nr 2 (XXXIV)
marzec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Elizabeth Moon
Córka Owczarza
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     – Kiedy odwiedziłem Paksenarrion w celi, zdałem sobie sprawę, że odniosła cięższe obrażenia, niż się z początku wydawało. Jej stan zaprzeczał opowieści Korryna – tego rekruta. To, co opowiedziała, wydało mi się bardziej prawdopodobne. – Stammel powtórzył, co przekazała mu Paks, po czym wrócił do własnych wniosków. – Ta historia lepiej pasowała do odniesionych przez nią obrażeń. Do tamtej chwili Paksenarrion była świetną rekrutką, uczciwą i ciężko pracującą. Korryn miał z nią na pieńku – odtrąciła jego awanse.
     – Kim ona jest, sierżancie?
     – To córka owczarza z północnego zachodu. Uciekła z domu, by zaciągnąć się do Kompanii.
     – A ten... hm... Korryn?
     – Przyłączył się do nas w Białym Potoku, twierdził, że należał do gwardii hrabiego Selina, ale chciał... więcej przygód, o ile sobie przypominam.
     – Historia jego służby?
     Stammel zmarszczył brwi.
     – Nie zrobił nic, co wymagałoby wydalenia go z Kompanii. – W powietrzu niemal zabrzmiało niewypowiedziane „jeszcze”. – Dawał jednak powody do narzekań kapralom Boskowi i Devlinowi, a także zbrojmistrzowi Sigerowi.
     – To niesprawiedliwe! – Twarz Korryna wykrzywił gniew. – Faworyzujecie ją, zawsze tak było! Ładna buźka – założę się, że któryś z was już z nią spał...
     Bosk i Devlin bezwiednie dali krok naprzód, Stammel zesztywniał i zbladł z wściekłości. Zanim zdążył coś powiedzieć, do Korryna podeszła Kolya Ministiera i zmierzyła go wzrokiem z góry na dół.
     – Hm! – parsknęła. – Prawdziwy... mężczyzna... z klasą. – Splunęła mu pod nogi i odwróciła się do kapitana, furkocząc brązową szatą. – Przypuszczam, że dla porządku musimy go przesłuchać.
     – Cokolwiek powie, już go tu nie ma – warknął Stammel.
     – Niezależnie od tego – stwierdził kapitan – musi złożyć zeznanie. I nie mijaj się z prawdą – zwrócił się do Korryna – o ile potrafisz, rekrucie.
     Oczy brodacza strzelały na boki.
     – To prawda – wszystko, co powiedziałem. Ona oszalała i zaczęła bić kaprala. Pomyślałem, że sam sobie poradzi, a on chyba uderzył ją parę razy. Potem ona złapała go za gardło i postanowiłem pomóc mu i ją odciągnąć. Sam wam to powie – wskazał na Stephiego. – Ja... z początku uważałem to za zabawne, a potem... uczyniłem to, co uznałem za słuszne – dokończył, prostując się. – Może popełniłem błąd, ale nie możecie karać człowieka za to, że robi to, co uważa za właściwe.
     Kapitan i świadkowie przyjęli to z zaciśniętymi wargami.
     – Czy są jacyś inni świadkowie? – kapitan zapytał Stammela.
     – Rekrut, którego spotkaliśmy w drzwiach. Twierdził, że szedł po pomoc – powinien był coś widzieć.
     – Gdzie on jest?
     – Kapralu Bosk – rozkazał sierżant. – Proszę doprowadzić tu Jensa.
     – Nie! – rozległ się pisk za jego plecami. – Ja... ja nic nie wiem... nic nie widziałem... właśnie wychodziłem...
     – To przyjaciel Korryna – dodał Stammel, gdy Bosk wyciągał Jensa z szyku.
     Kapitan skinął na dwóch strażników, a ci ujęli rekruta pod ramiona i zmusili do wyprostowania się.
     – Jak ma na imię, Stammel?
     – Jens, sir.
     – Jens. Spodziewam się, że powiesz nam prawdę i to natychmiast. Czy widziałeś bójkę, w której udział brali Paksenarrion, Korryn i Stephi lub przynajmniej dwoje z nich?
     – Ja... – Jens zerkał rozpaczliwie na boki, gdy napotkał palące spojrzenie Korryna, lekko się cofnął. – Ja... widziałem niewielką przepychankę, sir... w pewnym sensie...
     – Niewielką przepychankę? Proszę o dokładną odpowiedź: czy widziałeś jej początek?
     – N-nie... Byłem... byłem... eee... czyściłem buty, sir.
     – Widziałeś jakąkolwiek wymianę ciosów?
     – Cóż... widziałem... widziałem Paksenarrion i tamtego mężczyznę, jak tarzali się po podłodze, a potem Korryn powiedział... powiedział, żebym uważał na drzwi... – Jens wbijał wzrok w buty.
     – Na drzwi?
     – Tak jest, sir. On... hm... powiedział, że powinienem rozejrzeć się za sierżantem, sir.
     – Och? I tak zrobiłeś?
     – Tak. Rozglądałem się, ale go nie widziałem... to jest, dopóki pan nie przyszedł.
     – A co kazał ci zrobić w chwili zobaczenia sierżanta, co? – zapytała Kolya. Stanęła koło niego i zadarła mu głowę. – Patrz na mnie! Co ci powiedział?
     Jens zaczął dygotać.
     – Kazał... kazał, żeby mu powiedzieć.
     – Powiedzieć komu, sierżantowi?
     – Nie. Jemu – Korrynowi...
     – Jeśli zobaczysz sierżanta. Rozumiem. – Kolya cofnęła się. – Nie znam twojego kaprala Stephiego, kapitanie, ale ten rekrut – machnęła w stronę Korryna – kłamie jak z nut.
     – Zgadzam się – stwierdził Sejek.
     – Ten drugi nie lepszy – dodała, patrząc z niesmakiem na Jensa.
     – Obaj powinni znaleźć się pod strażą – oznajmił kapitan. – Kapitan Valichi wróci dopiero za parę dni i nie możemy przez cały czas trzymać ich w karcerze, ale do jutrzejszego ranka...
     – Ale... zapytajcie jego! – przerwał mu Korryn. – Zapytajcie kaprala! Powie wam, że nie kłamię.
     Świadkowie obrócili się do kaprala Stephiego, który do tej pory milczał. Lecz natychmiast wtrącił się kapitan.
     – Zanim zaczniecie zadawać mu pytania, chciałbym opowiedzieć, co wydarzyło się dziś rano.
     – Bardzo dobrze, kapitanie – zgodził się burmistrz.
     – Tego ranka, po przebudzeniu, czekała na mnie wiadomość od lekarza. Stephi obudził się w nocy i chciał zobaczyć się ze mną, lecz nie zawołano mnie ze względu na późną porę. Rano poszedłem go odwiedzić i odkryłem, że nie pamięta wydarzeń poprzedniego wieczoru. W ogóle. Nie chciałem mu niczego sugerować, powiedziałem więc tylko, że zostanie zbadany przez świadków w związku z pewnym problemem. Chirurg nie znalazł żadnych fizycznych przyczyn utraty pamięci, a – jak widzicie – krew, którą był wczoraj pobrudzony, nie należała do niego. Muszę dodać, że w trakcie służby w mojej kohorcie dał się poznać jako kompetentny, zrównoważony żołnierz i dobry kapral, na którym do tej pory nie ciążyły żadne zarzuty. Nie mam pojęcia, co spowodowało takie zachowanie, przysięgam jednak, że nie było ono typowe.
     – Czy to możliwe, żeby udawał zanik pamięci, jeśli zrobił coś złego? – zapytał burmistrz.
     – Nie sądzę – odparł Sejek. – Zawsze był uczciwy.
     – Hm. – Burmistrz zwrócił się do kaprala Stephiego. – Widziałeś obrażenia, jakie odniosłeś ty i pozostali, słyszałeś także zeznania. Czy wiesz, co się stało?
     – Sir, nie pamiętam nic z tego, co wydarzyło się wczoraj po kolacji, aż do chwili, gdy obudziłem się w lazarecie. Po przebudzeniu czułem się dziwnie... byłem oszołomiony... a ręka i zranienia bardzo mnie bolały. Zapytałem lekarza, co się stało, lecz gdy ten zorientował się, że niczego nie pamiętam, nie powiedział mi nic, prócz tego, iż znaleziono mnie pobitego. Kiedy rano usłyszałem o wszystkim... zobaczyłem tę dziewczynę... Sir, nigdy nie pobiłbym tak kobiety. Nigdy nie zmuszałem żadnej, żeby szła ze mną do łóżka. Nie rozumiem, jak mógłbym... lecz widziałem jej obrażenia. Ktoś ją skrzywdził, a jeśli... jeśli ja to uczyniłem, to wiem, co musicie zrobić... – głos mu zamarł.
     – Czemu prosiłeś w nocy o widzenie z kapitanem?
     – Ponieważ wystraszyłem się. Chciałem wiedzieć, co się stało – myślałem, że kapitan mi to powie. Ja... nic nie pamiętam.
     – Ale, Stephi – wtrącił się kapitan – musisz coś pamiętać – może sam początek – musisz być w stanie stwierdzić, czy ten rekrut kłamie. – Świadkowie poruszyli się, lecz nie odezwali. Stephi spojrzał z niesmakiem na Korryna.
     – Sir – kapitanie – niczego nie pamiętam. Twierdzę jednak, że on kłamie. To, co widzieliśmy i słyszeliśmy...
     – Mówisz tak, mimo iż skazujesz sam siebie?
     – Tak. Sir, to oczywiste. Tamta dziewczyna nie mogła pobić mnie – uczciwie mówiąc, nie ma takiej szansy. – W głosie kaprala zabrzmiała absolutna pewność weterana, który zna swoje możliwości bojowe.
     – Ale nic nie pamiętasz? – drążył burmistrz.
     Stephi pokręcił głową.
     – Nie, sir, kompletnie nic. Nie oczekuję, że w to uwierzycie. Jestem pewny, że będziecie chcieli poddać mnie próbie.
     – Musisz pamiętać! – wrzasnął nagle Korryn. – Musisz – przecież ci wczoraj mówiłem... – Zbladł, gdy wszyscy spojrzeli na niego. Uświadomił sobie, co powiedział.
     – Powiedziałeś mu, co? – powtórzyła łagodnie Kolya. – Powiedziałeś mu – co?
     Korryn zdzielił łokciem pilnującego go strażnika i wyrwał miecz upadającemu mężczyźnie. Drugi żołnierz dobył broni i rzucił się na niego, lecz Korryn zdążył uwolnić się i teraz z ostrzem w ręku odskoczył, wypatrując drogi ucieczki.
     – Brać go! – ryknął kapitan, obnażając miecz. Stammel ruszył w pościg z gołymi rękoma, Devlin i Bosk deptali mu po piętach. Korryn zaklął i zamachnął się na sierżanta, który z trudem uniknął ciosu. Brodacz cofnął się i pobiegł ku nieuzbrojonym świadkom, ze wszystkich stron zbiegali się strażnicy. Wtem Kolya, która znalazła się za plecami uciekiniera, owinęła mu szyję swym mocarnym ramieniem. Korryn przewrócił się, łapiąc powietrze. Trzymała go, dopóki strażnicy nie wyrwali mu miecza z ręki i nie unieruchomili ramion.
     – Gdybym ja tu decydowała, już byłby w łańcuchach – oświadczyła spokojnie, wycierając rękę o szatę.
     – Natychmiast – dorzucił Sejek. Strażnicy z radosnymi uśmiechami odciągnęli skutego Korryna na bok. – A teraz, Stammel...
     – Sir – przerwał mu sierżant – proszę o zezwolenie na odesłanie oddziału. Zobaczyli już wystarczająco wiele.
     – Chyba masz rację. Działaj, ale chcę, żebyś uczestniczył w tym do końca.
     – Tak jest, sir. – Stammel odwrócił się. Kapitan zmarszczył brwi i przemówił do świadków:
     – Burmistrzu Fontaine, radna Ministiera, doceniam wasz wysiłek. Zakładam, że zechcecie uzyskać od Stephiego i Paksenarrion dodatkowe zeznania.
     – W rzeczy samej – przytaknął burmistrz. – Ma pan tu dość złożony problem, kapitanie.
     – Przypuszczam, że osadzi pan Stephiego w Pałacyku Księcia – dodała Kolya.
     – Tak. Muszę. Kapralu Stephi – skinął na podwładnego.
     – Tak jest, sir.
     – Tę sprawę należy wyjaśniać dalej. Od tej pory musimy uznać, że jest pan aresztowany. Zobaczymy, czy Stammel zaufa pańskiemu słowu, ma prawo odmówić do powrotu kapitana Valichi.
     – Rozumiem, sir. Szkoda, że nie wiem, co się stało.
     W tym czasie Stammel porozmawiał z sierżantami pozostałych oddziałów i rekruci rozeszli się. Swoim kapralom nakazał zabrać rekrutów na musztrę.
     – Dajcie im zajęcie – polecił – dopóki was nie zastąpię. Mamy mnóstwo zaległości. Przyjdę, jak tylko dowiem się o zdrowie Paks i dalsze zamiary kapitana.
     Na prawie pustym placu kapitan zwrócił się do Stammela:
     – No cóż, sierżancie, miał pan rację. Nie przypuściłbym, ale...
     – Sir, byłem pewien, że Paksenarrion jest niewinna... nie wiem jednak, co sądzić o pańskim kapralu. Jeśli Korryn podał mu jakiś narkotyk...
     – Nie pomyślałem o tym. Wydarzyło się tu coś dziwnego...
     – Zgadzam się z tym – stwierdziła Kolya. – Uważam jednak, że należy to omówić w spokojniejszym miejscu.
     Burmistrz pokiwał głową.
     – Sugeruję Pałacyk Księcia, kapitanie Sejek.
     – Dobry pomysł. Stephi, ubierz się i chodź z nami. Straże, wy lepiej także tam bądźcie. – Kapitan odwrócił się i poszedł w stronę Pałacyku. Stammel i świadkowie ruszyli jego śladem, Stephi naciągnął tunikę i ruszył za nimi w towarzystwie strażników.

powrót do indeksunastępna strona

25
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.