powrót do indeksunastępna strona

nr 5 (XLVII)
czerwiec 2005

 Garion, czyli z powrotem i tam
David Eddings ‹Gambit magika›
Każdy twórca rozbudowanego świata fantasy prędzej czy później staje przed zasadniczym problemem – jak zmusić bohaterów do odwiedzenia wszystkich wymyślonych przez siebie krain. Stosowane są rozwiązania prymitywne, w postaci sequeli i prequeli, oraz bardziej finezyjne i korzystniejsze dla fabuły – rozdzielanie drużyn i tworzenie pobocznych wątków. Na tym tle wyjątkowo oryginalnie zaprezentował się David Eddings, który w „Gambicie magika”, trzecim tomie „Belgariady”, kazał swoim bohaterom… zawrócić.
Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Rzecz jasna trasa powrotna nie pokrywa się z przemierzoną w „Królowej magii”, lecz biegnie na wschód od niej. Pozwala to bohaterom, poprzez Maragor i Dolinę Aldura, dotrzeć do Ulgolandu, skąd – pozyskawszy dla drużyny kolejnego członka, a pozostawiwszy dwoje innych – wyruszają do Cthol Murgos. Tam ich celem stanie się tytułowy magik, Ctuchik, w którego rękach znalazł się skradziony Klejnot Aldura. Jak łatwo zgadnąć, trwająca już trzeci tom wyprawa da wreszcie pierwszy wymierny efekt.
Niestety, wypełniająca większą część tomu wyprawa „z powrotem” osłabia – mimo deklaracji bohaterów – wrażenie celowości fabuły. Zagubiona zostaje tym samym elegancka wyrazistość konstrukcji poprzedniej części – dominuje poczucie tymczasowości, a zagrożenia sprawiają wrażenie pozornych. Jedyną nagrodą dla czytelnika jest stopniowe odkrywanie istoty pomysłu, który zapewne popchnął Eddingsa do napisania „Belgariady” – koncepcji wojny proroctw.
Coraz wyraźniej widać też w „Gambicie” element nietypowy dla fantasy. Zwykle oskarża się ten gatunek o pasywność bohaterów, którzy poddają się wydarzeniom i manipulacjom wrogich im sił, tymczasem w „Belgariadzie” to właśnie „zło” jest pasywne. I choć przeciwnik jest dość dobrze określony, to jedynie jako naród: Murgowie. Pojawiają się oni jako tropiące drużynę oddziały, z pomocą Grolimów nasyłają na Belgaratha i jego kompanów różnorakie potwory, ale w gruncie rzeczy są zwyczajnym przeciwnikiem. Nie idzie w ślad za nimi groza i przerażenie, towarzyszące zwykle czarnym charakterom fantasy.
Asharak, Brill, Ctuchik – ostatecznie także nie okazują się wielkim zagrożeniem. Taur Urgas i Zedar są natomiast o wiele bardziej bierni od bohaterów cyklu. Nawet pokonany bóg Torak nie wydaje się stanowić głównego niebezpieczeństwa, bowiem siła, przeciw której staje Garion ma swe źródło w naturze świata, w pęknięciu, które zaowocowało dwoma równoległymi przeznaczeniami i zwiastującymi je proroctwami. Celem więc nie jest, jak to zwykle bywa, „zdobyć i pokonać”, ale dążyć do urzeczywistnienia tego proroctwa, które zapewni światu pokój i stabilizację.
Trzeba Eddingsowi przyznać, że jest to pomysł ciekawy, ale niebezpieczny. Póki zdecydowanie i szybko prowadził swych bohaterów do przodu, fabuła na tym nie cierpiała. Jednak brak wyrazistego antagonisty w obliczu zatrzymania głównego toru akcji, okazał się dla „Gambitu” zbyt wielkim ciosem. W efekcie, trzeci tom „Belgariady” nie przynosi czytelnikowi satysfakcji, a jeśli już, to najwyżej połowiczną. Dzięki odkryciu istoty konfliktu stanowiącego oś cyklu – i dzięki temu, że jest to konflikt niebanalny – trzeba postawić „Gambit magika” przed „Pionkiem proroctwa”, jako książkę bardziej oryginalną i pomysłową. Ze względu na problemy z prowadzeniem fabuły, osłabienie napięcia, wrażenie pozorności – nie może on się jednak równać z „Królową magii”.
Cóż zatem począć, w środku cyklu, z książką, która nie przynosi wielkich emocji, a którą i tak trzeba przeczytać, jeśli się chce „Belgariadę” poznać? To, co zawsze przy lekturze Eddingsa jest miłą, choć uboczną, rozrywką: śledzić warsztat autora. „Królowa magii” była znakomitym przykładem budowania niezłej fabuły z prostych elementów. „Gambit magika” pozwala obserwować wysiłek – nie do końca udany – ratowania fabuły słabej.
Niewątpliwie najciekawsza jest próba przerzucenia ciężaru narracji na Ce’Nedrę i powrotu do oparcia opowieści na „dziwieniu się światu”. Garion urósł w siłę, coraz więcej wie i rozumie – a tym samym zmusza autora do zbyt szybkiego odkrywania kart. Tolnedrańska księżniczka, która wie niewiele, a rozumie jeszcze mniej, była tu pokusą nie do odparcia, lecz dobrze się stało, że po kilku rozdziałach autor zarzucił ten pomysł – półmetek cyklu powinien zacząć przynosić odpowiedzi, nie kolejne pytania. Innym elementem godnym uwagi jest postać Relga, fanatyka z Ulgolandu. Dołączenie go do drużyny pozwala Eddingsowi uzyskać nieco szerszą paletę relacji pomiędzy swoimi bohaterami i wprowadzić trochę zamieszania w ustalony schemat zachowań.
Wszystko to jest jednak ciekawe na poziomie analizy, nie lektury – działania autora nie mają większego przełożenia na atrakcyjność fabuły. Pomimo wszelkich zabiegów „Gambit magika” tkwi na poziomie przeciętności i nic nie jest w stanie stamtąd go wydobyć. W poprzednim tomie cyklu Eddings pokazał, jak napisać niezłą książkę bez ujawniania, że ma się jakikolwiek pomysł. Tym razem udowadnia, że dobry pomysł nie wystarczy, by obronić źle skonstruowaną fabułę. Kto jak kto, ale autor fantasy powinien wiedzieć, że aby iść „z powrotem” trzeba najpierw dotrzeć „tam” i przynajmniej pokonać jakiegoś smoka.



Tytuł: Gambit magika
Tytuł oryginalny: Magician’s Gambit
Autor: David Eddings
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Cykl: Belgariada
ISBN: 83-7337-942-8
Format: 280s. 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 3 lutego 2005
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.