nr 01 (XXXIII)
styczeń-luty 2004




powrót do indeksunastępna strona

Autor
Agnieszka "Achika" Szady
Radość i żal
"Powrót króla"

Zawartość ekstraktu: 90%
Po oszołomieniu i zachwycie "Drużyną Pierścienia" i rozczarowaniu "Dwiema wieżami" na premierę "Powrotu króla" oczekiwałam z ciekawością, ale i mieszanymi uczuciami. Z góry było wiadomo, że Jackson obciął całą końcówkę dotyczącą sytuacji Shire; chodziły też plotki, że Saruman ma wypaść przez okno wieży i na coś się nadziać. 1 stycznia 2004 wreszcie zobaczyłam, jak reżyser poradził sobie z zakończeniem historii.

Jako dzieło filmowe "Powrót króla" jest w zasadzie dobry: wciągający, monumentalny, kiedy trzeba smutny lub wesoły. Podoba się aktorstwo, dynamika, reżyserowi udało się nawet zręcznie wykorzystać niektóre oferowane przez oryginał zawieszenia i zwroty akcji (flota Umbaru, Pierścień zabrany przez Sama, itp). Ale właśnie jako dzieło filmowe zawiera też dość rażące błędy.

Przede wszystkim, Peter Jakcson drastycznie poobcinał wątki, i nie mam tu bynajmniej na myśli wątków książkowych, lecz takie, które pojawiały się w poprzednich częściach filmu. Jeżeli rozpatrujemy ekranizację jako całość - a inaczej przecież nie można - to wielkim błędem jest fakt, że Saruman w trzeciej części jest zupełnie nieobecny i tylko jakby mimochodem Gandalf o nim raz wspomina. Czarodziej był ważną postacią, mającą wielki wpływ na akcję, więc nie może nagle zniknąć niczym aktor trzeciorzędnego serialu obyczajowego, który nagle zażądał podwyżki. Również wątek miłości Eowiny do Aragorna domaga się logiczniejszego zakończenia niż scena koronacji, w której dama ta czule spogląda na Faramira (w filmie nie widzieli się przedtem nawet na sekundę!), a następnie bije brawo swojemu ukochanemu, całującemu się z inną. Już pomijam fakt, że Aragorn na oczach poddanych wpija się w usta Arweny niczym podniecony szesnastolatek - zaiste, bardzo królewskie zachowanie.

Reżyser pominął też fakt posiadania przez Denethora palantiru - szaleństwo i załamanie namiestnika zdaje się wynikać wyłącznie z faktu śmierci Boromira, ale jak w takim razie wytłumaczyć jego zadziwiającą wiedzę na temat tożsamości Aragorna? Nie ma też, niestety, dramatycznej i świetnie nadającej się do sfilmowania sceny z wysłannikiem Saurona pokazującym u wrót Mordoru mithrilową kolczugę Froda jako dowód złapania "szpiegów". Nawet ujęcie z Nazgulem na murach i stającym dęba Cienistogrzywym z Gandalfem i Pippinem na grzbiecie, reprodukowane we wszystkich materiałach przedfilmowych, nie zostało wykorzystane. Prawdopodobnie większość wymienionych przeze mnie wątków i postaci pojawi się w rozszerzonej edycji - ale, na litość boską, cóż to za argument??

Niestety, zbytnie przywiązanie do efektów specjalnych spowodowało, że kilka scen, które w powieści są opisane w klimatyczny, aż proszący się o sfilmowanie sposób, zostało zmarnowanych. Być może na naszych oczach dokonuje się właśnie zmiana "środków artystycznego wyrazu" w filmach i to, co dałoby się pięknie i nastrojowo zrobić oświetleniem, muzyką i aktorstwem, obecnie załatwiają programy komputerowe. Przykład: Pippin zaglądający w palantir. Aż dziw, że reżyser o horrorowej, bądź co bądź, przeszłości, nie zrobił z tego ujęcia perełki grozy. A takie byłoby to łatwe: ciemność (niebieskie "księżycowe" oświetlenie planu mogłoby w tym momencie nienaturalnie przygasnąć), pełna coraz większej grozy twarz hobbita oświetlona padającym z kuli blaskiem, który zmienia natężenie, sugerując, że coś się tam porusza. Do tego przerażające, narastające tło dźwiękowe - i, a niech tam, mogłaby być nawet ta tania sztuczka z sekundową przebitką na płonące Oko. Zamiast tego co dostajemy? Rzucającego się w drgawkach na podłodze Pippina, zupełnie, jakby palantir znajdował się pod napięciem. Pierwszym moim skojarzeniem było: "Dlaczego Merry nie weźmie jakiegoś kawałka drewna i ostrożnie nie oderwie mu rąk? A potem uziemić to cholerstwo!"

Chyba jeszcze bardziej żałośnie wygląda zagłada Saurona po zniszczeniu Pierścienia. W powieści wyglądało to tak:

"A kiedy patrzyli na południe [...] wydało się im, że widzą, jak na tle bladego obłoku wznosi się ogromny kształt ciemny, nieprzenikniony, [...] wypełniający całe niebo. Zawisł nad światem olbrzymi i potworny, wyciągnął ku nim długą rękę, jakby grożąc, złowrogi, ale bezsilny; w chwili bowiem, gdy się nad nimi zniżył, silny podmuch wiatru porwał go i uniósł gdzieś w dal." (tłum. M. Skibniewska).

W kinie tymczasem otrzymujemy łypiące rozpaczliwie na wszystkie strony Oko na walącej się wieży, które w końcu wyłącza się i kurczy do jednego punktu niczym obraz telewizyjny. Zamiast powiewu lęku, że mimo wszystko cień ostatkiem sił zdoła coś zrobić bohaterom, mamy groteskę.

Jedną z wielu zalet "Drużyny Pierścienia" i "Dwóch wież" były wspaniałe, prawdziwe krajobrazy. W Shire każdy chciałby zamieszkać od zaraz, a przestrzenie Rohanu zapierały dech. Niestety, Gondor i Mordor zostały w większości wykreowane komputerowo lub makietowo i to widać. Minas Tirith jest klaustrofobiczne, składa się głównie z placyku i ciasnej uliczki i jak okiem sięgnąć otoczone jest pustym, jałowym stepem - zagadka, skąd jego mieszkańcy brali żywność. Bardzo nienaturalnie wygląda skala odległości: Orodruina widoczna hen, za górami, wydaje się jednocześnie leżeć zaledwie kilka kilometrów od stolicy Gondoru, Gorgoroth jest niewielką dolinką, a od Czarnej Bramy do Barad Dur jest na moje oko nie dalej niż z Placu Trzech Krzyży do Pałacu Kultury. W związku z tym to, co w książce było morderczą wędrówką wyczerpanych hobbitów, tutaj staje się zaledwie dłuższym spacerem. Szkoda, bo dla mnie osobiście opis tego rozpaczliwego przedzierania się przez wrogi kraj, w trudnym terenie i o głodowych racjach chleba i wody jest bodaj najmocniejszą stroną całej powieści. Peter Jackson pogania Froda i Sama naprzód w pośpiechu, nie pozwalając nam się dokładniej wczuć w grozę ich sytuacji - znacznie więcej miejsca poświęca na zabawę w chowanego z Szelobą niż jednej z najdramatyczniejszych scen, kiedy to przestraszony, niezaprawiony w walce ogrodnik idzie szukać swego przyjaciela w warowni pełnej orków.

Za to Elijah Wood i Sean Astin grają bez zarzutu: na wszystkie sceny z ich udziałem patrzę z przyjemnością. Przejmujący był moment, kiedy wlokący się resztkami sił Frodo nieskładnymi gestami odgania od siebie jakieś wizje (niestety, w chwilę później pokazany został reflektor przeciwlotniczy generowany przez Oko i atmosferę diabli wzięli); piękny był pocieszający monolog Sama na zboczach płonącej Orodruiny, a ciepłe spojrzenie, jakie wracający do zdrowia Frodo wymienia ze stojącym w drzwiach przyjacielem, jest jednym z najlepszych momentów całej trylogii. Wzruszający jest też przejmująco smutny Frodo w Bag End, no i jeszcze piękna, oniryczna scena, w której Galadriela "pomaga" mu wstać.

Podobał mi się też Gollum, na którego w "Dwóch wieżach" niemal nie mogłam patrzeć, może dlatego, że było go zbyt dużo, a piękny raczej nie jest, choć mimika twarzy stworzona jest naprawdę świetnie. Interesująco - i, jak dla mnie, nawet lepiej niż poprzednio - została rozwiązana jego kolejna rozmowa z samym sobą. Nie przeszkadzała mi też wymyślona przez Jacksona intryga, w której oczernia Sama przed Frodem.

Zadziwiająco sympatyczni są w "Powrocie króla" Merry i Pippin, którzy w pierwszej części przypominali drobnych cwaniaczków, a w drugiej niemal nie występowali. Zarówno uroczo podchmielone powitanie wjeżdżającej do Isengardu ekipy, jak i przygnębiające, wzruszające rozstanie, kiedy czarodziej zabiera Pippina, są świetnymi scenami. Bardzo piękna jest rozmowa Gandalfa z Pippinem na balkonie Minas Tirith, kiedy wyjaśnia mu, dlaczego nie trzeba bać się śmierci, a potem opiekuńczym gestem kładzie mu dłoń na ramieniu na widok zbliżających się wojsk Mordoru. Bardzo przypadła mi też do gustu scena w gospodzie po powrocie do Shire, gdzie czterej przyjaciele piją piwo przy stoliku - niby zwyczajni i dopasowani do otoczenia, a jednak w jakiś sposób "osobni", inni od reszty.

Nie jest bynajmniej odkrywczym stwierdzenie, że po prostu sceny z aktorami są lepsze, piękniejsze i bardziej przejmujące, niż najwymyślniejsze choćby szarże komputerowo rozmnożonych wojsk. Szkoda tylko, że Jackson zdaje się o tym nie wiedzieć - bitwa na polach Pelennoru podobała mi się daleko bardziej, niż bitwa o Helmowy Jar, ale i tak skróciłabym ją chyba o połowę. W dodatku w wielu scenach moje poczucie realizmu i znajomość elementarnych praw fizyki wyły rozgłośnie i skręcały się niczym dżdżownica nabijana przez Deagola na haczyk. Płomienie pochodni orków ani drgną, kiedy tuż nad nimi przelatuje machająca wielkimi skrzydłami bestia. Mury Minas Tirith są zrobione chyba z kredy do tablicy - po uderzeniu średniej wielkości kamieniem walą się niczym klocki. Olifant jest wielki jak stodoła, biegnąc rozdeptuje konie wraz z jeźdźcami (i ma potem zupełnie czyste nogi) - a mimo to pada jak ścięty po ciosie Eowiny, który w zamierzeniu scenarzysty miał chyba podciąć mu ścięgna, a który zwierzęciu tej wielkości mógłby jedynie nieco zadrapać skórę. Drewniany pomost wieży oblężniczej opadając na blanki rozbija je w pył - nawet, gdyby był okuty żelazem, efekt nie ma prawa być taki. Wiele zastrzeżeń techniczno-militarnych można też mieć do pokazanych w filmie katapult.

Nota bene, szturm olifantów przypomina - nie wiadomo, czy w zamierzony sposób, czy tylko widzom wszystko się ze wszystkim kojarzy - bitwę Rebeliantów ze śnieżnymi łazikami na Hoth, z Legolasem w roli Luke’a i Eowiną jako Wedgem Antillesem. Nawet sztywny, nienaturalny sposób, w jaki przewracają się zabite olifanty, dopasowuje się do konwencji: tylko czekałam, kiedy któryś padając eksploduje. Również śmierć Theodena na rękach Eowiny przypomina scenę z innego filmu na tyle, że oczekiwałam, że na koniec król wyszepcze: "Powiedz swojej siostrze... [w tym wypadku raczej bratu] że miałaś rację...".

Do rzeczy, którym źle zrobiła technika cyfrowa, zaliczyłabym jeszcze podpalanie stosów sygnałowych - scena sama w sobie bardzo piękna, ale widać, że płomienie są "naklejone". W dodatku, sądząc ze skali wielkości i odległości, z jakiej są widoczne, niektóre stosy musiałyby mieć rozmiary kilkupiętrowych budynków - umieszczonych w dodatku na skalistych, kompletnie niedostępnych wierchach.

Peter Jackson zapadł również na dziwną przypadłość, którą można nazwać odwrotnością lęku wysokości. Z lubością i nie zważając na logikę serwuje on widzom widoki prosto w dół z przełęczy Kirith Ungol czy też obozu w pobliżu Ścieżki Umarłych - widoki, które pasowałyby raczej do lecącego dość wysoko helikoptera. Są bardzo ładne, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że na tak obłędną wysokość ktoś może wjechać konno lub wspiąć się po pionowej ścianie (schody Kirith Ungol mają znaczenie czysto symboliczne) i jeszcze układać się do snu tuż nad skrajem przepaści - no, chyba, że to miała być jakaś symbolika, oznaczająca, że Frodo jest na krawędzi. W sumie są to jednak detale, które nie przeszkadzają w oglądaniu filmu - jakkolwiek ta przeraźliwie wysoka skała w Minas Tirith, przypominająca skrzyżowanie dziobu Titanica z lotniskowcem, jednak trochę śmieszy.

Napisałam już o dokonanych przez Jacksona niepotrzebnych cięciach, wypada więc napisać parę słów o pomysłach, które wprowadził. Większość jest - podobnie jak w "Drużynie Pierścienia" - całkiem strawna, nawet, jeśli niekoniecznie potrzebna. Intryga Golluma, dziwny pomysł, że Arwena umrze, jeśli Pierścień nie zostanie zniszczony - wszystko to nie kłóci się z logiką filmu i charakterem postaci. Natomiast nie do darowania jest to, co reżyser zrobił z Denethorem, a zwłaszcza scena jego śmierci. Żywa pochodnia skacząca z murów to pomysł idiotyczny, poniżający dla tej postaci i zupełnie niepotrzebny. Niepokojące są również zadziwiające skłonności Gandalfa do nokautowania kolejnych władców laską (choć trzeba przyznać, że od czasu "Dwóch wież" poprawiła mu się technika i refleks) i zupełna bierność przybocznej gwardii, w czasie, kiedy ktoś bije ich króla. Cóż, może wzięli sobie do serca wcześniejszy okrzyk Denethora o opuszczeniu stanowisk. Sceny takie, jak główny bohater zwisający na jednej ręce ze skraju przepaści, błyskawiczna ucieczka po walących się pomostach z wybuchającego wulkanu, czy ork, który chcąc zasztyletować Froda w ostatniej chwili pada przeszyty mieczem, są "oddaniem Hollywoodowi co hollywoodzkie" i w filmach przygodowych po prostu muszą się zjawić, niezależnie od tego, czy nam, widzom się to podoba, czy też wolelibyśmy, aby zostało to rozwiązane mniej standardowo.

Jak na razie, "Powrót króla" podoba mi się bardziej, niż "Dwie wieże", ale mniej niż "Drużyna Pierścienia". Z ostatecznym werdyktem powinnam się jednak wstrzymać do obejrzenia edycji rozszerzonej - może się bowiem wtedy zdarzyć, że zobaczę zupełnie inny film.

Z kapowniczka Achiki

Achika: Wiadomości z palantiru: w dniu dzisiejszym w gondorskim garnizonie stacjonującym w Osgiliath zginęło dwóch żołnierzy. Przed bramą wjazdową wybuchł koń-pułapka.

Włodek (o Aragornie): No kurczę blade, palnął mówkę o światowym pokoju, jakby wygrał wybory na Miss Gondoru, a nie został jego królem!!!

Krad: Legolas generuje pole grawitacyjne.
Ziemek: Nie!! To olifant generuje pole grawitacyjne. Jest taki duży, że ma własne.

Królocon’04:

Ubieramy się przed wyjściem do kina.
Silvana: Spokojnie, mamy czas.
Achika (głosem Sarumana): Time?... What time do you think we have?


Ewik: Biedny Pippin śpiewa do kotleta.


Kaś: ...albo w tej scenie, kiedy Theoden się zastanawia, gdzie był Gondor.
Ewik: Miał problemy z geografią?


Achika: Okolice Minas Tirith są beznadziejne. Pusty step i dwie drogi jak od linijki.
Zosia: To nic dziwnego, że Elrond powiedział Arwenie, że czeka ją śmierć...
Achika: ...z nudów...
Kaś: ...skoro przez resztę życia ma mieszkać w pokoju z widokiem na Mordor.
Ewik: Raczej na dziurę po Mordorze.


Zosia: W tej scenie, jak Frodo leży na wpół goły, to za mało jest chudy i poobijany.
Achika: I jak oni mu ręce związali taką liną okrętową? Przecież na czymś takim nie da się zawiązać supła.
Marcin: To tak, jak Gołotę pytali o ten lewy prosty, a on powiedział: "To jest trudno opowiedzieć, ale mogę pokazać."
Silvana (wstając): Ani słowa o filmie, bo nie pójdę do kuchni i nie dostaniecie herbaty!
Kaś (z przerażeniem): Mamy cały czas rozmawiać o Gołocie?!
Marcin: Możemy o gołocie Froda.
Wszyscy (dziki wybuch śmiechu).
Ewik: Mnie się podobało, jak Gołota miał szyję poobcieraną od łańcuszka.
[dyskusja o tym, gdzie Frodo ma bliznę po sztylecie, a gdzie po Szelobie]
Silvana (groźnie zagląda do pokoju): O czym rozmawiacie?
My: O Gołocie.
Silvana: A! Bo myślałam, że o "Powrocie króla".
Marcin: ...na ring.
Achika: "Lord of the ring"!


Ewik i Kaś chichoczą jak opętane.
Silvana: Czemu się śmiejecie?
Ewik: Wyliczyłyśmy, czego się boi Aragorn i na samym końcu wyszło nam, że mydła.


Kaś (o gondorskim wojsku): Oni bez Boromira się zepsuli. Tylko on umiał ich porwać. Krzyczał "Gondor!!", dawał im dużo piwa i na koniec świata by za nim poszli.

powrót do indeksunastępna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.