…bo to nie jest kolejny film. „Historia przemocy” jest raczej doświadczeniem, które wpływa na osobowość i zmienia punkt widzenia…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ciężko jest pisać o takich filmach, dlatego nie będę pisał, a spróbuję przelać moje myśli i uczucia na poniższy tekst. Nie będzie on recenzją, bo recenzją być nie może z jasnej przyczyny. Cząstki życia nie można bowiem zrecenzować. Tekst, który w tej chwili czytacie, będzie raczej wyznaniem grzechów, czy nawet próbą oczyszczenia. Brzmi to zapewne jak idiotyczny bełkot, który codziennie dostarczają nam intelektualne wynurzenia awangardowej kasty pismaków. Mogę jedynie uprzedzić, że mój bełkot będzie jeszcze gorszy. Zapewne dałoby się prostymi słowami opisać wszystkie wrażenia związane z „Historią przemocy”, ja tego, niestety, nie potrafię. Może gdybym wiedział, co mi się przytrafiło, sprawa byłaby prosta. Ale maligny, w której znalazłem się po seansie, nie sposób określić. Tekst ten będzie zdradzał wiele rozwiązań fabularnych, dlatego osoby, które nie widziały jeszcze filmu, powinny wstrzymać się z dalszą lekturą. Ludzie, którzy mieli nadzieję, że pomogę im w wyborze – pójść czy nie pójść – muszą zadowolić się samą oceną. Cronenberg zawsze robił filmy, w których z trudem znajdywało się elementy racjonalne. Wszystkie jego historie osiadały na pograniczu snu i jawy, wyobraźni i percepcji, czy fantazji i rzeczywistości. W „Historii przemocy” zrezygnował z wszelkich motywów nadprzyrodzonych i drążenia psychiki ludzkiej. To znaczy nadal drąży psychikę ludzką, ale z pozycji obserwatora, a nie chirurga i psychologa, którzy wnikają w umysł i rozkładają go doszczętnie. Wszyscy jednak wiedzą, że ciągnie wilka do lasu. Dlatego Cronenberg pozostawił sobie uchyloną furtkę, którą przemycił sporą dawkę irracjonalności. Niewytłumaczalne są teraz nie obrazy, ale emocje. Cronenberg produkuje sceny, w których czuje się autentyczny, choć niewytłumaczalny strach. Oczywiście, nie jest w tej dziedzinie odkrywcą, bo wielu robiło to przed nim, chociażby jakiś czas temu Gore Verbinski w „Kręgu”. Chodzi mi tutaj o wzbudzanie niepokoju elementami bezsprzecznie obojętnymi emocjonalnie. U Verbinskiego najbardziej przerażający był sam film zarejestrowany na feralnej kasecie, gdzie dreszcze wywoływał widok sprzętu gospodarstwa domowego i kobiety, czeszącej sobie włosy. Cronenberg tak świetnie buduje postaci, że wystarczy jedno spojrzenie mordercy, a zarazem przyszłego oprawcy, byśmy drżeli z niepokoju.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oprócz tego, reżysera zawsze pociągała przemoc, ale dopiero tutaj mógł się całkowicie popisać. Idealna adaptacja komiksowego pierwowzoru nie dawała mu pełni możliwości. Fabuła Johna Wagnera ściśle trzymała się tezy, że przeszłość człowieka – nawet ta pozornie zapomniana – determinuje jego teraźniejsze losy. Cronenberg oczywiście skorzystał i częściowo nawiązał do oryginalnej koncepcji, bo chciał podobno dokopać Stanom Zjednoczonym. W wywiadach mówił, że próbuje ostrzec społeczeństwo przed opóźnionymi skutkami wydarzeń z dawnych epok. Przeszłość zbudowana na krwi i bólu musi kiedyś dać o sobie znać. Można odnieść wrażenie, że to próba wpasowania się w modę najeżdżania na Amerykę, ale w stosunku do aktualnych wydarzeń ostrzeżenie okazuje się profetyczne. Nie mam teraz na myśli Nowego Lądu, a nasze europejskie problemy. Przecież ruchy anarchistyczne we Francji, to nic innego, jak czkawka po kolonializmie. Pisałem jednak wcześniej, że Cronenberg odciął się w dużym stopniu od powieści obrazkowej. Stawia raczej tezę, iż przemoc pociąga każdego i każdy może stać się jej orędownikiem. Używając terminologii freudowskiej psychoanalizy można stwierdzić, że u Wagnera przemoc była związana z Ego, czyli ujawniała się pod wpływem bodźców zewnętrznych. Cronenberg jednak zaznacza, że przecież Ego wywodzi się od Id, a to są w końcu aparaty dziedziczone związane z czystym popędem. Aby to uwidocznić, reżyser ponownie korzysta ze świetnie skonstruowanych postaci oraz genialnego Vigga Mortensena. Gdy jego postać, Tom Stall, zabija dwójkę napastników, grupka typów spod ciemnej gwiazdy bierze go za kogoś innego. Po pewnym czasie i kilku trupach więcej, okazuje się, że naszego bohatera słusznie posądzano o drugą osobowość. Mortensen z perfekcją wciela się zarówno w Toma Stalla – kochającego męża, domatora i pacyfistę, jak i Joeya Cusacka – płatnego mordercę i psychopatę. Wystarczy spojrzeć na mimikę i oczy aktora, by od razu stwierdzić, kim w danej chwili jest. W tym momencie film rozmija się z komiksem, gdyż Cronenberg zaskakuje wyznaczeniem na sprawcę wszystkich zabójstw nie przewidywalnego sangwinika, a pokorną głowę rodziny. Pragnienie przemocy jest więc w każdym z nas. Nie jest to nawet tak abstrakcyjny pogląd, jakby się mogło wydawać. Teraz będzie z dużym zadęciem, ale zazwyczaj tak jest, gdy wiąże się film z aspektami boskości. No ale cóż, zapowiedziałem bełkot, więc muszę się tego trzymać.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przemoc paradoksalnie wyzwala w człowieku najczystsze emocje, natomiast całą resztę można bez problemu zafałszować. Nie bez przyczyny z jej atrybutów czerpały antyczne tragedie, bo właśnie ona była niezbędna do osiągnięcia katharsis. Sztucznie nazywając przemoc emocją (na potrzeby tekstu) można stwierdzić, że jest to pierwsze uczucie istoty ludzkiej nieotrzymane od Boga. W końcu miłość Adama i Ewy była nakazem, a późniejszy mord Kaina na Ablu jest już czystym popędem. „Historia przemocy” jest współczesną tragedią, w której bohaterowie wybierają między cierpieniem fizycznym a psychicznym. To historia o popędzie do życia i prawdziwej naturze człowieka, w rzeczywistości nie tej najciemniejszej. Skłania do refleksji i stawia wyświechtane slogany o krążących „łańcuszkach” przemocy w zupełnie innym świetle. „Historia przemocy” jest właśnie nowym spojrzeniem na wszystko to, co wydawało się przewidywalnym schematem. Nikt przecież jeszcze nie wynalazł wzoru na życie.
Tytuł: Historia przemocy Tytuł oryginalny: A History of Violence Reżyseria: David Cronenberg Zdjęcia: Peter Suschitzky Scenariusz: Josh Olson Obsada: Viggo Mortensen, Maria Bello, William Hurt, Ed Harris, Ashton Holmes, Heidi Hayes, Stephen McHattie, Greg Bryk, Connor Price Muzyka: Howard Shore Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: USA Data premiery: 18 listopada 2005 Czas projekcji: 96 min. Gatunek: thriller Ekstrakt: 100% |