powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LVI)
czerwiec 2006

Krótko o…
Dorastanie w dyktaturze

Do komiksu Marjane Satrapi podchodziłem z rezerwą, mając na uwadze znane mi kino irańskie, zwykle ckliwie i nudziarsko opowiadające historyjki o chłopcach, którzy harują, by kupić siostrze buty, czy temu podobne. W końcu „Persepolis” jest autobiografią opisującą dzieciństwo spędzone w Teheranie. Komiks ten okazał się jednak miłym zaskoczeniem.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Persepolis #1: Historia dzieciństwa›
‹Persepolis #1: Historia dzieciństwa›
O ile jednak odnoszenie komiksu Satrapi do irańskich dramatów okazało się pomyłką, o tyle można znaleźć więź z filmami dokumentalnymi przedstawiającymi ciężkie warunki życia w tym kraju. „Persepolis” jest historią o dorastaniu i dojrzewaniu, która pokazuje rewolucję islamską oczami dziecka. Pokazuje ją z wnikliwością uważnego obserwatora, wyraźnie zaznaczając granicę pomiędzy dziecięcymi wyobrażeniami a rzeczywistością.
Główną siłą tego komiksu są obserwacje polityczne i społeczne. Autorka jasno i zrozumiale przedstawia zmiany, jakie zaszły w Iranie, akcentując momenty narastania fundamentalizmu. Pucze, przejmowanie władzy, aresztowania – od dawnych władców aż po wojnę z Irakiem. Przemiany polityczne są tłem i podstawą do ilustracji przemian społecznych. Represje, zakłamanie i hipokryzja, a pośród religijnych fanatyków – rzesza ludzi, którzy chcą zwyczajnie żyć, mieć prawo do zabawy, bez kontroli państwa i patroli religijnych, bez wymuszania określonych zwyczajów czy sposobu ubierania. Są to zarówno dorośli, którzy chcą czasem potańczyć i zagrać w karty, jak i dzieci, zafascynowane zakazaną kulturą amerykańską czy zagraniczną muzyką.
W jednym z epizodów rodzice małej bohaterki chcą jej przywieźć z wyjazdu do Turcji plakat zespołu Iron Maiden. W tym celu szmuglują go pod ubraniem. Normalnie nie przeszedłby kontroli celnej. Dzięki takim scenom Satrapi pozwala spojrzeć na obywateli współczesnego Iranu jak na niewolników religijnej dyktatury, a nie bandę islamskich fanatyków, świętych wojowników czekających tylko, by odpalić broń nuklearną i rozpocząć Jihad.
Przejmującej fabule towarzyszy stonowany czarno-biały rysunek. Wyraźnie widać, że jest on tylko narzędziem do opowiedzenia historii.
„Persepolis” ma to, co najlepsze w „Mausie” i „Calvinie i Hobbesie”. Nie brak temu komiksowi wnikliwości, a dodatkowym komentarzem są spostrzeżenia dziecka, które nie może zrozumieć tego, co się wokół niego dzieje. Czytelnik nie powinien mieć jednak problemu ze zrozumieniem wydarzeń w komiksie, ponieważ Satrapi zadbała, by nie wszystkim znaną historię współczesnego Iranu podać ciekawie i przejrzyście. „Persepolis” to znakomity komiks, po który każdy sympatyk narracji obrazkowej powinien czym prędzej sięgnąć.
Plusy:
  • historia Iranu
  • wrażliwość dziecka
  • przedstawienie irańskiej obyczajowości
Minusy:
  • nierewelacyjna kreska
  • na drugi tom przyjdzie zapewne nieco poczekać (acz mam nadzieję, że nie)



Tytuł: Historia dzieciństwa
Scenariusz: Marjane Satrapi
Rysunki: Marjane Satrapi
Wydawca: POST
Cykl: Persepolis
Data wydania: kwiecień 2006
Ekstrakt: 90%



Wiele hałasu na nic

Wielebny Jesse Custer ciągle szuka Boga, aby zapytać, czemu przestał się troszczyć o świat. Zdarzenia opisane w „Wojnie w słońcu” znacząco nie przybliżają go do celu.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹Kaznodzieja #10: Wojna w słońcu›
‹Kaznodzieja #10: Wojna w słońcu›
Najnowszy tom „Kaznodziei” składa się z dwóch części. Pierwsza, narysowana przez Snejbjerga, to historia kariery Herr Starra w organizacji Graal. Druga, zilustrowana przez Dillona, rozwija główny wątek cyklu. Znana z poprzednich tomów zasada, że wycieczki w przeszłość bohaterów wychodzą Ennisowi słabiej, znajduje potwierdzenie i tutaj.
Początek opowiadania o Herr Starze jest całkiem obiecujący. Niestety, niewiele więcej dobrego można powiedzieć o „Prywatnej wojnie”. Potem zarówno scenarzysta, jak i rysownik dość obficie raczą nas przeróżnymi wymiocinami i fekaliami wylewającymi się z kadrów i dialogów. Świat, do którego należą członkowie Graala, jest paskudny i odrażający. Warunki, które ukształtowały takie indywiduum jak Herr Starr, nie mogą być inne, ale forma, w jakiej nam je tutaj przedstawiono, niepotrzebnie dopasowuje się do nich. Do tego scenariusz zbyt często trąci banałem.
Historia opowiedziana w drugiej części prezentuje się na tym tle dużo lepiej, choć i ona majstersztykiem nie jest. Niemniej czyta się ją (i ogląda) z większym zainteresowaniem. Bohaterów odnajdujemy w rezerwacie Indian nieopodal słynnej Monument Valley. Custer próbuje po raz kolejny uzyskać bezpośredni dostęp do Genesis, na przeszkodzie stanie mu tym razem kilku nieproszonych gości. Dziać będzie się całkiem sporo, a i echa tego, co było najlepsze w pierwszych tomach „Kaznodziei”, będą gdzieś tam cicho pobrzmiewać. Tyle że skoro pustynia wokół, to i echo nietęgie. Większość z wydarzeń, które będą miały miejsce, bardziej wydłuża serię, niż wnosi do niej coś nowego. Może dwa lub trzy z nich zaowocują czymś w przyszłości, ale czy potrzeba było na to aż 180 stron i wybuchu nuklearnego?
Na czwartej stronie okładki wydawca zamieścił cytat ostrzegający, że kontakt z tym komiksem to jak spotkanie z grzechotnikiem. Będzie kąsał, póki mu zęby nie wypadną, a jego jad zostanie w ciele na długo. W momencie lektury nic nie poczułem… Czekałem tydzień, ale objawy dalej się nie pojawiły. Gadzina musiała stracić zęby i cały jad gdzieś na początku „Łowców”.



Tytuł: Wojna w słońcu
Tytuł oryginalny: War in the Sun
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Dillon, Peter Snejbjerg
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
Kolor: Grant Goleash, Pamela Rambo
Wydawca: Egmont
Cykl: Kaznodzieja
ISBN: 83-237-3184-5
Format: 240s. 170×260mm
Cena: 59,—
Data wydania: kwiecień 2006
Ekstrakt: 50%



A potem żyjesz dalej

Miało być ciekawie i ciekawie jest. Druga część „Ulotnych żyć” nie jest specjalnie radosna, ale też – jak słusznie zauważa Rozpacz – „nie można szukać Zniszczenia i nie ucierpieć”.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Sandman #14: Ulotne życia #2›
‹Sandman #14: Ulotne życia #2›
Już w pierwszej części Zniszczenie, zaginiony brat szukającej go Maligny, został ostrzeżony przed zbliżającymi się kłopotami. Nie będzie więc z mojej strony wielkim spojlerem, gdy zdradzę, że istotnie – zostaje odnaleziony. Bowiem nie samo odnalezienie stoi w centrum tej opowieści. Zniszczenie odszedł wszak z własnej woli, świadomie porzucając swe obowiązki. Dlaczego? Co w związku z tym? Co dalej? Oto tylko niektóre pytania, na które album przynosi odpowiedź.
Barwna galeria postaci – znajomych Snu – wciąż się powiększa. W albumie poznajemy Bast, kocią boginię starożytnego Egiptu, obecnie niemal doszczętnie zapomnianą, wegetującą gdzieś hen, głęboko w czeluściach swego sanktuarium.
Wejdziemy też, choć na krótko, do domeny Maligny, rozejrzymy się po jej fascynującym, gorączkowym świecie.
A skończymy tę wędrówkę kompozycyjną klamrą, wracając do oderwanej głowy Orfeusza, pilnie strzeżonej na jednej z tysięcy skalistych wysepek Morza Śródziemnego. I będzie to spotkanie brzemienne w skutki dla wszystkich jego uczestników, a i w naszej czytelniczej głowie pozostanie na długo.
Podtrzymuję swą opinię z recenzji pierwszej części „Ulotnych żyć” – to mój ulubiony album (mowa o obu częściach łącznie) z całej serii „Sandmana”.
Plusy:
  • nastrój
  • głębokie pytania i poważne odpowiedzi
Minusy:
  • mocno marginalna epizodyczność niektórych postaci



Tytuł: Ulotne życia #2
Tytuł oryginalny: Brief Lives
Scenariusz: Neil Gaiman
Rysunki: Dick Giordano, Vince Locke, Jill Thompson
Wydawca: Egmont
Cykl: Sandman
ISBN: 83-237-3089-X
Format: 112s. 170×260mm
Cena: 27,90
Data wydania: styczeń 2006
Ekstrakt: 80%



Koń jaki jest, każdy widzi

Samotny kowboj kolejny raz daleko od domu. Jak zwykle z kłopotami na karku.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Lucky Luke #41: Spadek dla Bzika›
‹Lucky Luke #41: Spadek dla Bzika›
Tytuł i okładka wydanego właśnie przez Egmont „Spadku dla Bzika” streszczają właściwie wszystko. Bzik, najgłupszy pies świata, zostaje spadkobiercą bajecznej fortuny. Ponieważ drugi w kolejce do spadku jest Joe Dalton, a lwia część dziedziczonych dochodów to zyski z budynków w chińskiej dzielnicy Virginia City, atrakcji nie zabraknie. Zarówno dla Lucky Luke’a, który ma dopilnować wykonania postępowania spadkowego, jak i dla czytelnika.
W albumie znajdujemy wszystko, co stanowi o sile serii Morrisa i Goscinnego. Inteligentnie skonstruowaną, obfitującą w zabawne sytuacje i dowcipne dialogi, a także pomysłowo zakończoną fabułę, migawki z dziejów zasiedlania Dzikiego Zachodu i gościnny występ historycznej postaci (tym razem jest to Mark Twain). A na końcu oczywiście przybywa kawaleria.
Jedynie Lucky Luke nie wypala ani razu z rewolweru – ewenement w przygodach kowboja strzelającego szybciej od własnego cienia.
„Spadek dla Bzika” to w oryginale 41., a u nas 16. (nie licząc tego, co ukazało się w „Na przełaj” i „Świecie Młodych”) album o przygodach Lucky Luke’a. Siłą rzeczy trudno spodziewać się w nim czegoś nowego. Ci, którzy lubią ten typ humoru, na pewno się nie zawiodą. Inni maja już i tak wystarczająco smutne życie.



Tytuł: Spadek dla Bzika
Tytuł oryginalny: L'héritage de Rantanplan
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Morris
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Wydawca: Egmont
Cykl: Lucky Luke
ISBN: 83-237-3185-3
Cena: 22,90:
Data wydania: kwiecień 2006
Ekstrakt: 80%



Wydrapywanie światła w mroku

„Exit” Tomasa Otta to ostro zakręcone, psychodeliczne historyjki dosłownie wydrapane z plansz obficie spływających czernią. W sam raz do czytania w pokoiku opuszczonego motelu przy rzadko uczęszczanej autostradzie gdzieś w południowej części USA, z the Misfits lub jakimś psychobilly w tle.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Exit›
‹Exit›
Komiksy Otta to opowieści zduszone, zabarwione gorzkim i cynicznym humorem oniryczne mini-przypowieści o ludzkiej niegodziwości oraz wyjątkowo okrutnych żartach, jakich nie przestaje nam płatać los. Krótkie, nastrojowe, często trącące surrealizmem historyjki, które zawsze kończą się źle, a często też brutalnie, co nie znaczy, że nie zabawnie. „Exit” to niemal 180 stron skondensowanego, pozbawionego dialogów obłędu w czerni i bieli. Jeśli wierzyć słowom Otta z wieńczącego album wywiadu – że komiksy to dla niego forma odreagowania i egzorcyzmu – to raczej strach z tym facetem znaleźć się w jednym pomieszczeniu sam na sam (przynajmniej jeśli nie będzie miał możliwości ciśnięcia jakiegoś komiksu dla zluzowania ciśnienia).
„Exit” to jednak nie tylko ostro zakręcone, psychodeliczne historyjki, ale także świetnie oddająca ich klimat strona graficzna. Ott, jak na gościa o ostro popieprzonych pomysłach przystało, nie jest przecież normalnym rysownikiem. Swoje chore wizje uwiecznia bowiem za pomocą scratchboardu, wydrapując białe linie z obficie oblepiającej jego komiksy czerni.
Ze względu na specyficzny, niszowy klimat jego komiksów, Ott jest autorem godnym polecenia każdemu sympatykowi komiksu undergroundowego. Na pewno pod mocnym wrażeniem prac tego autora będą miłośnicy Maxa Anderssona, Charlesa Burnesa i Marka Turka. W pewnym sensie styl Otta jest wypadkową ich styli, podtopionym dodatkowo w hitchcockowskim suspensie. Godne też oryginalnego twórcy jest świetne wydanie – ten opasły, ciężkawy zbiór aż miło trzyma się w ręku, a grube stronice wypełnione nasyconą czernią przewraca się z lubością…
Polskie wydanie „Exit” zawiera w sobie trzy oryginalne albumy Otta: „Tales of Error”, „Greetings from Hellville” i „Dead End”.
Plusy:
  • oryginalna i ciekawa kreska (a raczej zdrapka)
  • duszny klimat i wynaturzone poczucie humoru
  • komiks niezależny pełną gębą
Minusy:
  • komiks niezależny pełną gębą
  • 39.90 może zaboleć, ale cóż, takie wydanie…



Tytuł: Exit
Scenariusz: Thomas Ott
Rysunki: Thomas Ott
ISBN: 83-921407-7-X
Format: 176 s., 170x235
Cena: 39,90
Data wydania: marzec 2006
Ekstrakt: 70%



Robinson w białym pancerzu

Drugi zeszyt komiksu „»Generał« Skywalker” przynosi zakończenie historii… Zakończenie, które średnio inteligentny czytelnik niestety jest w stanie odgadnąć już niemal na pierwszej stronie.
Zawartość ekstraktu: 30%
‹Gwiezdne wojny: „Generał” Skywalker #2›
‹Gwiezdne wojny: „Generał” Skywalker #2›
W recenzji pierwszego zeszytu napisałam, że akcja rozwija się tak powoli, że pewnie będzie to bardzo długa historia. A tu niespodzianka – druga część kończy całą opowieść. Jest dużo strzelania i biegania, ale zasadniczą akcję dałoby się zamknąć w kilku obrazkach. Miałam nadzieję na jakieś rozterki moralno-polityczne odnalezionego klona, konflikt lojalności, te rzeczy, tymczasem wszystko zostaje rozwiązane prościutko i bezboleśnie (no, pomijając postrzał z miotacza w ramię ^__6).
Rysunki – autorstwa już tylko jednej graficzki, nie dwóch – wydają mi się słabsze niż w poprzedniej części. Będąca tłem kadrów dżungla jest płaska i wygląda raczej jak jakiś zagajnik, niekiedy też Nicola Scott ma problemy z uchwyceniem proporcji postaci – widać to szczególnie w poziomym kadrze na stronie 14, gdzie zbyt duże głowy wyrastają z korpusów pod nieco dziwnymi kątami (dodatkowo oświetlenie sąsiadujących ze sobą postaci pochodzi chyba z różnych źródeł, przez co rysunek sprawia wrażenie kolażu przypadkowo powycinanych zdjęć).
Ogólnie rzecz biorąc, druga część komiksu rozczarowuje w stosunku do pierwszej, która nie była może genialna, ale niosła nadzieję na historyjkę mniej banalną, niż się okazało.
Plusy:
  • czytelne kadry
  • to już ostatnia część
Minusy:
  • przewidywalna puenta
  • słabe rysunki



Tytuł: „Generał” Skywalker #2
Tytuł oryginalny: “General” Skywalker #2
Scenariusz: Ron Marz
Rysunki: Nicola Scott
Wydawca: Mandragora
Cykl: Gwiezdne wojny
ISBN: 83-89698-94-3
Format: 24s. 170×260mm; kolor
Cena: 5,—
Data wydania: marzec 2006
Ekstrakt: 30%
powrót do indeksunastępna strona

82
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.