powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (LI)
listopad 2005

Autor
Trzy okupacje Józefa Mackiewicza (1939 – 1944): „Okupacja” litewska (X 1939 – VI 1940)
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Czesław Miłosz w studio BBC<br/>© www.bbc.co.uk
Czesław Miłosz w studio BBC
© www.bbc.co.uk
Obrona Miłosza
Nieco jasności wnoszą tutaj wspomnienia Miłosza, wyważone, wolne od emocji, biorące pod uwagę racje obu stron, w dużym stopniu obiektywne. O Mackiewiczu pisał: „Niemniej wyłamywał się. Bardzo silnie naznaczony przez rosyjskie gimnazjum i przez swoje, w szkolnych latach, fanatyczne zainteresowanie książkami z zakresu zoologii i ornitologii (w czym byliśmy podobni), z wykształcenia i z nawyków obserwacji był przyrodnikiem. Może ta jakby pozytywistyczna zaprawa wyrobiła w nim sceptycyzm co do „polskiego Wilna”. Naraził się temu Wilnu od pierwszych numerów „Gazety Codziennej”, ogłaszając artykuły, w których rozpacz i gniew z powodu wrześniowej klęski wyładowały się we wściekłych atakach na całą Polskę międzywojenną, tak że nie zostawiał na niej suchej nitki. Nie lubił Piłsudskiego ani sanacji (choć pracował przecie w sanacyjnym „Słowie”), ale żeby znaleźć teraz współpracownika w osobie Piotra Kownackiego, „narodowca”, i razem z nim rządy „pułkowników” wyszydzać, choć przecie nic go poza tym z Kownackim nie łączyło, to już było dużo. Wyglądało to na znęcanie się nad powaloną Polską, żeby przypodobać się litewskim gospodarzom. Bez ustanku masakrowana przez cenzurę i oskarżana przez Litwinów o tendencje wywrotowe (bo co to za podstępne gadanie o Wielkim Księstwie?), „Gazeta Codzienna” dała początek potępieńczym swarom, w których niejawnym przeciwko niej argumentem była „kolaboracja z okupantem”. (…) Niewątpliwie, uczucia gniewu i goryczy po klęsce były powszechne i dawał im wyraz z samego zgryzu, nie żeby się komuś przypodobać. Ale większość, choć tak samo czuła, powściągała się, bo jakoś nieładnie prać brudną bieliznę w tak smutnej chwili”.
Miał rację Miłosz, takie wrażenie było można odnieść i większość Polaków je odnosiła. Konflikt między Mackiewiczem a jego późniejszymi adwersarzami (z okresu okupacji niemieckiej) tu właśnie miał swój początek. Chmury nad głową Mackiewicza gromadzić się zaczęły jesienią już 1939 roku.
Jak widać, żywot redaktora naczelnego „Gazety Codziennej” nie był wcale łatwy. Lecz mimo swoich kontrowersyjnych poglądów, które nie cieszyły się popularnością w polskim społeczeństwie, udało się Mackiewiczowi skompletować spory zespół redakcyjny, w którym nie zabrakło nazwisk znanych i uznanych. „Jako przyczynek dziś już historyczny – pisał Mackiewicz w roku 1954 – chciałbym wymienić listę zarówno stałych współpracowników „Gazety Codziennej”, jak i piszących do niej dorywczo. Cytuję w kolejności, jak przychodzą na pamięć: prof. Zygmunt Jundziłł, Ludwik Chomiński, prof. Jan Otrębski, prof. Mieczysław Limanowski, prof. konserwatorium Michał Józefowicz, Franciszek Hryniewicz, dr Odyniec, Bolesław Skirmuntt, Michał K. Pawlikowski, Barbara Toporska, Konstanty Szychowski, prof. Michał Romer, kowieński korespondent ryskiego Siegodnia i nasz, Boris Osieczkin, Fryderyk Łęski, Władysław Łepkowski, Kazimierz Luboński, Bohdan Mackiewicz, Władysław Abramowicz, Euzebiusz Łopaciński, Wacław Studnicki, Piotr Kownacki, Kazimierz Hałaburda, adw. Szyszkowski, Jakub Kowarski, Leszek Bartkiewicz, Światopełk Karpiński, Janusz Minkiewicz, Romuald Węckowicz, prof. Hurynowiczówna; z dzienniakrzy warszawskich Liński, Kaffel i jeszcze kilku, których nie pamiętam. Błysnął raz nawet W.[acław] A.[lfred] Zbyszewski piórem z Londynu. Wreszcie Czesław Miłosz i wtedy również świetny, którego jeden z artykułów sprowadził nam na dobitkę pogróżki rozbitków Oeneru. No i – Teodor Bujnicki, zastępca naczelnego redaktora”. Skład był przypadkowy i większość piszących nie musiała wcale podzielać poglądów Mackiewicza, a jednak nikt z wyżej wymienionych nie wstydził się drukować swoich tekstów w sygnowanej przez niego gazecie.
Boje z cenzurą
Wielokrotnie Mackiewicz skarżył się na cenzurę litewską, która bezlitośnie okrawała pismo. „Najgorzej było z prasą – pisał po wojnie na emigracji. – Według ustaw litewskich każde pismo musiało zamieszczać tzw. privalymas, artykuły obowiązkowe. W praktyce oznaczano miejsce, czcionki, tytuł i podpis. Przysyłano artykuły głoszące tezy odwrotne do kierunku pisma. Nie wolno było zaznaczać, że nie są to artykuły redakcyjne. System ten stosowano zwłaszcza do prasy polskiej. Cenzura czyniła spustoszenia. W tych warunkach co tępsi czytelnicy przestali w ogóle orientować się w politycznym zabarwieniu gazety”. Parę lat później dodawał: „(…) „Gazeta Codzienna” stała się szczególnym obiektem prześladowań ze strony urzędu prasowego, przy jednoczesnej ostrej nagonce ze strony tego odłamu społeczeństwa polskiego, które trafnie scharakteryzował Miłosz jako skupiający się wokół hasła: nie oddamy ani guzika. Obydwa te przeciwstawne sobie czynniki, okazały się w praktyce również zacięte, co tępe. (…) To trochę, co z przejawów sentymentu do Wielkiego Księstwa Litewskiego przepuściła cenzura, zwęszono po stronie polskiej jako tendencje ugodowe względem Litwy. Natomiast władze tej Litwy oświadczyły mi, co następuje: – Musi pan w gruncie rzeczy być wdzięczny cenzurze. Bo gdyby publicznie pisał pan to, co mówi, już powinien pan siedzieć w więzieniu za robotę antypaństwową. (…) Dlatego, że żądaniem pana jest obalenie ustroju istniejącej Republiki Litewskiej. A właściwie w ogóle jej unicestwienie drogą włączenia jako prowincji do jakiegoś zupełnie obcego tworu państwowego. Niezależnie od tego, czy chce go pan nazwać Wielkim Księstwem Litewskim, Ruskim czy Chińskim. Litwa jest tylko jedna, ta mianowicie, która jest. I przeciwko tej Litwie pan konspiruje”. Litwini nie chcieli lojalistycznej „Gazety Codziennej”, nie pretendowali do sukcesji po Wielkim Księstwie Litewskim. Inna sprawa, że zagrożeni sąsiednim imperializmem, na sukcesję tę nie mieli szans.
Cenzura natomiast naprawdę okazywała się drakońska i bezsensowna jednocześnie. W czasie wojny fińsko-radzieckiej rząd litewski, mimo że zajmował stanowisko mniej lub bardziej profińskie, zabraniał tego polskiej prasie. Zakazywano umieszczania komunikatów fińskich na pierwszym miejscu. Wówczas wpadł Mackiewicz na pomysł, by komunikaty radzieckie drukować petitem, zaś fińskie – zgodnie z poleceniem – na drugim miejscu, ale tłustą czcionką. Zabroniono i tego. Nie miała „Gazeta” prawa używania w tytułach przymiotnika „bohaterski” w odniesieniu do Finów. W roku 1940 zabroniono nazywać Wilno stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego inaczej niż w znaczeniu historycznym. Zabraniano również głoszenia idei politycznej restytucji Księstwa. Wykreślano takie rzeczy, jak na przykład wierszyk Bujnickiego o wiośnie, gdyż slogan „byle do wiosny” uznano za buntowniczy. Nie wolno było sprostować błędu korektorskiego z poprzedniego numeru, bo już posiadał placet cenzury. Zalecano jak najmniej używać słowa „śmietana”, gdyż mogło oznaczać kpiny z prezydenta Smetony. Niedopuszczalna była najbardziej nawet wyważona krytyka poczynań władz (chociażby na temat planów urbanistycznego zagospodarowania miasta). Poza tym ustawa prasowa nie dopuszczała białych plam po cenzurze, a jednocześnie przewidywała tzw. „privalymas”, „obowiązek drukowania nadsyłanych urzędowych notatek lub całych artykułów. Artykuł mógł zawierać tezy wręcz sprzeczne z kierunkiem pisma. Mógł być też podpisany jakimś inicjałem, którego nie wolno było zmienić ani usunąć. Miejsce było również wskazywane z góry. Teoretycznie mógł to być np. wstępny artykuł, podpisany np. inicjałami naczelnego publicysty danego organu i zaprzeczać jego własnej linii politycznej (!) lub ją wyśmiewać. (…) Naturalnie, przeciętny czytelnik nie był o tym poinformowany, a raczej z reguły brał „privalymas” za istotny wyraz poglądu redakcji”. Czyniło to normalną pracę dziennika niemożliwą.
30 stycznia 1940 roku zgłosił się Mackiewicz do zastępcy pełnomocnika rządu litewskiego Antanasa Trimakasa. Skarżył się na ostrość cenzury, która nie pozwala pisać inaczej, aniżeli podają to oficjalne komunikaty. Oświadczył mu także, iż „cenzura spycha go do obozu polskiego nacjonalizmu, chociaż nie jest on nacjonalistą i nie chciałby nim zostać”. Na spotkaniu tym Mackiewicz – podający się jako gorący rzecznik współpracy polsko-litewskiej – zaprosił szereg „autorytatywnych osób” spośród Litwinów i Polaków do wypowiedzenia się na łamach „Gazety” na temat możliwości porozumienia się i współpracy, na co Trimakas sprzeciwu nie zgłosił, ale zaznaczył, iż wypowiedzi te będą podlegały ogólnym rygorom cenzury. W tej sytuacji „dyskusja” nie miała sensu. W lutym 1940 delegacja polska spotkała się z prezydentem Smetoną. W rozmowie nawiązywał on do idei krajowców – wielkiej, historycznej Litwy (z Grodnem, Nowogródkiem i innymi ziemiami), czy doszło jednak do jakichś konkretnych ustaleń czy propozycji, nie wiemy. Brak bowiem bliższych danych o treści i wynikach tego poufnego spotkania.
Wino – Góra Trzech Krzyży<br/>© www.szukamypolski.com/gap
Wino – Góra Trzech Krzyży
© www.szukamypolski.com/gap
Na równi pochyłej
Polityka rządu kowieńskiego wobec Polaków nie nastrajała optymizmem. Od razu po zajęciu Wilna Litwini przystąpili do przyśpieszonej lituanizacji. Zimą 1940 roku wprowadzono tzw. „ustawę paszportową”. Jej znaczenie tłumaczył Mackiewicz „na gorąco” w roku 1940 następująco: „Sprawa przedstawia się tak: wszyscy mieszkańcy Wileńszczyzny podpadają, biorąc z grubsza, pod trzy kategorie: 1) obywatele, to ci, którzy posiedli, ewentualnie posiadają, prawo do uzyskania praw obywatelskich państwa litewskiego. Ich sytuacja jest jasna. 2) Uchodźcy, to ci, którzy na skutek działań wojennych znaleźli się tu bądź przypadkiem, bądź też świadomie uchodzący przed zawieruchą. Ich sytuacja jest równie jasna, normowana przepisami państwa, które im gościny udziela, sytuacja wielokrotnie już mająca swój precedens w historii wojen. 3) Obcokrajowcy, to ci, którzy nie będąc uchodźcami, nie posiadają jednocześnie praw do uzyskania obywatelstwa. Sytuacja tych ostatnich o tyle nie wydaje się nam słusznie sprecyzowaną, gdyż zarządzeniem ustawy, pod pojęcie te podpada istotnie wielu przybyszów, obcych tej ziemi, ale jednocześnie liczba o wiele większa rdzennych mieszkańców Litwy historycznej, po prostu mówiąc ludzi tutejszych”.
Parę lat później, już bez obaw przed litewską cenzurą, na temat ten Mackiewicz napisał: „Szczytowym punktem tej [wewnętrznej; w stosunku do Polski] polityki była ustawa paszportowa, zimą 1940. Doprowadziła ona do takiego absurdu, że w Wilnie, ogłoszonym za stolicę państwa, znalazło się raptem 150 000 obcokrajowców na 200 000 mieszkańców! Człowiek urodzony poza granicami nakreślonej przez traktat moskiewski republiki litewskiej, np. w Smorgoniach, jako obcokrajowiec politycznie uciążliwy, posiadał w Wilnie prawa mniejsze, niż np. Francuz urodzony w Paryżu, ale przebywający na Litwie na prawach normalnego cudzoziemca”. I dodawał: „Fatalnym rezultatem tego rodzaju polityki było rozszczepienie i pokłócenie całej ludności w obliczu wspólnego wroga”. Wystarczy dodać, że zgodnie z zawartym przez władze Litwy i ZSRR porozumieniem, na terenie Litwy (i innych państw bałtyckich), znajdowały się radzieckie bazy wojskowe. Sprawa zajęcia tych terenów przez Stalina była kwestią miesięcy. Litwini natomiast, zamiast dążyć do scementowania różnych narodowości na podłożu antykomunistycznym, robili wszystko, aby do tego nie doszło.
„Gazeta” przeżywała swoje ciężkie dni. W początkach roku 1940 wlepiono jej karę za wyrzucenie inicjałów z narzuconego artykułu. Zawsze samowystarczalna, stanęła teraz przed widmem upadku. I niechybnie tak by się stało, gdyby nie finansowa pomoc hrabiego Michała Tyszkiewicza, który niejednokrotnie wspomagał pismo materialnie. Udało się przezwyciężyć jeden kryzys, nie udało kolejnego. W maju 1940 roku na przedmieściu Wilna został skrytobójczo zamordowany litewski policjant. Po pogrzebie młodzież litewska i bojówki rozpoczęły w mieście pogrom Polaków. Następnego dnia urząd prasowy zażądał potępienia zabójstwa policjanta na łamach „Gazety”. Mackiewicz wyraził na to zgodę tylko pod warunkiem, że „wolno będzie potępić fakt pogromu Polaków”. Szesnaście godzin później Rada Ministrów w Kownie odebrała mu prawo „wydawania jakichkolwiek druków na terenie Republiki Litewskiej”. I tu powstaje pewne zamieszanie. Sam bowiem Mackiewicz w roku 1947 napisał: „Początkowo pisałem memoriały do władz i walczyłem z cenzurą. W rezultacie w kwietniu 1940, decyzją rady ministrów w Kownie odebrano mi prawo redagowania czasopism na całym terytorium Republiki Litewskiej”.
Gdzie dwóch się bije…
Informację tę potwierdza Łossowski, podając nawet dokładną datę: 13 kwietnia 1940 roku. Różnica nie tylko w datach, ale i w zakazach: kwiecień to „zakaz redagowania”, maj – „zakaz wydawania”. Zatem: w kwietniu 1940 roku Mackiewicz przestaje być redaktorem naczelnym „Gazety Codziennej” (zostaje nim Romuald Węckowicz, zastępcą nadal jest Bujnicki), ale nadal występuje – wraz z Bolesławem Szyszkowskim – jako jej wydawca (aż do numeru 111 z 19 maja 1940 roku). Nadal też pisze. W końcu maja natomiast odebrano mu gazetę. Wysłał wówczas – dokładnie 31 maja – list do redakcji „Kuriera Wileńskiego” z prośbą „o zamieszczenie następującej notatki: z dniem dzisiejszym ustępuję ze składu redakcyjnego „Gazety Codziennej”. Józef Mickiewicz”. Tak pożegnał się z „Gazetą”, pismem, które chciało doprowadzić do wskrzeszenia Wielkiego Księstwa Litewskiego, ściągając za to na siebie nienawiść nie tylko cenzury litewskiej, ale i w dużej mierze społeczeństwa polskiego zamieszkującego Wilno.
Jak potoczyłyby się losy „Gazety” bez Mackiewicza, nie wiadomo. W połowie czerwca, na tereny państw bałtyckich wkroczyły wojska sowieckie, w sierpniu była już Litwa jedną z republik radzieckich. „Tragedia tamtych dni – napisał później Mackiewicz – to błędna polityka litewska, która na mniejszą skalę dokonała tego, co Niemcy zrobili później na większą – mimowolnej popularyzacji bolszewików. To – z drugiej strony – stanowisko społeczeństwa polskiego, które zamiast naprawiać błąd litewski, jeszcze go pogłębiało angażując się politycznie w innym kierunku, niż tego wymagał zarówno rozum, jak interes obydwóch narodów. – Jeżeli mianem polityki określimy działania na przyszłość, musimy przyznać, że była ona wyjątkowo krótkowzroczna, gdyż ówczesna waśń polsko-litewska musiała się skończyć tak, jak się skończyła już 15 czerwca 1940, gdy armie czerwone ostatecznie przekroczyły granice i wspólny wróg ogarnął cały kraj”. Mackiewicz nie pracował już wówczas jako dziennikarz i do pracy tej przez cały okres okupacji radzieckiej nie powrócił.
powrót do indeksunastępna strona

61
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.