Zostań zwolennikiem rewolucji!
Drugi tom "Rewolucji" to komiks nieprzeciętny. Skutnik umiejętnie buduje nastrój zadumy nad rzeczywistością nie unikając złośliwego „cywilizacyjnego humoru".  |  | ‹Rewolucje #2: Elipsa› |
„Elipsa” to kolejny zbiór krótkich historyjek, pełnych banalnych i niebanalnych pomysłów. Pojawiają się postacie znane już z poprzedniego albumu, często odgrywając jedynie epizodyczne role. Ważnym elementem „Rewolucji” jest satyra na naszą codzienność. Autor parodiuje takie aspekty życia jak pogoń za techniką, czy ciągłe problemy z przenośnymi telefonami. W porównaniu z pierwszym tomem cyklu, Skutnik znacznie dopracował stronę graficzną albumu. Charakterystyczny styl autora podkreślony łagodnymi, pastelowymi kolorami dobrze oddaje klimat rewolucyjnych historii. Podczas analizowania rysunków, warto zwrócić uwagę na autentyczność pracy twórcy nad poszczególnymi planszami. Gdzieniegdzie pojawiają się choćby odciski palców Skutnika. Na uwagę zasługują również przejścia pomiędzy kolejnymi historiami, bardzo dobrze wpisujące się w czas świata przedstawionego. Najbardziej jaskrawym z tych przejść jest to, gdy na kilku kadrach możemy obserwować przemianę jednego miejsca, ze staromodnego budynku w bardziej nowoczesny i zelektryfikowany. „Rewolucje” pełne są również bardzo dobrych przedstawień architektury. Jedyne zarzuty można wysunąć przeciwko mało efektownej, choć pasującej do stylistyki i wymowy komiksu, okładce. Skutnik gra z czytelnikiem. By właściwie zrozumieć sens jego komiksu, trzeba wnikliwie oglądać każdy kadr. Często bowiem bardzo istotne szczegóły umieszczone są na drugim planie, czy wręcz ukryte w gąszczu kresek i barw. Z całą odpowiedzialnością polecam ten komiks. Bo jest to dzieło niezwykłe. Brak tu może dynamicznej akcji, ale zastępuje ją skupienie na człowieku – jego ułomnościach i zaletach. Do tego dodać należy również mnóstwo eksperymentów zarówno w warstwie graficznej jak i narracyjnej. Parafrazując Gombrowicza „Kto nie przeczyta ten trąba!”.
Niechlujność i nierówność
Mateusz Skutnik już udowodnił, że potrafi pięknie malować akwarelami, tuszem wyodrębniając z nich intrygujące postacie, ciekawą akcję i niepospolity świat. „Rewolucje: Elipsa” świadczy jednakże o tym, że nie można – póki co – powiedzieć o autorze: „nie schodzi poniżej pewnego poziomu”. Otrzymując drugi album serii „Rewolucje”, porównanie go z pierwszym jest naturalnym odruchem recenzenta. Niestety, porównanie to nie wypada korzystnie, nie świadczy o rozwoju artysty. „Parabola” mnie zachwyciła – od opublikowania pierwszych jej plansz w Esensji niecierpliwie czekałem na wydanie papierowe, będąc przekonany o jego nieuchronności. Doczekałem się – doczekaliśmy się wszyscy. Czego spodziewałem się więc po kontynuacji? Na pewno nie tego, co otrzymałem. „Elipsa” trzyma bardzo nierówny poziom. Podobnie jak „Parabola”, także składa się z krótkich, niezależnych historyjek. Czasem łącznikiem między nimi jest nieświadomy swej „doniosłej” roli przechodzień, czasem podobne miejsca, sytuacje. Ciekawe jest przejście z fragmentu pierwszego w drugi, w którym wykorzystano fakt zbliżenia sylwetek różnych osób: tonącego pływaka, matki rozwieszającej pranie, dyrygenta i starca odcyfrowującego rozkład jazdy. Tym gorzej jednak wypada przy nim bardzo sztuczne przejście z części drugiej w trzecią – z lornetką i nieznajomym na balkonie (lornetka zaglądająca w przyszłość?). Mateusz Skutnik potrafi w przyjętej konwencji świetnie oddać atmosferę miejsca, w którym umieszcza akcję opowieści. Stosunkowo drobiazgowo oddane kamienice, konstrukcje drewniane i metalowe, wreszcie – panorama miasteczka czy roślinność potrafią zachwycić. Tymczasem niektóre z historii (zwłaszcza druga – o skądinąd świetnej myśli, przekazie) mają za swe tło jedynie puste plamy o nieciekawym kolorze. Nakładając to na obraz ogólny planszy, na który składa się ledwie kilka dużych kadrów, otrzymujemy… pustkę. Stratę miejsca. Niechlujność. Robotę „na odwal”. Panie Skutnik, tak się czytelnika nie traktuje! Skoro o grafice mowa… Ołówek. Nieobecny w niektórych częściach, w innych nadużyty. Zastosowany dość umiejętnie w kreskowaniu odległych, nieostrych elementów tła, bardzo razi w użyciu pierwszoplanowym. Zestawienie obok siebie kresek wykonanych tuszem i ołówkiem sprawia realistyczne wrażenie… pełnej amatorszczyzny i niechlujstwa autora. Można stawać o zakład, że rysownik zapomniał o zgumowaniu ołówkowego szkicu przed czy po nałożeniu tuszu. W komiksie autor pokusił się także o kolejny eksperyment graficzny: jedną z historyjek narysował w postaci fabularyzowanej biografii, umieszczając na każdej jej planszy kadr wyglądem zbliżony do naddartej, poplamionej kartki. Uznałbym ów eksperyment za udany, gdyby… Gdyby nie - jak wspomniałem wyżej - ponowną kwestię ołówka. Gdyby nie stratę miejsca wynikającą z podwójnego marginesu. Gdyby nie niepasujące do konwencji zróżnicowanie kolorystyczne kolejnych „kartek” biografii. Ostatnia zaś plansza „Elipsy” jest dla mnie ewidentnym przyznaniem się autora do braku pomysłów na zapełnienie standardowej objętości albumu. Nie pomogło rozwleczenie dwóch pierwszych opowieści – trzeba było coś dodać. Dodano kilka kadrów wyglądających jak początek kolejnej historii (niestety, nijak nie można – jak w przypadku „Paraboli” – powiązać jej z opowiastką otwierającą album) i urokliwym, bo urokliwym, ale nie związanym z akcją widoczkiem centrum miasteczka. Jest więc w „Elipsie” kilka dobrych rzeczy: przede wszystkim pomysły fabularne (choć nie wszystkie) i miejscami steampunkowy nastrój rewolucji technicznej (ale nie wszędzie). Ginie to jednak pod zwałem niestaranności, niechlujstwa czy, jak kto woli, nieudanych eksperymentów graficznych. Na tom trzeci, „Monochrom”, czekam więc już nie ze zniecierpliwieniem, lecz z narastającą obawą.
Tytuł: Elipsa Scenariusz: Mateusz Skutnik Rysunki: Mateusz Skutnik Cykl: Rewolucje Data wydania: październik 2004 Ekstrakt: 100% [DG], 30% [WG] |