powrót do indeksunastępna strona

nr 3 (XLV)
kwiecień 2005

 Być bohaterem
Elizabeth Moon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
• • •
Przypomniała sobie o starym człowieku z holu pałacu dopiero wtedy, gdy służący zaanonsował jego przybycie. Siedziała właśnie w kuchni nad drugim kawałkiem ciasta orzechowego z prawdziwą bitą śmietaną.
– Dama, emerytowany żołnierz Sebastian Colon prosi o poświęcenie mu kilku chwil.
Seb Colon… Oczywiście, że się z nim zobaczy. Wsunęła do ust ostatni kawałek ciasta i wyszła do holu, gdzie stał i przyglądał się, jak jeden z jej młodszych kuzynów ćwiczy grę na pianinie pod okiem odmierzającej tempo Sanni.
– Przypomina mi ciebie, Esmay – powiedział, kiedy podeszła, aby uścisnąć jego dłoń.
– A mnie przypomina o długich godzinach męczarni – odpowiedziała z uśmiechem Esmay. – Pozbawieni talentu i wyczucia rytmu nie powinni być zmuszani do nauki czegokolwiek poza kilkoma skalami. – Nigdy nie potrafiła zrozumieć, czemu każdemu dziecku, niezależnie od tego, czy miało talent, kazano przez dziesięć lat uczyć się gry na przynajmniej czterech instrumentach.
– Chodźmy do bawialni – zaproponowała, prowadząc mężczyznę do frontowego pokoju, w którym kobiety zazwyczaj przyjmowały gości. Macocha znów go przemeblowała; roślinne motywy na obiciach foteli i kanap miały więcej pomarańczowej i żółtej barwy, a mniej czerwieni i różu niż Esmay zapamiętała. – Masz ochotę na herbatę? – Zadzwoniła, nie czekając na odpowiedź. Wiedziała, że w chwili przybycia gościa obsługa kuchni już zaczęła przygotowywać tacę z jego ulubionym napojem i przekąskami.
Usadowiła go na niskim, obszernym fotelu obok stolika, a sama wybrała siedzenie po jego lewej stronie, tej od serca, by wyrazić szacunek dla łączących ich więzi.
– Jesteśmy z ciebie dumni – powiedział stary Sebastian. – Dobrze, że to wszystko już się skończyło, prawda?
Jak on może mówić coś takiego, skoro wciąż jestem we Flocie?, pomyślała ze zdziwieniem. W przyszłości mogą być jeszcze inne bitwy, i on z pewnością zdaje sobie z tego sprawę. Może ma na myśli jej ostatnie kłopoty?
– Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała stawać przed sądem wojennym – rzekła. – Ani brać udziału w buncie, który mnie tam zaprowadzi.
– A jednak dobrze sobie poradziłaś. Ale ja nie o tym mówiłem, choć na pewno było to wyjątkowo nieprzyjemne. Czy nie masz już starych koszmarów?
Esmay zesztywniała. Skąd wie o jej koszmarach? Czy jej ojciec zwierzał się temu człowiekowi? Z pewnością ona mu o nich nie mówiła.
– Radzę sobie całkiem nieźle – powiedziała ostrożnie.
– To dobrze. – Podniósł szklankę i napił się. – Dobre. Wiesz, kiedy byłem jeszcze w aktywnej służbie, twój ojciec nigdy nie żałował dobrych trunków, gdy tu przychodziłem. Oczywiście obaj rozumieliśmy, że to coś szczególnego, coś, o czym nie można swobodnie rozmawiać.
– Co takiego? – zapytała Esmay, niezbyt zaciekawiona.
– Twój ojciec nie chciał, żebym z tobą o tym rozmawiał, i ja rozumiałem jego argumenty. Miałaś gorączkę i omal nie umarłaś. Nie był pewien, co naprawdę zapamiętałaś, a co pochodziło z gorączkowych wizji.
Esmay zmusiła swe ciało do bezruchu. Miała ochotę zakneblować mu usta, chciała uciec.
– To były sny – rzekła wreszcie. – Powiedzieli, że miałam gorączkę, którą złapałam w czasie ucieczki. – Udało jej się roześmiać. – Nie pamiętam nawet, dokąd chciałam się wybrać, a co dopiero gdzie się znalazłam. – Pamiętała koszmarną jazdę pociągiem i strzępy czegoś, o czym próbowała nie myśleć.
Nie wiedziała, czy to drgnięcie powieki, czy napięcie mięśni szczęki upewniło ją, że on coś wie. Coś, o czym ona nie wie i co pragnie jej przekazać, choć uważa, że powinien to zachować w tajemnicy. Włosy zjeżyły jej się na karku. Czy na pewno chce wiedzieć, a jeśli tak, to czy może go skłonić, żeby jej powiedział?
– No cóż, pojechałaś szukać swojego ojca. Twoja matka umarła, a ty chciałaś dostać się do niego. On był w samym środku paskudnego sporu terytorialnego. To było wtedy, gdy Borlistowski odłam Starowierców zdecydował się wyrwać z regionalnej sieci planowania i przejąć górną część rowu tektonicznego.
Esmay słyszała o tym; powstanie Kaliferów było faktycznie wojną domową, niewielką, ale krwawą.
– Nikt nie zdawał sobie sprawy, że tak dobrze potrafisz czytać, a co dopiero czytać mapę. Wskoczyłaś na swojego kuca, zabrałaś jedzenie na tydzień i wyruszyłaś…
– Na kucu? – Nie była w stanie wyobrazić sobie tego. Nigdy nie lubiła jeździć na koniu. Spodziewałaby się raczej, że wśliznęła się do ciężarówki jadącej do miasta.
Seb sprawiał wrażenie zakłopotanego – nie bardzo rozumiała, czemu – i nerwowo drapał się po karku.
– W tamtych czasach jeździłaś jak kleszcz na krowie i byłaś z tego powodu bardzo szczęśliwa. Do czasu śmierci twojej matki praktycznie nie schodziłaś z konia, i wszyscy ucieszyli się, znów widząc cię na jego grzbiecie. Aż nagle zniknęłaś…
Nie pamiętała, kiedy z własnej woli spędzała czas na koniu. Pamiętała tylko, jak bardzo nienawidziła lekcji jazdy, obolałych mięśni i całej tej pracy przy czyszczeniu kopyt, szczotkowaniu konia i sprzątaniu boksu. Czy choroba mogła nie tylko pozbawić jej przyjemności jazdy konnej, ale i wymazać wszystkie wspomnienia z czasów, kiedy to lubiła?
– Wydaje mi się, że całkiem dobrze to sobie zaplanowałaś – mówił dalej – bo nigdzie nie mogli trafić na twój ślad. Nikt nie pomyślał o tym, co faktycznie zrobiłaś; wszyscy sądzili, że się zgubiłaś albo pojechałaś w góry i zdarzył ci się jakiś wypadek. Nikt nigdy nie poznał całej historii, ponieważ kiedy cię znaleźliśmy, nie mówiłaś zbyt sensownie.
– Gorączka – stwierdziła Esmay. Pociła się; czuła, jak pot oblepia całe jej ciało.
– Tak właśnie powiedział twój ojciec. – Te słowa Sebastiana odbiły się echem w jej wspomnieniach; teraz jako dorosła osoba odkryła nurtujące ją wątpliwości.
– Mój ojciec powiedział? – Starała się mówić obojętnym tonem, nie patrząc na jego twarz; kątem oka widziała puls na jego szyi.
– Powiedział, że wraz z gorączką zapomniałaś o tym wszystkim, i tak będzie lepiej. Kazał o tym nie wspominać. Cóż, przypuszczam, że teraz już wiesz, że nie wszystko było snem. Mam nadzieję, że psychniańki Floty pomogły ci poradzić sobie z tym, co?
Zesztywniała, czuła przerażenie; było jej równocześnie zimno i gorąco. Zbliżyła się do jakiejś okropnej prawdy bardziej niż chciała, a jednak nie była w stanie oderwać się od niej. Czuła spojrzenie Sebastiana i wiedziała, że gdyby podniosła wzrok, bez trudu wyczytałby z jej twarzy szok i przerażenie. Zamiast tego nalała herbatę i podała mu delikatną filiżankę i spodek z malowanym srebrem wzorem. Trudno jej było uwierzyć, że jej ręce nie drżą.
– Oczywiście nie mogłem spierać się z twoim ojcem, biorąc pod uwagę okoliczności.
Biorąc pod uwagę okoliczności, Esmay z radością przetrąciłaby mu kark, ale wiedziała, że nic jej to nie da.
– To było nie tylko moim obowiązkiem wobec niego jako dowódcy, ale… jako twojego ojca. On wiedział najlepiej. Zastanawiałem się tylko czasem, czy pamiętałaś coś sprzed gorączki. Czy może właśnie to cię zmieniło…
– Cóż, moja matka umarła. – Te słowa z trudem przeszły Esmay przez gardło. Ale jej głos był równie spokojny jak dłonie. Jak to możliwe, skoro w myślach przeżywała wręcz horror? – Bardzo długo byłam chora…
– Gdybyś była moją córką, myślę, że bym ci powiedział.
– Ale mój ojciec uważał inaczej. – Esmay już nie miała wyschniętego gardła; czuła otwierające się w jej umyśle pęknięcia, szczeliny, które chciały ją pochłonąć…
– Tak. No cóż, w każdym razie cieszę się, że w końcu uporałaś się z tym. Ale musiało to być dla ciebie bardzo trudne, gdy trafiła ci się ta kapitan i po raz drugi musiałaś poradzić sobie ze zdradą. – Jego głos nagle wyostrzył się. – Esmaya! Czy coś jest nie tak? Przepraszam, nie chciałem…
– Najbardziej pomogłoby mi, gdybyś po prostu opowiedział mi całą historię. – Głos Esmay nabrał większej pewności, a suchość, którą wcześniej czuła w gardle, zebrała się w blok o twardości betonu. – Pamiętaj, że mogę opierać się tylko na moich nieco fragmentarycznych wspomnieniach, a psychniańki uznały je za niewystarczające. – Prawda była taka, że psychniańki w ogóle nie wiedziały o jej problemach. Przekonana przez rodzinę, że wszystko w koszmarach brało się wyłącznie z gorączkowych urojeń, bała się powiedzieć im o tym. Czuła, że mogłaby zostać uznana za wariatkę czy osobę niestabilną emocjonalnie, nie nadającą się do służby… i być odesłana z powrotem do domu. Czy jej rodzina uznała, że tak się stanie, i dlatego zatrzymali dla niej jej konia?
– Może powinnaś zapytać swojego ojca – rzekł niepewnie Coron.
– Podejrzewam, że nie ucieszyłby się z kwestionowania jego sądów – odpowiedziała z całą szczerością Esmay. – Nawet przez psychiatrycznych specjalistów z Floty. – Coron kiwnął głową. – Dlatego pomogłoby mi, gdybyś mógł mi opowiedzieć.
Musiała na chwilę spojrzeć mu w oczy i wytrzymać bijące z nich troskę i napięcie. Sebastian zmarszczył brwi. – To nie jest miły temat, ale oczywiście to już wiesz.
Wstrząsnęły nią mdłości. Jeszcze nie, błagała samą siebie, muszę się dowiedzieć.
– Były to czasy buntu i zamieszek, kiedy jedno małe dziecko, wystarczająco zdeterminowane i pewne siebie, mogło przebyć kucem i koleją kilka tysięcy kilometrów – zaczął Coron. – Zawsze potrafiłaś przekonująco kłamać. Mogłaś w ciągu jednej chwili wymyślić jakieś kłamstwo. Myślę, że właśnie dlatego nikt cię nie zatrzymał. Opowiedziałaś jakąś historyjkę o wysłaniu cię do ciotki czy babki, a ponieważ nie wyglądałaś na przestraszoną czy zmieszaną i miałaś dość pieniędzy, pozwalali ci jechać pociągami.
Wszystko to były tylko domysły; nie byli w stanie odtworzyć jej drogi od chwili, gdy porzuciła kuca – którego nigdy nie znaleziono, ale w tamtych czasach mógł skończyć w czyimś garnku – i ruszyła pociągiem, który zawiózł ją wprost na miejsce katastrofy.
– W ostatnich wiadomościach przekazanych do domu twój ojciec podał, że znajduje się w Koszarach Buhollow, i właśnie tam jechał pociąg. Ale wkrótce potem buntownicy zdobyli wschodnią część okręgu, rzucając wszystko co mieli do szturmu na duże magazyny broni w Bute Bagin. Oddziały w Koszarach Buhollow były zbyt nieliczne, żeby ich powstrzymać, więc twój ojciec postanowił przejść na tyły buntowników i odciąć ich, podczas gdy Dziesiąta Kawaleryjska miała nadejść z Cavender, by uderzyć na nich z flanki.
– To pamiętam – powiedziała Esmay. Pamiętała to z historii, a nie z własnych wspomnień. Znając reputację jej ojca, buntownicy liczyli na to, że nie zostawi Buhollow bez obrony. Zaplanowali, że część armii unieruchomi jego oddziały, podczas gdy reszta zaatakuje Bute Bagin i zdobędzie zgromadzoną tam broń. Później jego decyzja porzucenia Buhollow i schwytania wrogiej armii w pułapkę została uznana za przykład taktycznego geniuszu. Zrobił dla miasta wszystko, co mógł. Cywile mieszkający w Buhollow uciekli przed rebeliantami; większość z nich przeżyła.
Esmay, wciśnięta między uciekinierów, pojechała pociągiem o dwie stacje za daleko. Obie strony zaminowały tory; choć oficjalne raporty głosiły, że to mina buntowników wysadziła w powietrze niski most nad kanałem Sinets dokładnie pod przejeżdżającą lokomotywą, Esmay nigdy nie była tego pewna. No bo czy jakikolwiek rząd przyzna się do tego, że jego miny wysadziły własny pociąg?
Pamiętała potężny wstrząs, który rzucił wagonem. Jechali wolno; była wciśnięta między grubą kobietę z płaczącym niemowlakiem i chudego chłopaka, który ciągle macał ją po żebrach. Uderzenie wstrząsnęło wagonem, ale nie wywróciło go. Inni nie mieli tyle szczęścia. Pamiętała, że wyskoczyła z wagonu na nasyp – ze sporej wysokości jak na jej wiek – i ruszyła za grubą kobietą, chyba tylko dlatego, że była matką. Chudy chłopak pomacał ją jeszcze raz i odszedł za kimś innym. Tłumy przestraszonych ludzi oddalały się od pociągu, kłębów dymu i krzyków dobiegających z przednich wagonów.
Straciła poczucie kierunku, nie wiedziała, w którą stronę powinna iść. Szła za kobietą z dzieckiem… a ona szła za innymi… a potem była już zbyt zmęczona i zatrzymała się.
– Niecały kilometr od torów kolejowych, w pobliżu kanału, była mała wioska nazywana przez miejscowych Greer’s Crossing – kontynuował Coron. – Musiałaś tam dojść razem z innymi ludźmi z pociągu.
– I właśnie tam pojawili się rebelianci – powiedziała Esmay.
– Wtedy właśnie dotarła tam wojna. – Coron przerwał na chwilę; usłyszała delikatne siorbnięcie herbaty. Zerknęła, by na moment spojrzeć w jego oczy. – Jak wiesz, to nie byli tylko rebelianci.
Wiem?, pomyślała.
– Właśnie tam buntownicy zdali sobie sprawę, że zostali zagnani w pułapkę. Możesz mówić co chcesz o Chia Valantosie, ale on miał zmysł taktyczny.
Esmay wydała odgłos, który miał oznaczać potwierdzenie.
– A może miał dobrych zwiadowców, nie wiem. W każdym razie ponieważ buntownicy mieli trochę ciężkich pojazdów, musieli przejechać przez wioskę, żeby przedostać się mostem na drugą stronę kanału. Nie potraktowali wioski zbyt łagodnie, bo tamtejsi ludzie nigdy ich nie popierali. Przypuszczam, że myśleli, iż ludzie z pociągu mają coś wspólnego z lojalistami.
Stare wspomnienia wypłynęły na wierzch; Esmay czuła, jak jej twarz zmienia się, i z trudem próbowała z tym walczyć
Po całych godzinach jazdy pociągiem, po katastrofie i upadku zaczęły ją boleć nogi. Kobieta z dzieckiem robiła większe kroki, więc po jakimś czasie Esmay została z tyłu, a gdy dotarła do wioski, tamta już zniknęła. Dachy wioskowych domów zawaliły się; zostały tylko poszarpane i krzywe resztki ścian. Przez ulice zawalone kamieniami, śmieciami, gałęziami i stertami ubrań przewalały się kłęby dymu. Było głośno; nie potrafiła rozpoznać źródła hałasów, ale przerażały ją. Brzmiały gniewnie i mieszały się z głosem karcącego ją ojca. Nie powinna być tak blisko czegoś, co wydaje takie odgłosy.
Oślepiona przez dym przewróciła się na stertę ubrań i dopiero wtedy zauważyła, że to człowiek. Teraz wiedziała, że to był trup, ale wtedy jako dziecko uznała, że ten dorosły człowiek wybrał nieodpowiednie miejsce do spania, więc zaczęła potrząsać jego bezwładnym ramieniem, usiłując go obudzić, żeby pomógł jej odnaleźć drogę. Nigdy jeszcze nie zetknęła się ze śmiercią człowieka – z powodu gorączki nie pozwolono jej zobaczyć matki – i dużo czasu zajęło jej uświadomienie sobie, że kobieta bez twarzy już się nie podniesie i nie ukoi obietnicą, że wszystko będzie dobrze.
Rozejrzała się wokół, ocierając łzy, które pojawiły się nie tylko z powodu dymu, i zobaczyła inne kupki ubrań, innych martwych i umierających ludzi, których krzyki potrafiła teraz rozpoznać. Nawet teraz, po latach, pamięta, że pierwszą jej myślą była chęć przeproszenia ich za to wszystko. A przecież to nie była jej wina – to nie ona wywołała wojnę – ale była tam, żywa i nie tknięta, i za to właśnie chciała przeprosić.
Płacząc i co chwila przewracając się, ruszyła dalej zniszczoną drogą, aż wreszcie jej nogi odmówiły posłuszeństwa i skuliła się pod jakąś ścianą, w miejscu, gdzie kiedyś był czyjś ogród pełen kwiatów. Hałas przybrał na sile i w kłębach dymu zaczęły pojawiać się niewyraźne sylwetki; część z nich nosiła barwy jednej strony, część drugiej. Jak zrozumiała później, musieli to być przerażeni pasażerowie pociągu oraz buntownicy. Później… wszyscy ubrani byli w mundury, te same mundury, które znała i które nosili tata i wujowie.
A potem już niczego nie pamiętała. Nie mogła pamiętać. A może pamiętała, a oni mówili, że to tylko sny.
– Zawsze uważałem, że byłoby lepiej, gdyby ci powiedzieli – stwierdził Sebastian. – Przynajmniej kiedy dostatecznie podrosłaś. Tym bardziej, że tamten człowiek już nie żył i nie mógł nikogo więcej skrzywdzić, a przede wszystkim ciebie.
Nie chciała tego słuchać. Nie chciała tego pamiętać… Nie, nie mogła. To zwidy spowodowane gorączką, myślała. Tylko gorączkowe majaki.
– Niedobrze, że w ogóle to się stało, niezależnie od tego, kto to zrobił. Zgwałcić dziecko – to obrzydliwość. Ale żeby zrobił to jeden z naszych…
Skupiła się na jedynej rzeczy, którą mogła teraz znieść.
– Ja… nie wiedziałam, że on nie żyje.
– Cóż, twój ojciec nie mógł ci tego powiedzieć bez opowiedzenia całej reszty, prawda? Miał nadzieję, że o wszystkim zapomnisz… albo będziesz myślała, że to tylko skutki gorączki.
Powiedział jej, że to tylko gorączkowe majaki; powiedział, że już po wszystkim, że odtąd zawsze będzie bezpieczna… Powiedział, że wcale się na nią nie gniewa. A jednak jego gniew unosił się wokół niej niczym gęsta chmura, niebezpieczny, oślepiając jej umysł jak dym oślepiający oczy.
– Jesteś… pewien?
– Że ten drań zginął? O tak, nie mam najmniejszych wątpliwości.
– Zabiłeś go?
– W grę wchodziła kariera twojego ojca. Oficerowie nie zabijają swoich ludzi, nawet bydlaków, którzy gwałcą dzieci. A czekać, oskarżać go… To wyciągnęłoby sprawę na światło dzienne, a nikt z nas tego nie chciał. Lepiej było, żebym ja to zrobił i został ukarany. Zresztą otrzymałem tylko ostrą reprymendę. Były okoliczności łagodzące.
Albo całkowicie uniewinniające… Jej umysł aż nazbyt chętnie skorzystał z tego chwilowego odwrócenia uwagi, przypominając jej, że choć złagodzenie wyroku i uniewinnienie są podobne, odnoszą się do różnych etapów procedur sądowych.
– Miło mi to słyszeć – odezwała się, żeby cokolwiek powiedzieć.
– Zawsze mówiłem, że powinnaś o tym wiedzieć. – Spojrzał na nią zakłopotany. – Nie żebym z kimś o tym rozmawiał, rozumiesz. Mówiłem to sam do siebie. Nie było sensu spierać się z twoim ojcem. W końcu byłaś jego córką.
– Nie martw się tym – uspokoiła go Esmay. Trudno jej było skupić uwagę; czuła, jak pokój wolno oddala się od niej, osuwając się po spirali w lewo.
– Jesteś pewna, że poradziłaś sobie z tym wszystkim, ze wszystkim oprócz tego, że on nie żyje? Pomogli ci w ZSK?
Esmay spróbowała zmusić umysł do powrotu do tematu, od którego pragnęła uciec.
– Nic mi nie jest – zapewniła. – Nie martw się o mnie.
– Wiesz, byłem naprawdę zaskoczony, kiedy powiedziałaś, że chcesz opuścić planetę i do nich dołączyć. Myślałem, że masz dość walki na całe życie… ale pewnie odzywa się w tobie wojskowe dziedzictwo, co?
Nie wiedziała, jak mogłaby uprzejmie pozbyć się go. Nie mogła mu teraz powiedzieć, żeby sobie poszedł, bo boli ją głowa. Suizowie nie traktują w ten sposób swoich gości. Ale potrzebowała – rozpaczliwie – paru godzin samotności.
– Esmaya? – Podniosła głowę i ujrzała nieśmiało uśmiechającego się do niej przyrodniego brata Germonda. – Tata prosił, żebyś przyszła do oranżerii. – Odwrócił się do Corona. – Zechce nam pan wybaczyć, sir?
– Oczywiście, teraz kolej na twoją rodzinę. Esmaya, dziękuję za poświęcony mi czas. – Wstał, ukłonił się, znów bardzo oficjalnie, i wyszedł.
powrót do indeksunastępna strona

23
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.