powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

 Przeciw wszystkim
Elizabeth Moon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział drugi
Favoured-of-God, statek kurierski Terakian i Synowie
Goonar Terakian patrzył na otrzymaną przed chwilą wiadomość i trudno mu było oddychać. Bunty, upadające rynki… a on chciał tylko spokojnie zapracować sobie na stanowisko kapitana na jednym ze statków Terakianów.
– Jesteśmy wolnymi kupcami – powiedział do samego siebie. – Nie jesteśmy po niczyjej stronie.
– Niezupełnie. – Basil Terakian-Junos oparł się o przeciwległą ścianę. – Nie podoba mi się handlowanie z milicją Nowego Teksasu. Hazel mówi…
– To kolejna sprawa – przerwał mu Goonar. – Hazel. Weszliśmy w jej rodzinę, która nie chce mieć z nami nic wspólnego.
– A czego my chcemy?
– Cóż, na pewno nie chcemy wojny – stwierdził Goonar. – Chcemy zarabiać na życie, tak samo jak wszyscy inni.
– Nie tak samo. Na dobre życie, a wojny czasem pozwalają kupcom zarobić.
– Cóż, jeśli ich od razu nie zabiją. Chcemy ochrony naszej własności. Stabilizacji ekonomicznej, żebyśmy mogli polegać na naszych kredytach i gotówce.
– „Czasy wojny dają największe zyski” – zacytował Basil.
– Tak, podobnie jak i straty.
– Pytanie brzmi, która strona oferuje lepsze warunki.
– Pytanie brzmi, co rozumiemy przez lepsze warunki.
– To nie nasza decyzja, Goonar. Nasi ojcowie…
– Nie będą musieli ponosić skutków swoich decyzji. A my tak. Dlatego nie zamierzam stać z boku i przyglądać się, jak nas rujnują.
– Kaim jest jednym z nas.
– Kaim jest szalony. Obaj o tym wiemy. Tak, buntownicy są teraz silni, ale nie chciałbym prowadzić z nimi interesów, w każdym razie nie na dłuższą metę.
– A co z… – Basil wskazał kciukiem na odległą ścianę.
– Czarną Szramą? Chciałbyś się zadawać z Czarną Szramą?
– Może, ale bardzo ostrożnie.
– Ja nie. Nie mam wystarczająco długiego kija.
– Jeśli Familie się rozpadną…
– Nie stanie się tak, jeśli się postaramy.
– My?
– Wszyscy prawdziwi ludzie. Kupcy, producenci, zwykli ludzie.
Goonar czuł, że to niedorzeczne określać Terakiana i Synów Ltd. jako zwykłych ludzi, ale nie chciał, aby rozbawienie odbiło się na jego twarzy. Lepiej jeśli Basil nie będzie o tym zbyt długo myślał.
– W tej chwili – powiedział, stukając w ekran z manifestem – musimy zająć się ładunkiem i klientami. Sytuacja się nie poprawi, jeśli zaczniemy przepowiadać upadek.
– Powiedziałeś to jak człowiek, który chce zostać kapitanem – stwierdził Basil tylko częściowo żartem.
– A ty nie? – Goonar przekrzywił głowę. Ich ostatnia transakcja przyniosła solidny zysk. Obaj z Basilem dostali premie, a on pierwszy raz umieścił swoją w kapitańskiej puli.
– Chcę, ale kapitan zawsze musi myśleć perspektywicznie, a wiesz, kuzynie, że czasem znacznie bardziej skupiam się na obecnej chwili.
To prawda, ale Basil pierwszy raz się do tego przyznał.
– Wolałbym raczej zostać twoim zastępcą i partnerem; ty mnie uspokajasz, a ja nie pozwalam ci być nudnym.
– Nie jestem nudny – odpowiedział Goonar, próbując ukryć zadowolenie z przyznania się Basila, że nie chce z nim konkurować o stanowisko kapitana.
– Byłbyś nudny – stwierdził Basil – gdybym ci od czasu do czasu nie dokopał. Powiedziałem to Ojcom dwa dni temu.
To znaczy, że Goonar jest trzeci w kolejce i że wysłanie premii pieniężnej do kapitańskiej puli było jeszcze lepszym pomysłem niż sądził. Kapitanowie musieli mieć udziały w statkach, i od lat na to oszczędzał, starannie inwestując swoje pieniądze.
– Stworzymy dobry zespół – powiedział, przyjmując propozycję Basila.
– Już nim jesteśmy.
Gdy wreszcie zajęli się manifestem, do drzwi zapukał jeden z urzędników.
– Goonarze, masz wiadomość od Ojców.
– Dzięki. – Wziął zapieczętowaną przesyłkę – dwa poziomy poniżej najwyższego stopnia tajności – i otworzył ją odciskiem kciuka. Spojrzał na pierwszą linijkę i poczuł, że się czerwieni. – Basil!
– Co jest, dostałeś statek?
– Wiedziałeś!
– Nie, ale wuj sugerował mi, że coś się szykuje i że powinienem się zdecydować, czy chcę się trzymać ciebie, czy próbować walczyć o coś samodzielnie.
– To Fortune. – Stary Fortune, jeden z prawdziwych skarbów floty Terakiana i Synów, prawie idealne połączenie ładowności z manewrowością, wyposażony w pojemny dok promowy i dwa automatyczne promy towarowe. Goonar czytał dalej. – Miro… ma jakieś problemy neurologiczne, a w obecnym kryzysie politycznym nie chcą przenosić kapitanów z innych statków. Chcą, żeby ludzie trzymali się znanych im załóg i tras.
– Miro… – rzekł Basil. – Czy on się odmładzał?
– Nie mam pojęcia. Daj spokój, dobrze? Ludziom zdarzały się drgawki i dziury w pamięci na długo przed odmładzaniem. Ale… co to za skarb! Co to za statek! – Czytał dalej. – Przejmujemy regularne trasy Fortune, ale mam prawo wydłużać je lub skracać według własnego uznania. Muszę przekazać zgodę lub odmowę najszybszą bezpieczną drogą. Jakby ktokolwiek mógł odmówić czegoś takiego… – Znieruchomiał i spojrzał na Basila. – Dokończ za mnie to sprawdzanie manifestu, Bas, a ja pójdę wysłać odpowiedź.
• • •
Terakian Fortune to było coś więcej niż Goonar mógł sobie wymarzyć. Załoga statku przyjęła go życzliwie, ładunek też był niezły – nie mógł stracić pieniędzy, chyba że zacząłby je wyrzucać przez śluzę – a pierwsze dwa przystanki poszły tak gładko, że Basil zdołał go namówić na zatrzymanie się na kilka dni w Fallettcie. Spotykał się tam z agentem Terakianów, jadał obiady z lokalnymi bankierami i przeprowadzał inspekcję towaru przed załadunkiem. Znalazł też odpowiedni prezent, by podziękować Ojcom, i naszyjnik dla żony Basila. Pewnego wieczoru, po dniu spędzonym na targu, Basil zaproponował pójście do teatru.
– Nie zamierzam siedzieć na jednym z tych akrobatycznych hałaśliwych festiwali – odpowiedział.
– Zobaczysz, że ci się spodoba.
– Doprawdy?
Narzeczone z gór. To naprawdę dobra trupa.
– Występują na szczudłach?
– Daj spokój, Goonarze. To lepsze niż siedzenie cały wieczór w hotelu.
• • •
Kurtyna podniosła się, odsłaniając wioskę i wieśniaków kręcących się po scenie i udających, że wiedzą, co robić z trzymanymi w rękach narzędziami rolniczymi. W tle widać było namalowane fioletowe góry, nie przypominające żadnej ze znanych planet.
Goonar szturchnął kuzyna w bok.
– Nawet ja wiem więcej o kosie niż ten gość po lewej.
– Ciii. – Basil rzucił mu krótkie spojrzenie. – Poczekaj.
Rozbrzmiała uwertura. Przy akompaniamencie fletów na scenie pojawiły się wieśniaczki z ramionami owiniętymi jaskrawymi szalami, i mężczyźni nabrali tchu i zaczęli śpiewać.
Urocze jak zaranna gwiazda,
Słodkie są nasze narzeczone.
Goonar musiał przyznać, że śpiewać potrafią. W każdym razie głośno. Złapał się na tym, że zaczął nucić, ale przestał, zanim Basil zdążył trącić go w ramię.
Teraz chór kobiet odpowiedział przy wtórze muzyki.
Silni jak drzewa rzucające wyzwanie niebu,
Dzielni są nasi narzeczeni.
Potem kobiety rozeszły się na boki i odsłoniły najpiękniejszą kobietę, jaką Goonar widział w życiu.
A jednak, kochani, nie pobierzemy się,
Póki nie dowiedziecie swej czystej miłości…
Obfite rudobrązowe włosy – oczywiście to mogła być peruka, ale wyglądały bardzo naturalnie – bujne kształty, choć mógł to być kostium… Jej słodki głos wypełnił całą salę. Zdawała się patrzeć prosto na Goonara. Jego oddech przyspieszył. Wiedział, że jest zbyt stary na takie rzeczy… ale jego ciało nie zwracało uwagi na umysł.
Przez cały pierwszy akt, w którym mężczyźni wyruszyli na niebezpieczną misję, a kobiety z sąsiedniej wioski przyszły z wizytą, Goonar walczył sam ze sobą.
W drugim akcie, gdy kobiety z dwóch wiosek zamieniły się miejscami, by sprawdzić swoich zalotników, Goonar sądził, że się opamiętał. Betharnya Vi Negaro – w krótkiej przerwie między aktami zerknął do programu – znana aktorka i piosenkarka, oczywiście nie patrzyła na niego. Prawdopodobnie każdy mężczyzna na widowni miał wrażenie, że flirtuje właśnie z nim. W trakcie sekwencji tanecznej próbował wypatrzyć jakieś potknięcia. Tamta blondynka była bardziej zwinna… a ta brunetka szerzej się uśmiechała.
W długiej przerwie między drugim i trzecim aktem siedział w milczeniu. Czuł na sobie spojrzenie Basila, ale nie chciał spojrzeć mu w oczy.
– Co o niej myślisz?
– O kim?
Basil chwycił go za łokieć.
– O niej, durniu. Bethyi. Czyż nie jest wspaniała?
– To aktorka – odpowiedział Goonar, wyrywając rękę. – Musi taka być. Chce ci się pić?
Basil westchnął teatralnie, a Goonar ruszył w stronę stoiska z napojami. Kiedy obaj mieli już w rękach drinki, Basil odciągnął go na bok.
– Ona leci z nami – powiedział. – Właściwie cała trupa.
– Trupa aktorska?
– Wolą występować tutaj, a nie tam. – Basil kiwnął głową w tę stronę, gdzie, jak przypuszczał Goonar, znajdowała się Benignity.
– A więc… powiedziałeś, że jestem Terakianem. – A to znaczy, że ona widzi w nim tylko pieniądze i wpływy, że jej spojrzenia skierowane były na jego pozycję, a nie na niego.
– Nie, ale ona zna moją twarz. A ty… myślałeś, że patrzy na ciebie? – Ton Basila zabolał go, i pewnie tak miało być.
– Nie – odpowiedział Goonar i szepnął sam do siebie: „Wiedziałem”.
W trzecim akcie, podczas rozmów między wiernymi i niewiernymi kochankami, Goonar uspokoił swoje serce i zaczął się zastanawiać, jak można najlepiej umieścić trupę teatralną i jej sprzęt na pokładzie statku. Raz nawet sięgnął do podręcznego komputera, ale powstrzymał się przed otwarciem go. Jednak zakończenie, gdy tajemniczy nieznajomy zdobywa serce wioskowej piękności, jej były zalotnik atakuje obcego i zostaje przez niego zabity, a dziewczyna musi wybierać, czy odejść, czy zostać… przykuło jego uwagę. Co wybierze? Aktorka znów zdawała się patrzeć wprost na niego – na Basila, przypomniał sobie – i znów nie potrafił nie zareagować. Była kimś, dla kogo można walczyć i w razie konieczności zabić.
Idąc po przedstawieniu ulicą, Goonar cały czas wspominał to spojrzenie. Zawsze można udawać, że było skierowane na niego.
– Chodź – pogonił go Basil. – Musimy się pospieszyć.
– Czemu? Mamy jeszcze dwa dni do odlotu.
– Już nie. Przeniosłem nas na listę odlotów.
Goonar zatrzymał się gwałtownie, nie zważając na tłum.
– Co?! Ty nas przeniosłeś?! Kto jest kapitanem tego statku?
– Goonar, proszę! Nie tutaj. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie było czasu. Poważnie. – Basil choć raz wyglądał na zmartwionego.
Goonar ruszył, wydłużając krok, by nadążyć za Basilem.
– A więc ile mamy czasu?
– Wyruszamy, jak tylko się załadują. Powiedzieli, że chcieliby jak najszybciej stąd odlecieć.
Goonar omal znowu się nie zatrzymał; miał ochotę potrząsnąć Basilem.
– Innymi słowy, będziemy przewozić uciekinierów. – Terakian i Synowie nigdy nie przewozili zbiegów. Była to przyjęta dawno temu zasada.
– Nie… oficjalnie.
– Nieoficjalnie przewozić czy nieoficjalnie zbiegów?
– Goonarze… Proszę, tylko zejdźmy z ulicy.
Goonar rozejrzał się wokół, zerknął na tablicę kolejki do kosmodromu i przyspieszył kroku.
Kolejka dowiozła ich do głównego terminala, gdzie przeszli pierwszy poziom zabezpieczeń i weszli na pokład wewnętrznej kolejki portu kosmicznego, która zawiozła ich do prywatnych doków. Gdy tylko znaleźli się na terenie Terakianów, Goonar odwrócił się do Basila.
– Będziemy ich przewozić promem rodzinnym?
– Nie, wezmą większy prom, jeden z podwójnych… ale pomyślałem, że musimy się przygotować.
– Basilu…
– Wiem, wiem. – Basil rozłożył ręce i próbował przybrać skruszony wyraz twarzy, ale niezbyt to mu się udało. – Terakian i Synowie nie przewożą zbiegów, nie angażują się w politykę…
– Więc wyjaśnij mi to. – Goonar wystukał kod do włazu promu i w interkomie rozległ się głos pilota.
– Tak, sir?
– Odlatujemy wcześniej, Jas. Goonar i Basil… – Podał wymagane kody rodzinne.
– Otwieram. – Pilot otworzył właz i Goonar wszedł do środka. Basil ruszył za nim, ale milczał aż do chwili, gdy obaj usiedli i przypięli się pasami. – Pięć promów do odprawy – powiedział pilot. – Nadlatuje tu prom dyplomatyczny Benignity i to trochę opóźnia odloty.
Goonar wbił wzrok w Basila, a ten się zaczerwienił.
– Prom dyplomatyczny Benignity. Czy to ma jakiś związek z faktem, że uciekamy z trupą śpiewaków i tancerzy z… Skąd oni są?
– Z różnych miejsc – odpowiedział Basil. – Wiesz, to taka zbieranina z różnych miejsc.
– No i? – ponaglił go Goonar.
– Cóż… Właściwie nie są zbiegami. Po prostu nie chcą tutaj być. Nie będzie żadnego problemu, jeśli nie będzie ich w teatrze.
– A jeśli będą?
– Nie wiem. Nie są obywatelami Benignity i nikt z nich nie popełnił żadnego przestępstwa. To po prostu… ludzie, których Benignity wolałaby zatrzymać na miejscu.
– Więźniowie?
– Coś w tym rodzaju. Może. Nie wiem. Wiem tylko, że chcą odlecieć, zanim przybędzie tutaj misja dyplomatyczna Benignity.
– Wiedzieli, że przylecą? – zapytał Goonar.
– Najwyraźniej – przyznał Basil. Wciąż wyglądał na zakłopotanego, a Goonar wiedział z doświadczenia, że to znaczy, iż nie powiedział jeszcze wszystkiego. Czuł się już zmęczony wyciąganiem od niego informacji.
– Basilu, proszę. Jestem kapitanem, muszę wiedzieć. Czy będą nas ścigać okręty wojenne Benignity? A może okręty Familii? Będziemy przewozić skradzione dobra? Tajemnice państwowe?
Basil wyjrzał przez okno wytaczającego się właśnie z hangaru promu i zacisnął usta.
– Nie sądzę, żeby ktoś miał nas ścigać… zanim skoczymy. – Goonar nie sądził, żeby „zanim skoczymy” znaczyło, że w ogóle nie będą ich ścigać, ale czekał na dalszy ciąg. – Z tego, co wiem, nie mają żadnych skradzionych towarów. Wprost ją o to zapytałem, a ona stwierdziła, że nie mają niczego takiego – wyjaśnił Basil. – Tajemnice państwowe… O to nie pytałem, ponieważ gdyby tak było, i tak by mi nie powiedziała prawdy.
– No dobrze… Myślisz, że wydostaną się z teatru, zanim Benignity tu dotrze?
– Myślę, że tak. – Basil pochylił się do przodu. – Jeśli wszystko poszło dobrze, są niedaleko za nami. Powiedziała, że będą się pakować w trakcie przedstawienia.
– Rozumiem, że masz na myśli Betharnyę – stwierdził Goonar. – Kim ona jest? Właścicielem tej trupy? Myślałem, że jest po prostu primadonną.
– Tak, jest kierownikiem. I primadonną. Coś się stało z ich poprzednim kierownikiem.
– Kiedy? – zapytał Goonar. – I gdzie?
– Wydaje mi się… że w Vorhoft…
– Które przypadkiem należy do Benignity. Basil, gdybyś nie był moim kuzynem i partnerem, z chęcią bym cię udusił.
– Wiem.
– Mamy opóźnienie – rozległ się w interkomie głos pilota. – Ten cholerny prom Benignity poprosił kontrolę o wstrzymanie wszelkiego ruchu.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

67
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.