powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LIII)
styczeń-luty 2006

Rok 2005 w USA (w telegraficznym skrócie)
Na zakończenie filmowych podsumowań 2005 roku, Kamila Sławińska wybiera swoje "naj" spośród filmów prezentowanych w amerykańskich kinach.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tylko 80% filmów w tym roku było do kitu – skonstatował optymistycznie we właśnie opublikowanym wstępniaku styczniowego numeru redaktor naczelny Film Comment, mojego ukochanego magazynu filmowego. Coś w tym jest. Może porywających momentów nie było aż tyle co w zeszłym, ale 2005 nie należał do najgorszych: może dlatego, że mój „ulubieniec” Jerry Bruckenheimer był w tym roku zbyt zajęty telewizyjnymi produkcjami, żeby masowo wypuszczać na ekrany kin swoje słynne, stutonowe gnioty – i nie było kolejnego sequela „Strasznego filmu”? W każdym razie – w oko wpadły mi szczególnie:
Najbardziej inspirujący film roku: dokument „Murderball” panów Henry Rubina i Dany Shapiro (rzecz o wyczynowym, brutalnym rugby, uprawianym na wózkach inwalidzkich, przez ludzi sparaliżowanych o d szyi w dół).
Najodważniejszy film roku:„Paradise Now” Hany Abu-Assada- przemyślana, poruszająca i nieszablonowa rzecz o zamachowcach-samobójcach
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Najbardziej zdumiewający film roku: „Gagamboy”, czyli filipińska wersja „Spider-mana”, zrealizowana co prawda za setna część budżetu hollywoodzkiej wersji – ale za to ze stokrotnie większym zaangażowaniem. Konia z rzędem temu, komu szczęka nie wypadnie z wrażenia podczas oglądania finałowego pojedynku Człowieka-Pająka z… gigantycznym karaluchem. Dodać należy, ze gdyby nie Gagamboy, wyróżnienie w kategorii Superbohater Roku niechybnie otrzymałby powracający w wielkim stylu Batman.
Wyróżnienie specjalne „Minimum formy, maximum treści”: fenomenalna krótkometrażówka Mathijsa Geijskesa „Stop!”
Najpiękniejszy filmowy kadr roku: dom w słonecznikach z przepięknej ekranizacji „Everything is Illuminated” Lieva Schreibera.
Najzabawniejszy film roku: „Tristram Shanby: The Cock and Bull Story” Michaela Winterbottoma, ekranizacja niefilmowalnej XVIII-wiecznej powieści postmodernistycznej – do której atrakcji należą m.in. pyszna scena z Steve Cooganem w macicy oraz genialna parodia Ala Pachino w wykonaniu Roba Brydona – za która zresztą ten ostatni otrzymuje wyróżnienie w kategorii najlepszej parodii roku.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Najbardziej żenujący hollywoodzki knot roku: „Czarownica” – czyli koronny dowód na to, że Will Ferrel jest śmieszny tylko wtedy, kiedy reżyser umie go upilnować, a obsesja poniektórych na punkcie urodziwej Nicole Kidman czyni ich kompletnie ślepymi nawet na rzeczy tak oczywiste jak fakt, że nie ma ona za grosz komediowego talentu.
Najlepszy smutny film roku: fenomenalny rumuński obraz „Śmierć pana Lazarescu” (reż. Cristi Puiu), w którym czarna komedia o alkoholiku-mitomanie zmienia się w dramat o kruchości i bezbronności ludzkiego życia.
Najlepszy film przyrodniczy (niekoniecznie o zwierzętach): ex equo „The Grizzly Man” (niesamowity dokument Wernera Herzoga o zbzikowanym przyrodniku, żyjącym wśród alaskańskich niedźwiedzi – swoją drogą najlepszy od dwudziestu lat autora „Aguirre”) i „The Squid and The Whale” (ironiczna analiza nawyków godowych i nie tylko gatunku homo sapiens na przykładzie dysfunkcjonalnej rodziny brooklyńskich intelektualistów w latach 80.)
Najbardziej irytujący film roku: „Manderley”, w którym Lars van Tier wreszcie udowadnia, że jedynym celem trylogii U.S.A. jest dokopanie Jankesom, a krytyka niewolnictwa prowadzi do… głoszenia poglądów w oczywisty sposób rasistowskich.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Najbardziej irytująca postać drugoplanowa: gitarzysta z „Izo” Takashi Miike
Filmowa katastrofa roku: pożar domu towarowego w „Ferpect Crime” de la Iglesii
Najodważniejsza rola roku: fenomenalny występ Cilliana Murphy’ego jako irlandzkiego transwestyty w „Breakfast on Pluto” Neila Jordana.
Najlepszy nieprofesjonalny aktor roku: cała obsada Bubble Stevena Soderbergha.
Najlepszy nie-ludzki aktor roku: łeb w łeb niezwyciężony Gromit („Wallace i Gromit: Klątwa Królika”) i zbzikowana suka imieniem Sammy Davis Junior, Jr. („Everything is Illuminated”)
Najbardziej obiecujący trend roku: powrót pasjonującego, myślącego political fiction dla dorosłych (jeden „Wierny ogrodnik” wiosny nie czynił, ale jeśli dodać do tego „Syrianę” i „Good Night and Good Luck” – może jest się już z czego cieszyć…). Drugim z kolei obiecującym zjawiskiem jest wysyp skomplikowanych fabularnie i ideowo filmów z dużą (i doborową) obsadą („Happy Endings”, „Ty i ja, i wszyscy, których znamy”, „Miasto gniewu”, „Syriana”…)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Najlepsza filmowa kwestia roku (bezpowrotnie zagubiona w polskim przekładzie): You’re on the Jersey side! ﷓ czyli mała prezentacja nowojorskiego szowinizmu w animowanym wykonaniu („Madagaskar”)
Największe wydarzenie roku: brak naprawdę wstrząsających wydarzeń (!).
Największy szok roku: scena samobójstwa w „Ukrytym” Michaela Haneke.
Największa radość roku: stosunkowo wysoka pozycja wielu niszowych filmów („Podwodne życie”, „Miasto gniewu”, „Wierny ogrodnik”, „Historia przemocy”, „Good Night and Good Luck”, „Syriana”…) w amerykańskim box office.
Najlepszy filmowy prezent roku: DVD box z genialną telewizyjną seria Erolla Morissa First Person
Filmowa zbrodnia roku: to, co Miramax zrobiło z „Braćmi Grimm” Gilliama.
Świński dowcip roku: ten z „The Aristocrats” (zwłaszcza w interpretacji Whoopie Goldberg!)
Postanowienie noworoczne roku: kategoryczny szlaban na oglądanie kolejnych sequeli „Piły”. A może nawet czegokolwiek z piłą w tytule i winietką Twisted Pictures w czołówce.
powrót do indeksunastępna strona

98
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.