Trochę się rozkręciło. Pierwszy dzień po otwarciu i już jeden świetny film, jedno pozytywne zaskoczenie i kompletny niewypał. Średnia jest dobra, bo we wcześniejszych edycjach zazwyczaj były same niewypały albo niewypał i całkowity przeciętniak. Należy się zatem radować i mieć nadzieję, że kolejne dni będą jeszcze lepsze, a na to się zanosi. Nastał lepszy okres. Pogoda jest trochę chłodniejsza, choć nadal piekielnie gorąca. Do Wrocławia zjeżdżają się ludzie i wylewają powoli na ulicę, a w kinach pojawiają się lepsze filmy. Jest też sporo gości, z którymi bez problemu można porozmawiać oraz pochwalić lub skrytykować ich dzieła. Era Nowe Horyzonty powoli staje się polskim Cannes, bo wielkie gwiazdy przechadzają się po deptakach. Nie chciałbym, żeby wyszło, że skaczę z kwiatka na kwiatek i wczoraj krytykowałem, a dzisiaj chwalę festiwal. Wyjaśnienie jest jedno. Wczoraj było źle, dzisiaj jest dobrze, a jutro może być jeszcze inaczej.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dave Chappelle’s Block Party Dave Chappelle może być znany w Polsce – jeśli w ogóle – praktycznie tylko ze swojego występu w „Żółtodziobach”. Nie jest jednak postacią powszechnie kojarzoną, a jego kariera komika nie utrwaliła się w świadomości naszych rodzimych widzów. W Ameryce należy on jednak do czołówki. Paleta jego dowcipów zbliżona jest do humoru Chrisa Rocka, choć Chappelle zdaje się mniej ograniczać jeśli chodzi o tematy tabu i jest silniej osadzony w afroamerykańskich klimatach muzycznych. „Dave Chappelle’s Block Party” jest właśnie ujściem jego melomańskich pragnień i marzeń. Rzucony mimochodem pomysł przeistoczył się w wielkie widowisko. Chappelle postanowił zaangażować wszystkich swoich znajomych muzyków do wzięcia udziału w niebywałym koncercie. Dzięki kilku radom Michela Gondry’ego (który całość później z Ellen Kuras zarejestrował na kamerze) koncert stał się niesamowitym przeżyciem, chciałoby się nawet powiedzieć, że ekstraordynaryjnym. Komik – w wielkiej tajemnicy – zaprosił wszystkie gwiazdy, znalazł miejsce i opłacił wszystko swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi. Sekretu nie dało się długo ukryć. Media dowiedziały się o tym kulturalnym epizodzie (bardziej pasowałoby chyba epizodzisko) i darmowa reklama poszła tym samym w świat, całe Stany Zjednoczone ale przede wszystkim sam Nowy Jork. Tam koncert się odbył, ale nie w planowanym Central Parku, a w rodzinnej dzielnicy wielu artystów związanych z kulturą czarnych, czyli Brooklynie. W jednej ze scen Lil’ Cease opowiada o mieszkańcach Brooklynu, wymienia kolejnych raperów i wskazuje palcem miejsca, gdzie kiedyś mieszkali. Miłośnicy amerykańskiego rapu od razu wejdą w dialog z filmem Gondry’ego, bo takich momentów jest mnóstwo. Kanye West wykonujący utwór „Jesus Walks” z orkiestrą złożoną z samych czarnoskórych muzyków, na środku jednego z biednych osiedli. Świetna jest też tyrada Wyclefa Jeana o dumie czarnych, ale i ich wstecznym rasizmie. Nabardziej zaskakującym i wzruszającym kawałkiem filmu jest natomiast występ The Fugees, dla których był to pierwszy wspólny koncert po ośmiu latach od rozpadu zespołu. No ale to w dalszym ciągu nie wszystko. Erykah Badu na jednej scenie z Jill Scott w repertuarze The Roots oraz ta sama Badu wykonująca z Commonem bardzo osobisty utwór dla tej dwójki. Można takie sceny wymieniać w nieskończoność, ale streszczanie całego dokumentu nie ma sensu, a przyznaję z czystym sercem, że wymieniając najlepsze momenty mogłoby do takiej sytuacji dojść. Gondry nie ograniczył się oczywiście tylko do elementów koncertowych, a zarejestrował najważniejsze etapy przygotowań i sporo ciekawych zjawisk, które sytuacja wywołała. Pomiędzy wstawkami muzycznymi znalazło się też miejsce dla samego Chappelle’a, który robi to, co umie najlepiej, a mianowicie rozśmiesza. Robi to doskonale. Już niektóre pomysły na żarty są przekomiczne, a ich wykonanie tak dowcipne, że mucha nie siada. Komik opowiada takie rzeczy, że dziwnym zaczyna być, iż ten facet nie siedzi jeszcze w więzieniu za polityczne ataki, obrazy moralne i gardzenie wszystkimi świętościami. Zaprawdę świetne jest to widowisko, ale niestety należy przyznać, że trochę hermetyczne. Zagraniczni entuzjaści chwalili Gondry’ego za zrobienie dokumentu dla mas, a nie dla wąskiego środowiska. Dla mas nie będzie to jednak dokument o koncercie, a pewnego rodzaju fabuła o osiągania swoich celów i próbie tworzenia rzeczy wielkich, historycznych. Spora część niezaznajomionej z powyższą kulturą może oglądąć „Dave Chappelle’s Block’s Party” bez zgrzytania zębami, ale emocje tychże nie sięgną nigdy zenitu. Moje sięgnęły i dlatego chciałbym, by ten dokument… ta fabuła trafiła do polskich kin. Marzenie ściętej głowy.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zawsze mnie zastanawia, jakim cudem w takim filmie znalazło się miejsce na funkcję producenta. Jak ktoś mógł się zachwycić tak idiotycznym scenariuszem i jeszcze podjąć się zadania doprowadzenia do jego realizacji? „Droga Molly” to substytut filmu, jego marna imitacja. Ta niemiecka produkcja, której akcja dzieje się w Wałbrzychu, jest irytującą próbą pokazania historii miłosnej osadzonej w krajobrazie biednej, śmierdzącej i brudnej „Polski B”. Reżyser Emily Atef najwidoczniej nie była nigdy w Polsce, ale styl w jakim ten kraj pokazuje wyraźnie wskazuje na to, że zna go z negatywnie przerysowanych opowieści właśnie polskich twórców. Tak więc w Wałbrzychu wszystkie budynki są bliskie zawalenia się, mury są odrapane a miejsce trawy zajmują kilometrowe powierzchnie błota. Ludziom też nie udaje się poprawić średniej. Nie dość, że aktorka odgrywająca główną rolę (Mairead McKinley) wygląda jak połączenie Samanthy Morton i najbrzydszego człowieka świata, to cała reszta aktorów zbytnio od niej nie odstaje, a jeśli odstaje to charakteryzacja robi swoje. Jedynie Jan Wieczorkowski błyszczy swoją telenowelowatą urodą, której wyjątkowo nie dało się skazić „brudnym” makijażem. Każda postać pojawiająca się w filmie to wrak człowieka, wykolejeniec z wielkimi problemami bez żadnych perspektyw. Złomiarze mają twarze wysmarowane smołą i potrafią rzucić tylko krótkie „spierdalaj”, jakby pracowali na drugą zmianę jako kominiarze i wychowywali się na filmach Pasikowskiego. Górnicy natomiast – ci legalni i ci nielegalni – są kompletnymi gburami i alkoholikami, patrzącymi na wszystkie kobiety z pożądaniem typu „daj mi dupy, dziwko”. Po dłuższym zastanowieniu, to nie ma się czemu dziwić, bo prawie wszystkie niewiasty dorabiają tutaj jako prostytutki. W takie środowisko wchodzi właśnie dziewczyna z Irlandii, Molly (urodą pasuje idealnie). Przyjedża do Polski, by znaleźć ukochanego i staje się oczywiście ofiarą wielu nieporozumień, bo kultury i języka kompletnie nie zna. Poznaje więc wszystkich tych zniszczonych ludzi, ogląda rozpadające się miejsca i snuje się po całym Wałbrzychu. Cel niby ma ale pozorny, bo w rzeczywistości do niczego tu nie dochodzi. Nie dochodzi, bo każda kolejna scena jest jeszcze większym pretekstem. Pretekstem do czego? Tego nie wiadomo, bo fabuła rozłazi się na wszystkie strony, gubi się straszliwie w tym wizualnym syfie a cel okazuje się kompletnym nieporozumieniem. Przyzwyczaiłem się już, że polscy reżyserzy umiejscawiają Polskę w dupie, ale przeraża mnie, że niemieccy twórcy wpychają ją jeszcze głębiej.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwsze pozytywne zaskoczenie, które w finalnym rozeznaniu okazuje się jednak zawodem. Gruziński reżyser w służbie Francji w swoim debiucie zdołał stworzyć świetny nastrój i nawet udało mu się utrzymać tenże do samego końca. Widać niestety, że Gela Babluani jest debiutantem i jeszcze nie potrafi zdystansować się do opowiadanej przez siebie historii. Widać u niego wiarę we własne możliwości, co w przyszłości może zaowocować, ale na daną chwilę trochę drażni. Babluani stylizuje swój film na wczesne produkcje kina noir, ale zapomina tę stylizację choć trochę unowocześnić i tym samym pozbyć się całego mnóstwa elementów niezamierzenie śmiesznych. Kilkunastosekundowe ujęcia skupionych twarzy, charakterystyczne – w niektórych sytuacjach kompletnie odrealnione – oświetlenie i całkowita (prawie) rezygnacja z montażu twardego. Twórca nie chciał pójść w pastisz i nawet nie mógł, bo w końcu fabuła okazuje się na tyle poważna, że dowcip raczej by nie wypalił. Babluani zbudował intrygującą historię, która rozwija się przez dobre 40 minut i nawet zaskakuje. Napięcie budowane jest poprawnie, a atmosfera przytłacza. Przez większość filmu nie można dociec, co za chwilę się stanie i o czym może opowiadać całość. Kiedy spora część tajemnicy staje się jasna, napięcie nie spada a kilka zgrabnych pomysłów znacznie je podbija. Wyjawienie całości jednak zawodzi. Ma tu miejsce identyczna sytuacja, jak z niedawnym „Stay”, gdzie na milimetrze kwadratowym taśmy znajduje się ogromna ilość fabularnych zagadek, które w finale okazują się niewyobrażalnie błahe. „13” na pewno jest filmem, który warto obejrzeć, ale też takim, który nie może w pełni zachwycić. Jak przez cały seans miałem wrażenie, że całe to markowanie wątków i wszystkie pozornie bezsensowne dialogi mają głębszy sens oraz są zaplanowaną koncepcją reżysera, to po wyjściu z kina nie mogłem pozbyć się myśli, że Babluani pisał scenariusz na poczekaniu i wrzucił niektóre elementy, by stężenie fabularnego mętliku było odpowiednio wysokie. Na szczęście to połączenie kina noir z „Fight Clubem” i „Grą o przeżycie” bardziej zaskakuje i emocjonuje, niż drażni i śmieszy. Z niecierpliwościa będę czekał na kolejny film Babluaniego.
Cykl: Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty Miejsce: Wrocław Od: 20 lipca 2006 Do: 31 lipca 2006
Tytuł: Dave Chappelle's Block Party Tytuł oryginalny: Dave Chappelle's Block Party Reżyseria: Michel Gondry Scenariusz: David Chappelle Obsada: David Chappelle, Erykah Badu Kraj produkcji: USA Data premiery: 2005 Czas projekcji: 103 min. Gatunek: dokumentalny, komedia Ekstrakt: 80%
Tytuł: Droga Molly Tytuł oryginalny: Molly's Way Reżyseria: Emily Atef Obsada: Mairead McKinley, Ute Gerlach, Geno Lechner Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: Niemcy Data premiery: 22 września 2006 Czas projekcji: 84 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 10%
Tytuł: 13 Tytuł oryginalny: 13 (Tzameti) Reżyseria: Géla Babluani Scenariusz: Géla Babluani Kraj produkcji: Francja, Gruzja Data premiery: 2005 Czas projekcji: 86 min. Gatunek: thriller Ekstrakt: 60% |