Koń darł ziemię kopytami Tal delikatnie ściągnął wodze i zatoczył koło, zmuszając wierzchowca do zajęcia się czymś innym niż walką z nudą. Poranek był chłodny. Właśnie dniało, znad oceanu wiała lekka bryza, lecz Talwin wiedział, że do południa na wzgórzach znajdujących się na północny wschód od miasta zapanuje prawdziwy upał. Jeszcze zanim pojawił się książę Kaspar, młodzieniec domyślił się, iż wybierają się zapolować na grubego zwierza – lwa, niedźwiedzia, a może nawet na jakąś egzotyczną bestię zamieszkującą wysokie góry. Prawdopodobnie zmierzą się z wielkim odyńcem, którego kły osiągnęły już trzystopową długość, albo z bytującym w dolinach leniwcem, trzykrotnie większym od konia, uzbrojonym w szpony o wielkości niedużych mieczy i, wbrew nazwie, bardzo szybkim w razie potrzeby. Cała gama broni, spakowanej w jukach, powiedziała mu wszystko, co chciał wiedzieć o polowaniu. Były tam włócznie na dzika, z poprzeczkami zamocowanymi tuż pod szerokim ostrzem, które miały powstrzymać zwierzę przed ucieczką w gąszcz i powleczeniem za sobą myśliwego. W sakwach spoczywały także wielkie sieci z ciężarkami na końcach i ciężkie kusze potrafiące wybić dziurę wielkości pięści dorosłego człowieka w ciężkiej zbroi płytowej. Tuzin służących wraz z taką samą ilością straży i chłopców w liberiach dbających o konie, również czekało cierpliwie na pojawienie się księcia. Kiedy Talwin przybył na miejsce spotkania, właśnie odjeżdżało sześciu innych mężczyzn – tropiciele i zwiadowcy, ubrani w królewskie barwy, udawali się, by wytropić zwierzynę i oznaczyć szlak. Był nieco zdumiony, że tereny przeznaczone do polowań leżą tak blisko miasta. Dzielił je mniej niż jeden dzień marszu. Roldem stanowiło dość stare królestwo, więc młodzieniec spodziewał się, że dzikie ostępy zostały już odepchnięte od cywilizacji na znaczną odległość. Chadzał na polowania przez całe swe dzieciństwo oraz wiek dorosły i nie słyszał o tym, że można natknąć się na grubego zwierza zaledwie dzień drogi od miasta. Pozwolił jednemu ze sług przejrzeć swój podróżny sprzęt i załadować go na juczne konie. W porównaniu z resztą bagażu rzeczy młodego szlachcica prezentowały się nader skromnie. Wiedział, że będą podróżowali ścieżkami, którymi wóz raczej nie da rady przejechać, ale ilość sprzętu pozwalała sądzić, iż przydałby im się co najmniej jeden wehikuł. Dwa konie niosły na swoich grzbietach coś, co wydawało się sporym namiotem. Talwin nie uważał spania na gołej ziemi za problem, lecz zdawał sobie sprawę, że kwiat roldemskiej arystokracji może sądzić inaczej. Poza Talem cierpliwie oczekiwało księcia jeszcze dwóch mężczyzn, należących do znamienitych rodzin. Byli to baron Eugivney Balakov i baron Michał Graf. Znał ich z opowieści. Obu cechowała młodość i ambicja, zajmowali na królewskim dworze skromne, lecz ważne pozycje. Balakov był asystentem królewskiego Kwestora i bez trudu potrafił wpływać na przyspieszenie lub spowolnienie wydawania dworskich pieniędzy. Miał szerokie ramiona i zamyślone spojrzenie. Ciemne włosy i brodę przystrzygł bardzo krótko. Graf także pełnił funkcję związaną z kwesturą, ale ostatnio przeniesiono go do biura królewskiej straży pałacowej. Odpowiadał bezpośrednio za ich uzbrojenie, ubiór, posiłki i płace. Był dość drobnym mężczyzną o jasnoblond włosach i cienkim wąsiku, zadbanym aż do przesady. Obaj nosili ekstrawaganckie ubrania, mocno odbiegające od skromnej skórzanej tuniki i nogawic, które kawaler postanowił włożyć na dzisiejszy poranek. Gdy słońce oświetliło niebo ponad odległymi górskimi szczytami, z pałacu wyszedł książę Kaspar i jakaś młoda kobieta. Podeszli szybko do czekających na nich wierzchowców. Talwin spojrzał na towarzyszkę księcia, zastanawiając się przelotnie, czy aby nie jest to lady Rowena z Talsin, a w rzeczywistości Alysandra – jedna z zakonspirowanych agentek Konklawe. Kiedy przebywał na Wyspie Czarnoksiężnika, męczył się niemal przez cały czas, rozmyślając o tym, co Alysandra robi w towarzystwie Kaspara. Mieszkańcy wyspy albo tego nie wiedzieli, albo nie chcieli mu powiedzieć. Dowiedział się tylko, że dziewczyna została wysłana do Olasko na rozkaz Mirandy, żony Puga, mniej więcej w tym samym czasie, gdy Tal odbywał treningi szermiercze w Saladorze. Ta kobieta jednakże nie przypominała Roweny. Posiadały tylko jedną cechę wspólną – obie były jednakowo piękne. Alysandrę jednak wyróżniały jasne włosy i oczy w kolorze kwiatów kukurydzy, a nieznajoma charakteryzowała się ciemną karnacją. Jej skóra, opalona przez słońce, miała brązowy odcień, a oczy były niemal tak czarne jak włosy. Książę coś do niej powiedział i dama uśmiechnęła się szeroko. Tal nagle zorientował się kim jest, gdyż w jej rysach dojrzał cień podobieństwa do Kaspara. – Ach, młody Hawkinsie, niech mam tę przyjemność i przedstawię cię mojej siostrze, lady Natalii – odezwał się książę Kaspar, zupełnie jakby usłyszał w tej chwili jego myśli. Talwin ukłonił się w siodle. – To dla mnie zaszczyt, moja pani. Najwyraźniej dwaj pozostali szlachetnie urodzeni znali młodszą siostrę księcia – nie wyglądała na więcej niż trzydzieści lat. Obaj zatoczyli łuk końmi i ustawili się za księciem i Natalią, pozostawiając kawalerowi miejsce na końcu gromadki lub możliwość jazdy z boku. – Zanim dotrzemy do terenu polowań, będziemy jechać co najmniej pół dnia – powiedział książę Kaspar. Popatrzył znów na Tala. – Talwinie, twój łuk wygląda wcale solidnie. Czy wiesz, jak się go używa? – W głosie księcia zabrzmiała lekka, nieszkodliwa drwina. Hawkins uśmiechnął się, wyczuwając nastrój arystokraty. – Jestem lepszym łucznikiem niż szermierzem, wasza miłość. To stwierdzenie wywołało uśmiech na ustach wszystkich, gdyż Tal, jako mistrz turnieju w Akademii Mistrzów, został zaliczony w poczet najlepszych szermierzy świata. Lady Natalia popatrzyła na niego przez ramię, dając mu pretekst do podjechania nieco bliżej. – Czy zamierzasz sobie z nas żartować, panie? Talwin uśmiechnął się ponownie. – Prawda jest taka, że nie, moja pani. Poluję od kiedy pamiętam, od czasów wczesnego dzieciństwa, a miecz wziąłem do ręki dopiero w dniu moich czternastych urodzin. – A zatem musisz być najwspanialszym łucznikiem świata, panie – rzekł drwiąco baron Eugivney. Uśmiech nie schodził z ust Tala. – Raczej nie, panie – odparł młodzieniec. – Ludzie nie mogą się równać z żadnym z łuczników elfów. – Elfy! – sapnął baron Michał. – Legendy. Mój ojciec opowiadał mi historie o wielkiej wojnie, która miała miejsce w czasach mego dziadka. O wojnie z intruzami z innego świata. W tych opowieściach występowały elfy, a także krasnoludy. – Porozmawiamy o tym, jak będziemy jechać – przerwał książę, kierując konia naprzód. Tal znalazł się nagle u boku barona Michała, a baron Eugivney podjechał do przodu i zajął miejsce tuż przy lady Natalii. – To nie legendy, mój drogi panie – powiedział Hawkins. – Mój dom leży w pobliżu Ylith i niedaleko na zachód od posiadłości mieszkają właśnie te elfy z legend. A na północy, w mieście LaMut pozostało wielu potomków intruzów z innego świata, którzy postanowili zamieszkać tutaj. Michał spojrzał na młodzieńca tak, jakby chciał się zorientować, czy ów stroi sobie z niego żarty, czy mówi poważnie. – Jesteś pewny tego, co mówisz? – Tak, baronie – odparł Tal. – I sławni łucznicy elfów rzeczywiście są lepsi niż ktokolwiek z żyjących ludzi. Oczywiście nie wiedział tego ze swego dzieciństwa, lecz raczej z długich rozmów z Kalebem, jednym z nauczycieli na Wyspie Czarnoksiężnika. Kaleb przez jakiś czas mieszkał z elfami w Elvandarze – w ich domu. Mówił ich językiem i twierdził, że zaledwie jeden czy dwoje ludzi zbliżyło się swymi łuczniczymi umiejętnościami do niedoścignionych elfów. – No cóż, jeżeli tak mówisz – westchnął Michał, ucinając tym samym dyskusję na ten temat. – Wasza miłość, na co będziemy dzisiaj polować? – zwrócił się do księcia. Kaspar obrócił się w siodle. – Na coś całkiem specjalnego, jeśli szczęście nam dopisze. Król dostał wiadomość, że z Keshu przyleciał wywern i założył gniazdo w górach. Jeżeli to prawda, mamy przed sobą rzadkie wyzwanie. Baron Eugivney zamrugał zdumiony i zakłopotany. – Wywern? Na twarzy Michała także gościła niepewność. – Nie jestem pewien, czy… – To mały smok – podpowiedział Tal. – Bardzo szybki, bardzo złośliwy i bardzo niebezpieczny… ale mały… jak na smoka. Lady Natalia przenosiła spojrzenie z jednego barona na drugiego, a potem uśmiechnęła się do Talwina, widząc na twarzach pozostałych wyraz dyskomfortu. – Spotkałeś już kiedyś jakiegoś, kawalerze? – Raz – odrzekł. – W górach, kiedy byłem chłopcem. – Nie powiedział jednak, że góry te leżały blisko księstwa Olasko. Książę spojrzał przez ramię, kiedy wyjeżdżali przez pałacową bramę i zwrócił wierzchowca na szeroką aleję, prowadzącą ku północnej drodze wylotowej z miasta. – A jak byś sobie poradził z upolowaniem takiego stwora, kawalerze? Tal uśmiechnął się. – Wolałbym wcale sobie nie radzić, wasza miłość. To tak, jakbym chciał walczyć z ogniem trawiącym las albo z falą przyboju. Ale jeżeli muszę, mam dwa wyjścia. – Naprawdę? Mów dalej. – Umieściłbym owcę albo jelenia na wysokiej górskiej łące, tak aby był widoczny z daleka. W pobliżu ustawiłbym łuczników i kazałbym strzelać tak długo, aż zastrzeliliby potwora, kiedy tylko ten zdecydowałby się wylądować. – To nie wydaje mi się sportowe – zauważyła lady Natalia. – Naprawdę nie jest – zgodził się. – Jednakże polowanie na wywerna nie ma być rozrywką, a uwolnieniem stad i pasterzy od nękającej ich grozy. – A jaki jest drugi sposób? – zapytał książę. – Znaleźć jego leże. Wywerny lubią wąskie jaskinie albo trudno dostępne skaliste przewieszki. Zgodnie z tym, co mawiał mój dziadek… – Tal z trudem przyhamował. Po raz pierwszy od wielu lat znalazł się na granicy ujawnienia swego prawdziwego pochodzenia. Zmusił Szpona Srebrnego Jastrzębia, żeby na powrót schował się w głębinach jego duszy i podjął przerwaną wypowiedź – …który z kolei usłyszał to od górali Hatadi, mieszkających w górach Yabon, że wywerny nie lubią kryć się głęboko pod ziemią, w przeciwieństwie do smoków. – Zatem znajdujesz jego leże. I co dalej? – zainteresował się baron Michał. – Wypłaszam go. Zastawiam sieć u wyjścia jaskini, o ile to możliwe, zrobioną z grubego sznura i liczę na to, że zapora nieco go spowolni, gdy wyleci z leża. Potem wrzucam do jaskini płonące szmaty, żeby go wypłoszyć i mam przygotowany długi oszczep, co najmniej trzy, a nawet czterometrowy. Ważne jest, aby trafić go, kiedy tylko wyjdzie, a potem poczekać, aż się wykrwawi. – Czy jakikolwiek człowiek zdołał zabić wywerna strzałą z łuku? – drążył książę. Hawkins zaśmiał się. – Tylko wtedy, gdy miał ze sobą co najmniej tuzin innych łuczników. – Nie ma wrażliwego punktu? Nie da się go szybko zabić? – indagował dalej książę Kaspar. – O żadnym nigdy nie słyszałem – odparł Tal. Zdał sobie nagle sprawę, że zaczyna mówić jak ekspert. – Ale to nie znaczy, że takowy nie istnieje, wasza miłość – dodał szybko, żeby zatrzeć poprzednie wrażenie. – Zapewne mój dziadek chciał mnie nastraszyć, mówiąc mi, jak bardzo wywerny są niebezpieczne. – Wydaje mi się, że odniósł pewien sukces – mruknął Michał. Podczas gdy jechali przez uśpione miasto, rozmowa ciągle obracała się wokół polowania. W przeciągu godziny opuścili mury miejskie i znaleźli się na łagodnych wzgórzach, upstrzonych małymi posiadłościami i farmami. – Po południu – oznajmił książę – dotrzemy do granic Królewskiego Rezerwatu Myśliwskiego. Król pozwolił nam łaskawie tam zapolować. Wypowiedź księcia dała kawalerowi odpowiedź na pytanie, w jaki sposób polowania mogły odbywać się tak blisko cywilizacji. – Wasza miłość? – zapytał baron Eugivney. – Czy rezerwat nie ciągnie się na przestrzeni kilku setek kilometrów? – Nie mamy zamiaru przemierzać go w całości – odrzekł Kaspar z uśmiechem na ustach. – Odwiedzimy tylko najbardziej interesujące rejony. Droga zaczęła się lekko wznosić. Szlak służył za główne handlowe połączenie z północnymi prowincjami. Gdy zakręcił na zachód, myśliwi zjechali na mniejszą drogę, prowadzącą na północny wschód. Kiedy nadeszło południe zatrzymali się na posiłek i krótki popas, aby dać wytchnienie koniom. Tal był pod wrażeniem szybkości z jaką słudzy wznieśli mały pawilon. Został kompletnie umeblowany krzesełkami z płótna i drewna – składającymi się sprytnie w małe pakunki – na których podróżni mogli wygodnie odpocząć. Zatrzymali się na obiad na dużej, zielonej łące, całkowicie pustej, jeżeli nie liczyć kilku mlecznych krów pasących się w oddali. Rozmowa zeszła na dworskie ploteczki, gdyż książę był nieobecny w Roldem prawie tak długo jak Talwin, a Natalia nawet dłużej. Obaj baronowie nie ukrywali wcale, że ocieplenie kontaktów z siostrą księcia dałoby im wiele korzyści, więc adorowali młodą kobietę praktycznie bez przerwy. Natalia była nie tylko piękna i bystra – w jej rękach spoczywała władza. Olasko to małe księstwo w porównaniu z wielkimi połaciami ziem na Wyspach czy w Keshu, ale miało ogromne polityczne wpływy i w regionie ustępowało tylko królestwu Roldem. – Przejdź się ze mną kawałek, młody Hawkinsie – powiedział książę, kiedy skończyli jeść. Kawaler kiwnął głową i wstał z krzesła, podczas gdy Kaspar machnął do baronów ręką, żeby się nie podnosili. – Siedźcie, panowie. Zajmijcie rozmową moją siostrę, o ile macie na to chęć. Gdy oddalili się na kilka metrów od pawilonu, książę zdecydował się odezwać. – Młody Hawkinsie, czy zastanawiałeś się nad moją ofertą zatrudnienia, którą ci przedstawiłem, gdy zwyciężyłeś w turnieju w Akademii Mistrzów? – Nie będę ukrywał, że tak, wasza miłość. Czuję się bardzo onieśmielony i zaszczycony, ale obawiam się, że osobiście preferuję służbę u samego siebie. – Interesujące – odparł książę Kaspar, kiedy dotarli do skraju lasu. – Wybacz mi na chwilę. Muszę sobie ulżyć. Odwróciwszy się plecami do Talwina bezceremonialnie odpiął skórzane nogawice. – Właśnie to w tobie cenię, kawalerze – stwierdził, gdy skończył. – Co, wasza miłość? – Niezależność. – Tak, panie? – Popatrz na tych dwóch – wycedził, wyciągając rękę w kierunku miejsca, gdzie dwaj baronowie rozmawiali z Natalią. – Walczą o moją siostrę, jakby była jakąś nagrodą na festiwalu wieśniaków. Chcą się ze mną skoligacić poprzez małżeństwo z Natalią. Jestem otoczony przez pochlebców i ludzi, którzy pragną wkraść się w moje łaski. To wielka rzadkość spotkać kogoś, kto nic ode mnie nie chce. Takich ludzi cenię sobie najbardziej, bo wiem z całą pewnością, że jeżeli zgodzą się dla mnie pracować, będą mnie chronić do ostatniego oddechu. – Kiedy wracali do pawilonu, książę zniżył głos. – Tacy ludzie i im podobni – dodał – mogą liczyć na lepsze warunki i dostać o wiele więcej, niż mogliby się spodziewać z ręki innych wielmożów, gdyż nadchodzą ciężkie czasy. Tal zaśmiał się. – Tak też słyszałem. Muszę przyznać, że moja znajomość dworskiej polityki jest bardzo znikoma, chociaż posiadam dalekiego kuzyna na dworze w Krondorze. Tak naprawdę, zeszłej nocy byłem dopiero drugi raz w pałacu. – Powinieneś przyjechać do Opardum. Moja cytadela, górująca nad miastem, nie jest może tak wspaniała i onieśmielająca jak pałac Roldem, ale zapewniam cię, że aż kipi od polityki i nie starczy ci życia, aby ogarnąć wszystkie intrygi. Poza tym mojej siostrze dobrze by zrobiło, gdyby spędziła trochę czasu z młodym człowiekiem, który nie będzie przez cały czas zapewniał jej o płomiennym uczuciu tylko i wyłącznie po to, by w rezultacie wżenić się w moją rodzinę. Weszli do pawilonu i dołączyli do reszty. W momencie, gdy zbliżyli się do pozostałych, książę przestał mówić ściszonym głosem. – Siadajmy z powrotem na konie! Słudzy szybko zwinęli namiot i załadowali pakunki na juczne zwierzęta. Inni zbierali talerze i resztki jedzenia do koszy. W przeciągu dziesięciu minut znów siedzieli w siodłach i jechali na północny wschód, zagłębiając się w mroczny las. |