W księdze drugiej „Żywego srebra”, zatytułowanej „Król Wagabundów”, Neal Stephenson zabiera czytelnika w szaleńczą podróż po Europie. Ospała dotąd akcja rozkręca się, a na scenę wkracza bohater z krwi i kości. I to nie jeden.  |  | ‹Żywe srebro, tom II› |
Znanemu mi z nazwiska (i nie tylko) recenzentowi Esensji poprzedni tom otwierającego Cykl Barokowy „Żywego Srebra” aż tak bardzo do gustu nie przypadł, co zresztą wyłożył w swym tekście. Otóż mnie przypadł, a po lekturze tomu drugiego zdaje się, że rozumiem w czym leżał główny problem. Oto bohater księgi pierwszej, niejaki Daniel Waterhouse, jest nikim innym jak klasycznym nerdem. Patrząc na świat z jego perspektywy, otrzymuje się właśnie taki zimny opis, w którym epokowe wydarzenia i wielcy naukowcy każą się odsunąć w cień ewentualnej osobowości Waterhouse’a – zupełnie nieważnej wobec tego, co jest dlań naprawdę istotne – i co za tym idzie, opisane z upierdliwą, aptekarską dokładnością. W księdze drugiej ów nerd zostaje przez autora porzucony, a na scenę wkracza bohater romantyczny – co owocuje rewoltą. Nadal malując intrygujący, bogaty w szczegóły obraz epoki, autor czyni to z większą werwą, a nowi aktorzy silniej niż sztywny Daniel przyciągają uwagę i budują więź z czytelnikiem. Choć to tylko kolejny kawałek podzielonej przez wydawcę powieści, zdaje się być zupełnie inna książką, którą w dodatku można czytać jako samodzielne dzieło. Jack Shaftoe, gdyż to właśnie na nim skupia się teraz uwaga Stephensona, to londyński ulicznik, który wyrasta na sławnego awanturnika i daje początek legendzie Króla Wagabundów. Śledzimy jego przygody, gdy miota się po świecie, walcząc (między innymi u boku Jana III Sobieskiego), kradnąc, oszukując (wraz z Leibnizem) i handlując, by zdobyć miłość, szczęście i majątek. Mogłoby mu się to udać bez trudu, gdyby nie złośliwy ognik, tlący się w jego duszy niespokojnej – wpada w coraz to nowe tarapaty i nie potrafi usiedzieć, ciesząc się z tego, co już osiągnął. Co gorsza, toczy wyścig z czasem – jego umysł zżera syfilis (owocuje to zresztą niesamowitą sceną rodem z… musicalu!). „Król Wagabundów” przypomniał mi inną powieść Stephensona – „Diamentowy wiek”. Znalazł się w niej kpiarski opis Pączka, hardcorowego street fightera rodem z kanonu cyberpunkowego. Pączek ponosi sromotną klęskę na samym początku książki z prostej przyczyny – zmieniły się czasy, nie ma dla niego miejsca. Otóż „Król Wagabundów” zdał mi się opowiadać o przemijaniu epoki awanturników pokroju Shaftoe. Oto jego ostatnie hura, oto legenda Króla Wagabundów, która jednak musi skończyć się porażką. Nastały nowe czasy, w których odnajduje się Eliza, dziewczyna uratowana przez Jacka z sułtańskiej niewoli. Droga do bogactwa nie wiedzie przez brawurowe przygody i awantury, nadszedł czas szpiegostwa przemysłowego i giełdowych spekulacji. Dzięki wrodzonej i nabytej bezczelności – a także przy pomocy Jacka – Eliza wkracza na salony, wkręca się w tryby zależności między władzą i biznesem, knuje i kombinuje – i rozumie, że świat się zmienił. Wytłumaczyłaby to może swemu ulubionemu wagabundzie, ale duch niespokojny, osobliwy honor ulicznika pcha Jacka ku jego nieuchronnemu przeznaczeniu. Wszystko to Stephenson opisuje z właściwą sobie swadą i specyficznym poczuciem humoru. Jeśli stracił w czyichś oczach poprzednim, zbyt nerdowatym tomem, wynagrodzi to szczodrze „Królem Wagabundów”. Tam było za dużo srebra, a za mało życia – tu proporcje są idealne.
Tytuł: Żywe srebro, tom II Tytuł oryginalny: Quicksilver Autor: Neal Stephenson Tłumaczenie: Wojciech Szypuła Cykl: Cykl Barokowy ISBN: 83-7480-000-3 Format: 135×205mm Data wydania: 26 sierpnia 2005 Ekstrakt: 90% |