powrót do indeksunastępna strona

nr 3 (XLV)
kwiecień 2005

 Być bohaterem
Elizabeth Moon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział trzeci
Esmay miała czas, aby medytować nad tymi słowami, gdy dział prawny Floty oddzielił ją od pozostałych młodszych oficerów, umieścił na pokładzie kurierskiego eskortowca i ściągnął do kwatery głównej całe osiem dni przed przybyciem pozostałych. Tutaj poznała swojego obrońcę, łysiejącego majora w średnim wieku, który wyglądał bardziej jak biurokrata niż oficer. Jego niewielki brzuszek wskazywał, że unika ćwiczeń, z wyjątkiem kilku ostatnich tygodni przez corocznymi testami sprawnościowymi.
– Znacznie rozsądniej byłoby powiązać te wszystkie sprawy razem – marudził major Chapin, zaglądając do kartoteki Esmay. – Zaczynając od końca, jest pani bohaterką Xaviera; ocaliła pani planetę, układ i tyłek siostrzenicy pani admirał. Niestety…
– Już mi to wyjaśniono – przerwała mu Esmay.
– Dobrze. Przynajmniej nie brakuje żadnych dokumentów. Będziemy musieli przygotować się osobno do przesłuchania przed Kapitańską Komisją Śledczą i do każdego z trzech głównych oskarżeń w sądzie wojennym. Mam nadzieję, że ma pani spokojny umysł…
– Tak mi się wydaje.
– To dobrze. Na czas procesu darujmy sobie protokół wojskowy, jeśli to możliwe. Będę zwracał się do ciebie Esmay, a ty mów do mnie Fred, bo mamy zbyt wiele pracy, żeby spowalniały nas formalności. Dobrze?
– Tak jest, sir… Fred.
– Dobrze. Teraz powiedz mi wszystko to, co powiedziałaś śledczym, a potem wszystko to, czego im nie powiedziałaś. Opowiedz mi też całą historię twojego życia. Nie będę wiedział, co jest przydatne, dopóki tego nie usłyszę.
W ciągu kilku następnych dni Esmay przekonała się, że major Chapin mówił zupełnie poważnie. Stwierdziła też, że jest jej coraz łatwiej do niego mówić, a to nieco ją niepokoiło. W końcu nie jest dzieckiem, które szukając pocieszenia, może rzucać się na każdego życzliwego dorosłego. Wspomniała mu nawet o koszmarach, tych związanych z Xavierem.
– Możesz wziąć pod uwagę sesję psychoterapeutyczną – powiedział – jeśli to cię tak bardzo martwi.
– Teraz to już przeszło. Tylko przez te kilka pierwszych dni po…
– Dla mnie to jest całkowicie naturalne. Jeśli śpisz dostatecznie dobrze… lepiej, żebyś teraz nie zgłaszała się do psychiatrów, ponieważ mogłoby to sprawiać wrażenie, że chcesz bronić się psychiczną niedyspozycją.
– Och.
– Ale jeśli tylko jest ci to potrzebne…
– Nie jest – oświadczyła zdecydowanie Esmay.
– To dobrze. A wracając do tych kradzieży z szafek załogi, o których mówiłaś…
• • •
Okoliczności sprzysięgły się, żeby przesunąć datę rozprawy sądu wojennego, więc najpierw zebrała się Kapitańska Komisja Śledcza. Major Chapin też na to narzekał.
– Przed Komisją Śledczą nie towarzyszy ci obrońca, więc będziesz musiała sama pamiętać o tym wszystkim, o czym rozmawialiśmy. Zawsze możesz poprosić o krótką przerwę i przyjść do mnie, aby się poradzić, ale to sprawia złe wrażenie. Niech to szlag, chciałem, żebyś nabrała jakiegoś doświadczenia, zanim staniesz przed nimi sama.
– Nic na to nie poradzimy – stwierdziła Esmay. Obrońca spojrzał na nią lekko zaskoczony, co niemal ją zirytowało. Czy spodziewał się, że będzie narzekać w sytuacji, kiedy to nic nie pomoże? Bezsensownie marudzić, i to jemu?
– Cieszę się, że tak do tego podchodzisz. No dobrze, jeśli nie podniosą sprawy uszkodzenia komputera nawigacyjnego, masz dwie możliwości… – Ta ich sesja ciągnęła się godzinami, aż Esmay doszła do wniosku, że rozumie linię obrony Chapina.
Rankiem tego dnia, w którym zaczęło się przesłuchanie przed Komisją, Chapin odprowadził ją aż do budynku i obiecał, że będzie czekał w korytarzu na wypadek, gdyby potrzebowała jego pomocy.
– Uszy do góry, poruczniku – powiedział, gdy otwarły się drzwi. – Niech pani pamięta, że wygrała pani bitwę i nie straciła statku.
• • •
Komisja Śledcza nie zastosowała taryfy ulgowej z powodu niezwykłych okoliczności, które zmusiły Esmay do przejęcia dowodzenia na Despite. Przynajmniej takie miała wrażenie na podstawie zadawanych jej pytań. Jeśli pepek dowodzi statkiem w trakcie bitwy, lepiej, żeby wiedział, co robi, dlatego wyłapali każdy popełniony przez nią błąd.
Czemu nie przygotowała się na objęcie dowodzenia, zanim jeszcze starszy oficer zginął od ran? Z pewnością można by było szybciej opanować ten bałagan na mostku. Esmay przypomniała sobie stan paniki, w jakim działała, potrzebę zabezpieczenia dosłownie każdego pomieszczenia i sprawdzenia wszystkich członków załogi; nadal uważała, że miała na głowie ważniejsze sprawy niż ścieranie krwi z kapitańskiego fotela. Nie powiedziała tego, ale wyliczyła inne problemy, które zdawały jej się bardziej naglące. Przewodniczący Komisji, jednogwiazdkowy admirał o kamiennej twarzy, o którym Esmay nigdy nie słyszała niczego dobrego ani złego, zacisnął tylko usta; z jego miny nie była w stanie niczego wyczytać.
W takim razie czemu po przejęciu dowodzenia postanowiła wkraść się w jeden system – wszyscy zgadzali się, że był to właściwy ruch, biorąc pod uwagę to, co tam znalazła – a potem z pełną prędkością wróciła do Xaviera, skoro miała podstawy sądzić, że wrogie siły zastawiły pułapkę? Czy nie zdawała sobie sprawy, że bardziej fachowe zaminowanie korytarza wyjściowego punktu skokowego mogłoby doprowadzić do tego, że jej misja stałaby się samobójcza? Esmay nie miała zamiaru spierać się co do sensowności swojej decyzji; kierował nią instynkt, a nie rozsądek, a instynkt znacznie częściej zabija niż ratuje.
I dlaczego nie pomyślała wcześniej o mikroskoku do wyhamowania rozpędu, skoro mogła w ten sposób uratować dwa statki, a nie tylko jeden? Esmay opowiedziała o komputerze nawigacyjnym i potrzebie przemontowania sterującego chipa z jednego z urządzeń kontroli rakiet. Przesłuchanie ciągnęło się godzina za godziną. Członkowie Komisji sprawiali wrażenie znacznie mniej zainteresowanych – a właściwie nawet wcale – tym, w jaki sposób Despite zniszczył okręt flagowy wroga, niż jej błędami. Komisja odtworzyła materiały podglądu, wskazała na rozbieżności, pouczyła ją, a kiedy wreszcie to się skończyło, Esmay czuła się tak, jakby gotowano ją tak długo, aż jej kości rozpuściły się w zupie.
Major Chapin, który czekał na nią w korytarzu, gdzie miał na ekranie podgląd przesłuchania, podał jej szklankę wody.
– Pewnie mi nie uwierzysz, ale biorąc pod uwagę okoliczności, spisałaś się naprawdę doskonale.
– Nie wydaje mi się. – Major Chapin przyglądał się jej, aż opróżniła szklankę.
– Poruczniku, wiem, że jest pani zmęczona i pewnie czuje się tak, jakby przeciągnięto panią przez wyciągarkę do drutu, ale proszę mnie wysłuchać. Komisja Śledcza musi wyczerpywać. Taka jest jej rola. Stała pani tam i mówiła prawdę; nie dała się pani wyprowadzić z równowagi, nie zalała ich pani słowami, nie próbowała się tłumaczyć. Doskonale poradziła sobie pani z kwestią awarii komputera nawigacyjnego; przedstawiła im pani fakty, i to wszystko. Pozwoliła pani Timmy’emu Warndstadtowi maglować panią, a mimo to wciąż odpowiadała pani uprzejmie na głupie pytania. Pracowałem z bardzo doświadczonymi oficerami, którzy w takiej sytuacji radzili sobie o wiele gorzej.
– Naprawdę? – Nie była pewna, czy to, co czuła, to nadzieja, czy po prostu zdumienie, że ktoś mógł uznać za właściwe to, co zrobiła.
– Naprawdę. Proszę także pamiętać, co powiedziałem na początku: nie straciła pani statku i wykonała decydujący ruch w bitwie. Nie mogą tego pominąć, nawet jeśli uważają, że był to ślepy traf. A po przesłuchaniu pani takie myślenie jest znacznie mniej prawdopodobne. Szkoda, że nie pytali o więcej szczegółów, ale miała pani rację, nie przedstawiając ich, bo wyglądałoby to na tłumaczenie się… Irytuje mnie, kiedy ignorują akta. Wszystko tam wyłożyłem, mogli to przynajmniej przeczytać i zadać właściwe pytania. Oczywiście, że będą negatywne komentarze; zawsze jakieś są, jeśli coś dotrze aż do Komisji. Ale wiedzą – niezależnie od tego, czy zechcą się do tego przyznać – że doskonale się pani spisała jak na młodego oficera po raz pierwszy biorącego udział w bitwie.
Otwarły się drzwi i Esmay musiała wrócić na salę. Zajęła z powrotem swoje miejsce przed stołem, za którym zasiadało pięciu oficerów.
– To skomplikowana sprawa – odezwał się admirał Warndstadt – dlatego wyrok także jest skomplikowany. Poruczniku Suiza, Komisja uznała, że sposób, w jaki kierowała pani Despitem od chwili objęcia dowództwa po tym, jak Dovir został ranny, do pani… pochopnego… powrotu do Xaviera mieści się w standardach wymaganych od kapitana Floty. – Esmay poczuła pierwszy promyk nadziei, że może jednak nie zostanie wyrzucona tuż przez uwięzieniem jej przez sąd wojenny.
Admirał Warndstadt mówił dalej, tym razem czytając z notatek.
– Niestety pani decyzje taktyczne po powrocie do systemu Xaviera zostały uznane za poniżej standardów. Komisja wzięła w swojej ocenie pod uwagę, że były to pani pierwsze doświadczenia bojowe i że pierwszy raz dowodziła pani statkiem. Mimo wszystko Komisja zaleca, aby nie obejmowała pani dowództwa okrętu Zawodowych Sił Kosmicznych do czasu, aż wykaże pani w sytuacjach bojowych poziom taktycznej i operacyjnej kompetencji wymagany od dowódców okrętów. – Esmay pokiwała głową. Tak jak mówił Chapin, nie mogli pominąć milczeniem jej błędów. Tego rodzaju Komisje istnieją po to, by uświadamiać kapitanom, że szczęście, nawet wielkie, nie może zastąpić kompetencji.
Warndstadt znów na nią spojrzał i tym razem kącik jego wąskich ust był lekko wykrzywiony; z trudem można by to nazwać uśmiechem.
– Z drugiej strony Komisja zauważyła, że pani nieortodoksyjne manewry umożliwiły pokonanie wrogiego okrętu o znacząco większej sile ognia i masie oraz obronę Xaviera. Zdaje się pani w pełni świadoma swoich ograniczeń jako dowódcy okrętu bojowego. Komisja uważa, że pani charakter i postawa kwalifikują panią do zajmowania w przyszłości stanowisk dowódczych, pod warunkiem, że najpierw uzyska pani wymagane doświadczenie. I tak niewielu podporuczników dowodzi czymś większym niż prom, w związku z czym opinia Komisji powinna dać pani czas na rozwinięcie pani potencjału. Gdyby chciała pani składać apelację, kompletny transkrypt opinii Komisji zostanie przekazany pani i obrońcy.
Musiałaby chyba oszaleć, żeby się odwoływać; nie mogła liczyć na lepszy wyrok.
– Tak jest, sir – odpowiedziała. – Dziękuję, sir. – Przebrnęła przez resztę rytuału polegającego na złożeniu koniecznych podziękowań każdemu z członków Komisji bez pełnej świadomości tego, co mówi. Najchętniej rzuciłaby się do łóżka i spała przez miesiąc… ale za trzy dni miał się zacząć sąd wojenny. W tym czasie musiała nagrać swoje zeznania dla potrzeb pozostałych procesów, w tym procesu komandor Serrano.
– To wszystko jest dziwne – skomentował Chapin, któremu z zasady nie podobało się coś takiego. – Mieli problemy, żeby znaleźć dość oficerów, aby wszystkie te komisje i rozprawy odbywały się równocześnie, brakuje im też miejsca. Uznali, że w niektórych sprawach mogą im wystarczyć nagrania twoich zeznań. Przy odrobinie szczęścia nie będziesz musiała w ogóle pojawić się na żadnej z rozpraw… a w każdym razie z pewnością nie będą mogli wyciągnąć cię z twojego własnego procesu tylko po to, żebyś odpowiedziała na pytanie czy dwa w sprawie jakiegoś innego pepeka. W tej chwili jesteś przez to bardziej obciążona, ale za to twoja obrona będzie łatwiejsza.
– Łatwiejsza?
– W zasadzie tak. Byłaś konspiratorem planującym wszczęcie buntu? Nie. Byłaś zdrajczynią na żołdzie obcej potęgi? Nie. To proste. Spodziewam się, że będą zadawać najbardziej bezsensowne pytania, jakie tylko przyjdą im do głowy, tylko po to, żeby zrobić dobre wrażenie, i na wypadek, gdyby przesłuchujący cię po raz pierwszy coś pominęli… Ale dla mnie jest jasne, tak samo jak powinno być jasne dla nich, że byłaś zwykłym podporucznikiem, który zareagował na rozwijającą się sytuację – na szczęście w najlepszym interesie zarówno Floty, jak i Familii Regnant. Jedyny problem, jaki widzę… – Przerwał i przyjrzał się jej uważnie.
– Tak? – zapytała w końcu Esmay, kiedy zbyt długo wpatrywał się w nią.
– Trudno będzie przedstawić cię jako zwykłego podporucznika – choć twoje profile psychologiczne lokują cię dokładnie pośrodku twojej klasy – skoro stałaś się niezwykłą najmłodszą kapitan, jaka kiedykolwiek zniszczyła ciężki krążownik Benignity. Będą chcieli wiedzieć, czemu ukrywałaś swoje zdolności… i jak ci się to udało. Czemu odmawiałaś Flocie prawa do korzystania z twojego talentu.
– To samo powiedziała admirał Serrano. – Esmay zmusiła się do wyprostowania ramion; miała ochotę zwinąć się w kulkę.
– I co jej odpowiedziałaś?
– Nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie wiem. Nie wiedziałam, że to potrafię, do chwili, kiedy to zrobiłam, i wciąż jeszcze mnie samej trudno w to uwierzyć.
– Cóż za skromność. – Coś w jego tonie zmroziło ją. – Jestem twoim obrońcą, i co więcej, prawnikiem o wieloletnim doświadczeniu. Prowadziłem cywilną praktykę i byłem w rezerwie, zanim przeszedłem na pełny etat do Floty. Możesz oszukiwać samą siebie, młoda damo, ale nie mnie. Zrobiłaś to, co zrobiłaś, ponieważ masz wyjątkowe zdolności. Część z nich ujawniła się na egzaminach wstępnych i umożliwiła ci przyjęcie do Floty. Czy może już o nich zapomniałaś?
Tak było. Odrzuciła je jako artefakt, kiedy jej stopnie w szkole wstępnej Floty tylko nieznacznie przekraczały średnią.
– Jestem przekonany – mówił dalej Chapin – że nie ukrywałaś swoich talentów z żadnej oczywistej przyczyny – w rodzaju bycia agentem Benignity – ale jednak je ukrywałaś. Unikałaś specjalizacji dowódczej, jakby była najeżona kolcami. Ściągnąłem twoją kartotekę ze szkoły wstępnej i rozmawiałem z instruktorami z Akademii. Wszyscy zgodnie stwierdzają teraz, że nie rozumieją, jak mogli nie zauważyć i nie rozwijać tak oczywistego talentu dowódczego…
– Ale popełniłam błędy – wtrąciła Esmay. Miała wielkie szczęście, niezwykłych podoficerów, którzy wykonali większość pracy… Podczas gdy wyrzucała to z siebie jak z karabinu, Chapin przyglądał się jej ze sceptycznym wyrazem twarzy.
– To na nic – oznajmił w końcu. – Dla twojego własnego dobra, poruczniku Suiza… – Zesztywniała; nie nazywał jej tak od pierwszego dnia. – Dla twojego dobra – powtórzył łagodniej – musisz pogodzić się z tym, kim jesteś, musisz przyznać, ile z tego, co się wydarzyło, było twoją zasługą. Twoje bardzo trafne decyzje… twoja umiejętność przejęcia odpowiedzialności i wydobycia wszystkiego z ludzi, którymi dowodziłaś. To nie był przypadek. Niezależnie od tego, czy sąd będzie to rozgrzebywał, czy nie, ty musisz. Jeśli naprawdę nie wiedziałaś, do czego jesteś zdolna, jeśli nie zdawałaś sobie sprawy, że posiadasz takie umiejętności, to musisz odkryć, z jakiego powodu je ukrywałaś. W przeciwnym wypadku reszta twojego życia będzie jednym wielkim ciągiem katastrof. – Zanim zdążyła się odezwać, szybko wycelował w nią palec. – Po tym wszystkim, co się stało, nie możesz być teraz tylko jeszcze jednym zwykłym podporucznikiem. Cokolwiek ogłosi sąd, rzeczywistość już zdecydowała. Jesteś wyjątkowa. Ludzie będą od ciebie więcej oczekiwać, i lepiej, żebyś nauczyła się radzić sobie z tym.
Esmay z wysiłkiem zachowywała spokój. Część jej umysłu dziwiła się, dlaczego tak trudno jest jej uwierzyć w swoje talenty, jednak większa część skupiała się na potrzebie kontrolowania jej emocji.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

18
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.