powrót do indeksunastępna strona

nr 6 (XLVIII)
lipiec-sierpnień 2005

 Kogo wkurwiają wulgaryzmy?
Konrad Wągrowski: Słyszałem, że wkurwiło Cię użycie słowa „wkurwi” w jednym z tekstów opublikowanych niedawno na łamach „Esensji”. To chyba dobry moment, aby pokłócić się na temat wulgaryzmów używanych w naszym magazynie.
Artur Długosz: Wkurwiło jak wkurwiło. Raczej doszło do nieporozumienia. Rzecz w tym, że przeczytałem fragment tekstu, w którym użycie wspomnianego słowa uważałem za nadużycie, zbędne epatowanie w wystarczająco wulgarnym świecie. Zdroworozsądkowe podejście podpowiadało mi, że można spokojnie zastąpić je innym wyrazem, równie mocnym emocjonalnie. Ale nie, słowo okazało się bowiem częścią jakiegoś hermetycznego szyfru autorów dialogu, o którym nie miałem wcześniej pojęcia, więc odpuściłem. Zresztą tu nie chodzi po prostu o wulgaryzmy. Nie puszczamy jeszcze tekstów w stylu: „Zajebisty film widziałem, powalił mnie, kurwa, na kolana”. To są wulgaryzmy. Rozmawiamy o umiarkowaniu w pisaniu. Albo też kłócimy się, w zależności od dalszego przebiegu tej dyskusji.
KW: Arturze, moim zdaniem nie ma przypadku, w którym nie da się zastąpić wulgaryzmu innym słowem. Najlepiej wiedzą o tym tłumacze filmów telewizyjnych. Według mnie odpowiednio użyte wulgaryzmy ubarwiają tekst i szkoda by było z nich rezygnować. Tak też myślą najwybitniejsi twórcy polskiej literatury. To raz. Dwa – jesteśmy w Internecie i możemy sobie pozwolić na więcej. Nie, nie zrozumcie mnie źle (w tym miejscu zwróciłem się do Czytelników tego wstępniaka). Nie mam zamiaru wciskać do „Esensji” tekstów napchanych cytatami z filmów Tarantino. To nadal jest popkulturowy magazyn, z naciskiem na „kulturowy”. Ale uważam też, że właśnie dlatego, że jesteśmy w sieci, jesteśmy niezależni, możemy ubarwiać język i pisać w sposób odmienny od innych mediów. Nie zawsze, nie wszędzie, raczej jako wyjątek niż reguła, bez używania pewnych, gorszych niż „wkurwiło”, wyrażeń, dbając przede wszystkim o poziom intelektualny tekstu. Przecież, gdy tekst jest po prostu dobry, inteligentny, dowcipny, nikt nie uzna go za materiał dla dresiarzy tylko dlatego, że pojawia się tam jakaś Kobieta Lekkich Obyczajów. I dodam, że dużo bardziej by mnie zmierziło, gdybym ujrzał na naszych łamach słowa „napewno” lub „na prawdę” (chyba dwa najczęstsze błędy forumowiczów internetowych) niż swojskie „k…”. A niestety widzę, że większość portali toleruje obrzydliwe błędy ortograficzne.
AD: To ja sobie pozwolę nie zgodzić się z tezą z pierwszego zdania. Wszystko zależy od kontekstu. Owszem, można zastąpić wulgaryzm jakimś innym określeniem, czasami nawet bardzo rozbudowanym, ale można równocześnie wyprać zdanie, wypowiedź z emocjonalnego ładunku. W tekście informacyjnym taka podmiana przejdzie, ale w bardziej osobistych wypowiedziach już nie. Co do tego, że Internet przyzwala na więcej w kwestii wulgaryzmów też nie jestem do końca przekonany. To założenie groźne, mogące prowadzić do nieporozumień, z czego tłumaczysz się powyżej. Zresztą, czy radio pozwala na więcej czy na mniej w porównaniu z telewizją czy prasą? A może owo założenie się ich nie ima? Powiedziałbym raczej, że Internet pozwala pewne rzeczy przedstawiać inaczej. I tyle. W kwestii języka nie różni się niczym od innych, stosownych dla tego medium, form pisanych. Wiemy, że ciężko czyta się w sieci powieści, ale krótkie recenzje są już idealne dla internetowego czytelnika. Ale odbiegam od tematu… Na ortografii i zasadach pisowni sieciowej można spokojnie zdoktoryzować kilka pokoleń Polaków. To dramat naszych czasów: ludzie, którzy języka polskiego nie uczą się z książek, ale forumowych wypowiedzi analfabetów. Błędy zdarzają się prawdopodobnie każdemu i poza przypadkiem wrodzonych chorób stopień poprawności wypowiadanych/pisanych zdań jest proporcjonalny do liczby przeczytanych książek. To prawda tak stara, jak wynalazek Gutenberga. A wracając jeszcze do wulgaryzmów, to nie sądzisz, że ich nadmiar bierze się niekiedy z lenistwa ludzi? Wszak łatwiej rzucić: „wkurwiło mnie to” niż „niemiłosiernie zirytowało"…
KW: Ale to już nie będzie dokładnie to samo, bo „wkurwiło” jest jednak mocniej nacechowane emocjonalnie od „niemiłosiernie zirytowało”. Choć ja nie bez przyjemności przeczytałbym tekst, w którym autora właśnie coś „niemiłosiernie irytuje” i „nielitościwie denerwuje” niż po prostu „wkurwia”, czy „wkurza”. Czyli wracamy do punktu wyjścia – są lepsze i gorsze miejsca do użycia wulgaryzmów i jedynie kunszt autora i wyczucie formy pozwalają na ich właściwe umieszczenie. Zwróć uwagę, że słowo, które wygenerowało naszą dyskusję pochodzi z dyskusji filmowej mającej z założenia lekką, kumpelską formę. Zupełnie inaczej brzmiałoby: „w najnowszym tomiku poezji Szymborskiej najbardziej wkurwiło mnie…”. Ja bronię jedynie prawa do użycia odpowiedniego słowa tam, gdzie to pasuje. Tak czy inaczej chodzi o barwę wypowiedzi – zgodzisz się chyba, że blady, monotonny tekst pisany ubogą polszczyzną jest czymś dużo gorszym od barwnego tekstu, bez znaczenia czy urozmaicanego barokowymi sformułowaniami, czy lekkimi wulgaryzmami?
AD: Trudno się z tym nie zgodzić. Co doprowadza tę dyskusję do bynajmniej nieplanowanego końca, który wszak miał być bardziej burzliwy. Ale trudno, musimy znaleźć inny temat, który dałby nam szansę się poróżnić.
KW: Chyba jest zbyt gorąco, abyśmy mogli się naprawdę ostro pokłócić, jak planowaliśmy… Oddajmy więc głos czytelnikom – jesteśmy bardzo ciekawi Waszych opinii na temat wulgaryzmów w tekstach „Esensji” i w ogóle w tekstach publicystycznych i literackich.
Ale mamy dla Was także jeszcze inne zadania. Wielkimi krokami zbliża się 50 numer „Esensji”. Oczywiście chcielibyśmy jakoś uczcić ten jubileusz. O czym, z tej okazji, chcielibyście przeczytać w „Esensji"?
powrót do indeksunastępna strona

3
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.