powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LVIII)
sierpień 2006

Wkręć Żarówkę, proszę
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Ilustracja: <a href='mailto:cydienne@tlen.pl'>Joanna Petruczenko</a>
Ilustracja: Joanna Petruczenko
• • •
– Wełniane – burknęła Ulka, niejasno przeczuwając, że w tym świecie polerowanego drewna, stali i szkła babcine wełniane skarpetki będą strasznie śmiesznie wyglądać. Nagle bardzo do nich zatęskniła i pociągnęła nosem.
• • •
– Takie prawdziwe? – Gosia aż sapnęła z zachwytu. – Babcia Leokadia takie miała…w paski, kolorowe, mięciutkie jak owieczka…
Gosi strasznie zabrakło babci Leokadii, która musiała wyjechać w daleką podróż i dlatego jej dom na wsi jest teraz zamknięty. Babcia pachniała lipą i robiła w lecie twarożek z miętą… i okłady robiła… to znaczy jak było trzeba.
Chlipnęła otwarcie raz i drugi, a w nosie jej strasznie zaczęło bulgotać.
• • •
Ulka zauważyła, że piwne oczy Żarówki robią się szklane i mokre, i nos się robi czerwony…
– Takie prawdziwe – wysapała, a potem sama wytarła nos w rękaw. Mało elegancko, ale skutecznie.
Przymknęła oczy i skupiła się, starając się poprzestawiać w myślach cyferki. Pani Misia uczenie nazywała je kokordynatami, ale dla niej, Ulki, to zawsze były cyferki.
• • •
Gosia czuła, że rozmazała sobie czekoladę na twarzy, szczególnie koło oczu, które tarła z zapałem. Chlipnęła dzielnie ostatni raz i klapnęła na podłogę, żeby pomyśleć, jakie ciężkie jest życie po wyjeździe babci Lodzi. Wcale się nie zdziwiła, gdy zobaczyła koło siebie trochę przezroczystą, jasnowłosą dziewczynkę.
– Wiedziałam, że to musisz być ty – powiedziała oskarżycielskim tonem, jakiego zwykle używała jej mama i który tak świetnie działał na tatę.
– Ja? – przezroczyste coś się zdziwiło i wytarło raz jeszcze nos w rękaw. Ani jedno, ani drugie nie grzeszyło czystością, jakby powiedziała babcia Janina.
– No ktoś musiał być… W tych sprawach ja się nie mylę – Gosia pokiwała palcem i uniosła lekko do góry lewą brew, zupełnie jak ciocia Basia, gdy ostrzegała mamę przed jakąś Harpią z biura taty. Ani ciocia, ani mama nie powiedziały, kto to jest Harpia, a tata strasznie się zaczerwienił i dał jej 100 zł, każąc namalować dla mamy coś ślicznego… ale gest się Gosi spodobał. Dorosły taki był.
– No to ja byłam.
– No ja wiem.
Pokiwały obie głowami, myśląc o nieuchronności losu.
– Jestem Gosia. – Dziewczynka wyciągnęła nieśmiało rękę i czekała na odpowiedź.
– Ja jestem Ulka. Wiesz co… a można by tak bez uścisków? Strasznie gorąca jesteś… jak dla mnie… to trochę… nieprzyjemne…
Gosia zaczerwieniła się i sapnęła ze złości, ale nagle przypomniała sobie uczucie chłodu, jakby była pod prysznicem i jakby zgasł piecyk, i zaczęła lecieć na nią zimna woda… TO dopiero było nieprzyjemne, a to samo przecież poczuła, gdy dotykała ściany… Wzruszyła ramionami, żeby nie było, że tak łatwo się poddaje.
– Nie zależy mi w sumie, wiesz?
Ulka pokiwała głową.
– Mam na imię Ulka.
Gosia uprzejmie i, jak powiedziała sama sobie, z gracją skinęła głową.
– Dlaczego powiedziałaś do mnie „sprzęcie domowy”? Kto ty jesteś tak w ogóle? Kto cię wychował, żeby tak bez pukania do cudzego domu… – poczuła się jak babcia Janina i nieco zmieszana umilkła.
– Jak to bez pukania? Elektrownia dała namiar na ciebie, powiedzieli, że jesteś Żarówką, więc cię podłączyłam, bo babka od rana mówiła, że chce cerować, a jak babka mówi… to mówi. No to cię podłączyłam, jak elektrownia dała te… no…konkordaty, tylko zapomniałam cię wkręcić, a ty biegałaś i światło biegało, i babka była wściekła, i nie mogła nic zrobić i kazała cię wkręcić jak należy – Ulka starała się skończyć jak najszybciej, bo bała się, że jej braknie powietrza.
Gosia siedziała oparta o ścianę z lekko otwartą buzią.
– Jaka elektrownia? Jaka żarówka? To jest żarówka – umorusanym palcem pokazała na sufit, gdzie w eleganckiej lampie paliło się kilka energooszczędnych żarówek.
Ulka pokręciła głową.
– Elektrownia kazała ciebie wziąć.
Gosia poczuła, że kończy się jej święta cierpliwość.
– Niczego nie będziesz brała!!!!!
– Ale – Ulka szepnęła cichutko – ty już cały dzień świeciłaś u nas, dopóki babka się nie wściekła na to, że tak gonisz strasznie.
Gosia wzięła do ust koniec cieniutkiego warkoczyka i zaczęła go gryźć. Ulka tak nie mogła, bo miała jasne włosy przycięte równiutko z uszami, na pazia. To pewnie dlatego tak lubiła kokardy i wstążki. Ale babka mówiła, że ona nie ma zdrowia do czesania i fryzowania, mycia, i w ogóle tych głupot. Westchnęła.
– Czekaj, czekaj… – Gosia zamyśliła się – a ty jesteś w ogóle człowiekiem?
– No wiesz – Ulka wyglądała na autentycznie oburzoną. – No wiesz?! Ja jestem duchem, moja miła, czystej plazmy duchem, z uczciwej i porządnej rodziny. – Dokładnie tak samo jej babka rugała wiecznie pijanego weterynarza, który kiedyś wieczorem wyśpiewywał głupoty pod oknami jej chałupy.
Gosia popatrzyła na nią uważnie.
– Na co umarłaś?
Ulka zakaszlała nagle.
– Co? – wrzasnęła. – Jakie umarłam? Co umarłam? Co ty opowiadasz w ogóle?
Gosia po raz pierwszy miała raczej niewyraźną minkę.
– No, bo jak się jest duchem, to się było człowiekiem, a potem się umarło… – powiedziała niespokojnie.
Ulka zachichotała podniesiona na duchu poziomem edukacji. Uffff. Nie tylko ona nie uważa na lekcjach.
– Skąd ci to przyszło do głowy? Czego was w tej szkole uczą? – zadała znane jej na pamięć ulubione pytanie jej babki.
– W szkole nas nie uczą o duchach – powiedziała Gosia z odrobiną smutku. – W ogóle to nie jestem w szkole, tylko w zerówce – dodała jeszcze ciszej i jakby ze wstydem.
– Tak. To by się zgadzało – powiedziała Ulka, choć nie wiedziała, co to była ta „zerówka”, o której mówiła Gosia.
– Film taki widziałam. O duchach. – Gosia wzdrygnęła się na wspomnienie okropnych scen, a Ulka na razie nie czuła się na siłach tego rozplątywać. Gosia, korzystając z milczenia, zadała kolejne pytanie:
– Kto ci dał takie imię? Urszula jest niemodne już strasznie.
Ulka pociągnęła nosem.
– Nie mam na imię Urszula, tylko Ultima. A imię dała mi babka, nad kołyską.
– Nad czym? – nie wytrzymała Gosia, mimo że myślała, że po „Ultimie” nic ją już nie zdziwi.
– Nad kołyską. Nie wiesz, co to jest?
Gosia pokręciła głową.
– Dziecko w tym śpi i się je huśta.
– Wózek?
– Wózek? – Ulka pokręciła głową – chyba nie… – Wyciągnęła przed siebie rękę i na błyszczącej podłodze namalowała najlepszą, jaką umiała kołyskę. Ta, namalowana jakby skroploną parą wodną, szybciutko się rozwiała, zostawiając Gosię w stanie totalnego zaskoczenia.
– Taaak. Widziałam w książce… I co z tym imieniem? – Gosia nie odpuszczała, bo jak mówił nie raz wujek Rysiu, nachylając się do taty: „Kobiety w tej rodzinie są jak bulteriery, jak już raz się czegoś uchwycą, to nie popuszczą za skarby świata”. „No właśnie puszczą za skarby świata” – odpowiedział mu raz tata i mama się nie odzywała trzy dni. Gosia pamiętała to doskonale, bo strasznie się jej podobały perfumy, które tatuś potem mamie kupił.
– No babka mi je nadała, imię niby, bo powiedziała, że muszę być już ostatnim nieszczęściem, jakie spotyka tę rodzinę, a kowal powiedział, że takie nieszczęścia są w każdym pokoleniu i dzięki temu jeszcze świat się kręci, i w ogóle to całkiem miły dzieciak i zobaczymy, co z niego wyrośnie, a babka powiedziała mu, żeby się nie wymądrzał, tylko naprawił drzwiczki w piecu, bo nie ma jak obiadu ugotować.
– I ty to pamiętasz? – Gosia była wstrząśnięta, nawet nie tyle samą opowieścią, co…samą opowieścią.
– No przecież ci mówię, że to było nad kołyską. Wszystko słyszałam. – Ulka wzruszyła ramionami.
– Aha… – Gosia postanowiła to przemyśleć.
– No ja jestem Żarówką… – powiedziała, kończąc obgryzanie brudnego paznokcia. – E… no wyluzuj troszkę – Gosia powstrzymała się przed poklepaniem swojego gościa po ramieniu. – Oprzyj się wygodnie.
– Nie mogę.
– No coś ty, babci Janiny nie ma, można się opierać o co chcesz.
– Nie mogę się opierać o ściany… ja przez nie przechodzę. – Ulka pokazała jak jej przezroczysta ręka powolutku zagłębia się w ścianę pomiędzy nią a Gosią…
Suuuuper – jęknęła Gosia z zachwytu patrząc na koleżankę. – …A dlaczego nie zapadasz się w podłogę?
Ulka popatrzyła na nią z oburzeniem.
– No nie, przecież jest różnica między ścianą a podłogą. Nie widzisz? – powiedziała takim tonem, że Gosia nie odważyła się powiedzieć… że w zasadzie to nie widzi. Postanowiła jednak odłożyć zgłębienie tej sprawy na później.
– A ja jestem Żarówką, tak? – w jej głosie pojawiła się łatwa do wychwycenia nutka rozżalenia.
– Ciesz się, że nie napędzasz młockarni jak są żniwa. Wtedy dopiero się dzieje. Albo pralki, jak trzeba wyprać koszulki chłopaków po meczu. – Ulka popatrzyła na Gosię, jakby ta nie mogła zrozumieć swojego szczęścia.
– Ale … ale jak to tak? – dziewczynka była wyraźnie wstrząśnięta i Ulce zrobiło się jej żal. Przybrała uczoną minkę, starając się wyglądać jak pani Misia, wtedy gdy uczy ich jak ustawiać mosty energetyczne i obliczać koko… konkordaty połączeń…
– No bo wiesz… my i wy żyjemy na innych poziomach energetycznych…
– Na czym?
Ulka zastanowiła się.
– My jesteśmy zimni, a wy ciepli. Jak chcemy coś zrobić, do czego nam potrzebny prąd, energia… czerpiemy ją od was.
– Jak wampiry – jęknęła zachwycona Gosia.
Ulka popatrzyła na nią z oburzeniem.
– Oj dałaby ci babka za takie brzydkie słowa, oj dała – z dezaprobatą potrząsała krótko ostrzyżoną czuprynką.
– Ale, ale ja nic nie powiedziałam – Gosia wygięła buzię w podkówkę, niepewna, czy jej nowa koleżanka się nie obrazi i nie pójdzie sobie.
– Ej, nie rycz, każdemu się zdarza.
Posiedziały przez chwilę w milczeniu.
– Sama jesteś? – zapytała po chwili zaciekawiona Ulka. – Mnie babka zawsze każe się bawić z dziećmi akurat jak chcę posiedzieć w spokoju.
– Nieeeee – Gosia brodą wskazała na zamknięte drzwi pokoju, pod którymi leżała porzucona hulajnoga.
– Janusz mnie pilnuje.
– Janusz?
– Mój starszy brat.
Ulka pokiwała głową.
– I nie będzie się złościł? – tym razem Ulka brodą pokazała na porozrzucane zabawki, plamy, rysy na podłodze, kredki, nie mówiąc o hulajnodze smętnie czekającej na zainteresowanie.
– Januszek nie zauważa niczego, co nie ma przycisku enter – powiedziała poważnym tonem, w oryginale należącym do babci Janiny.
– Co to znaczy? – zapytała Ulka.
– Nie mam pojęcia. Ale wszyscy tak mówią, a my się nie mylimy.
– To chyba wy jesteście spokrewnieni z moją babką. Ona też się nie myli – Ulka sapnęła. Wstała, otrzepała spódniczkę i odgarnęła włosy z policzka.
– Miło mi było. Muszę iść, bo babka nie da mi placka z rabarbarem, a ja strasznie go lubię.
Gosia pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Wolę ze śliwkami, ale wiem, co czujesz. – To samo mówiła jej mama cioci Józi, jak ta przyszła i powiedziała, że koleżanka kupiła sobie identyczną sukienkę jak ona i, co skandaliczne, odważyła się przyjść w niej do pracy.
– Możesz… hmm – Ulka była wyraźnie speszona – możesz, uch… posiedzieć chwilę i się nie wiercić? Niech babka skończy cerowanie…
Gosia wzruszyła ramionami.
– Pewnie, że mogę… A jak to robicie… to wkręcanie?
– Wkręca się tylko Żarówki, Pralki się podłącza… ― Ulka zastanowiła się. – Większość urządzeń się podłącza – powiedziała sama do siebie.
– No dobrze, ale jak to robicie, że się nie wiercą… nie wiercimy… – poprawiła się natychmiast.
Ulka popatrzyła na nią nierozumiejącym wzrokiem.
– Wymyśliliśmy wam telewizję – powiedziała i wolniutko zaczęła niknąć.
– Czekaj!!!!!!!! Rozdarła się Gosia – A skąd będę wiedzieć, że już mogę?
– Będziesz, będziesz…
• • •
Gosia mruknęła coś niezrozumiale i zabrała się z energią za kolorowanie rysunków z jakimiś idiotycznymi kaczuszkami, żabkami, samochodzikami i innymi do niczego niepodobnymi labiryntami. Sama nie wiedziała jak i kiedy rysowanie ją wciągnęło… a kiedy po jakimś czasie drzwi do pokoju Janusza się otwarły i, potykając się o hulajnogę, jej brat wyszedł z nory zwanej jego pokojem, popatrzył na nią i na bałagan z dezaprobatą i powiedział:
– Może byś już poszła spać?
Gosia po prostu wstała i wyszła. Ulka miała rację. To się wie, po prostu. Się wie, kiedy babka kończy cerować skarpety.
powrót do indeksunastępna strona

8
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.