 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wojciech Gołąbowski W kolejnych opałach
Trzeci na naszym rynku album z cyklu „Leonard” przynosi ze sobą kolejne perypetie genialnego. acz niezbyt skromnego wynalazcy, jego leniwego ucznia oraz kota i myszy, czyli czworga lokatorów domu w niedużym miasteczku, w bliżej nieokreślonym kontinuum czasoprzestrzennym. W tej części bohaterowie przenoszą się do krainy baśni, poznają myśli zwierząt, klonują się, wybierają na nocne wycieczki, doświadczają na sobie skutków działania eliksirów prawdy i siły – oraz przeżywają wiele krótkich i bardzo krótkich przygód, których streszczanie nie ma sensu.
Niezwykłą cechą tego cyklu komiksowego jest to, że czasami więcej niż na pierwszym planie, dzieje się w tle. Z tego też powodu właściwie każdą humoreskę warto prześledzić przynajmniej dwa razy, po to, by za każdym razem móc odkryć nowe pokłady humoru. Dzięki uważnej lekturze, już na pierwszej stronie można dowiedzieć się, dlaczego mysz zapragnęła zatańczyć tango z kotem.
Na czterdziestej czwartej stronie zamieszczono historyjkę „ani titi, ani tata”, z dialogami zapisanymi w nieco zapomnianym już (spróbujcie kupić gdzieś „ściągawkę” z nim lub poszukajcie go w nowych encyklopediach…) alfabecie Morse’a. Niestety, tłumaczka pozostawiła ten fragment w wersji oryginalnej, traktując go jako element graficzny. Naprawiając te zaniedbanie, podaję wersję polską (uwzględniającą odpowiedniki znakowe liter specyficznych dla naszego języka):
.--./---/.--./.-/-/.-./--..//..-/-.-./--../-./../..-/
--/---./.---//-./---/.--/-.--//.--/-.--/-./.-/.-../.-/--.././-.-/
-../--../../..-../-.-/..//.-/.-../..-./.-/-..././-/---/.--/../
/-/.-./.-/-../-.--/-.-./-.--/.---/-././--/..-/
/--../.-./---/-.../../---/-././--/..-//--../.-//.--./---/--/---/-.-./.-.-/
/-.-/.-./---/.--././-.-//..//-.-/.-././..././-.-/
--/---/--..-/-./.-//.../--../-.--/-.../-.-./.././.---/
/.--./.-./--.././.../-.--/.-..-./.-/-.-..//.--/../.-/-../---/--/---/...-./-.-./../
/--..//.---/./-../-././--./---//--/.././.---/.../-.-./.-//-../---/
/-../.-./..-/--./.././--./---
.---/./.../-/./--//--././-./../.-/.-../-./-.--/
/-./.././.--./.-./.-/.--/-../.-/--..-
.--./..../../
.---/.-/-.-//-/---//.--./..../../
.---/./.../-//.--./.-/-.//.--././.--/.././-./--..--//--..-/./
/-./../-.-./--.././--./---//-./.././
/.--./---/-../.-..-./.-.-/-.-./--../-.--/.-..-./
/.--./.-/-.//-./.-//---/-../.--/.-./---./-/
Komiks kupiłem na wyprzedaży, co jest o tyle dziwne, że wcześniej go nie zauważyłem w księgarni. Był przeceniony dwukrotnie: raz prawdopodobnie przez samo wydawnictwo (cena z nadrukowanym kodem paskowym), drugi raz już przez sprzedawcę. Nie wiem, jak potoczą się dajsze losy serii, ale rad byłbym usłyszeć, że na trzecim albumie nie zakończy się przedstawianie polskiemu czytelnikowi przygód Leonarda i spółki.
„Leonard: To już jest coś!” („C’est un quoi, déjá!”)
Scenariusz: de Groot
Rysunki: Turk
Kolory: Kael
Przekład: Teodozja Wikarjak
Podsiedlik-Raniowski i Spółka 2004 (?)
ISBN 83-7341-148-8
Cena okładkowa: 15,90 -> 6,99 zł
Ekstrakt: 80%
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wojciech Gołąbowski Czarny humor powraca
Dożywotniaka, czyli więźnia skazanego na odsiadywanie wyroku dożywotniego więzienia, poznaliśmy już w pierwszym albumie serii, noszącym tytuł „Parszywe towarzystwo”. Towarzyszącego mu – oraz wszelkim innym chętnym więźniom – cwanego i cynicznego szczura Montechristo także. W „Szczurze w zupie” do grona bohaterów serii dołącza wróbel Klementynka, przynoszący/a głównie paskudne wieści ze świata; wieści, które tylko upewniają Montechristo, a wraz z nim część skazańców, że w więzieniu (w porównaniu ze światem zewnętrznym) jest jak w niebiańskim raju.
Od strony technicznej edycji nic się nie zmieniło: paski czarnego humoru są nadal czarno-białe, postacie wyraziście rysowane kilkoma pociągnięciami piórka. Format wydawnictwa także się nie zmienił, poziomo ułożone B5 pozwala na umiejscowienie na jednej stronie dwóch pasków bez potrzeby ich łamania. Ciekawostką edycyjną jest natomiast podział i powiększenie jednego, trzykadrowego paska na trzy kolejne, otwierające album strony. Ot, udany wstęp do tego, co czeka czytelnika na kolejnych stronicach ładnie wydanego albumu.
Zapowiadany jest trzeci album serii, „Doktorze, jest mi ciężko”: teoretycznie poświęcony zagadnieniom szpitalnictwa więziennego, z którego próbkami możemy się zapoznać już w bieżącym albumie. Jednakże, jak znam praktykę tytułowania kolejnych części serii wydawniczych (vide seria o Garfieldzie), sprawie dłuższej czy krótszej wizyty Dożywotniaka w więziennym szpitalu może być poświęcony równie dobrze ledwo jeden do trzech pasków... Zapowiadany jest także pierwszy z albumów serii „Niskie loty”. Czy wśród wróbli, którymi ilustrowana jest jego okładka, spotkamy i Klementynkę? Czas pokaże.
Cytat albumu:
„- Więc Klementynko, jak wygląda kampania przedwyborcza?
- Normalnie... Każdy coś obiecuje... Tysiące obietnic! Zupełnie jak z truskawkami w łubiance.
- A co ma piernik do wiatraka?
- Wierzyć w przedwyborcze obietnice to tak, jakby wierzyć, że na dnie łubianki są świeże truskawki."
"Dożywotniak: Szczur w zupie" („ΕΝΑ ΠΟΝΤΙΚΙ ΣΤΗ ΣΟΥΠΑ ΜΟΥ”)
Oryginalny tytuł serii: „Ο ισοβίτης”
Scenariusz i rysunki: Arkas
WIP 2004
Przekład: Ioannis & Katerina Papadomichelaki
ISBN 83-89583-01-1
Cena: 14,90 zł
Ekstrakt: 80%
Zobacz planszę ilustracyjną
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wojciech Gołąbowski Pomysły genialne, zwariowane i takie sobie
Problem w opisywaniu albumów takich jak najnowsza, czwarta część „Gastona” leży w tym, że w sumie niewiele ciekawego można o nich napisać. Zbiór pasków humorystycznych nie ma fabuły – choć ma ją każdy pasek z osobna. Całość nie ma zwrotów akcji – choć miewają je pojedyncze historyjki.
Gaston (Gafiarz) jest pracownikiem wydawnictwa, w swej „pracy” podlega Fantasio. „Pracy” napisałem w cudzysłowach, ponieważ podstawowym zajęciem Gastona jest... spanie za biurkiem. I – trzeba przyznać – jest to stan najbardziej dla wydawnictwa korzystny. Gdy się bowiem przebudzi, jego zwariowane (acz czasami genialne!) pomysły częściej szkodzą wszystkim dokoła, niż w czymkolwiek pomagają.
Obok pomysłów zajmujących tylko jeden pasek, są i opowieści, czy też problemy rozciągnięte na wiele historyjek. Stałym wątkiem są próby podpisania kontraktu z panem de Mesmaekerem. Sprawa ciągnie się już od pierwszego albumu i zapewne nieprędko się skończy. W bieżącym albumie dłuższymi motywami jest gra Gastona na gitarze i innych instrumentach muzycznych, zalanie redakcji (tu układ pasków jest zmieniony – Franquin otrzymał do dyspozycji miejsce na prawie każdej stronie gazety, w której był oryginalnie prezentowany, co skwapliwie wykorzystał rysując różnej wielkości pojedyncze kadry), amory i gotowanie w biurze. Ciekawostką jest dłuższa, zajmująca całą stronę historyjka, w której de Mesmaeker podpisuje kontrakt... z Gastonem.
"Gaston" #4 ("Gaston No 5")
Scenariusz i rysunki: André Franquin, Jidéhem
Przekład: Magdalena Cholewa
Motopol – Twój Komiks 2004
ISBN 83-7320-403-2
Cena: 16,90 zł
Ekstrakt: 80%
Zobacz planszę ilustracyjną
Kup w Merlinie
 |
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Michał R. Wiśniewski Dzień niesnaski
No panowie, z taką zapowiedzią w tytule komiksu „48 stron: Maciek/Komiks: Rewelacja” to jednak trzeba ostrożnie. Lud podchodzi do takowych deklaracji jak jeż do jerzego i gotów jeszcze zrobić Komiks: Reklamację. Czy nowy produkt spółki Alder&Piątkowski jest rewelacyjny? Spory trwają, faktem jednak jest, że w środku jest Maciek.
To już czwarta (a druga w formie zeszytowej) część najbardziej bezsensownej odysei w historii komiksu. "Maciek" miał pojawić się trzy miesiące po "Frankym Krovie", ale jest dopiero teraz. Może to i dobrze, niektórym pewnie skończyła się szewska pasja po rozczarowaniu trzecim "Matrixem" i mogą na spokojnie skosztować parodii produktu Wachowskich. ZNOWU. Matrixowe wątki pojawiły się już przeca w pierwszych "48 stronach", a także w "Frankym Krovie". Tym większy respekt dla twórców - otóż udała im się trudna sztuka sprzedania odgrzanego kotleta w taki sposób, że naprawdę smakuje! Kto nie śledzi przygód Górskiego&Butcha (ten buc :D) nie zna tytułowego Maćka. Otóż zły autor, który zamienił oddział SWAT w kaczorki, dokonał także zbrodni na Maćku, obdarzając biedaka ciałem typowej, cycatej adlerowej lasencji. Groza.
Górski&Butch znakomicie sprawdzają się w zeszytach, o wiele lepiej niż w gazetowych odcinkach (zwłaszcza tych z "Virusa_", które ostatnio troszkę zniżkują). "Maciek", podobnie jak "Franky" ma zwartą, wielowątkową fabułę (groza!), w dodatku w miarę (jak na ten tytuł) logicznie (sic!) łączącą się z poprzednią częścią. Górski i Butch tym razem... staną po przeciwnej stronie barykady, wybierając diametralnie różne drogi dotarcia do celu, jakim jest znalezienie sensu. Wszystko w klimatach pierwszego Matrixa, ładnie (choć nie genialnie) rozgrywając motyw faktu, iż bohaterowie "Komixu" są bohaterami komiksu (genialnie zostało to zrobione w "Paradise Kiss"). Parodia wachowszczyzny z Maćkiem i Jerrym w rolach głównych jest całkiem świeża (niesamowite! rozkoszna jest postać Syfera), a po drodze oczywiście obrywa się także innym tytułom (nie będę pisał jakim, bo kto chce sam zobaczy, a nie muszę przed nikim szpanować, że skumałem jakieś nawiązanie, psując tym samym niespodziankę). Ten odcinek najwyraźniej sponsorowały "running jokes" - ciągnące się przez cały zeszyt powtarzane dowcipy. Numer został jednak zagrany elegancko i nie razi. Razi natomiast brak gołej baby. Jest tylko kilka wystąpień w bieliźnie! Groza. Kto się do tej pory nie znudził 48 stronami, nie powinien znudzić się "Maćkiem". Zeszytowa forma bardzo dobrze wpłynęła na jakość serii. Jedyny problem - komiks kończy się tzw. cliffhangerem. Jak długo przyjdzie czekać na kolejną część? GROZA!!!
"48 stron: Maciek / Komiks: Rewelacja"
Scenariusz: Tobiasz Piątkowski i Robert Adler
Rysunki: Robert Adler
Wydawca: Mandragora
ISBN 83-89036-77-0
Cena: 9,90
Ocena: 80%
Zobacz planszę ilustracyjną
Kup w Merlinie