 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | * * * - Przecież gdzieś tu musi być, do ciężkiej cholery... - wymamrotał Goranto, wraz z Umbrem cierpliwie zaglądając po zakamarkach świątyni. Badali każdy załom, każdy gzyms, starając się odnaleźć jakiś zamaskowany mechanizm, który pozwoliłby znaleźć ukryte wejście do skrytki, przejścia czy czegoś podobnego. Starał się odtworzyć w pamięci moment, w którym zobaczył wtedy mnicha z farbami. Umbro westchnął ciężko i usiadł na ławce stojącej przy ścianie, oparł się z ulgą o mur. - Takie latanie to już nie dla mnie. Zachowujemy się jak dwaj niewyżyci pielgrzymi po raz pierwszy na szlaku, co to do każdej zaplutej kapliczki muszą wściubić nos. Goranto, zaglądnąwszy za jeden z bocznych ołtarzy drugiej kaplicy, stanął na jej środku i podrapał się po głowie. - Przecież nie rozpłynął się w powietrzu, tu gdzieś musi być wejście. - Musi, musi... - wymamrotał Umbro, unosząc głowę, łapiąc oddech i spoglądając na sklepienie. - Ano, może i musi. Jorge bardzo dobrze znał klasztor i jego sekrety, mógł Trunasowi pokazać jakiś tajemny korytarz. W końcu... - słowa zamarły mu w ustach. - A co to jest? Goranto szybko do niego podszedł i spojrzał tam, gdzie ten spoglądał. Na ścianie sklepienia pomiędzy fragmentami polichromii, na białym kawałku muru znajdował się wykonany czerwoną farbą napis. "Sala V, regał XII, półka III od góry, V od lewej." - Co to ma niby znaczyć? - zapytał. - To jest... - Umbro zachłysnął się powietrzem ze zmęczenia i przejęcia. - Na wszystkie świętości, to jest biblioteczna sygnatura! Sala piąta. Sala piąta... Tak, nie została spalona, jeśli mnie pamięć nie myli. * * * W sali wciąż czuć było spaleniznę, której swąd nie opuszczał pomieszczeń biblioteki mimo intensywnego wietrzenia. Umbro stał w jej drzwiach oparty ramieniem o futrynę, zasapany szybką wspinaczką po schodach. Goranto gorączkowo przechodził pomiędzy regałami, by odnaleźć ten oznaczony cyfrą XII. W końcu stanął przy nim, szybko odszukał trzecią od góry półkę i palcami przebiegł po księgach. - Raz, dwa, trzy, cztery... - odliczał na głos. - Pięć! - dotarł do wskazanej przez napis księgi. I stanął zamurowany. - Ależ to jest... - wydukał zdumiony. - Łeb sobie daję obciąć... uf... że to księga, po którą tu przybyłeś, przyjacielu. - Tak, to ona... ale skąd wiedziałeś? - Przeczucie. Tutaj dzieje się coś naprawdę... wolę o tym nawet nie myśleć. Coś złego. Goranto wyszedł zza półki i spojrzał badawczo na Umbra. - Więc może lepiej będzie, bracie, jeśli w końcu powiesz, co ci chodzi po głowie i tak rujnuje spokój ducha. - Moje podejrzenia są absurdalne, groteskowe i właściwie nierealne, ale co tam! To wszystko nie trzymało się kupy od samego początku! Co rusz ktoś widział kogoś utykającego, co rusz ktoś robił coś głupiego, wcale tego nie pamiętając. Połowa zakonników w tym klasztorze zachowuje się jak wariaci. Jak utykający wariaci. A już niedługo, jak tak dalej radośnie nam pójdzie, druga połowa o tego wszystkiego też zwariuje. Goranto popatrzył uważnie na Umbra. - Co chcesz powiedzieć? Umbro głęboko westchnął, wahając się przez chwilę. - Jest jeszcze jeden zakonnik, którego udział w tej sprawie powinniśmy rozważyć. Taki, który utyka i dobrze zna opactwo. Goranto spojrzał na niego z zaciekawieniem. - Któż taki? Umbro westchnął. - Jorge. * * * Goranto milczał przez chwilę, patrząc w bok, na książki zalegające regały. Gorączkowo rozmyślał o tym, co usłyszał, i żaden sensowny komentarz nie przychodził mu do głowy. Nie tak do końca rozumiał, co Umbro miał na myśli. Zaczął powoli przechadzać się po sali, wbijając wzrok w podłogę. Umbro wciąż stał w drzwiach, obserwując go bez słowa. Goranto maszerował tam i z powrotem, ręce miał założone z tyłu i spoglądał pod nogi. W końcu zatrzymał się, podniósł głowę, spojrzał na Umbra i zapytał go: - Masz na myśli ducha? Rodzaj nawiedzenia? - Na dobrą sprawę nie wiem, jak to nazwać, ale nic innego do głowy mi nie przychodzi. To musi mieć jakiś związek z tym starym piernikiem. Goranto pokiwał głową, rozglądając się jeszcze raz wokoło. Jego wzrok padł ponownie na regał, na którym niedawno spoczywała szukana przez niego księga. - Księga... - wymamrotał. - Księga! Księga!!! - wykrzyknął, patrząc gorączkowo na Umbra, który nie wiedział, o co mu chodzi. - Tamta księga! Jak mogłem być taki ślepy i głupi!!! Niech to szlag!!! Idziemy, bracie Umbro, natychmiast idziemy! - zawołał, ruszając w stronę drzwi i popychając Umbra. - Ale dokąd idziemy, na litość niebios? * * * Zwłoki Jorgego leżały przykryte na marach w jednej z kaplic świątyni, przygotowane do uroczystości pogrzebowych. Goranto energicznie podniósł ręką aksamitną kapę i odkrył zwęglone szczątki. Zmarszczył nos i czoło na widok, jaki się ukazał jego oczom, ale mimo to nachylił się nad nimi i zaczął oględziny dłoni trupa. Umbro patrzył na to z zaciekawieniem. - Może po prostu mi powiesz, czego my tu właściwie szukamy? - Czegoś, czego nigdy bym się nie spodziewał znaleźć w bibliotece bogobojnego i szanowanego klasztoru. Księgi, której resztki znajdowały się... no, proszę, wciąż znajdują się w jego kurczowo zaciśniętych dłoniach. Kompletnie spalone, to prawda, nie sposób odczytać tytułu ani autora. Ale pozostały nieco nadtopione i częściowo już zdeformowane resztki okuć. Okuć niezwykłych i charakterystycznych - w kształcie trójkątów z otworami formującymi oczodoły, nozdrza i szpary między zębami. Okucia z wyciętym kształtem czaszki. Umbro podszedł bliżej, zaintrygowany wywodem Goranta, i nachylił się nad zwłokami Jorgego, by samemu spojrzeć na resztki okładek. - Faktycznie, jest tak, jak mówisz. Ale co to znaczy? Goranto wyprostował się, twarz miał zasępioną. - To znaczy, czcigodny bracie Umbro, że w klasztorze Nermires znajdował się jeden z pięciu zaledwie egzemplarzy słynnej swego czasu, jakieś dwieście lat temu z okładem, aczkolwiek również i teraz, "Księgi Negrendego", księgi zakazanej i ściganej we wszystkich królestwach zatrzęsieniem edyktów i specjalnych ukazów. Niejeden herold dupę sobie na siodle odparzył, kiedy musiał jeździć od miasta do miasta, ogłaszając wolę monarchy i królewskiej rady surowo wzbraniającą praktyk opisanych w tej księdze, a także rozpowszechniania i posiadania jej samej. Księgi niebezpiecznej, bo nie o żadnych dyrdymałkach i czarnoksięskich figlach-miglach traktowała, lecz o niezwykłych obrzędach i rytuałach mających wpływ na duszę człowieka. Zawierała ona również opis "Rytuału Pozostania", pozwalającego w momencie śmierci utrzymać uchodzącą z ciała duszę w okowach tego świata i dającego niezwykłą owej duszy moc - moc wnikania w inne istoty i przejmowania nad nimi kontroli, moc, której skutki odczuliśmy w tym klasztorze ostatnio już wielokrotnie. - Chcesz mi powiedzieć... - ...że twoje przeczucia były jak najbardziej trafne. Jorge odprawił rytuał w bibliotece, właśnie dlatego spłonęła. Rytuał Pozostania wymaga rozpalenia ognistego kręgu i spłonięcia w jego wnętrzu - dlatego Jorge jest taki, jak tu widzisz. Wszystkie zdarzenia, jakie miały miejsce w Nermires, są konsekwencjami jego działania. A on wciąż pozostaje w tym miejscu dzięki mocy tego rytuału i kontynuuje swoje wybryki, wcielając się co rusz to w innego współbrata. Umbro wpatrywał się z uwagą w rozprawiającego Goranta. - To brzmi prawdopodobnie. Sporo wiesz na temat tego rytuału. Ciekaw jestem bardzo, skąd. Goranto popatrzył głęboko w jego oczy. - Nie tylko zakonnicy sięgają po zakazane księgi. Ja również miałem ją w ręku, zapoznałem się z jej treścią. Jest to rzecz fascynująca, dopóki nikt nie próbuje zrobić z niej użytku. - Więc to wszystko Jorge... - Tak, teraz jestem tego pewien - przytaknął Goranto, po czym zamilknął i zaczął nad czymś gorączkowo rozmyślać. Raz za razem kiwał przytakująco głową. W końcu powiedział: - Nie wiem, czy mam rację, ale myślę, że Jorge tuż po zakończeniu rytuału i śmierci przeniknął w ciebie, drogi bracie. W tobie miał największego wroga i na tobie chciał dokonać pomsty. To ty pomalowałeś posąg Ambrożego, gdy w świątyni trwało nabożeństwo, którego opat nie przerwał nawet na wieść o pożarze. Wszyscy byli obecni przy jego gaszeniu, opat był wtedy zajęty modlitwami przy głównym ołtarzu, zwrócony plecami do świeżo wyrzeźbionego posągu. Potem wyszedłeś stamtąd, by usiąść przy studni. To wtedy się spotkaliśmy, pamiętasz? Szedłeś utykając, potem usiadłeś i zacząłeś oczyszczać paznokcie z jakiegoś brudu - myślę, że to były resztki farby. Na twarzy miałeś osobliwe zadowolenie, gdy patrzyłeś na płonącą wieżę. Potem, gdy przywitałem się z tobą, ocknąłeś się, jakbyś się wybudził ze snu. Umbro patrzył na Goranta, czoło miał zmarszczone, jakby próbował sobie przypomnieć tamten dzień. Goranto kontynuował. - Myślę, że potem Jorge wstąpił w ciało Trunasa, który powędrował do świątyni, by namalować napis na sklepieniu - ten, który zaprowadził nas do poszukiwanej przeze mnie księgi. Wtedy właśnie dostrzegł go brat Cyrillo. I wtedy też widziałem go ja, bo niewiele czasu minęło od naszej wizyty w wieży i w refektarzu, do momentu, gdy poszedłem zwiedzić świątynię. Pojęcia nie mam, jak wylazł tak wysoko. Może potrafił się unieść - nie wiem, jakie boczne efekty i zdolności daje Rytuał Pozostania. Jak dokonywał reszty psikusów, które się zdarzyły podczas Święta Rozniecenia - tego też nie wiem, ale nie sądzę, żeby konieczne było jakieś szczególnie skomplikowane wyjaśnienie. Przykładowo, jestem pewien, że brat celebrans, gdy opanował go Jorge, sam wyciął sobie w habicie dziurę na tyłku tuż przed rozpoczęciem uroczystości. Mógł to zrobić gdzieś po kryjomu, w zakrystii, jak już miał ornat na sobie - w całym tym pośpiechu, jaki towarzyszył przygotowaniom, i tak nikt nie zwróciłby na niego uwagi. A te ślepka mógł sobie we właściwym miejscu przygotować znacznie wcześniej. Umbro pokiwał głową. - To jest możliwe. Myślę, że powinniśmy pójść z tym wszystkim do opata. - A zatem nie zwlekajmy. * * * Opat milczał, przechadzając się tam i z powrotem po sali. Umbro i Goranto stali w tej ciszy, nie przeszkadzając mu w rozmyślaniach. W końcu przetrawił to, co usłyszał. - Trudno mi w to wszystko uwierzyć. Goranto rozłożył ręce. - Ale moim zdaniem to jedyne rozsądne wytłumaczenie. No, może nie rozsądne, ale w miarę trzymające się kupy. - Duch? - z niedowierzaniem zapytał opat. - Cóż, w końcu bywa i tak. - Spójrzmy prawdzie w oczy, ojcze opacie - powiedział nad wyraz łagodnie Umbro. - To, co się dzieje w tym klasztorze ostatnio, to jeden długi ciąg wybryków zdziwaczałego durnia. Nermires już od jakiegoś czasu pozbawione jest swojej dostojności i spokoju, dla którego wielu wstąpiło w te mury. Moim zdaniem sprawa przedstawia się dość prozaicznie - Jorge na samym końcu swego marnego życia zrozumiał to, co ja powtarzałem od dawna - że uwielbienie współbraci dla jego rzekomej mądrości jest tylko kurtuazją, że zapiekłość i gorliwość w trzebieniu zła dawno już zamieniły się u niego w dziką i tandetą obsesję, która tylko uprzykrzała wszystkim życie. Więc postanowił uczynić coś, co w jego chorym mniemaniu miało mu przywrócić ów utracony podziw i zainteresowanie, którego pożądał bardziej niż szacunku. I w tej desperacji nie znajdował już innych sposobów, jak tylko te skandaliczne wybryki, tak za życia, jak i po swojej ohydnej rytualnej śmierci. - Prawda to, prawda - westchnął opat. - Przez długi czas trudno mi się było z tym pogodzić. - Śmierć miał gwałtowną - powiedział Goranto. Zapadła cisza. - Może czas najwyższy pochować go? - powiedział opat - może to pomoże... - Pochować oczywiście nie zawadzi, bo przynajmniej w kaplicy śmierdzieć przestanie, ale nie sądzę, żeby cokolwiek pomogło - wzruszając ramionami powiedział Goranto. - To z jego duszą musimy sobie poradzić, nie ze zwęglonym ciałem. Opat spojrzał bez słowa na Umbra, potem westchnął i powiedział cicho: - Zróbmy to natychmiast. Nie ma sensu odwlekać tej sprawy, chociaż i tak największe problemy pewnie dopiero przed nami. Umbro i Goranto popatrzyli na niego z zainteresowaniem, nie rozumiejąc przy tym, co ma na myśli. - Dzisiaj dostałem wiadomość, że na dniach ma przybyć do naszego opactwa ojciec prowincjał Grimand z Tulunzy. Z wizytacją duszpasterską. Zapanowała długa cisza. W końcu Umbro pokręcił głową z rezygnacją. - No, to w zasadzie jesteśmy ugotowani - powiedział. - Niech no tylko nasz czcigodny Jorge dla własnej krotochwili wytnie ojczulkowi na dupie dziurę, jaką mają drzwi wychodków, w kształcie serduszka, albo zwali mu na łeb jaki kandelabr, choćby taki mały, maciupeńki... - Jednego nie rozumiem - ze zmarszczonym czołem powiedział Goranto, wchodząc w słowo Umbrowi. - Jeżeli Jorge zacznie nastawać na prowincjała, skończy się to kompromitacją całego opactwa. A jeśli dobrze myślę, to mimo wszystko było mu ono drogie. Opat usiadł, patrząc ponuro na swoje dłonie, jakby nagle odnalazł tam coś interesującego. - Jest coś, o czym wam jeszcze nie mówiłem... O czym nie mówiłem nikomu... Goranto i Umbro milczeli w oczekiwaniu. - Tak, zło nigdy nie spocznie w ukryciu - wyszeptał opat, unosząc oczy na sklepienie sali. - Gdy się tajemnicę czyni z ludzkiej podłości, nigdy nic dobrego z tego nie wynika... - Podobno mamy powody do pośpiechu - wtrącił Umbro - więc może by tak mniej poezji i refleksji, a zamiast tego więcej konkretów... Opat tym razem nie obruszył się. Milczał przez chwilę, po czym powiedział. - Jorge przyznał mi się jakiś czas temu do morderstwa. To on zabił brata Terancjusza. - No dobra, siądę sobie - powiedział cicho Umbro ponurym głosem po chwili ciszy. Dość długiej chwili.
|