 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Przepadałem za tym w dzieciństwie. Słodkie, oleiste – pycha. Łochum, rachatłukum, także w bułgarskich odmianach – można to było dostać w peerelowskich delikatesach. Podobno w miodzie bardzo dobrze się konserwują ucięte głowy, jak zapewnia Jeż-Miłkowski. Nie próbowałem. Mimo całej słodyczy, potrawa musi być cokolwiek mdła i ciągnąć truchłem.
Przypomniałem sobie to wszystko, degustując „Okna”, powszechnie chwalony film naturalizowanego włoskiego Turka, Ferzana Ozpetka. Ogromne zbliżenia tortów, kremów i innych słodkości na pierwszym planie aż się prosiły o to, by choć trochę złasować. Niestety, ciągnęło od tego na milę zamordowanym Almodóvarem, a nie wiecznie żywym Kieślowskim, jakby sobie tego życzył sobie autor „Okien” w kokieteryjnym wywiadzie dla Gazety Wyborczej. Almodóvarem podanym zbyt serio, bez jego lekkości, zabawy konwencjami, skrzącej gry pozorów i zbawczej ironii. Bo Kieślowskiego ucukrować się nie da, jeszcze długo nie.
Sami przyznacie, że bez tortu trudno, gdy zbiorowemu przedsięwzięciu odzyskiwania pamięci patronuje sam Massimo Girotti (ostatnia wielka rola weterana włoskiego neorealizmu, później także aktora najbardziej bluźnierczych filmów Pasoliniego), tu bezdomny i zarazem zadomowiony, kochający inaczej i składający ofiarę z tej miłości, by zbawić całą resztę ludzkości, kochającą jak trzeba. W każdym razie on wie najlepiej, jak się robi owe torty, niegdysiejszy cukiernik o europejskiej sławie, który właśnie odzyskał pamięć zawodu. Tyle że nie jest to już neorealizm i dawniejsi malowniczy i brudni obszarpańcy są teraz czyściutcy i schludni, byle łachem im nie dogodzisz. Aż miło przygarnąć takiego na noc.
A jednak mdli, za mało w tej słodkości smaku tych niezrównanych włoskich dań i pikanterii przypraw, do jakich przyzwyczaił nas Fellini w swej rzymskiej kuchni publicznej. Tego nie ma, wprawdzie pojawia się szczypta witalnej rubaszności w postaci trzeźwych komentarzy życiowych starszej koleżanki głównej bohaterki, romantycznej Giovanny, ale to jeszcze bardziej znudzić może. Tu raczej by trzeba slapstickowego walenia się tortem po twarzy, więcej śmiechu a mniej nabożeństwa. I kiedy na koniec zastyga na ekranie w ogromnym zbliżeniu ckliwy róż pastelowej twarzyczki Giovanny, gotów już jestem pokochać nawet redaktor Drzyzgę z naszej TVN.
Cóż, dopuszczam okropną myśl, że się mylę, jadałem ostatnio w kiepskich cukierniach i smak mi się zepsuł. Ale granica dzieląca starannie skalkulowany kicz od arcydzieła mocno się teraz przesuwa i nikt nie zna punktu przesłodzenia. To bardzo indywidualne odczucie. Pewnie oglądałem „Okna” po tej pierwszej stronie. Tymczasem film cieszy się legitymacją aż pięciu rodzimych nagród Donatella tudzież najwyższym trofeum ostatnich Karlovych Varów. A także uznaniem najwyraźniej spragnionej melodramatu i pastelowej poetyki seriali publiczności, i niestety, tylko części krytyki. Reszta być może przesadziła w wybielaniu zębów, to teraz na lukier się krzywią. Śmiało, spróbujcież torciku, panowie i panie!
"Okna" ("Finestra di fronte, La") Reżyseria: Ferzan Ozpetek Zdjęcia: Gianfilippo Corticelli Scenariusz: Ferzan Ozpetek, Gianni Romoli Obsada: Raoul Bova, Giovanna Mezzogiorno, Massimo Girotti Muzyka: Andrea Guerra Dystrybutor: SPI Data premiery: 26 marca 2004 Gatunek: dramat
|
|