nr 09 (XXXI)
listopad 2003




powrót do indeksunastępna strona

Marcin Herman
  Wizja wojny nieprawdziwej

        o powstawaniu komiksu "Achtung Zelig" i przyszłości rozmawiamy z Krzysztofem Gawronkiewiczem

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jak doszło do powstania komiksu "Achtung Zelig" i jego niezwykłych bohaterów?

Pewnego razu jak zwykle łaziliśmy sobie z Krystianem po Warszawie, gadając i szukając inspiracji. Krystian miał taki zwyczaj, że podczas rozmów w knajpie zamalowywał zdjęcia w gazetach. Zawsze jakieś potwory wyrysowywał. Zamalowywał oczy, twarz, zmieniał w ogóle postaci polityków, sportowców. Wtedy akurat mieliśmy przy sobie pismo "Film". Na końcu tego numeru była reklamówka, na której ojciec z synem szli sobie za rączkę. Temu większemu Krystian dorysował głowę bardzo podobną do Obcego a temu małemu taki kosmaty ryjek jakiegoś diabełka, jakiejś kozy brodatej. Parę dni po tym spotkaniu zacząłem sobie przeglądać te gazety. Byłem wtedy po lekturze artykułu - wspomnień z czasów wojny, o tym jak matka z córką próbowały przemknąć się chyłkiem obok stacjonujących Niemców. Popatrzyłem na te dwie postacie i tak sobie mimochodem skojarzyłem te dwie sprawy. Narysowałem dwa, trzy kadry.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliście, że zrobicie taki komiks?

Nie, nie wiedzieliśmy. Pomyślałem, że to bardzo surrealistyczny zestaw, dziwaczny zupełnie. Wyobraziłem sobie, że ten mały, kosmaty, to jest matka (żeby było jeszcze dziwniej), a ten wielki z twarzą Obcego to jest jego córka. Pamiętam, że narysowałem właśnie ten pierwszy obrazek, gdzie dwie postacie Zeligów stają naprzeciw wyłaniającego się z mgły niemieckiego oddziału. Przepisałem dokładnie dialogi z tych wspomnień i wpisałem w dymki. Pokazałem to Krystianowi. Własnoręcznie, na moim rysunku, zmienił małego, kosmatego w żabią głowę - to była jego postać.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Córka i matka z artykułu były Żydówkami, czyli nasze postacie od razu wystąpiły w tym komiksie z gwiazdami Dawida na opaskach. Od razu też pojawił się dowódca ekipy niemieckiej, czyli Austriak karzeł Emil. Parę miesięcy wcześniej mieliśmy dla "Życia Warszawy" zrobić komiks o współczesnych legendach warszawskich. To był chyba 1990 lub 1991 rok. Pierwsza legenda dotyczyła Krzyżaków, Grunwaldu i wszystko to było jakoś powiązane z Warszawą. Tam właśnie pojawił się taki karzeł z czapką ze swastykami. Żywcem przeniosłem tę postać z tamtego komiksu. Akurat zbliżał się konwent komiksów w Łodzi [obecnie Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi - red.]. Powiedziałem Krystianowi, żeby napisał scenariusz na cztery strony. To był dokładnie 1993 rok.

Zatem wygląd i żydowskie pochodzenie Zeligów jest kwestią pewnego przypadku?

Tak i nie. Fakt, że są Żydami, że są spokrewnieni i że spotykają Niemców, zostały skojarzona natychmiast. Podstawa, kanwa tej historii powstała od razu, niemalże w ułamku sekundy. I później obrastała powoli. Postacie zostały zmienione. Dokładaliśmy pewne rzeczy. Pewnego dnia Krystian usiadł i dopisał długą historię. Te pierwsze cztery strony były zaledwie początkiem dłuższej fabuły.

O czym opowiada "Achtung Zelig"?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jest to historia dwóch polskich Żydów - ojca i syna. Przemierzają bezkresne równiny Mazowsza w czasie wojny. Na swojej drodze spotykają niemiecki patrol i w tym momencie zaczynają się ich kłopoty...

Nie sądzisz, że wielu czytelnikom "Achtung Zelig" może wydawać się komiksem kontrowersyjnym?

Przede wszystkim kontrowersje budzi warstwa wizualna. Gdy ktoś po raz pierwszy ten komiks ogląda, już na pierwszej stronie zobaczy gwiazdę Dawida. Dalej pojawia się swastyka i to w przewrotny sposób na cyrkowej czapeczce karła.

Kolejna kontrowersyjna rzecz to humor. Jest to jednak komiks również w jakiś sposób humorystyczny. Przy okazji jest bardzo ciepły i sympatyczny. Poprzez ciepło i sympatię naszych bohaterów. Jak się okaże, są bardziej ludzcy niż ludzie. Okazuje się, że nasi bohaterowie od pokoleń żyją w małej zbiorowości, w małym miasteczku, a przez swój dziwaczny wygląd, nie są akceptowani nawet przez mniejszość żydowską.

To jak oni wyglądają nie znaczy, że autorzy komiksu sugerują, że tak wyglądali Żydzi, albo, że ten wygląd jest metaforą Żydów. Są to zupełnie inne autonomiczne postacie, które znalazły się w zawierusze wojennej akurat w tym miejscu.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nie obawiasz się, że w Polsce komiks zostanie niewłaściwie odczytany?

Nie mam pojęcia, jak zostanie odebrany ten komiks. Uważam, że komiks nie jest kontrowersyjny, jeśli ktoś go uważnie przeczyta. To jest komiks o wojnie, o Polsce, i do tego o Żydach. To potężny zbitek, bardzo kontrowersyjny. Wystarczy, że dużo o wiele mniej istotnych rzeczy powodowało jakąś niesamowitą burzę, polemikę, oskarżenia, sądy. Mam nadzieję, że z tym komiksem tak nie będzie. Nie jest zamierzeniem autorów robienie szumu wokół tego komiksu, ze względu na tematykę.

Skąd wziął się tytuł tego komiksu?

O ile dobrze odczytuję intencje Krystiana, tytuł nawiązuje do filmu Woody Allena, którego bohater jak kameleon świetnie się przystosowywał do każdej sytuacji w surrealistyczny bardzo sposób. On zupełnie zmieniał swój wygląd i zachowanie. Gdy pojawiał się obok Hindusa, jego skóra robiła się ciemna.

Jak ty, jako rysownik, odbierasz ten komiks?

Kiedy to rysuję, to wyobrażam sobie, że ta historia to wojna widziana naszymi oczami - trzydziestoparolatków, którzy znają ją wyłącznie z filmów propagandowych, seriali, które niegdyś bardzo nam się podobały i nadal podobają, na przykład "Czterej pancerni i pies", czy "Stawka większa niż życie". W komiksie jest bardzo dużo tego typu odnośników. To zostało przepuszczone przez filtr - wizję wojny nieprawdziwej, nieprawdziwych bohaterów, nieprawdziwych dialogów, często przerysowanych, wyolbrzymionych i przestylizowanych, ale zderzonych z czymś więcej niż to, co znamy z "Czterech pancernych".

Niedawno na łamach "Gazety Wyborczej" Wojciech Orliński użył określenia "opus magnum" pisząc na temat
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
twojej i Macieja Parowskiego "Burzy", opublikowanej w wojennej antologii "Wrzesień". Jak w tym kontekście odbierasz "Achtung Zelig"?


Pan redaktor Wojciech Orliński psioczył między wierszami, że znowu "Burza" to tylko szkic, że komiks nie jest skończony. Prawdopodobnie każdy plastyk, który robi nową rzecz pragnie, by była lepsza od poprzedniej. Z tym większą niecierpliwością czekam na reakcje czytelników.

"Achtung Zelig" to jeden z tych "kultowych" komiksów, które po wielu latach zaczynają się ukazywać. Jakie są twoje oczekiwania względem tego, jak zostanie on odebrany?

Teraz już wiem, jak się tworzy "kultowość" komiksu. Trzeba przez 10 lat rysować i co kilka lat w fanzinach pokazywać po dwa, trzy kadry. Wówczas komiks obrasta "legendą"... Nie wiem, czy to jest komiks kultowy i nie mam pojęcia, jaki będzie jego odbiór.

O "Zeligu" słyszało wielu czytelników, ale nikt nie wie niczego konkretnego. Nie obawiasz się pewnego rodzaju przekleństwa związanego z "legendarnością" tego komiksu?
Że czytelnicy się zawiodą?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Że mogą poczuć się zawiedzieni, kiedy komiks nie spełni ich oczekiwań.

W tym komiksie każdy znajdzie coś dla siebie, coś miłego. Gustowne niemieckie mundury, zgrabne sylwetki Zündappów i BMW; nienajgorsze efekty specjalne (wybuchy, terkot karabinu maszynowego); piękno polskiej przyrody (występują m.in. koty, wierzby, bażanty); żywe dialogi, połączone z gestykulacją i mimiką bohaterów; 37 ujęć stworzonych cyfrowo, specjalnie na potrzeby tej edycji; 4 jakże różne, efektowne lokacje; kilkanaście rodzajów uzbrojenia (m.in. ulubiony MG-42); tryb "komiksu moralnego niepokoju" na stronie 26; a także ekskluzywnie dołączoną muzykę (partyzancka mruczanka). Zawiedzeni mogą być jedynie fani "klimatycznych" podkładek pod myszki. W zamian, tym najbardziej wybrednym, oferujemy załączony ekskluzywnie doalbumu bogaty zestaw klamek...

Jesteś znany z tego, że przywiązujesz dużą wagę do artystycznych walorów swoich komiksów - by były dopracowane, precyzyjne, zgodne z twoimi wyobrażeniami, ale jednocześnie zrównoważone fabułą.

Najważniejsza jest dla mnie grafika. Zdarzało się, że dawałem gotowe komiksy Grzegorzowi Januszowi, który genialnie je preparował, dodawał dymki i układała się świetna historia. To było dla mnie najwygodniejsze. Wszystko dzięki geniuszowi kolegi. Najlepiej było usiąść i zacząć komiks od bardzo efektownego rysunku. I bardzo efektownym skończyć. I żeby było równie efektownie w środku. Rysunek obudować dookoła fabułą. Ale to nie o to chodzi.

Przy "Burzy" zastanawiałem się, dlatego rysunki są tam tak pieczołowicie wyrysowane. Teraz już bym chyba tak nie rysował. Dwa razy szybciej można wykonać rysunek, który będzie równie efektowny dla przeciętnego
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
czytelnika. To ja widzę niuanse. Poligrafia i tak zrobi swoje i będzie to tak samo wyglądało. Ładnie to wyjdzie, ale optyka ludzka, ludzkie oko tego nie wyłapie. Zobaczy ten sam obraz, który narysowałbym dwa razy szybciej. Widzę to po latach.

Dla przeciętnego czytelnika "Achtung Zelig" jest narysowany tak samo jak "Burza", tą samą techniką. Też jest tam mnóstwo kresek, kropek. Tylko, że jest rysowany bardziej ekspresyjnie, staram się urozmaicać tę kreskę. Raz coś jest puszczone, innym razem narysowane precyzyjniej. Zależy od temperatury akcji.

Pochodną tej precyzji jest również czas, jaki poświęcasz na narysowanie każdego komiksu. Zazwyczaj niezwykle długi...

Zwykle długo siedzę przy swoich rzeczach. Ostatnio spotkałem znajomego, który po raz kolejny zasugerował, że wolno rysuję. Co to znaczy rysować wolno? To dobrze? Źle? Mówię: pokaż mi tych "szybkich" rysowników, którzy wydają teraz albumy. W biegach na 100 metrów trzeba być szybkim, a nie w rysowaniu. Co to w ogóle za zaleta?! Ja zresztą też uważam, że wolno rysuję. Z jednej strony we Francji i Belgii są rysownicy zarabiający na komiksach, którzy robią dwa albumy na trzy lata, albo trzy albumy na dwa lata. Z drugiej, weźmy takiego Bilala. Po jego komiksach widać, że to nie jest praca zrobiona w rok, pół roku, tylko robi to parę lat. Usiądzie, raz zrobi genialną rzecz. I to zostaje na wieczność. Opus magnum. Byle nie przegiąć i nie robić w nieskończoność czegoś niepotrzebnego. Można się przecież zarysować na śmierć. Są granice. Trzeba wiedzieć, co odpuścić, co zostawić, jak skończyć.

"Achtung Zelig" również powstawał z przerwami.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przerwy w rysowaniu były czasami nawet dwuletnie. Pewnie wynikało to z niemocy wydawniczej. Nie było żadnego bodźca. Rysowałem wówczas Mikropolis, to "Kelwina i Celsjusza" i do "Gazety Wyborczej". Później ukazał się pierwszy album, drugi album. W międzyczasie rysowałem "Zeliga". Były jakieś impulsy, pomysły, czasami jakiś film zobaczyłem, czy jakieś zdjęcie, czy w jakieś opowieści zaintrygował mnie jakiś pomysł. Czasami chciałem coś narysować, ale po prostu nie wychodziło. Jakbym w ogóle nie umiał rysować. Są takie dni, czy tygodnie nawet. A czasami siadam i po prostu wiem, że narysuję dokładnie to, co sobie wyobraziłem. Przerwy były różne, z różnych powodów. Walczyłem jednak, żeby w tym komiksie styl był jednak cały czas ten sam.

Przez lata zmienia się styl rysownika, jego doświadczenie życiowe, spojrzenie na świat, uczy się nowych technik, zauważa nowe rzeczy. Jak udało ci się utrzymać spójność - przede wszystkim graficzną - tego komiksu?

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Moim zdaniem nie powinno się rysować albumu po kolei plansza za planszą. Dzieło zawsze powstaje na szkielecie, ma swój plan, punkty odniesienia. Gdy rysujesz pierwszy kadr szesnastej planszy, a później czwarty kadr pierwszej planszy, a rysujesz długo i styl ci się zmienia, to czytelnik tego nie wyłapie. Różnice stylów zacierają się. Może dzięki temu, że nie rysowałem tych plansz po kolei, udało mi się utrzymać całość w jednym stylu.

Powiedziałeś, że ważne jest, by wiedzieć, co odpuścić, kiedy skończyć. Nie miałeś momentów, w których traciłeś serce do rysowania "Achtung Zelig"?

Właśnie głównie z powodu takich momentów były przerwy w rysowaniu. Obiecywałem sobie, że już nigdy się za to nie wezmę, że mam tego dosyć. Ta technika rysowania jest szczególnie mecząca. Jest przyjemnie, kiedy po dłuższej przewie tak sobie siadam i rysuję. Gra odpowiednia muzyka, zanurzam się w tym świecie. Ale potem przychodzi totalne zmęczenie. Po każdej takiej jednodniowej sesji mam już tego dość. Na szczęście wiem, w którym momencie przestać, bo dalsze rysowanie jest kompletnie nieefektywne.

Czasami rysuję mimo zmęczenia, rysuję na pamięć, a mózg już nie pracuje. Następnego dnia oglądam ten rysunek i jest do wyrzucenia, do niczego się nie nadaje. Ostatnio tak robiłem. Bolała mnie głowa. Nigdzie nie wyjeżdżałem na wakacje. Do końca albumu zostały trzy plansze. Niby skomplikowane, ale mam to wszystko opanowane, żadnych rewolucji graficznych tutaj być nie musi, bo to chodzi tylko o narrację samą, to już koniec jest albumu, narysuję to według starych patentów. I tak po prostu rysowałem z lewej do prawej. Tym sposobem wykonałem trzy wersje jednej planszy. Pierwszą zrobiłem, ale była słaba. Zostawiłem chyba tylko jeden rysunek. Potem też go wyrzuciłem. Narysowałem drugą, ale się okazało, że była jeszcze gorsza. Nieporozumienie kompletne. A wydawało mi się, że zrobiłem to według swoich sprawdzonych schematów. Okazało się, że mózg był już przeładowany, musiał się zresetować. I tyle. Zrobiłem sobie trzydniową przerwę i narysowałem ten komiks inaczej. Po dwóch dniach przyszedł mi do głowy zupełnie inny pomysł.

Przez ostatni rok narysowałem trzy czwarte tego albumu. Ale oczywiście też z przerwami paromiesięcznymi. Minęło 10 lat, ale przez ten czas to się posuwało do przodu w tempie parę plansz co kilka lat. Dzięki temu powstawały nowe pomysły i nowe spojrzenie na to, co zrobiłem. Również do scenariusza można było dokładać, weryfikować, a nawet wyrzucać.

Po wielu latach wytężonej pracy, ukazały się dwa albumy "Mikropolis", "Tabula Rasa" była publikowana w "Arenie Komiks", w antologii "Wrzesień" ukazał się fragment "Burzy", teraz na rynku pojawia się "Achtung Zelig". Miał być trzeci album "Miasteczka Mikropolis", ale jak rozumiem zajmiesz się zobowiązaniem związanym z wygraną komiksu "Otto Bohater" w konkursie wydawnictwa Glenat i telewizji Arte?

Muszę wykonać jeszcze 26 plansz. Przewiduję na to około 6-7 miesięcy pracy. To są moje plany i zarazem jeden wielki znak zapytania. Czy umierać z głodu i nie pracować, żeby skończyć ten komiks? Nie rozmawialiśmy jeszcze konkretnie z Francuzami. Oni się zobowiązują, że wydadzą komiks do końca 2004 roku. Dla mnie jest to teraz priorytet, niestety kosztem Mikropolis.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
O waszej wygranej trochę się w Polsce mówiło, ale mało kto chyba wie, o czym opowiada ten komiks.

Z grubsza można powiedzieć, że jest to wariacja na temat czarnego kryminału, bardzo dziwaczna, pokraczna, rozgrywająca się w naszych polskich, warszawskich realiach.

Jakie znaczenie ma dla ciebie ta wygrana?

Dla mnie jest to niesamowita rzecz. Jak wygrana w totolotka. Już się z tym pogodziłem, ale dociera to do mnie powoli. Muszę prostu spokojnie zrealizować ten projekt, bez zbytniego ekscytowania się, bez kalkulowania, co będzie później. Teraz nastawiam się na zrobienie 32 stronicowego komiksu. Cieszę się, że
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
robię komiks dla poważnego wydawnictwa. Wiem, że to będzie zawodowo wydane, ukaże się w kraju, gdzie ludzie cenią komiks. Najbardziej cieszy mnie to, że robię ten komiks z Grzegorzem Januszem, który jest świetnym scenarzystą.

Uważasz, że to może być początek kariery na rynku frankofońskim?

Może, ale nie musi. Wiele słyszałem historii, jak jest z tymi karierami na Zachodzie. Nie byłem tam, nigdy nie próbowałem robić tam kariery. Chcę po prostu, żeby komiks ujrzał światło dzienne. Byłoby wspaniale, gdyby udało się wydać ten komiks i gdybyśmy razem z Grzegorzem, mieszkając nadal w naszym ukochanym mieście, mogli tam publikować.

Tego wam życzę. Dziękuję za rozmowę.

powrót do indeksunastępna strona

38
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.