Jeszcze parę dni temu powiedziałbym, że już nie mogę się doczekać końca festiwalu. Teraz jednak chciałbym, żeby trwał dłużej. Pod koniec zaczęły pojawiać się świetne filmy i aż żal opuszczać Wrocław, kiedy forma wyraźnie się podwyższa. Wczoraj "Kajman". Dzisiaj "Tristram Shandy - wielka bujda", a w kolejce czeka "Paradise Now", "Lot 93" i "Wiatr buszujący w jęczmieniu". Końcówka festiwalu szykuje się naprawdę świetnie i już nie mogę się doczekać powyższych filmów. Szkoda, że tak dobrze nie było codziennie, choć gdyby nie było złych filmów, to nie mógłbym docenić tych wyjątkowych, a niekiedy i znakomitych. Wreszcie zaczynam być dumny, że jestem we Wrocławiu i uczestniczę w festiwalu Era Nowe Horyzonty. Ale nie będę już słodził, bo znowu narobię sobie nadziei i spotka mnie wielki zawód. Wazelinę zachowam zatem na ostatni dzień, jeśli w ogóle. Dzisiaj wyjątkowo opiszę jeden film, a jutro, w nagrodę, aż trzy. Zapraszam.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
TRISTRAM SHANDY - WIELKA BUJDA Uważa się, że przeniesienie na ekran powieści "Życie i myśli Tristrama Shandy′ego" Laurence′a Sterne′a jest rzeczą prawie niemożliwą. Te "prawie" postanowił wykorzystać Michael Winterbottom i podjął się ekranizacji książki. Wiedział, że to zadanie karkołomne, więc stworzył coś w rodzaju filmowego żartu i nawet nie chciał próbować idealnie adaptować. Jego "Tristram Shandy - wielka bujda" to mistrzostwo narracji i maksymalne wykorzystanie filmu jako medium, którym opowiada się historie. Jest to jedno wielkie filmowe szaleństwo. Steve Coogan, na przykład, wciela się tutaj w Tristrama Shandy′ego, ale także gra siebie i w pewnym momencie nawet stwierdza, że może zagrać Waltera Shandy, czyli ojca Tristrama, bo ci byli do siebie podobni. Oglądamy więc losy książkowego bohatera, ale też obserwujemy jak aktorzy przygotowują się do roli i rozmawiają w garderobie, jak powstają niektóre sceny i śledzimy wszystko to, co dzieje się za kamerami. Koncepcja jest świetna, a dzięki temu sam film ogląda się znakomicie. Zawsze myślałem, że Michael Winterbottom jest strasznym bucem, ale tak samo, jak Lars Von Trier w "Pięciu trudnościach", tak i twórca "9 Songs" udowodnił tutaj, że jest człowiekiem z ogromnym dystansem do siebie, swojej twórczości i całego środowiska filmowego. W niesamowity sposób "Tristram Shandy - wielka bujda" prowadzi widzów za kulisy produkcji filmowej, zdziera kotarę oddzielająca to, co za kamerą, od tego, co przed kamerą i naigrywa się bardzo z tych wszystkich rzeczy, które za zasłoną się znajdują. Steve Coogan, w roli podobnej do tej z "Kawy i papierosów", drwi z gwiazdorstwa, próżności sławnych ludzi i siebie samego. Gra jak z nut, sypie dowcipami i wzbudza ogromną sympatię, choć kreowane przez niego postaci do końca sympatyczne nie są. Sceny przedstawiające kolaudacje nakręconego materiału i późniejsze narady ze scenarzystą najbardziej obnażają sposób, w jaki podchodzi się do tworzenia filmów. Bitwa wyszła żałośnie, to bierzemy inną wersję scenariusza (przy czym jest ich kilkanaście), w której nie ma ani jednego motywu wojennego. Nie dostosowuje się warunków do wizji, a całkowicie poddaje się temu, co zastane. "Tristram Shandy - wielka bujda" to bardziej cyniczna, śmieszniejsza i po prostu lepsza wersja kultowego już "Kaskadera z przypadku" Richarda Rushu. Na dokładkę angielski humor w najlepszym wydaniu i kilka zaskakujących motywów surrealistycznych (ujęcia gigantycznej macicy). Winterbottom zyskał w moich oczach i nawet mógłbym go jeszcze bardziej pochwalić, ale cały czas mam w pamięci jego kilka poprzednich filmów.
Cykl: Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty Miejsce: Wrocław Od: 20 lipca 2006 Do: 31 lipca 2006
Tytuł: Tristram Shandy - wielka bujda Tytuł oryginalny: A Cock and Bull Story Reżyseria: Michael Winterbottom Zdjęcia: Marcel Zyskind Scenariusz: Frank Cottrell Boyce Obsada: Steve Coogan, Rob Brydon, Keeley Hawes Muzyka: Edward Nogria Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: Wielka Brytania Czas projekcji: 94 Gatunek: komedia Ekstrakt: 80% |