Fatalka: Jaka ja jestem nieszczęśliwa! Brzydki I: Gdzie tam, daleko pani do mnie. Fatalka: Nie wiem, co robić. Brzydki I: Ja wiedziałem, ale zapomniałem. Fatalka: Nie mam co ze sobą począć. Brzydki I: Zgłoszę się na policję. Fatalka wybucha płaczem. Brzydki I: Proszę nie płakać! Dopiero co pastowałem podłogę! Fatalka zaczyna szlochać. Brzydki I: Dobrze, dobrze. To się wytrze... Fatalka: Nie wiem, jak panu dziękować. Brzydki I: Może by tak pani ze mną... Fatalka: Tak? Brzydki I: Nie, nie, ja tylko tak... Fatalka: Tak mi źle, niech mnie pan przytuli! Brzydki I ostrożnie przysuwa swoje krzesło do krzesła Fatalki, po czym delikatnie ją obejmuje. Fatalka: Pan jest wspaniały. Brzydki I: To nie moja zasługa...Mam to po dziadku! Fatalka: Kim był pański dziadek? Brzydki I: Dziadek służył z ułanami! Fatalka: Oficer kawalerii. Olśniewające! Brzydki I: Niezupełnie, był stajennym, ale konia potrafił doczyścić jak mało kto. Fatalka: Jakież to elektryzujące! Brzydki I: To może byśmy tak... Fatalka: Porozmawiali? Brzydki I (zrezygnowany): Porozmawiali... Fatalka: Wiedziałam, że z panem będę mogła porozmawiać, jak z przyjaciółką! Brzydki I: Przyjaciółką?! Fatalka: Inny to już dawno zaciągnąłby do łóżka albo próbował składać niedwuznaczne propozycje, ale nie pan! Pan jest mężczyzną z klasą. Brzydki I: Z siedmioma! Fatalka: Jak to artysta... Brzydki I: Poeta, konkretnie. Fatalka (z rozmarzeniem): Jakież to romantyczne! Poeta... Brzydki I: Staram się. Próbowałem też śpiewać... Fatalka: I co? Brzydki I: Próbowałem... Fatalka: Już wiem! Niech pan przeczyta mi któryś ze swoich wierszy! Brzydki I: Ja?! Fatalka: Niech pan nie będzie taki skromny. Wiem, na pewno ciężko jest panu wybrać z tak bogatego zbioru, ale zdaje się w pełni na pański gust. Brzydki I: Właściwie to... Fatalka: To już wiersz? Brzydki I: Jeszcze nie. Fatalka: Niech pan nie trzyma mnie dłużej w napięciu. Brzydki I: W sumie to mam teraz ze sobą tylko dwa (spogląda na kartkę rzuconą na podłogę przez Pięknego), a raczej jeden... Fatalka: Zamieniam się w słuch. Brzydki I: Ten wiersz porusza tematykę świąteczną, nie bardzo przystoi go teraz odczytywać. Pani rozumie? Nie ten czas, zły moment... Fatalka: Oczywiście, ja znam się na sztuce. W domu mam nawet jakiś folder z wystawy, chyba militariów... Brzydki I: Skoro się zrozumieliśmy, może tak spróbowalibyśmy... Fatalka: Niech pan go zatem zreferuje. Brzydki I: Zre...Teraz? A nie wolałaby się pani położyć? Na pewno jest pani bardzo zmęczona. Fatalka: Nie potrafiłabym teraz zasnąć. Mów, mistrzu! Brzydki I: Tak, więc wiersz jest generalnie bardzo postmodernistyczny. Fatalka: Jak to? Przecież mówił pan, że o świętach. Brzydki I: No bo on jest o świętach. Fatalka: Nie rozumiem! Jak wiersz może mówić naraz o świętach i remanencie na poczcie? Aha, chyba że chodzi o świąteczne porządki. Zawieszanie bombek na listonoszach i tak dalej? Brzydki I: Niezupełnie. Fatalka: Ojej. To ja już nie rozumiem. Brzydki I: Wiersz można uznać za pewną, bardzo szeroką, metaforę oczekiwania. Fatalka: Mistyczne! Brzydki I: Dokładnie! To wyidealizowane oczekiwanie, mające w sobie coś z dziecięcej wiary i zwykłej przekory. Takie oczekiwania zagubionego w czasie! Fatalka: Coś, jak wyglądanie świętego Mikołaja w maju? Brzydki I (po chwili zaskoczenia): Powiedzmy... Fatalka: Genialne! Co dalej? Brzydki I: Trudno jest mówić o dalszej treści. To oczekiwanie dominuje treść i formę, staje się istotą wiersza, oddzielnym bytem. Fatalka: Jakie to mądre. Dawno pan to napisał? Brzydki I: We wczesnej młodości. Fatalka: Już pana widzę. Zbuntowany student z rozwianą czupryną, czekający na nadejście świętego Mikołaja, który nigdy już go nie odwiedzi! W jednym ręku trzyma tą kamaforę... Brzydki I: Metaforę! Fatalka: A w drugim pióro! Brzydki I: Coś w tym rodzaju. Fatalka: Chyba się w panu zakochuję! Brzydki I (z niedowierzaniem): Naprawdę? Fatalka: Ale niech pan nie przestaje mówić! Kocham pana słuchać. Fatalka wtula się w objęcia Brzydkiego I. Brzydki I (z zapałem): Otóż mam takiego kuzyna pod Lublinem... Fatalka: Też poeta? Brzydki I: Nie, rolnik. Fatalka: Aha. Brzydki I: I ten kuzyn ma byka... Uprzedzam pani pytanie, byk również nie jest poetą. Fatalka: Szkoda. Brzydki I: Pewnego razu poszedł z tym bykiem do kina. Pierwsze utrudnienia napotkali już przy kasie, bo bileterka nie chciała dać bykowi ulgowej wejściówki. Byk niby ma tylko pięć lat, ale wygląd całkiem słuszny. Fatalka: Jak to byk. Brzydki I: Właśnie! Kuzyn strasznie się zdenerwował, a byk wykorzystał zamieszanie i ubódł kierownika sali, który wyszedł zobaczyć zamieszanie w hollu. Skończyło się na tym, że kuzyn zapłacił za byka, jak za dorosłego i dorzucił jeszcze coś dla kierownika, żeby więcej nie wracał do tej sprawy. Najgorsze spotkało ich jednak na sali, kiedy okazało się, że to film o torreadorach. Byk dostał zapaści, a kiedy doszedł do siebie chciał natychmiast rozmawiać z reżyserem, który zbiegiem okoliczności... Fatalka: Ojej! Brzydki I: Właśnie, więc... Fatalka: Ojej, nie wzięłam tabletki. Brzydki I: Boli panią głowa? Fatalka: Powiedzmy. Kochanie, bądź tak miły i przynieś mi moją torebkę. Została w samochodzie. Brzydki I: Nie wiem, czy powinienem... Coś mi to przypomina... Fatalka: Pospiesz się, pysiaczku. Ja poczekam w łóżku. Brzydki I: Oczywiście, już lecę! Może jeszcze buziaczka na drogę? Fatalka: Idź już! Zobaczymy co da się zrobić, kiedy wrócisz. Brzydki I: Tak jest! Brzydki I wybiega rozochocony. Po kolejnej dłuuuuuuuższej chwili drzwi otwierają się i staje w nich Brzydki II z płaszczem w ręku. sceNa Brzydki II wchodzi do pokoju i wiesza płaszcz. Brzydki II: To dziwne, wydawało mi się, że właśnie tu go zostawiłem. (zauważa Fatalkę) O przepraszam, pomyliłem mieszkania. Fatalka: Nie, nie. Trafił pan pod właściwy adres. Zapraszam. Brzydki II : Pani zapewne niepokoi się o narzeczonego. Uspokoję panią i powiem, że... Fatalka: Nie obchodzi mnie ten bubek! Brzydki II (z nadzieją w głosie): Nie? Fatalka: Nic, a nic! Brzydki II: Słusznie, to straszny bufon. Fatalka: I gołosłowny drań! Brzydki II: Kwintesencja szowinizmu i mizoginii! Fatalka: Właśnie! Brzydki II: W niezbyt ciekawym opakowaniu! Fatalka: Sama nie nazwałabym tego lepiej! Brzydki II: Łotr i gruboskórny awanturnik! Fatalka (oskarżycielsko): A pan szlajał się z nim! Brzydki II: Ależ skąd! Ja tylko...Chciałem się jakoś go pozbyć. To był taki wybieg! Fatalka: Słusznie. Niech pan tak nie stoi. Proszę usiąść. Brzydki II siada po turecku na podłodze. Fatalka: Na krześle, głuptasie! Brzydki II podchodzi do krzesła Brzydkiego I, które wciąż znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie krzesła Fatalki. Zastanawia się przez chwilę, po czym siada, ale na samym skraju. Fatalka: Pan się mnie brzydzi? Brzydki II: Skąd! Ale pani jest taka... Fatalka: Piękna? Brzydki II: Właśnie. Fatalka: Zgodzę się z panem. Brzydki II: Trochę się krępuję... Fatalka: To śmieszne, taki przystojny mężczyzna i się krępuje! Kto to słyszał? Brzydki II: No tak, rzeczywiście. Fatalka: Proszę się przysunąć, żeby pan przypadkiem nie spadł. Brzydki II przysuwa się do Fatalki. Fatalka: No, niech pan coś powie! Brzydki II: Ja? Fatalka: Tak, tak! Fascynuje mnie pan. Brzydki II: Przesada! Fatalka: Pan musi prowadzić bardzo ciekawe życie! Brzydki II: Było się tu i tam. Fatalka: Pan podróżował po świecie? Brzydki II: Broń boże! Ale raz objechałem całą gminę na rowerze. Fatalka: Niesamowite! A co było później? Brzydki II: Później ukradli mi rower. Fatalka: Każdemu mogło się zdarzyć... Brzydki II: Na szczęście to był rower kolegi. Fatalka: A właśnie! Kolega tyle mi o panu opowiadał. Brzydki II (zaniepokojony): Pani z nim rozmawiała? Fatalka: Zamieniliśmy kilka słów... Brzydki II: O mnie? Fatalka: O panu i nie o panu... Brzydki II: A gdzie on teraz jest? Fatalka: Wyszedł, nie mówił dokąd idzie. Brzydki II: To do niego niepodobne. Fatalka: Nie meldować opuszczenia pokładu? Brzydki II: Nie, wychodzić. Coś się musiało stać.
|
|