powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LIII)
styczeń-luty 2006

Korespondencja
Witam,
Fajną strasznie recenzję machnęła nowemu dziełu Ritchiego pani Lipińska, i w pełnej rozciągłości się zgadzam. Miło że ktoś odłączył się od zmowy solidarnego plucia na ten film tylko dlatego że nie jest on w 100% logiczny i jednoznaczny. Podobał mi się właśnie za zmuszenie mnie do myślenia i otwarcie mi drogi interpretacji (oczywiście muzyka i strona wizualna m.in. też były znakomite), miło że ktoś zwrócił na to uwagę.
Też miałem skojarzenia że jeśli film taki machnie Lynch - to nie ważne czy będzie to coś dla niego wtórnego czy arcydzieło - ramy kina artystycznego od razu zezwalają mu na zabawę z przyczynowo-skutkowością. Jeśli robi się to w kinie rozrywkowym to błąd, bo jak ktoś ogląda rozrywkę to widocznie nie lubi być zmuszany do jakiegokolwiek myślenia.
Jeszcze raz to napiszę - fajnie że recenzja jest zdystansowana i do unikającej sztampy kina komercyjnego nieprecyzyjnej fabuły, i do innych recenzji. Nie ma czegoś takiego jak obiektywnie zły film jak widać.
Pozdrawiam, liczę na kolejne recenzje 'pod prąd', byle nie na siłę (co by mnie zresztą zdziwiło) i najlepszego z okazji urodzin magazynu
Przemek



Szanowna Redakcjo!
Przeczytałem dziś opowiadanie Sewera Gansowskiego "Dzień gniewu", chlubnie otwierające kanon rosyjskiej fantastyki pana Laudańskiego. Do końca spodziewałem, że będzie to typowa opowiastka o nieodpowiedzialnych eksperymentach naukowych, bezdusznych naukowcach odmawiających swym tworom prawa do rozumu i uczuć. Gdy skończyło się źle, zamyśliłem się. Bo czyż w tej opowieści o ludzich terroryzowanych przez krwiożercze mutanty nie ma odwołania do otaczającej autora w 1964r. rzeczywistości? Czyż nie takim mutantem, wyhodowanym w cieplarnainych krajach Zachodu był komunizm? Czyż prze z zachodnich "jajogłowych" nie był uznawany za alternatywną formę demokracji, podobnie jak otarki za inne istoty rozumne? Być moze moje sądy idą za daleko, ale czy w połowie lat sześćdziesiątych radziecki pisarz nie mógł oskarżyc komunizmu inaczej, jak w opowiadaniu SF? Czy któs ma takie same odczucia w stosunku do tej wstrząsającej opowieści? Pozdrawiam.
[ — ]



Przypisywanie Haenkemu chęci stworzenia filmu wartkiej akcji oraz zafascynowania psychoanalizą jest bezpodstawne. Mam wrażenie, że utożsamia Pani psychoanalizę z psychologią, warto byłoby choćby sprawdzić w słowniku, zanim przystąpi się do pisania. Natomiast chęć oglądania gładko skonstruowanego obrazu -- naiwnością w spojrzeniu krytyka.
Zaskakujące jest to, że Pani nie zauważyła w swoim artykule choćby epistemologicznego problemu wynikającego z formalnej strony: obraz wideo-obraz rzeczywisty oraz w ogóle problemu prawdy. Dostrzega pani jedynie wątek kryminalny, którego nie ma oraz społeczny, który w filmie nie jest najważniejszy. Coż za spłycenie!
Piotr



Cześć,
To nie będzie polemika, jedynie kilkupunktowy komentarz do Twojej recenzji (i opinii w "Tetrykach").
1) Mnie również film bardzo się podobał i uważam, że koncertowo nakreśliłeś jego zalety w pięciu punktach w "tetrycznej" opinii. Pisanie przez Ciebie dłuższej recenzji było w zasadzie niepotrzebne, mogliście to "zlecić" komuś innemu. Swoją drogą dziwię się, że jakiś-tam-komitet uznał "Historię przemocy" za najlepszy film roku, bo "Wierny ogrodnik" jest lepszym i mimo wszystko ambitniejszym filmem. Nie to, żebym przejmował się zdaniem takich komitetów. :)
2) "I może właśnie dlatego, gdy poznajemy całą prawdę, gdy oglądamy jedną z najpiękniejszych, najbardziej wzruszających scen filmowych tego roku, gdy Ralph Fiennes przybywa do pustego domu i wspomina chwile spędzone tam z żoną, może właśnie dlatego wzruszenie wówczas chwyta nas za gardło bardzo, bardzo mocno."
Owszem, stopniowe odkrywanie przed widzem prawdziwości uczucia pomiędzy Justinem i Tessą to wielki atut filmu (nie jedyny). Ale uważam, że najwymowniejszą sceną "Wiernego ogrodnika" (nie tylko pod względem wątku miłosnego, ale w ogóle) jest zakończenie, a nie powrót do pustego domu. Wiem doskonale, jak trudno pisać w recenzji o zakończeniu, ale mimo wszystko mam do Ciebie żal, że jakoś sprytnie nie przemyciłeś do tekstu kilku słów na jego temat. Scena, gdy Justin siedzi nad jeziorem, gdy "rozmawia" ze zmarłą żoną czekając na przybycie swych katów -- przerywnik "pogrzebowy", w którym badguy przynajmniej symbolicznie dostaje za swoje -- i wreszcie zbliżenie na twarz i oczy bohatera, głęboki spokój w nich wymalowany, gdy odwraca się na dźwięk słów "Mr Quayle" -- ten fragment naprawdę wywarł na mnie silne wrażenie i na długo zostanie w mojej pamięci. Znakomicie rozegrana końcówka.
[...]
4) Piotr Dobry: ""Wierny ogrodnik" od strony technicznej jest perfekcyjny, ale właśnie przez to, że w niemal każdym kadrze widać maksymalne skupienie twórców na tym JAK opowiedzieć, a nie CO opowiedzieć, pozostaje filmem na pewno wartym obejrzenia, ale w sumie rozczarowująco chłodnym."
Bartosz Sztybor: "Dlatego podparł się wyjaśniającym wszystko i drażniącym łopatologią zakończeniem."
No cóż. :)
Pozdrowienia
Borys
powrót do indeksunastępna strona

147
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.