Czy może być coś bardziej irytującego niż poezja Vogonów? Ilu Amiszów czytało „Autostopem przez galaktykę"? Czy zdanie Konrada Wągrowskiego się liczy? Czy Sztybor wkurwi krowę, a Dobry dostanie zadyszki? W dzisiejszym odcinku: „Autostopem przez galaktykę”. Piotr Dobry ocenił film na 60%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 80%.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Co dwa tygodnie Dobry i Sztybor prowadzą dialog. Zazwyczaj rozmowa tyczy filmów. Różnych filmów. Z Europy i Azji. Z ogromnych wytwórni hollywoodzkich i malutkich siedlisk niezależności. Z początków kinematografii i aktualnych repertuarów. Z rąk uznanych reżyserów i raczkujących artystów. Z białymi uczniakami gwałcącymi szarlotki i czarnymi buntownikami grającymi w kosza. Z Rutgerem Hauerem i bez niego. |  |
Bartosz Sztybor: Wybrałem „Autostopem przez galaktykę”, bo po seansie nowa trylogia Lucasa straciła w moich oczach. Zobaczyłem, że można zrobić efektowny film bez nadmiaru efektów. A poza tym wiem, że na słowo „science-fiction” i angielski akcent reagujesz wymiocinami. Smakowało? Piotr Dobry: „Science-fiction” to dwa słowa. A poza tym nieprawda. To, że na dźwięk hasła „Star Wars” nie reaguję białą gorączką, jeszcze nie czyni ze mnie przeciwnika SF. Jak śpiewa AbraDab: „Lubię dobre”. A „Autostopem przez galaktykę” smakowało średnio. BS: AbraDab śpiewa też: „to cię zarazi i nic nie poradzisz”. Odnośnie sci-fi, to kłóciłbym się, czy na pewno są to dwa słowa. No ale do rzeczy – z czego wyniknęły lekkie niestrawności? PD: Wiesz, że wyraz „dull” można przetłumaczyć na polski na ponad 30 sposobów? I jeśli miałbym króciutko podsumować „Autostopem…”, właśnie „dull” przychodzi mi w pierwszej kolejności na myśl. Przytępiający, mętny, nieożywiony, ospały, ciężki, niezabawny etc. Taki niestety, mimo wielu niewątpliwych zalet, jest ten film. BS: A wiesz, że żydowskie słowo „kvetsh” ma tylko jeden polski odpowiednik? I jeśli miałbym podsumować krótko Twoje zachowanie, to nazwałbym Cię właśnie „kvetsh”, czyli narzekacz. PD: Ja nie narzekam, ja stwierdzam fakt. I faktem jest też, że ten film ma u nas dobrą prasę, bo to ekranizacja Adamsa, nie Grishama. A udany nie jest – jest zamulający i kompletnie wyprany z jakichkolwiek emocji. Mimo genialnych patentów, świetnych aktorów, mistrzowskiej scenografii i kostiumów. BS: Jakoś „Nienasycenie” miało złą prasę, a przecież Witkacy. No ale w końcu osoba, dla której szczytem emocji jest kosa w sztucznym brzuchu Angeliny Jolie, musi szukać teorii spiskowych. Jak oglądasz do znudzenia serię o „Benny Hillu”, to film, w którym nie biegają do śmiesznej muzyczki, może wydać się zamulający. PD: Z tym, że już literackie „Nienasycenie” było gówniane (heh), a „Autostopem przez galaktykę” to obiekt kultu. Daleki jestem od teorii spiskowych, ten film się po prostu nie klei w spójną, interesującą całość. Twórcy fundują nam pokaz slajdów z twórczości Adamsa – co z tego, że to twórczość natchniona, skoro na język filmu przełożona bez wdzięku. W wielu momentach robimy „WOW”, ale to „WOW” jest hołdem dla Adamsa, nie reżysera czy scenarzysty. Takie samo „WOW” byśmy robili, gdyby Maciej Stuhr czytał nam najlepsze fragmenty. A może nawet większe, bo wtedy działałaby jeszcze wyobraźnia. Bez wątpienia największą zaletą powstania tego filmu jest fakt, że seans gorąco zachęca tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, do sięgnięcia po książki Adamsa. I nie rozumiem, o co Ci chodzi z tym „Benny Hillem”. Tak, bawił mnie jak miałem 10 lat i nie widzę tu powodu do wstydu. Wtedy bawił mnie też de Funes i numer ze skórką od banana. Więc jeśli miała to być ironia, to niestety szyta włóczką, jak ktoś napisał w którejś z esensyjnych recenzji…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
BS: Nie wiem, czy twórcy fundują nam pokaz slajdów i czy twórczość ta została przełożona bez wdzięku, bo książki nie czytałem. I chyba nie tylko ja, prawda Piotr? Trochę żeś się zaplątał z tymi „WOW”. Wcześniej powiedziałeś, że wizualnie film jest naprawdę porządny (scenografia, patenty), ale zamulający – tutaj chyba chodzi o sferę fabularną (scenarzyści, reżyser). Więc dlaczego „WOW” ma być hołdem dla Adamsa? Gdyby Stuhr to czytał, nadal byłoby (według Ciebie) zamulające, a nie dałoby się przecież podziwiać dzieł sztuki Jima Hensona i spółki. O tych świetnych patentach też należałoby zapomnieć. PD: Prawda, książkę tylko przeglądałem, na razie mnie nie stać. Dlaczego „WOW” ma być hołdem dla Adamsa? Bo te genialne patenty wyszły od niego, to chyba oczywiste… Kolesie od Hensona pięknie te patenty pokazali, ale w końcu są kolesiami od Hensona, nie? A gdyby Stuhr to czytał, nie byłoby zamulające, bo czytałby „czystego” Adamsa, a tu jeszcze jakiś Kirkpatrick poprawiał jego autorski scenariusz. I wydaje mi się, przy całym szacunku dla kolesiów od Hensona, że główną siłą książek Adamsa jest jednak nie wykreowany świat, a własny pisarski styl i jedyne w swoim rodzaju teorie, nomen omen, spiskowe. Bo teza, że Ziemią rządzą białe myszy, zrobiła na mnie jednak dużo większe wrażenie niż kostiumy Vogonów. A same białe myszy, nawet podrasowane przez speców od F/X-u, wrażenia nie zrobiły wcale. BS: To dlaczego mówisz o filmie jako „przytępiającym, mętnym, nieożywionym, ospałym, ciężkim, niezabawnym”, aby za chwilę brutalnie dobić swoje późniejsze tezy „genialnych patentów, świetnych aktorów, mistrzowskiej scenografii i kostiumów"? Ja tutaj widzę wyraźną krytykę scenarzysty – a nie da się ukryć, że jednym był sam Adams – i pochwałę wyrobników i rzemieślników. Ani słowa o teoriach, nomen omen, spiskowych, chyba że się mylę. Teraz próbujesz się tłumaczyć. Dobrze. Mi to nie przeszkadza. W końcu tłumaczą się tylko winni. Dlatego nie wierzgaj się, tylko powiedz, co Cię w „Autostopem…” bolało. PD: Najbardziej boli mnie, że poezja Vogonów to przy Twoim chwytaniu myśli czysta poezja… Ale ok., powtórzę raz jeszcze, zanim zacytujesz wszystko, co do tej pory powiedziałem. Nie wiem na 100%, czy „dullowatość” filmu wynika z nieporadności reżysera i scenarzysty-poprawiacza, ale mogę tak przypuszczać patrząc po tym, że literacki pierwowzór uznawany jest za dzieło zabawne, wzruszające, inspirujące itd. Wiem za to na 100%, że nie wynika z nieporadności aktorów czy kolesiów od Hensona, bo Ci odwalili, jak już obaj ustaliliśmy, porządną robotę. Z czyjejś nieporadności wynikać więc musi, skoro: dialogi są zabawne, ale nie śmieszą; dzieje się bardzo dużo, ale momentami jest nudno; jest sporo chwytów dramaturgicznych, ale nie ma za grosz dramaturgii. To paradoks na zasadzie remake′u „Świtu żywych trupów”. Według wszelkich prawideł ten film nie miał prawa być dobry – przeciętni aktorzy, przewidywalna fabuła, irracjonalne zachowanie postaci, błędy logiczne itd., itp. – a jest wyśmienity. Trudno powiedzieć, czy to boża iskierka czy geniusz Snydera czy ingerencja Matki Natury, ale coś zaiskrzyło. Tu nie, mimo że na logikę rzecz biorąc, powinno iskrzyć, ażby się kurzyło. Dlaczego nie – nie wiem, nie jestem Wyrocznią… BS: Film też jest uznawany za dzieło zabawne, wzruszające, inspirujące. Ty tak nie uważasz, dlatego jestem pewien, że pierwowzór też Ci się nie spodoba. „Świtu…” do dyskusji nie mieszaj, bo chociaż chciałeś dobrze, to i tak powiedziałeś o dwa słowa za dużo. Błędy logiczne? Ciekawe gdzie. A „Autostopem…” nie zaiskrzyło, bo nie dość, że nie jesteś Wyrocznią, to za grosz u Ciebie romantycznej wrażliwości.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
PD: Jestem wrażliwą oazą romantyzmu i dobrze o tym wiesz. Ty i każdy, kto mnie choć trochę lepiej zna. Jak zwykle czepiasz się szczegółów pomijając sedno. Cytujesz mnie, cytujesz innych, jak nie masz nic do powiedzenia od siebie, to mogliśmy podyskutować o „07 zgłoś się”. Interesuje mnie Twoje zdanie, a nie to, że film jest uznawany za wybitne dzieło przez pana X czy Y. Bo przez ogół, choćbyś bardzo chciał, nie jest. Na Rottentomatoes – 60%, więc średnie nastawienie krytyków jest identyczne, co moje. Na IMDB – 6,8, więc widzowie też raczej nie są bezkrytycznie w tym filmie zakochani, skoro paru tysiącom innych przyznali wyższe noty. BS: Ale Rottentomatoes nie pokazuje średniego nastawienia krytyków, tylko, jak sam wiesz, procent pozytywnych opinii. Czego z bardzo oczywistych względów nie można przełożyć na tetryczną notkę. Natomiast widzowie głosujący na IMDB przyznali kilkuset tysiącom noty niższe. Cytuję Ciebie i innych, bo przecież łatwiej krowę wkurwić niż zmienić jej poglądy. PD: Więc zamiast iść na łatwiznę, mógłbyś się podjąć zadania przekonania krowy, ale Ty nawet nie próbujesz. Nie raz zmieniałem ocenę pod Twoim wpływem i nie raz przekonałem Ciebie do zmiany. Ale Ty wolisz dziecinną przekomarzankę – mówię, że kilka tysięcy produkcji ma wyższą notę od filmu Jenningsa, to zaraz wtrącasz, że kilkaset tysięcy ma niższą. Na zasadzie viagry potęgującej potencję, ale szkodzącej na oczy. Tak można argumentować prawie wszystko w nieskończoność… BS: Nie narzekam na potencję, dlatego tematu nie podtrzymam. A moje powyższe wypowiedzi to żadna przekomarzanka. Chciałem Ci pokazać, że masz argumenty bardzo łatwe do obalenia. Co mam Ci powiedzieć? PD: Ty rozumiesz w ogóle, co teraz mówisz, czy jesteś już bardzo śpiący? Stwierdziłeś, że film jest uznawany za wielkie dzieło, to udowodniłem Ci, że wcale nie. Na co Ty, że ok., ale przecież jest wiele gorszych. Jeśli ja mam argumenty łatwe do obalenia, to co można powiedzieć o Twoich? Ja Ci przynajmniej coś udowodniłem, Ty stwierdziłeś suchy fakt i cały czas wymigujesz się od konkretnych odpowiedzi. Tak, jest wiele filmów gorszych od „Autostopem przez galaktykę”. I co z tego? Powiedziałbyś cokolwiek o samym filmie, bo gadamy już spory kawałek czasu, a na razie tylko nieporadnie go bronisz i jedyne, co dobrego o nim powiedziałeś, to na samym początku, że jest efektowny… BS: Nigdy nie powiedziałem, że film jest uznawany za wielkie dzieło – to po pierwsze. Stwierdziłem, że jest uznawany za dzieło według takich kategorii, w jakich uznawana jest też książka. Jeśli jesteś tak wyśmienicie obeznany we wszelakich statystykach, to może mi powiesz, jakiemu procentowi krytyków podobał się papierowy pierwowzór, ile procent czytelników doczytało produkt Adamsa do końca, ile lesbijek krzyczało podczas lektury, i czy jakiś Amisz przyciął sobie powyższą książką brodę, ok.? PD: 83% krytyków, 76% czytelników, ani jedna lesbijka i zaledwie dwóch Amiszów. Mylisz się po raz wtóry – film nie jest uznawany za dzieło według takich samych kryteriów jak książka. Przede wszystkim dlatego, że jest to fizycznie niemożliwe, bo to jednak, co by nie było, odrębne media i od zawsze oceniane inaczej. Osobną kwestią jest zaś fakt, że nawet zwolennicy filmu wyraźnie piszą, że nie dorównuje on książce. Nie spotkałem się jeszcze z opinią, że film jest lepszy od książki. Oczywiście – uprzedzam Twoją negację – pewnie ktoś tak uważa. Ale z pewnością niewielki procent. BS: Ale powiedzmy sobie szczerze: czy jest jakaś adaptacja, która dorównuje książce? Oczywiście w oczach fanów. Pytanie retoryczne Piotr, nie wysilaj się… PD: „Skazani na Shawshank”, „Zielona mila”. Ten pierwszy nie tylko dorównuje, ale nawet przewyższa opowiadanie Kinga. BS: Ale to tylko Twoje zdanie i może jakiegoś jednego zapaleńca z zapuszczonego forum. PD: Nie, to nie tylko moje zdanie. To, że na IMDB „Skazani…” byli do niedawna na pierwszym miejscu, nawet przed „Ojcem chrzestnym”, powinno dać Ci do myślenia. Ale że Ty zawsze idziesz w zaparte i nie potrafisz przyznać komuś racji, nawet jeśli dobrze wiesz w głębi duszy, że Ty jej nie masz, dodam jeszcze, że prócz mnie i jednego zapaleńca z forum, zdanie to podziela wielu zapaleńców z forum, autorzy fanowskich stron o Kingu, Tomek Kujawski, Konrad Wągrowski. Właściwie nie spotkałem nikogo, ani nie czytałem o kimś, kto by uważał inaczej. I przypominam, że ciągle czekam na Twoją opinię o „Hitchhikersach"… BS: Brawo Piotr, znalazłeś jedną adaptację na setki tysięcy innych. Gdyby nie nazwisko Wągrowskiego, to nie zdołałbyś mnie przekonać. I znowu te IMDB, no ale to w końcu ja cytuję innych, bo nie mam nic do powiedzenia. Romantyk zapatrzony w statystyki to dla mnie nowość. I Ty się dziwisz, że nie chcę Ci powiedzieć mojej opinii. Co w tym fajnego, jeśli Ty, zamiast spontanicznie się do tego odnieść, przeszukasz wszystkie rankingi, sondaże, wypowiedzi i dowiedziesz, że Heston, Sławińska i Chaciński mają inne zdanie, dlatego ja racji mieć nie mogę. PD: Na pewno takich adaptacji jest więcej, ale innych bądź nie pamiętam, bądź nie oglądałem. Fakt pozostaje faktem – utrzymywałeś z wyraźną pogardą w oczach, że nie znajdę żadnej. A jednak. I nie unoś się tak honorem. Typowa reakcja gościa, który nie ma nic do powiedzenia: „nie powiem, bo według ciebie i tak nie mogę mieć racji”. Powtarzam: spróbuj. Nigdy nie twierdziłem, że nie możesz mieć racji. Jeśli znasz jakąś osobę, dla której „Skazani na Shawshank” Darabonta jest dziełem słabszym od „Rity Hayworth i skazanych na Shawshank” Kinga, to proszę, mów. Nie pobiję Cię. BS: Nie zgrywaj takiego kozaka, bo znów dostaniesz zadyszki po wspólnym sparingu. PD: Dobra, nie nadymaj się, tylko wykrztuś wreszcie, dlaczego „Autostopem przez galaktykę” uważasz za tak dobry film. BS: UWAGA, UWAGA! Ja, Bartosz Sztybor, w pełni świadom swojego postępowania i zdrowy na ciele i umyśle, uważam „Autostopem przez galaktykę” za film dobry, bo: wciąga, potrafi oczarować, jest groteskowy, zabawny w sposób jaki uwielbiam, śliczny wizualnie i bardzo inteligentny, a tak przede wszystkim, to świetnie się na nim bawiłem. Capriciosa? PD: Nie mogłeś tak od razu zamiast rżnąć głupa? BS: Nie, bo dzięki mojej wrodzonej zdolności do potęgowania napięcia, ci wszyscy znudzeni czytelnicy dotrwają do końca powyższej dyskusji.
Tytuł: Autostopem przez galaktykę Tytuł oryginalny: The Hitchhiker’s Guide to the Galaxy Reżyseria: Garth Jennings Zdjęcia: Igor Jadue-Lillo Scenariusz: Douglas Adams, Karey Kirkpatrick Obsada: Martin Freeman, Mos Def, Sam Rockwell, Zooey Deschanel, Bill Nighy, Warwick Davis, John Malkovich, Stephen Fry, Richard Griffiths, Kelly Macdonald, Ian McNeice, Helen Mirren, Steve Pemberton, Alan Rickman, Jason Schwartzman Muzyka: Joby Talbot Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania Dystrybutor: Forum Film Data premiery: 10 czerwca 2005 Czas projekcji: 110 min. Gatunek: komedia, przygodowy, SF Ekstrakt: 70% |