W Polsce wydano do tej pory mniej więcej połowę napisanych przez Terry’ego Pratchetta książek. Bardzo jestem ciekawa, w jakim kierunku potoczyła się dalsza ewolucja jego pisarstwa, gdyż „Bogowie, honor, Ankh-Morpork” są mniej więcej tak odlegli stylem i zawartością od „Koloru magii” jak „Szeregowiec Ryan” od „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”.  |  | ‹Bogowie, honor, Ankh-Morpork› |
Książka „Bogowie, honor, Ankh-Morpork” pokazuje, jak daleko odszedł Terry Pratchett od swojego pierwotnego stylu pisania, będącego w zasadzie ciągiem luźno powiązanych gagów opartych na grze słów, zaskakujących pomysłach oraz dosłownym traktowaniu różnych powiedzonek. Obecnie otrzymujemy skomplikowane, wręcz kryminalne intrygi i coraz bardziej rozwiniętą psychikę bohaterów, zaś humor staje się bardziej sytuacyjny niż słowny. Mnie osobiście najbardziej przypadły do gustu sceny ukazujące genialnego, roztargnionego i naiwnego wynalazcę, Leonarda z Quirmu (Pratchett nie omieszkał dyskretnie przemycić w nich spostrzeżenia, że naukowcy czasem zupełnie nie zdają sobie sprawy, że ich odkrycie ktoś może wykorzystać jako broń) oraz pierwsze chwile Patrycjusza, Colona i Nobby’ego po przybyciu do Klatchu – szczególnie żonglerka melonami (tu również autor zawarł kilka spostrzeżeń, szczególnie dotyczących rozładowywania ryzykownych sytuacji humorem). Dzięki wszystkim bogom Dysku, pan Terry zrezygnował ze swoich ulubionych filozoficznych rozważań i „stopklatkowych” opisów, więc akcja toczy się szybko i jest wciągająca. „Bogowie, honor…” należy do podcyklu o Straży Miejskiej, dlatego osobom nieobeznanym ze Światem Dysku zaleciłabym przeczytanie tej książki dopiero po lekturze „Straż, straż!”, „Zbrojnych” i „Na glinianych nogach”. Głównym bohaterem jest komendant Samuel Vimes, a niemal równie ważną postacią – Patrycjusz; pojawiają się też (w epizodycznych rolach) ulubione postaci czytelników: Śmierć Dysku oraz Bibliotekarz. Co dziwne, lord Vetinari staje się w tej książce postacią zaskakująco sympatyczną, może dzięki temu, że jego makiaweliczna podstępność w tym wypadku służy słusznej sprawie – przywróceniu pokoju. Pewną niezwykłą przemianę przechodzi też kapral Nobbs. Akcja opowiada o wojnie Ankh-Morpork z Klatchem, spowodowanej wynurzeniem się wyspy – dokładnie pośrodku morza oddzielającego oba państwa. Zanim dojdzie do działań zbrojnych, komendant Vimes musi jeszcze poprowadzić śledztwo w sprawie próby zabójstwa zagranicznego dyplomaty. Zostaje on postrzelony z łuku w czasie oficjalnej parady – scena ta jako żywo przywodzi na myśl zabójstwo prezydenta Kennedy’ego, nawiązuje do niej nawet imię zamachowca. Nawiasem mówiąc, również opis wyspy do czegoś nawiązuje – a do czego, w tym najprędzej zorientują się miłośnicy twórczości niejakiego Lovecrafta. Na końcu książki mamy zaś zabawne odwrócenie sytuacji znanej z wielu filmów policyjnych, w których nieudolnych funkcjonariuszy odsyła się za karę do drogówki. Zastanawiam się też, czy imię Jabbar jest nawiązaniem do pewnego przedmiotu ze świata Diuny, czy to przypadkowa zbieżność brzmienia… Choć książka została napisana w 1997 roku, w świetle ostatnich wydarzeń na świecie jest przerażająco wręcz aktualna, ponieważ Klatch jest krainą bardzo „arabską” z charakteru. Konflikt o wyspę sprawia, że mieszkańcy Ankh-Morpork stają się wrogo nastawieni do klatchiańskich imigrantów, nie zwracając uwagi na to, że niektórzy z nich urodzili się i wychowali w ich mieście. Nie na darmo oryginalny tytuł książki brzmi „Jingo” – skrót słowa jingoism – szowinizm. Terry Pratchett nie jest, na szczęście, Andrzejem Sapkowskim i nie serwuje czytelnikowi opisów krwawych pogromów: zamiast tego skupia się na losach jednej rodziny i poprzestaje na zasugerowaniu co się może dalej stać. Mistrzowsko tworzy gęstniejącą atmosferę zagrożenia, w której czytelnik wraz z bohaterami bezradnie patrzy na rozwój sytuacji. Piotr W. Cholewa jako tłumacz tradycyjnie zrobił świetną robotę, choć w scenie kiedy Nobby opowiada dowcipy, przydałaby się może przeróbka zdania o człowieku, który przyszedł do tawerny z bardzo małym muzykiem – jest to dosłowne tłumaczenie angielskiej wersji dowcipu o głuchej złotej rybce, który po polsku brzmi inaczej, ze względu na grę słów. Niezbyt jasna jest też scena, w której klatchiański patrol wypuszcza sierżanta Colona, myśląc, że pochodzi on z Ur (angielska wymowa tej nazwy jest zbliżona do „er…” – dźwięku wydawanego w momencie, kiedy człowiek zastanawia się, co powiedzieć). „Bogowie, honor, Ankh-Morpork” to powieść, którą należy polecić każdemu miłośnikowi Pratchetta, a także osobom, dla których specyficzny humor prezentowany w najwcześniejszych tomach cyklu Świata Dysku mógł być odrobinę niestrawny.
Tytuł: Bogowie, honor, Ankh-Morpork Tytuł oryginalny: Jingo Autor: Terry Pratchett Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa Cykl: Świat Dysku ISBN: 83-7469-032-1 Format: 360s. 142×202mm Cena: 29,90 Data wydania: 19 maja 2005 Ekstrakt: 100% |