powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LVI)
czerwiec 2006

Autor
Tomek Wilmowski kontra Harry Potter
Najwyraźniej udziela mi się nastrój mundialu, bo znowu zaczynam wspominać.
Tego z ’74 z oczywistych powodów pamiętać nie mogę, choć chyba już raczkowałem. Natomiast nasłuchałem się o tych mistrzostwach tak wiele, że niemal tam byłem. 7 bramek Lato, 5 Szarmacha, 3 Deyny, rewelacyjne interwencje Tomaszewskiego w drugim meczu kwalifikacyjnym z Anglią, słynny „mecz na wodzie” z RFN-em, wreszcie zwycięstwo nad Brazylią i 3. miejsce. Powinienem za to pamiętać więcej z ’78, ale niestety nie. Primo, wiele tego z porównaniem do poprzedniego mundialu nie było, secundo, ten rok zapadł mi w pamięć wielkim rodzinnym exodusem, który po latach okazał się ledwie parokilometrową przeprowadzką. Ot, wybujała wyobraźnia dziecka. Za to ’82 to już mój mundial. Pamiętam zbieranie przeróżnej maści materiałów i dumę z posiadania dwóch egzemplarzy specjalnej publikacji wydanej przed mistrzostwami, a zawierającej wszystko, o czym tylko dorastający fan futbolu mógł zamarzyć. Koledzy patrzyli na to łakomym okiem i przebijali się w ofertach wymiany na drugi egzemplarz. W końcu się poddałem. Nie poddali się za to nasi piłkarze. Mecz z Peru był wielkim przełomem. Nagle okazało się, że jeszcze nie wracamy do kraju, a potem był już wielki pochód naszych. Belgia – 3 bramki Bońka, dramatyczny mecz ze Związkiem Radzieckim i Smolarek senior, powtórka z Włochami, wreszcie pojedynek z Francją o 3. miejsce i strzelona od niechcenia jakby bramka Szarmacha, który w ciągu paru minut na boisku udowodnił swój kunszt. Dziś trudno w to wszystko uwierzyć. Ale trzeba przyznać, że ostatnio chłopaki w meczu z Niemcami zaprezentowali wreszcie wolę walki, jakiej od nich oczekiwaliśmy. Szkoda, że tak późno…
Na tej fali mundialowych nostalgii przypomniały mi się oczywiście ówczesne lektury. Zwłaszcza że Wydawnictwo Dolnośląskie wznowiło właśnie klasyczną pozycję literatury dla młodzieży, jaką jest trylogia „Złoto Gór Czarnych” państwa Szklarskich. Na wydanych pierwotnie w latach 70. książkach wychowało się wiele pokoleń Polaków i dobrze się dzieje, że dzisiejszy narybek narodu też będzie miał na to szansę. Dla większości z nas lektura trylogii była wielkim przeżyciem. Z jednej strony to wielka indiańska saga, napisana ciekawym, żywym językiem, a z drugiej – to unikalna, jak na tamte czasy, encyklopedia o życiu i kulturze Indian oraz faunie i florze północnoamerykańskiej. (Ciekawe, że Szklarski w przeciwieństwie do swojego rówieśnika, Fiedlera, pisał o miejscach, w których nigdy nie był. Jego związki z Ameryką Północną sprowadzają się do tego, że urodził się tam i przez parę lat uczęszczał do szkoły w Chicago). Nieco wcześniej Muza przypomniała nam o Tomku Wilmowskim, drugim wielkim bohaterze dorastających niegdyś Polaków. A w kolejce jest przecież cała rzesza innych autorów popularnych książek przygodowych i podróżniczych dla młodzieży – choćby Arkady Fiedler, Wiesław Wernic, Longin Jan Okoń, Centkiewiczowie. Ciekawe, czy wydawcy planują ich wznowienia?
Pozostaje oczywiście pytanie, fundamentalne z punktu widzenia wydawcy zastanawiającego się nad reedycją, o opłacalność takiej decyzji. Bo tu już nie można sobie pozwolić na nostalgię, miast tego niezbędny jest zimny rachunek kosztów i zysków, a pewnie w wielu przypadkach wyjaśnienie kwestii praw autorskich. Na domiar złego te zyski wcale nie są takie pewne. Czymże bowiem może konkurować taki Tomek Wilmowski z Harrym Potterem? Czy dzieciaki odnajdują dziś w podróżach i przygodach naszych ulubionych bohaterów dzieciństwa tyle samo radości, co kiedyś my? Wszak nasi herosi nie dysponowali żadnymi magicznymi mocami, nie ścierali się z mitycznymi stworami ani nie wędrowali baśniowymi szlakami. Często, tak jak my sami, ich czytelnicy, byli nastolatkami, których los rzucał w różne strony świata. Na drodze stawali im źli Indianie, okrutni piraci, wygłodniały tygrys, ale nigdy smok. Wszystko, z czym się zmagali, było realne, opisywalne, mierzalne. A my czerpaliśmy z tych lektur nie tylko przyjemność, ale także wiedzę. Wiedzę o świecie – innych kulturach, historii, obyczajach, przyrodzie i geografii. I kiedy palcem po mapie przemierzaliśmy dalekie ziemie, to przecież marzyliśmy o tym, by kiedyś się tam znaleźć. Stanąć nad jeziorem Titicaca, ujrzeć wodospady Wiktorii, czy wspiąć się na Górę Kościuszki.
Każde pokolenie ma swoich bohaterów. Ani lepszych, ani gorszych, po prostu najbardziej odpowiadających potrzebom i modom danych czasów. Ale Tomek Wilmowski jest o tyle inny od Harry’ego Pottera, że możemy podążyć jego śladami, nie tylko wodząc palcem po mapie, ale wsiąść w samolot, pociąg czy samochód i stanąć fizycznie nieomal w miejscu, w którym w dzieciństwie byliśmy myślami. A nic nie daje większej wiary w siebie, jak spełnianie marzeń. Zwłaszcza tych z okresu dorastania, które niegdyś wydawały się nieosiągalne, ale nasz upór w dążeniu do celu zmienił to. Skoro można realizować marzenia, to dorośle brzmiące plany tym bardziej.
Nauczmy tego nowe pokolenia Polaków, oby nie było za późno…
powrót do indeksunastępna strona

3
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.