Po kiepskim przedstawieniu teatralnym bije się brawa z grzeczności i z nakazu pewnych reguł zachowania obowiązujących człowieka kulturalnego. „Dowód” jest takim nieudanym spektaklem, dla odmiany oglądanym na kinowym ekranie. Nieobowiązkowe brawa to chyba jedyny atut filmu Maddena.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nagrodzoną Pulitzerem sztukę teatralną Davida Auburna pod tytułem „Dowód” szybko postanowiono przetworzyć na film. Reżyserię powierzono Johnowi Maddenowi, który, notabene, niegdyś reżyserował także jej teatralna wersję, zaś przetworzenie scenariusza na język filmu niepomyślnie oddano w ręce samego Auburna. Filmowy „Dowód” zaowocował wątpliwej wartości walorami żywcem z teatralnej struktury: mechaniczną i ociężałą reżyserią, fatalnie rozpisanymi dialogami i dziwnie niepłynnymi przejściami między scenami. Cóż się zatem kryje za kurtyną kinowego przedstawienia pod tytułem „Dowód”? Dramat kobiety żyjącej pod presją wielkiego człowieka. Jej wahanie i strach przed kontynuacją jego genialnego matematycznego dzieła, zmagania z lękiem przed podobnym jak u ojca nieciekawym schyłkiem życia w osamotnieniu i chorobie. Ogarniająca ją paranoja, depresja, apatia a nawet szaleństwo. Madden stara się wbić nam do głowy, że oglądamy szaleństwo, w którym jest metoda. Metoda na pokazanie, że w kobiecie miotającej się od ściany do ściany, w tej histeryczce tkwi geniusz, wielki umysł potrafiący wydać niejedną odkrywczą teorię. W chętnie porównywanym z „Dowodem” filmie „Piękny umysł” sytuacja była zupełnie odwrotna. Howard najpierw kazał nam uwierzyć w Johna Nasha jako matematycznego geniusza, aby stopniowo destruować jego umysł przez chorobę. Cierpienia Nasha są zatem podszyte zwiększonym stopniem ryzyka: utratą wyjątkowości i wybitności nieprzeciętnej ludzkiej inteligencji. Przy tym Howard z gracją położył nacisk na to, na czym mamy skupić uwagę w danym momencie. Zanim wprost oznajmił nam ułomność Nasha, głośniej mówi o bystrości jego intelektu, podczas gdy szeptem sugeruje nam jego chorobę, a następnie zamienił te proporcje. U Maddena choroba psychiczna Catherine wyraża się wszechobecnym krzykiem i wrzaskiem, w rezultacie zagłuszającym jej rzekomy geniusz. W jej niezrównoważenie dużo łatwiej uwierzyć niż w jej matematyczną błyskotliwość. Gdzieś rozmywa się ta delikatna druga warstwa obecna w filmie Howarda. Nie bez winy jest tu aktorstwo Gwyneth Paltrow. W jej roli, poniekąd zdartej z jej niedawnej Sylvii Plath, skrzą się autentycznie niezłe przebłyski świetnego aktorstwa dramatycznego. Catherine – choleryczka chwilami wpada we wściekłość i podenerwowanie z dużą dozą autentyzmu. Ale chwilami przekraczana jest cienka linia teatralnej nadekpresyjności i przesadnej dobitności. Jakkolwiek w materii wygrywania dramatyzmu Paltrow wyciągnęła kilka wniosków po „Sylvii”, tak z odgrywania geniuszu lekcji nie odrobiła. Wyrażanie wybitnej i niezwykłej umysłowości lekko rozchylonymi ustami i pustym spojrzeniem sprowadza psychologiczny fenomen do poważnego uproszczenia. I jednostronnie obrazuje Catherine jako nieobliczalną histeryczkę i jakoś przekierowuje nasze patrzenie na jej bohaterkę na ten właśnie tor. Jeśli jednak kogoś nadal zastanawia dlaczego tak idealnie skrojony pod gusta Amerykańskiej Akademii film nie dostał ani jednej nominacji do Oscara to odpowiedź jest więcej niż prosta: szaleństwo piękniej pokazywał film Howarda, chorą relację między ojcem a genialnym potomstwem idealnie obrazował „Blask”, a bardziej popisowo pokrzywdzoną przez chorobę i talent zagrała Emily Watson.
Tytuł: Dowód Tytuł oryginalny: Proof Reżyseria: John Madden Zdjęcia: Alwin H. Kuchler Scenariusz: David Auburn, Rebecca Miller Obsada: Gwyneth Paltrow, Anthony Hopkins, Hope Davis, Jake Gyllenhaal, Gary Houston, Anne Wittman Muzyka: Stephen Warbeck Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: USA Data premiery: 27 stycznia 2006 Czas projekcji: 99 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 40% |