Józef Mackiewicz w swojej powojennej publicystyce kultywował skrajny indywidualizm poglądów, mierziły go wszelkie sposoby myśli kolektywnej, narzuconej odgórnie w imię — źle pojętej, jego zdaniem — jednomyślności i solidarności. Nie uznawał milczenia w imię „wyższych racji politycznych”, nade wszystko cenił sobie wolność i prawo zabierania głosu w każdej sprawie, na każdy temat.  | Józef Mackiewicz |
Powojenna twórczość publicystyczna Józefa Mackiewicza jest bardzo bogata; obejmuje nie tylko setki artykułów, wspomnień i zbeletryzowanych reportaży ogłaszanych na łamach pism emigracyjnych (polskich, rosyjskich, litewskich i innych), ale także trzy wydane własnym nakładem broszury („Mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa...”, 1969; „Zagadek ciąg dalszy”, 1975; „Trust nr 2”, 1976) oraz książki publicystyczne o charakterze historyczno-politycznym: „Zwycięstwo prowokacji” (1962), „W cieniu krzyża” (1972) i „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy” (1975). Przy tak bogatej i różnorodnej twórczości powstaje podstawowa trudność — dotarcie do wszystkich materiałów. Z wielu względów jest to raczej niemożliwe. Niedostępna jest w kraju większość pism emigracyjnych, w których Mackiewicz drukował („Lwów i Wilno”, „Wiadomości”, „Kultura”), niedostępne są broszury ukazujące się w minimalnych nakładach; są natomiast książki wydane swego czasu w obiegu niezależnym. Prócz wymienionych wyżej pozycji publicystycznych wydano także na Zachodzie (i przedrukowano w kraju) dwa zbiory artykułów Mackiewicza — oba w roku 1984; są to „Fakty, przyroda, ludzie” i „Droga Pani...” (zawierający także teksty żony pisarza, Barbary Toporskiej). Jest to jednak zaledwie kropla w morzu jego twórczości publicystycznej. Wypowiadał się Mackiewicz w swoich artykułach — bez przesady — na prawie wszystkie możliwe tematy. Najczęściej komentował bieżące wydarzenia polityczne, idee i koncepcje; z chęcią sięgał do historii komunizmu. Namiętnie pisywał „Listy do Redakcji” (głównie do paryskiej „Kultury” i londyńskich „Wiadomości”); jak sam twierdził, tę właśnie rubrykę czytywał najchętniej. „Był na pewno intelektualnym pieniaczem” — napisał o Mackiewiczu Jerzy Malewski (pseudonim Włodzimierza Boleckiego) — „który częściej się nie zgadzał, niż akceptował cudze racje. Ale kiedy podejmował polemikę, to potrafił — przy całej odmienności poglądów — dać popis lojalności i rzetelności informacji”. W swojej publicystyce kultywował skrajny indywidualizm poglądów, mierziły go wszelkie sposoby myśli kolektywnej, narzuconej odgórnie w imię — źle pojętej, jego zdaniem — jednomyślności i solidarności. Nie uznawał milczenia w imię „wyższych racji politycznych”, nade wszystko cenił sobie wolność i prawo zabierania głosu w każdej sprawie, na każdy temat. Dlatego też niejednokrotnie sprzeciwiał się otwarcie próbom ograniczenia tego prawa, nie tylko w stosunku do niego. W roku 1957 pisał: „Niedopuszczalne jest wygłoszenie poglądu, który by się zasadniczo różnił od postulatów uświęconych przez większość w następujących sprawach: granice zachodnie; granice wschodnie; polityka Episkopatu w kraju; polityka i działalność AK podczas wojny; sprawa aktualnego nie-oporu przeciw okupantowi sowieckiemu; przymusowe wysiedlenie milionów ludzi z tzw. ziem odzyskanych; praworządność rozbrojenia wojsk polskich na Zachodzie w latach 1945/46 itd. itd. W ten sposób istnieje faktyczny zakaz poruszania szeregu najistotniejszych spraw, które obchodzą cały naród”.  | «Droga donikąd» |
„Wprawdzie mówi się w tych wypadkach” — pisał Mackiewicz dalej — „nie o dyscyplinie politycznej, a o dyscyplinie patriotycznej, ale najszczerszy nawet patriotyzm nie może być zjawiskiem pozytywnym nigdy wtedy, gdy doprowadza do ograniczenia, a tym bardziej do zakazu wolnego słowa”. Jawi nam się pisarz jako obrońca podstawowych praw demokratycznych, których poszanowanie w istotny sposób odróżnia przecież państwa o ustroju demokratycznym od państw totalitarnych. Cechą tych ostatnich jest także narzucana siłą jedność narodu. „Tylko w ustroju totalitarnym” — dowodził publicysta — „tzw. jedność całego narodu znajduje wyraz w ramach urzędowych postulatów, z którymi nikt nie ośmiela się dyskutować. Ale absolutna jednomyślność całego narodu, który ma aspiracje do wyższego szczebla rozwoju kulturalnego, jest rzeczą nierealną, nieprawdziwą, a przeto budzi zawsze podejrzenie czegoś sztucznego, narzucanego czy wymuszanego, a zatem pewnej niewiadomej, do której się nie ma zaufania. (...) Nie po to usiłujemy ratować kontynuację tradycji narodu polskiego na emigracji przed miażdżącym ją psychicznie totalizmem bolszewickim w kraju, aby wytwarzać kontrtotalizm i namiastkę społecznej policji politycznej. Niestety, jesteśmy świadkami, że z braku pałek policyjnych i lokalów aresztanckich stosuje się sankcje tzw. moralne, które właściwie moralnymi nie są: piętnowanie, wykluczanie, bojkot i jakże często — oszczerstwa”. Myślał tu pisarz nie tylko o sobie; miał w pamięci także casus profesora Wacława Studnickiego, który dobrowolnie zgłosił się na świadka obrony w procesie generała Mansteina, na co polska emigracja zareagowała rzadko spotykanym oburzeniem. Szubienica lub... kaftan bezpieczeństwa Przesłaniem polemik Mackiewicza jest głębokie przekonanie, że wolność myśli istnieje tylko wtedy, gdy wszystkie sądy i opinie poddane być mogą krytycznej analizie, gdy możliwe jest ich ścieranie się. Dlatego jako publicysta najczęściej generalnie występował przeciw, reprezentował ten drugi, często świadomie przemilczany punkt widzenia. Czynił to, aby wyważyć poglądy i przede wszystkim dawać świadectwo prawdzie. Miał zdumiewający dar innego spojrzenia, bywał przy tym w swojej argumentacji niezwykle przekonywający. Niestety, wśród swoich adwersarzy i polemistów rzadko znajdował godnych siebie przeciwników — ci najczęściej, chcąc zdeprecjonować nie tylko poglądy pisarza, ale głównie jego samego, sięgali zawsze po jeden, ten sam od lat argument: wyrok śmierci wydany podczas okupacji. Z góry też przeznaczali dla niego... szubienicę lub kaftan bezpieczeństwa. Albo wprost ignorowali go, zbywając milczeniem. Nieliczni dostrzegali u Mackiewicza szlachetną czystość intencji, ukrywającą się w jego kategorycznych i ostatecznych sądach i twierdzeniach. Za podstawowe zadanie emigracji uznawał Mackiewicz radykalną opozycję wobec rzeczywistości ustrojowej kraju, opozycję nie dopuszczającą nawet cienia kompromisu. Nie miała to być także opozycja parlamentarna, pokojowa, ale polegająca na bezwzględnej negacji systemu komunistycznego. Był Mackiewicz przeciwnikiem wchodzenia w jakiekolwiek układy z okupantem sowieckim. Działanie takie wydawało mu się absurdalne, co zresztą często starał się udowadniać w swoich artykułach. Komunizm nie był dla niego przeciwnikiem politycznym, z którym prowadzi się grę ideową; był dla niego systemem i ideologią zbrodniczą, których celem jest ostateczne unicestwienie na ziemi wolności jednostek i narodów. Walczyć z nim można tylko w ten sam sposób — a walczyć trzeba! Bronią i prawdą, gdyż komunizm opiera się na kłamstwie (podniesionym do rangi oficjalnej ideologii) i to, czego boi się najbardziej, to właśnie prawda. W analizie komunizmu nie był Mackiewicz politykiem, zachowywał się raczej jak historyk, który opisuje system na podstawie faktów. Te zaś były dla niego bezsporne i prowadziły prostą, jedyną logiczną drogą do wniosku, że ustrój ten trzeba zwalczyć siłą. Ale jak tego dokonać?  | «Lewa wolna» |
Podróżując latem 1954 roku po Europie, odniósł Mackiewicz wrażenie, że cały kontynent zamieszkany jest głównie przez antykomunistów; zadał więc sobie pytanie: „Cóż stoi na przeszkodzie, aby siłę tę spożytkować w skuteczny sposób?”. „Wydaje mi się, że tą zasadniczą przeszkodą” — odpowiadał — „jest — nacjonalizm. Nacjonalizm, wielbiony potocznie przez jego zwolenników w formie narodowego patriotyzmu, ma rzekomo stanowić przeciwstawienie międzynarodowemu bolszewizmowi. W teorii. W dzisiejszej praktyce natomiast jest stałym źródłem wszelkiej prokomunistycznej dywersji w łonie tzw. świata zachodniego. Ludzie, jak to ludzie, wzięliby za widły i siekiery i poszli bić bolszewików. Ale politycy nacjonalistyczni przeszkadzają im w tym naturalnym ludzkim odruchu. Powiadają: Zaczekajcie jeszcze, bliższa koszula ciału... Mamy tu własne porachunki. I podszczuwając jednych przeciwko drugim, każą im się kłócić o granice, o język, o kulturę, właśnie w chwili, gdy wszystkim kulturom Europy grozi największe niebezpieczeństwo”. Dodać trzeba, że rok 1954, w którym Mackiewicz słowa te pisał, to eskalacja „zimnej wojny”, przystąpienie RFN do NATO, klęska Francji pod Dien Bien Phu; na froncie ideologicznym — ciągła ekspansja komunizmu. Świat mógł czuć się zagrożony. „Bo co to jest bolszewizm?” — pytał dziennikarz. „Bez teoretycznej blagi, a w rzeczywistości: jest to poddanie wszystkich zjawisk życia ciasnym interesom partii. A czyż nacjonalizm nie każe w praktyce poddawać wszystkiego interesom narodu? Wprawdzie wszystko dla partii brzmi paskudnie, a wszystko dla narodu pięknie, ale czy zachodzi pomiędzy nimi istotnie wielka różnica, jeżeli położymy nacisk na słowa WSZYSTKO? Ilość cech wspólnych okaże się na pewno większa niż to się pozornie wydawać może”. Kilkanaście lat później określał jasno: „Tylko kontrrewolucja przeciw tym ciemnym siłom socjalistycznych totalizmów może przywrócić ludzkiej myśli wolność, którą miała przed rewolucją bolszewicką”. W innym miejscu dodawał: „Obalić ustrój komunistyczny (a sowiecki w szczególności) można tylko w jeden sposób: stosując przemoc”. Do tego też nawoływał — mniej lub bardziej otwarcie — w całej swojej publicystyce. Narodowość: „antykomunista” Jak wspomina żona pisarza, Mackiewicz często brał udział w konferencjach polsko-niemiecko-amerykańskich. Był podczas nich zwyczaj osobistego przedstawiania się przez uczestników. „Kiedy przyszła na niego kolej, zadeklarował: Józef Mackiewicz; zawód: pisarz; narodowość: antykomunista; przekonania: kontrrewolucjonista; kraj pochodzenia: Europa Wschodnia”. Pełen „najszczerszych” względem pisarza chęci Jan Nowak-Jeziorański (legendarny „kurier z Warszawy”, a potem dyrektor sekcji polskiej Radia Wolna Europa) skomentował to następująco: „Pytany o narodowość, odpowiadał: jestem antykomunistą. Mnie osobiście takie samookreślenie nie wystarczyło. Hitler też był antykomunistą”. Miał Nowak prawo twierdzić, że mu się to nie podoba; ale czy miał prawo insynuować powiązania Mackiewicza z Hitlerem? Antykomunistami byli przecież także Pius XI i Pius XII, antykomunistą był Józef Piłsudski, by nie wspomnieć o Romanie Dmowskim. A jednak Nowak wybrał przykład Hitlera. Porównanie takie świadczyć mogło jedynie o złej woli „kuriera z Warszawy” i braku przychylności w stosunku do autora „Kontry”.  | «Kontra» |
Zdaniem Mackiewicza, komunizm był (i jest) najbardziej sprzeczny z naturą człowieka i jego potrzebą osobistej wolności. Człowiek więc musi ten ustrój, krępujący jego wolność i odbierający własność prywatną, odrzucić jako zło ostateczne. Nic tu nie pomogą reformy w obrębie systemu, powtarzanie sloganów o „socjalizmie z ludzką twarzą”. To kolejne komunistyczne kłamstwa wynikające z określonej w danej chwili strategii. Od dawna trwa na Zachodzie spór o to, czy komunizm jest reformowalny. Z jednej strony twierdzono, że tak — reformy są możliwe i można dzięki nim przekształcić ów system w demokrację parlamentarną. Z drugiej strony argumentowano, że żadne reformy nie są możliwe, a jedyną formą zmiany jest obalenie ustroju siłą. Mackiewicz z zasady niejako odrzucał tezę o powodzeniu reform. W polemice z profesorem Leszkiem Kołakowskim pisał: „Raz jeszcze chciałbym podkreślić własne votum separatum: Cząstkowe udoskonalenie komunizmu (socjalizmu) przez jego reformowanie uważam za rozładowanie potencjalnych sił pragnących wolności; sycenie niezadowolonych smaczkiem kompromisu. Jest umocnieniem znienawidzonego ustroju”. Przypisywano mu zatem pogląd drugi i postępując tak, na pozór miano rację. Przekonanie Mackiewicza o obaleniu komunizmu siłą wynikało jednak nie tylko z twierdzenia, że jest to system niereformowalny, lecz zupełnie odwrotnie: „dlatego, że jest nieskończenie reformowalny. (...) podlega nieskończonej ilości przemian i niczym Proteusz przy każdej okazji prezentuje swą nową, zazwyczaj coraz bardziej liberalniejszą lub coraz bardziej zreformowaną postać. Czasem jednak przychodzi chwila prawdy: Polska po 13 XII 1981 r. (...)”. Teza Mackiewicza była więc brutalna: niezależnie od kolejnych przemian, odwilży i reform, najgłębszy rdzeń komunizmu się nie zmienia. Był w tym przypadku fundamentalistą — zło jest złem i trzeba je zniszczyć! Nie dopuszczał do myśli innego przekonania. Czego jednak u Mackiewicza (i w jego twórczości publicystycznej, i w literackiej) brakuje? Otóż — nie odpowiadał on na żadne praktyczne pytanie, które powstaje przed ludźmi znajdującymi się wewnątrz bloku sowieckiego. Sam zawsze stał na zewnątrz (lata 1940-1941, które spędził pod okupacją radziecką, były także dla niego czasem emigracji, tyle że wewnętrznej). Stąd również wynika, jak zauważył Malewski, „dysfunkcjonalność” jego poglądów dla potrzeb praktycznego działania. Analiza jego poglądów prowadzi do wniosku, że na pytanie: „co powinien zrobić człowiek, który znalazł się pod okupacją komunistyczną?”, Mackiewicz odpowiada: „nie znajdować się pod nią”. Zatem: trafić do więzienia lub emigrować. Nie każdemu udawało się, jak jemu, to drugie. Starą jest prawdą, że najłatwiej jest krytykować, stojąc z boku. Trudno więc zgodzić się z pisarzem, kiedy poddaje totalnej krytyce postępowanie opozycyjnych polityków w kraju, wybierających działanie w obrębie narzuconego im systemu. Można rozumieć Mackiewicza, ale nie można lekceważyć poglądu, że każdy fanatyzm jest szkodliwy, że od każdej reguły istnieją — mimo wszystko — wyjątki. Nie sprawdziła się jego teza, że komunizm można obalić tylko siłą. Przemiany zachodzące w bloku państw komunistycznych od 1989 roku (poza Rumunią i Jugosławią) stanowczo jej przeczą. Właśnie ci krytykowani przez Mackiewicza przez lata politycy doprowadzili do upadku komunizmu — drogą pokojową, nie zaś — do czego on nawoływał — zbrojną. Tu się Mackiewicz mylił i to też trzeba głośno powiedzieć. Chyba że to, z czym mamy do czynienia — tj. III Rzeczpospolita — to jedynie kolejna twarz komunizmu, który uległ tylko jeszcze jednej przemianie...  | «Zwyciestwo prowokacji» |
„Zwycięstwo prowokacji” (1962) Poglądy głoszone przez Mackiewicza były w kręgu polskiej emigracji przyjmowane zazwyczaj niechętnie, najczęściej wrogo. I choć nie ograniczano jego prawa swobody głosu ani na łamach „Lwowa i Wilna”, ani „Wiadomości”, to jednak nie o wszystkim mógł pisać — były tematy, które zmuszany był przemilczeć. Przyjmował to z niezadowoleniem, ze świadomością ograniczenia. Dlatego też postanowił zebrać to wszystko, czego na łamach emigracyjnych czasopism wydrukować nie mógł, w jeden tom i wydać własnym nakładem. Tak powstała książka „Zwycięstwo prowokacji” (Monachium 1962). We wstępie do niej Mackiewicz napisał wprost: „W niniejszej książce znajduje więc czytelnik m.in. sporo tych rzeczy, których druk niedozwolony został przez cenzurę emigracyjnych pism polskich”. Zaznaczył też, że zasadniczym tematem wszystkich jego rozważań będzie łańcuch przyczyn, które doprowadziły do dzisiejszego — w 1962 roku — położenia w kraju i na emigracji. On, jako emigrant, czuje się do tego powołany, jest to wręcz jego obowiązkiem, ponieważ „emigracja polska — jak każda zresztą emigracja spod komunistycznego panowania — ma do spełnienia pewne ważne posłannictwo. A mianowicie: po utracie suwerenności państwa — ratować suwerenność myśli”. Niestety, emigracja nieczęsto potrafiła temu sprostać, co wykazał Mackiewicz w kolejnych rozdziałach. Miał też na to wpływ stosunek rządów zachodnich wobec tej emigracji, domagających się — z ich punktu widzenia najzupełniej słusznie — podporządkowania własnym celom politycznym (temu przecież służyła m.in. Rozgłośnia Polska RWE). Cele polityczne zaś nie zawsze — często było dokładnie na odwrót — pokrywały się z celami moralnymi. Owszem, prezydent USA czy premier Anglii byli przeciwni komunistom, nie znaczy to jednak, że za wszelką cenę doprowadzić chcieli do wojny ze Związkiem Radzieckim. Tym bardziej, że jej wyniku nie mogli być pewni. To Mackiewicza bolało, tego zrozumieć nie mógł. Odrzucał wszelką polityczną strategię na rzecz konsekwencji poglądów. Jako skrajny antykomunista nie był traktowany przyjaźnie nawet przez większość polityków zachodnioeuropejskich, którym zresztą zarzucał, że tych, którzy się przeciw komunizmowi buntują, nazywają „reakcjonistami”, a tych, którzy mu się poddają — „progresistami”. Zamiast walczyć z komunizmem jawnie i otwarcie, starają się powoli — pozornie z nim współpracując — podkopywać jego fundamenty. Nie wierzył w powodzenie takich działań. Nie chciał się na nie godzić, gdyż oznaczałoby to zarazem godzenie się na konformizm, walkę często tajną i nieuczciwą, a tak walczyć nie chciał. Krytykował więc każdy kompromis Zachodu z bolszewikami. A kompromisem takim był chociażby proces norymberski, podczas którego Rosjanie zamiast zasiąść na ławach oskarżonych, usiedli na fotelach sędziowskich, by sądzić Niemców za popełnione przez siebie zbrodnie (Katyń), o czym Alianci dobrze byli poinformowani. Proces był więc prowadzony nie fair. Natomiast brak propagandy antykomunistycznej na Zachodzie, bezpośrednio przed eskalacją „zimnej wojny”, tłumaczył Mackiewicz następująco: „Przyczyną tej zbiorczej mistyfikacji jest m.in. konieczność moralnego usprawiedliwienia sojuszu z międzynarodowym komunizmem podczas wojny”. Do mistyfikacji tej powrócono po „odwilży” 1956 roku, kiedy to witano Chruszczowa na Zachodzie jak męża stanu, podczas gdy był on współodpowiedzialny za rozkułaczanie wsi na Ukrainie w 1937 roku i masakrę na Węgrzech w roku 1956, w wyniku których śmierć poniosły miliony osób. Nikt jednak nie uważa go za zbrodniarza, jak choćby Eichmanna, którego powieszono w Izraelu za współudział w zamordowaniu 7 milionów Żydów, choć tłumaczył się on, że wykonywał tylko rozkazy. Winy ich zaś — dowodził Mackiewicz — były takie same. |