powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LIII)
styczeń-luty 2006

Halo, chciałbym nawiązać dialog: Tajemnica Brokeback Mountain
‹Tajemnica Brokeback Mountain›
Progejowski, antygejowski czy po prostu gejowski? To kiedyś musiało nastąpić – poważna męska rozmowa – tak wyczerpująca, że nie starczyło nawet siły na kretyńskie dowcipy i absurdalne podpisy pod obrazkami. W dzisiejszym odcinku: „Tajemnica Brokeback Mountain”. Piotr Dobry ocenił film na 90%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 60%.
Co dwa tygodnie Dobry i Sztybor prowadzą dialog. Zazwyczaj rozmowa tyczy filmów. Różnych filmów. Z Europy i Azji. Z ogromnych wytwórni hollywoodzkich i malutkich siedlisk niezależności. Z początków kinematografii i aktualnych repertuarów. Z rąk uznanych reżyserów i raczkujących artystów. Z białymi uczniakami gwałcącymi szarlotki i czarnymi buntownikami grającymi w kosza. Z Rutgerem Hauerem i bez niego.
Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Bartosz Sztybor: Wybrałem „Tajemnicę Brokeback Mountain”, bo wielkimi krokami zbliża się oskarowa noc. Warto więc przybliżyć czytelnikom nasze poglądy dotyczące największych faworytów. Zaszalałeś?
Piotr Dobry: Z zachwytu?
BS: Nie wiem... Jakkolwiek chyba.
PD: Jeśli próbujesz dociec, czy film mi się podobał, to tak. Bardzo.
BS: No proszę, a nie wyglądasz.
PD: Dlaczego?
BS: Bo ostatnio chodzisz w sweterkach.
PD: Żona mnie namówiła. Ale to takie swetro-bluzy. Niedrapiące.
BS: No właśnie chodzi tutaj o ten brak „drapięcości”.
PD: Czemu to Cię dziwi? Chyba nie miałeś mnie do tej pory za homofoba?
BS: Za homofoba może nie, ale też nie za full tolerance hetero.
PD: A któż z nas jest tolerancyjny w stu procentach? Nigdy nie miałem i nie mam nic do gejów. Jeśli jestem czemuś przeciwny w tej tematyce, to tylko adopcji dzieci przez pary homoseksualne.
BS: True, true, ale przejdźmy do konkretów. Film...
PD: ...okazał się dużo lepszy niż się spodziewałem. Nie jest wbrew pozorom gejowskim peanem, tylko rzetelnym i prawdziwym obrazem miłości i outsiderów.
BS: No a ja niestety tej miłości nie dostrzegłem, a nawet wydaje mi się, że Lee w ogóle nie chciał jej pokazać. „Brokeback” odebrałem jako zakamuflowaną opowieść antygejowską, którą tylko przedstawia się jako ten homoseksualny pean.
PD: Może patrzyłeś nie tak jak trzeba? Miłość tu jest przecież ogromna, nieposkromiona, niespełniona, niszczycielska. Prawdziwa. Kto przedstawia ten film jako homoseksualny pean? I dlaczego – jeśli gejów się tutaj nie gloryfikuje, od razu uważasz to nastawienie za antygejowskie?
BS: A jakie według Ciebie powinno być poprawne patrzenie? Film uważam za antygejowski nie przez czarno-białe postrzeganie świata, pod które od dawna próbujesz mnie podpiąć, ale przez postawę dwóch głównych bohaterów.
PD: Przez postawę? Przecież oni prezentowali dwie różne postawy. I co z nimi było nie tak?
BS: No jasne, że dwie różne, ale w żadnej z nich nie było miłości.
PD: Przeżyłeś już kiedyś wielką miłość, że masz prawo to twierdzić z takim przekonaniem? Miłość była i parę minut temu już Ci powiedziałem, jak mocna. Jakie masz argumenty na „nie”?
BS: Nie przeżyłem jeszcze wielkiej miłości, ale nie może mnie to przecież skreślać jako jej obserwatora i poszukiwacza. A moje argumenty na „nie” związane są ze stylem bycia dwóch kowbojów. I tu nawet nie chodzi o to, że czegoś nie zauważyłem, ale zwróciłem uwagę na to, jak Ang Lee swoich bohaterów kreuje. Heath Ledger gra postać, która nigdy się nie zakochała i nigdy nie będzie potrafiła kochać. W stosunku do żony i córek jest niesamowicie oschły i nie potrafi okazać choć odrobiny uczucia. Przejawia się to także w związku z Jake’em, którego podnieca bycie uległym. On też nie umie kochać, a potrzebuje tylko jakiejś osoby do towarzystwa, bo nie umie żyć samotnie.
PD: Bredzisz. Obaj potrafią kochać do szaleństwa, ale żyją w tym samym zakłamanym świecie, co my wszyscy. Ten świat niechętnie przyzwala na miłość homoseksualną w bardziej zaawansowanych środowiskach, a co dopiero w społeczeństwie prostych farmerów. Heath, biorąc ślub, po prostu kontynuuje tradycję z dziada pradziada. Nie mieści mu się w głowie, że mogłoby być inaczej, co więcej – w dzieciństwie dostał ostrzeżenie, jak kończą odszczepieńcy (retrospekcja z ojcem). Bezustannie toczy wewnętrzną walkę, ale wie, że czegokolwiek by nie wybrał – przegra. Jest małomówny, zamknięty w sobie, oschły – tacy ludzie też przecież chodzą po tym globie. Nie rozumiem – skreślasz tę tragiczną postać z racji jej skomplikowanego charakteru? Córki kocha na swój sposób. Okazuje im uczucia jak umie. Ja to doskonale rozumiem – mój ojciec też nigdy nie był specjalnie wylewny. Jake zaś nie potrzebuje dowolnej osoby do towarzystwa – potrzebuje Heatha. Jest idealistą i w przeciwieństwie do partnera nie traktuje swojej odmienności jako choroby, a jako coś zupełnie naturalnego. To on zawsze czyni pierwszy krok, to on bardziej tęskni, bardziej nie może sobie poradzić bez obecności ukochanego. Gdzie Ci tu brakuje miłości? To jeden z najpiękniejszych melodramatów wszech czasów.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
BS: Ale ja nie skreślam tych postaci. Nie skreślam żadnej postaci z „Brokeback Mountain”, bo każda jest świetnie napisana i genialnie poprowadzona. Widać kunszt Lee w przedstawianiu postaci, który było już widać w „Burzy lodowej” czy nawet „Hulku”. Jest to niestety jedyny atut tego filmu. I właśnie przez to mistrzowskie prowadzenie postaci mój odbiór jest taki, nie inny. Heath w związku z Jake’em lubi tylko seks, a dodatkowo lubi w tym seksie dominować. Widać to ponownie w jego stosunkach z żoną. Jest taka scena, w której zaczyna się z nią namiętnie całować, by za chwilę przejść do stosunku analnego. W tym momencie staje się ona idealnym ekwiwalentem Jake’a, czyli niekochaną i uległą osobą. A Jake w rzeczywistości nie czyni pierwszego kroku. Zauważ, że w spotkaniu z żoną, to ona go podrywa, uwodzi i w pewnym sensie gwałci w samochodzie. W jego małżeństwie sytuacja jest odwrócona – to on jest „kobietą” w związku. Dopiero później się przełamuje w scenie kłótni z teściem (swoją drogą najlepsza scena w filmie). Musiałeś też zwrócić uwagę na to, że to Jake był zawsze „pod” Ledgerem. On po prostu był uzależniony od seksu, co później Ang Lee pokazuje we fragmencie, gdzie Jake jedzie do Meksyku, by zostać „zgwałconym” przez jednego z autochtonów.
PD: Czekaj, czekaj, to zupełnie nie tak. Seks jest przecież nieodłącznym elementem miłości, a seks z ukochaną osobą bywa przeżyciem tak magicznym, tak transcendentalnym, że faktycznie można się uzależnić – co, nie wiadomo czemu, postrzegasz tutaj jako wadę, coś mało romantycznego. Fakt, że Heath lubił dominować, a Jake być uległy, jest tylko dowodem na różnorodność ludzkich pragnień, zapotrzebowań. Rzeczą właściwą nie tylko gejom, która – jak twierdzą psycholodzy – przeważnie wynika z ukształtowania charakteru danej osoby. Tutaj też widać te zależności – Heath jest osobą gwałtowną i dominującą, a Jake uległą także na co dzień, poza sferą seksualną. Mówisz też, że obaj w swoim związku lubią tylko seks. To nieprawda. Są tu sceny pokazujące, jak świetnie się ze sobą czują, rozmawiając, obserwując niebo czy nawet milcząc. Są to sceny nieliczne, ale przecież reżyser wcale nie musi epatować nas ciągle podobnymi obrazkami, byśmy mogli wyczuć – przynajmniej ja wyczułem – zażyłość między nimi. Jake jedzie do Meksyku i zdradza Heatha pod wpływem wielkiego rozczarowania, rozgoryczenia, zawodu, jakiego doświadcza ze strony partnera. Zresztą nie jestem pewien, czy można to nazwać zdradą sensu stricte – jakbyś się czuł, gdybyś cały w skowronkach leciał na łeb, na szyję, na spotkanie swojej wielkiej miłości, z którą nie widziałeś się przez kilka lat, a ona by Ci oświadczyła, że bardzo jej przykro, ale musicie to spotkanie przełożyć, bo wyniknęły takie a nie inne komplikacje? Heath miał zresztą skłonność – co jest zresztą ciemną stroną natury ludzkiej, ja też niestety często tak mam, ze strachu, niepewności – do oznajmiania bardzo przykrych rzeczy w ostatniej chwili. Sam być może nie zachowałbym się w podobnej sytuacji tak jak Jake, ale nie umiem go za to potępiać.
BS: Może też istnieć miłość bez seksu i seks bez miłości, i właśnie ta druga opcja rzuciła mi się w oczy. Kiedy Heath i Jake spotykają się po wypadzie tego drugiego do Meksyku, Gyllenhaal mówi, że „nie mógł już wytrzymać”. Nie wspominał tu o żadnym rozgoryczeniu, a o zwykłej seksualnej chuci. I była to ewidentna zdrada, której nie można tłumaczyć leceniem w skowronkach. Do Heatha przyjechały wtedy córki, którymi musiał się zaopiekować, bo inaczej po pewnym czasie mogliby mu je odebrać. A obrażony i niewyżyty Jake pojechał sobie do Meksyku. Strasznie to dla mnie nieromantyczne. A nie widzieli się bodajże kilka miesięcy, bo to był już okres ich częstszych spotkań. A te ich rozmowy, które nazywasz świetnymi, są tylko wyrazem bólu, jaki im towarzyszył. I nie chodzi tutaj tylko o strach przed wypłynięciem w świat ich homoseksualizmu, ale także o to, że nie mieli sobie zwykle wiele do powiedzenia. Wracając do Ciebie, to jeśli zachowałbyś się tak jak Jake, to chyba straciłbym do Ciebie szacunek...
PD: Tobie w ogóle ocenianie ludzkich zachowań przychodzi ze zdumiewającą łatwością. Nie wiem, jakbym się zachował, bo nigdy nie byłem i na szczęście już nie będę w podobnej sytuacji. A wracając do filmu – Jake nie musiał nic wspominać Heathowi po kilku miesiącach o rozgoryczeniu, to było doskonale widać, gdy płakał w samochodzie, w drodze powrotnej, zaraz po odrzuceniu. Miłość nie składa się z samych wątków romantycznych. W „Serce nie sługa” zdrada Greenberga na podobnej zasadzie, co tu – po odrzuceniu – jakoś Ci nie przeszkodziła w uznaniu filmu za romantyczny, przyznaniu mu ósemki i umieszczeniu w pierwszej dziesiątce ubiegłego roku. Poza tym „Brokeback Mountain” jest piękny także dlatego, że niektóre rzeczy są tu tylko subtelnie, lekko zasygnalizowane. Bohaterowie nie muszą, przebywając ze sobą, non stop nawijać i trzymać się za ręce, spacerować plażą w blasku zachodzącego słońca, byśmy uwierzyli, że łączy ich coś więcej aniżeli tylko seks. Część kadrów mówi to za nich. Weźmy końcowy motyw z kurtką dżinsową – jak możesz po takim a nie innym finale nadal się upierać, że cały ten nieszczęśliwy związek opierał się wyłącznie na pożądaniu?
BS: No i właśnie ta dżinsowa kurtka jest idealnym podsumowaniem tego zwierzęcego pożądania. Nie płakał do zdjęcia czy jakiegoś wyimaginowanego obrazu, a do rzeczy. Zdawał się nie pamiętać charakteru, a wyłącznie zapach osoby i sposób, w jaki ją dotykał. To może być oczywiście dowód na uczucie – i jeśli już, to jedyny – ale dla mnie było to zwieńczenie cielesnego pragnienia. Mówisz też o kadrach, a wcześniej wspominałeś coś chyba o ładnych zdjęciach. To mnie też bardzo drażniło, bo widać tutaj taki „wizualny onanizm” Anga Lee. Film mógł być o wiele krótszy, bo spokojnie można było wyciąć większość niby ładnych obrazków. Tak naprawdę zdjęcia nie były ładne, krajobrazy też nie były wyjątkowe i nie tworzyły żadnego klimatu. Moim zdaniem, oczywiście. Trochę sztucznie przedłużono seans, pokazując jakąś górkę albo owieczkę. To jedyna gafa Anga Lee i największa karierowa wtopa Prieto.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
PD: O nie – na tej kurtce był przecież wypisany ból ich pierwszego rozstania. Bardzo to ładne, a Ty tymczasem wysuwasz dziwne pretensje, że gdyby było to zdjęcie, nie miałbyś zastrzeżeń. A czy prawdziwie zakochanym potrzebny jest ten kawałek papieru, by mieć obraz partnera przed oczami? Film mógł być nieco krótszy, tu się zgadzam, ale nie mogę się zgodzić co do braku klimatu, poezji. Dla Ciebie te krajobrazy, górki i owieczki (bardzo zabawna scena z rozdzielaniem stad) nie były ładne – dla mnie wprost przeciwnie. W rzekomo przeciągniętej pierwszej połowie nie nudziłem się ani przez chwilę. Może dlatego, że dużo bardziej niż Ty uwielbiam westerny?
BS: A skąd wiesz, że bardziej niż ja lubisz westerny?
PD: Bo jak rozmawialiśmy już o tym wielokrotnie, Ty lubisz głównie westerny współczesne, stosunkowo nowe, a ja odwrotnie. Być może zmienił Ci się gust, o czym nie wiem, ale ciężko mi uwierzyć, że ktoś, kto z zachwytem patrzy na obraz prerii, łąk, wszystkich tych rozległych przestrzeni, może uznać zdjęcia „Brokeback Mountain” za brzydkie.
BS: Preria prerii nierówna.
PD: To prawda – ta tutaj jest fotografowana tak pięknie, jak mało gdzie.
BS: Zupełnie odwrotnie. Nie wiem, co w niej pięknego. A w ogóle uściślając, to nie jest preria.
PD: Mniejsza o większość, ważne, że wprawia w zachwyt. Może Ty po prostu nie byłeś w odpowiednim nastroju, idąc na ten film?
BS: A jaki jest odpowiedni nastrój na ten film?
PD: Teraz kpisz, a wiesz dobrze, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Niekiedy wiele zależy od czasu, miejsca, dnia, pogody czy humoru. Wyraziłem tylko przyjacielskie przypuszczenie, nie doszukuj się w nim podtekstów.
BS: Nie kpię, tylko się normalnie pytam. Bo nie wiem, jak miałbym być nastawiony na ten film. Nie byłem ani jakoś nadmiernie pozytywnie, ani negatywnie. Poszedłem z marszu, a Twoje „przyjacielskie przypuszczenie” jest raczej dziwną próbą usprawiedliwienia.
PD: Ale ja nie próbuję usprawiedliwić w tym momencie filmu, tylko Ciebie, bo na tyle, na ile Cię znam, wydaje mi się, że powinien spodobać Ci się bardziej niż „Tylko mnie kochaj”.
BS: To ja się pytam, dlaczego?
PD: Bo jest tu kawał prawdziwego życia, prawdziwych emocji, których tam – podejrzewam, bo jeszcze nie widziałem – nie ma.
BS: Ale tam jest tak dużo pozytywnego przekazu, którego tutaj ciężko szukać.
PD: A od kiedy jakość filmu mierzona jest w ilości pozytywnego przekazu?
BS: Od nigdy...
PD: No więc dlaczego za wadę „Brokeback Mountain” bierzesz brak pozytywnego przekazu? Nie znalazłeś go tu, bo go tu nie miało być.
BS: A od kiedy jakość filmu mierzona jest w ilości prawdziwych emocji i umieszczenia kawału prawdziwego życia (których swoją drogą nie poczułem / nie widziałem)?
PD: W ilości emocji od zawsze. Może nie przez wszystkich, ale przez większą część na pewno. Nie wierzę, że nie czułeś podczas seansu żadnych emocji, bo były tu sceny o bardzo silnym natężeniu. Nie wierzę też, że nie dostrzegłeś tu prawdy – nawet jeśli interpretujesz ten film wyłącznie jako rzecz o związku dwóch seksualnych maniaków – nie dowodzi to braku realizmu. W dodatku w filmie, co sam przyznałeś, tak znakomicie zagranym.
BS: To nie wierz.
PD: To ma być Twój kontrargument?
BS: To nie jest żaden kontrargument, tylko stwierdzenie, że jak nie wierzysz, to nie musisz. Nie zmuszam Cię do tego, ale w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie.
PD: Ja jednak proszę, byś mi wyjaśnił, dlaczego nie zobaczyłeś tu kawałka prawdziwego życia.
BS: Zależy, jak definiować prawdziwe życie. Nie rozumiem pytania.
PD: Jako coś, co mogło się zdarzyć. Czy uwierzyłeś w tę historię?
BS: No właśnie niespecjalnie.
PD: Dlaczego?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
BS: Trudno mi to wytłumaczyć. Cała historia wydaje się podciągnięta pod tezę: „geje też mogą kochać”. Na dodatek zawodzą argumenty, ale o tym już rozmawialiśmy.
PD: Strasznie spłycasz. Pomijając już, że teza jest tu dużo bardziej skomplikowana, w żadnym stopniu nie dowodzi to Twojej wiary bądź niewiary w tę historię. Bo z tego, co teraz powiedziałeś, wynika, że przed seansem nie wierzyłeś, że geje mogą kochać i film Cię do tego nie przekonał.
BS: A można po polsku?
PD: Mówię po polsku. Czego nie rozumiesz?
BS: W jakiś dziwny sposób – którego nie potrafię zrozumieć – przeinaczyłeś moje słowa, tudzież źle je zinterpretowałeś, po czym wyciągnąłeś jakieś – równie niezrozumiałe – wnioski, których w odpowiedzi nie chciałbym przeinaczyć, tudzież źle zinterpretować.
PD: Zinterpretowałem Twoje słowa jak należy. Tu nie było kilku opcji do wyboru. Pytam się Ciebie, czy uwierzyłeś w tę historię, na co Ty mi odpowiadasz, że nieszczególnie, bo jest ona podciągnięta pod tezę „geje też mogą kochać” i zawodzą argumenty. Pytam więc, czy przed pójściem na film nie wierzyłeś, że geje mogą kochać i jako że film nie przekonał Cię do tego, wydał Ci się mało prawdopodobny?
BS: Ale w dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego wnioskujesz, że nie wierzyłem w to, że geje mogą kochać. Nie znam żadnego, ale wierze, że mogą. To pytanie powinieneś zadać raczej samym twórcom, którzy niby chcieli zrobić film o męskiej „przyjaźni”, a wyszedł im film antygejowski. Gdybym był gejem, to obraziłbym się na Anga Lee, bo pokazuje homoseksualistę jako taki LPR-owski stereotyp „pedała”. Powtórzę dla pewności: wierzyłem, że geje mogą kochać i nadal wierzę, a „Brokeback Mountain” nieudolnie mnie próbował od tej wiary odwieść.
PD: Ja w dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego to, że seks jest dla bohaterów bardzo ważny, nie patrzą oni sobie długo i namiętnie w oczy, nie obsypują kwiatami i nie są jednowymiarowi, ma świadczyć o antygejowskim charakterze filmu!
BS: Dlatego, bo seks jest tu jedyną ważną rzeczą.
PD: Nawet jeśli już tak płytko zinterpretowałeś całość, to nadal nie dowodzi, że film próbował Cię odwieść od wiary w miłość homoseksualistów. Zresztą przypuśćmy, że masz rację i twórcy pokazują jedynie dwóch gejów, dla których seks jest jedynym priorytetem w życiu – dlaczego, na litość boską, ma to świadczyć o wykalkulowanym zamachu na gejów?! Idąc Twoim przedziwnym tokiem rozumowania – wszyscy autorzy pornosów, pokazując tylko mechaniczny seks w całkowitym oderwaniu od miłości – kręcą filmy antyhetero!
BS: Pokazywanie gejów jako żądnych seksu maniaków, nie polepszy wizerunku homoseksualistów, szczególnie w naszym kraju.
PD: Ale dlaczego zakładasz, że jeśli Ang Lee nie nakręcił filmu ostentacyjnie progejowskiego, to alternatywą jest tylko obrzydliwy antygejowski pamflet? Lee wykazał się nie lada wyczuciem – pokazał gejów jako ludzi ani lepszych, ani gorszych, tylko takich samych jak hetero, z podobnymi problemami i przywarami. Każdy myślący człowiek to doceni, a że u części widzów ten film nie polepszy wizerunku gejów, to już nie jest mój, Twój czy Anga Lee problem, tylko tych widzów.
BS: Ale ja tu nic nie zakładam, ja tak po prostu odebrałem ten film.
PD: Niesłusznie – co Ci teraz racjonalnie wyperswadowałem. Nadal obstajesz przy zdaniu, że jeśli ten film nie jest progejowski, to jest antygejowski?
BS: Ale ja nigdy przy czymś takim nie obstawałem.
PD: Obstawałeś przy tym, że jest antygejowski, bo nie polepszy wizerunku gejów.
BS: No i jaki ma to związek z dzieleniem – według Ciebie – przeze mnie świata na filmy progejowskie i antygejowskie?
PD: Taki, że jeśli według Ciebie film nie polepsza wizerunku gejów, to jest antygejowski.
BS: Niekoniecznie.
PD: Niekoniecznie co?
BS: Jeśli nie polepsza wizerunku gejów, to niekoniecznie musi być antygejowski.
PD: Ale tak przecież argumentowałeś „antygejowskość” tego filmu.
BS: Nie wydaje mi się.
PD: Czy nie możesz teraz, zamiast strugać wariata, po ludzku i z godnością przyznać, że nie znajdujesz argumentów na to, że ten film wydał Ci się antygejowski?
BS: Ale przecież Ci podawałem argumenty kilkanaście minut temu.
PD: Tak, podawałeś – argument taki, że film jest antygejowski, bo nie polepszy wizerunku gejów, szczególnie w Polsce. Teraz zaś próbujesz się tego wyprzeć.
BS: Nie wydaje mi się, bym w jakimkolwiek zdaniu użył sformułowania „antygejowski, bo nie polepszy wizerunku”.
PD: Na moje pytanie, dlaczego ten film jest według Ciebie antygejowski, odpowiedziałeś, cytuję: „Pokazywanie gejów, jako żądnych seksu maniaków nie polepszy wizerunku homoseksualistów, szczególnie w naszym kraju”. To jest równoznaczne.
BS: No właśnie nie jest i szczerze mówiąc, nie chce mi się tłumaczyć, dlaczego. Ale wiedz o tym, że absolutnie nie jest to równoznaczne.
PD: Skoro teraz zaprzeczasz, znaczy, że to, co użyłeś wcześniej jako argumentu, nagle w cudowny sposób przestało być dla Ciebie argumentem. Pytam więc, doprowadzony tą zabawą w kotka i myszkę już na skraj wytrzymałości: jaki masz argument za tym, że ten film jest antygejowski?
BS: A jednak Ci wyjaśnię dlaczego powyższe stwierdzenie nie jest jednoznaczne. Gdybym na Twoje pytanie „dlaczego ten film jest antygejowski” odpowiedział „bo nie polepszy wizerunku homoseksualistów”, wtedy miałbyś prawo prowadzić grę w kotka i myszkę. Cytując moją odpowiedź, dowiodłeś, że zabawa w kotka i myszkę jest bezcelowa. W odpowiedzi „Pokazywanie gejów jako żądnych seksu maniaków, nie polepszy wizerunku homoseksualistów, szczególnie w naszym kraju” argumentem jest część „pokazywanie gejów jako żądnych seksu maniaków”, a „nie polepszy wizerunku w naszym kraju”, to tylko podkreślenie, jakże powszechne w użyciu dla języka polskiego. Ta antygejowskość wynika z wizerunku i kreacji postaci, co od początku rozmowy Ci tłumaczę.
PD: Nie bądź śmieszny! Na myśli miałeś właśnie tę drugą część zdania, z czego teraz, przyparty do muru, próbujesz się bezczelnie wykpić. W ten sposób wracamy do punktu wyjścia. OK, niech Ci będzie. Ja mówię więc, cytuję: „Zresztą przypuśćmy, że masz rację i twórcy pokazują jedynie dwóch gejów, dla których seks jest jedynym priorytetem w życiu – dlaczego, na litość boską, ma to świadczyć o wykalkulowanym zamachu na gejów?!”. Na co Ty odpowiadasz (odrzućmy zbędne dopełnienie, zostawmy sam argument): „Pokazywanie gejów jako żądnych seksu maniaków”. Bingo! Strzał w dziesiątkę! Doprawdy, Twój arcyinteligentny argument ma ręce i nogi, jak mało który!
BS: Tak. Ja miałem na myśli tę drugą część zdania. Ty wiesz lepiej, co myślę, i w ogóle jesteś superfajny. Jak wiesz lepiej, co myślą inni, to po co w ogóle z kimś rozmawiać? Dlatego chyba zostawię Cię samego, abyś mógł pobyć jeszcze trochę sam w tym błogim egoizmie.
PD: Egoizm przemawia tutaj jak na razie tylko przez Ciebie. Strasznie mnie rozczarowałeś, bo myślałem, że jednak masz na tyle odwagi, by umieć się przyznać do braku racji. Ale co tam, niech stracę, jeszcze raz Ci pofolguję. Przypuśćmy, że miałeś na myśli jednak pierwszą część zdania (tylko po co wtedy powtarzać jedno i to samo w kółko, jak katarynka?), więc moje pytanie brzmi: dlaczego pokazywanie gejów jako żądnych seksu maniaków jest antygejowskie?
BS: Bo strasznie spłyca ich, nie wiem jak to nazwać, osobowość, i pokazuje, że nie mogą tworzyć normalnych związków.
PD: Czyli tym samym zgadzasz się z tym, że wszystkie pornosy są antyhetero?
BS: Oglądając filmy pornograficzne, miałem zazwyczaj inne priorytety.
PD: Nie odpowiedziałeś na pytanie.
BS: Nie potrafię.
PD: Dziękuję, nie mam więcej pytań.



Tytuł: Tajemnica Brokeback Mountain
Tytuł oryginalny: Brokeback Mountain
Reżyseria: Ang Lee
Zdjęcia: Rodrigo Prieto
Scenariusz: Larry McMurtry, Diana Ossana
Obsada: Heath Ledger, Jake Gyllenhaal, Michelle Williams, Anne Hathaway, Randy Quaid, Linda Cardellini, Anna Faris, Scott Michael Campbell, Kate Mara
Muzyka: Gustavo Santaolalla
Rok produkcji: 2005
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 24 lutego 2006
Czas projekcji: 134 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

100
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.