„Zachować umiar”
Powstała niezliczona liczba dzieł literackich i filmowych wychwalających pod niebiosa dalekowschodnią filozofię życia – często bezkrytycznych, stworzonych pod wpływem impulsu i fascynacji. I na pierwszy rzut oka wydaje się, że „Zaginiony horyzont” Jamesa Hiltona powiela ten schemat. A jednak jest ona czymś więcej, metaforyczną opowieścią o tym, co chyba wszyscy doskonale znamy, a czego często nie potrafimy dostrzec.  |  | ‹Zaginiony horyzont› |
Napisana w czasach wielkiego kryzysu gospodarczego lat 30. XX wieku książka Jamesa Hiltona nie odwołuje się do wydarzeń tamtego okresu w sposób bezpośredni. Widać je w „Zaginionym horyzoncie” z odległej perspektywy i to bynajmniej nie przez pryzmat giełdowych machinacji czy upadku wielkich fortun. To książka o poszukiwaniu uniwersalnych praw rządzących ludzkim życiem i naturą człowieka. Autor nie wrzuca bohaterów w wir wielkich wydarzeń, gdzie musieliby zmierzyć się z przeciwnościami zgotowanymi im przez otoczenie. Wprost przeciwnie – James Hilton wyrywa swoich bohaterów z gwałtownej burzy tubylczego powstania gdzieś na granicy Pakistanu i Afganistanu, by na pokładzie porwanego samolotu przenieść ich nad górskimi szczytami do buddyjskiego klasztoru ukrytego w tajemniczej dolinie w sercu Tybetu. Cudem uratowani po niefortunnym lądowaniu bohaterowie trafiają do wspomnianego klasztoru i szybko przekonują się, że dla tubylców słowa takie jak „pośpiech” czy „czas” mają zupełnie inne znaczenie – dokładniej rzecz biorąc, nie mają one dla nich żadnego znaczenia. Bo czy warto zaprzątać sobie głowę tak nieistotnymi problemami, gdy można żyć i trzysta lat? Dlatego też nikt nie spieszy się z wyjaśnieniem bohaterom celowości sprowadzenia ich do tej niemal niedostępnej doliny w sercu tybetańskich pustaci – na wszystko przyjdzie czas. Co ciekawe, wyjaśnienie nadchodzi szybciej, niż mogłoby wynikać z buddyjskiej filozofii, budząc jednocześnie skrajnie różne reakcje bohaterów. Okazuje się bowiem, że możność pozostania w dolinie i korzystania z przebogatej biblioteki czy możliwość prowadzenia prac badawczych ma swoją cenę – cenę, którą nie każdy jest skłonny zapłacić. Sytuacja w pewnym momencie staje się arcyciekawa – należy dokonać wyboru, gdy wydaje się, że są tylko dwie, obie nie dla wszystkich do przyjęcia, możliwości – długie życie w tajemniczej dolinie lub oznaczająca niemal pewną śmierć droga powrotna ku cywilizacji. Okazuje się, że przedłużenie życia nie dla każdego jest wystarczającą pokusą; niektórzy podejmą ryzykowną próbę powrotu. „Zaginiony horyzont” to jednak nie tylko trudne wybory. To opowieść o tęsknotach i marzeniach schowanych gdzieś na dnie ludzkiej duszy, o których rozprawia się nad filiżanką aromatycznej herbaty podczas długich, mroźnych nocy, a wszystko to z umiarem, bez zbędnego pośpiechu. Rozmowy na ważne tematy, lecz zarazem pozbawione gwałtownych emocji, herbaty akurat tyle, by wystarczyło do świtu, niedosyt po tych rozmowach, lecz nie taki znów wielki, by nie można było do tych dyskusji wrócić za tydzień, miesiąc lub… sto lat. Jednak czytelnikowi chodzić będzie po głowie pytanie – czy aby na pewno potrzebne jest do tego nienaturalnie długie życie okupione zerwaniem z dotychczasową egzystencją? Czy nie lepiej czasem po prostu zatrzymać się, zaparzyć sobie filiżankę herbaty i spojrzeć na świat inaczej, z dystansem? Zamknąć laptopy, wyłączyć telefony, otworzyć szeroko okna w domu i zastanowić się nad tym, co jeszcze nas czeka? Każdy z nas zada to pytanie nieco inaczej – inne też wyciągnie wnioski. Najważniejsze jednak, że pytanie – takie czy inne – w ogóle sobie zadamy.
Tytuł: Zaginiony horyzont Tytuł oryginalny: Lost Horizon Autor: James Hilton Tłumaczenie: W. Chwalewik ISBN: 83-7132-716-1 Format: 196s. 110×175mm Cena: 14,80 Data wydania: 22 listopada 2004 Ekstrakt: 80%
Brzmi znajomo
Niepozorny młodzian otrzymuje Zadanie: oto zostaje Powiernikiem magicznego przedmiotu. Wraz z grupką znajomych i nieznajomych ma podążyć w określone góry, by tam ów przedmiot znalazł swe przeznaczenie. Po drodze chłopca męczy i dręczy Wróg, czekający tylko na chwilę, gdy skuszony Powiernik wyjmie i użyje przedmiotu – bo wtedy będzie najłatwiej go znaleźć i przechwycić. Brzmi znajomo? „Strażnik muszli” Chitry Banerjee Divakaruni zdaje się bazować na najlepszych wzorcach…  |  | ‹Strażnik muszli› |
Wbrew pozorom jednak „Strażnik muszli” z monumentalnym „Władcą pierścieni” ma niewiele wspólnego. Choć, trzeba przyznać, w wielu momentach porównanie nasuwa się samo. Począwszy od tak zwanego „targetu”, czyli określonego czytelnika – kilku-kilkunastolatka, poprzez ogólny schemat fabuły (wyprawa młodzika w góry z zagrażającym porządkowi świata magicznym przedmiotem), po szczegóły w rodzaju „użycie przedmiotu powoduje jego dostrzeżenie przez potężnego wroga” czy niemożliwą do pokonania górską przełęcz. „Strażnik muszli” jest jednak zaledwie dwustustronicową bajką, nieaspirującą do miana epopei. Nie kreuje własnego świata, korzysta z duchowości i „baśniowości” Indii – skąd pochodzi autorka. Na różnicy kultur Zachodu i subkontynentu bazuje też zachęcająca do książki, reklamowana na okładce egzotyka. Trzeba przyznać, że owa egzotyczność jest istotnie dużym plusem pozycji, ale wynika z niej także minus – trudność w zaakceptowaniu zakończenia opowieści. Nie sposób wyjaśnić problemu, nie zdradzając treści, ale, jak sądzę, dla każdego, kto rzecz przeczyta, będzie to aż nazbyt jasne. Egzotyczny krajobraz indyjskiego subkontynentu nie został jednak w pełni wykorzystany. Jedynie hinduska mentalność bohaterów sprawia, że trudno byłoby przenieść akcję w jakiekolwiek inne góry – choćby i Tatry. Zastrzeżenia mogą budzić także rozwiązania typu „deus ex machina” – gdy ludzie nie wiedzą, co mają robić lub nie mogą zrobić już nic, akcję do przodu popycha sam magiczny przedmiot – muszla. Muszla teoretycznie nie może reagować, nim ludzie wyczerpią swe możliwości, ale często rolę owego wyczerpania pełni zwykła bezradność wynikająca z braku wyobraźni. Nie jest to najlepszy wzorzec zachowań – nie zachęca młodego czytelnika do samodzielnego rozwiązywania problemów. Bajka jest bardzo przeciętna. Egzotyka jest zarazem jej plusem i minusem. Wydana dość ładnie, z tekstem pisanym dużą czcionką, nie zachwyca treścią, nie ma też żadnych ilustracji. Ot, czytadło dla dzieci, bez większych aspiracji.
Tytuł: Strażnik muszli Tytuł oryginalny: The Conch Bearer Autor: Chitra Banerjee Divakaruni Tłumaczenie: Hanna Pasierska ISBN: 83-7337-644-5 Format: 208s. 145×205mm Cena: 24,90 Data wydania: 15 kwietnia 2004 Ekstrakt: 50% |