Tragedia Holocaustu doczekała się niezliczonej liczby literackich i książkowych wariantów. O Zagładzie opowiadano w sposób szokujący, pokazując całe jej okrucieństwo i brutalność. Aharon Appelfeld w powieści „Badenheim 1939” zaskakuje czytelnika w sposób dość niepowszedni.  |  | ‹Badenheim 1939›
|
Mało jest książek, które do tego stopnia działają na wyobraźnię czytelnika. Appelfeld – nagradzany pisarz izraelski – kończy swoją historię, zanim jeszcze nastąpi jej punkt kulminacyjny, a czytelnik rozstaje się z bohaterami, zanim historia wyciągnie po nich swoje ręce. Nikt nie ginie, nie ma okrucieństwa wojny, krwi, obozów, komór gazowych ani dosłowności. I tak będzie jeszcze przez chwilę, bo ta opowieść nie kończy się wraz z ostatnim zdaniem, które stanowi samo w sobie przykład tragicznej ironii. Tragedią jest to, co na temat najbardziej prawdopodobnych losów postaci opisanych w „Badenheim 1939” wie czytelnik, który zostaje sam z niepokojącymi domniemaniami na temat kolei życia nieświadomych przyszłości żydowskich kuracjuszy z modnej podwiedeńskiej miejscowości. To miał być kolejny sezon wypoczynkowy. Podobny w swoich drobnych rytuałach do każdego z poprzednich sezonów. Taki sam jak wszystkie te, w których nadejście nikt nie miał powodu wątpić. Te same twarze gości i mieszkańców, ci sami muzycy (którzy byli problemem dla swojego pracodawcy niemalże od zawsze), te same rozrywki, tradycyjnie już pyszne ciastka z truskawkami, atrakcyjny basen… Był rok 1939. Kto miał kiedyś pamiętać akurat to lato? Miał to być rok jak inne przed nim i po nim – w podobnym duchu przeżywali go bohaterowie „Kroniki wypadków miłosnych” Tadeusza Konwickiego. Zapowiadał się zupełnie przeciętnie. Nikt z klientów i kuracjuszy nie mógł przypuszczać, że nie dane mu będzie już nigdy powrócić (czytelnik domyśla się, że żadne z nich powrócić nie mogło, a nieokreśloność końca napawać go może melancholią i zadumą nad nietrwałością rzeczy). Kto bawi w Badenheim? Żydowskie mieszczaństwo: zajęty pracą nad kolejną książką profesor Fussholt wraz ze swoją małżonką, adorujący gimnazjalistkę starszy pan, zbiegła z sanatorium kuracjuszka. Raczej zamożni i mniej lub bardziej zadowoleni ludzie. Pierwszą skazą na ustalonym porządku życia w Badenheim są rozmaite niepokojące pogłoski, obowiązek rejestracji ludności żydowskiej, potem zamknięcie miejscowości. Drobne braki zaopatrzeniowe przeradzające się w coraz poważniejsze problemy stanowią jedynie tło dla psychologicznych obserwacji. Potem pozostaje już tylko snucie planów – bo przecież w tej Polsce, z której większość z nich pochodzi, nie może być źle, przecież wszystko jeszcze się ułoży, będą pracować i żyć w innym miejscu. Nic strasznego, prawda? „Badenheim 1939” jest w pewnym stopniu wariacją na temat „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna – nie sposób uniknąć skojarzeń między dwoma uzdrowiskami, na których tle przedstawione zostały społeczeństwa w przededniu wojen. Różne są jednak i wojny, i społeczeństwo – u Manna to cała Europa przed I Wojną Światową, u Appelfelda jedynie wąski (także objętościowo) wycinek przed kolejną katastrofą. W porównaniu z klasyczną powieścią Manna, „Badenheim 1939” to jedynie drobiażdżek. Oniryczny charakter i niezwykły zamysł autora sprawiają jednak, że zapada on w pamięć i robi prawdziwie wstrząsające wrażenie.
Tytuł: Badenheim 1939 Tytuł oryginalny: Badenheim 1939 Autor: Aharon Appelfeld Tłumaczenie: Henryk Szafir ISBN: 83-89291-46-0 Format: 168s. 125×195mm Cena: 24,90 Data wydania: 1 kwietnia 2004 Ekstrakt: 80% |