Rozmówcy jak zwykle nie doszli do konsensusu. Ale tym razem mieli przynajmniej dobre chęci. Tych kilku wiernych czytelników, którzy wciąż mają chęci czytać ten cykl, zapraszamy na denną i zarazem bezdenną dyskusję. O drugim dnie i nie tylko. W dzisiejszym odcinku: „Pusty dom”. Piotr Dobry ocenił film na 40%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 90%.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
 | Co dwa tygodnie Dobry i Sztybor prowadzą dialog. Zazwyczaj rozmowa tyczy filmów. Różnych filmów. Z Europy i Azji. Z ogromnych wytwórni hollywoodzkich i malutkich siedlisk niezależności. Z początków kinematografii i aktualnych repertuarów. Z rąk uznanych reżyserów i raczkujących artystów. Z białymi uczniakami gwałcącymi szarlotki i czarnymi buntownikami grającymi w kosza. Z Rutgerem Hauerem i bez niego. |  |
Piotr Dobry: Wybrałem „Pusty dom”, bo po powrocie z Cieszyna wychwalałeś ten film pod niebiosa i polecałeś jako najlepszą w dziejach opowieść o miłości. Trochę mnie zaintrygowałeś – tym bardziej, że nie jesteś fanatykiem artystycznego kina z Azji, a tu taka laurka. Z jak najlepszym nastawieniem pobiegłem więc na pokaz prasowy, po którym stwierdzam, że albo Ci padło na mózg, albo robisz sobie ze mnie jaja, albo zostałeś w międzyczasie krytykiem Wyborczej i ja nic o tym nie wiem. Żądam wyjaśnień. Bartosz Sztybor: Tak, dorabiam w Wyborczej po godzinach, ale nie w „Co jest grane”, tylko na stronnicach z klepsydrami. Jaja robię sobie z Ciebie często, ale tutaj nie miałem takiego zamiaru. Nie widzę sensu w tłumaczeniu się z „Pustego domu”, to po prostu uroczy film i tyle. PD: Uroczy? Można go określić na wiele sposobów, ale „uroczy” jest ostatnim określeniem, które by do niego pasowało. Dlaczego niby jest uroczy? BS: Bo jest cichy, nastrojowy, sympatyczny i inteligentny. PD: Kilka scen jest nastrojowych, i owszem. Przesadnie inteligentny nie jest, choć przyznaję, da się z niego wyciągnąć parę niegłupich konkluzji. Ale z sympatycznym to żeś przywalił. BS: Postacie są bardzo sympatyczne, co przekłada się na sam film. PD: Chyba żartujesz! Postacie są tu najmniej sympatycznym elementem. Od kiedy sympatyzujesz z psychopatami? BS: Psychopatami? Na jakim Ty filmie byłeś? PD: Na „Pustym domu”. Niestety, bo przez to, że tak się napaliłem na pójście na pokaz, musiałem potem zostać w pracy po godzinach. BS: I dobrze Ci tak, nieczuły draniu. PD: Ja jestem bardzo czuły. Poruszyła mnie tu na przykład ostatnia scena. Piękna, ale nieadekwatna do całości. Dwie minuty znakomicie ukazanego uczucia nie rekompensują mi osiemdziesięciu minut obcowania z postaciami, które przez to, że są tylko pacynkami w teatrze Kim Ki-duka, zupełnie mnie nie obchodzą. BS: Każdy aktor jest pacynką swojego reżysera, a Kim Ki-duk jest świetnym władcą marionetek. PD: Aktor tak. Ale ja nie mówię o aktorach, dobrych zresztą, a o postaciach, które powstały już na papierze. Nie wierzę w tych psychopatów, więc jak ma mnie interesować ich związek? BS: W dalszym ciągu nie rozumiem psychopatyczności wszystkich postaci. Było tam ze dwóch psychopatów, ale nie wiem czemu nie miałbyś także w nich uwierzyć. PD: Przecież nie mówię o wszystkich postaciach, tylko o głównych bohaterach. Tae-suku w szczególności. BS: Czyli para zakochanych to dla Ciebie psychole. Dlaczego? PD: Nie mam problemu z tym, że Tae-suk jest socjopatą z obsesją na punkcie golfa i pomieszkiwania w cudzych domach. Ale w momencie gdy zaczyna zabijać ludzi, ja zaczynam mu życzyć jak najgorzej. BS: Nie pamiętam dobrze finału tej sceny, ale kojarzę, że jednak nie zabił tego faceta w samochodzie. Po drugie to było przez przypadek i widać było, że tego żałował. Ja mu współczułem, bo nie zrobił tego z premedytacją i był dobrym człowiekiem. PD: Zabił. I żałował przez dwie sekundy, po czym powrócił do kontynuowania swych chorych pasji. Oczywiście, to było przez przypadek, ale taki, któremu można by zapobiec. Rozgrywanie partyjki golfa przy autostradzie to czysta głupota. BS: Przybijanie sobie moszny do stołu też, a jednak ludzie to robią i nawet nieźle na tym zarabiają. Sam motyw golfa był świetny. Rozumienie tego dosłownie daje efekt w postaci znienawidzenia głównego bohatera. PD: Przybijając mosznę do stołu nie krzywdzi się drugiego człowieka. Jasne, że golf jest tu metaforą, ale tu większość rzeczy nią jest. Z tym, ze te wszystkie symbole prowadzą do banału. To takie wschodnie kino artystyczne przystosowane do potrzeb zachodniego widza. Zen dla opornych. BS: Ale tutaj nie ma symboli, są tylko metafory. I zazwyczaj każda metafora prowadzi do banału. Przecież jeśli metafora jest dla Ciebie czytelna, to znaczy, że przesłanie, które ze sobą niesie, jest dla Ciebie znane. Jeśli wszystko, co już wcześniej poznałeś lub doświadczyłeś traktujesz jak banał, to jest to Twoja sprawa. A przesłanie golfa nie jest banalne na zasadzie truizmów „śmierć to dopiero początek” czy „miłość jest piękna”. A czy przystosowanie „Pustego domu” do naszych potrzeb jest złe? Może mi jeszcze powiesz, że wolisz przedostatniego Miyazakiego, bardziej obcego niż zrozumiałego? PD: No pewnie, że wolę, bo tam miałem bardzo ładną historię i postaci, które prócz tego, że oryginalne, potrafiły wzruszyć bądź rozbawić. Tu bohaterowie nie przekazują żadnych emocji, są tylko puzzlami w oryginalnej dla samej oryginalności grze Kim Ki-duka. Nie przeczę, że nie było tu potencjału, ale Ki-duk ma ten sam problem co Miike – mało tego, że przerost formy nad treścią, to jeszcze nawarstwianie elementów, bez których można by się spokojnie obejść, ale wtedy krytycy nie rozpłynęliby się przecież w zachwytach nad „poetycką” dziwacznością tego filmu. „Audition” mógł być dobrym dramatem, gdyby w pewnym momencie nie skręcił w stronę kiepskiego horroru, a „Pusty dom” mógł być świetnym filmem miłosnym, gdyby nie silenie się na artyzm. Czy gdyby Tae-suk nie zabijał ludzi, ta opowieść by coś straciła w twoich oczach? Pominę irytującą z czasem schematyczność środkowej części i brak logiki, bo to mi akurat przeszkadzało najmniej. Ale po co to zadęcie, podkreślanie do znudzenia nietuzinkowości postaci, skoro film jest, jak sam przyznajesz, prosty i zrozumiały? Nie lubię takiej sztuki dla sztuki. BS: Ale w tym problem, że „Pusty dom” nie sili się na artyzm. Jest spokojnym filmem, bardzo intrygującym i emocjonującym. Nie wiem, czemu mówisz, że postaci nie wywołały w Tobie emocji, jak powiedziałeś, że głównemu bohaterowi życzyłeś jak najgorzej. Schematyczność środkowej części miała za zadanie rozbawić widza. Schematy, w których zaczęła uczestniczyć oblubienica były dość dowcipne i niebanalnie metaforyczne. Nie wiem też, gdzie tu brak logiki i zadęcie. Jeśli ładne kadry to dla Ciebie przerost formy nad treścią, radzę Ci zacząć oglądać slajdy. Film jest bardzo prosty i zrozumiały, ale widzę, że jednak nie udała Ci się ta sztuka. PD: Dobrze – nie wywołały pozytywnych emocji – zadowolony? A te negatywne też nie były specjalnie nasilone, bardziej zareagowałem obojętnością. Po prostu nie kupiłem tych postaci, nie uwierzyłem w prawdziwość tej historii. Kilka kadrów było ślicznych, aktorzy spisali się nieźle, ale w treści film był ubogi. Dlatego przerost formy – czego tu nie kapujesz?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
BS: Właśnie Ty chyba nie kapujesz. Dostrzegłeś formę ale nie dostrzegłeś treści, dlatego wydaje Ci się uboga. Wszystko jasne. PD: Cała forma mnie na kolana nie rzuciła. Mówię przecież, że tylko kilka kadrów, słuchaj lepiej. Treść dostrzegłem, ale jak na takie banały, była obudowana zbyt wieloma zbędnymi komponentami. Powtórzę pytanie: czy gdyby Tae-suk nie zabijał ludzi, ta opowieść by coś straciła w twoich oczach? BS: Ale ja nie drążę tematu formy, tylko to, że nie dostrzegłeś treści. To jest taka sama sytuacja, jak w „Dniu świra”. Tam też są same banały, ale wiesz, że bohater to Twoje odzwierciedlenie. Postacie i historia „Pustego domu”, to odzwierciedlenie poglądów i zachowań. Moich na pewno, romantycznego postrzegania miłości też. To dowodzi, że nie jesteś romantykiem. I banalne są tylko te dostrzegalne na pierwszy rzut oka rzeczy. Wydaje mi się, że przeoczyłeś sporo, a może nawet całą istotę filmu. Tae-suk nie zabijał ludzi, robisz z niego mordercę. I nie wydaję mi się, żeby coś straciła, gdyby nie zabił. PD: Dokładnie o to mi chodziło – nic by nie straciła, a być może mógłbym się wówczas przejąć losem tego wariata. Może przestałby być wówczas jedynie kukiełką w rękach reżysera? Nie, właśnie że banalna nie jest tu jedynie powierzchowność, a tzw. drugie dno. Zresztą co to za drugie dno, skoro dostrzegalne na pierwszy rzut oka? Romantykiem jestem, dlatego, jak już wcześniej powiedziałem, poruszyły mnie dwie ostatnie minuty. BS: Dla Ciebie wariat, dla mnie altruista. Daj sobie spokój z tymi kukiełkami, bo to jest straszna głupota, żeby nie powiedzieć banał. Nie wypowiadaj się o czymś, czego nie widziałeś, i mam tu na myśli drugie dno. Dwie ostatnie minuty uprawniają Cię jedynie do bycia kilkuprocentowym romantykiem, to wszystko. PD: W ilu procentach jestem romantykiem, nie Tobie rozstrzygać. Skąd pewność, że nie dostrzegłem drugiego dna? To, że Ty doznałeś iluminacji, nie znaczy, że dla mnie to samo nie może być banałem. A wariat z altruistą się nie wykluczają. Ale gdy ten wariat-altruista najpierw przez swój altruizm rani/zabija (nie jest to pokazane) kobietę, a potem przez swoje wariactwo zabija mężczyznę, przestaje być dla mnie postacią, a zaczyna być kukiełką. Adaś Miauczyński był odzwierciedleniem zachowań, ale sprawdzał się też jako bohater z krwi i kości. Tae-suk jest powołany do „życia” jedynie jako ekwiwalent poglądów i zachowań, więc gówno mnie obchodzi ten sztuczny twór. Kumasz już bazę czy mam Ci to dać na piśmie? BS: Widzę, że nie dostrzegłeś drugiego dna, po Twoich „banalnych” argumentach, których nawet nie ma sensu zbijać. To tak jak z Kopernikiem, który próbował przekonać ówczesny ciemnogród do swoich racji. Oni tego nie pojmowali i gadali głupoty. Już rozumiesz czy mam Ci to dać na piśmie? Tae-suk zranił kobietę, nie zabił jej. A po drugie, już tutaj widać, że nie dostrzegłeś drugiego dna, bo Tae-suk nikogo nie zabił, nawet nie zranił i tylko jedną osobę dotknął. Jeśli nawet byłby kukiełką, to Adaś jest identyczną, nie żył własnym życiem, tylko według wytyczonych mu w scenariuszu dróżek. Jak Ci się nie podobają ekwiwalenty poglądów i zachowań, to dlaczego lubisz bajki i baśnie? Dlaczego obchodziły Cię postacie z „Charliego...”, które były tak samo zbudowane?! PD: Bo tam postacie były po prostu bezpretensjonalnym, uroczym uosobieniem stereotypów, bez silenia się na wielką sztukę. Wiesz, strasznie mnie teraz rozbawiłeś tym kreowaniem się, nie pierwszy raz zresztą, na mądrzejszego niż jesteś. Mówisz z emfazą o drugim dnie, jakbyś tylko Ty z naszej dwójki je rozpracował i jakby było nie wiem jak mistrzowskie. Nie, Bartoszu, nie jesteś Mesjaszem, tożsamość Tae-suka jest mi bardzo dobrze znana, ale nie chciałem spoilerować czytelnikom, Ty pieprzony Koperniku od siedmiu boleści. BS: Nie kreuję się na mądrzejszego, tylko trudno mi uwierzyć, że jednak nie jesteś tak mądry, na jakiego wyglądasz. Nie chodzi tu o żadną mądrość, tylko doświadczenie genialnego filmu. Ty go nie doświadczyłeś, po prostu na niego zareagowałeś. W dalszym ciągu mi się wydaje, że jednak nie odkryłeś tego drugiego dna, bo cały czas mówisz o kukiełkach, wariatach, poruszasz się na ogólnikach i unikasz rozmowy o metaforach. Wykręcasz się spoilerowaniem, chociaż nie raz zdradzałeś czytelnikom istotne elementy fabularne innych filmów. PD: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Proszę więc czytelników, którzy filmu jeszcze nie widzieli, żeby w tym miejscu przerwali lekturę, bo niewierny Tomasz Kopernik zmusza mnie do zaspoilerowania. No więc w podtekście Tae-suk jest duchem, przez co film można odbierać na innej niż realistyczna płaszczyźnie. A nawet trzeba. Ale co z tego? To czyni ten film tak genialnym? BS: To akurat nie, ja szczerze mówiąc nie wiedziałem, że Tae-suk jest duchem. Dzięki Piotr, może dzięki temu dojdę do innej interpretacji. PD: Bardzo proszę. To teraz Twoja interpretacja. BS: Ale co, mam Ci zinterpretować cały film? PD: Nie no, tylko drugie dno. No, chyba że odnalazłeś tych drugich den osiemdziesiąt, to poproszę tylko trzy pierwsze. BS: Ale jak mogę zinterpretować drugie dno, którego Ty nie dostrzegłeś? PD: Po prostu mi wyjaw w prostych słowach, co dla Ciebie jest tym drugim dnem, tak jak ja wyjawiłem Ci swoje spostrzeżenie. BS: Drugie dno jest już w tytułach. „Pusty dom” można interpretować na wiele sposobów, ale tutaj akurat nie są to przemyślenia zbyt odkrywcze. Świetny jest natomiast amerykański tytuł, czyli „3-Iron”, i on jest kluczem do posmakowania drugiego dna. PD: O kurczę, a już przez chwilę pomyślałem, że naprawdę odkryłeś coś, co być może przegapiłem. Osobiście nie sądzę, by ta faktycznie fajna gierka słowna z amerykańskiego tytułu mogła od razu pretendować do miana drugiego dna, no ale skoro dla Ciebie to właśnie jest drugie dno, to gratuluję dedukcji. Tylko wiesz, by odkryć to genialne drugie dno zawarte w tytule, nie trzeba było nawet oglądać filmu... BS: Ale to nie jest żadna gierka słowna. Człowieku, co Ty w ogóle mówisz? Odkryć drugie dno? Po tytule? Bez oglądania filmu? Watsonie, zatrzymaj sobie fajkę i idź precz, nie chcę Cię więcej widzieć! PD: Oj, zajechało klasycznym Sztyborem. Brak argumentów i od razu włącza się pieniacz. Pozwól mi jednak skończyć. W istocie, jeśli ktoś albo czytał wywiad z Kim Ki-dukiem, albo zna się na golfie, nie musiał oglądać filmu, by poznać tę wstrząsającą zagadkę z tytułu. Ja na golfie się nie znam ni w ząb, ale wywiad czytałem. BS: No i co? PD: No i jajco. Czekam na Twoją dawkę spoilingu. Wyjaw, proszę, wprost, bez pokrętnego wymijania, drugie dno według Bartosza Sztybora. BS: Ale nie chcę Ci psuć kolejnego seansu. Nie chcę być dla Ciebie brykiem „Pustego domu”. PD: Nie martw się, niczego nie popsujesz, bo ja nie zamierzam do „Pustego domu” wracać. Nie wykręcaj się, tylko powiedz. BS: Właśnie nie powiem, bo i tak pójdziesz w zaparte i będziesz mówił, że to już odkryłeś po samym wywiadzie. Nie potrafiłeś się zachwycić filmem, więc i moje przemyślenia będą dla Ciebie jałowe. PD: Może i jałowe, ale z chęcią ich wysłucham. Obiecuję, że jeśli faktycznie będą dotyczyć czegoś, o czym nie wiedziałem, to się do tego przyznam. Dla mnie to żadna hańba, nie pozjadałem wszystkich rozumów. Zresztą nawet gdybym chciał, to i tak bym nie mógł, bo zostawiłeś same okruszki. No dalej, nie daj się prosić.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
BS: Ale Ty oczekujesz niemożliwego. Sam spłycasz i drwisz, mówiąc o osiemdziesięciu drugich dnach i każąc mi wymienić trzy pierwsze. Poza tym wiem, że nie uda mi się przekazać wszystkiego tak, jakbym chciał to przekazać. Jestem zbyt emocjonalnie związany z tym filmem. A tak w ogóle, to nowonarodzonemu dziecku nie opowiada się ze szczegółami, jak zostało poczęte. PD: Błyskotliwe metafory to już, widzę, Twój znak firmowy. Nie oczekuję niemożliwego, nie chcę od razu eseju na temat drugiego dna. Przedstaw mi tylko po ludzku, nawet spłycając, zarys drugiego dna. W kilku słowach. BS: „Pusty dom” to opowieść o sile miłości i pustki bez niej. O platoniczności uczucia, kompromisach i poświęceniach. O zaspokajaniu potrzeb, często krzywdząc siebie i innych. O przełamywaniu barier i nieśmiertelności. O przemocy bezpośredniej i pośredniej, która dotyka wszystkich. O nieświadomym sprawianiu bólu, którego twórcami jesteśmy wszyscy. PD: Czekaj, ale nie miałeś mi wyłożyć różańca, jakimi truizmami ten film operuje, tylko przedstawić drugie dno. Gdzie ono? BS: Wiedziałem, że tak powiesz, bo przecież dla Ciebie do tylko „Dom wariatów II”. To jest po prostu zarys drugiego dna, o który prosiłeś. PD: Ale to nie jest żaden zarys drugiego dna, bo zrobiłeś mi wyliczankę, o czym ten film mówi wprost, a nie co według Ciebie skrywa pod powierzchnią. BS: Pierdu pierdu. PD: Teraz to się wkurwiłem, bo jest czwarta nad ranem, myślałem, że dyskutujemy na poważnie, a tu się okazuje, że od godziny głupio się ze mną przekomarzasz. Trzeba było od razu się przyznać, że władowałeś się w ten temat drugiego dna z czystej przekory i nie wiesz, jak z niego wybrnąć. Znów będę niewyspany w jeden z zaledwie dwóch wolnych dni w tygodniu. I to bez przyczyny. Idźże do diabła. BS: No nie wiem, kto tu się przekomarza, rżnie głupa i jest uparty jak osioł. PD:Ty. BS: To nie było pytanie. PD: To nie była odpowiedź. BS: To nie jest rozmowa. PD: To nie jest mumia. BS: To w takim razie, co to jest? PD: Nie wiem, ale wygląda mi na coś bez dna...
Tytuł: Pusty dom Tytuł oryginalny: Bin-jip Reżyseria: Ki-duk Kim Zdjęcia: Seong-back Jang Scenariusz: Ki-duk Kim Obsada: Seung-yeon Lee, Hee Jae, Hyuk-ho Kwon Muzyka: Slvian Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: Japonia, Korea Południowa Data premiery: 7 października 2005 Czas projekcji: 88 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 60% |