Blisko trzygodzinne „Monachium” Spielberga okazuje się za ciasne dla pokazania poglądów, głosu na gorący temat terroryzmu i politycznej niejednoznaczności odwetowej akcji Mossadu na monachijskich zamachowcach z grupy Czarny Wrzesień. Powierzchownie obchodzi się też z samym bohaterem, dowodzącym operacją Avnerem, któremu tak wiele miejsca poświęca w ostatnim akcie przedstawianej historii. Spielberg może dorósł do poruszania poważnych kwestii, ale nie wyrósł ze swoich ulubionych zabawek.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Palestyńscy terroryści przedzierają się do wioski olimpijskiej podczas igrzysk w Monachium w 1972 roku. Zabijają dwóch sportowców, dziewięciu biorą jako zakładników. Olimpiada trwa dalej, zaś tragiczne poczynania zamachowców śledzą krok po kroku media. Setki kamer i obiektywów aparatów skierowano na wydarzenia zakończone tragiczną masakrą, czyniąc jej świadkami miliony zgromadzone przed telewizorami. Od tego wychodzi Spielberg: pewnego masowego i ogólnoświatowego odbioru aktu terrorystycznego, w którym ludzkie twarze zamierają przed ekranem, obserwując dramat. Od lokalnego konfliktu, w jednej chwili rozciągającego się szerzej, dalej. Jak rozwinęła się sytuacja, wiadomo: niefortunne posunięcia monachijskiej policji doprowadzają do porażki akcji odbicia zakładników na lotnisku i tuż przed odlotem podstawionych śmigłowców dochodzi do strzelaniny, w której giną izraelscy sportowcy. Przenosimy się sprzed ekranów telewizorów do ciemnych i zadymionych gabinetów izraelskiego rządu. Tu pada pierwsza wypowiedziana wprost (zarazem jedyna o terroryzmie) z dwóch opinii politycznych, zawartych w filmie uznawanym za kontrowersyjny od początku jego produkcji. Decyzję izraelskiej premier, postanawiającej ścigać palestyńskich sprawców, przedstawiono w niektórych źródłach, jako chęć udowodnienia ze strony Izraela, że żaden aktów terroru wymierzonych w kraj nie pozostanie bezkarny. Za tą wersją obstają scenarzyści „Monachium”, wkładając w usta pani premier słowa o naginaniu moralnych wartości dla obrony narodu i brak pozwolenia na bierność wobec nienawiści. Tak opisywał ją dziennikarz George Jonas, autor książki „Monachium. Zemsta” 1), która posłużyła za podstawę scenariusza. Nawiasem mówiąc, książkę nazwano najbardziej kontrowersyjnym ujęciem pomonachijskich wydarzeń, zarzucano jej także zupełne mijanie się z prawdą.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wraz z powołaniem specjalnej grupy operacyjnej, mającej rozprawić się z jedenastoma palestyńskimi zamachowcami z Czarnego Września, kończy się u Spielberga kino mogące mierzyć do drapieżności i odwagi pierwszej części, a zaczyna się film odarty z prezentacji jakichkolwiek postaw i opinii w temacie rodzącym mnóstwo niejasności i wątpliwości do dziś. Powiedzmy wprost: zaczyna się thriller polityczny, precyzyjnie odtwarzający realizację brutalnego, acz skutecznego planu eliminacji Palestyńczyków. To bardzo „spielbergowska” część „Monachium” z właściwą jemu spektakularnością i sprowadzeniem bohaterów do roli pionków w grze, jak zwykł to czynić w swoich przygodowych obrazach. W tej mściwej rozgrywce tych pionków jest aż pięciu: dowodzący przedsięwzięciem Avner (Eric Bana) i czworo specjalistów: Steve, Carl, Hans i Robert. Ale nie myślcie, że ujrzycie utwierdzanie się członków w swoich przekonaniach, solidarności, czy stopniowe rodzenie się dylematu moralnego i utratę poczucia odróżniania dobra od zła. W tej grze Spielberg gubi bohaterów, nie prezentuje ich światopoglądu. Zdawkowo poznajemy stanowisko głównego bohatera (głębokiego patrioty, wierzącego, że jest coś winny krajowi) i Steve’a (chcącego „zabić te palestyńskie świnie”), o reszcie nie wiemy praktycznie nic. W drugim akcie opowieści następuje zrównanie wszystkich jego postaci i ciężko skupić się na którejkolwiek, przez wprowadzone na drugim planie rozdrobnienie, w rezultacie którego pojawia się mnóstwo dodatkowych osób (np. łącznik-informator, Papa). Mordowanych terrorystów przedstawia się jako w sumie miłych i sympatycznych ludzi, agentów Mossadu też trudno nazwać wyrachowanymi i bezdusznymi maszynami do zabijania. „Monachium” zamyka akt trzeci, skupiający się na Avnerze. Stopniowo ogarnia go obsesja i strach. Blady, przygnębiony, zastraszony, wszędzie węszy zamach na swoje życie i rodzinę. W ciągu trzech godzin, sprzed telewizyjnych odbiorników, gdzie każdy ogląda jednakowy i szeroko dostępny obraz tragedii, przenosimy się w najbardziej intymne zakamarki domowych pieleszy jednostki pokiereszowanej psychicznie przez dwuznaczną etycznie misję. Spielberg nigdy nie radził sobie z pokazywaniem emocji. W „Liście Schindlera” – bodaj jedynym filmie Spielberga, w jakim można doszukiwać się duchowości i charakterów – zniuansowaną osobę Oscara Schindlera rysował kontekst i udział w zdarzeniach. Za Oscarem Schindlerem przemawiała skomplikowana sytuacja i jej dramatyzm kreował bohatera. W trzecim akcie „Monachium” wydarzeń przecież już właściwie nie ma – tworzyły środkową partię filmu. Zredukowany do jednego bohatera dramat nakreślono z przeraźliwą powierzchownością, bo tylko tak Spielberg potrafił to uczynić.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wyjątkowość uczciwie trzeba przyznać perfekcjonizmowi strony formalnej. Zdjęcia Janusza Kamińskiego to dowód, że Oskary czasem trafiają we właściwe ręce, a kadry z „Monachium” aż się proszą o trzecią statuetkę dla tego operatora. Świetnie rozegrany kontrast kolorystyki ciepłej (zarezerwowanej zazwyczaj dla wydarzeń po akcjach Mossadu i „luźniejszych” kawałków) i zimnej (sceny przygotowywania do mordu i sam akt). Powalający chłód dokumentalisty w obrazowaniu przemocy, zabijania, terroru. Do tego chyba najdyskretniejsza i najbardziej minimalistyczna muzyka Johna Williamsa, jaka wyszła spod jego ręki. Niemal niezauważalna, stonowana, spokojna – jakby rozumiejąca, że należy zrobić miejsce dla roztrząsanej kwestii i nie przytłaczać jej nadmiarem środków. Spielberg odważnie zabrał się za aktualny i ważny temat, biorąc na warsztat nie do końca wyjaśnione zagadnienie pogoni za mordercami z wioski olimpijskiej w Monachium. W gąszczu teorii i sprzecznych informacji w tej sprawie, twórcy wybrali najbezpieczniejszy trop, czyli bezstronność. Wniosek: nawet kontrowersyjny książkowy pierwowzór można odpowiednio załagodzić i spłaszczyć. Niekoniecznie z korzyścią dla filmu i dla sprawy regularnie na nowo wzniecającej dyskusję. Brak zdania na temat terroryzmu i niepostawienie ani jednego pytania o słuszność działania, używanie przemocy w odwecie za przemoc, za punkt wyjścia mając materiał kłopotliwy, ale dający olbrzymie pole do dywagacji i niezwykle wyrafinowanie konotujący ze współczesnością, ociera się o hipokryzję ze strony twórców „Monachium”. Albo o zwyczajne tchórzostwo. 1) Oryginalny tytuł książki George’a Jonasa w dosłownym tłumaczeniu to „Zemsta – prawdziwa historia izraelskiego zespołu antyterrorystycznego”.
Tytuł: Monachium Tytuł oryginalny: Munich Reżyseria: Steven Spielberg Zdjęcia: Janusz Kamiński Scenariusz: Tony Kushner, Eric Roth Obsada: Eric Bana, Geoffrey Rush, Daniel Craig, Marie-Josée Croze, Ciarán Hinds, Mathieu Kassovitz, Michael Lonsdale, Moritz Bleibtreu, Valeria Bruni Tedeschi, Robert John Burke, Alexander Beyer, Stéphane Freiss Muzyka: John Williams Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: USA Dystrybutor: UIP Data premiery: 27 stycznia 2006 Gatunek: dramat Ekstrakt: 60% |