Zapraszamy do lektury pięciu rozdziałów powieści Richarda Morgana „Siły Rynku”. Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.  | Tytuł: Siły Rynku Tytuł oryginalny: Market Forces Autor: Richard Morgan Tłumaczenie: Marek Pawelec Wydawca: ISA ISBN: 83-7418-093-5 Format: 432s. 160×240mm; oprawa twarda, obwoluta Cena: 44,90 Data wydania: 21 lutego 2006 WWW: Polska strona Kup w Merlinie (41,50)
Oto nowy, turbodoładowany thriller prosto od wielokrotnie nagradzanego autora Modyfikowanego Węgla i Broken Angels. W tym świecie mordercy są gwiazdami, media – masową rozrywką, a wolność – raczej niebezpiecznym darem. Pucz w Kambodży. Zamachowcy w Gwatemali. Dla mężczyzn i kobiet z Inwestycji Konfliktowych Shorn to doskonała okazja. W rozgrzanej globalnej wiosce bliskiej przyszłości, najlepszym interesem jest znalezienie sobie odpowiedniej, małej wojenki i wspieranie jednej strony przeciwko drugiej – w zamian za udział w zyskach. Aby odnieść sukces w tej branży, Shorn używa nowego rodzaju korporacyjnych gladiatorów: dobrze ubranych i ostro prowadzących spluw do wynajęcia, którzy poruszają sie w pancernych maszynach i przestrzegają kodeksu samurajów. Chris Faulkner doskonale nadaje sie do tego zajęcia. Wybił się ponad Londyńską strefę destrukcji. A jego zabójstwa uczyniły go sławnym. Ale, w przeciwieństwie do swojego najlepszego przyjaciela i rywala z Shorn, Faulkner ma w sobie coś, czego nie dostrzegają ousiderzy. Coś, co próbuje uratować jego żona, a była gwiazda porno, która awansowała na reporterkę telewizyjną – wyeksploatować. Skąpany we krwi, będący na celowniku zwyczajnych kryminalistów liczących na swój „strzał sławy”, Faulkner żyje na kredyt. Dopóki nie dostanie ostatniej szansy na ujście z życiem.
|
Przez czytnik przesuwa się błyszczący czarny plastik. Nic. Maszyna trzeszczy w swym owadzim języku a ekran błyska, jakby obruszony tym, czym go nakarmiono. Kasjerka podnosi wzrok na kobietę, która wręczyła jej kartę i uśmiecha się odrobinę za szeroko. Uśmiech ma w sobie tyle szczerych emocji, co prawdziwych owoców w kartonie D-Lish Pięć Owoców. – Jest pani pewna, że to właściwa karta? Kobieta z pełnymi rękami zakupów sadza trzymanego dotąd dwulatka na blacie kasy i ogląda się na męża, wypakowującego z wózka ostatnie kolorowe puszki i torby. – Martin? – Tak, co jest? – Głos zdradzający irytację zakończonym właśnie zadaniem. – Karta się nie… – Nie co? – Patrzy jej w oczy i odczytuje w nich niepokój, po czym przenosi spojrzenie na kasjerkę. – Proszę ją puścić jeszcze raz. Coś musiało nawalić. – Głos ma napięty. Dziewczyna wzrusza ramionami i znów przeciąga kartę. Ekran błyska z taką samą pogardą. TRANSAKCJA ODRZUCONA. Dziewczyna wyciąga kartę i wręcza ją kobiecie z powrotem. Wokół nich tworzy się mała oaza ciszy, rozprzestrzeniając się przez pas podajnika aż do chłopaka przy sąsiedniej kasie i trzech klientów czekających za Martinem. Za kilka sekund rozpadnie się w gniewnych szeptach. – Proszę spróbować innej karty. – To niedorzeczne – wybucha Martin. – Od pierwszego na tym koncie są pieniądze. Właśnie mi zapłacono. – Mogę przejechać kartą jeszcze raz – z wystudiowaną obojętnością oferuje dziewczyna. – Nie. – Palce kobiety zbielały wokół małego kawałka czarnego plastiku. – Martin, spróbuj Intexa. – Helen, na tym koncie są pienią… – Jakiś problem? – pyta mężczyzna za nim, stukając znacząco swoją kartą o stertę swoich zakupów, umieszczonych tak blisko separatora „Następny klient”, że grozi im zsypanie się na rzeczy Martina. – Nie ma problemu. Podaje niebieską kartę Intexu i przygląda się przesuwającej ją przez czytnik kasjerce z taką samą uwagą, jak ludzie za nim. Maszyna przeżuwa ją przez kilka chwil, I wypluwa ją. Dziewczyna oddaje kartę i potrząsa głową. Jej gładka, plastikowa uprzejmość zaczyna pękać. – Karta została zablokowana – mówi niedbale. – Audyt końcowy. – Co? – Audyt końcowy. Muszę państwa poprosić o przeniesienie zakupów na drugą stronę lady i opuszczenie sklepu. – Proszę jeszcze raz przejechać kartą. Dziewczyna westchnęła. – Proszę pana, nie muszę tego robić. Mam tu wszystkie potrzebne dane. Pańskie konto zostało zablokowane. – Martin – Helena przysuwa się do niego. – Zostaw, wrócimy tu po wyjaśnieniu te… – Nie, do cholery. – Martin odtrąca ją i nachyla się nad ladą, mówiąc prosto w twarz kasjerki. – Na tym koncie są pieniądze. Niech pani jeszcze raz przejedzie kartą. – Lepiej rób co mówi – odzywa się arogancki klient za nim. Martin odwraca się do niego, spięty. – A tobie co do tego? – Czekam. – To poczekaj jeszcze trochę. – Strzela palcami tuż przed twarzą mężczyzny, a tamten odruchowo odskakuje w tył. Martin odwraca się z powrotem do kasjerki. – Niech pani… Pałka uderza go w bok jak kuksaniec. Uderzenie serca później prąd odrzuca go z lady w nagle opustoszałą przestrzeń. Upada na podłogę czując smród przypalonej tkaniny. Słyszy krzyk Helen. Patrzy zmieszany z poziomu podłogi. Widzi przed sobą buty i słyszy głos, brzmiący jak rozdzierany gdzieś bardzo wysoko karton. – Myślę, że powinien pan opuścić sklep, sir. Ochroniarz podnosi go z podłogi i opiera go o blat. Potężny mężczyzna, nabrzmiały w talii ale czujny i z twardym spojrzeniem. Robi to od dawna, pewnie zanim tu trafił zjadł zęby w klubach wydzielonej strefy. Porażał już ludzi prądem, a Martin, o szesnastej trzydzieści w środowe popołudnie nie ma na sobie biurowego garnituru tylko wytarte jeansy i stary sweter, po którym nie widać, ile kiedyś kosztował. Ochroniarz myśli, że dobrze go ocenił. Nie wie, nie może wiedzieć. Martin odpycha się od lady. Uderzenie podstawą dłoni miażdży strażnikowi nos. Kolano uderza w krocze. Upadającego Martin wali jeszcze pięścią w podstawę czaszki. Ochroniarz pada na podłogę martwy. – Nie ruszaj się! Martin odwraca się i staje przed znacznie mniejszą partnerką ochroniarza, która właśnie wyszarpnęła z kabury pistolet. Wciąż oszołomiony od porażenia prądem zatacza się w niewłaściwą stronę, ku niej, a ona rozpryskuje mu mózg po jego żonie, synu i lśniących opakowaniach na podajniku do kasy.
TECZKA #1 POCZĄTKOWA INWESTYCJA
Cały zlany potem. Strzępy snu wciąż tłumią dech w krtani i wciskają twarz w poduszkę, umysł zatacza się w ciemnym pokoju… Rzeczywistość opadła na niego jak świeża pościel. Był w domu. Westchnął ciężko i sięgnął po szklankę wody stojącą przy łóżku. We śnie spadał na – a potem przez – kafelki posadzki supermarketu. Z drugiej strony łóżka poruszyła się Carla, wyciągając ku niemu rękę. – Chris? – Już w porządku. Sen. – Napił się ze szklanki. – Zły sen, to wszystko. – Znów Murcheson? Przez chwilę nie odpowiadał, nie mając ochoty wyprowadzać jej z błędu. Nie śnił już o wrzeszczącej śmierci Murchesona. Zadygotał lekko. Carla westchnęła i przysunęła się bliżej. Ujęła jego dłoń i przycisnęła do swojej pełnej piersi. – Mojemu tacie bardzo by się to podobało. Dręczące wyrzuty sumienia. Zawsze powtarzał, że go nie masz. – Racja. – Chris podniósł budzik i skupił się na nim. Trzecia dwadzieścia. Wspaniale. Wiedział, że trochę potrwa, zanim uda mu się zasnąć. Cholernie cudownie. Odstawił go i opadł na poduszkę. – Twój tata ma wygodną amnezję, gdy przychodzi do płacenia czynszu. – Pieniądz dużo może. Jak myślisz, czemu za ciebie wyszłam? Obrócił głowę i stuknął ją lekko w nos. – Chcesz mnie wkurzyć? W charakterze odpowiedzi sięgnęła do jego penisa i przesunęła po nim palcami. – Nie. Podkręcam cię – wyszeptała. Kiedy się zbliżyli, poczuł jak ognista fala pożądania rozwiewa sen, ale i tak wolno twardniał w jej dłoni. Do końca odpuścił dopiero w końcowym stadium orgazmu. Spadanie.
Kiedy zadzwonił budzik, padało. Cichy szelest zza otwartego okna, jak nienastrojony telewizor na niskiej głośności. Trzasnął w wyłącznik i leżał przez chwilę wsłuchując się w deszcz, po czym wysunął się z łóżka nie budząc Carli. W kuchni nastawił ekspres do kawy, wskoczył pod prysznic i wyszedł na czas, by przedmuchać parą mleko na cappuccino dla Carli. Postawił je przy łóżku, obudził ją pocałunkiem i wskazał filiżankę. Prawdopodobnie znów zapadnie w sen i wypije je zimne, gdy się w końcu dobudzi. Z szafy wyciągnął ubranie – prostą białą koszulę, jeden z ciemnych włoskich garniturów, buty z argentyńskiej skóry. Zabrał to wszystko na dół. W ubraniu, ale bez krawata zaniósł własne podwójne espresso do bawialni razem z tostem, by obejrzeć wiadomości o siódmej. Jak zwykle było w nich sporo szczegółowych komentarzy dotyczących sytuacji zagranicznej i musiał już wychodzić, gdy wreszcie pojawiła się czołówka Awansów i Stanowisk. Wzruszył ramionami, wyłączył TV i przypomniał sobie o krawacie dopiero, gdy spojrzał na siebie w wysokim lustrze. Carla zaczęła już hałasować na górze, gdy wychodził przez drzwi i wyłączył alarmy w Saabie. Przez dłuższą chwilę stał w deszczu patrząc na wóz. Na zimnym szarym metalu błyszczały wielkie krople wody. W końcu uśmiechnął się. – Inwestycje Konfliktowe, nadchodzimy – powiedział pod nosem i wsiadł. Włączył dziennik w radiu. Awanse i Stanowiska zaczęły się, gdy dotarł do rampy skrzyżowania Elsenham. Chropawy ton Liz Linshaw, z odrobiną akcentu wydzielonych stref by wyostrzyć poza tym kulturalny głos. W TV ubierała się jak skrzyżowanie rządowego sędziego z egzotyczną tancerką na przyjęcia, i przez ostatnie dwa lata zaliczyła okładki wszystkich magazynów dla mężczyzn. Mokry sen każdego wymagającego dyrektora i, zgodnie z popularnymi sondażami AM, królowa państwa. – …w tym tygodniu bardzo niewiele wyzwań na drodze – powiedziała mu ciepło. – Rozgrywka o kontrakt w Kongo, na którą wszyscy czekaliśmy, została przełożona na przyszły tydzień. Możecie za to winić prognozy pogody, choć z mojego okna wygląda na to, że ci faceci znów wszystko spieprzyli. Pada mniej niż przy Sanudersie/Nakamurze. Wciąż żadnych szczegółów o wyzwaniu bezfirmowca dla Mike’a Bryanta z Shorn Associates. Nie wiem gdzie jesteś, Mike, ale jeśli mnie słyszysz, chcielibyśmy od ciebie jakichś wieści. A teraz do nowych stanowisk w tym tygodniu – Jeremy Tealby zostaje partnerem w Collister Maclean. Myślę, że wszyscy już od dawna się tego spodziewaliśmy. Carol Dexter awansuje na starszego inspektora rynku w Mariner Sketch, po zeszłotygodniowym, spektakularnym starciu z Rogerem Inglisem. A teraz wracamy do Shorn, by powiedzieć parę słów o znaczącym nowym nabytku w oddziale Inwestycji Konfliktowych – spojrzenie Chrisa przeskoczyło z drogi na radio. Podciągnął trochę głośność. – …Chrisopherze Faluknerze, przejętym od giganta inwestycyjnego Hammett McColl, gdzie wyrobił sobie już nazwisko w Rynkach Rozwijających się. Stali słuchacze naszej audycji mogą pamiętać fantastyczne pasmo sukcesów Chrisa w Hammett McColl, rozpoczęte błyskawiczną eliminacją rywala, Edwarda Quaina, który był wtedy dyrektorem starszym o niego o dwadzieścia lat. Potwierdzenie słuszności tego ruchu nastąpiło bardzo szybko, gdy… – W jej głos wcięło się nagłe podniecenie. – Och, właśnie dostaliśmy wiadomość od naszej ekipy w helikopterze. Bezfirmowe wyzwanie dla Mike’a Bryanta zostało rozstrzygnięte, z dwoma wyzywającymi unieruchomionymi przy skrzyżowaniu dwadzieścia dwa i trzecim sygnalizującym wycofanie się. Pojazd Bryanta najwyraźniej doznał minimalnych uszkodzeń i w tej chwili jest w drodze do nas. W porze lunchu przedstawimy państwu wywiad na zasadach wyłączności i szczegółową relację. W takim razie wygląda to na początek dobrego tygodnia dla Shorn Associates i obawiam się, że to wszystko, na co mamy czas dziś rano, więc wracamy do Aktualności. Paul. Chris wyłączył radio, zirytowany lekko, że przepychanka Bryanta z jakimś bezfirmowcem zdjęła jego nazwisko ze szkarłatnych ust Liz. Deszcz ustał i wycieraczki zaczęły zgrzytać. Wyłączył je i zerknął na zegar. Wciąż jeszcze miał czas. Zawył alarm zbliżeniowy. Dostrzegł przyspieszający kształt w poza tym pustym wstecznym lusterku i automatycznie odbił w prawo. Przejechał na sąsiedni pas i przyhamował. Odprężył się, gdy drugi pojazd się z nim zrównał. Samochód był poobijany i pomalowany w brązowe łaty – podobnie jak jego robiony na zamówienie, ale nie przez kogoś, kto miał pojęcie o walkach drogowych. Z przedniego zderzaka sterczały masywne stalowe kolce, a przednie koła osłaniał ciężki stalowy pancerz, sięgający aż do drzwi. Tylne koła miały szerokie opony by zapewnić większą stabilność przy manewrach, ale ze sposobu w jaki poruszał się pojazd było jasne, że jest zdecydowanie za ciężki. Bezfirmowiec. Tak jak piętnastoletni bandyci z wydzielonych stref, tacy byli często najgroźniejsi, bo mieli najwięcej do udowodnienia i najmniej do stracenia. Kierowca ukryty był za osłoniętymi listwami bocznym oknem, ale Chris dostrzegł ruch. Wydawało mu się, że zauważył jasną skórę. Na boku samochodu świecącą żółtą farbą wymalowano numer kierowcy. Westchnął i sięgnął do nadajnika. – Kontrola ruchu – odpowiedział anonimowy męski głos. – Tu Chris Faulkner z Shorn Associates, prawo jazdy numer 260B354R, na M11 w stronę Londynu, za skrzyżowaniem dziesięć. Mam tu możliwe wyzwanie bezfirmowca numer X23657. – Sprawdzam. Proszę poczekać. Chris zaczął powoli przyspieszać, żeby bezfirmowiec nadążał za nim nie przechodząc w tryb walki. Do chwili, gdy odpowiedział mu kontroler pędzili już obok siebie z prędkością stu czterdziestu kilometrów na godzinę. – Potwierdzone, Faulkner. Wyzywający to Simon Fletcher, niezależny analityk prawny. Chris prychnął. Prawnik bez pracy. – Wyzwanie zgłoszone o 8.04. Na wolnym pasie jedzie zautomatyzowana ciężarówka transportowa, minęła skrzyżowanie osiem. Pełny ładunek. Poza tym żadnego ruchu. Może pan ruszać. Chris wdepnął do dechy. Wyprzedził o pełną długość samochodu i zajechał drogę, zmuszając Fletchera do błyskawicznej decyzji. Taranować albo hamować. Samochód odpadł i Chris uśmiechnął się lekko. Instynktowną reakcją było hamowanie. Przerzucenie się na inne odruchy wymagało wbicia w siebie zupełnie innego zestawu reakcji. W końcu Fletcher powinien chcieć go staranować. Taka była standardowa taktyka pojedynków. Zamiast tego zwyciężył instynkt. To nie potrwa długo. Prawnik znów przyspieszył, zbliżając się. Chris pozwolił mu podjechać na jakieś trzy stopy do tylnego zderzaka a potem skręcił i wdepnął hamulec. Drugi samochód wystrzelił do przodu, a Chris wskoczył za niego. Przemknęli obok skrzyżowania osiem. Byli już wewnątrz londyńskiej obwodnicy, prawie w strefach. Chris wyliczył odległość do tunelu, przesunął się do przodu i stuknął tył Fletchera. Prawnik odskoczył od zwarcia. Chris sprawdził prędkość i jeszcze ją zwiększył. Kolejne stuknięcie, kolejny odskok. Automatyczny transportowiec pojawił się jak gigantyczna metalowa gąsienica uwiązana do skrajnego pasa po czym równie szybko zniknął. W polu widzenia pojawił się tunel. Beton zżółkły ze starości, poznaczony wyblakłym graffiti starszym od pięciometrowego płotu. Ogrodzenie wystawało nad dachem, owinięte kłębami drutu kolczastego. Podobno w drutach płynął zabójczy prąd. Jeszcze raz popchnął Fletchera a potem zwolnił, pozwalając mu uciec do tunelu jak spłoszony królik. Kilka sekund łagodnego hamowania a potem ponowne przyspieszenie i za nim. Czas kończyć. Pod osłoną sklepienia tunelu wszystko wyglądało inaczej. W górze dwa rzędy żółtych świateł, ciągnących się jak pociski smugowe. Przy ścianach w równych odstępach upiornie białe znaki wyjść awaryjnych. Żadnego pasa awaryjnego, tylko wytarta i poprzerywana krecha oddzielająca drogę od betonowej ścieżki dla pracowników technicznych. Nagłe przejście do gry zręcznościowej z widokiem z pierwszej osoby. Zwiększone odczucie prędkości, strach przed zderzeniem ze ścianami i ciemnością. Chris znalazł Fletchera i zbliżył się. Prawnik był przestraszony – biło to z nerwowego sposobu prowadzenia samochodu. Chris wykonał szeroki skręt znikając mu z tylnego lusterka i wyrównał tuż obok niego. Na liczniku znów sto czterdzieści, a tunel miał tylko osiem kilometrów. Zrób to szybko. Chris zmniejszył odległość między samochodami o metr, włączył wewnętrzne oświetlenie i nachylając się do okna pasażera wyciągnął rękę w sztywnym pożegnaniu. Przy włączonym świetle Fletcher nie mógł tego nie zauważyć. Utrzymał pozę przez dłuższą chwilę, po czym zacisnął dłoń w pięść z kciukiem w dół. Równocześnie drugą ręką wykręcił kierownicą w oddzielającą ich przestrzeń. Efekt był satysfakcjonujący. Fletcher musiał się przyglądać gestowi pożegnalnemu, a nie drodze przed sobą i zapomniał gdzie jest. Odskoczył samochodem w bok, pociągnął za daleko i z fontanną iskier otarł się bokiem o ścianę. Wymalowany samochód zatańczył dziko, jeszcze raz wykrzesał z betonu iskry i z piskiem opon odbił się na pas Chrisa. Chris przyglądał się we wstecznym lusterku jak prawnik zatrzymuje samochód w poprzek drogi. Uśmiechnął się szeroko i zwolnił do około pięćdziesiątki, czekając by sprawdzić, czy Fletcher jeszcze raz podejmie wyzwanie. Drugi samochód nie wykazywał żadnych znaków ponownego ruszania. Wciąż stał w miejscu gdy Chris dojechał do wzniesienia przy drugim końcu tunelu i stracił go z oczu. – Mądry człowiek – wymamrotał do siebie. Wyłonił się z tunelu w niespodziewany blask słońca. Droga wznosiła się, wspinając się w długi wzniesiony zakręt przechodzący nad strefami i opadający pod kątem w stronę grupy wież w sercu miasta. Światło słońca padało w dół słupami blasku. Wieże błyszczały. Chris przyspieszył na zakręcie.
|