Na ostatnim festiwalu w Cannes Jim Jarmusch pokazał „Broken flowers”, a Wim Wenders – „Nie wracaj w te strony”. Oba filmy o tym samym. Ale Jarmusch w glorii chwały wyjechał z Cannes, otrzymując Grand Prix, zaś Wenders opuszczał Francję z tytułem największego przegranego.  |  | ‹Nie wracaj w te strony› |
Wim Wenders żegna się z Ameryką. Światem swoich snów, marzeń, miłością i mitem. Idealną krainą, która okazała się być przesycona fałszem. Wraca do ojczystych Niemiec. Na odchodne rzuca rozczarowane spojrzenie i sentymentalne „Nie wracaj w te strony” – wiązankę pełną żalu. Próbuje zdemitologizować cudowność tego kraju, używając legend i ikon zachodniej kultury. Bo oto formuła filmu składa się z road movie, przeplatanego westernowymi elementami. Bohater to skłócony ze społeczeństwem i życiem outsider, samotnik, dla którego liczą się tylko rozkosze ciała: alkohol, używki i kobiety. Podstarzały aktor, Howard Spence (Sam Shepard), nagle doznaje iluminacji i ucieka z planu westernu, kręconego na dalekiej, dzikiej prerii. Swoje kroki kieruje do dawno nieodwiedzanej, leciwej matki (Eve Marie Saint). Mamusia napomyka o dwudziestoletnim synu Spence’a, o którym oczywiście nasz kowboj nie miał bladego pojęcia. Poruszony tą niecodzienną wiadomością, postanawia odnaleźć potomka. Korzystając z okazji, odszukać także siebie, utracone lata, sens życia... Fałszywie i nieprawdopodobnie odmalowana jest ta historia. W dodatku szablonowo zbudowana na schematach i nielogiczna. I wcale nie chce się jej tej nielogiczności wybaczać i przymykać oko na niezwykłości fabuły, dziejące się na ekranie. Bohater w sposób przewidywalny prześlizguje się przez opowieść. Wraca do prowincjonalnego miasteczka, aby odnaleźć młodzieńca, a tam – zero zaskoczenia. Wszyscy go pamiętają. Syn początkowo nie akceptuje ojca, ale widać zalążek wybaczenia na finiszu. A i centralna postać z lekkoducha podejrzanie szybko staje się człowiekiem pragnącym scalić rozproszone rodzinne więzi. I pomyśleć, że scenariusz pisano pięć lat. Stereotypowi Ameryki, magnetycznej ostoi sukcesu, w „Nie wracaj w te strony” przeciwstawiany jest obraz ponurych, ubogich, jałowych miasteczek południowej części kontynentu. Smutek otrzeźwienia Wenders konstruuje za pomocą pomników kultury, które zawsze go pociągały i nadal fascynują. W pewnym sensie dorasta, jak jego bohater, i uświadamia sobie daleką od ideału prawdę o opuszczanym kraju. Cóż jednak z tego, jeżeli nie idzie za tym odkryciem żadna nowa treść, żadne śmiałe demaskatorstwo czy przynajmniej ciekawa obserwacja. Zwyczajna zmiana optyki, idąca z wiekiem i dojrzałością autora. Bronią się wspaniałe, nastrojowe zdjęcia i kapitalne aktorstwo całego zespołu. Lekkości dodaje wątek granego przez Tima Rotha detektywa, mającego sprowadzić zbiegłego z planu aktora z powrotem na miejsce. „Nie wracaj w te strony” więcej admiratorów zapewne znajdzie wśród osób, które nie oglądały nagrodzonego w Cannes „Paryż, Teksas”. Reszta może mieć wrażenie, że Wenders chce poprawić i ulepszyć film sprzed trzydziestu lat lub, co gorsza, rozbudzić ponowne uwielbienie podobnie stylizowanymi kadrami i niedaleko leżącą opowieścią. Zatęskniło się za nagrodami i triumfami, których dawno artysta nie odbierał.
Tytuł: Nie wracaj w te strony Tytuł oryginalny: Don't Come Knocking Reżyseria: Wim Wenders Zdjęcia: Franz Lustig Scenariusz: Wim Wenders, Sam Shepard Obsada: Sarah Polley, Jessica Lange, Tim Roth, Sam Shepard, Gabriel Mann, Fairuza Balk, Eva Marie Saint, James Gammon, Marley Shelton Muzyka: T-Bone Burnett Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: Niemcy, USA Data premiery: 14 października 2005 Czas projekcji: 122 min. Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 50% |