Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy w tym roku obchodził swoje 20-lecie, a ja 10-lecie mojego corocznego udziału w tym festiwalu... Jak co roku, przedstawiamy relację z WMFF Anny Draniewicz.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy w tym roku obchodził swoje 20-lecie, a ja 10-lecie mojego corocznego udziału w tym festiwalu. Pisząc teksty do różnych gazet korzystam często z zebranych przez te lata 10 katalogów, które zawsze leżą gdzieś pod ręką. Do dziś pamiętam też opisane tam filmy, które widziałam w trakcie festiwalu. Na tegorocznej rocznicowej imprezie pokazano 110 filmów z 38 krajów na 258 pokazach w sześciu salach czterech warszawskich kin: Relax, Luna, Silver Screen i Iluzjon. Obejrzało je 73 207 widzów, oprócz tego wydano też 142 akredytacji dziennikarskich i 114 branżowych. Warszawę odwiedziło w tym czasie 140 gości z 27 krajów, w tym 56 twórców prezentowanych filmów. Warszawski Festiwal Filmowy od trzech lat szczyci się nowym członem: Międzynarodowy, a co za tym idzie międzynarodowym konkursem „Nowe Filmy, Nowi Reżyserzy”. Laureatem pierwszej edycji został „Edi” Piotra Trzaskalskiego, w zeszłym roku wygrała Larisa Sadilova filmem „Kocham Cię, Lilia”, a w tym roku Nescafé i 5 000 euro otrzymał irański reżyser Asghar Farhadi za film „Piękne Miasto”. Jury w składzie Fridrik Thor Fridriksson (przewodniczący), Mirjam Kubescha, Emily Young, Radivoje Andrić i Łukasz Barczyk podjęło te decyzje niejednogłośnie. Zgodni byli natomiast co do wyróżnienia, które przyznali Włochowi Michelangelo Frammartino za „Prezent” oraz co do laureata nagrody HBO za najlepszy scenariusz, który otrzymał Wojtek Smarzowski za „Wesele”. Jak co roku, odbywał się także Plebiscyt Publiczności, który od 1987 roku jest nierozerwalnie związany z festiwalem. Od trzech lat widzowie głosują po każdym filmie (a nie tak jak to bywało wcześniej wybierając na koniec trzy najlepsze ich zdaniem filmy festiwalu), przyznając oceny w skali od 1 (zły) do 5 (bardzo dobry). Zdobywcą Nagrody Publiczności na 20. Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym został węgierski film „Kontrolerzy” Nimróda Antala. Na pozostałych miejscach znalazły się odpowiednio filmy: „Zapalnik”, „Jedna ręka nie klaszcze”, „Rewolucja świń”, „Super Size Me”, „Nuda w Brnie”, „Kiedy dorosnę, zostanę kangurem”, „Melinda i Melinda”, „Opowieść o płaczącym wielbłądzie” i „Villa Paranoja”. Pewną ciekawostką jest fakt, że od paru lat Plebiscyt Publiczności wygrywają filmy wprowadzane później do kin przez firmę dystrybucyjną Kino Świat International. Niedawno okazało się, że będą także dystrybutorem „Kontrolerów”. Wygląda na to, że ta firma ma bardzo dobre kontakty z organizatorami, gdyż na tegorocznym festiwalu zaprezentowali aż 9 swoich filmów („Popatrz na mnie” Agnès Jaoui, „Edukatorzy” Hansa Weingartnera, „Głową w mur” Fatiha Akina, „Musica Cubana – The Sons of Havana” Germana Krala, „Matka Ellinga” Evy Isaksen, „Porządek musi być” Marcusa Mittermeiera, „Zło” Mikaela Hafströma, „Super Size Me” Morgana Spurlocka i „Kontrolerzy” Antala Nimróda). Tymczasem pozostali dystrybutorzy pokazali – tak jak CinePix – góra 3 filmy („Rozrachunek” Pietera Jana Brugge, „De-Lovely” Irwina Winklera, „Melinda i Melinda” Woody’rgo Allena), a reszta, czyli Forum Film („Paszport do raju” Daniela Burmana) i Warner Bros. („Przed zachodem słońca” Richarda Linklatera) po 1 filmie. Te tytuły pojawią się wkrótce w naszych kinach. W tym roku obejrzałam 45 z 96 festiwalowych propozycji, czyli prawie połowę, i z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że najciekawsze na festiwalu są od lat długometrażowe filmy dokumentalne. W tym roku widziałam 9 z 18, w tym dwa muzyczne: „Koncert dla George’a” i „Koniec wieku: Historia The Ramones”. W pierwszym z nich obok Dhaniego – syna George’a Harrisona z grupy The Beatles – wystąpił pomysłodawca koncertu Eric Clapton i cała plejada zaproszonych przez niego muzyków, z Paulem McCartneyem i Ringo Starrem na czele. W koncercie z okazji pierwszej rocznicy śmierci Harrisona wzięli też udział m.in. członkowie grupy Monty Pythona, Tom Hanks oraz guru Ravi Shankara. Natomiast drugi film opowiadał burzliwą historię grupy The Ramones w równie burzliwych czasach. Pomijając pewne problemy z dźwiękiem w trakcie projekcji drugiego dokumentu, oba filmy oglądało się z dużą przyjemnością. Ale pozostałe dokumenty okazały się jeszcze ciekawsze. Amerykę reprezentowała ciekawa lekcja historii „Mgły wojny: jedenaście lekcji z życia Roberta S. McNamary”, historia rozkładu pewnej rodziny „Sprawa Friedmanów”, surrealistyczni „The Yes Men” oraz utrzymana w „moore’owskiej” stylistyce przestroga przed fast foodami „Super Size Me”. W pierwszym z filmów Robert S. McNamara, wpływowa postać amerykańskiej polityki zagranicznej, ujawniał szczegóły historycznych już dziś wydarzeń, takich jak zakończenie II Wojny Światowej, kryzys kubański czy wojna w Wietnamie. W drugim Andrew Jarecki próbował bezskutecznie rozwiązać zagadkę rodziny Friedmanów, której dwóch członków oskarżono – do dziś nie wiadomo czy słusznie – o pedofilię i skazano na więzienie. „The Yes Men” wprowadzili nas w świat światowej ekonomii, która polega na wykorzystywaniu mniej rozwiniętych państw w celu szybszego wzbogacenia się. Członkowie grupy The Yes Men próbują demaskować działalność globalistycznej Światowej Organizacji Handlu, podszywając się pod jej przedstawicieli. Natomiast Morgan Spurlock, autor trzeciego filmu, postanowił na własnej skórze sprawdzić, czy fast foody są szkodliwe dla zdrowia. Odpowiedź, podaną w bardzo zabawny sposób, powinniście poznać sami wybierając się na ten film do kina. Zapewniam, że warto. Brazylijski „Więzień za żelaznymi kratami. Autoportrety” porażał autentycznością. Mieszkańcy Carandiru, jednego z największych więzień na świecie, dostali do rąk kamerę i wraz z zawodowymi filmowcami nakręcili, jak wygląda prawdziwe życie w tym przybytku. Szwajcarski dokument „Być skinhedem” przedstawiał historię tego ruchu, od jego powstania w Wielkiej Brytanii, aż po dzisiejszą sytuację w różnych krajach: w Niemczech, Polsce, Skandynawii czy Ameryce. Autor dokumentu wspominają też o SHARKu – skinheadzkim ruchu przeciwko rasizmowi oraz utrzymującym się do dziś na tym tle podziale wśród skinów. Dwa pozostałe dokumenty – „Freakstars 3000” i „Środek Europy” – pochodziły z Niemiec, choć autorem tego drugiego był Polak, znany już widzom WMFF z dokumentu „Absolut Warhola” Stanisław Mucha. Uznany za politycznie niepoprawny paradokumentalny show „Freakstars 3000”, parodiujący programy typu „Idol”, podzielił festiwalową publiczność. Niepotrzebnie, gdyż z tego filmu biła czysta radość, jaką z jego kręcenia czerpali wszyscy bohaterowie. Poza tym nie przypominam sobie jakoś, żeby w Polsce ktoś protestował przeciwko opartemu na podobnym pomyśle filmowi „Nienormalni”. Wręcz przeciwnie – pamiętam, że wybierały się na niego całe wycieczki szkolne. Jednak najlepszym dokumentem, jeśli nie najlepszym filmem całego festiwalu, okazał się „Środek Europy”. Idąc w ślady Michaela Moore’a czy Morgana Spurlocka, Stanisław Mucha pojawia się w swoim filmie, po to, by zadać ludziom proste i jednocześnie najważniejsze, egzystencjalne wręcz pytania. Punktem wyjścia jest poszukiwanie geograficznego środka Europy (zarówno w Austrii, Polsce, na Słowacji jak i na Ukrainie mieszkańcy paru miejscowości uważają, że znajduje się on właśnie u nich), z czasem jednak Mucha zaczyna zadawać swoim bohaterom pytania dotyczące nie tylko ich codziennego życia, ale także życia po śmierci, przeszłości i przyszłości. Taki film, że po prostu „Mucha nie siada!” Równie ciekawe i zabawne okazały się dwa paradokumenty: belgijska „Aaltra” i amerykański „Incydent w Loch Ness”. Pierwszy z nich to historia dwóch nienawidzących się sąsiadów, którzy ulegają wypadkowi i od tamtej pory jeżdżą na wózkach inwalidzkich. I tym właśnie środkiem lokomocji udają się w podróż do Finlandii, by zażądać odszkodowania od firmy „Aaltra” – sprawcy ich nieszczęścia. Na miejscu czeka ich jednak niemiła niespodzianka. Nie wszystkim widzom podobał się czarny humor, który był znów niepoprawny politycznie, ale film był naprawdę zabawny i oryginalny. Publiczność była natomiast zachwycona udającym dokument „Incydentem w Loch Ness” z reżyserem Wernerem Herzogiem w roli głównej. Idea tego filmu polegała na tym, iż mieliśmy uwierzyć, że oglądamy dokument z jego pracy nad filmem o potworze z Noch Less. Filmująca go ekipa staje się świadkiem machlojek jego producenta, który chce na siłę uatrakcyjnić film, a wreszcie „bliskiego spotkanie trzeciego stopnia” z owym potworem. Miło, że niektórym ludziom z Hollywood jeszcze się chce... A dowodem na to, że się chce był także serial HBO „Anioły w Ameryce” Mike’a Nicholsa – najbardziej zakręcony amerykański film tego festiwalu. Organizatorzy mieli pokazać sześć godzinnych odcinków, ale zamiast tego tuż przez projekcją zapowiedzieli, że będzie to trzygodzinna wersja skrócona. W efekcie okazało się, że puścili po prostu trzy pierwsze odcinki, a resztę trzeba będzie zobaczyć na antenie HBO. Dobrze, że „Niezłomne” – drugi film tej stacji, trwał tylko dwie godziny i w związku z tym pokazano go w całości. Przybliżono w nim początki ruchu sufrażystek w Ameryce. Jak wszystkie produkcje HBO, ta również była chwilami uproszczona i naiwna, ale trzeba przyznać, że ich twórcy przynajmniej poruszają poważne tematy i skłaniają widzów do dyskusji. A to już jest duże osiągnięcie! Z pewnością jest to większy sukces niż zrobienie filmu, który usypia. Jak zwykle zasnęłam bowiem na paru filmach, wbrew pozorom pokazywanych o różnych godzinach, więc była to chyba kwestia usypiającej narracji, a nie zmęczenia. Nie żałuję, że przysnęłam na chińskich „Wszystkich przyszłych imprezach” – to miało być science fiction? Z tego co widziałam w rzadkich chwilach przebudzenia bułgarskiej „Mili z Marsa” chyba też nie mam co żałować. Francuska „Historia Marii i Juliena” Jacquesa Rivette’a była po prostu za długa i nie należę tu do wyjątków – widzowie albo spali, albo opuszczali salę. Żałuje tylko japońskiego „Pechowego bohatera”, bo podobały mi się poprzednie filmy Sabu – „Listonosz” i „Poniedziałek” – choć tym razem chyba się nie popisał. Nikt ze znajomych nie był mi w stanie powiedzieć, czy każdą z trzech par głównych bohaterów grają dwaj ci sami aktorzy, czy też wszyscy Japończycy są tak do siebie podobni. Okazało się, że nie jestem jedyną osobą, która się w tym pogubiła, chociaż inni przecież nie przysypiali w czasie filmu. Zawiódł mnie nie tylko nowy film Sabu, ale także David Ondřiček, reżyser „Samotnych”, który teraz zrobił chwilami zabawny, lecz dość dziwaczny film „Jedna ręka nie klaszcze”. Prawdę mówiąc wszystkie czeskie filmy mnie w tym roku rozczarowały. Były poprawne i zabawne, ale bez rewelacji. Być może rozpieszczona poprzednimi latami za dużo się po nich spodziewałam? „Na złamanie karku” Jana Hřebejka – twórcy takich filmów jak „Musimy sobie pomagać”, „Peliky” czy „Pupendo” – próbując przemawiać przeciw rasizmowi równie dobrze może być odczytany jako jego pochwała. W podobną pułapkę wpadł kiedyś Oliver Stone, twierdząc, że jego „Urodzeni mordercy” to protest przeciwko wszechobecnej przemocy. Natomiast ostatni czeski film, czyli „Mistrzowie”, był zbyt „humorzasty” – raz uderzał w podniosły ton, by za chwilę wpaść znów w zły nastrój. Trudno się to ogląda... Z nienajlepszej strony pokazała się też Hiszpania, która ostatnio takimi dziełami jak „Poniedziałki w słońcu” czy „Moimi oczami” utwierdzała mnie w przekonaniu, że powstają tam coraz lepsze filmy. Na festiwalu pokazano jednak dwa poprawne filmy obyczajowe, które nie odkrywały niczego nowego. „Miśki” nie wykorzystały tematu homoseksualizmu głównego bohatera, tylko uderzyły w sentymentalny ton, a „Młodzi” mogliby powstać w każdym innym kraju, chociaż nie wiem po co pokazywać, jak się dziś bawią młodzież. Chyba, że reżyser chciał uświadomić ich rodziców, bo do tej młodzieży, którą pokazuje chyba nie dotrze – prędzej pójdą na kolejną imprezę, niż na ten film do kina. Skoro już zaczęłam podsumowywać, jak się zaprezentowały kinematografię różnych krajów, warto chyba zauważyć, że w tym roku bardzo ciekawie wypadł Izrael. Już w poprzednich latach przekonałam się, że filmy z Izraela są oryginalne, zabawne i przejmujące. Do dziś pamiętam „Życie według Agfy”, „92 minuty pana Bauma”, „Spóźnione wesele”, „Made in Israel”, „Sierpień – na chwilę przed wybuchem” czy „Mądrość precla”. Teraz utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że to bardzo ciekawa kinematografia. W tym roku pokazano aż 4 filmy z Izraela: posępne „Or”, zabawną „Podróż Jakuba do Jerozolimy”, sensacyjne „Chodzić po wodzie” i wzruszające „Tragedie  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Niny”. „Or” znaczy „światło” i jest to imię bohaterki filmu, która powoli zaczyna iść w ślady matki, chociaż nie chciałaby skończyć tak jak ona. „Podróż Jakuba do Jerozolimy” była trochę zbyt prostolinijna, ale konsekwentnie pokazała długą drogę, jaką musi odbyć główny bohater, by dotrzeć wreszcie do pobliskiej Jerozolimy. Bardzo podobało mi się „Chodzić po wodzie”, bo odkąd w 1994 roku obejrzałam francuski film „Patrioci” Erica Rochanta, interesują mnie historie agentów Mosadu. Natomiast „Tragedie Niny” były moim pierwszym filmem tegorocznego festiwalu i jednocześnie jednym z najlepszych, jaki w tym roku widziałam. Nie najgorzej było w tym roku z filmami polskimi. Co prawda „Trzeci” Jana Hryniaka ma tyle wspólnego z „Nożem w wodzie” Polańskiego, co „Ławeczka” z „Rejsem” (czyli niewiele), ale ma przynajmniej spójny scenariusz, podobnie jak bardzo dobre „TuliPANY” Jacka Borcucha i najlepszy z polskich filmów czyli „Wesele” Wojtka Smarzowskiego. Wygląda zatem na to, że nasz filmy mają nareszcie coraz lepsze, od początku do końca przemyślane scenariusze. A to dobrze rokuje na przyszłość. W przyszłości zobaczymy zaś kilka festiwalowych filmów na naszych ekranach. Z filmów zakupionych już przez naszych dystrybutorów obejrzałam trochę lepszą od oryginału „Matkę Ellinga” oraz „Melindę i Melindę” Woody’ego Allena, który już od paru lat drepcze w miejscu i dobry (choć niemiecki i rozpadający się na dwie wyraźne części) film o trudnej miłości i tureckiej społeczności w Reichu „Głową w mur”. Ale pozostałe filmy były dużo lepsze. „Przed zachodem słońca”, czyli dalszy ciąg „Przed wschodem słońca”, którego akcja rozgrywała się w Wiedniu, przenosi nas do Paryża i znów uwodzi prostotą i brakiem jasnych odpowiedzi. Nie ma już tego idealizmu, co pierwsza część, ale i my przecież dorośliśmy wraz z bohaterami. Kolejny świetny film, który bardzo dobrze się ogląda, to „Zło” – szwedzki kandydat do Oscara. Film porusza podobny temat, co „Pręgi”, więc może i naszemu filmowi uda się zdobyć nominację? Wygląda bowiem na to, że członkowie Akademii lubią takie filmy. Najnowszy film Agnès Jaoui „Popatrz na mnie” to klasa sama w sobie. Nic dodać, nic ująć. Natomiast największym odkryciem w tej grupie był dla mnie argentyński „Paszport do raju” Daniela Burmana, którego wcześniejszy film, zabawne „Wszystkie stewardesy idą do nieba”, pokazano na festiwalu dwa lata temu. Główny bohater „Paszportu do raju” stara się o polski paszport, żeby wyjechać do Europy. Ten film opowiada o życiu, takim jakie jest, pokazując zarówno jego blaski jak i cienie. I takie filmy są najlepsze! Co do pozostałych propozycji, jakie widziałam na tym festiwalu, to dzielą się na dobre i jeszcze lepsze. Rosyjscy „Nasi” to dobrze zrobiony film wojenny nowej generacji, to znaczy w innym duchu niż te, które powstawały w Rosji tuż po wojnie. „Nina” to brazylijska wersja „Zbrodni i kary”. Słoweńskie „Pod jej oknem” zaskoczyło mnie dojrzałym portretem zagubionej 30-latki, natomiast duński „Terkel ma kłopoty” rozbawił formą nieprzystającą do tematu. W końcu rzadko ogląda się film wyglądający jak dobranocka, który zupełnie nie nadaje się dla dzieci. Widocznie dawno nie widziałam „South Parku” i się odzwyczaiłam. Zaciekawił mnie też bardzo życiowy film z Luksemburga, a przede wszystkim fakt, że w tym małym kraju, gdzie nawet nie ma szkół wyższych (a zatem i szkoły filmowej) i skąd wszyscy wyjeżdżają na studia za granicę, ktoś kręci filmy. I to całkiem dobre filmy. Dobrego imienia „Francji” bronił Benoît Jacquot wciągającym i nastrojowym filmem „Teraz”. Duńska „Villa Paranoia” była pozytywnym zaskoczeniem i podbiła festiwalową publiczność. Widzowie bawili się też świetnie na serbskim filmie o młodych ludziach, piłce nożnej i UFO „Kiedy dorosnę, zostanę kangurem”, który znalazł się w mojej prywatnej trójce najlepszych filmów tego festiwalu. Gdybym miała w tym roku wypełnić taki kupon, jaki rozdawano kiedyś na koniec festiwalu, napisałabym, że za rok chciałabym zobaczyć filmy izraelskie, hiszpańskie i tradycyjnie już francuskie, choć bardziej z sentymentu za wspaniałymi w tamtej kinematografii latami 90. zeszłego wieku niż ostatnimi osiągnięciami Francuzów. Natomiast mój prywatny Plebiscyt Jednego Widza wygrałyby trzy filmy: 3) „Kiedy dorosnę, zostanę kangurem”, 2) „Środek Europy” i 1) „Tragedie Niny”. Jak to dobrze, że następny festiwal już za rok – w dniach od 6 do 17 października 2005! Filmografia:
1) „Aaltra” reż. Benoit Delepine i Gustave Kervern; Belgia 2004, 90 min 2) „Aktorski nałóg” reż. Andres Veiel; Niemcy 2003, 108 min 3) „Anioły w Ameryce” reż. Mike Nichols; USA 2003, 352 min 4) „Aż do kości” reż. Debra Granik; USA 2003, 101 min 5) „Berlin Blues” reż. Leander Haussman; Niemcy 2003, 115 min 6) „Być skinhedem” reż. Daniel Schweizer; Szwajcaria 2003, 90 min 7) „Chodzić po wodzie” reż. Eytan Fox; Izreal 2004, 104 min 8) „Cicha woda” reż. Sabiha Sumar; Pakistan 2003, 99 min 9) „Czas żniw” reż. Marina Razbezhkina; Rosja 2004, 67 min 10) „De-Lovely” reż. Irwin Winkler; USA 2004, 125 min 11) „DiG! ” reż. Ondi Timoner; USA 2003, 110 min 12) „Dmuchawiec” reż. Mark Milgard; USA 2003, 94 min 13) „Duch topielca” reż. Mikael Hafström; Szwecja 2004, 100 min 14) „Edukatorzy” reż. Hans Weingartner; Niemcy 2004, 126 min 15) „Feel Like Going Home” reż. Martin Scorsese; USA 2003, 83 min 16) „Freakstars 3000” reż. Christoph Schlingensief; Niemcy 2003, 75 min 17) „Głową w mur” reż. Fatih Akin; Niemcy 2003, 120 min 18) „Historia Marii i Juliena” reż. Jacques Rivette; Francja 2003, 150 min 19) „Incydent w Loch Ness” reż. Zak Penn; USA 2004, 94 min 20) „Jedna ręka nie klaszcze” reż. David Ondřiček; Czechy 2003, 103 min 21) „Kenedi wraca do domu” reż. elimir ilnik; Serbia 2003, 78 min 22) „Kiedy dorosnę, zostanę kangurem” reż. Radivoje Andrić; Serbia 2004, 80 min 23) „Koktebel” reż. Boris Khlebnikov i Alexei Popogrebsky; Rosja 2003, 105 min 24) „Koncert dla George’a” reż. David Leland; Wielka Brytania 2003, 100 min 25) „Koniec wieku: Historia The Ramones” reż. Michael Gramaglia i Jim Fields; USA 2003, 110 min 26) „Kontrolerzy” reż. Antal Nimród; Węgry 2003, 105 min 27) „Lato w Złotej Dolinie” reż. Srđjan Vuletić; Bośnia-Hercegowina 2003, 104 min 28) „Listopad” reż. Achero Manas; Hiszpania 2003, 104 min 29) „Matka Ellinga” reż. Eva Isaksen; Norwegia 2003, 78 min 30) „Melinda i Melinda” reż. Woody Allen; USA 2004, 100 min 31) „Mgły wojny: jedenaście lekcji z życia Roberta S. McNamary” reż. Errol Morris; USA 2003, 95 min 32) „Mila z Marsa” reż. Zornitsa Sophia; Bułgaria 2004, 95 min 33) „Miłość w myślach” reż. Achim von Borries; Niemcy 2003, 90 min 34) Mirjam Kubescha – Filmy w Warszawie: „Ecce homo” reż. Mirjam Kubescha; Niemcy 2001, 50 min „Germanija” reż. Mirjam Kubescha; Niemcy 2003, 48 min „Siostry” reż. Mirjam Kubescha; Niemcy 1999, 14 min „W pudełkach” reż. Mirjam Kubescha; Niemcy 1997, 97 min 35) „Mistrzowie” reż. Marek Najbrt; Czechy 2004, 90 min 35) „Miśki” reż. Miguel Albaladejo; Hiszpania 2004, 99 min 36) „Mix” reż. Steven Lovy; Węgry 2004, 97 min 37) „Młodzi” reż. Ramon Térmens i Carles Torras; Hiszpania 2004, 105 min 38) „Musica Cubana – The Sons of Havana” reż. German Kral; Niemcy 2004, 90 min 39) „Nasi” reż. Dmitry Meskhiyev; Rosja 2004, 100 min 40) Następne pokolenie 2004: „AnnaOttoAnna” reż. Clemens Pichler; Niemcy 2003, 10 min „Annie & Boo” reż. Johannes Weiland; Niemcy 2003, 15 min „Business As Usual” reż. Tom Zenker; Niemcy 2003, 5 min „Droga do nieba” reż. Ulrike Grote; Niemcy 2003, 13 min „Film o niebie” reż. Jiska Ricjels i Sannae Kurz; Niemcy 2004, 15 min „Ja i wszechświat” reż. Hajo Schomerus; Niemcy 2003, 14 min „Jurgen i jego Passat” reż. Sebastian Poerschke; Niemcy 2004, 7 min „Lucia” reż. Felix Goennert; Niemcy 2004, 9 min „Neonowe oczy” reż. Thomas Gerhold i Markus Wambsganss; Niemcy 2003, 8 min 41) „Na tym świecie” reż. Michael Winterbottom; Wielka Brytania 2002, 90 min 42) „Nazajutrz” reż. Attila Janisch; Węgry 2004, 119 min 43) „Na złamanie karku” reż. Jan Hřebejk; Czechy 2004, 108 min 44) „Niceland” reż. Fridrik Thór Fridriksson; Islandia 2004, 87 min 45) „Niedokończona historia” reż. Hassan Yektapanah; Iran 2004, 83 min 46) „Niezłomne” reż. Katja von Garnier; USA 2004, 125 min 47) „Nina” reż. Heitor Dhalia; Brazylia 2004, 85 min 48) „Nowi reżyserzy – Polska 2004”: „Ślub” reż. Krzysztof Rzączyński; Polska 2004, 30 min „Moje miejsce” reż. Leszek David; Polska 2004, 30 min „Korytarz” reż. Anna Jadowska; Polska 2004, 30 min 49) „Nuda w Brnie” reż. Vladimir Moravek; Czechy 2003, 103 min 50) „Opowieść o płaczącym wielbłądzie” reż. Byambasuren Davaa i Luigi Falorni; Niemcy/ Mongolia 2003, 91 min 51) „Or” reż. Keren Yedaya; Izrael 2004, 100 min 52) „Paszport do raju” reż. Daniel Burman; Argentyna 2004, 100 min 53) „Pechowy bohater” reż. Sabu; Japonia 2003, 79 min 54) „Perły i wieprze” reż. Perttu Leppä; Finlandia 2003, 114 min 55) „Pierwsza litera” reż. Abolfazl Jalili; Iran 2003, 100 min 56) „Piękne miasto” reż. Asghar Farhadi; Iran 2004, 102 min 57) „Pod jej oknem” reż. Metod Pevec; Słowenia 2003, 87 min 58) „Podróż Jakuba do Jerozolimy” reż. Ra`anan Alexandrowicz; Izrael 2003, 90 min 59) „Popatrz na mnie” reż. Agnès Jaoui; Francja 2004, 106 min 60) „Porządek musi być” reż. Marcus Mittermeier; Niemcy 2004, 90 min 61) „Poślubiona Siódmemu Niebu” reż. Markku Lehmuskallio i Anastasia Lapsui; Finlandia 2003, 85 min 62) „Prezent” reż. Michelangelo Frammartino; Włochy 2003, 80 min 63) „Problem z lękiem” reż. Gary Burns; Kanada 2003, 94 min 64) „Przed zachodem słońca” reż. Richard Linklater; USA 2003, 80 min 65) „Przyjaciel” reż. Elmar Fischer; Niemcy 2003, 105 min 66) „Red, White & Blues” reż. Mike Figgis; USA 2002, 93 min 67) „Rewolucja świń” reż. René Reinumägi i Jaak Kilmi; Estonia 2004, 98 min 68) „Rozrachunek” reż. Pieter Jan Brugge; USA 2004, 106 min 69) „Sąsiadki” reż. Franziska Meletzky; Niemcy 2003, 88 min 70) „Schultze i blues” reż. Michael Schorr; Niemcy 2003, 110 min 71) „Sprawa Friedmanów” reż. Andrew Jarecki; USA 2003, 107 min 72) „Staruszki” reż. Gennadiy Sidorov; Rosja 2003, 100 min 73) „Strach przed wystrzałem” reż. Dito Tsintsadze; Niemcy 2003, 103 min 74) „Super Size Me” reż. Morgan Spurlock; USA 2003, 98 min 75) „Środek Europy” reż. Stanisław Mucha, Niemcy 2004, 85 min 76) „Świadkowie” reż. Vinko Brean; Chorwacja 2003, 88 min 77) „Świt” reż. Björn Runge; Szwecja 2003, 108 min 78) „Taryfa ulgowa” reż. Isild Le Besco; Francja 2003, 63 min 79) „Teraz” reż. Benoît Jacquot; Francja 2004, 95 min 80) „Terkel ma kłopoty” reż. Stefan Fjeldmark, Thorbjorn Christoffersen i Kresten Vestbjerg Andersen; Dania 2004, 78 min 81) „The Soul of a Man” reż. Wim Wenders; Niemcy 2003, 100 min 82) „The Yes Men” reż. Chris Smith, Dan Ollman i Sarah Price; USA 2003, 80 min 83) „Tragedie Niny” reż. Savi Gabizon; Izrael 2003, 110 min 84) „Trzeci” reż. Jan Hryniak; Polska 2004, 95 min 85) „TuliPANY” reż. Jacek Borcuch; Polska 2004, 92 min 86) „Tylko Bea” reż. Petter Nass; Norwegia 2004, 86 min 87) „Villa Paranoia” reż. Erik Clausen; Dania 2004, 106 min 88) „Wesele” reż. Wojtek Smarzowski; Polska 2004, 109 min 89) „Więzień za żelaznymi kratami. Autoportrety” reż. Paulo Sacramento; Brazylia 2003, 123 min 90) „Wszystkie przyszłe imprezy” reż. Yu Lik Wai; Chiny 2003, 96 min 91) „Zapalnik” reż. Pjer alica; Bośnia-Hercegowina 2003, 105 min 92) „Zawsze chciałam być świętą” reż. Genevieve Mersch; Luksemburg 2003, 90 min 93) „Zieloni rzeźnicy” reż. Anders Thomas Jensen; Dania 2003, 95 min 94) „Zimne światło” reż. Hilmar Oddsson; Islandia 2004, 93 min 95) „Zło” reż. Mikael Hafström; Szwecja 2003, 114 min 96) „Żelary” reż. Ondřej Trojan; Czechy 2003, 150 min
Cykl: Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy Miejsce: Warszawa Od: 7 października 2004 Do: 18 października 2004 |