Henry James wielkim pisarzem był – to fakt niepodlegający dyskusji. Ale to przecież jeszcze nie jest wystarczający powód, żeby powieść o jego życiu była interesująca. Na szczęście Davidowi Lodge’owi nie zabrakło pomysłu na „rozgryzienie” wielkości Jamesa i dlatego „Autor, autor” to doskonały przykład umiejętności opowiadania o czyichś losach w zgodzie z faktami, lecz bez nadmiernego zanudzania czytelników biograficznymi przyczynkami.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pisarze najwyraźniej lubią tworzyć dzieła o swoich wielkich poprzednikach – niestety efekty literackie bywają bardzo różne. Czasem otrzymujemy opasłą i raczej ciężkostrawną monografię (np. „Idiota w rodzinie” Jeana Paula Sartre’a), innym razem biografię „po bożemu” przedstawiającą koleje losu pisarza (choćby „Król życia” Jana Parandowskiego) albo powieść wykorzystującą jako punkt wyjścia fabuły jakieś pojedyncze zdarzenie z biografii (vide „Mistrz z Petersburga” Johna Maxwella Coetzee). „Autor, autor” dałby się umiejscowić gdzieś pomiędzy drugim a trzecim z wyżej przywołanych podejść. Po pierwsze, David Lodge w swojej książce wprawdzie wiernie relacjonuje fakty z życia Henry’ego Jamesa, lecz koncentruje się jedynie na dwóch wycinkach jego biografii – okresie poprzedzającym śmierć pisarza oraz krótkim epizodzie, w czasie którego wielki powieściopisarz próbował zrobić karierę jako dramaturg. Po drugie, „Autor, autor” to przede wszystkim powieść, dlatego Lodge mógł pofolgować trochę swojej wyobraźni, w szczególności opisując postacie drugoplanowe z otoczenia pisarza oraz sytuacje, które raczej nie miały miejsca, lecz z pewnością nie urągają prawdopodobieństwu – wystarczy choćby wspomnieć spotkanie Jamesa z młodziutką Agathą Christie. Tego typu zabiegi rekompensują czytelnikom podstawową wadę powieści bazującej na faktach, której nie sposób było całkiem uniknąć i w tym przypadku, czyli brak zaskoczenia co do zasadniczego kształtu losów głównego bohatera. David Lodge w zasadzie nie próbuje na kartach swojej powieści szczegółowo analizować źródeł geniuszu pisarskiego Henry’ego Jamesa czy tajników jego warsztatu literackiego, pozostawiając takie dociekania pracom literaturoznawczym. W moim odczuciu udało się natomiast Lodge’owi stworzyć dość przekonujący obraz utalentowanego człowieka bez reszty oddanego literaturze. Wprawdzie i w rzeczywistości i w powieści Lodge’a James miał szerokie grono bliższych i dalszych znajomych, lecz nigdy nie był z nikim tak naprawdę związany. W „Autorze, autorze” wizerunek Jamesa jako człowieka jest budowany przede wszystkim poprzez opowieść o jego przyjaźni z Georgem du Maurierem oraz Constance Fenimore Woolson. Trudno byłoby przecież czytać książkę, której bohater byłby aż tak oddany tworzeniu literatury, że nie miałby zwykłych ludzkich uczuć, takich jak zawiść, rozgoryczenie czy miłość. Dlatego wielki Henry James staje się dużo bliższy czytelnikowi, kiedy zazdrości du Maurierowi sukcesu jego powieści, niż kiedy rozmyśla o stworzeniu kolejnego dramatu. I czyż znalazłby się ktoś, kto nie wykazałby zrozumienia dla kłopotów finansowych pisarza, którego książki – jako zbyt ambitne – zwyczajnie kiepsko się sprzedają? A wprost wzruszyć się można, kiedy czyta się o nadziejach powieściopisarza na sukces sceniczny jego sztuk, mimo że nawet nie zaglądając do encyklopedii wiemy co mu przyniesie prawdziwą sławę. Nie do końca przekonuje mnie jednak sposób, w jaki David Lodge „uporał się” z wyjaśnieniem braku w życiorysie Jamesa związków z kobietami. Owszem, w interesujący sposób została przedstawiona jego przyjaźń z Fenimore, ale – przynajmniej w powieści – jest to związek czysto platoniczny. Wprawdzie Lodge nie poszedł na łatwiznę sugerowania skrytego homoseksualizmu twórcy „Portretu damy”, ale zdania o poświeceniu życia osobistego na ołtarzu sztuki brzmią dla mnie po prostu nieco zbyt patetycznie, żebym mógł uznać je za wystarczające uzasadnienie. Można to bez problemu uznać za powód jego starokawalerstwa, ale nie wyjaśnia choćby faktu rezygnacji z korzystania z usług – popularnych także przecież w kręgu jego znajomych – domów publicznych. Niestety, nie wzbudziły we mnie zbytniego entuzjazmu także próby doszukiwania się analogii między postawą życiową Henry’ego Jamesa a jedną ze stworzonych przez niego postaci („niezdolny do miłości” John Marcher z „Bestii w dżungli”). Jest to jednak chyba jedyny zarzut jaki mogę postawić stworzonej przez Lodge’a wizji życia tego powieściopisarza. Trzeba przyznać, że z kart powieści wyłania się postać z krwi i kości, a nie tylko sportretowany „na kolanach” wielki mistrz pióra. Dzięki temu „Autor, autor” może wzbudzić zainteresowanie nie tylko zagorzałych wielbicieli prozy Henry’ego Jamesa, ale wszystkich miłośników powieści obyczajowych, pełnych wyrazistych postaci i życiowych zawirowań losu.
Tytuł: Autor, autor Tytuł oryginalny: Author, Author Autor: David Lodge Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski ISBN: 83-7301509-4 Format: 432s. 128×197mm Cena: 33,— Data wydania: 16 września 2004 Ekstrakt: 70% |