powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (LI)
listopad 2005

Król Lisów
Raymond E. Feist
ciąg dalszy z poprzedniej strony
• • •
Tal uniósł rękę. Pokazał dłonią w górę szlaku. Książę kiwnął głową. Zbliżał się zachód słońca i do zmroku pozostała może godzina albo półtorej. Szli tropem zwierzyny.
Hawkins z zaskoczeniem odkrył, że cały rezerwat królewski, gdzie odbywały się polowania, rzeczywiście, zgodnie ze swoją nazwą, był dziewiczym ostępem. Przez pokolenia nikt tutaj nie mieszkał ani nie wyrąbywał lasu, chociaż potężne stare drzewa aż się prosiły o ścięcie i wykorzystanie do budowy domów i statków. Jako myśliwy Szpon doceniał to, że królowie Roldem woleli sprowadzać drewno z o wiele dalej położonych regionów i transportować je przez trudny górski teren, żeby tylko pozostawić ten fragment kraju w stanie niezmienionym. W milczeniu doszedł do wniosku, że zwyczaj wydzielania rezerwatu musiał pochodzić z bardzo dawnych czasów, kiedy królowie chcieli zabezpieczyć sobie ciągłe dostawy dziczyzny na wypadek głodu. W efekcie, niezależnie od motywacji, powstał niesamowity i uderzający dzikością obszar, leżący w odległości zaledwie dnia marszu od największego miasta tego wyspiarskiego królestwa.
Dwie godziny wcześniej osiągnęli punkt przewidziany na obóz i słudzy postawili tam duży namiot, po czym otoczyli go mniejszymi, przeznaczonymi dla gości. Książę nalegał, aby natychmiast rozpoczęli polowanie i nie czekali do rana. Tal zgodził się z opinią Kaspara, że zwierzyna często opuszcza najdziksze ostępy tuż przed zachodem słońca, kiedy zarówno drapieżniki, jak i ich ofiary dążą do wodopojów. Z położenia i kształtu wzgórz wywnioskował, że w okolicy płynie co najmniej pół tuzina sporych rzeczułek. Wokół nich znajdowały się liczne ślady leśnych mieszkańców. Udało mu się do tej pory dostrzec tropy odyńca, który opuścił gęstą knieję, oraz ślady lochy z warchlakami. Pół godziny wcześniej zauważył odciski łap dzikiego kota. Sądząc po ich wielkości prawdopodobnie był to leopard lub puma. Na pewno nie czarnogrzywy górski lew, znacznie większy od tamtych.
Nie wypatrzyli natomiast żadnych śladów wywerna – głównego obiektu ich polowania. Zresztą, zdaniem Talwina, im dłużej nie spotykali oznak bytności potwora, tym lepiej dla nich. Znał wiele innych sposobów zejścia z tego padołu, znacznie przyjemniejszych od pożarcia przez smoka na oczach znudzonych możnych, co właśnie zapragnęli być świadkami jego myśliwskiego kunsztu.
Książę Kaspar prowadził drużynę myśliwych, a kawaler szedł po jego prawicy. Pomiędzy nimi znajdowała się lady Natalia, która dzierżyła krótki łuk tak, że widać było, iż doskonale wie, jak się nim posługiwać. Dwaj baronowie trzymali się z lewej. Cała reszta sług, strażników i tropicieli pozostała w obozowisku. Pół tuzina kuszników czekało w pogotowiu przy osiodłanych koniach, aby natychmiast pospieszyć na pomoc swemu panu, jeżeli znalazłby się w niebezpieczeństwie, chociaż Szpon wiedział z doświadczenia, że jakiekolwiek starcie z dziką bestią skończy się, zanim nadbiegnie pomoc. Miał po prostu nadzieję, że nic się nie wydarzy. Tuż za myśliwymi szło dwóch służących targając ze sobą imponujący zestaw broni – z ciężką kuszą i oszczepami na dzika włącznie.
Talwin był zaskoczony tym, jak cicho porusza się książę i jak wiele hałasu robią dwaj baronowie. Najwyraźniej obaj nie odczuwali zbyt wielkiego zadowolenia z powodu wędrówki, choć uważali się za doświadczonych myśliwych. Książę zatrzymał się nagle i skinął na Tala i resztę, żeby podeszli bliżej.
Kiedy się zbliżyli, wpatrywał się z uwagą w ziemię.
– Patrzcie na to – powiedział bardzo cicho.
Szpon ukląkł na jedno kolano i zbadał ślady. Położył palce na ziemi i ocenił, że wgłębienie zostało zrobione nie dalej niż kilka minut temu.
– Niedźwiedź – oznajmił wstając.
Baron Michał zagwizdał przez zęby.
– Ale przypatrz się, jakie są wielkie.
– To dziadek wszystkich niedźwiedzi w tej okolicy – zażartował książę.
Tal słyszał opowieści o takich stworzeniach, ale sądził, że wszystkie wytępiono w czasach, gdy żył jeszcze dziadek jego dziadka. Nazywano je Ja-haro Milaka albo niedźwiedziami szaropyskimi i często występowały w legendach jego ludu. Możliwe, że w rezerwacie królewskim przetrwały jeszcze jakieś pojedyncze sztuki.
– Znam te niedźwiedzie z opowieści – odezwał się do Kaspara. – Są bardzo agresywne, nawet jeżeli się ich nie zaczepia. Mamy teraz wiosnę, a te ślady prawie na pewno należą do samca. Zapewne szuka partnerki i z pewnością nie odniesie się przyjaźnie do intruzów naruszających jego terytorium, jakiegokolwiek gatunku by nie byli. – Talwin rozejrzał się dookoła. – Jest gdzieś blisko. Ślad ciągle jeszcze jest wilgotny. Powietrze nie zdołałoby go wysuszyć szybciej niż w godzinę.
– Jak sądzisz, jakiej jest wielkości? – zapytał książę.
– Co najmniej cztery metry, jeżeli nie więcej – odparł. Zrobił ruch ręką w kierunku służących. – Strzały tylko go rozzłoszczą. Będziemy potrzebować cięższej broni.
– Co więc radzisz?
– Czy mamy ze sobą katapultę?
Książę Kaspar uśmiechnął się.
– Polowałem już na niedźwiedzie.
– Podobnie jak ja, wasza miłość – przerwał mu Tal ignorując etykietę. – Ale największy brązowy niedźwiedź, jakiemu stawiłeś czoła jest niczym w porównaniu z szaropyskim. Nie zdołasz go powstrzymać, nawet trafiając ciężkim bełtem prosto w pierś, jeżeli zdecyduje się zaszarżować. Z innymi niedźwiedziami możesz popróbować sztuczki z udawaniem martwego i liczyć na to, że znudzą się po chwili obracania bezwładnego ciała i sobie pójdą. Ale te potwory rozerwą cię na strzępy. Kiedy są w złym humorze, potrafią odgryźć człowiekowi głowę.
– Sądząc z opisu, najlepiej będzie, jeśli uciekniemy przy pierwszych oznakach bliskości potwora – odezwał się baron Eugivney.
– Nie zdołasz przed nim uciec – stwierdził Talwin i ruszył w kierunku służących. – Na krótkim dystansie jest szybszy od konia. Potrafi dogonić zwierzaka i złamać mu kręgosłup jednym uderzeniem łapy.
Książę nie poruszył się, podczas gdy inni ruszyli za Hawkinsem.
– Chyba nie sądzisz, że zrezygnuję z upolowania tego monstrum, kawalerze?
– Nie, wasza miłość, ale sugeruję zaopatrzyć się w lepszą broń.
Kaspar kiwnął głową ze zrozumieniem.
– A potem co?
– Wolałbym mieć ciężką lancę albo włócznię i posłużyć się nią z grzbietu konia, ale te oszczepy na dzika muszą mi wystarczyć – zawołał Tal przez ramię.
Kiedy książę Olasko postąpił krok w kierunku pozostałych, pomiędzy drzewami rozległ się ogłuszający ryk, aż cały las zadrżał w posadach. Był niski niczym grzmot i zakończył się ostrą, natarczywą nutą. Towarzyszył mu trzask łamanych gałęzi i pni. Szpon przysiągłby, że nic żyjącego na tym świecie nie potrafiłoby wydać podobnego dźwięku.
Odwrócił się natychmiast, podczas gdy inni zamarli, i zobaczył, jak spomiędzy drzew nie dalej niż dziesięć metrów od księcia wypada potężny brązowy kształt. Kaspar obrócił się na pięcie, gotów stawić czoła nieoczekiwanemu napastnikowi. Stanął na ugiętych nogach, ściskając łuk w lewej dłoni, a prawą ręką błyskawicznie dobył sztyletu.
Lady Natalia nie była w stanie się poruszyć.
– Zróbcie coś! – krzyknęła.
Talwin odrzucił na bok swój łuk i szybko zrobił dwa kroki w kierunku służących. Wyrwał oszczep na dzika z rąk oniemiałego sługi, sterczącego z otwartymi ustami i gotowego do natychmiastowej ucieczki.
– Chodź za mną! – zawołał drugiego z nich. – Zajmijcie jakoś jego uwagę! – wrzasnął do dwóch baronów, kiedy mijał ich w pędzie, zbiegając ze wzgórza.
Książę nie ruszał się aż do chwili, gdy zwierzę znalazło się tuż przy nim. Podczas ataku niedźwiedzia Kaspar w ostatniej chwili rzucił się w lewo. Potwór machnął w jego kierunku potężną lewą łapą, dodając impetu padającemu ciału. Tal wiedział, że gdyby książę skoczył w drugą stronę, leżałby na ziemi ze złamanym kręgosłupem. Zresztą nawet teraz nie miał pewności, czy tak się rzeczywiście nie stało.
Kaspar otrzymał potężne uderzenie i leżał bez ruchu, nieprzytomny albo udając martwego. Pęd poniósł niedźwiedzia kilka metrów naprzód; kiedy zwierzak wreszcie wyhamował, obrócił się i przygotował do ponownego ataku. Dwaj baronowie i Natalia wypuścili w potwora serię strzał. Kilka pocisków trafiło w cel. Zwierz obrócił się w ich kierunku i zaryczał, dając kawalerowi czas na dotarcie do księcia. Młodzieniec stanął nad nieprzytomnym władcą.
Widząc przeciwnika, który nie zamierza uciekać, niedźwiedź zwolnił tempo i ruszył przed siebie spokojniejszym nieco krokiem. Talwin uniósł oszczep na odyńca wysoko ponad głową ściskając drzewce obiema rękoma i wrzasnął tak głośno, jak tylko potrafił, naśladując zwierzęce zawołanie.
Niedźwiedź zatrzymał się o niecały metr przed nim i wspiął się na tylne łapy. Ryknął potężnie, wyzywając adwersarza do walki. Kawaler zanurkował nisko, mierząc oszczepem tuż pod obojczyk zwierzęcia. Ów zaryczał ponownie cofając się o krok. Hawkins pochylił się po raz kolejny i znów rzucił oszczep. Szerokie ostrze zagłębiło się głęboko w mięśnie i trysnęła czerwona krew, plamiąc brązowe futro bestii. Niedźwiedź znów się cofnął wydając odgłosy bólu, ale Tal szedł nieubłaganie za nim, pochylając się i celując ciągle w ten sam punkt na klatce piersiowej.
Wkrótce krew płynęła niczym purpurowa rzeka w dół torsu zwierzęcia, znacząc ziemię u jego stóp. Potężna bestia wymachiwała łapami, lecz Talwin wciąż zdecydowanie dźgał w to samo miejsce.
Młodzieniec stracił już rachubę, ale po około tuzinie ciosów stworzenie zatoczyło się do tyłu i upadło na lewy bok. Nie czekał ani chwili, tylko schylił się, złapał księcia za prawe ramię i zaczął go wlec w dół wzgórza.
– Mogę iść sam, kawalerze – wyszeptał Kaspar słabo.
Szlachcic pomógł mu wstać. Książę wydawał się nieco oszołomiony, ale raczej nie odniósł poważniejszych ran, chociaż poruszał się bardzo wolno.
– Będę czuł ten cios w żebra jeszcze przez wiele tygodni z każdym zaczerpniętym oddechem.
– Czy nic ci się nie stało? – krzyknęła Natalia podbiegając do brata.
Dwaj baronowie także podeszli, trzymając łuki w dłoniach.
– Nigdy nie widziałem czegoś podobnego – powiedział Michał.
– Jak to zrobiłeś, kawalerze? – zapytał Kaspar.
– Mój dziadek – wyjaśnił Tal – powiedział mi o tym, gdy byłem chłopcem i polowaliśmy razem. Wielki niedźwiedź wspina się na tylne łapy, żeby wyzwać przeciwnika. Jeżeli uciekasz, uderzy cię z tyłu, ale jeżeli stawisz mu czoła i go postraszysz, on także stanie na tylnych łapach. Dziadek powiedział mi, że kiedy to się stanie, trzeba go uderzyć od dołu, tuż pod obojczykiem, szybko i mocno, gdyż tam biegnie główna tętnica sercowa. Jeżeli przetniesz ją mocnym pchnięciem włóczni, zwierzę szybko osłabnie i wkrótce wykrwawi się na śmierć. – Obejrzał się przez ramię na nieprzytomnego niedźwiedzia, który wykrwawiał się na ziemi. – Najwyraźniej dziadek miał rację.
– Twój dziadek musiał być doskonałym myśliwym – zauważył cicho baron Michał.
Szpona zalała nieoczekiwana fala wspomnień i emocji. Przed oczami stanął mu dziadek, Śmiech W Jego Oczach, uśmiechający się tak jak zawsze. Odepchnął od siebie ten obraz, angażując pełne zasoby duchowej dyscypliny, której nauczył się na Wyspie Czarnoksiężnika, ale z trudem odzyskał spokój.
– I takim był – potwierdził łagodnie.
– Cóż, kawalerze – odezwał się książę. Chwiał się jeszcze na nogach i musiał skorzystać z pomocy barona Eugivneja, by zejść z górki. – Zawdzięczam ci życie. Co mogę zrobić, żeby zwrócić dług?
Szpon nagle zdał sobie sprawę, że właśnie, nie zastanawiając się ani chwili, uratował życie człowieka, któremu poprzysiągł śmierć. Kaspar na szczęście odczytał jego wahanie jako skromność.
– Chodź. Wracajmy do obozowiska i odpocznijmy. Porozmawiamy o tym później.
– Dobrze, wasza miłość – odrzekł. Przez chwilę ironia sytuacji uderzyła go z pełną siłą i z trudem powstrzymywał się przed wyrażeniem emocji, walcząc z chęcią szalonego śmiechu i wściekłego przeklinania naprzemian.
Rzucił przez ramię spojrzenie na zdychającego niedźwiedzia, a potem założył sobie włócznię na ramię i podążył za księciem.
• • •
Tego wieczora książę usadowił się na krześle i oparł nogi o wysoki stos poduszek, pielęgnując obolałe żebra. Tal odczuwał zdumienie, widząc ile sił drzemie w tym mężczyźnie. W swych najlepszych latach, Kaspar był potężnym mężczyzną o szerokich barach zapaśnika albo dokera i ramionach grubych od węzłów mięśni drzemiących pod skórą. Kiedy służący zdjął jego koszulę, odsłaniając wielki czarny siniec w miejscu, gdzie uderzył go niedźwiedź, Talwin zauważył, że książę nie ma na sobie ani grama zbędnego tłuszczu. W walce wręcz Kaspar stanowiłby przeciwnika nie do pokonania.
Księcia cechowała także wielka wytrzymałość. Każdy oddech musiał być dla niego męką. Hawkins podejrzewał, że Kaspar ma pęknięte żebra, jednakże ów leżał swobodnie na poduszkach i nawet okazjonalnie chichotał, kiedy usłyszał jakąś zabawną uwagę podczas wieczornego posiłku. Jedną ręką opierał się o poręcz krzesła, a w drugiej trzymał solidny puchar wina.
Jadł niewiele, ale pił bardzo dużo alkoholu. W opinii Tala wino miało mu pomóc zwalczyć ból i pozwolić spokojnie zasnąć tej nocy.
– A więc, mój kawalerze – zwrócił się doń książę pod koniec wieczoru. – Czy zastanawiałeś się już, jaką nagrodę pragniesz dostać ode mnie? Czym mogę ci się zrewanżować za uratowanie życia?
Tal opuścił głowę, jakby czuł zakłopotanie.
– Prawdę mówiąc, wasza miłość – odparł cicho – nie zastanawiałem się wiele, kiedy doszło co do czego. Tak samo pragnąłem uratować twoje życie co swoje własne. – Starał się wyglądać skromnie i pokornie.
– No przestań. Może rzeczywiście tak było, ale liczy się efekt. Ocaliłeś mi życie. Co mogę zrobić, żeby ci się odwdzięczyć?
Hawkins uśmiechnął się.
– Chwilowo niczego nie potrzebuję, panie. Ale zakładam, że w przyszłości los może nie być tak hojny i łaskawy, jak teraz. Jeżeli nadejdą dla mnie ciężkie czasy, może wtedy poproszę cię o przysługę, która wynagrodzi mi dzisiejsze poświęcenie?
– To dobra propozycja. Chociaż podejrzewam, że człowiek o twoich umiejętnościach nie napotyka w swoim życiu zbyt wielu przeszkód. – Wstał powoli i ostrożnie. – Każdemu z was kazałem przygotować oddzielny namiot i zapewniłem służącego, który zadba o wszelkie potrzeby. Teraz muszę was pożegnać. Życzę dobrej nocy i mam nadzieję, że jutro rano poczuję się lepiej. Nie chciałbym, żebyśmy z mojej winy musieli skrócić polowanie, ale obawiam się, że w tym stanie nie będę mógł stawić czoła smokowi, nawet bardzo małemu. – Zebrani w pawilonie zaśmiali się uprzejmie. – Podejrzewam, że jutro o tej samej porze będziemy z powrotem w pałacu. Śpijcie dobrze.
Wyszedł z pawilonu, a po chwili także Talwin przeprosił zebranych i zostawił dwóch baronów, żeby sami dotrzymywali towarzystwa lady Natalii. Odnalazł schronienie postawione specjalnie dla niego. Okazało się zresztą, że jest to spory pawilon, w którym może stać wyprostowany. Rozebrał się z pomocą służącego.
– Zabiorę twoje ubranie, kawalerze, i przyniosę je jutro, wyczyszczone – odezwał się pokojowiec biorąc od Tala kaftan.
Młodzieniec usiadł na środku namiotu, na górze poduszek nakrytej parą grubych, puchowych kołder. Na pościeli leżała satynowa narzuta. Wszystko to stanowiło i tak nadmierny luksus jak na jego potrzeby.
Wdychając głęboko czyste górskie powietrze ignorował urywki rozmowy, dobiegające z głównego pawilonu, gdzie baronowie Eugivney i Michał usiłowali ze wszystkich sił zabawić lady Natalię, i zwrócił myśli ku wydarzeniom dzisiejszego dnia. Niedźwiedź napadł na nich tak szybko, że Szpon zareagował jak myśliwy, bez zastanowienia, wybierając najlepszą broń i szarżując wprost na wielką bestię. Przecież równie dobrze mógł złapać za bezużyteczny w tym starciu łuk, strzelać do niedźwiedzia pociskami, które nie mogły mu zrobić krzywdy i czekać, aż bestia wykończy Kaspara na śmierć. A wtedy pozostałby mu tylko jeden człowiek, kapitan Quentin Havrevulen, i wreszcie pomściłby śmierć swoich rodaków.
Talwin otrzymał na Wyspie Czarnoksiężnika gruntowne przeszkolenie, także w zakresie panowania nad emocjami, więc wiedział, że rozpamiętywanie przeszłości jest zupełnie bezcelowe. To, co miało się stać… już się stało, jak mawiał Nakor. Nie znajdował żadnego prostego wyjścia z tej sytuacji. Ale co do jednego był pewien. Patrzenie na śmierć Kaspara nie da mu żadnej radości. Przekonał się, że nie jest w stanie nienawidzić tego człowieka. Obawiał się go tak, jak miał się na baczności przed każdym dzikim stworzeniem. W jakiś sposób jednak nie potrafił wyzwolić się spod uroku czarującego gospodarza, który wraz z nim pił wino, i nie widział w nim bezlitosnego mordercy, planującego eksterminację całego narodu. Coś tutaj nie pasowało. Zastanawiał się, co to może być.
Podejrzewał, że w całej sprawie ktoś jeszcze maczał palce. Słyszał pogłoski, że książę Kaspar pozostaje pod wielkim wpływem maga Leso Varena. Rozmyślał, czy to aby nie on właśnie stał za masakrą ludu Orosini.
Kiedy Tal wreszcie otrząsnął się z ponurej zadumy, zdał sobie sprawę, że w obozie zapadła cisza. Lady Natalia musiała pożegnać się ze swoimi adoratorami. Młodzieniec zorientował się, że sen zupełnie go odbiegł i żeby zasnąć, musi się najpierw odprężyć. Usiadł w bieliźnie na jedwabnej narzucie. Skrzyżował nogi i położył nadgarstki na kolanach. Zamknął oczy i zaczął medytować, by uspokoić umysł.
Czas płynął i Tal poczuł, jak jego serce zwalnia, a oddech staje się coraz głębszy. Prawie już zasypiał, gdy usłyszał, że ktoś otwiera wejście do namiotu.
Zanim zdołał się poruszyć, ukryta w mroku postać zbliżyła się do niego i złapała go za gardło. Natychmiast rozbudził się do końca. Owionął go zapach delikatnych perfum.
– Jak słodko – usłyszał szept, który sparzył mu ucho. – Czekałeś na mnie.
Poczuł, jak usta Natalii napierają mocno na jego wargi. Kobieta popchnęła go na plecy i razem opadli na poduszki. Zamrugał i zobaczył jej piękną twarz, wyłaniającą się z mroku, oddaloną zaledwie o kilka cali. Natalia błyskawicznie rozpięła nocną koszulę i odrzuciła ją na bok. Figlarnie zsunęła rękę w dół po jego brzuchu.
– Może mój brat nie jest w stanie albo nie chce myśleć o nagrodzie, jaka ci się należy za uratowanie mu życia – szepnęła. – Ale ja mam kilka pomysłów.
A potem pochyliła głowę i pocałowała go znowu.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

51
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.