– Paskudny – odezwała się Losa po wyjściu mężczyzny. – I niebezpieczny. – Tak, ale wypłacalny. Nie musimy ich lubić. – Już to mówiłeś. – Bo to prawda. – Przestraszył mnie… On nie bał się, był po prostu zły. Co będzie, jeśli zechcą zemścić się za zniewagę? Arhos popatrzył na nią i pomyślał, że mogłaby wreszcie zdecydować się, czego chce. – Losa, to niebezpieczny interes, ale nigdy wcześniej nie przejmowałaś się tym. Mamy dobre zabezpieczenia, będziemy uważać. Chcesz tego odmłodzenia czy nie? – Oczywiście, że chcę. – Myślę, że po prostu złości cię, że to ja zdobyłem kontrakt, a nie ty. – Może. – Westchnęła, a potem uśmiechnęła się, co ostatnimi czasy rzadko jej się zdarzało. – Potrzebuję tego odmłodzenia, skoro przedwcześnie zmieniam się w ostrożną starszą panią. – Nie jesteś starszą panią, Losa, a teraz już nigdy nią nie będziesz.
OSK Harrier Zanim okręt flagowy dotarł do kwatery głównej sektora, Esmay zaczęła myśleć o tym, że sąd wreszcie uwolni ją od napięć i rywalizacji w grupie wystraszonych młodszych oficerów, którzy nie mieli nic do roboty. Choć przypuszczała, że z prawnego punktu widzenia trzymanie ich w izolacji i bez pracy jest sensowne, sama odczuwała to jak karę. Nawet największe statki dysponowały ograniczonymi możliwościami rekreacji; zazwyczaj większość czasu załogi zajmowało pełnienie obowiązków. Esmay próbowała zmusić się do używania kostek do samodzielnej nauki i zachęcała do tego pozostałych, ale mając umysł zaaferowany wątpliwościami, nie była w stanie skoncentrować się na czymś tak nudnym, jak „Metody regeneracji filtrów w systemie zamkniętym” czy „Protokoły komunikacji jednostek Floty działających w obszarach utajnionych F i R”. Jeśli zaś chodzi o kostki taktyczne, to i tak wiedziała już, jakie popełniła błędy, wracając do Xaviera, i teraz nic z tym nie mogła zrobić. Zresztą żadna z kostek taktycznych nie brała pod uwagę problemów technicznych, z jakimi zmagała się, przystępując do bitwy na statku pełnym uszkodzeń powstałych w czasie buntu. Nie pracowała wystarczająco ciężko w dzień, by dobrze spać w nocy. Mógłby jej w tym pomóc wysiłek fizyczny, ale przydzielony jej czas w sali ćwiczeń nie wystarczał. Tak więc noc po nocy przychodziły koszmary, po których budziła się zlana potem i z piaskiem w oczach. W tych, które rozumiała i które były wyjątkowo nieprzyjemne, widziała sceny buntu albo bitwy przy Xavierze, słyszała dźwięki i czuła zapachy. Inne zdawały się czerpać z filmów szkoleniowych, krwawych historii, o których kiedyś słyszała… a wszystko to było wymieszane razem niczym jaskrawe odłamki strzaskanej misy. Podniosła wzrok na twarz zabójcy… Spojrzała w dół i zobaczyła własne dłonie śliskie od krwi i wnętrzności… Zapatrzyła się w lufę Pearce-Xochina 382, która zdawała się poszerzać, aż całe jej ciało mogło wsunąć się do wnętrza… Słyszała, jak błaga wysokim, cienkim głosem, żeby ktoś przestał… NIE. Tym razem, kiedy obudziła się zaplątana w wilgotną pościel, ktoś stukał do drzwi i wołał jej imię. Zakaszlała kilka razy, aż jej głos nabrał dość siły, by mogła odpowiedzieć. To nie były drzwi, a właz. I nie była w domu, a na pokładzie statku, który był znacznie lepszy od domu. Esmay odetchnęła głęboko i wyjaśniła głosowi na zewnątrz, że to był tylko zły sen. Wiesz, nie tylko ty potrzebujesz spać, usłyszała zza drzwi. Przeprosiła, zmagając się z nagłą niewytłumaczalną falą gniewu, który pędził ją, by otwarła… właz, a nie drzwi… i udusiła rozmówcę. W końcu jednak marudzący odszedł, a ona położyła się z powrotem, opierając się o ścianę – bezpieczną, szarą ścianę – i zaczęła myśleć. Nie miała takich snów od lat, kiedy to opuściła dom dla szkoły przygotowawczej Floty. Nawet w domu w miarę jak dorastała pojawiały się coraz rzadziej, choć i tak wystarczająco często, by martwić jej rodzinę. Macocha i ojciec wyjaśnili jej ich pochodzenie. Po śmierci matki Esmay uciekła z domu, co było głupim i nieodpowiedzialnym zachowaniem, ale okolicznościami łagodzącymi był jej młody wiek i fakt, że prawdopodobnie była chora na tę samą gorączkę, która zabiła jej matkę. Znalazła się w kłopotach, trafiając w sam środek buntu znanego jako Powstanie Califera. Odnalazły ją i uratowały oddziały jej ojca, ale niemal umarła wtedy z powodu gorączki. To, co wtedy widziała, słyszała i czuła, w trakcie długich dni śpiączki przemieszało się i zostawiło ślad w postaci koszmarnych snów o czymś, co nigdy nie miało miejsca. Przynajmniej nie tak, jak jej się śniło. Nic dziwnego, że udział w prawdziwej bitwie przywołał tamte stare wspomnienia i przeżycia wywołane gorączką. Czuła już kiedyś odór wnętrzności, a zapachy miały szczególną moc budzenia wspomnień… Wyczytała to w książkach z dziedziny psychologii, które studiowała potajemnie w bibliotece Papy Stefana, kiedy wierzyła, że jest wariatką, leniwą, tchórzliwą i głupią. Teraz, kiedy zrozumiała, że koszmarne sny to próba powiązania jej doświadczeń z przeszłości z teraźniejszością, koszmary odeszły. Szybko usnęła i spała spokojnie aż do chwili, gdy obudził ją sygnał budzika. Była szczęśliwa, że odkryła źródło swoich problemów, i nakazała sobie nie śnić już więcej koszmarów. Odtąd jeśli śniła, nie pamiętała tego i nikt już nie narzekał na wydawane przez nią odgłosy. Przed dotarciem do kwatery głównej sektora tylko raz miała koszmar senny, ale ten łatwo było zrozumieć. Śniło jej się, że przyszła na sąd wojenny i gdy przewodniczący odezwał się, odkryła, że jest całkiem naga. Próbowała uciec, ale nie mogła się ruszyć. Wszyscy na nią patrzyli i śmiali się, a potem odeszli, zostawiając ją samą. Przeżycie tak normalnego koszmaru było dla niej niemal ulgą. W kwaterze głównej czekały już na nich nowe mundury; dostarczyli je do poddanego kwarantannie sektora statku strażnicy, którzy wyraźnie uważali, że to zadanie uwłacza ich godności. Nowe ubranie Esmay sprawiało wrażenie sztywnego i niezgrabnego, jakby jej ciało zmieniło się w sposób umykający pomiarom krawieckim. Codziennie używała skromnego sprzętu gimnastycznego, więc nie był to problem zwiotczenia mięśni… To było coś… bardziej umysłowego niż fizycznego. Peli i Liam jęknęli dramatycznie na widok rachunków od swoich krawców; Esmay nic nie powiedziała na temat swojego, i dopiero później zdała sobie sprawę, że zapewne pomyśleli, iż dysponuje jakimiś innymi środkami oprócz gaży. Po raz pierwszy wezwano przed oblicze admirał całą grupę młodszych oficerów. Esmay ubrała się w nowy mundur, tak samo zrobili pozostali. Prowadził ich uzbrojony strażnik, drugi zamykał pochód. Esmay próbowała normalnie oddychać, ale nie potrafiła przestać się martwić, o co może chodzić. Admirał Serrano czekała z nieruchomą twarzą, aż wypełnili jej biuro, upakowani tak ciasno, że Esmay czuła zapach nowej tkaniny ich mundurów. Na każde formalne powitanie admirał odpowiadała nieznacznym skinięciem głowy i przenosiła wzrok na następnego w szeregu oficera. – Mam obowiązek poinformować was, że zostaliście wezwani przed sąd w celu wyjaśnienia, w miarę możliwości, wydarzeń, które doprowadziły do buntu na pokładzie Despite’a, a następnie zaangażowania się statku i jego załogi w wydarzenia na Xavierze. Chociaż nikt nie powiedział ani słowa, Esmay czuła reakcję towarzyszących jej oficerów. Wiedzieli, że musi do tego dojść, a mimo to słowa admirała Floty uderzyły w nich z potężną siłą. Sąd wojenny. Niektórzy oficerowie przez całą swoją karierę nie zetknęli się choćby z groźbą śledztwa, a co dopiero z przesłuchaniem przed Komisją Śledczą… nie mówiąc o stawaniu przed sądem wojennym. W przypadku skazania oznaczało to ostateczną hańbę, ale nawet w razie oczyszczenia z zarzutów pozostawała rysa na karierze. – Z powodu złożoności sprawy – kontynuowała admirał – Wojskowe Biuro Śledcze postanowiło potraktować ją z wyjątkową wnikliwością, a równocześnie z zachowaniem należytej powagi. Nie sprecyzowano określonych zarzutów wobec każdego z was, ale podporucznicy mogą spodziewać się oskarżenia zarówno o zdradę, jak i o bunt, co WBŚ nie uważa za wykluczające się zarzuty. Oznacza to, że jeśli zostaniecie uznani winnymi zdrady, nie ochroni to was przed zarzutem o bunt, i odwrotnie. – Spojrzenie czarnych oczu admirał zdawało się wwiercać w Esmay. Czy chciała przez to powiedzieć coś szczególnego? Esmay miała ochotę wykrzyczeć, że nie jest i nigdy nie była zdrajcą, ale dyscyplina kazała jej trzymać język za zębami. Admirał delikatnie odkaszlnęła. – Pozwolono mi poinformować was, że powodem tego wszystkiego jest poważna troska o wpływy Benignity w korpusie oficerskim. Nie byłoby rozsądnie zignorować taką możliwość; wyjaśnią to wam wasi obrońcy. Chorąży zostaną oskarżeni wyłącznie o bunt, z wyjątkiem przypadku, w którego sprawie dalej trwa śledztwo. – Ale nie widzieliśmy jeszcze żadnego obrońcy! – poskarżył się Arphan. Esmay miała ochotę go walnąć; dureń nie miał prawa się odzywać. – Chorąży… Arphan, prawda? Czy ktoś pozwolił wam przerywać, chorąży? – Admirał nie potrzebowała pomocy pepeka, by skarcić niezdyscyplinowanego młodzieńca. – Nie, sir, ale… – A więc milczeć. – Admirał spojrzała z powrotem na Esmay; kobieta poczuła się winna, że w jakiś sposób nie powstrzymała Arphana, ale spojrzenie przełożonej nie wyrażało nagany. – Podporuczniku Suiza, pani proces jako najstarszego oficera i byłego kapitana statku, który po buncie brał udział w bitwie, odbędzie się oddzielnie, choć będzie pani wzywana w celu składania zeznań w procesach podlegających pani oficerów, a oni będą zeznawać w pani procesie. Dodatkowo stanie pani przed Kapitańską Komisją Śledczą, która zbada dowodzenie przez panią Despitem w czasie bitwy. Właściwie Esmay spodziewała się tego, choć miała jednak nadzieję, że w ramach jednego dochodzenia sądowego mogą odbyć się i pozostałe. – Z powodu niezwykłych okoliczności sytuacji na Xavierze i działań podejmowanych przez komandor Serrano ustalono, że zostaniecie przetransportowani na procesy do kwatery głównej Floty oddzielnymi pojazdami. Esmay zamrugała. Nie ufają admirał Serrano z powodu jej siostrzenicy? Potem przypomniała sobie wszystkie plotki – w tej chwil ewidentnie nieprawdziwe – dotyczące Heris Serrano i jej odejścia z Floty. – Komandor Serrano oczywiście także stanie przed Komisją Śledczą i tam też będzie pani wzywana na świadka. – Esmay nie potrafiła wyobrazić sobie, kto mógłby uznać ją za użyteczne źródło informacji w tej sprawie. – Dostaniecie pozwolenie na dostęp do urządzeń komunikacyjnych w celu poinformowania waszych rodzin. Nie wolno wam natomiast komunikować się z nikim poza rodziną. W szczególności zabrania się wam pod groźbą kary omawiania tej sprawy z kimkolwiek spoza Floty, z wyjątkiem waszych obrońców. Osobiście doradzam, abyście już więcej nie omawiali tej sprawy między sobą. Będziecie podlegać uważnej obserwacji, nie zawsze przez osoby zainteresowane waszym dobrem. W centrali Floty spotkacie się z przydzielonymi wam obrońcami i będziecie mogli przygotować się do procesu. – Przez chwilę admirał przesuwała wzrokiem po zgromadzonych; Esmay miała nadzieję, że nikt nie będzie już zadawał głupich pytań, i na szczęście nikt tego nie zrobił. – Możecie odejść – oznajmiła wreszcie admirał. – Z wyjątkiem podporucznik Suizy. – Serce Esmay podskoczyło jej do gardła, a następnie przebiło sufit. Stała nieruchomo, gdy pozostali wychodzili, przyglądając się twarzy admirał w poszukiwaniu jakichś wyjaśnień. Kiedy wszyscy już wyszli, admirał westchnęła. – Proszę usiąść, poruczniku Suiza. – Esmay usiadła. – Będzie to dla pani trudny czas i chciałabym się upewnić, że pani to rozumie. A jednocześnie nie chciałabym wywoływać paniki. Niestety, nie znam pani dostatecznie, by wiedzieć, jak łatwo jest panią przerazić. Pani kartoteka oficera też nie jest tu zbyt pomocna. Esmay poczuła, jak opada jej szczęka. Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Tym razem „Tak jest, sir” wydawało się nie wystarczać. Admirał mówiła dalej, trochę wolniej, aby dać jej czas do namysłu. – Bardzo dobrze radziła sobie pani w szkole wstępnej i oceniano panią wysoko, choć nie przesadnie wysoko, w samej Akademii. Zgaduję, że nie jest pani typem osoby, która przeglądałaby własne profile psychologiczne. Czy mam rację? – Tak jest, sir – odpowiedziała Esmay. – Hmmm. A więc może pani nie wiedzieć, że napisano o pani: „ciężko pracuje, energiczna, nie jest typem przywódcy” oraz „wytrwała, kompetentna, zawsze wykonuje swoje zadania, wykazuje inicjatywę w stosunku do zadań, ale nie do ludzi, przeciętny potencjał przywódczy”. – Admirał przerwała, ale Esmay nie była w stanie niczego dodać. Tak właśnie sama o sobie myślała. – Piszą także, że jest pani nieśmiała, cicha i niewymagająca… W całym moim życiu spędzonym we Flocie, poruczniku Suiza, nie widziałam, aby osoby z tego rodzaju profilem psychologicznym – od szkoły wstępnej przez całą karierę – wykazały się tak decyzyjnym przywództwem, jak pani wykazała się na Despite. Znałam spokojnych, nie rzucających się w oczy oficerów, którzy byli dobrzy w walce, ale zawsze gdzieś tam w tle pojawiał się przynajmniej błysk nie odkrytego talentu. – To był przypadek – odpowiedziała bez chwili namysłu Esmay. – Zresztą tak naprawdę to wszystko zrobiła załoga. – Przypadki nie zdarzają się tak po prostu. Przypadki się prowokuje. Jak pani myśli, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby to podporucznik Livadhi był starszy? Esmay już się nad tym zastanawiała; po bitwie Liam i Peli byli przekonani, że wybraliby inną prędkość i wektor wejścia, ale pamiętała wyraz ich twarzy, kiedy oznajmiła im, że wracają. – Nie musi pani odpowiadać – stwierdziła admirał. – Wiem z protokołu jego przesłuchań. Wysłałby taką samą wiadomość jak pani, a potem wycofał się do kwatery głównej sektora w nadziei na znalezienie kogoś odpowiedniego. Sprowadziłby Despite’a z powrotem, i choć słusznie krytykuje pani taktykę wejścia w system, on sam pojawiłby się zbyt późno, by w czymkolwiek pomóc. – Ja… nie jestem pewna. Jest odważny… – Tu wcale nie chodzi o odwagę, i pani wie o tym. Odwaga idzie w parze z ostrożnością, a tchórzostwo może być równie pochopne, jak odwaga z kostki powieściowej. – Admirał uśmiechnęła się, a Esmay poczuła zimno. – Pani porucznik, zaskoczyła mnie pani, ale zapewniam, że reszta Floty jest jeszcze bardziej skonsternowana. Nie chodzi o to, że nie chcieliby zrobić tego samego, co pani zrobiła, tylko że oni tego nie rozumieją. Jeśli potrafiła pani przez te wszystkie lata ukrywać swoje zdolności pod tak niepozornym obrazem, co jeszcze pani ukrywa? Niektórzy nawet zasugerowali, że jest pani głęboko zakonspirowanym agentem Benignity i że wystawiła pani komandor Hearne i wznieciła bunt tylko po to, żeby dać się poznać jako bohater. – Wcale nie! – wykrzyknęła Esmay. – Ja osobiście tak nie uważam. Ale w tej chwili w Familiach Regnant mamy kryzys zaufania, i nie oszczędził on Zawodowej Służby Kosmicznej. Odkrycie, że Lepescu uczynił sport z zabijania personelu Floty, było wystarczające złe, ale ujawnienie, że trzech kapitanów zdrajców mogło zostać wysłanych do systemu w rodzaju Xaviera, podważyło zaufanie do Wywiadu Floty, i zresztą słusznie. Na zdrowy rozsądek powinna pani jak najszybciej zostać przepchnięta przez obowiązkowy sąd, a później być wielbiona jako bohater, którym pani jest. Proszę nie próbować zaprzeczać, jest pani bohaterem. Na nieszczęście dla pani okoliczności nie są sprzyjające, i spodziewam się, że razem ze swoim obrońcą spędzi pani kilka ciężkich tygodni. Nie mogę nic w tej sprawie zrobić; w tej chwili moje wpływy mogłyby pani wyłącznie zaszkodzić. – Nie ma problemu – powiedziała Esmay. Nie było to do końca prawdą, ale rozumiała, że admirał Serrano nie jest w stanie zmienić realiów. Nauczyła się tego, dorastając jako córka starszego oficera. Władza zawsze napotykała na ograniczenia, a walenie w nie głową mogło zaszkodzić wyłącznie głowie. Admirał wciąż bacznie jej się przyglądała. – Chciałabym lepiej poznać warunki, w jakich pani się wychowywała. Nawet nie jestem w stanie stwierdzić, czy w tej chwili jest pani zadowolona z siebie, rozsądnie ostrożna czy przerażona… Mogłaby mnie pani oświecić? – Oszołomiona – odpowiedziała szczerze Esmay. – Z pewnością nie jestem zadowolona z siebie. Wiem, że młodsi oficerowie, którzy są zamieszani w bunt, niezależnie od wyroku sądu na zawsze mają ślad w aktach. Ale czy jestem rozsądnie ostrożna, czy przerażona – tego nawet ja sama nie wiem. – W takim razie gdzie rozwinęła pani ten rodzaj samokontroli, jeśli można spytać? Zazwyczaj nasi rekruci z kolonialnych planet są aż zbyt otwarci. W słowach admirał brzmiało szczere zainteresowanie; Esmay zastanawiała się, czy tak jest faktycznie i czy odważy się jej to wyjaśnić. – Pani admirał wie o moim ojcu? – zaczęła. – Jeden z czterech komendantów regionalnych na Altiplano; zakładam, że w związku z tym wyrastała pani w środowisku wojskowych. Ale większość milicji planetarnych jest mniej… sformalizowana… niż my. – To zaczęło się od Papy Stefana – wyjaśniła Esmay. Nie była tak do końca pewna, czy faktycznie wtedy, bo w jaki sposób Papa Stefan zdobyłby doświadczenie, które potem przekazywał dalej? – To nie jest tak jak we Flocie, ale istnieje u nas dziedziczna klasa wojskowa… przynajmniej w głównych rodzinach. – Ale z pani akt wynika, że wychowywała się pani na jakiejś farmie. – Estanzie. To… coś więcej niż farma. I to dość duża. – Nawet Esmay nie wiedziała, ile hektarów zajmowała główna posiadłość. – Papa Stefan nalegał, żeby wszystkie dzieci przeszły szkolenie wojskowe. – Ale nie wszystkie tradycje wojskowe cenią całkowitą kontrolę emocji i wyrazu twarzy – skomentowała admirał. – Rozumiem, że ta pani tak. – W dużym stopniu – potwierdziła Esmay. Nie mogła wyjaśnić swojej awersji do niepotrzebnego zdradzania emocji bez wchodzenia w cały rodzinny galimatias, Berthola, Sanni i całą resztę. Z pewnością Papa Stefan i jej ojciec cenili samokontrolę, ale nie w takim stopniu, w jakim ona ją rozwinęła. – Cóż… Chciałabym powiedzieć, że w tej sprawie ma pani moje najlepsze życzenia – powiedziała admirał i uśmiechnęła się ciepło i szczerze. – W końcu ocaliła pani moją ulubioną siostrzenicę, komandor Serrano, i nie zapomnę o tym, niezależnie od wszystkiego. Będę śledziła pani karierę, poruczniku; podejrzewam, że ma pani większy potencjał niż się pani samej wydaje. |