Po nastrojowej, metafizycznej „Katedrze” Tomek Bagiński przypomina nam o sobie kolejnym krótkim filmem animowanym o przewrotnym tytule „Sztuka spadania”. I znowu będzie głośno o młodym Polaku, co był o włos od Oscara...  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
"Sztuka spadania", najnowszy film Tomka Bagińskiego, w przeciwieństwie do " Katedry", nie zdążył obrosnąć w pióra kultowości. Złożyło się na to, jak sądzę, parę czynników. Po pierwsze, produkcja nie ma nic wspólnego z korzeniami, z których wywodziła się adaptacja "Katedry", więc środowisko fantastyczne nie śledziło z zapartym tchem aktualizacji strony filmu. Po drugie, film powstał w znacznie krótszym czasie, bo pracował nad nim już nie jeden człowiek, ale cały zespół (aczkolwiek nadal skromny w porównaniu z typową produkcją filmową). Po trzecie, media mają to do siebie, że muszą być dokarmiane regularnie – jeśli jakiś autor milknie na dłużej niż parę miesięcy, to zwykle się o nim zapomina. A Tomek, twórca filmu nominowanego do Oscara, zapadł się pod ziemię po części z potrzeb zawodowych, po części chęci schronienia się przed medialnym zgiełkiem wywołanym sukcesami jego poprzedniego filmu, a po części z chęci zrobienia czegoś innego niż "Katedra". I właśnie owa odmienność "Sztuki spadania" wydaje mi się być kolejnym przyczynkiem do ciszy, jaka towarzyszyła produkcji filmu. Ale teraz, kiedy film otworzył festiwal w Gdyni, a wkrótce trafi na ekrany kin, znowu będzie głośno o tym młodym autorze, który w zalewie polskiej filmowej przeciętności wybija się bardzo wysoko. O ile w przypadku "Katedry" każdy, a przynajmniej każdy kto choć nieco otarł się o prozę Jacka Dukaja w taki czy inny sposób, wiedział czego się spodziewać. Wiadomo było, że nie można mówić o ekranizacji opowiadania, ale można było spekulować o wyborze scen, filmowej adaptacji i tak dalej. "Sztuka spadania" to wielki znak zapytania i konia z rzędem temu, kto trafnie odgadnie tematykę filmu. Nawet dostępny od czasów wydania "Katedry" na DVD teaser nowego filmu na żadne zawężenie spekulacji nie pozwala. Może z jednym wyjątkiem. Wiadomo bowiem, że nie będzie już tak ponuro, smutno, że będzie najprawdopodobniej śmiesznie. Kto widział teaser (dostępny także na stronie "Sztuki spadania"), ten wie, o czym mówię. Ale między teaserem i filmem zieje ogromna przepaść. Albowiem teaser, zrobiony na potrzeby wspomnianej płyty DVD, nie jest ścinkiem najlepszym scen filmu, a jedynie pewnym wprowadzeniem w tematykę, nastrój, więc na dobrą sprawę nie mówi nic o ostatecznym kształcie filmu. Trzeba ten film po prostu zobaczyć. A powodów jest wiele. Pierwsza sprawa to czysto profesjonalna ocena jakości filmu. Utrzymany w jasnych barwach jawnie kontrastuje z "Katedrą" i uwypukla dalszy plan – rzecz, którą w poprzednim filmie osnuwał mrok, ciemność. "Sztuka spadania" w barwach, dynamice obrazu jest filmem bardzo odmiennym, ukazującym kolejne możliwości i pomysły autora oraz warsztat, który umożliwia mu ich realizację. Można śmiało powiedzieć, że warsztat Tomka Bagińskiego i jego zespołu to nadzieja polskiej kinematografii. Nie dość, że potrafią oni stworzyć tak świetne obrazy, to jeszcze potrafią opowiedzieć historię. Choć film jest krótki (ponownie około 6 minut), to można oglądać go wielokrotnie, doszukując się kolejnych szczegółów albo po prostu rozkoszując się ujęciami, planami, animacjami. Przykuwa wzrok, zapada w pamięć nawet z czysto technicznego punktu widzenia. A o czym jest? To już nie jest takie proste. Interpretacji filmu może być bowiem wiele, bo choć fabuła jest dość jednoznaczna i klarowna, to osobiste preferencje i, co tu dużo ukrywać, światopogląd widza mogą ją przetworzyć bardzo różnie. Streszczanie fabuły nie zda się tu na nic, bo zbyt wielką wagę ma w tej filmowej opowieści plastyka, która buduje obraz i definiuje emocje. Jedni mogą poczuć się filmem dotknięci, odbierając go jako ponury, okrutny żart, zarzucając wręcz autorom zbyt odważne korzystanie z licentia poetica, ale tacy pacyfiści z zapałem pewnie poniosą sztandar Fallen Army wstępując w szeregi armii straconych. Istotne jest też, że od momentu rozpoczęcia prac nad filmem a dzisiejszą chwilą doszło do pewnych wydarzeń, w świetle których wojskowa tematyka filmu może dla niektórych być jedyną narzucająca się interpretacją. Ale ostatecznie wszystko jest kwestią wrażliwości i otwarcia umysłu widza. Zdecydowanie "Sztuka spadania" jest filmem wyjątkowym, doskonałym polem do sporów tak bardzo uwielbianych przez krytykę. Daleki jestem od takich zapędów. Daleki jestem od opiniowania, wysnuwania przesłania tego filmu, bo to sprawa osobista każdego, kto film ten obejrzy. Na dobrą sprawę nawet sam autor przyznaje się, że ostateczna wymowa filmu zaskoczyła nawet jego samego. Jednak jedno jest pewne. Tomek Bagiński udowodnił nam, że "Katedra" nie była przypadkiem, ale początkiem kariery bardzo utalentowanego człowieka. Człowieka, który nie dość, że zna się na animacji, to potrafi korzystać z języka filmu i sprawnie opowiadać nim historie. Historie, które na długo zapadają w pamięć.
Tytuł: Sztuka spadania Reżyseria: Tomek Bagiński Scenariusz: Tomek Bagiński Data premiery: listopad 2004 Czas projekcji: 5:40 min Gatunek: animacja |