powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LV)
maj 2006

Baniewicz classic
Artur Baniewicz ‹Dobry powód by zabijać›
Artur Baniewicz ma już swój styl tworzenia fabuł i znajdowania drogi do czytelnika, który może się sprawdzić, albo nie, w zależności od tego, czy natchnienie autora dopadło, czy też muza poszła na kawę. „Dobry powód by zabijać” to, niestety, drugi przypadek.
Zawartość ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Plutonowy Adam Kulanowicz ma plan. Chce zarobić pieniądze. Ma co sprzedać, ma też kupca, ale w jego sytuacji dobra wola obu stron nie wystarczy do zawarcia transakcji. Tak to bywa, gdy chce się kradzioną amunicję sprzedać partyzantce, w dodatku znajdując się na służbie w środku wojny domowej i mając na głowie starą sympatię z lat szkolnych. Aha, żeby nie było za łatwo – główny bohater nosi jeszcze garb nieodwzajemnionej miłości.
Takie oto mamy akcji zawiązanie, a dalej wszystko leci po baniewiczowsku. Znów główny bohater jest Polakiem (można tu, mimo sztafażu fantasy, doliczyć Debrena z Dumayki) z nieudanym życiorysem i nutką wewnętrznego uporządkowania, która nie pozwala mu zachowywać się jak zupełnie cyniczny sukinsyn. Znowu bohaterowie będą przez całą powieść brnęli pod wiatr, wpadając wciąż w nowe tarapaty, tracąc po kolei wszystkie swoje atuty. Znowu na koniec odniosą gorzkie zwycięstwo, a nagroda będzie mniejsza niż by sobie wymarzyli i bardzo kłopotliwa. Znowu misterne plany wezmą w łeb, bo pokrzyżują je damsko-męskie gry. I znowu główny bohater walczyć będzie z losem, który każe mu jedną półkulę mózgu przeznaczyć do podejmowania walki o przeżycie pod gradem kul, a drugą – do rozwiązywania odwiecznych dylematów zakochanych.
Schemat ten niekiedy się sprawdza, jednak w „Dobrym powodzie by zabijać” zawodzi. Powieść tę, mimo pewnych zalet, oceniam dość nisko z kilku powodów. Po pierwsze, chyba opatrzył mi się już taki sposób prowadzenia fabuły. Po drugie, w książce tej autor za bardzo dał się ponieść swej miłości do militariów, które momentami zdają się być głównymi bohaterami powieści, spychając ludzi na drugi plan. Po trzecie, zabrakło jakiejś przyprawy – czy to tajemnicy (znów to nieszczęsne opatrzenie?), czy to czy to nici sympatii wiążącej z głównym bohaterem… Nie wiem. Faktem jest, że ze wszystkich pięciu książek Artura Baniewicza, jakie czytałem, z przebrnięciem przez tę miałem najwięcej problemów. Powód czwarty to brak w powieści humoru, a piąty – zbyt prosta intryga, Baniewicz potrafi to zrobić dużo lepiej. Powód ostatni, być może zdradza moją naiwność, ale jak dla mnie akcja powieści opiera się zbyt mocno na przeświadczeniu o niekompetencji naszej armii i panującym w niej bałaganie. W wiele rzeczy mogę uwierzyć, jeśli chodzi o polskie wojsko, ale tu autor chyba przesadził.
„Dobry powód by zabijać” ma swoje zalety, typowe dla baniewiczowskiego stylu (z wyjątkiem humoru, niestety), ale ma też kilka istotnych wad. Interesującą nawet kreację postaci przysłoniły wymienione powyżej niedociągnięcia, doprawdy nieprzystające autorowi mającemu na koncie kilka niezłych tekstów.



Tytuł: Dobry powód by zabijać
Autor: Artur Baniewicz
Wydawca: W.A.B.
ISBN: 83-7414-122-0
Format: 488s. 125×195mm
Cena: 34,90
Data wydania: 22 września 2005
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.