powrót do indeksunastępna strona

nr 2 (XLIV)
marzec 2005

Autor
 Wielki niezrozumiały. Twórczość publicystyczna Józefa Mackiewicza
ciąg dalszy z poprzedniej strony
«Bunt Rojstów»
«Bunt Rojstów»
Jak wspomniałem wcześniej, Mackiewicz był przekonany, że ustępliwość papieża względem ZSRR wynika z planowanego przez niego podporządkowania Rzymowi Cerkwi Prawosławnej. Czy były to plany realne? Raczej nie. Rosjanie pozwalali się kokietować, ale nigdy nie wyraziliby zgody na przeniesienie centrali prawosławia z Moskwy (przez nich kontrolowanej) do Rzymu. Odwrotnie nawet — jak wykazały ich działania, dążyli do przejęcia kontroli nad całym prawosławiem. Temu celowi służyć miała podróż patriarchy (od 1945) Aleksego do Egiptu, Jordanii, Syrii, Libanu i Grecji, a także wizyta jego następcy (od 1961 roku) Nikodema w New Dehli na konferencji Światowej Rady Kościołów (listopad 1961). W czasie świąt Bożego Narodzenia 1961 roku dochodzi w Rzymie do spotkania Jana XXIII z Nikodemem. Papież czyni starania, by w przygotowanym właśnie II Soborze Watykańskim udział wzięli także biskupi prawosławni — Patriarcha Konstantynopola wyraża zgodę, ale Nikodem (realizujący polecenia Kremla) odmawia. Papież mimo to nie rezygnuje i desygnuje swoich dostojników do rozmów z Nikodemem. Na tajnych rokowaniach w Metz (1962), metropolita moskiewski żąda gwarancji, że na Soborze nie będzie wystąpień antykomunistycznych. Po ich uzyskaniu — w celu pełniejszego omówienia problemu — do Moskwy wybiera się na przełomie września i października 1962 roku msgr. Willebrandts. Po rozmowie z władzami radzieckimi uzyskuje on zgodę na wyjazd duchownych prawosławnych na Sobór. 4 października Rzym wysyła oficjalne zaproszenie, które zostaje w Moskwie przyjęte. Zaskoczony tą decyzją patriarcha Konstantynopola Athenagoras odmawia swego udziału. Do Watykanu na otwarcie Soboru, które ma miejsce 11 października 1962 roku, przybywa dwóch delegatów z Moskwy (Birowoj i Kotlarow), którzy — jak sądzi Mackiewicz — w rzeczywistości są komunistycznymi agentami.
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami na Soborze nie mówi się nic o antykomunizmie. Więcej — książka pt. „Spisek przeciw Kościołowi”, kolportowana podczas trwania Soboru, której autorzy występowali przeciw pojednaniu Watykanu z Moskwą, zostaje zakazana. Papież na audiencji przyjmuje Jerzego Zawieyskiego (działacza ZNAK-u i w tamtym czasie członka Rady Państwa PRL), a także redaktora naczelnego „Izwiestii” Adżubeja z żoną (która jest córka Nikity Chruszczowa). W Wielki Czwartek 1963 roku (11 kwietnia) Jan XXIII ogłasza najsłynniejszą ze swych encyklik — „Pacem in teris”, dopuszczającą rozbieżne bardzo interpretacje. Zbiera jeszcze pochwały sekretarza generalnego KC KPZR za „realistyczne stanowisko w odniesieniu do rozbrojenia i pokoju” i 3 czerwca 1963 (w wieku 82 lat) umiera. Bilans tego pierwszego w historii polityki Watykanu „aggiornamento” to, zdaniem Mackiewicza, jedynie skomunizowanie Włoch. Nie osiągnął bowiem papież swego podstawowego celu — zjednoczenia katolicyzmu z prawosławiem. Stworzył niebezpieczny precedens, który za pontyfikatu jego następcy Pawła VI stał się obowiązującą wykładnią.
„Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy” (1975)
Następcą Jana XXIII na stołku papieskim został (21 czerwca 1963 r.) kardynał Montini, czyli Paweł VI. Depeszę gratulacyjną nowemu papieżowi przysłał m.in. Chruszczow, a specjalną delegację do Watykanu wysłał jugosłowiański marszałek Josif Broz Tito. Mackiewicz tymczasem dowodzi, że Paweł VI, nie będąc jeszcze kardynałem, już kontaktował się z Moskwą, starając się przekonać bolszewików, iż nie wszyscy w Watykanie są tak nastawieni antykomunistycznie jak papież Pius XII. Za te działania miał zostać „zesłany” w 1957 roku do Mediolanu na stanowisko arcybiskupa, nie otrzymując jednak — co znamienne — tytułu kardynała, który zawsze się z tym stanowiskiem wiązał. Kardynałem został dopiero za pontyfikatu Jana XXIII.
«Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy»
«Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy»
„Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy” dzieli się na dwie części. Pierwsza („Abyssus Abyssum Jurocat”) to dzieje pontyfikatu Pawła VI i jego stosunku do państw komunistycznych, druga zaś („Zbiory z Pola Doświadczalnego”) to refleksje autora na temat stosunków państwo-Kościół w PRL. Dlaczego Mackiewicz zdecydował się kontynuować tematykę tomu „W cieniu Krzyża”? Co miał do zarzucenia Watykanowi? Jak sądzę, wystarczająco tłumaczą to słowa: „Istotą rewolucji [komunistycznej] nie jest walka z Bogiem, lecz walka z człowiekiem. Walka z Bogiem służy jedynie za ułatwienie do zniewolenia człowieka. Człowiek przez rewolucję socjalistyczną nie staje się najwyższą wartością, a przeciwnie — bezwartościowym kółkiem w mechanizmie kolektywu. Rezultatem jest więc nie czczenie człowieka, lecz odwrotnie, podeptanie jego godności indywidualnej. — A zatem: polityka Watykanu, idąc na kompromis z rewolucją, (...) nie jest wyrazem dążności do wolności i rozwoju człowieka, nie jest wyrazem troski o człowieka i jego los, lecz wręcz przeciwnie — najwyższy z dostępnych dziś wyrazem zlekceważenia dobra i godności człowieka”. Paweł VI, miast z komunizmem walczyć, w swej pierwszej encyklice „Ecclesiam Suam” (sierpień 1964) wyraził życzenie: „Wierzymy, że pewnego dnia komuniści wstąpią na drogę pozytywnego dialogu z Kościołem”. To było już otwarte zaproszenie do porozumienia. Tak przynajmniej potraktowała papieskie słowa Moskwa.
Chcąc zjednać sobie Kreml, po jego myśli rozwiązał papież sprawę kardynała Mindszenty′ego na Węgrzech, zaciekłego wroga komunistów, który od listopada 1956 roku — po wkroczeniu wojsk radzieckich — ukrywał się na terenie ambasady USA w Budapeszcie i mimo nalegań władz węgierskich i Watykanu nie chciał opuścić kraju. Nie mogąc porozumieć się poprzez niego, nawiązał papież bezpośrednie rozmowy z Janosem Kadarem. Na Węgry wysłany został msgn. Agostino Casaroli (wówczas podsekretarz Kongregacji ds. Wyjątkowych), który zawarł porozumienie z rządem węgierskim — na jego mocy biskupów mianował papież, ale rząd ich zatwierdzał i przyjmował od nich przysięgę na „Naród i Konstytucję”. Zepchnięty na margines Mindszenty opuścił Węgry dopiero w roku 1971 i po krótkim pobycie w Rzymie zamieszkał w Wiedniu w domu dla emigracyjnych księży węgierskich. Ostatnim aktem jego dramatu było ogłoszenie przez Pawła VI (5 lutego 1974 roku) siedziby biskupa Esztergam za wakującą, co równało się z usunięciem kardynała-prymasa ze stanowiska. Mindszenty protestował, ale były to już tylko słowa rzucane na wiatr.
Kolejnymi krokami Pawła VI mającymi na celu zjednanie sobie komunistów były kolejno: przemówienie wygłoszone na sesji ONZ w Nowym Jorku krytykujące wojnę w Wietnamie (1965), podpisanie układu z władzami Jugosławii, w którym godził się na pełny rozdział Kościoła od państwa (zasada „Kościół nie miesza się do polityki”, 1966), przyjęcie na uroczystej audiencji w Watykanie przewodniczącego Rady Najwyższej ZSRR Mikołaja Podgornego (styczeń 1967), delegowanie kardynała Willebrandsa na pogrzeb patriarchy „Moskiewskiego i Całej Rusi” Aleksego (kwiecień 1970), podpisanie traktatu o ograniczeniu zbrojeń SALT, będącego inicjatywą radziecką (1 stycznia 1971) oraz proste przemilczanie łamania praw człowieka w krajach komunistycznych (jak np. mordowanie ludzi przekraczających Mur Berliński, prześladowania religijne w Albanii, agresja komunistycznego Wietnamu na demokratyczne południe kraju). Nawiązywał Paweł VI również kontakty z „czerwonymi” władzami Wietnamu (m.in. na audiencję do Rzymu przybył 17 lutego 1973 Xuan Thug, szef delegacji Wietkongu na rokowania paryskie) i Chin (4 października 1965 roku Paweł VI wypowiedział się na forum ONZ za przyjęciem ChRL do tej organizacji). Przyjął również na audiencji (26 maja 1973) Nicolae Ceausescu i zawarł z nim tajne porozumienie, które polegać miało na tym, że władca Rumunii poprawi sytuację katolików obrządku łacińskiego w tym kraju, w zamian za co Paweł VI zrzeka się wszelkiej ingerencji w obronie katolików obrządku greckiego przymusowo włączonych do reżymowej rumuńskiej Cerkwi Prawosławnej.
«Bulbin z Jednosielca»
«Bulbin z Jednosielca»
Nie fair, jak uważał Mackiewicz, było postępowanie Pawła VI wobec Józefa Slipyja, następcy Andrzeja Szeptyckiego, arcybiskupa metropolity lwowskiego, głowy katolickiego Kościoła unickiego w ZSRR (na Ukrainie). Za odrzucenie postanowień pseudosynodu we Lwowie (8-10 marca 1946), który uchwalił zerwanie więzów z Rzymem i oddanie się pod jurysdykcję Moskwy, Slipyj skazany został na 17 lat przebywania w więzieniu i łagrach. Uwolniono go dopiero w roku 1963 dzięki staraniom Jana XXIII — jednak za cenę milczenia. Uwolniony Slipyj nie zrezygnował z walki z ZSRR i dlatego też często występował przeciw papieżowi. W 1969 zwołał do Rzymu synod biskupów grekokatolickich i powołał autonomiczny Patriarchat Kościoła Unickiego. Papież odmówił mu swego uznania; identycznie postąpił dwa lata później, gdy Slipyj ponownie zwołał synod.
Nie mniej ustępliwa była polityka Pawła VI względem ruchów marksistowskich na terenie Ameryki Południowej — popierał papież tzw. katolików-progresistów, utrudniając tym samym sytuację kościoła tradycyjnego. Do czego doprowadzić mogło takie niesprzeciwianie się złu, jakim jest komunizm, świadczy wyraźnie — zdaniem Mackiewicza — przykład Chile, gdzie w roku 1970 prezydentem obrany został — przy wydatnej pomocy „chrześcijan-progresistów” — komunista Salwador Allende.
Część druga książki Mackiewicza („Zbiory z Pola Doświadczalnego”) poświęcona została stosunkowi polskiego Kościoła katolickiego do władz PRL i stanowi niejako rozwinięcie tez częściowo zawartych już w „Zwycięstwie prowokacji”. Kolejne słowa krytyki śle tu Mackiewicz pod adresem ugrupowań, organizacji i stowarzyszeń „czy to pseudokatolickich, czy uchodzących za szczero-katolickie” (jak np. PAX, ZNAK, WIĘŹ), które „za cenę ratowania katolicyzmu, przyjmują pozytywny stosunek do zaistniałej rzeczywistości — ustroju komunistycznego”. Porównując jednak sytuację Kościoła w Polsce i w innych państwach bloku sowieckiego, dostrzega podstawową różnicę. „Polska — ze względu na zwartą masę ludności katolickiej” — pisze — „stanowi wyjątek szczególny w ustroju komunistycznym. Episkopat polski pozostał jeszcze kontrahentem partii komunistycznej. Podczas gdy na Węgrzech, w Jugosławii i w Czechosłowacji stał się już podległym partii komunistycznej”. Chcąc nie chcąc, przyznaje Mackiewicz, że Kościół w Polsce zachował znaczną autonomię i wysoką pozycję (a co się z tym wiąże — również zaufanie społeczeństwa). Jednak, jak uważa autor, nie wykorzystuje tego, idąc na duże kompromisy z władzami. Z pozoru tylko jest to postępowanie uzasadnione, gdyż także „komunistom zależy — na danym etapie — na ugodowej polityce Kościoła dla podważenia jego moralnej odporności. Za tę cenę idą oni na kompromisy taktyczne, nieraz pozornie istotne. Osiągają w ten sposób rzecz dla nich najważniejszą, mianowicie dezorganizację potencjalnego przeciwnika politycznego, który za swego przywódcę duchownego obrał Kościól katolicki, względnie wokół niego się skupił”.
«Nudis verbis»
«Nudis verbis»
Ta ugodowość Kościoła polskiego przejawiła się, zdaniem Mackiewicza, m.in. w doprowadzeniu do oficjalnych rozmów na linii Watykan-PRL (w kwietniu 1971 roku) i w naciskach na Pawła VI, by ten uznał granicę na Odrze i Nysie (co zresztą zrobił 26 czerwca 1972, po ratyfikowaniu przez Bonn traktatu RFN-PRL). Nie mniej ważne dla rządu w Warszawie były także likwidacja duszpasterstwa emigracyjnego po śmierci Arcybiskupa Józefa Gawliny w 1964 roku oraz oficjalne zniesienie ambasady polskiego rządu w Londynie przy Watykanie, co nastąpiło 19 października roku 1972. Stało się to wprawdzie na życzenie kardynała Wyszyńskiego, ale od dawna zgodne było z zabiegami Gomułki, a potem Gierka.
Mackiewicz ostro krytykował program polskiego laikatu za akceptację idei współdziałania PZPR i Kościoła „w imię wspólnego dobra” oraz za propagowanie w kraju i za granicą idei zbliżenia marksizmu i chrześcijaństwa. Zdaniem pisarza Kościół i laikat, chcąc uchronić katolicyzm przed represjami władz, zrezygnowały ze swojej opozycyjności, ceną tego było zaś zaprzestanie głoszenia prawdy historycznej, oznaczające faktyczne poparcie dla systemu komunistycznego, który starano się przedstawić na świecie jako polski model ustroju. Jest jednak i druga strona medalu — potęga i opór tegoż Kościoła, opór inteligencji katolickiej stanęły na drodze sowietyzacji Polski. Mackiewicza nie interesowały intencje episkopatu czy działaczy katolickich, oceniał ich jedynie na podstawie tego, co mówili i pisali, a więc interesowały go tylko słowa, deklaracje, względnie czyny. W nich dostrzegał ogromne niebezpieczeństwo i to krytykował.
Nie wierzcie Sołżenicynowi!
Mackiewicz-historyk doskonale znał kulisy różnych sowieckich manipulacji międzynarodową opinią publiczną. Wiedząc, że Kreml nie wykonuje żadnego ruchu, który by nie miał przynieść mu realnych i wymiernych korzyści, na każde wydarzenie w obozie komunistycznym patrzył pod tym właśnie kątem — kto kogo i w jakim celu manipuluje. Czasem okazywało się, że miał rację, czasem mylił się niezmiernie. Ostro występował przeciwko teoriom mówiącym o „polskiej drodze do wyzwolenia”, uznając, że „własna droga do wyzwolenia spod komunistycznego panowania istnieć nie może, gdyż pojedynczy naród bloku komunistycznego nie jest w stanie wyzwolić się spod komunizmu o własnych siłach. A nawet samo mechaniczne oderwanie od bezpośredniej władzy czerwonej Moskwy, czy wysiłki w tym kierunku, wcale nie gwarantują wyzwolenia z ustroju komunistycznego. Jak tego klasycznym przykładem jest samodzielność komunistycznej Jugosławii czy Albanii (...)”. Rozwiązanie widział jedynie w „międzynarodowej krucjacie antykomunistycznej”. „Niestety” — pisał — „jest ona zablokowana powszechną dziś niechęcią do tego rodzaju alternatywy”. W każdym razie wszystkie wypowiedzi na temat „własnej drogi” do wyzwolenia uważał Mackiewicz za rozbijanie jedności bloku antykomunistycznego, co było na rękę tylko... komunistom.
«Prawda w oczy nie kole»
«Prawda w oczy nie kole»
Występował przeciwko dysydentom, widząc w nich nie ludzi układu wolnego, lecz „odszczepieńców” od komunistycznego pnia, z którego wyrośli. Nie ufał więc autentyczności wystąpień Andrieja Sacharowa w obronie praw człowieka, węszył manipulację w deportacji Aleksandra Sołżenicyna na Zachód: „(...) gdy KC Partii w Moskwie zapoznał się z treścią listu Sołżenicyna Do Wodzów Związku Sowieckiego, w którym autor kategorycznie występuje przeciwko każdej formie stosowania kontrprzemocy wobec Sowietów, wpakowano go czym prędzej do samolotu i z możliwym komfortem przesiedlono na kapitalistyczny Zachód, aby tu głosił swe tezy. Wszystko jest możliwe”. Sprzeciwiał się gloryfikacji radzieckiego pisarza w Ameryce, uznając, że jego działalność może być prowokacją. „Komunizm istnieje nadal” — pisał — „i będzie zagrażał światu tak długo, jak długo będzie istniał. I z każdym rokiem się wzmacnia. A ci, nieliczni na świecie, którzy to rozumieją, skupiają się wokół Apostoła [tj. Sołżenicyna] głoszącego nieobalenie komunizmu — w żadnym wypadku — przemocą, oraz niedopuszczenie do wojny z nim. W moim przekonaniu są ofiarą nieporozumienia. W ich własnym, są wyrazem szczytowego antykomunizmu”. Walczył też zaciekle z propagowanym przez „postępową” lewicową inteligencję hasłem „komunizm z ludzką twarzą”, które uważał jedynie za zgrabny trik, mający w swej podstawie przekonanie, że „ludzki” oznacza automatycznie „dobry”; tymczasem człowiek może być równie dobry, jak i zły. Jest to zatem „praktyka fałszywej teorii wprowadzana w codzienne życie przez ludzi”.
Nie miał również Mackiewicz zaufania do opozycji demokratycznej w Polsce, która narodziła się w drugiej połowie lat 70. (przede wszystkim KSS „KOR”). Kryterium jego oceny stanowiła bowiem deklaracja walki z komunizmem. Tych ludzi, którzy deklaracji takiej jasno nie składali, uważał pisarz także za swoich przeciwników. Niechętnie więc, a przynajmniej nieufnie musiał być nastawiony do wielkiego ruchu oporu społecznego, który doprowadził do powstania „Solidarności” (w roku 1980), gdyż jego czołowi ideolodzy mieli rodowód komunistyczny, a w niektórych przypadkach nawet stalinowski. W deklaracjach tego ruchu, nawołujących do poszanowania konstytucji, respektowania prawa i podstawowych zasad ustrojowych, znajdował potwierdzenie tezy, że wszystkie ruchy dysydenckie zmierzają jedynie do ulepszenia komunizmu (i tym samym przedłużenia jego żywota), nie zaś bezwarunkowego obalenia. Nie rozumiał Mackiewicz tego, co działo się w Polsce w latach 1976-81. Zapomniał, że istnieje jeszcze codzienne, szare życie, którego nie można wcisnąć w ramy programów i deklaracji. Nie wierzył, by ten ruch — masowy sprzeciw społeczeństwa — miał doprowadzić w przyszłości do odrzucenia ustroju komunistycznego w Polsce. Mylił się. Bywało, że płacił głoszeniem absurdalnych tez — niektórzy nazywali to nawet... paranoją — za stałość swoich poglądów (dotyczy to nade wszystko doszukiwania się w wielu działaniach komunistycznych prowokacji). Tymczasem to dzięki temu ruchowi, wobec którego czuł tyle dystansu, w połowie lat 80. zaczęły ukazywać się w Polsce — w drugim obiegu — jego książki. Inna sprawa, jak oceniałby polityczną rzeczywistość III Rzeczypospolitej...
powrót do indeksunastępna strona

20
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.