powrót do indeksunastępna strona

nr 2 (XLIV)
marzec 2005

 Suma wszystkich skarbów
‹Skarb narodów›
Zazwyczaj historie traktujące o skarbach i ich poszukiwaniach to wdzięczne przygodówy, z raz mniej, raz bardziej prawdopodobną fabułą. U ich podstaw prawie zawsze leży osobliwe dość założenie (być może nie bez racji), że kosztowności się nade wszystko gromadzi. "Skarb narodów" w niczym nie łamie tych stereotypów. No, prawie w niczym.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Skarb narodów›
‹Skarb narodów›
Każdy chyba zna historie o skarbach, tych należących do piratów, królów, zakonów czy arystokratów. Prawie zawsze mają ten sam - dziwaczny, jak się tak głębiej zastanowić - kształt. Oto pieczołowicie zgromadzony gdzieś skarb o wielkiej wartości pozostaje ukryty przed światem, ponieważ jego właściciele, kierując się bliżej nieokreślonymi pobudkami, postanawiają zaniechać korzystania z dobrodziejstw, które mogłyby z niego płynąć. Zamiast tego częstokroć pozostawiają wskazówki do tego skarbu wiodące - czasem dla siebie, czasem dla nie wiadomo kogo, ot tak, na później. Legendarny skarb piratów to dobry tego przykład: banda rzezimieszków tyra na morzach, morduje, rabuje, zatapia, co bliżej podpłynie, z listem kaperskim w garści lub bez, a wszystko po to, by zebrane kosztowności ukryć na jakiejś bezludnej wyspie i nie mieć z nich żadnej frajdy. Zamiast tego jej członkowie po jakimś czasie zaczynają się nawzajem wyrzynać w walce o mapę, która do tego zakopanego gdzieś czy pozostawionego w jaskini skarbu wiedzie. A jednak w tych pozbawionych momentami sensu historiach (z jednej strony rabusie trudniący się bardzo ryzykownym zawodem, w którym łatwo można dać gardła, z drugiej strony złożony na wyspie fundusz emerytalny) jest jakiś powab, który sprawia, że ich oglądanie daje niezmienną przyjemność.
"Skarb narodów", nowa produkcja znanego z filmów akcji i efektownych przygodówek reżysera Jerry′ego Bruckheimera, opowiada o kosztownościach szczególnego rodzaju stanowiących bardzo osobliwą kumulację: przez całe stulecia, począwszy od starożytności, rabowane w różnych krainach precjoza przechodziły z rąk do rąk (w kostiumowym wprowadzeniu do filmu widać rabusiów piramid, Rzymian plądrujących podbijane prowincje, templariuszy eksplorujących podziemia Świątyni Salomona w trakcie krucjaty w Ziemi Świętej i wywożących znaleziska potem gdzieś za ocean). Skrywany i pomnażany przez wieki skarb stał się swoistą arką, w której przechowały się wspaniałe dzieła sztuki wielu kultur i wielu epok - między innymi wiedza ze zniszczonej Biblioteki Aleksandryjskiej zawarta w zwojach papirusowych.
Ten niezwykły skarb ma oczywiście stosowne miejsce ukrycia, ale jego opiekunowie nie dali rady przekazać pełnej wiedzy o lokalizacji strzeżonych precjozów odpowiedzialnym następcom. Zamiast tego ostatniemu z nich tuż przed śmiercią (rychło zresztą w czas) udało się jedynie pozostawić poszlaki i ślady w postaci zagadek, do tego przekazanych profanowi - zwykłemu woźnicy. Odtąd jego rodzina, nosząca nazwisko Gates, staje się powiernikiem sekretu.
"Skarb narodów" opowiada o poszukiwaniach tego niezwykłego depozytu podjętych przez najmłodszego członka linii Gatesów, Benjamina Franklina Gatesa - w tej roli Nicolas Cage. Historia jest o tyle oryginalna, że owym ostatnim opiekunem, który przed śmiercią przekazał swój sekret tejże rodzinie jest jeden z sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości - źrenicy amerykańskiej historii, jednego z ideowych fundamentów jej demokracji (obok doskonałej, spójnej i porządnie napisanej konstytucji). Ponieważ poszukiwania podejmuje prawdziwy pasjonat, zmuszony do znalezienia sponsora liczącego na sowity łup (tym donatorem jest Iana Howe - w tej roli Sean Bean) - rezultat daje się łatwo przewidzieć. Pan pasjonat z racji zamiłowania do historii i zabytków jest pełen najróżniejszych skrupułów, pan sponsor - wręcz przeciwnie, rad by pracować dynamitem i koparką, byle dorwać się do obiecanego łupu. Szybko robi się z tego wyścig o to, kto pierwszy odnajdzie wśród szarad i niejawnych wskazówek lokalizację skarbu. A ponieważ skarb został ukryty przez amerykańskich Ojców Założycieli, wskazówki do niego wiodące umieszczono na odwrocie Deklaracji Niepodległości i w paru innych miejscach bliskich sercu Amerykanów (ot, choćby na banknocie dolarowym). Oczywiście ich odczytanie jest dość skomplikowane, wymaga wielu zabiegów (jak choćby, bagatela, wykradzenia Deklaracji Niepodległości z muzeum) i wizyt w kilku miejscach rozrzuconych po Stanach, więc jest na czym oprzeć fabułę filmu. Notabene, wyjaśnienie, skąd się ten niezwykły skarb znalazł w rękach sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości jest bardzo enigmatyczne i sprowadza się właściwie do stwierdzenia, że wielu z nich było masonami (stąd masońska piramida na banknocie dolarowym) - to niby powinno wprowadzić widza w wystarczającą ilość spiskowych oparów i wystarczyć za całe wyjaśnienie. Mnie osobiście nie wystarczyło, ale oczywiście nie przeszkadzało to w percepcji filmu, który zaczyna się wybuchem wśród śniegów, a potem akcja prędziutko rusza do przodu.
Film ogląda się bardzo dobrze, głównie dzięki humorowi i charakterystycznemu dla wielu produkcji amerykańskich luzowi, który pozwala bohaterowi żartować nawet w najgorszych okolicznościach (to znana maniera i czasami ona przeszkadza, tutaj - wręcz przeciwnie). Nie obyło się oczywiście bez przesady, momentami widać grube nici. Proste przykłady: na samym początku kluczowe dla poszukiwań staje się odnalezienie starego statku "Charlotte", na którym coś tam trzeba znaleźć (zmilczę co, żeby nie psuć zabawy z oglądania). Zostaje on zlokalizowany gdzieś w okolicach bieguna (przy użyciu systemu GPS, a potem wykrywacza metalu), skryty pod warstwami wiekowego śniegu i lodu. Tymczasem wystarczy, że nasz główny bohater parę razy grzebnie ręką w śniegu i już dociera do dzwonu ze statku. W dodatku ten dzwon tak się sprytnie akurat ustawił, żeby widać było w pełnej krasie napis "Charlotte". Jakby tego było mało, przenikliwość pana Gatesa ociera się o geniusz - różne słowne łamigłówki rozszyfrowuje w zasadzie w locie, byle mu nie przeszkadzać, co jest mało wiarygodne, zwłaszcza jeśli zważyć, że finalizuje swoje życiowe poszukiwania dopiero po kilkunastu (czy nawet kilkudziesięciu) latach od poznania rodowej tajemnicy. Jak widać, można się pośmiać nie tylko z zamierzonych gagów, ale również z pewnej naiwności.
Ale powyższe słabostki nie przeszkadzają jakoś przesadnie w odbiorze filmu. Nie jest to wprawdzie ta klasa, co niezrównany po dziś dzień „Indiana Jones”, niemniej ogląda się go przyjemnie (tego cudownego przygodowo-awanturniczego klimatu z filmów Spielberga jak dotąd nie powtórzył ani “Skarb narodów”, ani tym bardziej “Tomb Raider” - jedynym tytułem, który wg mnie znajduje się w tej lidze, jest stary serial emitowany ongiś w telewizji publicznej pt. “Powrót na wyspę skarbów”). Mamy tu odpowiednio dużą liczbę pościgów samochodowych, spadań z krawędzi, zawiśnięć nad przepaścią. Muzyka jest do gatunku bardzo adekwatna - głośna, szybka, kiedy trzeba, wpada w ucho. Jeśli idzie o aktorów, to obok Nicolasa Cage′a i Seana Beana widzimy również "Helenę Trojańską", czyli Diane Kruger, tutaj w roli pani dr Abigail Chase, archiwistki z muzeum, w którym znajduje się Deklaracja Niepodległości. Tym razem nie ma powodu do naturalnych wobec jej poprzedniej roli sporów - Diane gra sympatyczną, sceptyczną i dzielną panią naukowiec, nie czuć po niej śladu ciężaru, który niewątpliwie musiał jej przeszkadzać podczas kręcenia "Troi", gdzie miała być Heleną, najpiękniejszą kobietą świata. Rolę ojca Benjamina Franklina Gatesa, bardzo sceptycznego wobec rzekomej misji złożonej na barki rodziny i wobec zapału syna, odgrywa John Voight. Pojawia się również Harvey Keitel w roli inspektora ścigającego złodzieja Deklaracji Niepodległości. Słowem – obsada doborowa.
Stosowna efektowność scen, spektakularność zagadek, odpowiednio dawkowana “niemożliwość” pewnych wyczynów bohaterów, wreszcie szczęśliwe zakończenie i sporo humoru - “Skarb narodów” dość dobrze spełnia podstawowe kanony przygodowego filmu. Jednocześnie owa przytoczona przeze mnie na początku nonsensowność ciułania kosztowności na “wieczne niewykorzystanie” tutaj ma głębokie uzasadnienie dorzucające do tej wartko biegnącej historii odrobinę refleksji nad ludzką pasją poszukiwania skarbów. Skarbów, które niekiedy przynależą do całych narodów, a którym czasem potrafi się dobrze przysłużyć idealista z mapą. Takim właśnie enigmatycznym stwierdzeniem zamknę tekst, zachęcając do oglądnięcia filmu tych, którzy mają ochotę na lekką i miłą rozrywkę.



Tytuł: Skarb narodów
Tytuł oryginalny: National Treasure
Reżyseria: Jon Turteltaub
Zdjęcia: Caleb Deschanel
Scenariusz: Cormac Wibberley, Marianne Wibberley, Jim Kouf
Obsada: Nicolas Cage, Harvey Keitel, Jon Voight, Diane Kruger, Sean Bean, Christopher Plummer, Oleg Taktarov, Mark Pellegrino, Armando Riesco, Annie Parisse, Justin Bartha
Muzyka: Trevor Rabin
Rok produkcji: 2004
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 28 stycznia 2005
Czas projekcji: 131 min.
WWW: Strona
Gatunek: akcja, przygodowy
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.