powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

 „Esensja” – pieśń przyszłości
Zarządzanie „Esensją”, obróbka wszystkich spływających materiałów, odpowiadanie na mejle i cierpliwe znoszenie spamu – wszystko to już dziś potrafi zamęczyć niejednego redaktora. A jak będzie w przyszłości…?
– Esensjopedia jest kompletna, zanim w ogóle zdąży się coś nowego pojawić na rynku! Notek tetrycznych to mamy… Widziałeś ostatnio tę tabelkę?! Autorów jak psów! Niedługo będzie miała ze dwa ary powierzchni! Gratisy ssą jak wściekli, ale o tym to w końcu sam powinieneś dobrze wiedzieć. Ale co tam gratisy! Są tacy zawodnicy, którzy za własną kaskę książki kupują, byle tylko jako pierwsi coś o nich napisać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
– Dobra, Arti, rzuć to tutaj, na stół. Ile tego jest?
– Powiedzieli mi, że lata 2004/2005, ale fragmentarycznie, o chronologii mowy nie ma. Hm, jak je tak rozrzucić na blacie, to niewiele tego.
– No a bieżące?!
– Chyba jest jeden. „Szklana pułapka 6”, jeśli mnie pamięć nie myli.
– Psiakrew! Cztery dywizje średnio dwa razy na dzień mnie pociskają. To ci najświeżsi – wiesz, młoda krew, „young eager minds”.
– Konrad, już żeśmy o tym rozmawiali n razy i mam dyskusji na ten temat wyżej uszu. Przecież im nie urodzę! To jest nowa technologia, nie wyciśniemy od dystrybutorów większych ilości archiwalnych filmów. Nowe kręci się inaczej, szybciej, a generowanie całego biologiczno-atmosferycznego backgroundu w starych produkcjach długo trwa – i tyle. Co ja mam z batogiem pójść do zachodnich wytwórni? Ile razy to przerabialiśmy? Ile już wysłałem mali wyjaśniających na nasze listy? Co tak trudno tu zrozumieć?!
– Wiem, wiem, wiem! Nie unoś się! Ja tylko ci mówię, jak jest.
– No to trudno, że tak jest. Jak naszym rozgorączkowanym ekipom brakuje roboty, to trzeba ich zająć czymś innym – niekoniecznie nagradzanym w ten sposób…
– Czym, kurwa?! Esensjopedia jest kompletna, zanim w ogóle zdąży się coś nowego pojawić na rynku! Notek tetrycznych to mamy… Widziałeś ostatnio tę tabelkę?! Autorów jak psów! Niedługo będzie miała ze dwa ary powierzchni! Gratisy ssą jak wściekli, ale o tym to w końcu sam powinieneś dobrze wiedzieć. Ale co tam gratisy! Są tacy zawodnicy, którzy za własną kaskę książki kupują, byle tylko jako pierwsi coś o nich napisać. Na głowie staną, żeby dostać te tokeny do VR-CR! A ty mi ich przynosisz naście w pudełku na buty. A z aktualnych produkcji raptem jeden, do tego straszną kichę…
– Konrad, przecież ich z plasteliny nie ulepię!
– Ciii… nie musisz się drzeć! Wiem. Po prostu cię informuję, że musimy coś zrobić, bo tak dalej żarło nie będzie! Atmosfera robi się pierdząca! Na liście już formalnie zaproponowano stworzenie czegoś na kształt związków zawodowych, które pilnowałyby normalnego odbioru i dystrybucji „vircarowych” nagród. Nas chcą rozliczać, rozumiesz?!
– Powaliło ich chyba!
– Na Varię spłynęło już trzy teksty publicystyczne poruszające ten temat. Oczywiście nie puściłem ich w eter, ale już samo to o czymś świadczy. Słuchaj, z tego się chyba robi poważne uzależnienie.
– No to pięknie! Pragnę przypomnieć, że to ty wymyśliłeś ten sposób promocji…
– Arti, nie wkurzaj mnie! Przecież zadziałał i to koncertowo! Po pół roku trzeba było zdjąć stronę „Drogi potencjalny autorze”, bo nie wyrabialiśmy z nawałnicą zgłoszeń. Admin już zaczął nawet pisać skrypty do masowego zakładania kont pocztowych na naszym serwerze. Ludzie tyrają po nocach, żeby tylko dorwać fanty. Byle bzdurna opowiastka o huzarach i dupie Maryny kończy się minimum siedmioma, ośmioma recenzjami. Patrzyłeś na listy? Ostatnio wysyłają teksty nawet o trzeciej czy czwartej rano! Chyba na prochach jadą! Tylko patrzeć, jak będą chcieli dofinansowanie… Już prawie całe dwie dywizje prowadzą formalne literackie warsztaty z czytelnikami. No nie chcą uwalić ani jednego przysłanego nam do nas tekstu, więc rzeźbią każdy aż do usrania.
– Nie, to już przegięcie! Nie mówiłem tego dotąd, ale uważam, że nasza praca idzie w złym kierunku. Odkąd dostaliśmy te dwa stustysięczne granty, wszystko się diametralnie zmieniło. Potem te trzy nagrody po pięćdziesiąt tysięcy złociszy każda, nagroda od Polonii za promocję polskiej kultury w świecie, wyjście wersji drukowanej jako dodatek do największych dzienników, jeszcze tych czterdziestu reklamodawców – zupełnie inaczej teraz to wszystko jedzie. Mamy mocny ser… ty, a może by tak zasymulować pad serwera? W końcu to żadne novum, w małym paluszku to mamy! Nawciskać kitu, że połączenie z „vircarowym” serwerem dystrybutorów nam wykorbiło i na razie nie wstanie, bo coś tam się sfajczyło. A z tej okazji podziękować kilku osobom i tak z siedemdziesiąt procent naszych human resources posłać na drzewo…
– Arti! Kto mi uwierzy w tę bzdurę?! Serwer jest mocny jak koń! Czteroprocesorowy, osiem giga pamięci, chociaż to ponoć gruba przesada. W dodatku po drugiej stronie Wisły jest standby tej samej klasy, synchronizowany co pięć minut gigabitowym „kablem”. Można się na ten serwer przełączyć w niecały kwadrans. Wszystko to jedzie na UPS-ach wytrzymujących pięć godzin „bez jedzenia”. Mamy cztery niezależne od siebie łącza, utrzymywane przez czterech różnych providerów – w tym jedno radiowe. Do tego macierze dysków spiętych sprzętowym RAID-em, cokolwiek to znaczy.
– No dobrze, ale który z tych zapalonych literatów może o tym wiedzieć…
– Na litość boską, przecież sami się szumnie chwaliliśmy! Trąbiliśmy o tym na naszych listach, aż furczało: że teraz to nam zanik prądu albo awaria dyskowych talerzy może skoczyć na puklerz! Nie pamiętasz?
– No dobra, dobra, nieważne. Tak tylko sobie pomyślałem… Zresztą problem nam urósł też z innego powodu. Dawniej było ubogo, chędogo i kameralnie. Potem zaczęliśmy dobrze płacić i ludzi się naszło „jak mrówków”. Za bardzo napuchliśmy, z redakcji zrobiła się straszna bambaryła. Osiemnaście recenzenckich dywizji! Dawniej kojarzyłem znakomitą większość ludzi na listach, teraz mam w programie pocztowym regułę, która mi ich przerzuca na osobny folder, a reszty nawet nie czytam. No co tak patrzysz? Co mnie może obchodzić list napisany przez Wojtka29? A propos – serio mamy ich aż tylu?
– Aż tylu. A będzie jeszcze więcej, bo szykuje się dywizja dziewiętnasta – tam jest czterech. Co gorsza, jest też dwóch Konradów, a dotąd jakoś Bóg uchował…
– Pieprzysz! Nie, nie, nie, musimy to trochę przystopować. Nie wiem jak tobie, ale mi kompletnie rozmywa się ogląd na to wszystko. Jeszcze chwilę, a stracimy kontrolę nad tym, co kto pisze i wrzuca na serwis. Tak być nie może, bo nagle okaże się, że mamy patronat nad reklamówkami Leppera. Trzeba coś postanowić.
– To co, mam zwołać naszą Lożę?
– Tak, rozpuść wici. Jeszcze dzisiaj cała kapituła redakcji wchodzi do naszego VR-a. Strój dowolny, no może poza Salvatorem z „Imienia róży”. Jakoś nie potrafię poważnie rozmawiać z kimś, kto wygląda, jakby wylazł prosto z bębna pralki automatycznej. Czego kręcisz głową?
– A bo jest taki stary, brodaty kawał, jeszcze z PRL-u: jak na zboże i buraki zaczyna spadać plaga, to co się zbiera pierwsze? Zbiera się aktyw.
– No i?
– A nic. Stara dobra tradycja: jak nie wiadomo co robić, to robimy plenum.
– Robimy kolegium, towarzyszu redaktorze. Trzymajmy się terminologii.
• • •
Gdy tylko poszczególni członkowie kapituły redakcji, posłuszni sformułowanemu przez Naczelnego nakazowi (który przewyższał swą rangą nawet wezwanie „do woja” czy owo reklamowe „Roberto! Fagaldo!”), w zaciszu swych domów założyli na głowy hełmy służące do poruszania się w wirtualnej rzeczywistości, przed oczyma stanął im znajomy już widok: wielkiego, dębowego stołu o owalnym blacie. Królował on pośrodku ogromnej nawy gotycko strzelistej, choć mrocznej jednocześnie świątyni. Trójwymiarowy engine jej samej, a także świata, w którym się znajdowała, „Esensja” otrzymała za friko w ramach reklamy od Tomka Bagińskiego i jego „Platige Image” – obecnie zarabiającej krocie na koprodukcji poważnych holywoodzkich przedsięwzięć filmowych. To tutaj właśnie, w scenerii nominowanej do Oscara „Katedry”, przy dźwiękach bardzo cicho brzmiącego gregoriańskiego chorału, w słabym blasku gwiazd, za stołem ustawionym na wiszącym nad przepaścią skraju podłogi odbywały się redakcyjne nasiadówki. System „VR-Cathedral” każdego logującego się i przechodzącego przez konstruktor uczestnika przerzucał od razu do wnętrza, w pobliże majestatycznych krzeseł z wysokimi oparciami, wykonanych z tego samego drewna, co olbrzymi stół. Na początku działało to normalnie i każdy zjawiał się przed przepysznym portykiem katedry. Do czasu. Pewnego razu bowiem niejaki Łuczyński chciał coś pooglądać na boku, pobłądził wśród mgły i twardych, kolczastych zarośli i musiał ratować się twardym resetem. O spóźnieniu na kolegium i wyrażonej w „lindowskim” języku połajance od Naczelnego taktownie zmilczymy – dość wspomnieć, że związani z redakcją informatycy mieli w trybie pilnym „przeprogramować to cudo, żeby mi się więcej nikt nie szwendał wkoło i skarbów nie szukał.”
– Wszyscy są? – rozpoczął Konrad Wągrowski, którego avatar został skrojony na miarę i kształt Jasona Robardsa – znanego i twardego redaktora naczelnego z „Wszystkich ludzi prezydenta”. Pytanie z pozoru wydawało się retoryczne i trącąciło rutyną, bo w końcu ilość krzeseł odpowiadała ilości członków kapituły, a wszystkie były zajęte. Tak naprawdę jednak padało na każdym spotkaniu od momentu, gdy wspomniany już wyżej Marcin Łuczyński wlazł na kolegium, a potem wyskoczył na moment spod hełmu, żeby sobie na podorędziu nagromadzić kanapeczek (VR-Cathedral miał jakiś feler i zezwalał na to, nie wylogowując użytkowników automatycznie po ustaniu przepływu bio-impulsów). Jego avatar tymczasem siedział jak na tureckim kazaniu i podczas gdy na ostatnio przezeń przysłany tekst redakcyjni koledzy, niezastąpieni w takich chwilach, słali krytyczne gromy – nawet powieka mu nie drgnęła. A potem, ni stąd ni z owąd zaczął poruszać się i zapytał radośnie: „No to co sądzicie o moim ostatnim tekście?”. Wtedy można było podziwiać posiadany przez redakcję sprzęt obsługujący wirtualną rzeczywistość, bo Jason Robards natychmiast, jak na zawołanie, poczerwieniał na twarzy. Chyba ze złości.
– Dobra, zaczynamy – z ukontentowaniem stwierdził Konrad, widząc, że każdy z członków redakcji czymś tam poruszył na znak obecności. Nagle zmarszczył czoło, spoglądając na postać ubraną w charakterystyczny strój po trosze wyglądający na habit: jasną szatę i narzucony na nią brązowy płaszcz. Wielki, przepastny kaptur skrywał górną część twarzy, widoczna była tylko krótka, siwa, zadbana broda.
– Achika, gdzie ty masz rękę? – zapytał zdziwiony. Rzeczywiście, postaci brakowało prawego rękawa.
– Słuchajcie, to kapitalne jest! – rozległ się podekscytowany dziewczęcy głos, przechodzący nad pytaniem Naczelnego do porządku dziennego. – Walczyłam z Darthem! Rewelacyjnie to wszystko zrobili! Można sobie dobrać rasę, strój, kolor miecza świetlnego, planetę macierzystą, statek, w dowolnym miejscu odpalić powtórkę. Najlepsze są jednak bonusy – trening Jedi po prostu miodzio…
– Czyli pierwsza część SW jest w porządku – wszedł jej w słowo Tomasz Kujawski. Ten zmieniał avatary najczęściej, więc bywało, że nikt go nie poznawał, dopóki się nie odezwał. Tym razem w mroku katedry wyglądał dość strasznie, mając twarz Stephena Kinga. Aby ułatwić identyfikację, starannie wymalował na czole wielkie litery TK. – Druga pewnie też będzie, jeśli tylko dadzą radę odwieść Lucasa od kolejnych przeróbek – i tak mają mnóstwo roboty z przeniesieniem do „vircra” tego, co jest.
– Pytałem, gdzie masz rękę? – powtórzył Konrad, nachylając się nad stołem. Kaptur uniósł się nieco.
– A skąd mogę wiedzieć? – kobiecym głosem zapytał Obi-Wan Kenobi, wzruszając ramionami: lewym i resztką prawego, równo przyciętego i trochę osmalonego. – To znaczy, w „Gwiezdnych Wojnach” pojedynek przegrałam i Lord Hełm urąbał mi prawicę. Ale to było tam! Mam wrażenie, że konwertery avatarów są chyba coś nie tego – nie resetują stanu. Wlazłam tu bezpośrednio stamtąd i pewnie w trakcie coś zgrzytnęło. Jakby co, będę głosować lewą.
– Albo paszczowo – wtrącił Winicjusz Kasprzyk, który swojego avatara dobrał pod imię (na krześle siedział Robert Taylor z „Quo vadis”, z roku 1951).
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

25
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.