powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LII)
grudzień 2005

AutorAutor
Na co czeka fantastyka?
Konrad Wągrowski: Napisałeś w swojej recenzji „Kroków w nieznane”, że współcześni autorzy SF uprawiają niebezpieczny eskapizm w stronę fantasy i space opery, lekceważących potęgę klasycznej fantastyki. Wznowienie serii, która dla nas przez lata była chyba kanonem dobrej science fiction będzie chyba dobrym pretekstem, aby o tym porozmawiać. Dlaczego tak sądzisz?
Artur Długosz: Bo takie są fakty. Fantastyka jest dzisiaj przede wszystkim literaturą rozrywkową, niekiedy nawet w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Niegdyś zawierała przynajmniej element edukacyjny. Upraszczając, uczyła bawiąc. Coś tam o tym świecie, życiu przekazywała. Nie każda książka czy opowiadanie, o nie. Ale średnio rzecz biorąc tak wychodziło.
KW: No dobra – ale czemu? Zmierzch gatunku? Lenistwo twórców? Spadek wymagań czytelników? Nie kłócę się z Tobą, bo mam podobne odczucia. Dojdźmy do przyczyn.
AD: Gatunek sam w sobie ma się dobrze, nadal oferuje bardzo ciekawe, niekonwencjonalne rozwiązania. Są przecież autorzy, którzy eksploatują go w naprawdę niecodzienny sposób – nie szukając daleko Dukaj, Egan, Stephenson czy Simmons. Natomiast jest niestety prawdą, że im dalej w las tym więcej drzew, więc oryginalnych utworów fantastyki jest coraz mniej, coraz trudniej się je tworzy, pisze. Z klasyfikowaniem są zawsze problemy, ale myślę, że zgodzisz się ze mną, iż niegdyś było znacznie więcej utworów silnie zakorzenionych w naukach ścisłych. Teraz stanowią one mniejszość. Nie wiem, czy lenistwo twórców to dobre określenie na to zjawisko, przecież można napisać dobrą fantastykę bez odwoływania się do zwariowanych teorii czy hipotez naukowych, ale rzecz w tym, że wiele utworów nie odwołuje się do niczego. Pisanie takich utworów jest stosunkowo prostym zadaniem, przynajmniej w odniesieniu do rozbudowanych powieści, o skomplikowanym takim czy innym tle. To zapewne ma jakieś podłoże w gustach czytelników i marketingu wydawców. Jedni mniej wymagają, a drudzy wiedzą, że łatwiej sprzedaje się lżejsze rzeczy. Nieco się nam ten gatunek spauperyzował, co jest ogólnogatunkową tendencją. Fantastyka zawsze się wyróżniała, więc czemuż nie miałaby robić tego teraz? Jestem miłośnikiem tzw. twardej fantastyki, cokolwiek to znaczy, ale nie stronię od dobrej space opery, fantasy czy horroru – zresztą one też mogą zawierać ten twardy pierwiastek. Tyle że wśród tych utworów trudno jest znaleźć coś niepowielającego schematy. Pomijając już fakt, że niekiedy kupy nie trzyma się nawet sama powieść, jakby autor niesłusznie założył, że fantastyka nie musi grzeszyć logiką. Czytam dużo komiksów fantastycznych. I tu zdarzają się śliczne perełki i mają tę dodatkową zaletę, że poza warstwą fabularną oferują jeszcze plastyczną, co często podnosi rangę utworu.
KW: Ale jesteś pewien, że gatunek ma się dobrze? Ja się przyznam, że kiedyś byłem masowym połykaczem fantastyki, obecnie natomiast przestawiłem się na mainstream, który ma dla mnie dużo więcej ciekawego do powiedzenia, a z fantastyki czytam 3-5 książek rocznie. Powołam się tu z kolei na mój tekst z recenzji czwartego tomu „Kroków”. Kiedyś, sięgając po książkę SF, od razu elektryzował mnie zbiór nazwisk, po których wiedziałem, że mogę się spodziewać się czegoś wyjątkowego lub przynajmniej interesującego. Bradbury, Asimov, Clarke, Pohl, Sheckley, Aldiss, Niven, Anderson, Zelazny to właśnie takie nazwiska. Obecne – świetne zresztą – nowe „Kroki w nieznane” aż tak elektryzujących nazwisk nie zawierają (może poza Gregiem Eganem). Pojawiają się więc perełki, ale sądzę, że jednak gatunek przeżywa regres. Albo się po prostu zestarzałem.
AD: Uważam, że fantastyka nadal oferuje autorom duże pole do popisu i sporo tematów do poruszenia. Trzeba tylko się nieco wysilić, bo ciekawe rzeczy pisać jest coraz trudniej. Gatunek został nieźle przetrzebiony, ale to jeszcze nie świadczy o jego zmierzchu. To, że brak nam dzisiaj wielkich nazwisk świadczy o rozmyciu fantastyki, ogólnym obniżeniu poziomu i wyborze takich, a nie innych kierunków uprawiania gatunku. Inna sprawa, że kiedyś fantastykę uprawiali stosunkowo nieliczni autorzy i to, co pisali wyraźnie odcinało się od innych utworów. Dziś nie ma tak wyraźnej granicy, bo mamy sporo baśniowych opowieści, pseudohistorycznych, realistycznych fantasy (sic), realizm magiczny i jeszcze parę podobnych wynalazków. Autorów zaś imię brzmi legion. Jak patrzę na księgarskie półki to średnio rzecz biorąc widzę przeciętność, ale w tej ponurej konstatacji jest prawidłowość rynkowa. Nic na to nie poradzę. Być może dla Ciebie to jest właśnie dowód regresu gatunku.
KW: Może kiedyś po prostu wydawano u nas mało, więc na nasze półki trafiali sami mistrzowie, a teraz ciężko ich wyszukać spod stosów przeciętniactwa? A może jednak naprawdę młody człowiek jest mniej krytyczny i łatwiej jest w stanie się zachwycić.
AD: Zapewne wiek ma tu sporo do powiedzenia, bo to jednak miara jakiegoś tam czytelniczego doświadczenia, obycia z językiem, fabułami. Ale być może wcale nie jesteśmy reprezentantywnymi próbkami i o ocenę dzisiejszej fantastyki należałoby poprosić młodszych od nas, urodzonych np. w latach 80. Ciekawe, jak oni widzą takie zestawienie.
KW: W takim razie chyba musimy zrobić u nas jakiś plebiscyt – sam jestem bardzo ciekaw wyników.
AD: Zwróć uwagę, że klasyczna fantastyka wypaliła się także w filmie. A przecież jest tyle nieopowiedzianych pomysłów. Wreszcie nakłada się na to rozwój cywilizacji, która po zachłyśnięciu się podróżami kosmicznymi dramatycznie zwolniła. Ekonomia silnie wpływa na nastroje społeczne, a pisarze przecież im ulegają. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, że klasyczna fantastyka to kosmos i obce rasy, ale chodzi o impulsy. Nasuwa mi się tu takie skojarzenie z polską muzyką punkową. W czasach reżimu komunistycznego autorzy mieli co kontestować, większość utworów miała wyraźne cechy anty. Nawet jeśli utwór nie negował czegoś w otwarty sposób (jak „Dezerter” Dezertera), to komentował pewne zachowania społeczne, które były efektem takiego a nie innego ustroju politycznego. Kiedy doszło do przemian, polski punk praktycznie przestał istnieć, zabrakło tworzywa, które można było przekuwać na słowa piosenek, zabrakło bodźców, bo Polska się kształtowała, zmieniała. Wszystko było w ruchu i nie wiadomo było, co z tego będzie. Po latach punk wrócił w innej formie, jak dla mnie dużo słabszej. Być może podobnie jest z fantastyką. Może ona czeka na jakiś bodziec.
KW: Wznowienie lotów międzyplanetarnych? Odkrycie jakiejkolwiek formy życia na innej planecie? Nowe teorie kosmogoniczne?
AD: Może, choć akurat dwie pierwsze mają nikłe prawdopodobieństwo, a trzecia jest dziś niezwykle trudna – wątpię, żeby pisarzom chciało przebijać się przez nowe hipotezy o pochodzeniu wszechświata, będące często matematyczną ekwilibrystyką. Ale ten bodziec może nadejść z zupełnie innej strony, z nieoczekiwanego kierunku, w którym nikt dotąd nie patrzył. Zwróć uwagę na to, co piszą wymienieni przeze mnie na początku rozmowy autorzy. Oni sięgnęli po ekonomię, historię, technologię, lingwistykę, literaturę etc. Niegdyś do napisania fantastyki wystarczyło przykładowo wziąć się za sakramentalny temat „kontaktu”, czyli zetknięcia z obcą cywilizacją. Początkowo nie było to wcale trudne, liczba warunków brzegowych, których należało się trzymać pisząc tekst rosła w czasie wraz z rozwojem naszej wiedzy i liczbą utworów poruszających ten temat. I ponieważ na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat lekcję tę odrobiły setki, jeśli nie tysiące pisarzy, dziś ten temat paradoksalnie jest jednym z trudniejszych. Niemniej początkowo, prawem pionierów, kontakt nie był sprawą skomplikowaną. Dziś natomiast napisanie niemal o czymkolwiek jest trudne. A to za sprawą dużo większej wiedzy. Przykładowo można byłoby pospekulować na temat tego, jak w przyszłości będzie wyglądać Internet. I można to zrobić na dwa sposoby. Albo humorystycznie-eskapistycznie, nie zważając na ustalenia ergonomii, wnioski z badań nad interfejsami komputerowymi dla ludzi, osiągnięcia psychologii czy wizje speców od sieci. Albo odrobić lekcję domową, przestudiować te zagadnienia, usiąść i napisać porządna fantastykę, którą z pewnością obaj byśmy przeczytali. A Państwo? Czekamy na maile z uwagami pod adresem redakcja w esensja.pl.
powrót do indeksunastępna strona

3
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.