– Nie prowadzę własnych badań nad pochodzeniem tej, jak chcą niektórzy, choroby, nad jej rozprzestrzenianiem się i tak dalej, ok? Po prostu żyjemy sobie. Czasem ja-Grzegorz, czasem ja-Ula. Notujemy sobie co się dzieje, by być na bieżąco. Poznajemy ludzi, zakochujemy się, pracujemy w wolnych zawodach. Kropka. Jeszcze jakieś pytania?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Chłopak był przerażony. – Cześć – rzuciłem, gramoląc się z łóżka. – Jestem Grzegorz. A ty pewnie jesteś chłopakiem Uli? – Robert – szepnął, wciąż nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Nadal zakrywał się prześcieradłem, opierając się plecami o ścianę, siedząc na tym samym łóżku. Ciemna karnacja, krótko przystrzyżone włosy. Ja-Ula ma dobry gust. Ale ja-Grzegorz wolę dziewczyny. Rozejrzałem się po pokoju. Podniosłem stringi ja-Uli, okręciwszy je na palcu zerknąłem na Roberta. Słowo daję, zarumienił się. Pozbierałem jej porozrzucane ubrania i cisnąłem celnym rzutem do kosza. Z mojej szafy wyjąłem świeże, męskie slipy i czysty dres. – Czy Ula… Znaczy, ty… – Jesteśmy sobą? – bez trudu odgadłem plątane pytanie chłopaka. – Tak. – Ula mi nic nie mówiła… – Pewnie nie chciała cię stracić – skwitowałem. – W końcu ilu chłopaków jest w stanie zaakceptować to, że ich dziewczyna czasem staje się mężczyzną…? – No… tak, ale… – Długo ze sobą jesteście? – Ze trzy miesiące… – podniósł speszoną głowę. – To znaczy… ty nic nie pamiętasz? – Z okresu bycia ja-Ulą? Niewiele. Prawie nic. – Ale… – Ubierz się, przecież nie będziemy tak rozmawiać – rzuciłem zniecierpliwiony. – Zrób nam kawy czy co tam z Ulą piliście. Ja muszę odświeżyć pamięć… Nie krępuj się, mam inne zainteresowania – dodałem, obserwując nieporadne próby wstania w wykonaniu owiniętego prześcieradłem Roberta będąc owiniętym prześcieradłem. – To jej dziennik? – Robert przegryzał już chyba piątą kanapkę, podczas gdy ja pochłaniałem zaległości. – Uhm – odparłem. – Nasz. Wpisujemy wszystko, co się stało interesującego, a zwłaszcza to, co nas dotyczy osobiście. Tak, jesteś tu opisany. I nie, nie pozwolę ci tu zerknąć. – Aha – mruknął zawiedziony. Sięgnąłem machinalnie po kromkę, ale talerz był pusty. Spojrzałem nań zdziwiony, potem na Roberta. Zrozumiał. – Zaraz dokroję – wstał. – I co teraz? – krzyknął po chwili z kuchni. – A co ma być? – Znaczy, wiesz… – Pytasz, kiedy wróci ja-Ula? Nie mam pojęcia, tego się nie da kontrolować. – Ale mam czekać? Roześmiałem się. – To już chyba od ciebie zależy. Od was. Od tego, co was łączy. – Kocham Ulę – stanął w drzwiach pokoju z talerzem pełnym kanapek. – Świetnie, cieszę się – odparłem znajdując potwierdzenie tego z zapiskach ja-Uli. – W takim razie przyjdzie nam się zaprzyjaźnić i… czekać. – Ok – skwitował, zagryzając kolejną kanapkę. Apetyt miał ogromny. Ale kanapki faktycznie były dobre. Nagle zamarł wpół gryza. – Ale… to nie jest zaraźliwe? Wzruszyłem ramionami. – Nie sądzę. Naukowcy też mówią, że nie. – A wiesz może… – Nie wiem na ten temat nic ponad to, co wyczytałem w sieci i wysłuchałem w mediach – uciąłem. – Nie prowadzę własnych badań nad pochodzeniem tej, jak chcą niektórzy, choroby, nad jej rozprzestrzenianiem się i tak dalej, ok? Po prostu żyjemy sobie. Czasem ja-Grzegorz, czasem ja-Ula. Notujemy sobie co się dzieje, by być na bieżąco. Poznajemy ludzi, zakochujemy się, pracujemy w wolnych zawodach. Kropka. Jeszcze jakieś pytania? – Co robimy na obiad? Dziewczyna była przerażona. Wodziła oczyma w te i we w te po całej sypialni, siedząc na łóżku, opierając się plecami o ścianę i zasłaniając prześcieradłem po szyję. – Spokojnie, nic ci tu nie grozi – spróbowałem. Ale jej oczy były nieobecne. – Jak ci na imię? – Renata – mruknęła. Przynajmniej przez chwilę spoglądała w moim kierunku. – Ja-Renata? Spojrzała uważniej, kamieniejąc. Strach z wolna ustępował, pojawiły się początki zrozumienia. – Ja… Ja… Ja-nie-wiem… – A Robert? – zaryzykowałem od tej strony. – Robert? – zdziwienie było autentyczne, ale po chwili nadeszło zastanowienie. – Robert… – Ja-Robert, czyli drugi ty. Był tu wieczorem, gdyśmy się kładli spać. Mieszka ze mną. – Wy…? – Nie – uśmiechnąłem się. – Ty-Robert kocha ja-Ulę. I nic nie wiedział o tobie-Renacie. I nie prowadzi dziennika, z którego mogłabyś się dowiedzieć, kim jesteście i co się z wami dzieje. Tam – wskazałem na szafę ja-Uli – są ubrania kobiece. Powinny na ciebie pasować. Skoro podobały się Robertowi, pewnie spodobają się i tobie. A tam jest łazienka. Ja idę do kuchni szykować śniadanie. Kawa czy herbata? – Pozdrowienia od ty-Uli – usłyszałem na dzień dobry. Renata już wnosiła tacę z kawą i kanapkami. Przetarłem oczy. – Jak długo…? – Ty chyba ze trzy miesiące. – Ja…? – A ja znów od tygodnia. Zaprzyjaźniłyśmy się. – Nie mam nic przeciwko – skwitowałem, wąchając świeżo zmieloną i zaparzoną kawę. – Ciebie też chyba polubię. Zakrztusiłem się. Chłopak był przerażony. – Cześć, Robert – rzuciłem, gramoląc się z łóżka. – To znowu ja-Grzegorz. – Tak, wiem, ale… – Ale? – Ale… Ty-Ula jest pewna, że jest w ciąży… |