 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Piotr raz jeszcze zerknął do notesu i, wciąż nie mogąc uwierzyć w pośmiertną biurokrację, zabrał się do pracy. Nie pamiętał, jaki miał za życia stosunek do papierkowej roboty, ale po śmierci zdecydowanie negatywny. Po kilku teczkach powtarzanie tej samej czynności zaczęło go nużyć. Wyrwać, wrzucić, wyrwać, wrzucić… przynajmniej robota szła gładko. Skończył po jakimś czasie – „jakimś” było jak najbardziej odpowiednim określeniem. Czas w końcu nie płynął tutaj normalnie, a nawet jeśli, to Piotr nie miał zegarka. – Skończyłeś? – Gówniara otworzyła oczy dokładnie w chwili, gdy zamknął szufladę. – No to idziemy. Piotr oparł się o szafkę, skrzyżował ręce na piersi i przybrał zdeterminowaną minę. – Nie zapomniałaś o czymś? – Ja nie, ale miałam nadzieję, że ty tak – skrzywiła się i zeskoczyła z szafki. – Niech ci będzie, obiecałam, więc słowa dotrzymam. Idź wzdłuż „Wyrzutów sumienia”, aż dotrzesz do litery X. Zejście powinieneś znaleźć bez trudu. – Coś jeszcze? – Tak. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. To powiedziawszy, ruszyła pomiędzy szafki. Piotr szybko stracił ją z oczu. Stał i z trudem trawił jej słowa. Pomogła mu ciekawość. Zresztą, jeżeli miał szefa, to i tak w końcu trafiłby do jego gabinetu. Wolał znaleźć się na dywaniku z własnej woli, niż z przymusu. Po dłuższym marszu dotarł do litery X, w duchu klnąc na literę P ciągnącą się najdłużej w całym szeregu. Literę X reprezentowała zaledwie jedna szafka, której szufladki pozamykano na kłódki. Nie było żadnych nazwisk, a cały mebel pokrywała warstwa kurzu grubości palca. Piotr przyjrzał się dokładniej podłodze. Liczył na jakieś zejście, jak to z cmentarza. Najwyraźniej jednak szef nie korzystał z takiej marnoty jak schody. Ciekawe tylko z czego? Odpowiedź przyszła sama – zaskakująco. Ułożona z kamiennych płyt podłoga, na oko zupełnie zwyczajna, szybko zaprezentowała swoje specjalne właściwości. Płyta przed szafką X, ta na której Piotr stał, popędziła w dół niczym ekspresowa winda, nasuwając nieprzyjemne, piekielne skojarzenia. Gówniara miała rację – wiedza o Piekle i Niebie do niczego się po śmierci nie przydawała. No chyba, że do budzenia obaw. Platforma o powierzchni metra kwadratowego opadała w nieznane pośród niesprecyzowanej szarości, a Piotr myślał o swoim szefie. A im więcej myślał, tym mniej miał w sobie pewności. Przekonanie, że jest bożym pomagierem kurczyło się jak balonik, z którego uchodzi powietrze. Zastępował je strach. Winda zatrzymała się tak nagle, jak ruszyła. Piotr połknął żołądek i zmrużył oczy, broniąc się przed atakami oślepiającego światła. Podobnie jak w wejściu do hali, ktoś zapalił słońce. Gdy wreszcie źrenice przystosowały się do nowych warunków, rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdował się w strzelistej komnacie od posadzki po sufit wymalowanej na biało. Ktokolwiek w tym pokoju bywał, o porządek dbał aż za bardzo. Gdzie nie spojrzeć królowała sterylna, szpitalna biel. W jednej ze ścian znajdował się korytarz. Mimo swoich obaw, Piotr skorzystał z niego bez wahania. Ciekawość wygrała. Idąc białym tunelem, czuł się jakby wędrował w trzewiach ogromnego węża-albinosa. Wreszcie znalazł się w komnacie bliźniaczo podobnej do tej pierwszej – też białej, wysokiej, tyle że nie pustej, a wręcz podręcznikowo muzealnej. Ściany upstrzone były obrazami, zdjęciami i plakatami. Na marmurowych konsolach ustawiono rzeźby, a w szklanych gablotach zamknięto wszystko inne. Najbliżej Piotra, za pleksiglasową szybą, na ścianie wisiał kostium rażący natłokiem koralików i złotych aplikacji. Obok ciuchów prezentował się plakat przedstawiający młodego bruneta w tymże kostiumie. Gość musiał być muzykiem, bo na zdjęciu uchwycono go w dziwacznej pozie przy mikrofonie. Grał na gitarze i śpiewał. Sama gitara wisiała w gablocie obok plakatu. Pod wizerunkiem mężczyzny umieszczono tabliczkę ze złotym napisem: „Król”. Piotr chwilę wpatrywał się w dziwoląga, który wyglądał, jakby mu poprzetrącano kulasy. – Widzę, że zainteresował cię mój zbiór. Autorem słów był idący środkiem komnaty, ponadczasowo młody mężczyzna. Piotr przypatrzył mu się dokładniej i stwierdził, że nie potrafi przestać się gapić. Twarz nieznajomego była jak pułapka, chwytała spojrzenie i nie pozwalała uwolnić wzroku. Każdy jej szczegół został wypalony w pamięci Piotra Galickiego na wieki. Ubrany w czerń brunet szedł powoli przez komnatę, zatrzymując się przed niektórymi eksponatami. Na wszystkie patrzył tak samo. Nawet „Króla” poczęstował łaskawym spojrzeniem. Przy udziale nadludzkiej siły Piotr oderwał spojrzenie od twarzy nieznajomego i wskazał na plakat z piosenkarzem. – Nie tyle zainteresował, co zirytował. Wiem co to za człowiek, ale… – Ale nie możesz sobie przypomnieć – mężczyzna stanął przed „Królem” i założył ramiona na piersi. Czarny płaszcz rozlał się po posadzce jak kałuża smoły. – Denerwujące, ale niestety potrzebne. – Co? – Wymazanie pamięci. – Do czego? Nieznajomy przeszedł kilka kroków, oparł się o marmurową kariatydę i uśmiechnął. W uśmiechu tym były wszystkie rodzaje ludzkiej radości: ta nikła – tak wieloznaczna i ta spontaniczna, a pomiędzy nimi cała gama odcieni. – Mógłbym ci powiedzieć, Piotrze Galicki, że zanik pamięci to skutek uboczny śmierci. Mógłbym uciąć twoje pytania krótkim „bo tak”, ale tego nie zrobię. Nie udzielę ci odpowiedzi, gdyż nie zwykłem odpowiadać na pytania, na które pytający zna odpowiedź. Poszukaj w sobie, gwarantuję, że znajdziesz. Piotr nie szukał długo. – Lepiej jest nie pamiętać. – Otóż to. Kierujesz się ludzką ciekawością. Ona cię tutaj przywiodła, kazała szukać odpowiedzi. Oczywiście znam wszystkie pytania, które chciałbyś mi zadać, jakim byłbym Stwórcą, gdybym nie znał, ale z grzeczności porozmawiamy normalnie – jak po stronie żywych. Oczywiście w biologicznym sensie tego słowa. Ruszył pomiędzy eksponaty, dając znak, by Piotr poszedł za nim. Idąc, muskał końcami palców mijane rzeźby i gabloty. Przebijał wzrokiem zamalowane płótna i uśmiechał się do plakatów. – Jedno pytanie uprzedzę – rzekł. – Powiem ci, gdzie jesteś. Jak się domyślasz, to muzeum. Ale nie takie zwyczajne. Ten zbiór nie jest ograniczony w żaden sposób. Sztuka, archeologia i historia nie mają wyłączności na te sale. Tutaj jest wszystko i wszyscy. Pamiątki po wielkich i maluczkich. Komnaty poświecone wielu, jak i zaledwie jednej osobie. – Nieskończoność. – Tak, Piotrze Galicki, znowu ta banalna nieskończoność. Jak marzenie pasująca do Muzeum Człowieka. Bo tylko nieskończoność jest w stanie pomieścić ludzkość. Tylko w niej da się zamknąć człowieka. – Ale po co to wszystko? Muzea są po to, by je zwiedzać. A tutaj żadna wycieczka nie przyjdzie. Pamiątki po wielkich i maluczkich zostaną zapomniane. Obrosną kurzem i to tak wielkim, że mogącym się zmieścić jedynie w nieskończoności. Stwórca uśmiechnął się wyrozumiale. – Nie grozi im to, bo ja tutaj zaglądam. Krótkim korytarzem przeszli do kolejnej, wysokiej jak poprzednie sali. Tym razem nie dało się stwierdzić jakiego koloru są ściany, choć podłoga i sufit sugerowały biel. Pomiędzy nimi, na całą wysokość komnaty, ustawiono tysiące ekranów, wyświetlających żywą mozaikę filmów. Piotr patrzył na obrazy, mając to samo uczucie, co przy „Królu”. Wiedział, że kiedyś widział przynajmniej niektóre z tych filmów. – Czy wiesz co czuje artysta, skończywszy swoje dzieło? – zapytał Stwórca, przerzucając spojrzenie z ekranu na ekran. – Dumę? – Też, ale chodzi mi o spełnienie, choć tylko połowiczne. Artyści podczas aktu twórczego wkładają w dzieło kawałek siebie i wytrwale dążą do celu, nawet nie zdając sobie sprawy, że nigdy do niego nie dotrą. Gdy kończą dzieło, okazuje się, że czują niedosyt. Chcą zacząć od nowa. I właśnie dlatego rzeźbiarz szuka kolejnego kawałka marmuru do obrobienia, pisarz historii do opowiedzenia, a malarz sceny do namalowania. Ta chęć rodzi się z pewnego braku. Wiesz jakiego? Piotr wydął wargi. – Nie mam pojęcia. – Fascynacji. Twórca jest znudzony swoim dziełem. Zna je dogłębnie, sam je w końcu stworzył. Nie odnajdzie w nim żadnej tajemnicy, a to właśnie tajemnica jest źródłem fascynacji. – Wiedzieć wszystko jest równoznaczne z nudą – zacytował Gówniarę Piotr. – Dokładnie – Stwórca ruszył do kolejnego korytarza. – I dlatego artysta szuka tajemnicy w nowym, jeszcze nie wykonanym dziele. I tworzy, tworzy, tworzy… nigdy nie przestaje. Bo ciągle nie potrafi wykonać dzieła, którego by nie zrozumiał. Ściany kolejnej komnaty całkowicie pokrywały zdjęcia. Nie były wcale szczególne. Przedstawiały ludzi podczas prozaicznych zajęć, pojedyncze osoby, pary, nawet całe rodziny. Sala była podłużna, a jej końca oczywiście nie dało się dostrzec. Wzrok nie wystarczał. Stwórca rozłożył ramiona i okręcił się na pięcie. – Mnie się udało. Moje dzieło ma w sobie tajemnicę. Jest dla mnie niezrozumiałe, potrafi mnie zaskoczyć. Bo zostawiłem mu swobodę działania, możliwość wyboru. I dlatego mnie fascynuje. Jestem jego fanem. – Stąd muzeum? – Stąd muzeum. – Ale… Stwórca uśmiechnął się. – Możesz mi mówić na ty, nie obrażę się. – Ale przecież powiedziałeś, że znasz pytania, które chcę ci zadać? Czyli wiesz, co myślę, możesz to przewidzieć. Gdzie więc ta tajemnica? – Zapominasz, że nie żyjesz. Po śmierci nie podlegasz tym samym prawom, co za życia. Tutaj wiem co myślałeś, co myślisz i co pomyślisz. Kiedy żyłeś nie wiedziałem, gdyż zwyczajnie nie chciałem wiedzieć. Wiem, nasuwa ci się kolejna sprzeczność, wytłumaczę ci od razu. Pracujesz nad wyrzutami sumienia, czyli myślami. Spisujesz je, katalogujesz, pozwalasz mi je poznać. To prawda, poznam je, ale jeszcze nie teraz. Kiedyś zakończę swoje badania nad człowiekiem – swój eksperyment. Usiądę za biurkiem i wezmę się za bary z tonami papierzysk. Ocenię ludzkie czyny z perspektywy myśli. Rozumiesz? Piotr pokiwał głową. – Taki sąd ostateczny? – Raczej inwentaryzacja. Piotr siedział na nagrobku przy dobrze sobie znanym skrzyżowaniu zagrabionych ścieżek. Deszcz przestał właśnie padać, w kałużach pojawiły się kolejne zadania, a w kieszeni czysty notes. Nowego ołówka nie dostał. Stary, rządzący się prawami nieskończoności, nie stępił się nawet o milimetr. – I co, panie ciekawski? – wyszła zza grobu, tym razem w zielonej sukience. Przysiadła na ławeczce i zamachała nogami w powietrzu. – Jak się podobał szef i odpowiedzi? – Tak sobie. Myślałem… – Że wygląda inaczej? – zachichotała. – Każdy się dziwi. W co był ubrany? – W długaśny, czarny płaszcz. Cała reszta też nie grzeszyła kolorkami. – To i tak dobrze. Mógł cię przywitać w heavy-metalowym podkoszulku, z puszką piwa w dłoni. Jego ulubionym powiedzeniem jest: „Nic co ludzkie, nie jest mi obce”. – Zauważyłem. – Coś taki skwaszony? – Nie podoba mi się, że życie to eksperyment, a ludzie, niczym mrówki, biegają po terrarium zwanym Światem. – Fajne porównanie. – Może dla ciebie. – Spójrz na to tak: może ludzie to mrówki, ale za to w terrarium jest niezliczona ilość korytarzy. Każdy może sobie wybrać drogę. Nikt nikomu niczego nie narzuca. – Niektórych ta wolność paraliżuje. Innych sprowadza na złą drogę. – A innych na dobrą. Korytarzy w lewo jest tyle samo, co w prawo. I to jest najważniejsze. To i możliwość wyboru. Wyobraź sobie, co by było, gdyby ludzie go nie mieli? Gdyby mrówkom kazano wybierać konkretny korytarzyk? Albo gdyby był tylko jeden? Podobałby ci się taki świat? Nie odpowiedział, bo to było oczywiste. – A co z Piekłem i Niebem? – A co ma być? – Czy istnieje? – Jeszcze nie. Ale może kiedyś będzie. – Po inwentaryzacji. – Tak. Dla potrzeb twojego, wciąż – że tak powiem – „żywego” rozumowania, zdradzę ci, że dusze zmarłych pozostają w stagnacji. Nie czekają, bo po śmierci nie mogą odczuwać upływu czasu. Kiedy przyjdzie pora, zostaną wycenione i posegregowane. No chyba, że szef wymyśli coś innego. Wolno mu. – A ja? Dlaczego nie trwam w stagnacji, tylko muszę pracować? – Nie musisz, tylko możesz. Powinieneś się czuć zaszczycony. Niewielu może się przysłużyć szefowi. Ty możesz, bo zostałeś wybrany na bożego pomagiera. – To znaczy, że jestem…? – Jesteś, jesteś. Ale skrzydełka ci nie wyrosną. |