nr 2 (XXXIV)
marzec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Sara Janik
Zwierciadło
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Szli bardzo długo. Zbliżał się wieczór, kiedy usłyszeli za sobą odgłosy pościgu. Saytarl zaklął cicho, po czym przyśpieszył kroku, poganiając Raya przed sobą. Chłopak był zbyt głodny i wyczerpany, aby protestować. Słońce skryło się za horyzontem, gdy Saytarl wreszcie się zatrzymał. Gdy mężczyzna rozglądał się wokół, najwyraźniej czegoś szukając, Ray z ulgą opadł na kolana - nie wyobrażał sobie, aby mógł zrobić choćby jeden krok więcej. Jednak gdy Saytarl złapał go pod ramię i podniósł, bez słowa sprzeciwu ruszył w dalszą drogę.
     - Tu zanocujemy - to były pierwsze słowa, jakie padły z ust Saytarla od chwili zakończenia bójki. Dla uszu Raya brzmiały prawie przyjacielsko. Nieśmiało rzucił okiem na Saytarla, a potem na niewielkie wejście do jaskini, na które ten wskazywał.
     - Poczekaj tutaj. Sprawdzę, czy w środku nie ma jakiś zwierząt - Saytarl znikł w głębi. Ray rozejrzał się. Miał teraz szanse na ucieczkę. Jednak zniechęcało go do tego sporo rzeczy - takich, jak zapadająca ciemność i głuche wycie jakiegoś wilka. Westchnął. Najchętniej by się teraz po prostu położył i zasnął. Przez całe życie nie był tak zmęczony, jak w tej chwili.
     - Możesz wejść!
     Ray niepewnie wszedł w mrok. Przystanął czekając, aż oczy przyzwyczają się do mroku. Po dłuższej chwili z ciemności wyłoniły się zarysy jaskini i postać Saytarla rozkładającego posłanie. J e d n o posłanie! Zniechęcony Ray podszedł do najdalszego kąta jaskini i osunął się po ścianie. Był głodny, wyczerpany, było mu zimno i nawet nie miał chęci kłócić się, że spać pod pledem powinna osoba o randze Zwierciadła, a nie byle służący.
     - Wstań - głos Saytarla zabrzmiał wyjątkowo miękko. Ray nie zauważył, kiedy mężczyzna znalazł się obok niego. Niechętnie podniósł się, oczekując kolejnych poleceń. Saytarl obrócił go do siebie tyłem po czym zdjął więzy. Ręce Raya opadły bezwładnie. Skrzywił się czując, jak powraca krążenie. Przez najbliższe minuty może zapomnieć o jakichkolwiek próbach ich użycia.
     Saytarl przerwał jego rozmyślania, biorąc go na ręce i zanosząc na przygotowane posłanie. Ray z coraz większym zdumieniem obserwował, jak mężczyzna delikatnie rozciera jego dłonie.
     - Nie możemy rozpalić ogniska, bo nas odnajdą - Saytarl podał chłopakowi pasek wędzonego mięsa i suchara. - Zjedz to i idziemy spać - okrył ramiona chłopca pledem. Ray, zbyt zszokowany, by coś powiedzieć, dobrał się do mięsa i obserwował, jak Saytarl przetrząsa niewielki bagaż. A potem wyciąga butelkę wypełnioną jakimś płynem. - Zamiast wody wziąłem całkiem dobre wino - uśmiechnął się. Nalał czerwonego płynu do blaszanego kubka i podał Rayowi. Chłopak, coraz bardziej wstrząśnięty, wypił do dna, mając nadzieję, że alkohol pomoże mu pojąć to, co się właśnie działo. Czyżby Saytarl zamierzał uśpić jego czujność dobrym traktowaniem i alkoholem? Do czego on zmierzał? Czyżby zamierzał... - na samą myśl Ray zrobił się czerwony.
     - Skończyłeś? - głos mężczyzny wyrwał go z zamyślenia. Pokiwał twierdząco głową.
     - W takim razie pora spać - zmusiwszy Raya do położenia się obok, Saytarl nakrył ich obu pledem. - Tak będzie cieplej - wyjaśnił, obejmując i przyciągając chłopaka bliżej siebie. Ray przez chwilę leżał w bezruchu, wpatrując się w Saytarla, który zamknął oczy i starał się zasnąć. Spodziewał się wszystkiego, oprócz tak troskliwej opieki.
     - Co... co ty robisz? - wyszeptał.
     - Śpię. Albo próbuję. - Saytarl uchylił jedno oko i spojrzał groźnie.
     - Ale... co zrobiłeś... no... gdy... wtedy...? - Ray zamotał się całkowicie. Speszony zerknął na Saytarla, zastanawiającego się nad odpowiedzią.
     - Chyba można uznać, że zmieniłem przyszłość - odpowiedział po chwili. - A teraz już śpij. Jutro wstajemy bardzo wcześnie.
     Ray zacisnął usta w wąską linię i obrócił się tyłem do mężczyzny. Był zły zarówno na siebie, jak i na Saytarla. Faktem jest, że pytanie nie było zbyt mądre, ale odpowiedź przekraczała już wszelkie granice! Potraktował go jak jakiegoś... - obejrzał się Saytarla i wściekł się całkowicie widząc, że ten zdążył już zasnąć. Miał ochotę z całej siły mu przyłożyć. Jednak z doświadczenia wiedział, jakby się to skończyło, więc dał spokój, wzdychając tylko ciężko. Pokręcił się chwilę na twardym posłaniu, szukając jak najwygodniejszej pozycji do zaśnięcia. Jutro powinien wstać choć trochę wypoczęty, bo jeśli Saytarl będzie go gonił tak jak dziś, to padnie gdzieś w lesie i wilki, które słyszał przed wejściem do jaskini, będą miały ucztę. Ostatnia jego myśl przez snem dotyczyła wilków, które jednak nie będą miały uczty, bo, jak to mawiał Kyei, był zbudowany tylko ze skóry i kości. No i dobrze. Wstrętne wilki.
     
     * * *
     
     - Obudź się - ktoś lekko potrząsnął jego ramieniem. Ray trochę nieprzytomnie podniósł dłoń do czoła.
     - Kyei? - zapytał, nie otwierając oczu. - Przecież jest noc... obudź mnie na śniad...
     - Cicho! Są blisko... - męska dłoń zakryła mu usta. To obudziło go całkowicie. Gwałtownie otworzył oczy. Nad sobą ujrzał zaniepokojonego Saytarla. Nadal leżeli obok siebie przykryci jednym pledem. Z daleka mogliby wyglądać na kochanków, ale taka myśl nawet nie przyszła Rayowi do głowy. Zamiast tego wymyślał nowe przekleństwa, bo te stare i znane już mu się wyczerpały. Gdy zabrakło mu inwencji, zaczął obmyślać najbardziej okrutne metody zabicia mężczyzny. Jeszcze nikt nie doprowadzał go do takiej wściekłości, jak ten... Zaczął liczyć w myślach, starając się uspokoić. Wiedział, że nie ma sensu się szarpać, gdyż Saytarl był zbyt silny, by udało mu się wyrwać. Spokojnie czekał, aż mężczyzna zdecyduje się go uwolnić.
     Mijały minuty, a oni nawet nie drgnęli. Długie oczekiwanie sprawiło, że z Raya wyparował gniew. Przyglądał się z uwagą mężczyźnie. Saytarl był pierwszym człowiekiem od dnia śmierci Kyeia, który wywołał w nim jakiekolwiek emocje. To, że były one negatywne, nie miało znaczenia. Czuł się trochę tak, jakby zasnął na długi czas i dopiero teraz zaczynał się budzić. Zaczął zauważać, co działo się z nim przez ostatnie tygodnie. Gdyby trwało to dalej, prawdopodobnie skończyłby jako zgorzkniały pustelnik.
     Delikatnie odsunął dłoń Saytarla ze swych ust. Co zdumiewające, mężczyzna puścił go bez protestu.
     - Dziękuję, że mnie obudziłeś... - szepnął cichutko. Saytarl spojrzał na niego z kompletnym brakiem zrozumienia. Ray ułożył się wygodniej i przymknął oczy. Nie zamierzał niczego wyjaśniać. Niech sobie ten przebrzydły porywacz myśli, co chce. Ukrył twarz pod ramieniem. Powinien chyba rozważyć kilka spraw. Kyeia już nie ma. I nie było szans na jego powrót. Być może powinien zacząć układać sobie życie bez niego, zamiast wciąż rozpamiętywać chwile, gdy byli razem. Przewrócił się na bok i skulił lekko - to na pewno nie będzie łatwe. Może... pierwsze, co powinien zrobić, to znaleźć sobie jakieś zajęcie? Wściekanie się na Saytarla zdawało się całkiem interesujące. Może jeszcze raz spróbować ucieczki albo... albo dowiedzieć się, po co Saytarl go porwał? Uśmiechnął się do własnych myśli i nawet nie spostrzegł, kiedy zasnął.
     Gdy ponownie otworzył oczy, Saytarla już przy nim nie było. Usiadł i rozglądając się, myślał nad następnym krokiem. Został porwany, a obowiązkiem każdego więźnia były próby ucieczki. Teraz jest sam i ma dogodną okazję. Więc dlaczego siedzi i knuje, zamiast wziąć nogi za pas? Z drugiej strony - nic złego go dotąd nie spotkało. A przynajmniej nic, o co sam by się nie prosił. Westchnął. Jakby na to nie patrzeć, wreszcie coś ciekawego zdarzyło się w jego monotonnym życiu i szkoda byłoby marnować taką okazję. Wcale nie miał ochoty wracać do nudnej codzienności.
     Sam nie wiedział, kiedy podjął decyzję o pozostaniu. Na pewno nie w tej chwili, ale dopiero teraz sobie to uświadomił. Tak naprawdę zdecydował już dawno temu. Może to było wtedy, gdy Saytarl go związał, zamiast zabić? A może, gdy tak troskliwie zajął się jego dłońmi? A może w nocy, gdy czując się w pełni bezpiecznie, spał spokojnym snem? Potrząsnął lekko głową. To się chyba jakoś fachowo nazywa, gdy więzień zakochuję się w swym oprawcy - zaśmiał się w myślach. Natychmiast jednak spoważniał. "Zakochuje"? Jak to - "zakochuje"?! Tu nie ma mowy o żadnej miłości! Przecież nawet go nie lubi! Poza, tym będąc Zwierciadłem o jego mocy i możliwościach, nie powinien zakochiwać się w byle służącym. Nawet matka zawsze mu powtarzała, że powinien wybierać sobie partnerów wśród Magów i Zwierciadeł. Służba, szlachta i ogółem ludzie, którzy nie władali mocą, nie powinni znajdować się w kręgu jego zainteresowań. I z całą pewnością teraz też tak nie było!
     Mrucząc pod nosem zapewnienia o braku jakichkolwiek cieplejszych uczuć do Saytarla, zaczął zwijać posłanie. Gdy skończył, krytycznie przyjrzał się tobołkowi. Był dwa razy większy, niż gdy złożył go Saytarl. Skrzywił się lekko. Nie potrafił zrobić tego lepiej. Westchnął i usiadł na tobołku, czekając na Saytarla. Aby odciągnąć myśli od przypominającego o swoim istnieniu żołądka, podniósł z ziemi sznur, którym wczoraj był związany, i zaczął się nim bawić, zawiązując co kilka centymetrów kokardki. Przy kolejnej zatrzymał się - usłyszał stukot osuwających się kamieni. Do jaskini wszedł Saytarl. Bez słowa podszedł do Raya i wyjął z jego dłoni sznur. Widząc ozdoby, jakimi upiększył go Ray, rzucił mu takie spojrzenie, że chłopak zrobił się purpurowy ze wstydu.
     - Ja... ja czekałem... i byłem głodny... więc pomyślałem, że się czymś zajmę... - Ray próbował się wytłumaczyć, czego efektem była tylko coraz głębsza czerwień na jego twarzy i brwi Saytarla wędrujące coraz wyżej.
     - Lepiej... już nic nie mówię. - Ray schował twarz w ramionach. Ten facet doprowadzał go do szału! Jak może się z niego naśmiewać?! Zacisnął dłonie w pięści. Był tak wściekły, że miał ochotę gryźć. Tylko nie był pewien, czy lepszym obiektem byłby Saytarl, czy duże śniadanie.
     - Masz - mężczyzna lekko szturchnął go w ramię. Ray niepewnie uniósł głowę. Tuż przed nosem zobaczył sporą garść leśnych owoców ułożonych na szerokim liściu. Ze zdumieniem dostrzegł poziomki, maliny i jeżyny. O tej porze roku?! Przecież jest późne lato!
     Zauważył rozbawione spojrzenie Saytarla.
     - Co to? - Ray nieufnie popchnął palcem najbliższą granatową kuleczkę.
     - Magiczne owoce - wyjaśnił mężczyzna z błyskiem w oku. - Jak je zjesz, staniesz się posłusznym chłopcem, zamiast rozpuszczonym bachorem.
     - Nie jestem...
     - Och! Zjedz je po prostu, dobrze? Przecież to lepsze niż wędzone mięso, które zresztą już się skończyło. Nie miałem w planach zabierania dodatkowych osób. Czy ty zawsze musisz sprawiać tyle kłopotów?
     Ray miał już gotową ripostę, jednak się powstrzymał. Udając spokój sięgnął po owoce i zabrał się do jedzenia. W tym czasie Saytarl zwalił go z tobołka i zwinął po swojemu. Ray tego również nie skomentował. Gdy zjadł już przeszło połowę skądinąd smacznych owoców, przyszło mu coś do głowy.
     - A ty? Nie jesteś głodny? - wyciągnął dłoń z owocami w stronę Saytarla.
     - Ja już jadłem - Saytarl odmówił nawet nie patrząc. - Te są twoje.
     Saytarl skończył związywać bagaż i energicznie rozwiązał wszystkie kokardki na sznurze. Ray przyglądał się temu ponuro.
     - Saytarl... - po raz pierwszy wymówił imię mężczyzny. Jego głos lekko drżał. - Czy... czy mógłbyś mnie nie wiązać? Nie będę robić żadnych głupot, obiecuję! Proszę... - Ray z napięciem wpatrywał się w leżące obok kamienie. Nie miał odwagi spojrzeć na mężczyznę. Naraz poczuł, jak Saytarl łapie go za podbródek i lekko podnosi. Ich spojrzenia się spotkały. Dopiero teraz dostrzegł barwę oczu Saytarla - ciemny, lekko przydymiony błękit, choć z daleka wyglądały na szare.
     - Przysięgnij - zażądał. - Przysięgnij, że będziesz mi posłuszny.
     - Ja... - Ray zawahał się.
     - Przysięgnij na coś, co jest dla ciebie najważniejsze!
     Ray milczał. Wcale nie miał ochoty być mu posłuszny! Ten pomysł wcale, ale to wcale mu nie odpowiadał.
     - Jeśli tego nie zrobisz, zwiążę cię, zaknebluję i zostawię w tej jaskini, żebyś umarł z głodu. A potem zjedzą cię robaki i zostanie z ciebie tylko biały kościotrup.
     Być może miało to zabrzmieć zabawnie, lecz Ray nie widział żadnych powodów do śmiechu.
     - Przysięgam... na pamięć Kyeia... że będę ci posłuszny - powiedział niechętnie.
     - No, to idziemy. Ci, co nas ścigają, są już przed nami, ale nadal musimy być ostrożni. Gotowy? - Ray skinął głową. Coraz mniej z tego rozumiał. Jednak bez słowa wstał i wyszedł z jaskini.
     Szli wiele godzin, nie odzywając się. Tym razem to Saytarl szedł przodem, torując drogę Rayowi. Mimo pomocy Ray szybko tracił siły. Głód, wyczerpanie, nerwy i brak przyzwyczajenia do długich marszów coraz bardziej dawały o sobie znać. Gdy w pewnym momencie upadł, nie miał już siły wstać.
     - Prze... przepraszam - wyszeptał, bezskutecznie próbując się podnieść.
     Saytarl westchnął. Przykucnął obok chłopaka i zajrzał mu w oczy. Zastanawiał się.
     - Chyba nie ma innego wyjścia... - wyszeptał. - Cholera... mam nadzieję, że tego nie wyczują...
     Delikatnie położył dłoń na policzku chłopaka. Ray zszokowany przyglądał się, jak mężczyzna się zbliża. Gdy poczuł na ustach pocałunek, westchnął lekko. Powoli przymknął oczy. Jeszcze nikt nigdy go tak nie całował. Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na trawie, a jego ramiona objęły szyję Saytarla. Gdy po długiej chwili mężczyzna przerwał pocałunek i cofnął się, Ray zaprotestował z cichym jękiem. Otworzył oczy, napotykając ciepłe spojrzenie.
     - Musisz być niesamowitym kochankiem - Saytarl musnął ustami opuchnięte wargi Raya. - Ten, kto będzie twoim partnerem, Zwierciadełko, ma niesamowite szczęście. Lepiej już się czujesz?
     Ray zastanowił się. Z zaskoczeniem odkrył, że nie czuje już głodu, a i zmęczenie jakoś minęło.
     - T... tak... - potwierdził. - Jak to zrobiłeś? - nie miał wątpliwości, że to zasługa Saytarla.
     - Jeśli dobrze się czujesz, to możemy ruszać. - Saytarl wstał i pomógł Rayowi się podnieść, ignorując pytanie. A potem, nie czekając, znikł za najbliższym krzewem.
     Ray szedł za nim w głębokim zamyśleniu. Po raz pierwszy zaczął patrzeć na mężczyznę w sposób inny niż dotychczas. Był zaskoczony, nie tym jak całował (chociaż tym trochę też), ale tym, jak pocałunek podziałał na jego samopoczucie. Nigdy dotąd nic takiego go nie spotkało. Czy Saytarl był Magiem? Tylko Magowie mieli dostateczną moc, by uzdrawiać innych. Ale przecież nie wyczuł jego mocy. Każdy Mag i każde Zwierciadło potrafiło wyczuć moc tkwiącą w innym człowieku. Moc Saytarla była niewyczuwalna, zatem jej nie posiadał! Jednak intuicja podpowiadała mu co innego. Czy da się ukryć moc? Raczej nie. To tak, jakby wymazać cząstkę siebie... Poza tym moc jest dla Maga częścią osobowości. Używa jej w wielu drobnych, codziennych czynnościach. I nawet tego nie zauważa.
     Ostatnia myśl podsunęła Rayowi pewien pomysł. Zaczął uważniej obserwować kroki Saytarla. Mężczyzna poruszał się zupełnie bezszelestnie. To było wręcz niemożliwe - dla zwykłego człowieka.
     Dopiero po godzinie spostrzegł to, na co czekał. Saytarl nadepnął na suchą gałąź, która pękła, nie wydając żadnego dźwięku. Ray wlazł na nią zaraz potem. Gałąź z suchym trzaskiem pękła w innym miejscu. Saytarl obejrzał się, rzucając Zwierciadłu ostrzegawcze spojrzenie, na co Ray zatrzymał się gwałtownie.
     - Jesteś Magiem - stwierdził spokojnie. Potem wskazał na niewinną gałązkę. - To jest dowód!
     Saytarl prychnął gniewnie.
     - Jesteś najbardziej nieznośnym, krnąbrnym, kłopotliwym i rozpuszczonym smarkaczem z jakim kiedykolwiek...
     Ray nie pozwolił mu dokończyć. Szybko podszedł do mężczyzny i zamknął mu usta pocałunkiem. Dopiero po chwili zastanowił się, co robi. Jedno było pewne - wcale nie miał ochoty wysłuchiwać przemowy Saytarla. Miał ochotę się z nim kochać. Gdy przerwał pocałunek, spojrzał w oczy Saytarla.
     - ...miałem do czynienia - zakończył mężczyzna zupełnie zrezygnowanym tonem.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.