Józef Mackiewicz uważany jest dzisiaj za jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy emigracyjnych. Mało kto jednak pamięta, że literacką karierę autor „Kontry” zaczynał tuż po I wojnie światowej jako dziennikarz „Słowa”. W swoich artykułach podejmował tematy, które po latach powróciły w jego beletrystyce. Można więc uznać, że Mackiewicza-powieściopisarza ukształtowały lata spędzone w redakcji wileńskiego dziennika.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wilno – „Jerozolima północy” Skład narodowościowy Wileńszczyzny był – poprzez uwarunkowania historyczne – bardzo złożony. Według spisu dokonanego w końcu XIX wieku (1897 rok) Gubernię Wileńską najliczniej zamieszkiwali Białorusini (56%, była to ludność pochodzenia chłopskiego), potem Litwini (17,6%) i Żydzi (12,7%); Polacy stanowili dopiero czwartą grupę (8,2%). Po nich plasowali się Rosjanie (4,9%) i inne narodowości (Tatarzy, Ukraińcy, Łotysze). Korzystniejszy dla strony polskiej był natomiast skład narodowościowy ludności miejskiej, a zwłaszcza stolicy guberni. Według niemieckiego spisu ludności, dokonanego w marcu 1916 roku, w mieście mieszkało aż 50,2% Polaków i 43,5% Żydów; pozostałe narodowości to Litwini (2,6 %), Rosjanie (1,4%), Białorusini (1,4%), Niemcy (0,7%) i inne (0,2%). Jak wynika ze spisu, w mieście dominowali Polacy i Żydzi. Spośród wszystkich mniejszości narodowych zamieszkujących Polskę, Żydzi w swej zasadniczej masie stanowili rodzaj społeczności najbardziej zamkniętej, odizolowanej, broniącej się przed zewnętrznymi wpływami, rządzącej się szeregiem zasad płynących z religii i starych obyczajów, posłusznej przede wszystkim swym własnym duchowym przywódcom (cadykom i rabinom). Na przełomie XIX i XX wieku w życiu Żydów w Europie Wschodniej wykrystalizowało się kilka nurtów kulturowo-politycznych. Dominującym wciąż pozostawał nurt tradycjonalistyczny, pragnący zachowania starodawnej obyczajowości, a nade wszystko religijności w jej najbardziej konserwatywnych formach. Konkurentem dlań stawał się nurt narodowy, wyznający zasadę świeckości w życiu Żydów i traktujący ich jako odrębny naród. Dzielił się on na dwa zasadnicze odłamy: syjonistów i folkistów. Pierwsi dążyli do stworzenia państwa żydowskiego w Palestynie, drudzy natomiast uważali, że Żydzi mogą uzyskać możliwość całkowitego rozwoju narodowego w krajach, które od wieków zamieszkują. Trzecim z kolei był nurt socjalistyczny, odrzucający żydowską tradycję i głoszący przejęcie władzy przez proletariat. Czwarty w końcu, nurt asymilatorski, pozostawał na marginesie życia żydowskiego w Polsce. Wyrażał on tendencję do stopniowego zespolenia się Żydów z narodem polskim (tzw. asymilacja kulturalna) bądź też rozbudzenia w masach żydowskich poczucia państwowości polskiej (tzw. asymilacja polityczna). W wieku XIX w strukturze ludności żydowskiej na ziemiach polskich (zwłaszcza na terenie Wileńszczyzny) zaszły istotne zmiany, napłynęli tu bowiem masowo Żydzi rosyjscy, wypędzeni z dotychczasowych siedzib w konsekwencji tworzenia tzw. stref osiedlenia wewnątrz Cesarstwa . Ten zrusyfikowany, odrębny kulturowo zarówno od ludności polskiej, jak i Żydów od dawna w Polsce zamieszkujących, element (potocznie zwany litwakami) osiadł w miastach, które tym samym zmieniły swoje oblicze. Pod koniec stulecia odsetek Żydów w miastach Królestwa Polskiego wzrósł do 15%, a w Wilnie przekraczał nawet 50%. Rywalizacja gospodarcza żydowskiego i polskiego mieszczaństwa i kupiectwa prowadziła do zwiększenia napięć politycznych i narodowościowych. Napięcia te utrzymywały się potem także przez cały okres międzywojenny. W początkach swej dziennikarskiej pracy Józef Mackiewicz sprawami żydowskimi zajmował się bardzo rzadko. Pisywał krótkie notatki do rubryki „Za granicą”, w których przedstawiał sytuację ludności żydowskiej w innych państwach. Syjoniści, chcący wprowadzić w życie tzw. deklarację Balfoura (1917), dążyli do utworzenia w Palestynie żydowskiej siedziby narodowej. Cała akcja miała być przeprowadzona pod protektoratem angielskim; Wielka Brytania otrzymała nawet mandat Ligi Narodów na „wzniesienie dla narodu żydowskiego własnego domu” w Palestynie. Przedsięwzięcie Anglików miało jednak na celu głównie zachowanie status quo w tym regionie świata, czyli – jak pisze Mackiewicz – „obronę Kanału Sueskiego i zabezpieczenie drogi do Indii”. Tym samym Anglia „popierając Żydów, szachuje panarabskie dążenia do wszechwładztwa na Bliskim Wschodzie”. Z początku deklarację Balfoura przychylnie przyjęli nawet Arabowie, ale już w pierwszych latach trzeciej dekady XX wieku i oni się sprzeciwili – dochodziło do rozruchów w Jerozolimie i Jaffie. Wówczas Anglicy ograniczyli imigrację Żydów do Palestyny, lecz sytuacja pozostała napięta. Nie pomogło nawet to, że Balfour domagał się równych praw dla Żydów i Arabów, gdyż żadna ze stron nie chciała się na to zgodzić. Nie mniej zainteresowany był Mackiewicz położeniem ludności żydowskiej w sąsiedniej Litwie. Czytał doniesienia prasy żydowskiej w Kownie, oskarżającej rząd Republiki o zmianę swojej polityki wewnętrznej w stosunku do mniejszości i rozpoczęcie kursu antysemickiego. Żydowski „Nasz Przegląd” szczególnej krytyce poddawał przede wszystkim niedawne zmiany w konstytucji litewskiej, które wprowadziły znaczne ograniczenia praw ludności żydowskiej na Litwie. Między innymi zlikwidowano ministerstwo do spraw żydowskich oraz nie zalegalizowano w Kownie Żydowskiej Rady Narodowej. Nie tylko Mackiewicz postrzegał Żydów jako ludność szczególnie podatną na hasła komunistyczne. Przykład Związku Radzieckiego był dla niego ostrzeżeniem. W pewnym sensie Mackiewicz także ulegał propagandzie endeckiej, głoszącej tezę o dążeniach „żydokomuny” do przejęcia władzy w świecie. Z tego też powodu jego nastawienie do Żydów było dalece sceptyczne, a zwłaszcza do Żydów ze Związku Radzieckiego. W planowanej przez rząd sowiecki kolonizacji ludności żydowskiej na południu kraju widział jedynie zasiewanie trucizny bolszewickiej, komunistycznej propagandy i rozkładu moralnego. Przez kolejne lata sprawami mniejszości żydowskiej Mackiewicz się nie zajmował. Dopiero gdy po śmierci Marszałka Piłsudskiego (w maju 1935 roku) w rządzie polskim doszły do głosu akcenty antysemickie, a cały ruch coraz częściej przenoszony bywał na ulice, dziennikarz zainteresował się tym problemem. W propagandzie antysemickiej dominowała oczywiście endecja i jej młodzieżowe, działające jednak od jakiegoś czasu samodzielnie, przybudówki: ONR-Falanga i ONR-ABC. Do ogólnego ruchu skierowanego przeciw ludności żydowskiej dołączył także, powstały w 1937 roku, „państwowy” Obóz Zjednoczenia Narodowego (popularnie zwany „Ozonem”), powołany na miejsce rozwiązanego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR). „Ozon” nawiązał rozmowy z młodzieżą endecką, próbując – w ramach Związku Młodej Polski, potem również Służby Młodych – przyciągnąć ją do idei sanacyjnej. Przenikanie idei następowało jednak w obie strony. „Ozon”, pod przywództwem pułkownika Koca, a po jego dymisji – generała Skwarczyńskiego, stawał się coraz bardziej radykalny, jawnie głosił potrzebę rządów „silnej ręki” – rządów dyktatorskich (w domyśle totalitarnych); nawoływał do bojkotu sklepów żydowskich, nie przeciwstawiał się ogarniającej kraj fobii antysemickiej. W polityce „Ozon” popierany był przez rząd generała Składkowskiego, a także kardynała Hlonda.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bojkot i źródła nienawiści Stosunki polsko-żydowskie napięte były „od zawsze”. Po okresach względnie spokojnego współżycia obu narodów wybuchały waśnie, dochodziło do demonstracji, protestów, bojkotów, a w ostateczności nawet do rozlewu krwi. Druga połowa lat 30. XX wieku to wzrost tendencji antysemickich w całym kraju, podsycanych głównie przez organizacje narodowe, chcące zepchnąć ludność żydowską na margines życia społecznego w Polsce lub wręcz dążące do odizolowania jej w gettach. Mackiewicz z początku ruchowi temu przypatrywał się biernie, jednak gdy na terenie Wileńszczyzny doszło do poważniejszych wypadków, starał się badać sprawę w miarę możliwości dokładnie, na miejscu zdarzeń. W styczniu 1936 roku podczas pobytu w Grodnie zainteresował się współżyciem ludności polskiej i żydowskiej w tym mieście. Sytuacja była szczególnie napięta: w grodzieńskim sądzie toczyła się rozprawa przeciw chrześcijaninowi Dymperowi oskarżonemu o zamordowanie Żyda Mojżesza Lipskiego. Dziennikarz „Słowa” przyglądał się rozprawie, podczas której Dympera skazano na 6 lat więzienia (z zastosowaniem okoliczności łagodzących). Po wizycie w sądzie wybrał się na przechadzkę po mieście, wstąpił do fryzjera Żyda, u którego za usługę zapłacił 40 złotych, a potem do fryzjera Polaka (chrześcijanina), który za to samo policzył trzydzieści złotych więcej. „Nie powiem, żeby tego rodzaju rozpiętość cen usposabiała mnie właśnie do bojkotu żydowskich przedsiębiorstw…” – napisał później w reportażu z Grodna. Bojkot mimo wszystko popierał, choć dostrzegał jego sztuczność i nie był przekonany o jego skuteczności. Przytaczał taki oto przykład: Prasa (sama nie jestem pewna) polska, do bojkotu wzywająca, wydrukowała listę sklepów chrześcijańskich, w których powinni robić zakupy Polacy. Skorzystało z tego żydowskie pismo „Grodner Moment”, które listę w całości przedrukowało z zastrzeżeniem, by w tych sklepach nie robili zakupów Żydzi. Jak się okazało, dla Grodna groźniejszy był bojkot sklepów chrześcijańskich przez ludność żydowską niż odwrotnie. Miasto więcej na bojkocie straciło, aniżeli zyskało. Mimo to psychozę antysemicką podsycano do tego stopnia, że Mackiewicz mógł napisać: „[Grodno] stało się dziś ośrodkiem, ogniskiem, źródłem niejako, sączącym strumienie antysemityzmu na całą niemal Rzeczypospolitą. (…) Wojna trwa”. Do sprawy bojkotu powracał Mackiewicz w swych artykułach jeszcze parokrotnie. Zastanawiał się, pytał, porównywał i uczciwie przyznawał, że towary w sklepach chrześcijańskich (polskich) – obojętnie z jakiej branży – zawsze są droższe. Gdy pytał właścicieli-sprzedawców(lub w. i s.), dlaczego, ci odpowiadali tak samo: „bo są lepsze, bo solidniejsze”. Mackiewicz jednak w to nie wierzył. Zauważył przy tym, że w chwili obecnej (1936 rok) sklepy chrześcijańskie korzystają z bojkotu i z tego, że ludzie u Żydów kupować nie chcą, lecz – jego zdaniem – ta reakcja „solidarności chrześcijańskiej” to jedynie „spoczywanie na laurach sztucznej koniunktury”. Zadziwiający obiektywizm jak na człowieka, który bojkot popierał. Zdarzyło mu się przecież napisać wprost: „(… )chodzi o wielką akcję odżydzania Państwa, o zbiorowy wysiłek społeczeństw chrześcijańskich, o wydarcie potęgi, czy nawet monopolu materialnych korzyści w kraju, o złamanie żydowskiej hegemonii w handlu, hegemonii, która znajduje później swój wyraz ujemny w polityce i literaturze, sztuce i gospodarce. O hegemonię, którą zwalczamy. (…) Słuszne lub niesłuszne są metody akcji antyżydowskiej, ale odcinek jej jeden, bojkotowy, a popierający firmy chrześcijańskie, wydaje się nam celowy i zrozumiały. O wiele zaś sympatyczniejszy od metod pałkarskich i druzgotania szyb. Spokojny, legalny, owocny”. W tym przypadku dziennikarz „Słowa” był legalistą i wyraźnie odcinał się od metod stosowanych przez endeckie bojówki. Chociaż Mackiewicz nie był antysemitą, widoczny jest w jego publicystyce z tego okresu (1936-1939) wyraźny dystans wobec ludności żydowskiej. Przejawia się on przede wszystkim w słownictwie – typowym dla całej publicystyki międzywojennej, dziś jednak zdecydowanie rażącym i nieprzyjemnym (chociażby twierdzenia o „zażydzeniu” kraju lub nagminne pisanie nazwy tego narodu z małej litery: „żydzi”, jak też zestawianie na zasadzie antonimów przymiotników „chrześcijański – żydowski” – ten drugi oznaczający oczywiście coś znacznie gorszego. Artykuły Mackiewicza w tym wypadku współbrzmiały ze stanowiskiem większości publicystów i rządu Rzeczypospolitej. Tak było również w przypadku opisu wydarzeń w miasteczku Przytyk pod Radomiem, gdzie w marcu 1936 roku doszło do krwawych rozruchów antyżydowskich. W tym liczącym około czterech tysięcy mieszkańców, prowincjonalnym mieście ponad 90% ludności stanowili, żyjący często w skrajnej nędzy, Żydzi. Zaczęło się od bojkotu ich sklepów i straganów. Gdy chłopi przestali kupować towary u Żydów, ci zostali zmuszeni do likwidowania interesów – stanęło przed nimi widmo bankructwa. Zamykano stopniowo młyny, warsztaty, w końcu sklepy. „Wtedy doszło do rewolwerów” – napisał Mackiewicz w „Słowie”. Żyd Leske strzelił do wieśniaka, chłopi zaś – pragnący zemsty – zamordowali żydowskie małżeństwo Milikowskich; w efekcie doszło do pogromu. Jednak kiedy w czerwcu rozpoczął się w Radomiu proces sądowy w sprawie zajść w Przytyku, na ławie oskarżonych zasiedli tylko Żydzi (57 osób). Mackiewicz przysłuchiwał się rozprawie, wyciągając z niej następujące wnioski: „Przede wszystkim nasuwa się pytanie: czy zajścia były zaplanowane przez kogoś? I przede wszystkim nasuwa się odpowiedź: olbrzymi, żywiołowy, antysemicki już nie ruch a pęd”. Następnego dnia pojechał na miejsce zdarzeń. Spotkał się z Żydami, rozmawiał z chłopem Korczakiem, „ponoć przywódcą strony chrześcijańskiej w Przytyku”. Po powrocie do Wilna napisał: „Nienawiść do Żydów w Radomskiem (…) jest tak wielka, że na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszelkie problemy usunięte zostały dla chłopów na plan dalszy. (…) Podział na pana i chłopa jest teraz znikomy i dla nikogo nie ważny”. Nastąpiła całkowita konsolidacja społeczności polskiej przeciwko Żydom i w tej chwili „obydwie strony są strasznie na siebie zażarte”. Niewiele się zmieniło do czasu następnej wizyty Mackiewicza w Radomiu w październiku 1936 roku. Wciąż trwała „wojna” i obopólny bojkot. Rozwinął się już jednak bardziej chrześcijański handel, powstały nowe sklepy, stragany, a nawet dwie hurtownie (mąki i cukru). Rozwój ten Mackiewicza cieszył, choć – prawie zawsze wątpiący – zastanawiał się, czy nie splajtują, bo przecież „nie można koniunktury handlu chrześcijańskiego opierać na powtarzalności przytyków”. Nowopowstające sklepy, należące do chrześcijan, powinny były – jego zdaniem – oprzeć się na zdrowych fundamentach. Znów więc dała znać o sobie obawa dziennikarza przed „sztuczną solidarnością”, a z drugiej strony – dbałość o to, by budowano i opierano się nie na fikcji, lecz rzeczywistych społecznych potrzebach.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po dniu spędzonym w Radomiu wyjechał Mackiewicz do Warszawy. Tam spotkał się z żydowskim adwokatem, Wilhelmem Rippelem, wodzem istniejącego od paru miesięcy „Frontu Młodo-Żydowskiego”. Nazwisko adwokata stało się głośne z powodu głoszonych przez niego skrajnie nacjonalistycznych poglądów – aż do tego stopnia, że skłócony z wszystkimi innymi organizacjami żydowskimi „Front” był określany przez nie jako żydowski ONR. Sympatycy Rippela postanowili zorganizować marsz z Warszawy do Palestyny, bez wiz i paszportów, a więc – z prawnego punktu widzenia – nielegalny. Przygotowywali się do tego marszu bardzo starannie: odbywali ćwiczenia wojskowe, uszyli mundury ( także nielegalne), w końcu o swoich planach poinformowali władze. I wyruszyli. W Pyrach pod Warszawą pochód zatrzymała policja, doszło do starć. Byli ranni i aresztowani. Rippel trafił na parę dni do aresztu, po czym – do czasu przyszłej rozprawy – został wypuszczony. W rozmowie z Mackiewiczem zdradził, że na wiosnę 1937 roku planuje kolejny taki marsz. Jego celem miało być wyprowadzenie z Polski do Palestyny pół miliona Żydów. „Co młodsi Żydzi i ci najenergiczniejsi, ci co pchać się będą do ławek uniwersyteckich i zażydzać handel, ci co powiększają bezrobocie i szeregi komunistycznej młodzieży, ci co się rozpychają i robią nam samym ciasnotę w kraju. Tych chce Rippel wywieść do Palestyny. (…) Chwała Bogu! Co za genialna myśl! Polonię Restitutę mu na szyję i Krzyż Zasługi na drogę” – pisał Mackiewicz z entuzjazmem, dziwiąc się zarazem postępowaniu polskich władz: „Tak by się zdawało ze zdrowego rozsądku. Ale u nas robi się wszystko na opak, a zwłaszcza w sprawach żydowskich, jakoś tajemniczo, niewyraźnie, pokątnie, nieszczerze. I trzyma się tych w kraju, nie wypuszcza, jakby byli skarbem jakim czy klejnotem rodzinnym”. W planach Rippela widział Mackiewicz dobro dla Polski; pytał zatem: „Po co ich zatrzymywać?” Pogląd to stanowczo uproszczony, bezkompromisowość w polityce nie zawsze bowiem przynosiła dodatnie efekty. Pozbycie się półmilionowej rzeszy Żydów z Polski być może – choć to bardzo iluzoryczne przekonanie – wyszłoby polskiej gospodarce na dobre, ale jak odebrano by to za granicą? Sprawa adwokata Rippela znalazła swój epilog w sądzie. W maju 1937 roku został on oskarżony tylko i wyłącznie o znieważenie władzy (artykuł 127): o to, że w czasie rozbijania pochodu w Pyrach krzyczał pod adresem policji: „mordercy!”. Mackiewicz obecny był na tym procesie, który odroczono. W niczym nie zmienił jednak swoich poglądów na temat „marszu” Rippela. Pisał: „Wobec przeludnienia naszych miast i miasteczek elementem żydowskim, wobec przeludnienia naszych wsi ludnością chrześcijańską, którą do miast nie dopuszcza ten właśnie element żydowski – takie wyprowadzenie mogłoby w idealnej formie rozstrzygnąć sprawę żydowską”. Plany Rippela spaliły na panewce. Nie udało mu się wiosną zorganizować olbrzymiego pochodu; niepowodzenie poprzedniego marszu odsunęło od niego najbliższych nawet i najzagorzalszych sympatyków, cała akcja odniosła odwrotny skutek. Mackiewicz zauważył to i wyjaśnił następująco: „(…) wśród społeczeństwa żydowskiego nastąpiła ogólna psychoza antyemigracyjna. Żydzi nie chcą opuszczać Polski. Obrażeni są, że ich się wyrzuca, więc nie chcą. (…) Wygodni panowie z gotówką boją się o swoje interesy, o zbyt towarów, mają wpływy i prowadzą propagandę antyemigracyjną. (…) Wszystko zostanie po staremu”. Przy innej natomiast okazji Mackiewicz narzekał na „zażydzenie” kraju. Podczas wizyty w Chełmie nie mógł nadziwić się, że w szkołach powszechnych i gimnazjach duży odsetek nauczycieli (w tym nawet na stanowiskach dyrektorskich) to Żydzi. |