 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Że też nikt go nie ustrzeli zza węgła, nie rozumiem. W Polsce od dawna robi za bufona i durnia. Taka niepoprawność polityczna, taka zaciekłość żeby zniszczyć Busha i pokazać rzekome fiasko demokratycznej interwencji w Iraku, gdy myśmy się tak lojalnie i odpowiedzialnie zaangażowali po właściwej stronie.
Już słyszałem świeże oceny naszych komentatorów, że Złota Palma w Cannes dla jego „Fahrenheita 9/11” to polityczna prowokacja. Co więcej, w relacji z wręczenia nagród mogłem zobaczyć na własne oczy, jak ci wszyscy politykierzy wstali i wśród niemilknących braw długo demonstrowali na stojaka swój chybiony wybór polityczny. Coś podobnego oglądałem tylko na Festiwalu w Gdyni w pamiętnym 2001, kiedy to Dariusz Jabłoński wezwał do solidarności z tysiącami ofiar; wszyscy wstali, a ja małodusznie siedziałem. Nie żebym nie współczuł, tylko nie lubię solidarności.
Potwór w wywiadzie dla francuskiej dziennikarki telewizyjnej trafnie zauważył, że to prawdziwy dar Francji dla Ameryki, ta nagroda. Trzeba dodać, że nie pierwsza. Francuzi mają uzasadnione historycznie tradycje w nagradzaniu Amerykanów. Ta dwuznaczna i prowokacyjna Statua Wolności, to też ich dar. Nagrodzony wyraził nadzieję, że jego rodacy obejrzą film, mimo wycofania się amerykańskiego dystrybutora, choćby on sam miał z nim jeździć po wszystkich Stanach. Europa dzięki albańskiemu dystrybutorowi zobaczy „Fahrenheita”, my chyba też, a co tam. Będziemy się mogli przekonać, jaki to z laureata arogant i kłamca. Chyba, że zdążymy do tej pory zmienić zdanie.
Demagogicznie powołał się na Lincolna i znaczenie prawdy dla funkcjonowania republiki. No cóż, wtedy była to inna republika...
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Dziwny jakiś zresztą ten „Festiwal na proteście”; doprawdy nie wiem, jak będzie w Polsce przyjęte wyznanie izraelskiej reżyserki Keren Yedaya, która chyba nie ceni zbytnio swego pochodzenia i Złotej Kamery za najlepszy debiut, skoro poczuwa się do tragicznej odpowiedzialności za los trzech milionów Palestyńczyków i woła: Pomóżcie im!
Moore już dwa lata temu odnosił triumfy w Cannes, gdy pokazywał tu swe „Zabawy z bronią”. A teraz wszystkie gazety są pełne jego zdumiewających oświadczeń. Cóż, trzeba przyznać, że facet jest odważny, chociażby z naszego lojalistycznego punktu widzenia nie miał racji. Najwyraźniej lubi estradę, choć nie każdy showman idzie na taką szarżę, by wyrzucić z siebie podczas oscarowej gali, ze statuetką w ręku:
Chcę podziękować Akademii za jej wybór w imieniu producentów filmu Glynna i Michaela Donowana z Kanady. Zaprosiłem na estradę naszych kolegów-dokumentalistów w przekonaniu, iż są solidarni ze mną, ponieważ lubimy dokument. Lubimy dokument, a żyjemy w fikcyjnych czasach. Mamy fikcyjne wyniki wyborów i fikcyjnego prezydenta. Posyłamy na wojnę mężczyzn w imię fikcyjnych przyczyn. Jesteśmy przeciw wojnie, panie Bush, niezależnie od tego, czy jest to fikcja nienaruszonych plomb czy fikcja pomarańczowych alertów. Wstyd mi za pana, panie Bush, wstyd mi. A jeśli ma pan przeciw sobie papieża i te cipki z południa, pański czas się skończył. Jeszcze raz dzięki.
Rok później, przy następnych Oscarach zdeptał go za te słowa monstrualny słoń z „Powrotu Króla”, wszyscy widzieli. Już myślałem, że to koniec potwora, a on udaje, że nic się nie stało. Jak to, nic się stało, teraz mu Palma odbiła i znów truje? Skaranie boskie, że też nie ma na niego silnych!
|