* * * - ...i wiesz, na samym początku wojny, jeszcze jak pepiki miały tą swoją armię. Była na początku tej wojenki taka potyczka pod Ostravą... - Cichy wiedział, że to była największa z bitew w ramach operacji "Asceta". Do dziś zalegają tam ogromne ilości ciężkiego sprzętu: spalonych czołgów, zestrzelonych myśliwców, rozbitych haubic i moździerzy. - No, i tak się złożyło, że sierżanta zdjął jakiś ichni żołnierzyk, tak że przypadkiem zostałem najstarszym rangą, bo wtedy też byłem plutonowym. Nasi ludzie poszli w rozsypkę i przypadkiem wleźli w okopy czeskie. Była jatka, wiesz, jak to jest, jak ci przed nosem wygarną z miotacza. Jeden z moich wpadł w taką strugę napalmu, co było robić, wziąłem i zacząłem go gasić, nic z tego, cholerstwo zżarło go na moich oczach. A i mnie się wtedy trochę oberwało... Ale potem, wiesz, jakimś cudem zajęliśmy ten okop, dokładnie na tyłach, wyobraź to sobie. Zdaje się, że w rozkazie pochwalnym nazwali to bohaterstwem i wyłomem w linii frontu, który przeważył szalę bitwy na naszą korzyść, bla, bla, bla... No, i widzisz, przy okazji mianowali mnie podoficerem, i dali to... Sierżant zdjął z prawej dłoni rękawiczkę i podwinął rękaw. Cichemu ukazał się połyskujący metalicznie wszczep cyberręki, aż po łokieć. Serwomechanizmy szumiały wśród nocnego lasu ciszej niż szept ich posiadacza. - To ten cholerny napalm, wiesz. No, może nie jest najlepsza jakościowo, ale i tak służy. A poza tym czasem wygrywam hektolitry piwa w kantynach, kiedy siłuję się z kotami na rękę. A, no. I właśnie po tym numerze pod Ostravą chłopaki nazwały mnie Hubal, gadały, że niby desperat jestem. I że na czołgi to pewnie szedłbym z szablą. I tak już jakoś zostało. Ale widzisz, chłopcze, taki głupi to ja nie jestem. Na czołgi to tylko z moją maszynką - sierżant pogłaskał czule lufę "Dewastatora". * * * - ...i wczoraj z bandą świeżych trepów, koty prosto po szkółce, wysłali mnie na daleki zwiad, cholera, w Karpaty, gdzie zaprawione w boju "blaszaki" zaskoczyły nas i tylko ja się z całego patrolu ostałem. Adamczyk miał właśnie zapytać, gdzie stacjonował jego oddział, gdy nagle usłyszeli wizg pocisków lecących przez krzewy. Obaj padli na twarze i czołgając się zaczęli szukać osłony. Cichy zawsze bał się otwartej walki - nie był do niej przyzwyczajony. Ale nie tym razem. Sierżant ostrzeliwał krótkimi seriami z "Dewastatora" potencjalne miejsca ukrycia napastników, a Cichy zapewniał mu osłonę. Właściwie partyzantów nie było wielu, najwyżej pięciu czy sześciu. Sierżant metodycznie zmuszał ich do zmiany miejsca ostrzałem, a wtedy Adamczyk wyłuskiwał ich z Dragunowa. Cichy był zdziwiony, jakim cudem kule nie imały się olbrzyma. Sierżant nawet niespecjalnie starał się kryć przed czeskim ostrzałem. Dla Cichego wyglądało to tak, jakby pociski omijały go... odbijały się od niego... przechodziły przez niego na wylot. Ale w trakcie walki z umysłem człowieka dzieje się dużo różnych rzeczy. Mówili o tym Cichemu na szkoleniach, kiedy jeszcze nie był na froncie. W ciągu kilku minut strzelanina ucichła - z potyczki wyszli bez żadnych szkód. Wykorzystując nadarzającą się szansę szybko, ale nadal ostrożnie odeszli w las. * * * Byli już blisko rzeki Morawy, nie dalej, jak godzinę drogi do garnizonu koło Ołomuńca, kiedy idący pierwszy Hubal zatrzymał się i uniósł dłoń. Cichy prawie wpadł na jego szerokie plecy. Sierżant nasłuchiwał przez chwilę, po czym, skacząc za najbliższy pień, krzyknął: - Zasadzka!!! Adamczyk nie zdążył zareagować. Kula przeznaczona dla niego mknęła przez krzaki. Wtedy stało się coś dziwnego. Cichy tego nie zauważył. Domyślił się dopiero z efektów. Sierżant złapał pocisk na metr przed głową Cichego. Tak, jakby to była mucha. Wszędzie wokół sypały się drobiny metalu z uszkodzonego wszczepu. Oczywiście - "złapał" nie było zbyt precyzyjnym określeniem. Raczej zbił go z toru, tak, że pocisk - rykoszetując - poszedł w bok. - No, jak dziś opowiem coś takiego w kantynie, to będą mi stawiać wódkę przez cały wieczór - powiedział Hubal patrząc na szczątki swojej cyberdłoni. W tym samym czasie Adamczyk zestrzelił z rozłożystego dębu czeskiego snajpera. * * * - No, to jesteśmy na miejscu. Zbieraj się, synu, takie łażenie po nocy to nie dla ciebie. A ja wracam do swoich. Pomyślnych łowów następnym razem - sierżant uśmiechnął się i puścił oko do Cichego, wskazując na jego Dragunowa. Adamczyk chciał zaprotestować, ale sierżant właśnie oddalał się w kierunku lasu. ZAWSZE WIERNY Cichy zameldował się kapralowi Żandarmerii Wojskowej na rogatce. Kapral zadzwonił po instrukcje i przy okazji wezwał medyka. Cichy wyglądał na lekko wyczerpanego. A zapowiadały się męczące chwile. * * * Adamczyka, na polecenie lekarza - smutnego, starszego faceta w stopniu porucznika, w mundurze polowym z naszywką przedstawiającą symbolicznego węża Hipokratesa wijącego się dookoła laski - odstawiono do szpitala polowego. Towarzyszył Cichemu - bardziej jako eskorta, niż ze względu na zainteresowanie jego losem - kapral z rogatki. Cichy przeszedł szybkie testy, po których okazało się, że to tylko zmęczenie. Trochę snu i witaminy postawią go na nogi. Adamczyk przyjął tabletki, które zaordynował mu sanitariusz i popił to witaminizowanym napojem energetycznym. Nakarmiony i wymyty Cichy został na razie na obserwacji w szpitalu. Odstawiono go do izolatki. Kapral nadal pełnił przy nim straż. W Służbach Wewnętrznych od pewnego czasu panowała ostra szpiegomania. Znudzony sanitariusz wyjął talię wymiętych, wytłuszczonych kart i zaproponował grę w tysiąca. Ot, tak, dla rozrywki. Oczywiście na fajki. Po sztuce za każde 10 punktów. Kapral trochę się wzbraniał, ale ostatecznie stwierdził, że zagra. "Tylko jedną partyjkę". W końcu jest na służbie, prawda? Podczas, gdy ludzie ze Służb Wewnętrznych sprawdzali Adamczyka na podstawie jego danych z nieśmiertelnika - czy w ogóle istnieje i czy to możliwe, żeby pojawił się w Ołomuńcu praktycznie znikąd - opowiedział kapralowi i sanitariuszowi o swojej nocy, oczywiście pomijając szczegóły operacji objęte tajemnicą zawodową. Kiedy Adamczyk wymienił pseudonim sierżanta, żandarm przełknął nerwowo ślinę, a sanitariusz ujął jego dłoń i zaprowadził gdzieś dalej, na oddział. Zatrzymali się przy łóżku przykrytym białym prześcieradłem. Pod bielą nakrycia wyraźnie rysowała się sylwetka ludzka. - Może i mówisz prawdę, ale widzisz, ten tutaj to Hubal. I leży tutaj odkąd zmarł zeszłej nocy. Właściwie to był tu całe 48 godzin, zanim w ogóle ty się tu pojawiłeś. Bo jakoś wtedy przynieśli go tu ludzie z jego oddziału. Byli na patrolu w lasach nad Morawą i jakiś snajper "blaszaków" go trafił. Nie ma szans, żeby od razu jednym strzałem zabić takiego byka jak Hubal, ale i nasz doktorek nie był go w stanie już połatać. Facet długo się męczył, odkąd go przywlekli z lasu, ciągle był na morfinie. A drania, który to zrobił, chłopaki z jego ekipy już nie znalazły... Obaj zmówili szybką modlitwę za wielkiego sierżanta, zwanego przez chłopaków Hubalem. * * * Obudziło go głośne walenie w drzwi. Zerwał się, szybko spojrzał na zegarek. Nie spał dłużej, niż dwie godziny... Co, do diabła? Należy mu się trochę odpoczynku po tym, co przeszedł! Otworzył i zobaczył sprawcę hałasu. To był ten kapral, który go wpuszczał do garnizonu i z którym grał w karty w izolatce. - Plutonowy Adamczyk, jesteście proszeni do Służb Wewnętrznych. Natychmiast! POUFNE! Tajne specjalnego znaczenia (zmiana kwalifikacji materiału: podst. prawna: Dz. U. 2016 Nr 81, poz. 954) Ołomuniec, 22 IX A.D. 2021 Akta sprawy BB9/21 Oskarżenie o odchylenie religijne (art. 530 k.m.k.) oraz działanie na rzecz wroga (art. 75 k.w.) poprzez: obniżanie morale żołnierzy w trakcie konfliktu (art. 75 § 1 k.w.) i prezentowanie defetystycznej postawy (art. 76 § 3 k.w.) Obecni na przesłuchaniu i rozprawie przed trybunałem wojskowym: Oskarżony: plut. Aleksander Adamczyk Obrońca: por. Jerzy Lenart Oskarżyciel z ramienia Kościoła Wszechpolskiego: ks. prof. Albert Kamiński SJ Oskarżyciel z ramienia Ministerstwa Obrony Narodowej: dr płk. Karol Górecki Trybunał wojskowy w składzie: płk. Mieczysław Pruszyński, ppłk. Seweryn Gaster Przewodniczący trybunału: gen. dyw. Paweł Barcicki Świadkowie: kpr. Marek Pisarczyk, st. szer. Wojciech Wielicki Protokolant: st. szer. Andrzej Sapieha Akt oskarżenia: Oskarża się plutonowego Aleksandra Adamczyka, syna Zofii i Jana, iż działając pod wpływem wrogiej propagandy między godziną 10:00 a 11:00 dn. 20 września br. próbował wmówić kapralowi Markowi Pisarczykowi i starszemu szeregowemu Wojciechowi Wielickiemu, jakoby kilkanaście godzin wcześniej miał kontakt z nieżyjącym już wówczas sierżantem Henrykiem Dobrzańskim. Uzasadnienie: Postępowanie, jakiego dopuścił się oskarżony: a) na podstawie art. 530 kodeksu moralności obywatelskiej w oczywisty sposób zaprzecza podstawowym dogmatom doktryny neochrystianizmu i jako takie jest przestępstwem odchylenia religijnego ściganym przez organy Kościoła Wszechpolskiego z oskarżenia publicznego, oraz b) na podstawie artykułów 75 § 1 i 76 § 3 kodeksu wojskowego wpływa niekorzystnie na zdolności bojowe jednostek Wojska Polskiego poprzez obniżanie ich morale i jako przestępstwo zdrady oraz przestępstwo sabotażu i dywersji podlega jurysdykcji trybunałów wojskowych. Protokół przesłuchania oskarżonego i świadków: [Ocenzurowano - podst. prawna: Dz. U. 2009 Nr 13, poz. 64] Wyrok: Oskarżony, po gruntownym rozpatrzeniu jego przypadku przez niezawisłych sędziów trybunału wojskowego, został jednogłośnie uznany winnym zarzucanych mu czynów i skazany na najwyższy wymiar kary. Wobec jego dotychczasowych zasług dla Wojska Polskiego trybunał orzekł, iż nie zostanie zdegradowany i pozbawiony stopnia wojskowego. Żadne konsekwencje natury politycznej, religijnej i prawno-karnej nie zostaną wyciągnięte wobec rodziny skazanego. Wyrok jest prawomocny i skazanemu nie przysługuje od niego odwołanie. Skawina, 26 .11.2002 - 06.01.2003 |
|