powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (LI)
listopad 2005

Król Lisów
Raymond E. Feist
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Jakie wieści? – zapytał Pasko.
– W zasadzie nic nowego. Raporty z północy mówią, że Olasko znów wznieca niepokoje na granicy i prawdopodobnie szuka sposobu, aby odizolować Orodonów. Ciągle wysyłają patrole do moich rodzinnych stron, by zniechęcić każdego, kto chciałby rościć sobie pretensje do opuszczonych terenów Orosinich. A jakie są nowiny w Roldem?
– Intrygi dworskie, takie same jak zwykle, panie, jakieś plotki o pewnym kawalerze, który wdał się w romans z jakąś tam damą. W skrócie i bez komentarza: arystokraci i bogaci mieszczanie zajmują się tylko i wyłącznie dworskimi ploteczkami.
– Interesują mnie sprawy ważne dla nas. Czy spotkałeś jakiekolwiek ślady obecności agentów z Olasko w Roldem?
– Tyle, co zwykle. Nic ponad normę, a przynajmniej nic, co mogłoby nas nadmiernie niepokoić. Książę pracuje nad sojuszami i wyświadcza przysługi, które kiedyś pozwolą mu upomnieć się o zwrot społecznego długu. Pożycza złoto potrzebującym i za wszelką cenę chce się pokazać na dworze jako dobry i sprawiedliwy pan.
Tal milczał przez dłuższą chwilę.
– Jak to się skończy? – zapytał w końcu.
– Co proszę?
Talwin pochylił się do przodu i oparł ręce na kolanach.
– Olasko jest najpotężniejszym władcą we Wschodnich Królestwach. Z tronem Roldem łączą go ścisłe więzy krwi. Który jest w kolejce do sukcesji? Szósty?
– Siódmy – skorygował Pasko.
– A więc, po co stara się przypodobać na dworze Roldem i nadskakuje tutejszej arystokracji?
– Rzeczywiście. Nie pomyślałem o tym.
– Nie potrzebuje ich poklasku – orzekł Tal. – Co oznacza, że po prostu tego chce. Ale po co?
– Książę Olasko jest człowiekiem, który lubi upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, panie. Może ma w Roldem interesy wymagające przychylnego głosu Domu Lordów?
– Może. Oni ratyfikują traktaty uchwalane przez koronę i weryfikują prawa do sukcesji. Jaką jeszcze mają władzę?
– Właściwie to wszystko, pomijając spory o ziemię i podatki. – Pasko pokiwał głową. – Roldem to wyspiarskie królestwo, panie, więc ziemia ma tutaj wielką wartość i znaczenie. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Do czasu aż ktoś odkryje, jak budować na piasku.
Młodzieniec uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Jestem pewien, że znamy co najmniej kilku magów, którzy byliby w stanie powiększyć nieco każdą wyspę, jeżeli tylko naszłaby ich na to ochota.
– A więc, co będziemy robić z powrotem w Roldem, panie? – zainteresował się Pasko.
Hawkins odchylił się do tyłu i westchnął.
– Będziemy udawać znudzonego szlachcica, który usiłuje jakoś się w życiu urządzić. W dużym skrócie: muszę przekonać Kaspara z Olasko, iż jestem gotów na podjęcie służby u niego i wpaść w tak zagmatwane tarapaty, że tylko on będzie w stanie mnie z nich wyciągnąć, czym ostatecznie mnie do siebie przywiąże.
– A jakie to będą tarapaty?
– Może jakaś kłótnia z królewskim rodem? Wydaje się niezłym pomysłem.
– Co? Zamierzasz obrazić księcia Konstantego i sprowokować go do pojedynku? Przecież chłopiec ma dopiero piętnaście lat!
– Myślałem o jego kuzynie, księciu Matthewie.
Pasko skinął głową. Książę Matthew był kuzynem króla. Uważano go za trudnego członka rządzącej rodziny. Był arogancki, wymagający dla służby i protekcjonalny wobec szlachty bardziej niż jego krewniacy, a także cieszył się złą sławą kobieciarza, pijaka i karcianego oszusta. Krążyły pogłoski, że sam król niejednokrotnie ratował go przed finansowymi zobowiązaniami, a także przed gniewem zdesperowanych mężów.
– Doskonały wybór. Zabij go, a król podziękuje ci na osobności… podczas gdy kat będzie przymierzał się z toporem.
– Nie miałem na myśli zabijania, tylko… zaaranżowanie pewnego zamieszania i wywołanie skandalu, tak że król nie będzie przychylnie spoglądał na moją obecność w kraju.
– Będziesz musiał go zabić – powiedział sługa sucho. – Jako zwycięzca turnieju w Akademii Mistrzów prawdopodobnie mógłbyś przespać się z królową, a jej władczy małżonek uznałby to jedynie za chłopięcy wygłup. Po co ci to całe zamieszanie? Olasko zaoferował ci już posadę, kiedy wygrałeś turniej.
– Muszę znaleźć się na pozycji niechętnego, ale zmuszonego okolicznościami. Z pewnością przeszedłbym bardziej niż dokładne badanie, gdybym przyjął ofertę księcia bez żadnych oporów dwa lata temu, tuż po wygraniu turnieju. Gdybym pojawił się dzisiaj, nagle zgłaszając chęć zajęcia oferowanego stanowiska, wzbudziłbym jeszcze większe podejrzenia. Jeżeli jednak okoliczności zmuszą mnie do wstąpienia na służbę i oddania się pod opiekę Kaspara, moje motywy będą jasne, a przynajmniej mam nadzieję, że zostaną odebrane jako takie. Na Wyspie Czarnoksiężnika zostałem… przygotowany na drobiazgowe śledztwo i myślę, że sobie z nim poradzę.
Pasko skinął głową. Zrozumiał, o co chodziło Talowi. Młody mężczyzna został wzmocniony magią Puga i innych czarnoksiężników tak, by jego prawdziwa tożsamość i powiązania pozostały ukryte przed niepowołanymi oczami i uszami.
– Ale muszę zadbać o to, aby okoliczności przyjęcia posady u Kaspara z Olasko miały wszelkie pozory prawdopodobieństwa. Myślę, że dług wdzięczności za uratowanie życia wyda mu się wystarczającym motywem.
– Zakładając, że rzeczywiście uda mu się ocalić cię przed toporem. – Służący potarł się po szyi. – Zawsze uważałem, że pozbawianie głów za karę to barbarzyński zwyczaj. Teraz w Królestwie złoczyńców się wiesza. Krótka chwilka – strzelił palcami – pęka kręgosłup i po sprawie. Nie ma krwi, bałaganu i zamieszania. Mówiono mi, że w Wielkim Keshu mają wiele różnych sposobów egzekucji w zależności od rodzaju popełnionej zbrodni, miejsca jej popełnienia i statusu społecznego ofiary. Mogą ci obciąć głowę, wbić na pal i spalić na stosie, zakopać w ziemi, tak żeby wystawała tylko głowa i to tuż obok mrowiska, utopić, wystawić na bezlitosne słoneczne promienie, rozerwać wielbłądami, zakopać żywcem, poddać defenestracji…
– Co?
– Wyrzucić przez okno z wysokiego piętra na brukowe kamienie poniżej. Moim ulubionym sposobem ukarania jest kastracja, a potem rzucenie na pożarcie krokodylom, które mieszkają w Otchłani Overn. Zaznaczam, że wcześniej skazaniec musi się przyglądać, jak zwierzaki pożerają jego odrąbaną męskość.
Tal wstał.
– Czy kiedyś już wspominałem, że jest w tobie jakiś pierwiastek makabrycznych skłonności? Osobiście wolałbym się skoncentrować na wymyśleniu, jak pozostać przy życiu, niż na rozważaniu sposobu, w jaki zostanę go pozbawiony.
– A zatem przejdźmy do strony praktycznej przedsięwzięcia.
Talwin kiwnął głową.
– Podejrzewam, że książę Kaspar zainterweniuje w zaistniałym przypadku, to znaczy mam na myśli poniżenie księcia Matthewa, a nie karmienie krokodyli tą rzeczą, o której wspomniałeś…
Arystokrata uśmiechnął się szeroko.
– …i nie będzie to dla niego trudne mimo dystansu, jaki dzieli go od Roldem?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Nakor przysłał mi wieści z północy, kiedy tylko opuściłem Salador. Książę Kaspar ma przybyć do Roldem w przeciągu tygodnia. Sprawy Królestwa.
Pasko wzruszył ramionami.
– A jakie sprawy?
– Jakieś interesy z odległym kuzynem, tak mi się wydaje, w związku z czymś, co z pewnością nie wzbudzi przychylności króla, jeżeli nie zostanie w porę powstrzymane.
– To znaczy?
– Nie wiemy dokładnie o co chodzi, ale na północy wrze niczym w garnku z ukropem i wystarczy, żeby Kaspar tu i ówdzie dorzucił do ognia, a zupa z pewnością wykipi. To zresztą jedna z wielu rzeczy, jakich pragnę się dowiedzieć.
Starszy mężczyzna pokiwał głową.
– Czy mam przygotować ci kąpiel?
– Myślę, że pójdę raczej do Remargi i oprócz długiej kąpieli zafunduję sobie relaksujący masaż. Przygotuj mi ubranie stosowne na wieczór w mieście.
– Gdzie będziesz jadł kolację, panie?
– Jeszcze nie wiem. Gdzieś publicznie.
– U Dawsona?
Była tawerna przeistoczyła się w ekskluzywną placówkę, gdzie arystokraci i bogaci mieszczanie spędzali wieczory. Śladem Dawsona poszło jeszcze kilka gospod w Roldem. Jedzenie w mieście stało się modą, która opanowała całą stolicę.
– A może w tym nowym lokalu, w Metropolu. Mówiono mi, że uważa się go za miejsce, gdzie można się pokazać.
– To prywatny klub, panie.
– A więc załatw mi zaproszenie, kiedy będę się kąpał, Pasko.
– Zobaczę co się da zrobić – odparł fałszywy sługa z drwiącym wyrazem twarzy.
– Muszę się pokazać na mieście, żeby rozeszły się pogłoski, że wróciłem do Roldem, ale kiedy skończę kolację, powinienem wrócić do apartamentu sam.
– Dlaczego, panie?
– Żeby się przekonać, kto za mną podąża od chwili, gdy opuściłem Salador i jakie są jego zamiary.
– Szpieg?
– Prawdopodobnie zabójca – odpowiedział Tal, przeciągając się i ziewając głośno.
– A zatem zaczyna się – westchnął Pasko.
– Tak. Zaczyna się – odrzekł szlachcic i skierował się do drzwi apartamentu, kiwając potakująco głową.
• • •
Mgła otulała miasto. Opar był tak gęsty, że ograniczał widoczność do zaledwie trzech kroków. Jasne lampy, ustawione na każdym rogu w kupieckiej dzielnicy, zostały zredukowane do bladych punktów, majaczących w oddali, i nawet światło wylewające się z okien tawerny kładło się jedynie słabym poblaskiem na wilgotnych kamieniach bruku. Na długich ulicach zdarzały się miejsca, gdzie w ogóle nie było latarni ani żadnego innego oświetlenia. Zmysły płatały figle, przechodzień zatracał poczucie odległości i cały wszechświat jawił się jako sadzawka brudnej wody.
Nawet dźwięki były przytłumione. Z tawern, które Tal mijał w swojej wędrówce, dobiegał cichy pomruk głosów zamiast agresywnej kakofonii rozmów i wrzasków, tak typowej dla tych lokali. Buty nie robiły hałasu, jakby stąpał po błocie, a nie po twardym miejskim bruku.
Ale nawet w tak trudnych warunkach Tal Hawkins orientował się doskonale, że jest śledzony. Wiedział o tym od chwili, kiedy opuścił dom lady Gavorkin. Zasiedział się nieco nad kolacją w Metropolu. Pasko w kilka chwil zdobył dla niego zaproszenie, napomykając właścicielowi lokalu, że jego pan jest zwycięzcą turnieju w Akademii Mistrzów. Karczmarz z radością powitał Talwina niczym ulubionego gościa i zaoferował mu członkostwo w swym ekskluzywnym klubie. Hawkins był pod wrażeniem wystroju wnętrza, atmosfery i obsługi. Niestety jedzenie smakowało zupełnie przeciętnie, więc planował w przyszłości rozmowę z właścicielem i kucharzem, ale już na pierwszy rzut oka widział, że interes przynosi znaczny dochód.
W Roldem pieniądze liczyły się bardziej niż gdziekolwiek indziej na wschodzie. Nowy klub był miejscem, gdzie szlachta i bogaci mieszczanie mogli spotykać się w zwyczajnym, swobodnym otoczeniu i załatwiać swoje interesy w bardzo wyrafinowany sposób, niespotykany w innych lokalach w mieście. Talwin podejrzewał, że w nadchodzących latach ciche wnętrze Metropolu zostanie świadkiem tracenia fortun, kupowania tytułów szlacheckich, zawierania kontraktów małżeńskich i dziwnych sojuszy. Zanim jeszcze skończył jeść obiad, dostał karteczkę od lady Gavorkin i doszedł do wniosku, że człowiek, który go śledzi, równie dobrze może iść za nim do domu kobiety, jak i do jego własnego apartamentu. Jednakże nie został zaczepiony podczas drogi i spędził przyjemne dwie godziny, najpierw oskarżany czule o długą nieobecność, a potem ciesząc się wielkodusznym przebaczeniem lady Gavorkin.
Kobieta została niedawno wdową. Jej mąż postradał życie podczas wypadu na siedlisko ceresiańskich piratów, gnieżdżących się w niedostępnych zatoczkach Keshu. Służba męża w roldemskich oddziałach królewskich sprawiła, że lady Gavorkin cieszyła się sympatią na dworze. Po jego śmierci zyskała nawet niewielką pensję, uzupełniającą skromne dochody z posiadłości i dóbr. Poza tym dama nabrała także apetytu na nowego męża, jak tylko skończył się okres przepisowej żałoby. Nie miała dzieci i obawiała się o swój majątek, który mógł przejść na rzecz korony i innego szlachcica, bardziej predysponowanego do zarządzania kapitałem. Z królewskiej perspektywy najlepiej by było, gdyby lady Gavorkin, hrabina Dravinko, wyszła za jakiegoś arystokratę faworyzowanego przez dwór, a tym samym załatała dziurę i zapewniła ciągłość dziedziczenia ziem.
Tal wiedział, że niedługo będzie musiał zerwać wszelkie kontakty z lady Gavorkin, ponieważ nie zdoła uniknąć wnikliwego badania, jakiemu poddawani są wszyscy ludzie, co poprzez żeniaczkę pragną dostać się do roldemskiej arystokracji. Młodszy syn kawalera z miasta położonego gdzieś na krańcach królestwa był akceptowalny towarzysko jako kompan na bale i przyjęcia. Ale zostanie mężem wdowy, której pierwszy mąż umarł w glorii bohatera wojennego, to zupełnie inna sprawa. Jednak już sam fakt, że musiałby się z kimś związać, choćby tak atrakcyjnym jak lady Małgorzata Gavorkin, odstraszał go od tego kroku. Nawet bogactwo, ziemie, miły charakter i ognisty temperament w łóżku nie były wystarczającym bodźcem.
Talwin szedł, nasłuchując uważnie i korzystając ze wszystkich zmysłów łowcy, jakie udało mu się wykształcić. Wiele lat temu nauczył się, że miasto to jedynie inna odmiana dziczy i umiejętności nabyte w górach na dalekiej północy, gdy był jeszcze dzieckiem, także tutaj mogą mu pomóc zachować życie. Każde miejsce miało swój rytm, charakter i dynamikę. Kiedy po raz pierwszy poczuł się pewnie w otoczeniu kamiennych ścian, zrozumiał, że z łatwością poradzi sobie z polowaniem i tropieniem zwierzyny, podobnie jak w lesie.
Ktokolwiek za nim szedł, desperacko starał się zachować dystans. Dla osoby mniej wyczulonej niż Tal byłby tylko i wyłącznie przechodniem, idącym przez miasto o spóźnionej godzinie. Hawkins znał ten rejon stolicy tak dobrze, jakby się w nim urodził i wiedział, że w każdej chwili jest w stanie zgubić swego prześladowcę. Ale był ciekawy, kto za nim idzie i, nawet bardziej, w jakim celu.
Zatrzymał się w pół kroku, zakłócając rytm marszu, aby podążający za nim człowiek przypadkiem go nie zgubił i ruszył dalej. Skręcił w prawo na pierwszym skrzyżowaniu, następnie wszedł w cień, gdzie kryły się drzwi do pracowni krawca, którego często odwiedzał. Zrezygnowawszy z miecza, wysunął sztylet z pochwy przy pasie i czekał. Tak jak się spodziewał, mężczyzna również skręcił za róg, zbliżając się do niego.
Talwin wyciągnął rękę i złapał obcego za ramię, skacząc jednocześnie ze schodków prowadzących do pracowni krawieckiej. Mężczyzna szarpnął się, ale on był szybszy. Jego prześladowca zareagował dokładnie tak, jak się tego spodziewał. Zawahał się na ułamek sekundy, dopiero potem odepchnął młodzieńca z całych sił. Hawkins pociągnął mocno, wykorzystując impet ruchu przeciwnika, i obrócił go o sto osiemdziesiąt stopni. Tropiciel został mocno przyciśnięty do drzwi, a po chwili poczuł na szyi ostrze sztyletu Tala.
– Dlaczego mnie śledzisz? – zapytał cichym, syczącym szeptem, żeby nie obudzić właścicieli sklepu, śpiących na piętrze ponad pracownią.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

46
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.