„Stukostrachy” – jedna z obszerniejszych wydanych w Polsce powieści Stephena Kinga choć potrafi czytelnika zainteresować, to jednak nie jest w stanie zrobić tego, co każdy szanujący się horror winien czynić – przestraszyć…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Podczas lektury „Stukostrachów” trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż coś podobnego już gdzieś czytaliśmy. Oto bowiem w na pozór idyllicznym, tkwiącym trochę poza problemami wielkiego świata miasteczku Haven zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Wkrótce staje się jasne, że ktoś nieopatrznie obudził Zło, które na zawsze powinno zostać w uśpieniu. Początkowo sporadyczne przejawy działania mrocznych sił szybko nabierają mocy i pojawiają się coraz częściej. Zachowanie jak i świadomość mieszkańców stopniowo przechodzą niepokojącą przemianę – przemianę, która z sielskiego Haven czyni morderczą pułapkę na przybyszów z zewnątrz. Skojarzenie z „Miasteczkiem Salem” jest tu jak najbardziej na miejscu. Podobnie jak w tej jednej z najsławniejszych powieści Mistrza osią fabuły „Stukostrachów” jest tragiczna w skutkach metamorfoza niewielkiej mieściny, w której wszyscy doskonale się znają… albo tak im się przynajmniej wydaje. Także i tym razem głównym bohaterem, zamiast jednej wyszczególnionej postaci, jest cała społeczność, która dotąd zaaferowana własnymi codziennymi problemami musi nagle stawić czoła pladze nie z tego świata. W „Miasteczku Salem” były to wampiry – i było naprawdę strasznie. W „Stukostrachach” mamy Obcych, a raczej ich duchowe reminiscencje… i jest już niestety tylko intrygująco. Co nie znaczy, że źle. Akcja powieści rozkręca się powoli – co stanowi dosyć poważny mankament. Cały wstęp, poświęcony odkryciu przez Bobby Anderson tajemniczego artefaktu i prac nad jego wykopaniem, został nazbyt rozwleczony. Kilka mocniejszych pojawiających się na tym etapie fragmentów to zdecydowanie za mało, aby powstrzymać wkradającą się niepostrzeżenie nudę… Ta zaś, jak wszyscy doskonale wiemy, bywa groźniejsza nawet od najwredniejszego Stukostracha. Całe szczęście w miarę zagłębiania się w powieść zdarzenia nabierają tempa i mniej więcej w połowie pochłaniają czytelnika bez reszty. Język książki należy do tych, które ani nie przeszkadzają w czytaniu, ani też nie zachwycają swym pięknem. Można by zaryzykować stwierdzenie, iż w swej formie jest bardzo surowy – co sprawia, że powieść czyta się lekko – jednak bez zbytniej satysfakcji. Zawsze wielka siłą Kinga było tworzenie ciekawych, przekonujących postaci – których życiorysy nieraz same w sobie stanowiłyby świetny materiał na osobną książkę. Tak jest i tym razem – mieszkańcy Haven to ludzie z krwi i kości, borykający się na co dzień z własnymi problemami i słabościami. Jednak działanie sił ukrytych w tajemniczym, znalezionym przez Bobbi obiekcie doda ich życiu niespotykanej dotąd pikanterii… Dość powiedzieć, że wplatając w wątki psychologiczno-społeczne motywy nadprzyrodzone King po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Mile zaskakuje pojawiający się w niektórych scenach a także w sposobie zarysowania postaci humor – nieraz czarny. Dotyczy to między innymi wybryków Jima Gardenera (przyjaciela i kochanka Bobbi) na przyjęciu – a także postaci iście diabolicznej siostry Bobbi (w jednej z kwestii Gardenera nazwanej pieszczotliwie „super-suką”, co samo w sobie jest jej najkrótszą i najtrafniejszą charakterystyką). Czytając fragmenty z jej udziałem czytelnik z jednej strony ma niezły ubaw, z drugiej zaś z trudem tłamsi w sobie niepokój na myśl o tym, iż sam mógłby kiedyś spotkać kogoś podobnego na swej drodze. Kto wie, czy nie przyjemniejsza byłaby już konfrontacja z tytułowymi Stukostrachami… No właśnie – Stukostrachy. Te enigmatyczne, przewijające się przez całą powieść byty, choć w swej istocie niepokojące, nie przerażają jednak tak, jak inne kreacje Kinga. W rzeczy samej nadają historii wymiar zbliżony bardziej do fantastyki naukowej aniżeli horroru. I to chyba największa wada „Stukostrachów”. Mimo iż całość niewątpliwie jest interesująca to jak na powieść grozy zdecydowanie za mało owej grozy zawiera. Stephen King nie wspina się już na osiągnięte w „Lśnieniu” czy „Miasteczku Salem” wyżyny. Zamiast przerażającego, trzymającego w napięciu horroru otrzymujemy jedynie zgrabnie napisaną quasi-fantastyczną, historyjkę, która, choć strawna, bynajmniej nie przyprawia o przyspieszone bicie serca. Chyba że sporadycznie. A to trochę za mało jak na dzieło Mistrza…
Tytuł: Stukostrachy Tytuł oryginalny: The Tommyknockers Autor: Stephen King Tłumaczenie: Łukasz Praski ISBN: 83-7337-656-9 Format: 728s. 118×191mm; twarda oprawa Cena: 39,— Data wydania: 7 czerwca 2004 Ekstrakt: 60% |