 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nad dokumentami od lady Arduaine usiadła późnym wieczorem. Nie wiedziała, ile czasu już nad nimi spędza. Nie było ich dużo, za to uwagę przyciągała intrygująca treść. Większość dokumentów była całkiem nowa i mówiła, że Brigid jest przewodniczącą Gildii jedynie formalnie, zaś wszystkie ważne decyzje przez lata podejmowane były bez jej wiedzy. Z protokołów niezbicie wynikało, że na tajnych zebraniach — o których Brigid nie miała pojęcia — poruszano tematy druidyzmu. Hipokryci! Czarodziejce zimny pot wystąpił na czoło, kiedy czytała o planach zniszczenia Carnassaire i innych miejsc związanych z dawną magią. Przez chwilę miała nadzieję, że dokumenty są sfałszowane, ale dokładne obejrzenie tak dobrze znanych jej pieczęci i podpisów rozwiało złudzenia. A skoro na tych pergaminach przedstawiono oficjalne stanowisko Gildii, oznacza to, iż Arduaine się wyłamała. O ile była szczera, mówiąc jej o sobie i prosząc o pomoc... "Wszystko, co świadczy o dawnych wierzeniach, musi zostać zniszczone. Zatriumfować ma Nowa Magia — magia oparta o naukowe fakty, a nie o ludowe zabobony". I właśnie tej magii, "opartej o naukowe fakty", czarodziejka nauczała Caitlinn. Może powinna ją dokładniej wprowadzić w swoje prace? Nie, to zbyt duże niebezpieczeństwo... Dziewczynka zastała swoją opiekunkę pochyloną nad pergaminami. Płomyki świec dawały światło niewyraźne i migotliwe. — Brigid? Czarodziejka gwałtownie podniosła głowę, odruchowo zasłaniając papiery rękami. — Caitlinn, wystraszyłaś mnie! Co tu robisz? Jest środek nocy. — Nie mogę zasnąć. Brigid, co robisz? Dokąd idziesz? Rudowłosa wzięła swoją laskę i skierowała się do drzwi. — Dokumenty od lady Arduaine, tak? — Dopytywała się dziewczynka. — Coś tam wyczytałaś? Brigid pochyliła się i spojrzała jej w oczy. — Tak, wyczytałam. Wyczytałam, że przez długie lata wszyscy byliśmy oszukiwani. Muszę iść coś załatwić. — Ale co? Idę z tobą. — Nie! — Brigid była coraz bardziej poirytowana. — To niebezpieczne. To... coś w stylu zamachu stanu. Uśmiechnęła się do własnych myśli. W jednej chwili chciała wyburzyć mur, który postawiła Gildia. — Nie pójdziesz sama, Brigid! Powiedz mi przynajmniej, o co chodzi! Caitlinn stała w drzwiach. Pięści miała zaciśnięte, a na twarzy wymalowany upór. — O czym ja właściwie z tobą dyskutuję? — Krzyknęła Brigid i pchnęła dziewczynkę, aż ta zatoczyła się i upadła. — Ruszysz się stąd na krok, a twoja noga więcej nie postanie w Ravengaardzie! Kiedy zniknęła w głębi korytarza, Caitlinn pierwszym impulsem chciała za nią pobiec, ale ostatnie polecenie zatrzymało ją. Powstrzymując łzy, wzięła ze stołu jeden z dokumentów i zaczęła wczytywać się w jego treść. Oczy robiły jej się coraz bardziej okrągłe ze zdumienia. — Brigid... Brigid, co ty robisz... — Ze ściśniętego gardła wydarł się przerażony szept. Czarodziejka w pośpiechu zbiegała po niezliczonych schodach. Nigdy dotąd nie bywała w podziemiach, które ciągnęły się głęboko pod zamkiem — a teraz zamierzała zejść na najniższy poziom. Miała nadzieję, że nie zgubi drogi w labiryncie słabo oświetlonych korytarzy. Wszyscy ją oszukali. Książę dobrze znał treść dokumentów, lecz ją przed nią zatajał! Gdyby nie lady Arduaine... Zatrzymała się. Lady Arduaine przecież także znała najbardziej intrygujący z pergaminów. Jeśli myślała tak, jak Brigid, znaczy, że już tu była. Należy zachować jak najdalej posuniętą ostrożność. — Stać! Kto idzie! Dwóch uzbrojonych strażników stało przy masywnej kracie broniącej wejścia do właściwej części lochów. Brigid kurczowo zacisnęła palce na lasce. — Lady Brigid? — Zapytał jeden ze strażników, który poznał ją w migoczącym świetle pochodni. — Chcę zejść na najniższy poziom — powiedziała starając się, aby głos jej nie zadrżał. Nie było to proste. — Nie ma mowy. Ma pani oficjalny zakaz. Zakaz? Na śmierć zapomniała o zebraniu Gildii. Widocznie już się odbyło i nie była już przewodniczącą. Ciekawe, jakie zarzuty wobec niej wysunęła lady Arduaine... przyjaciółka czy zdrajczyni? W każdym razie to już się stało — Brigid z pewnością nie miała czego szukać w Gildii. — Nie obchodzi mnie to — rzekła chłodno i uniosła laskę. Na krótką chwilę korytarz rozbłysnął jaskrawym światłem. Rozległ się huk. Brigid przywarła do ściany, wstrzymując oddech. Kiedy kurz opadł, przez chwilę panowała przejmująca cisza. Po chwili w głębi korytarza rozległy się podniesione głosy. Czarodziejka nie czekała. Ominęła martwe ciała strażników. Siła wybuchu wyrwała kratę. Brigid pobiegła przed siebie w kierunku schodów na najniższe poziomy. Odgłosy kroków. Wyłaniające się z ciemności twarze. Świst mieczy wyciąganych z pochew. Jednego z napastników zdzieliła laską po głowie. Pozostałych załatwiła jednym prostym zaklęciem. Korytarze wypełniły się błyskami, dymem i hukiem. Wreszcie stanęła na samym dnie lochów. Oparła się o ścianę, ciężko oddychając. Po co właściwie tu przyszła? Żeby udowodnić, że jednak ma rację? Tu były tylko jedne drzwi. Solidne, grube, z masywnymi okuciami. Wyglądały na bardzo stare. I były uchylone. Czyli lady Arduaine trafiła tu pierwsza. Bardzo sprytne. Brigid weszła do środka. Znalazła się w małej, obskurnej celi, oświetlonej jedną tylko lampą. Pod ścianą, na sienniku leżał pomarszczony, siwobrody starzec. Ostatni z żyjących druidów. Brigid westchnęła. Dopiero teraz zauważyła lady Arduaine, wyłaniającą się z mroku. — Jesteś, Brigitto. Tego się spodziewałam. Że jednak cię tu wpuszczą. Jakich form nacisku użyłaś? — Zamknij się. Nie śmiej się tak! Wynoś się stąd, słyszysz?! Nie chcę cię tu widzieć! Nie spodziewała się, że te słowa poskutkują. Ale, ku jej zdumieniu, Arduaine, wciąż kpiąco się uśmiechając, wyszła. — Ja już swoje zrobiłam, Brigitto — szepnęła na odchodnym. W tych słowach był jakiś żal. Kiedy zniknęła, starzec skinął na Brigid ręką. Uklękła obok niego. — Jesteś przeciwko niej, prawda? — Zapytał cicho. W tym głosie czarodziejka znalazła to, czego szukała. Brzmienie dawnej magii i mądrości. — Tak — powiedziała przez łzy. Druid przypatrywał się jej spod półprzymkniętych powiek. Zaczął mówić ledwo słyszalnie, co kilka zdań robiąc dłuższe przerwy. Czarodziejka słuchała go jak urzeczona, zapisując sobie w pamięci każde słowo. — Widzę twoją duszę i twoje myśli, moje dziecko. Zastanawiasz się, czy faktycznie jestem tym, którego szukasz... Tak, to ja. Zawsze myślałaś, że walka z druidami była wiele wieków temu, prawda? Oszukali cię. Oszukali was wszystkich. Za mojej młodości było nas wielu. Ale musieliśmy się ukrywać. Dziś zostałem tylko ja. Cudem udało mi się przeżyć... Zastanawiasz się, dlaczego ci to mówię, prawda? Skoro jesteś przeciwko niej, to musisz być dobra. Bo ona jest zła do szpiku kości. — Skąd... skąd pan wie? — Zapytała Brigid. Łzy spływały jej po twarzy. Nigdy dotąd nie była tak wzruszona. — To widać, moje dziecko. Przyszła do mnie, prosząc o wiedzę. Powiedziała, że chce opanować moc, którą posługiwali się druidzi. Że jest jej to potrzebne, żeby mieć władzę... Ale ja jej nic nie powiedziałem. I nie powiem. A ty, kim jesteś i dlaczego do mnie przychodzisz? — Tak właściwie to jestem jej uczennicą. I ja chciałabym... też... — Rzekła Brigid odruchowo i natychmiast pożałowała tych słów. Starzec nie chciał z nią więcej rozmawiać. Powiedział tylko: — Wszyscy chcecie zdobyć to samo, tajemnice magii. A ja nikomu ich nie zdradzę. Tylko bogowie mogą to zrobić. Jeśli tak ci zależy, idź do nich. Niech orzekną, czyś godna. Bo nie mi to oceniać... Bogowie... Pełnia księżyca w Carnassaire. Wtedy wszystko się rozstrzyga... Już orzekli — pomyślała Brigid i bez słowa wyszła na korytarz. To wszystko na nic. Pożałowała, że wygoniła lady Arduaine. Kto wie, co ona teraz knuje! Powinna przecież mieć ją na oku. Zanim zaczęła piąć się po stromych schodach, w myśli obliczyła grubość murów w lochach. Wyszło jej, że nikt na górze nie miał prawa słyszeć odgłosów walki. Czyli wszystko wykryje się dopiero wtedy, kiedy przyjdą strażnicy na poranną zmianę. A ona będzie już daleko. Dopiero teraz poczuła ogromne zmęczenie. Tak jak wtedy, w Carnassaire. Najpierw była pewna, że to zwycięstwo. Dopiero później okazywało się ono klęską... Wtedy, w Carnassaire... Zaraz! Przypomniały jej się ostatnie słowa starca, na które wcześniej zupełnie nie zwróciła uwagi. Pełnia księżyca! To przecież dzisiaj — przemknęło jej przez głowę, kiedy przyspieszyła kroku. W podziemiach straciła poczucie czasu. Do świtu zostały może dwie godziny... Nie, najwyżej jedna! Trzeba się spieszyć. Zamkowe korytarze były puste — nikt nic nie usłyszał. Ani śladu lady Arduaine... — O, Brigid! — Caitlinn, która czekała w laboratorium, rzuciła się czarodziejce na szyję. — Była tu lady Arduaine, powiedziała mi, że zostałaś wykluczona z Gildii, teraz to ona jest przewodniczącą... Śmiała się, że mnie zabiją razem z tobą, mówiła coś o lochach, och Brigid, ty naprawdę tam byłaś? Oskarży nas o kradzież dokumentów... Brigid z ciężkim westchnieniem odepchnęła dziewczynkę i usiadła. Potrzebowała kilku minut na uporządkowanie myśli. Arduaine była teraz przewodniczącą Gildii, nic dziwnego więc, że bez problemów zeszła na najniższy poziom. Teraz wszystko stało się kwestią godzin — wystarczy jedno słowo żądnej zemsty Arduaine i Brigid stanie się najbardziej znienawidzoną kobietą w całym Carric on Suir. — Nie ma czasu! — Orzekła, podnosząc się gwałtownie. — Nie patrz tak, Caitlinn! Ja idę. Nie ciągnę cię ze sobą. Jak chcesz, zostań. — Oczywiście, że idę. Czego się dowiedziałaś? — Pełnia księżyca w Carnassaire. Wtedy wszystko się rozstrzyga. Udało im się niepostrzeżenie wyjść z zamku. — Musimy dostać się tam jak najszybciej — powiedziała Brigid, gdy znalazły się na błoniach. — Mnie może uda się teleportować, ale ty... — Poradzę sobie. To nietrudne. Czytałam o tym — powiedziała szybko Caitlinn. — Czuję, że nam się uda. Brigid mocno ścisnęła ją za rękę i po chwili obie znalazły się w kamiennym kręgu Carnassaire, na szczycie wzgórza. Czarodziejka była pełna podziwu. Caitlinn w zaskakujący sposób wyczuwała magię i potrafiła się do niej dostosować. Na bezchmurnym niebie lśnił srebrzysty krąg księżyca. — I co teraz? — Zapytała dziewczynka cicho, jakby bojąc się naruszyć aurę tego miejsca. — Nie wiem — odrzekła Brigid zgodnie z prawdą. Skoncentrowała się. Znów miała rozmawiać z bogami. Tym razem, aby zdobyć ostateczną odpowiedź. Nie zwracała więcej uwagi na Caitlinn, która szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w tarczę księżyca. — Bogowie, przybywam po raz kolejny — rudowłosa zaintonowała śpiewnie. W jednej chwili kamienie zalśniły złocistym blaskiem. — Znów chcesz dostąpić zaszczytu — rozległ się głos, który tylko ona słyszała, który był dla niej obietnicą szczęśliwego zakończenia wszystkich kłopotów i długich starań. — Zrzekłam się tego, czego zrzec się miałam. Tych, którzy zatajali przede mną prawdę, w imię prawdy srogo ukarzę. Czy nie jestem godna? Przez chwilę panowała cisza, w której Brigid wyraźnie słyszała bicie własnego serca. Wreszcie głos stwierdził: — Ci, którzy przychodzą do Carnassaire podczas pełni księżyca, wiedzą, co czynią. W tę noc magia działa inaczej, niż zazwyczaj. Jest bliżej tych, którzy jej pragną. — Czy więc... jestem godna? — Niegodni są ci, którzy pragną posiąść zapomnianą wiedzę dla własnej korzyści, dla władzy i potęgi. Oni nie dostąpią zaszczytu. — To Arduaine... — Szepnęła czarodziejka. — Niegodni są ci, którzy pragną posiąść zapomnianą wiedzę, aby pysznić się nią przed innymi. Niegodni są ci, którzy pragną wyrwać tajemnice przeszłości i zapominają przy tym o teraźniejszości. W jednej chwili gotowi są zranić tych, przez których są kochani. Tylko po to, aby osiągnąć swój cel. — To niemożliwe... — Brigid rozumiała coraz więcej. — Więc i bogowie mnie oszukują? Wszak miałam się zrzec... — To była próba. Ten, kto stawia korzyść własną ponad uczucia innych, ten nie jest godzien. — Co?! — Wściekłość szybko ustąpiła miejsca rozpaczy i bezsilności. — To była próba? Sprawdzian? A ja wierzyłam, że mam się wyrzec! Jeśli nie jestem godna, to kto jest? Czy ktokolwiek jest? Ale nikt jej już nie odpowiedział. Zamiast tego usłyszała zduszony krzyk Caitlinn: — Brigid, spójrz! — Dziewczynka wskazała ręką w kierunku Ravengaardu. Czarodziejka natychmiast zrozumiała, co się dzieje. Wschodzące słońce oświetlało niezwykłą scenę: od strony zamku zbliżały się oddziały wojska. Galopująca konnica wzbijała tumany kurzu. — Arduaine mnie zdradziła! — Krzyknęła Brigid. — Wiedzą o wszystkim. Na pewno dostrzegli światło Carnassaire. W tym tempie, jeśli ominą jezioro, będą tu za jakieś pół godziny. — Boję się! — Pisnęła Caitlinn, przytulając się do opiekunki. — Tylu ludzi przeciwko tobie jednej? — Znają moje możliwości. Z wojskiem sobie poradzę — rzekła czarodziejka z kamienną twarzą. — Ale z pewnością są tam i magowie. Z nimi będzie już gorzej. — Więc uciekajmy! — Nie ma mowy. Brigid wyprostowała się dumnie. Spojrzenie utkwiła w czarnej sylwetce Ravengaardu. — Jeśli czegoś zdążę cię jeszcze nauczyć, to tego, żeby nigdy nie uciekać z pola walki. Przeznaczenie musi się dopełnić. Słońce wznosiło się coraz wyżej. Na szczycie wzgórza widniały dwie sylwetki. Kobieta i dziewczynka, trzymające się za ręce. Na ich twarzach malował się nie strach, ale pewność, że nawet jeśli zginą — to i tak zwyciężą w tej bitwie. Nie wiadomo, ile czasu minęło, kiedy do ich uszu dobiegł tętent kopyt. Brigid powiedziała wtedy do Caitlinn: — Choćby stało się najgorsze — pamiętaj o mnie. To były jej ostatnie słowa, zanim wzgórze zostało okrążone. Odebrano im drogę ucieczki. Na czele oddziałów był sam książę Patrick. Zsiadł z konia i zbliżył się Brigid. U jego boku kroczyła lady Arduaine, dumna i pewna siebie. — Możemy się rozliczyć bez przemocy — powiedział książę. Widać było, że nie do końca jest przekonany do tego, co robi. Przez cały czas kierowała nim lady Arduaine, która teraz przejęła głos. — Brigitto, dobrowolnie oddaj się w nasze ręce. Jesteś przestępczynią i wiesz o tym. Może daruję ci życie. — Nie — rzekła Brigid dumnie. — Nie poniżę się do tego stopnia. Jeśli walczę — to do końca. Caitlinn, uważaj. Słowa te wypowiedziała jednym ciągiem. Wiedziała, że to, co robi, jest głupie — bo nie ma najmniejszych szans w tak poważnym starciu. Szybkim ruchem uniosła laskę. Zaczęło się piekło. Gdy wystrzeliła pierwsze srebrne płomienie, magowie ruszyli do ataku. Książę uciekł, a lady Arduaine walczyła w pierwszej linii, przeklinając zdolności swej byłej uczennicy, która raz po raz odbijała jej zaklęcia. Powietrze wypełniło się ogniem, błyskawicami i hukiem. Zaraz potem włączyli się łucznicy, którzy wypuszczali strzałę za strzałą w kierunku czarodziejki, próbującej otaczać się barierą ochronną. Ukryta za powalonym menhirem Caitlinn ze łzami w oczach patrzyła, jak jej opiekunka upada, ciężko raniona. Brigid nie widziała nic, krew przesłoniła jej oczy. Wiedziała, że to koniec. Dlaczego muszę tak ginąć? — Pomyślała. — Jeśli ja nie jestem godna, to kto? — Ten, kto ma prawdziwie czyste serce. — Odpowiedział głos bogów. — Ten, kto pragnie magię poznać nie po to, aby ją posiadać, ale dlatego, że ją kocha. I teraz na niego spłynie łaska. Czarodziejka zaczęła łkać. Wtem wrzawa dookoła ucichła, zastąpiona przez jednostajny szum. Krzyki robiły się coraz cichsze, aż wreszcie zniknęły zupełnie. Czarodziejka z trudem uniosła głowę. Całe wzgórze znajdowało się jakby pod wielką kopułą, na zewnątrz której szalał wicher o niezwykłej mocy. Wewnątrz nie wyczuwało się najmniejszego drgnienia powietrza. Były tu tylko we dwie — Caitlinn i Brigid. — Co to za magia? — Cicho zapytała czarodziejka, gdy dziewczynka przy niej uklękła. — Nagle poczułam, jak spływa na mnie dziwny blask! — Mówiła uradowana Caitlinn. — Jestem druidką, rozumiesz? Pomogę ci... — Nie! — Szepnęła Brigid. — Wiem, że możesz uleczyć każdą ranę, ale nie rób tego. Muszę i chcę umrzeć. — Ale... — Bezwzględne posłuszeństwo. To mi obiecałaś. Więc teraz bądź mi posłuszna. — Tak, ale... Och, Brigid! Pochyliła się nad nią i pocałowała. Czarodziejka przymknęła oczy. Wiedziała, że dopięła swego. Zapomniana magia wróciła i znalazła się w odpowiednich rękach. Czy nie o to jej chodziło? No, może niezupełnie. Ale udało się... — Teraz jesteś panią światła i cienia, kochanie. Obiecaj, że dobrze wykorzystasz tą moc. Zmień świat. — Obiecuję, Brigid. Przysięgam. Łzy strumieniami spływały po twarzy dziewczynki. Po chwili rzekła: — Wiesz, co powiedziała mi lady Arduaine? Że, jak świat światem, nikt nigdy nie rozmawiał z bogami i że ty jesteś obłąkana, skoro słyszysz ich głosy. Ale ja jej nie uwierzyłam. Brigid uśmiechnęła się. Po raz ostatni. |