Czy nowy „Batman” to bajka dla dużych dzieci? Jeśli tak, to co w bajce robi mistrzyni blowjoba? No i inne fundamentalne pytanie: ilu wojowników ninja stanowi równowartość jednego ulicznika z gazrurką? Ponadto, kogo zalewa krew, a kto po prostu zalewa? I co do tego wszystkiego mają Etiopczycy? W dzisiejszym odcinku: „Batman – Początek”. Piotr Dobry ocenił film na 80%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 60%.  |  | ‹Batman – Początek› |
 | Co dwa tygodnie Dobry i Sztybor prowadzą dialog. Zazwyczaj rozmowa tyczy filmów. Różnych filmów. Z Europy i Azji. Z ogromnych wytwórni hollywoodzkich i malutkich siedlisk niezależności. Z początków kinematografii i aktualnych repertuarów. Z rąk uznanych reżyserów i raczkujących artystów. Z białymi uczniakami gwałcącymi szarlotki i czarnymi buntownikami grającymi w kosza. Z Rutgerem Hauerem i bez niego. |  |
Piotr Dobry: Wybrałem nowego „Batmana”, gdyż do filmów Burtona żywisz nabożny stosunek, trailery „Początku” przyjąłeś zaś stosunkowo chłodno. Mimo docierających do nas tysięcy pozytywnych opinii zza oceanu pozostawałeś niewzruszony i pamiętam, kiedy rozmawialiśmy o tym z miesiąc temu, twardo obstawałeś, że na wyższą ocenę niż 8 ten film nie ma szans. Wiem już, że się rozczarowałeś. Pytanie tylko – bardzo czy mile? Bartosz Sztybor: Rozczarowałem się umiarkowanie negatywnie. Bo nie zawiodłem się jakoś straszliwie, ale spory niesmak pozostał. Biorąc pod uwagę to, że wszyscy w koło pieją: „najlepszy Batman”, „best comic ever” itp., itd. Wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać: czy problem mam ja, czy cała reszta? PD: Jeśli naprawdę czujesz niesmak, to jednak Ty masz problem. Bo widzisz, dla mnie także nie jest to ani najlepszy komiks ever, ani najlepszy „Batman”. Po prostu bardzo dobry film. BS: No i właśnie tego nie rozumiem, co w nim takiego BARDZO dobrego. Dla mnie to po prostu dobry film, który lekką ręką mógłby przegapić potencjalny amator komiksu. PD: Dobry film, który śmiało można sobie odpuścić? Coś kręcisz. BS: Po prostu jeden film z wielu. Dla mnie cenny, bo adaptacja komiksu i to jednego z ulubionych. Ale tym milionom, które z Batmanem nie miały styczności, chyba bym gorąco (o ile w ogóle) nie polecał. PD: O jakich milionach mówisz? Etiopczyków? O Batmanie jednak słyszał niemal każdy – inna kwestia, że wielu nie ma ochoty poznawać go bliżej. I właśnie, jeśli już miałbym kogoś namawiać, to przede wszystkim na film Nolana. BS: Nie znam się na Etiopczykach. Zawężam się do Europy i gwarantuję Ci, że kilka milionów „niewiernych” spokojnie się tutaj znajdzie. Jeśli chodzi o polecania, to wsparłbym się na Burtonie i chyba jeszcze kilka dobrych lat będę się wspierał. PD: Nie miałoby to sensu. Burton to wizjoner, natchniony plastyk, który oczarowuje scenografią, rekwizytami. On zaproponował nam mroczne bajki z grubo przerysowanymi, komiksowymi postaciami. Tymczasem u Nolana najważniejsi są ludzie. Z naciskiem na „ludzie”, nie „postaci”, bo Bruce Wayne jest tu ważniejszy niż Batman. Dlatego niekomiksowców takie potraktowanie legendy mogłoby w miarę przekonać. I przekonuje, o czym świadczą pozytywne recenzje nawet takich komiksowych ignorantów jak Mossakowski.  | Qui-Gon Jinn szkoli teraz na Jedi tego bezuczuciowca z 'Equilibrium'. |
BS: Mossakowski po prostu nie chciał się wygłupić przed taką ilością zwolenników. Nie rób z Nolana takiego wielkiego humanisty. Mówisz, że to Burton przerysował, ale to Nolan jest momentami banalny. PD: Nie dorabiaj do zwykłej recenzji jakiejś ideologii. Facet ma fatalny gust, nie rozumie części filmów, jakie ocenia, ale tu akurat nie widzę powodów, dla których miałby pisać pod publiczkę. Nie miał przecież obiekcji, żeby skrytykować np. „Spider-Mana”, który cieszy się u nas większą popularnością niż Nietoperz. A z Nolana nie robię żadnego humanisty. Co ma przerysowanie do banału i co w ogóle teraz próbujesz udowodnić? „Batmany” Burtona były przerysowane i banalne, nie da się ukryć. Nolan też jest momentami banalny, zgadzam się. No i? Spodziewałeś się „Powrotu” Zwiagincewa? BS: Może „Powrotu” nie, ale przecież miał to być realistyczny, niebanalny i psychologiczny „Batman”. A takie cechy prędzej dojrzę u Burtona. I to próbuję udowodnić, że Burton zrobił film zdużym dystansem, ale przy tym świetnie pokazał psychologię postaci. Nie mówił, że zrobi coś więcej niż filmową wersję papierowego komiksu, a efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. Nolan natomiast od początku twierdził, że to będzie opowieść o Waynie i o ludziach. W takim razie po kiego wała nazwał swój produkt „Batman”, a nie „Wayne”?! I dlaczego w filmie pojawia się Batman? Film powinien się skończyć na założeniu przez Bruce’a maski. Takie jest moje zdanie. PD: Wiem, że nie cudze. Szkoda, że irracjonalne. Jeśli u Burtona dostrzegłeś gdzieś realizm i znakomicie ukazaną psychologię postaci, to widocznie nakręcił on jeszcze jakiegoś trzeciego „Batmana”, o którym nie wiem. „Batman – Początek” jest realistyczny i psychologiczny na tyle, na ile może sobie pozwolić hollywoodzka superprodukcja. Pewnie, że to psychologia niekiedy naciągana i naiwna, ale ej, halo!, to ekranizacja komiksu, nie dramat. Podtrzymuję, że to opowieść głównie o Waynie, ale nie powiedziałem przecież, że tylko o nim. O Batmanie też, ale tu po raz pierwszy potraktowanym jako „coś”, co przytrafia się Bruce’owi niejako z przymusu, z niemożności znalezienia sobie miejsca w świecie. To nie jest Keaton zakładający maskę z rozkoszą. Pod koniec filmu Katie Holmes mówi coś w stylu „wyjechałeś Brucem, wróciłeś Gackiem”. I Bale przyznaje jej to z widoczną niechęcią. BS: Brzydko robisz, gardząc Burtonem. Co by nie mówić, nawet dla Ciebie ma na koncie najlepszego „Batmana”. A wracając do psychologii. Chyba nie oglądałeś „Powrotu Batmana” albo po prostu nie pamiętasz. Jesteś starszy, może już masz pierwsze oznaki sklerozy. Dlatego Ci daruję. „Początek” jest realistyczny, ale przez to ani trochę efektowny. Spoko, to mi się nawet podobało. Ale psychologię „Początku” można o kant dupy potłuc. Co mi tutaj wyskakujesz z „ej, halo!”. Czy komiks jest antonimem dramatu? Odzywa się w Tobie hater, co mnie niezmiernie martwi. Może i Bale nie zakłada maski z rozkoszą, ale i tak nie ma logicznego wytłumaczenia, dlaczego w ogóle on to robi. PD: Z zemsty i chęci pokonania strachu poprzez utożsamienie się z nim. Nie twierdzę, że to nie jest nieco naciągane, ale tutaj nie potrzeba Bóg wie jakich teorii. Jestem trochę skonsternowany, bo do tej pory nie wiem, dlaczego Ci się „Początek” nie podoba. Rzucasz pustymi słówkami, obrażasz mnie całkowicie bezpodstawnie i jesteś niekonsekwentny. Przeszkadza Ci, że psychologia nie jest maksymalnie pogłębiona, a z drugiej strony masz pretensje, że realizm (najpierw zresztą twierdziłeś, że film nie jest realistyczny...) jest nieefektowny. Nie gardzę Burtonem – nie wiem, na jakiej podstawie to wywnioskowałeś, skoro już na początku naszej rozmowy przyznałem, że film Nolana nie jest najlepszym „Batmanem”. Nazywasz mnie haterem – dlaczego? Może zaczniesz wreszcie argumentować, zamiast wykpiwać się nagminnie od odpowiedzi? Jeśli nasz dialog do końca ma opierać się na takich zasadach, nie widzę sensu, by go kontynuować. Napuszyłeś się, że w „Powrocie Batmana” jest wielka psychologa – pytam gdzie – odpowiadasz, że mam sklerozę. Uzasadnij wreszcie cokolwiek, do jasnej Anielki!  | Gacek, nie śpij, bo nas okradną! |
BS: Tak, to jest kolejna bezpodstawna obraza skierowana bezpośrednio do Ciebie. Przez zemstę działali też poprzednicy Bale’a, a że on jeszcze ze strachu – bardzo fajnie. Ale powiedz mi, gdzie to jest pokazane? Irytujące są ciągłe dopowiedzenia w filmie i wyjaśnianie wszystkiego, co czuje Wayne / Batman. W ogóle cała przemiana, rozciągnięta do granic możliwości, w istocie nie jest wcale pokazana. Bo najpierw zaniósł jakiś kwiatek na górę, później poszarżował mieczem i był w więzieniu. Ale to nie wyglądało jak chęć zemsty, tylko głupie widzimisie bogatego bubka. Chociaż Bale jest najlepszym Batmanem, to z przemianą sobie nie poradził. Bo najpierw mamy Wayne’a, a za chwilę Batmana i tak naprawdę nie ma żadnej poważnej argumentacji, co go do tego skłoniło. Poza tym strasznie zabawne (negatywnie oczywiście) są też dialogi, podczas których m.in. Alfred mówi (kilka razy), że nigdy nie przekreślił Bruce’a. I w ogóle teksty w stylu „ojciec nie byłby / byłby z Ciebie dumny” albo moment, w którym Katie Holmes rozpoznała Bruce’a w Batmanie. Takiego skupienia śmiesznego patosu dawno nie widziałem. Psychologia mnie drażni, bo właśnie według zapowiedzi miał to być psychologiczny film. A niestety nie jest. I dodatkowo nie ma żadnej zapierającej dech w piersiach akcji. Film ratują tylko świetni aktorzy. Ale oni, nawtykani bez sensu, są chyba tylko zapowiedzią kolejnych części. Jesteś haterem, bo mówisz, że to przecież adaptacja komiksu, czyli film nie musi być dramatem. A komiksy opowiadające o początkach kariery Nietoperza (szczególnie Millera) były w większym lub mniejszym stopniu właśnie dramatami. Jeśli chodzi o psychologię „Powrotu Batmana”, to proszę, przedstaw mi w „Begins” postać lepiej zagraną, napisaną, co Pingwin Danny’ego DeVito. U Burtona złoczyńcy mieli swoją historię, powody i cele. U Nolana to płaskie, choć dobrze zagrane figurki. Zawsze, gdy widzę jak martwego Pingwina grzebią w ściekach jego pobratymcy, ronię mnóstwo łez. A Ty nie zgrywaj urażonej księżniczki na ziarnku grochu. PD: Postacie z „Begins” lepiej napisane i zagrane niż Pingwin? Wszystkie poza Rachel Dawes. DeVito był genialnie ucharakteryzowany. Tutaj mieliśmy prawdziwe kreacje aktorskie. Kurczę, Ciebie śmieszy patos „Początku”? Przecież lubisz patos. Co jest złego w zdaniu „ojciec byłby z ciebie dumny” (szczególnie, gdy wypowiada je taki mistrz jak Caine)? Dialog Afflecka z Liv Tyler o krakersach Ci nie przeszkadzał, a naturalne stwierdzenie między dwoma bliskimi sobie ludźmi uznajesz za patetyczne? Trochę wysilone te Twoje czepialstwo. Drażni Cię psychologia, bo miał to być film psychologiczny? Co za bzdury. To miała być adaptacja komiksu z pogłębioną psychologicznie postacią Batmana. I jest. BS: W horrorze zapowiadanym jako gore będzie mnie drażnił brak scen gore. Tak w filmie zapowiadanym jako psychologiczny drażni mnie płaskość, nielogiczność i znikomy ślad psychologii. Sprowadzając mistrzostwo DeVito / Pingwina do charakteryzacji wzbudzasz mój śmiech. Ten człowiek powodował tak cholerne emocje, że Murphy nawet ze stadem koni może się schować. Uwielbiam patos, ale tu patetyczne zdania były powtarzane w nieskończoność. Caine co jakiś czas powtarzał jedno zdanie. I ja niby miałem się wzruszyć? Sorry, nie ta bajka. Wysilone to jest Twoje uwielbienie dla tego filmu. „Fajne aktorstwo, realizm, psychologia”. I kto rzuca pustymi słówkami? Nowy „Batman” nie jest pogłębiony psychologicznie. Po prostu jest sporo Wayne’a i dlatego. Wayne = człowiek = nie superbohater = postać względne poważna = można o nim pogadać ze znajomymi. Tak to działa. Ale żeby od razu psychologia, ehm?  | To mógłby być film Bergmana: proszę zwrócić uwagę, w jaki symbol układa się otwór między skrzydłami. |
PD: Wiesz, jaki masz problem? Od początku naszej rozmowy nie zorientowałeś się, że dla mnie naciągana (powtarzam to już trzeci raz) psychologia filmu Nolana niczego nie przesądza. Pogłębiona psychologia? Jasne – w stosunku do poprzednich wcieleń Nietoperza i większości innych komiksowych bohaterów przeniesionych na ekran – na pewno. W stosunku do bohaterów Clinta Eastwooda z „Million Dollar Baby” – nie. Tyle że taki punkt odniesienia do niczego nie prowadzi. Najchętniej nie porównywałbym „Początku” z niczym, ale w rozmowie z Tobą to nieuniknione. Tworzysz jakieś chore teorie spiskowe, gdy tymczasem ten film jest niczym innym jak sprawnie zrealizowanym, znakomicie zagranym kinem przygodowym. Ani lepszym, ani gorszym od filmów Burtona. Innym. Caine jeden tylko raz powtórzył frazę, nawiązując do tego, co przekazał Bruce’owi w dzieciństwie. Może Ty zasnąłeś po kwadransie i nie chcesz się przyznać? Bo przekręcasz fakty jak jakaś pieprzona zegarynka. BS: Nawet jak zasnąłem, to tym gorzej świadczy o filmie, który – powiedzmy sobie szczerze – był cholernie nudny. Ty porównujesz do innych komiksów, a ja do wszystkich produkcji, z którymi dany film mi się skojarzy. I to nie jest mój problem, tylko różnica między Tobą a mną. Nie wiem, czy Caine powtórzył raz, czy kilkanaście – nie liczyłem. Na film przychodzę się pobawić, a nie zapamiętywać, ile razy wypowiedziano dane zdanie czy ile minut trwała dana scena. Ważne, że kilka zwrotów i ich powtórzeń strasznie mnie odrzuciło. Nie wiem, o co Ci chodzi z teoriami spiskowymi – nic takiego nie mówiłem. A uściślając, to przecież Ty jesteś twórcą tekstu o spiskowym wydźwięku tytułu „O tych, którzy mają nas za głąbów”. Nolana nie porównywałbym do Burtona, bo nie wypada. Możemy zestawić go z Schumacherem, wtedy można powiedzieć, że zrobił film inny (nie gorszy / nie lepszy). PD: Lubisz być kontrowersyjny, prawda? Nie wierzę, że w głębi duszy naprawdę stawiasz film Nolana na równi z gejowskimi show Schumachera. I co ma do tego wszystkiego mój tekst o tłumaczeniach? Jesteś zazdrosny o statystyki? A swoją drogą to zabawne, że idziesz na film się pobawić, a po seansie masz pretensje, że nie był dramatem psychologicznym. W takiej formie Cię znudził, a mam rozumieć, że gdyby było tu więcej Freuda, Junga i film skończyłby się założeniem maski przez Wayne’a – ubawiłbyś się jak w wesołym miasteczku? BS: A oglądanie psychologicznego filmu nie może być zabawą? Czy oglądanie świetnie pokazanej przemiany człowieka nie jest rozrywką? Inaczej rozumiemy termin „zabawa”, bo muszę Ci powiedzieć, że na „Powrocie” bawiłem się przednio. Bo czy myślenie nie jest najlepszą zabawą? Nie jestem dobry w teoriach Junga i Freuda – te lekcje omijałem szerokim łukiem. A jeszcze nie dorosłem, żeby ich tezy przyswajać w zaciszu domowym. Obejrzyj sobie rysunkową „Maskę Batmana” Bruce’a Timma, to poznasz złoty środek między dobrą zabawą a psychologią. Wesołych miasteczek zawsze się bałem, więc znowu przestrzeliłeś z porównaniem. Twój tekst ma spiskowy tytuł, a odnośnie statystyk, to muszę powiedzieć, że tak przykro dawno się nie poczułem. To był cios poniżej pasa. Ale Ty chyba o tym dobrze wiesz, chwytający się brzytwy chamie. |