Zjawisko fan-fiction coraz mocniej zagnieżdża się w polskiej fantastyce. Wdzięcznym polem do rozwoju tego typu twórczości jest cykl przygód Harry’ego Pottera, stworzony przez Joanne K. Rowling. Świat Hogwartu, Hogsmeade i reszty „magicznej Anglii” jest na tyle kompletny i przemyślany, że z łatwością można wykorzystać istniejące miejsca, postacie, zaklęcia i gadżety, a jednocześnie - jeżeli ktoś czuje taką potrzebę - dodawać też własne. Fani prześcigają się więc w opisywaniu dzieciństwa bandy Huncwotów, losów Remusa po odejściu ze szkoły w III tomie albo ostatecznego starcia Harry’ego z Voldemortem.
Jak we wszystkich „fanfikach”, opowiadania można podzielić na kanoniczne – te, które wypełniają luki w książkach, tworzą prequele lub próbują dopisać dalszy ciąg nie zmieniając istniejących faktów - oraz takie, które przedstawiająbardziej lub mniej alternatywne wersje wydarzeń. Jeszcze inną gałęzią są fanfiki z założenia humorystyczne lub parodystyczne, gdzie nikt nie dopytuje się specjalnie o logikę. Częstym motywem są hipotetyczne związki uczuciowe między bohaterami, również tej samej płci, a także najrozmaitsze ataki Voldemorta na Harry’ego i jego przyjaciół. Może się również zdarzyć, że rozmaite postaci niespodziewanie okażą się być spokrewnione ze sobą.
Opowiadania znanej polskiej pisarki fantasy ukrywającej się pod pseudonimem Toroj należą zdecydowanie do fanfików kanonicznych. Autorka konsekwentnie wykorzystuje postacie i wątki wymyślone przez Joanne Rowling i opisuje zdarzenia, które w zasadzie mogłyby mieć miejsce w piątym tomie cyklu. Główni bohaterowie to Mistrz Eliksirów - Severus Snape, oraz jego kłopotliwa uczennica z pierwszego roku Domu Slytherin, obdarzona łobuzerskim wdziękiem dziecka ulicy, jedenastoletnia Sirith Lestrange. Autorka, a wraz z nią czytelnik, doskonale wczuwa się zarówno w postać zgorzkniałego nauczyciela o mrocznej przeszłości, jak i sprytnej, nieco bezczelnej dziewczynki. Od strony psychologicznej bohaterowie są dopracowani wiarygodnie i szczegółowo; mają swoje upodobania, odruchy i nałogi, po prostu ŻYJĄ. Bardzo obrazowe są też wszelkie opisy miejsc: czy będzie to odświętnie udekorowany Wielki Hall w Hogwarcie, ulica ogarniętego gorączką świątecznych zakupów Glasgow, czy ponure, skaliste wybrzeże u stóp Azkabanu.
Cykl rozpoczyna się zabawnym opowiadaniem „Trick or treat czyli Halloween Severusa Snape’a”. Poznajemy w nim Siri, dziecko zdecydowanie niebanalne. Jako jedyna w całej szkole nie boi się Snape’a - ba, wręcz go lubi, uważając, że jest „normalnie słodki” i „ma imidża”. Profesor z początku nie znosi irytującego dzieciaka, ale po pewnym czasie ze zdumieniem zdaje sobie sprawę z faktu, że zaczyna się do swojej podopiecznej przywiązywać. Szczególnie, kiedy mała wyciąga go z tarapatów na posterunku policji po dramatycznej w skutkach wizycie w Azkabanie („Expecto Patronum czyli jasna strona duszy”). W kolejnych tekstach poznajemy przygody Siri próbującej zemścić się na dokuczającym jej Malfoyu, oraz perypetie Snape’a, wysłanego przez Minervę McGonagall z poleceniem kupienia dziewczynce gwiazdkowego prezentu. W krótkich, acz świetnie zarysowanych scenach pojawiają się postacie z książki: Fred i George Weasleyowie, profesor Dumbledore, a na chwilę nawet sam Harry Potter. Toroj wprowadza też do fabuły Alexę Toran, będącą alter ego autorki.
Snape’owe fanfiki Toroj są - podobnie jak jej „oficjalna” twórczość - pełne ciepła, optymizmu i wiary w ludzi. Wiele fragmentów wzrusza do głębi, jak choćby piękna scena rozmowy Snape’a i Siri pod choinką (i komentarz Krwawego Barona: „Najlepszą rzeczą dla nich jest to, że się sobie przytrafili”) albo zawarte w „Expecto Patronum” przemyślenia ponurego profesora na temat tego, jakie miłe wspomnienia mogą posłużyć mu do przywołania patronusa. Często pojawia się błyskotliwy, niewymuszony humor („Severus musiał przyznać, że medytacja w pozycji lotosu rzeczywiście trochę pomaga opanować stres. Zwłaszcza, jak przy tym rzuca się nożem w szafę”), ale w kolejnych opowiadaniach narastaatmosfera grozy, związana z rosnącym w siłę Voldemortem oraz szpiegowskimi zadaniami Snape’a jako członka Zakonu Feniksa.
Muszę przyznać, że mnie osobiście „fanfiki” Toroj podobają się jeszcze bardziej niż twórczość Joanne Rowling. Ku swojemu zdziwieniu uświadomiłam sobie, że... zaczynam lubić Snape’a, choć oczywiście wcale nie miałabym ochoty spotkać go w realnym życiu. Mistrzowskiego zaiste pióra trzeba, aby tak niesympatyczną w istocie postać usympatycznić i nadać jej jakieś „ludzkie” cechy. Obecnie z niecierpliwością czekam na nowy odcinek i kolejne przygody Mistrza Eliksirów.
|
|