 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Lucy krążyła po domu. W całym domu panowała cisza. Matka Lucy napełniała słoiki dżemem domowej roboty. Jej ojciec był w pracy. Grał na tubie. Brat siedział w salonie i grał w gry wideo. Lucy usłyszała jakieś dźwięki. Dźwięki, dobiegające prosto z wnętrza ścian. Odgłosy krzątaniny i ganianiny. Odgłosy brzęczenia i trzeszczenia. Odgłosy skradania, szurania i tupania. Lucy wiedziała, jakie stwory czynią takie hałasy w ścianach wielkich starych domów, poszła więc, żeby powiedzieć matce. – W naszych ścianach są wilki – oznajmiła Lucy. – Ja je słyszę! – Nie – powiedziała matka. – W ścianach nie ma wilków. Przypuszczam, że słyszysz myszy. – Wilki – odparła Lucy. – To z pewnością nie wilki – rzekła matka. – Bo wiesz przecież co mówią… Jeśli wilki wyjdą ze ścian, to już koniec. – Co już koniec? – spytała Lucy. – To – odparła matka. – Wszyscy to wiedzą. Lucy podniosła swoją świnkę-pacynkę, którą miała od czasów gdy była malutką dziewczynką. – Według mnie to raczej nie brzmi jak myszy – powiedziała do świnki-pacynki. W nocy, gdy w domu panowała cisza, Lucy usłyszała drapanie i chapanie, chrupanie i kąsanie. Słyszała jak wilki w ścianach knują wilcze spiski, kreślą wilcze plany. Za dnia, Lucy czuła na sobie ich wzrok. Obserwowały ją z szczelin i dziur we wszystkich ścianach. Patrzyły poprzez oczy obrazów.
|