nr 09 (XXXI)
listopad 2003




powrót do indeksunastępna strona

Eryk Algo
  Nowy gracz

     "Ja jestem częścią owej siły, której władza
     pragnie zło zawsze czynić, a dobro sprowadza."
     Mefistofeles z "Fausta" J.W. Goethe

     "Zło śmierdzi. Nawet nie wiecie jak."
     "Pan Kappa. Dzieła zebrane"

     
     18. Płeć zdalnika

     Natalia leżała na porośniętym trawą zboczu. Słońce przeciskało się przez ośnieżone szczyty Alp i przyjemnie łechtało ją w twarz. Podniosła się na łokciach, gdy podmuch wiatru przyniósł zapach czegoś nieprzyjemnego. Jakieś sto metrów dalej zauważyła pasące się bez opieki stado biało-rudych krów. Uśmiechnęła się ze zrozumieniem, po czym opadła z powrotem i zaczęła podziwiać upstrzone chmurami niebo. Leżałaby tak jeszcze długo, ale nagle wietrzyk zmienił kierunek. Pociągnęła nosem i skrzywiła się, bo dochodząca zza głowy woń krowiego potu była wyjątkowo intensywna. Przewróciła się na brzuch i oniemiała.
     Czarny byk był wielki jak pół czołgu. Stał oddalony o jakieś pięć metrów i tępo wpatrywał się w jej czerwony kostium narciarski. Nabiegłe krwią oczy były nieruchome i złe, a prawe kopyto rytmicznie wyrzucało w powietrze darń wraz z kawałkami ziemi i drobnymi kamieniami. Sapnął przez nozdrza i na zwisającym z nosa kółku pojawiło się kilka kropelek świeżego śluzu. To było ostatnie ostrzeżenie. Zaraz po nim, ruszył przed siebie.
     Niewiele myśląc, Natalia zerwała się na równe nogi i zaczęła karkołomną ucieczkę, ale buhaj okazał się wyjątkowo szybki. Wykonała najwyżej pięć kroków, gdy potężne uderzenie rogów uniosło ją w powietrze. Leciała wprost na rozłożystą sosnę. Instynktownie osłoniła twarz, ale nic strasznego się nie stało, bo jakimś nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności wylądowała okrakiem na jednym z konarów. Dopiero wtedy włączył się głos rozsądku.
     - Boyork - rozdarła się. - Gdzieś ty mnie wpakował, debilu?
     - Zgodnie z instrukcjami - odparł doxer.
     - Zgodnie z instrukcjami, to po wejściu w cyberprzestrzeń miałam się znaleźć na alpejskiej łące i nie miało być żadnych zwierząt.
     - To jest właśnie alpejska łąka. Zgodnie z życzeniem ze zwierząt miały być krowy i pierwotniaki.
     - To co tu robi ten byk?
     - Byk to krowa. Samiec krowy - wyjaśnił Boyork.
     - A, mam cię gdzieś, mądralo. Wyciągnij mnie stąd.
     Poskręcana sosna, łąka oraz niemyty od urodzenia buhaj zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i dziewczyna znalazła się w białej, kwadratowej sali. Siedziała na ławce, która wyrastała bezpośrednio ze ściany. Po przeciwnej stronie pomieszczenia wielkimi literami wymalowano napis "Rozdzielnia"
     - Boyork, gdzie ja jestem i co tu robię?
     - To "Rozdzielnia". Tu podłączysz się do któregoś ze zdalników. Dzisiaj ćwiczenia z pracy na odległość. Czekamy na Turandota. Jeszcze się nie zalogował.
     - Jak czekamy, to czekamy - odparła Natalia i wyciągnęła przed siebie nogi. Później oparła się o ścianę, przysunęła do oczu dłoń i po obejrzeniu jej ze wszystkich stron, zawiesiła wzrok na opuszku palca wskazującego.
     - Niewiarygodne - mruknęła i zadarła głowę, jakby to, w którą stronę kieruje głos, miało teraz jakiekolwiek znaczenie. - Boyork, czy odciski palców też są moje?
     - Częściowo. Interpolację skóry zrobiono na podstawie kilkuset punktów charakterystycznych. Reszta to fraktale.
     - Co?
     - Fraktale, czyli struktury matematyczne mające tę własność, że...
     - Nieważne - przerwała mu, po czym podniosła się z niby-ławki i ruszyła w stronę napisu. Nie zdążyła zrobić drugiego kroku, gdy na środku podłogi zakiełkowała jakaś roślina. Wydłużała się bardzo szybko. Gdy sięgała jej do kolan, na końcu utworzyła się kulka, która natychmiast zaczęła rosnąć wszerz oraz spłaszczać, tak że wkrótce całość zmieniła się w stojący na jednej nodze stół. Wskazała na niego palcem.
     - Boyork, co to jest?
     - Przełącznik sprzęgający z wybranym zdalnikiem.
     Podeszła bliżej i oparła się udem o kant. Biały blat podzielił się na wycinki w kształcie kawałków tortu. Zaraz po zaznaczeniu granic pojawiły się na nich napisy, klawisze i małe monitory. Schyliła głowę.
     - Lunar Module 6, Lombric IX, Ladybug Jungle, Raumfahrer Hochland, Fire Bird - Phoenix, Gemelo Tortuga, Shark-11 - czytała, niezdarnie wymawiając obco brzmiące nazwy. - Co to jest, Boyork?
     - Nazwy marek zdalników i transportowców. Większość modeli to produkty koncernów amerykańskich, ale trafiają się też i europejskie. To zestaw podstawowy. Wystarcza do realizacji większości zadań.
     Doxer umilkł. Zapewne napisana przez nieznanego programistę w innym miejscu i czasie procedura kontrolująca przebieg dialogu doszła do wniosku, że użytkownik zaspokoił ciekawość.
     - Czy możesz mi powiedzieć coś więcej, Boyork? - zapytała Natalia po jakimś czasie.
     - O którym modelu?
     - Bo ja wiem? Może o tym Gemelo Tortuga. Ładnie brzmi.
     - To transportowiec. W skrócie Gemelo. W naszej wersji przystosowany do przewozu pary zdalników próżniowych.
     - Co to jest zdalnik próżniowy?
     - Sterowany przez Sieć obiekt przeznaczony do pracy w przestrzeni okołoziemskiej. Często używamy ich do obsługi zewnętrznej naszych stacji orbitalnych albo napraw satelitów. Gemelo może przewozić dwa zdalniki jednocześnie.
     - Czy to wszystko musi być takie skomplikowane, Boyork? Przecież zdalnik sam mógłby poruszać się w próżni. Po co go jeszcze ładować do transportowca? A poza tym, czy ci ze stacji nie mogą sami wychodzić na zewnątrz?
     - Najczęściej nie.
     - Dlaczego?
     - Ze względu na koszty. Śluzy umożliwiające ludziom wchodzenie w przestrzeń okołoziemską są drogie, dlatego bazy orbitalne częściej przystosowane są do przyjmowania zdalników. Jeśli chodzi o pierwsze zdanie, to również jest ono nieprawdziwe. Większość stacji kosmicznych i satelitów obiega Ziemię dość szybko. Aby można się było do nich zbliżyć, potrzebny jest transportowiec, który wyrówna różnice prędkości kątowych pomiędzy zdalnikiem a obiektem.
     - Aj tam. Nie chce mi się już tego słuchać, Boyork. Jak pojawi się Turandot, to pojedziemy dalej. Na razie się wyłącz - powiedziała, a potem pochyliła się nad konsolą i przez chwile z uwagą obserwowała skomplikowane kształty zdalników. Później chwyciła w dłoń krawędź niby-stołu i spróbowała nim zakręcić. Udało się, jakby faktycznie jej prawdziwa dłoń dotknęła prawdziwego stołu w prawdziwym świecie.
     - Niesamowite - szepnęła. - Przecież to wszystko dzieje się w pamięci komputera. Ja to tylko odbieram przez terminal. Wszystko tu jest nieprawdziwe. A może ja sama też jestem nieprawdziwa? - zapytała pół żartem, pół serio, gdy przez głowę przemknęła jej scena ze znanego odcinkowego horroru. - Może już od dawna nie żyję? Może to wszystko tylko mi się śni? - Wyprostowała cyfrowy tułów i wzruszyła cyfrowymi ramionami. - A tam, się będę zastanawiać. No nie, Boyork?
     - Nie rozumiem polecenia.
     - No więc powiem ci, maszyno, że zastanawiałam się przed chwilą, czy może to mi się tylko śni. Łącznie z tobą i tym całym cyrkiem. Może tak naprawdę jestem teraz w zupełnie innym miejscu albo nawet w zupełnie innym ciele. Może wcale nie mam dwóch nóg i po pięć palców u rąk. Skąd mam to wiedzieć na pewno?
     Gdy skończyła, rozbawienie wyparowało jak kostka suchego lodu na tropikalnym słońcu, a ona wzdrygnęła się i zaczęła studiować własną dłoń. Linie papilarne wykonano perfekcyjnie, choć przy dokładniejszej obserwacji widać było, że to tylko model.
     - Skąd, Boyork? - powtórzyła. - Skąd mam wiedzieć na pewno, że ja to ja? No skąd?
     - Nie rozumiem polecenia.
     - Co z Turandotem, Boyork? - ocknęła się po chwili.
     - Zajęty pracą operacyjną. Zaloguje się za około pięć minut.
     - No, to coś trzeba zrobić z tym czasem, bo głupoty zaczynają przychodzić do głowy, prawda, Boyork?
     - Nie rozumiem polecenia.
     - Ty to masz dobrze. Jak coś dziwnego, to nie rozumiesz i koniec. - Machnęła ręką i znów zakręciła stołem. - Dobrze, Boyork, mówiłeś, że to tylko zestaw podstawowy. Czy mogę zobaczyć pozostałe?
     - Oczywiście. Już ładuję dostępne sterowniki.
     Kolejny interfejs był wykonany dużo skromniej. Widać prowadzący przedsięwzięcie menadżer stwierdził, że nie ma co wkładać zbyt wiele pracy w projektowanie z rzadka tylko wykorzystywanych fragmentów kodu. Z białej ściany, tuż pod napisem "Rozdzielnia", wynurzyło się coś na kształt kratownicy. Konstrukcja składała się z regularnych kwadratów o boku dłuższego pudełka zapałek. Obramowania wystawały na centymetr w przód. Dziewczyna szybko policzyła, że było ich dokładnie dwanaście w poziomie i dziewięć w pionie, co razem dawało sto osiem komórek. Podeszła bliżej. Wewnątrz pierwszych kratek widniały niepozornie napisy.
     - Snouts - przeczytała.- Boyork, co to jest Snouts?
     - Zdalniki do prac podziemnych firmy Ashton Tate Ltd. Produkcji tego modelu zaprzestano trzy lata temu. Przeznaczenie konstrukcji to prace górnicze w wyjątkowo niebezpiecznych warunkach. Na stanie są trzy sztuki, w tym dwa egzemplarze w pełni sprawne. Lokalizacja fizyczna to nieczynna kopalnia uranu na terenie Afryki Południowej.
     Gdy Natalia dotknęła kratki ze słowem "Snouts", z podłogi tuż obok niej podniosła się płaska płyta, trochę wyższa niż ona. Wewnątrz znajdował się monitor, a w nim trójwymiarowy model zdalnika, który wyglądał jak skrzyżowanie kreta z dżdżownicą. Obok, na błękitnym obramowaniu, umieszczono elementy sterujące podobne do tych, które widziała wcześniej na konsoli. Położyła dłoń na wystającej półkuli i kręcąc nią oglądała dziwoląga z każdej strony. Po minucie najwyraźniej się znudziła.
     - Schowaj to, Boyork - powiedziała.
     Płyta wrosła w ziemię, a ona odsunęła się, żeby mieć lepszą perspektywę, i chwilę czytała bez zrozumienia nic nie mówiące jej nazwy. Nagle dostrzegła odmieńca. Przegródka wyglądała tak samo jak inne, z tym, że tkwiła na niej wykonana jakby z metalu siatka o niewielkich oczkach. Pochyliła się.
     - Niuńki - przeczytała i dotknęła kratki. Sygnał alarmowy pojawił się zupełnie nieoczekiwanie. Odskoczyła i zadarła głowę do góry.
     - Boyork, co to jest?
     - Nieautoryzowany dostęp.
     - Co?
     - Musisz podać hasło.
     Po tych słowach na wysokości prawego łokcia wyrosła wirtualna klawiatura, a obok kołysał się niewielki monitor. Niewiele myśląc, Natalia wcisnęła kilka guzików na chybił-trafił i zaraz po tym buczek rozdarł się po raz kolejny.
     - Nieautoryzowany dostęp - powtórzył Boyork.
     - Wiem, wiem. - Podrapała się cyfrową dłonią w cyfrową głowę. - Boyork, zapuść Rypacza z Taranem - zakomenderowała po chwili.
     Doxer posłusznie wykonał komendę i po sekundzie nieco z boku pojawił się pasek postępu w postaci długiego termometru. Gdy urządzenie wskazało pięćdziesiąt siedem stopni w skali Celsjusza, Boyork odezwał się ponownie.
     - Hasło złamane - obwieścił, a blokada na przycisku z napisem "Niuńki" zwinęła się jak denko puszki.
     Natalia dotknęła napisu. Tak jak poprzednio, po lewej stronie wprost z podłogi wysunęła się gładka płyta. Narysowany na niej chłopiec miał na oko dziesięć lat. Cienka kreska podkreślała ostre rysy i wąską szparkę ust. Prócz zagadkowego portretu na płycie nie było nic, więc, niewiele myśląc, dotknęła go i obraz natychmiast przeobraził się w układ kafelków, który był pomniejszoną kopią kratownicy na ścianie czołowej. Pól było jednak znacznie mniej - trzy komórki w poziomie i siedem w pionie. Pierwsze dwa rzędy były wypełnione napisami, a w pozostałych znajdowały się białe zaślepki.
     - Mark, Sigmund, John, Klaus, Arthur, Jack - przeczytała głośno. Na niebiesko palił się tylko napis Mark. Gdy go dotknęła, zamigotał i zniknął, a na ekranie pojawiło się dziecko. Malec oddychał miarowo. Bardzo wysokie czoło podkreślała naciągnięta na tył głowy czapka, a na dnie otwartych oczu pobłyskiwała seledynowa poświata. Natalia, nie dowierzając własnym oczom, przesunęła manipulatorem. Postać zmieniła położenie. Wysokie czoło okazało się wygoloną i pozbawioną włosów skórą, a biały czepek - zwojem bandaży. Ukryta pod cienkim materiałem czaszka była zdeformowana nieprawidłowymi zrostami, jakby wielokrotnie poddawano ją trepanacji. Na granicy opatrunku znajdowało się wiele starych blizn oraz kilka szwów, a tu i ówdzie spod wyplamionych jodyną włosów wystawała naga kość.
     - Jezu! Co to jest? Co to jest, na miłość boską?
     - To nie jest odpowiednie pytanie, Modivhaszma - ryknął nagle 2r&. W głosie pobrzmiewała wściekłość. - Odpowiednie pytanie brzmi: co ty tu robisz, do ciężkiej cholery?
     Zanim zdążyła mrugnąć, obraz znikł i znów stała przy wyrastającej ze ściany ławce, w białej sali z napisem "Rozdzielnia". Przeskok był tak nieoczekiwany, że jeszcze przez kilka sekund rozglądała się, próbując ustalić, skąd wydobywa się podenerwowany głos.
     - Do jasnej cholery, czy ty jesteś nienormalna? - krzyczał 2r&. - Włamujesz się do własnych zasobów? Dla kogo ty pracujesz? Dla konkurencji? Powinienem napisać na ciebie raport! Jak mogłaś użyć programu do łamania haseł przeciwko własnej firmie?
     - Przepraszam, to jakoś tak samo wyszło.
     - Samo wyszło!? Powiem ci, że jeśli zauważył to koordynator, to dopiero wyjdzie z tego pasztet.
     - Ale ja nie wiedziałam, że...
     - Dość już - przerwał jej. - Siedź teraz cicho. Spróbuję wymazać to z logów. Może ci się upiecze.
     Natalia opuściła głowę i skrzyżowała ręce na piersiach. Czekała w milczeniu.
     - Jednak masz więcej szczęścia niż rozumu - powiedział 2r&. po jakimś czasie. W głosie ciągle pobrzmiewało rozdrażnienie. - Udało się, ale nigdy więcej tego nie rób. Poza tym nie pytaj, co widziałaś, i zapomnij, co widziałaś. Czy to jasne?
     - Tak. Ja jeszcze raz chciałam przeprosić za to...
     - Już starczy. Przed nami mnóstwo pracy. Było, minęło i koniec, kropka. Dziś pierwsze zajęcia w zdalnikach. Pracowałaś już kiedyś w czymś takim?
     - Tak.
     - W czym?
     - W "Cybergrabie"
     - W czym?
     - No, na uczelni, ale bez terminala. Sterowało się nią przy pomocy rękawicy. To znaczy, ta "Cybergraba" to nie był typowy zdalnik. Taka uproszczona dłoń po prostu. Zbudowali ją doktoranci do nauki dla studentów. O ile pamiętam, była to kopia pierwszego urządzenia do pracy przez Sieć. Do zdalnych operacji, znaczy. Na zajęciach pisałam kawałki kodu poruszające kciukiem.
     - Rozumiem. W przypadku ręki interfejs faktycznie działa prosto - lokalny system analizuje położenie rękawicy i przesyła dane do Sieci. Zdalne urządzenie odbiera nowe współrzędne i wysyła odpowiednie informacje do silników sterujących. W ten sposób, mając obraz z kamery przed oczami, chirurg mógł operować pacjenta odległego o tysiące kilometrów. To typowy układ jednostronny, ale dziś to już prehistoria. Jak pamiętasz, twój terminal zapewnia reakcję zwrotną. To ma duże znaczenie przy sterowaniu, bo każdy twój ruch jest przenoszony na maszynę, ale i na odwrót. Jeśli przykładowo siedzisz w Robalu...
ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

26
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.