacji i zaniku wszelkiej działalności noszącej ślady unikalności, wyjątkowości. A że na tysiąc szukających znajduje tylko jeden? Cóż, takie prawo przyrody. Prawa do poszukiwań nie można zarezerwować wyłącznie dla jednostek wybitnych, bo kto jest wybitny a kto nie, okazuje się dopiero post factum. Nie zamierzam tu streszczać, ani nawet wymieniać wszystkich wątków filmu i nauk z niego płynących - ten krótki wywód ma na celu jedynie rozwianie wrażenia (jakie ktoś mógł odnieść po przeczytaniu recenzji Eryka), że "Godziny" to film o kobietach niedopieszczonych przez życie. Nic bardziej mylnego. Przyznaję - film może miejscami irytować. A nawet więcej - motyw porzucenia dzieci przez matkę jest ze zwykłego, ludzkiego punktu widzenia nieakceptowalny. Ale przecież wcale nie o to chodzi, żeby wszystko usprawiedliwić, wybaczyć, poklepać, polukrować i powiedzieć "cacy". Czasem chodzi o to, żeby zrozumieć, czy też zobaczyć świat z innego punktu widzenia, nawet jeśli taka optyka jest dla nas z gruntu nieakceptowalna. Wracając zaś do naszych baranów, czy "Godziny" naprawdę zasłużyły na ocenę na poziomie sfilmowanego komiksu, wakacyjnej "gumy do żucia" dla oczu? Nie. Mogą się podobać, bądź nie, ale z punktu widzenia sztuki filmowej są dziełem wybitnym. W moim przekonaniu Eryk zgrzeszył jako recenzent, pozwalając ponieść się emocjom. Perfekcyjna robota scenarzysty, reżysera i aktorów nie mogą pozostać niedocenione, tylko dlatego, że bohaterowie filmu wzbudzają antypatię u recenzenta. Sympatyczność lub jej brak u filmowych postaci ma się nijak do oceny filmu i w żaden sposób nie powinna na nią wpływać. A nawet jeśli przesłanie filmu jest dyskusyjne i może wzbudzać kontrowersje, to przecież samo w sobie nie jest wadą, prawda? Dla mnie "Godziny" to przysłowiowe 100% cukru w cukrze. Gorąco polecam każdemu, z pełną świadomością, że nie wszystkim się spodoba. To jeden z tych nielicznych filmów, które nie tylko są "dobre", ale zasługują również na przymiotnik "ważny". Nie przegapcie go.
Więcej o nowościach filmowych w Esensji Oferta filmowa księgarni Merlin |
|