- Co robimy? - zapytał cicho Ray. Jechali już od wielu godzin. Niedługo powinien zapaść zmierzch. - W związku z czym? - Say nawet na niego nie spojrzał. Rozglądał się, jakby czegoś szukał. - W związku z naszą śmiercią! - Ray prychnął gniewnie. - Zapomniałeś? - Nie. - Say skierował spojrzenie na Zwierciadło. - Zatrzymamy się na noc. Chcę rzucić zaklęcie na resztę. Uśpimy ich, a sami pójdziemy uratować Zwierciadła. - Czy dzięki temu przeżyjemy? - Nie wiem. Dowiem się dopiero, gdy już ich uśpimy i wyruszymy w drogę. Zresztą oni są zupełnie bezużyteczni. Bez Zwierciadeł nie potrafią zrobić niczego poza niekontrolowanymi atakami, których efekt nigdy nie jest znany. A rozgardiaszu nie potrzebujemy. My jesteśmy ich jedyną szansą, Ray. Zresztą... Van chce mnie, nie ich. - Kim jest Van? - Ray spojrzał bystro na Maga. - Dlaczego chce cię zabić? Say milczał przez długą chwilę. Widać było, że nie ma ochoty o tym rozmawiać. - Van jest Magiem - powiedział w końcu. - Kiedyś mieszkał w Kryształowych Górach. Wiele lat temu. A potem odszedł. - Dlaczego odszedł? - spytał Ray, gdy zrozumiał, że z własnej woli Say nie powie nic więcej. - Ponieważ zabiłem Hina - Zwierciadło, które kochał ponad wszystko na świecie. - Więc dlatego chce cię zabić? Z zemsty? Ale przecież bez Zwierciadła nie może... - Można kogoś zabić, nie używając do tego magii - Say uśmiechnął się łagodnie. Ray wahał się przez chwilę. Nie był pewien, czy powinien prosić Saya o to, o co zamierzał. - Opowiesz mi o śmierci Hina? - spytał w końcu. - Nie, Ray. Proszę, nie teraz. Kiedyś ci o tym opowiem - pogłaskał młodzieńca po policzku. - Ale nie teraz. Ray powoli skinął głową, na co Say uśmiechnął się ciepło. Był wieczór, kiedy Say zarządził postój. Protesty Magów zbył wzruszeniem ramion i stwierdzeniem, iż na głodnego wiele nie zdziałają. Mężczyźni niechętnie pogodzili się z przymusowym odpoczynkiem. W niemal całkowitym milczeniu rozbili obóz i przygotowali posiłek. Potem położyli się spać. Ray długo nie mógł zasnąć. Leżał przytulony plecami do Saya i zastanawiał się, co teraz robią porwane Zwierciadła. Nagle poczuł delikatne łaskotanie na policzku. Otworzył oczy i spojrzał na Saya. Mag podparł głowę na ręce i łaskotał go źdźbłem trawy. - Już czas? - zapytał szeptem Ray. - Tak. Wszyscy już dawno śpią. - Dawno? - zdziwił się. - Niedługo będzie świtać. Ty też usnąłeś. Ray odwrócił wzrok, zamyślając się na moment. Zaraz jednak wziął się w garść. - Zaczynamy? - uśmiechnął się. - Tak. Say wstał i wyciągnął dłoń, pomagając Rayowi się podnieść. Chłopak niepewnie stanął obok Maga. Spojrzał na śpiących Magów, po czym przyklęknął na jedno kolano, przymykając oczy. - Co ty robisz?! - Say się zdenerwował. - Chodź tu do mnie. To nie czas na wygłupy! Ray wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś niezbyt kulturalnego, ale zamiast tego zacisnął usta i podniósł się. Say spojrzał na niego pytająco, na co odpowiedział skinieniem głowy. Chwilę potem poczuł delikatne muśnięcie mocy Maga. Przymknął oczy, pozwalając błękitowi dotrzeć do każdego zakamarka jego ciała. Uśmiechnął się, czując wypełniającą go ciepłą obecność Saya. Było inaczej niż zawsze. Dotąd, gdy współpracował z jakimś Magiem, bez względu na to, czy były to ćwiczenia podczas lekcji, czy pomoc w prawdziwych problemach, zawsze czuł, że to tylko praca. Obowiązek. Nigdy nie czuł obecności Maga, tylko jego moc. Tymczasem teraz czuł Saya wewnątrz swego ciała. Czuł jego miłość i zaufanie. Kyei miał rację... Z westchnieniem spróbował zapanować nad mocą Saya. Bez trudu przekształcił dziki strumień mocy w czystą linię energii i odesłał ją Magowi. Na jednej z pierwszych lekcji, które miał w Rissarell, usłyszał coś, czego nie zapomniał do tej pory. Nauczyciel powiedział, że tak naprawdę w czasie pracy Maga ze Zwierciadłem to właśnie Zwierciadło ma większą władzę. Mag ma moc, ale nie potrafi z niej w pełni korzystać bez Zwierciadła. Przekazuje więc tę dziką energię partnerowi, który przetwarza ją w coś, co Mag może bez problemu użyć. I w tym momencie Zwierciadło może dokonać wyboru: może przesłać moc z powrotem do Maga, może ją uziemić i rozproszyć lub może wysłać ją innemu Magowi. Jedyną rzeczą, którą w takim przypadku może zrobić Mag, to natychmiast przerwać połączenie. Magowie nie lubią ryzykować. Nie lubią powierzać swej mocy i życia przypadkowym osobom. Dlatego zazwyczaj wiążą się ze Zwierciadłem, któremu ufają. Czasem jest to tylko przyjaźń. Jednak zazwyczaj jest to głębszy związek, który nie kończy się wraz ze śmiercią któregoś z partnerów, ponieważ najczęściej umierają razem lub krótko po sobie... - Ray! Dobrze się czujesz? Ray? Odpowiedz mi! - pełen niepokoju głos Saya przedarł się do jego świadomości. Niechętnie otworzył oczy. Leżał na ziemi, a Say podtrzymywał go ramieniem. Zamrugał, odganiając resztki wspomnień i uważniej spojrzał na zaniepokojoną twarz Saya. - Udało się? - spytał. - Tak. Ale... przesłałem ci swoją moc, a ty nagle upadłeś. Złapałem cię w ostatnim momencie. Już chciałem przerwać połączenie, gdy odesłałeś mi ukształtowaną energię. Zakończyłem zaklęcie. Wszyscy śpią i nie obudzą się aż do wieczora. Dlaczego upadłeś? Coś było nie tak? Czy to moja wina? - Nie... - Ray usiadł i odwrócił głowę od Saya. Zagryzł dolną wargę. - Ja... nie kontroluję swego ciała w czasie przesyłania mocy. To moja wina... - Ray - Mag złapał chłopaka za ramiona i obrócił w swoją stronę. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - Ja... - Ray uciekł wzrokiem w bok, jednocześnie czerwieniąc się lekko. - Ray... naprawdę nie ma się czego wstydzić - głos Saya był łagodny. - Nie jesteś jedynym Zwierciadłem, które ma z tym problem. Ray spojrzał na Saya z nadzieją. - Naprawdę? - spytał. - Tak. Tylko lepiej by było, gdybyś mi o tym wcześniej powiedział. Mniej bym się denerwował - Mag uśmiechnął się, rozbawiony poważną miną Zwierciadła. - Zastanów się teraz, czy przypadkiem jeszcze o czymś mi nie powiedziałeś. Ray zawahał się. - Mam... Białą Kartę - rzekł cicho. - Co takiego?! - Say szerzej otworzył oczy. - No... Biała Karta to taki symbol. W czasie pierwszych testów... - Wiem, co to jest Biała Karta! - przerwał mu niezbyt delikatnie. - Wszystkim na początku nauki robią testy określające maksymalny poziom mocy w trzystopniowej skali. Czerwony najniższy, potem Niebieski i Szary najwyższy. Biała oznacza, że poziom jest zbyt wysoki, by go zdefiniować. Ja mam Szarą Kartę... - To niemożliwe - Ray potrząsnął głową. - Pracowałem już z Magiem o Szarej Karcie. Twoja moc jest większa. - Nie zawsze można w czasie pierwszych testów dokładnie określić poziom mocy. Dlatego powtarza się je co pięć lat. Ale nigdy nikt w czasie pierwszych testów nie dostaje Białej Karty. Musiałeś mieć Szarą, a potem z jakiegoś powodu ci zmienili, tak? Jak to się stało? - Było... trzęsienie ziemi - Ray podciągnął i skrzyżował nogi. - Zachodnie skrzydło runęło, przygniatając wielu ludzi. Właściwie przez przypadek współpracowałem z dwoma Magami jednocześnie. I oni o tym nie wiedzieli... - Ryzykowałeś - Say pokręcił głową. - To nie było zbyt mądre. Mogłeś nie dać rady... - To prawda, ale wtedy o tym nie myślałem. Tam umierali ludzie. Magowie mogli im pomóc - potrzebowali tylko Zwierciadła. A ja byłem na miejscu. - I oni naprawdę nie zauważyli, że pracujesz z dwoma jednocześnie? - Say nie mógł w to uwierzyć. - Musieli być Czerwoni... Ray potrząsnął głową. - Byli Szarzy. Potem obaj przyszli mi podziękować. Wtedy się dowiedzieli... Narobili strasznego zamieszania - Ray uśmiechnął się na wspomnienie. Say przyglądał mu się z namysłem. - Jesteś pełen niespodzianek - stwierdził, uśmiechając się lekko. - Masz dla mnie jeszcze jakieś rewelacje? - Nie - Ray z niepewnością patrzył na uśmiech Maga. - Reszta to ogólnie znane fakty. - To znaczy? - Mam 19 lat, wychowywałem się w... - Dobrze, dobrze - Say przerwał mu w pół zdania. - To już wiem. Powinniśmy się już zbierać. Chodźmy uratować Zwierciadła. - Uda nam się? - Tak. - Say wstał i zaczął siodłać konia. - Naprawdę? - Nie. Na niby. - Say! - Ray był oburzony. - Pytam, czy na pewno nam się uda? Wiesz to ze swojej wizji, czy po prostu masz nadzieję i mnie pocieszasz? - Jedziesz ze mną czy sam? - Say zawahał się, stojąc przy drugim koniu. - Z tobą. Odpowiedz mi! - Zwierciadło podeszło bliżej i zajrzało Magowi w oczy. - Generalnie nam się uda. Chociaż trochę cię pocieszam - Say uśmiechnął się, widząc powagę Raya. Zupełnie to nie pasowało do chłopca. - Co to znaczy "generalnie"?! Czy ty możesz w końcu konkretnie mi odpowiedzieć?! - Nie - Say potrząsnął lekko głową, po czym wskoczył na siodło. - Naprawdę lepiej dla ciebie, żebyś nie wiedział - uśmiechnął się łagodnie, po czym wyciągnął rękę, pomagając Rayowi wsiąść na konia. Chłopak bardzo długo milczał zamyślony. Tym razem siedział za Sayem i obejmując go w pasie, mocno przytulał się do jego pleców. - Say... ty zginiesz, prawda? - spytał w końcu. Jego głos był tak cichy, że chwilami przechodził w szept. Gdy mężczyzna nie odpowiedział, Ray westchnął. - A więc to prawda... - Wcale nie! Nie bądź dzieckiem - Say obejrzał się, posyłając Zwierciadłu ciepły uśmiech. - Say... - Ray nie odwzajemnił uśmiechu. - Powiedz mi prawdę, proszę.... - Uwolnimy Zwierciadła. Ty odprowadzisz ich do Magów. Ja zginę, osłaniając waszą ucieczkę. Ray zadrżał, słysząc pozbawiony jakichkolwiek emocji głos Saya. Skulił się. - To tylko jedna z możliwości, Ray. - Mag zatrzymał konia i zsiadł. Położył dłoń na udzie Zwierciadła i zajrzał mu w oczy. - Tak naprawdę to nie wiemy, co może się zdarzyć. Jednak musimy być gotowi na wszystko. - Ale... - Ray podniósł głowę i popatrzył na Saya. - Dość - Mag potrząsnął głową. - Żadnych "ale". Mamy zadanie do wypełnienia. O resztę będziemy martwić się później. Ray z westchnieniem skinął głową. - Daleko jeszcze? - Nie. Zsiądź z konia. Dalej pójdziemy pieszo. Zwierciadło zeskoczyło na ziemię, patrząc jak Mag przegania konia. - Czy on wróci do obozu? - spytał Ray z powątpiewaniem. - Chodźmy - Say zignorował pytanie i zaczął się oddalać, więc Ray podążył za nim. Niecałą godzinę później Say gwałtownie stanął. Przez moment niewidzącym wzrokiem patrzył w przestrzeń. Potem obrócił się do Raya. Był wyraźnie zaniepokojony. - Co się stało? - N... nie wiem... Jeszcze nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło... - Ale co?! - Ktoś... przerwał moją wizję... - Jak to?! - Nie wiem... - Say potrząsnął bezradnie głową. Po raz pierwszy nie wiedział, co się zdarzy. Niepokoiło go to bardziej, niż chciałby przyznać. Bez słowa ruszył w dalszą drogę. Po kwadransie zatrzymał Raya, zagradzając mu drogę ramieniem. - Są tam - delikatnie rozchylił gałęzie krzewów. - Skoro już tu jesteście, to może przestalibyście kryć się w krzakach? - z polany dobiegł głęboki męski głos. Say zaklął cicho. Spokojnym ruchem odgarnął gałęzie i prowadząc za sobą Raya, wyszedł zza drzew. - Witaj, Say - na środku polany płonęło ognisko. Siedziały przy nim dwie osoby. Smagły, ciemnowłosy mężczyzna spoglądający na nich z ledwie widocznym sarkastycznym uśmiechem i zakapturzona postać w obszernej pelerynie. - Witaj, Van - Say podszedł bliżej i rozejrzał się. - Gdzie oni są? - Kto? - Nie udawaj durnia! Gdzie są Zwierciadła, które porwałeś? To są porachunki między nami. Nie mieszaj do tego nikogo innego! Uwolnij ich! Van zaśmiał się cicho. - Ach... mówisz o nich. Nie byli mi już potrzebni, więc się ich pozbyłem. - Spojrzenie Vana przeniosło się na Raya. - Widzę, że masz ze sobą nowe Zwierciadło. Czy zamierzasz pozbyć się go tak samo jak starego? Zawsze niszczyłeś zabawki, które cię znudziły.
|
|