Kolejne taneczne widowisko dla młodzieży i miłośników muzyki oraz pląsów na parkiecie zawitało na polskie ekrany. „Step Up” potwierdza utartą już zasadę, obecną w takich przebojach gatunku jak „Dirty Dancing” lub „Flashdance”, że według twórców taniec musi zajmować cały pierwszy plan, a fabuła i postaci schodzą w jego cień. Dlatego produkcja Anne Fletcher robi wrażenie jako muzyczny show. Jako film – pozostawia nieco do życzenia.  |  | ‹Step Up: Taniec zmysłów› |
Mimo oczywistych niedoskonałości, „Step Up” broni się nowoczesnym soundtrackiem, perfekcyjną choreografią oraz słusznym przesłaniem. Obeszło się bez nachalnego moralizatorstwa, ale niestety pozostała szablonowa historia ze zbyt łatwo pokonywanymi przeszkodami. Główni bohaterowie – jak przystało na konwencję – to woda i ogień, których dzieli status społeczny, a łączy taniec. W niektórych momentach film Fletcher przypomina „Sławę”, pełnometrażową fabułę Alana Parkera i serial z lat 80. Podobna jest atmosfera szkoły artystycznej, do której uczęszcza Nora, a w której Tyler zdemolował z kolegami salę teatralną, za co musi płacić pracą. Uczniowie kształcący się w tej nietypowej placówce koncentrują się przede wszystkim na własnych pasjach, odsuwając na drugi plan wszelkie inne zajęcia. Prą do przodu, aby stać się kimś. Postawę nastoletnich artystów twórcy celowo skontrastowali ze sztuczną pozą lekceważącej wszystko dokoła młodzieży z biednych, zdominowanych przez gangsterów dzielnic Baltimore. Rozdźwięk między dwoma grupami młodych ludzi – tych harujących dla spełnienia marzeń i tych błądzących bez celu po ciemnych zaułkach w poszukiwaniu guza – wydaje się zbyt jaskrawy. Oczywiście ta mimowolna hiperbolizacja służy skrytykowaniu skrajności oraz burzeniu stereotypów. W pierwszej kwestii twórcy wywiązali się z zadania, w drugiej – poruszają się niezgrabnie, mnożąc klisze, a nie obalając mity. Dzięki próbom połączenia młodzieżowego kina muzycznego ze społecznym dyskursem, „Step Up” przykuwa uwagę nie tylko tanecznymi numerami. I chociaż podobne historie widzieliśmy wiele razy, to ambitne poszukiwania Fletcher w unowocześnieniu sprawdzonej formuły nie kończą się fiaskiem. Postawy bohaterów nie zmieniają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a zostają umotywowane. Nie do końca wiarygodnie, jednak na tyle starannie, aby nie zniechęcić widza do dalszego śledzenia znakomicie zrealizowanego, ale miejscami popadającego w przesadę – bądź odwrotnie: w niepotrzebny minimalizm – show autorstwa jednej z popularniejszej choreografek świata. W ostatecznym rozrachunku „Taniec zmysłów” ogląda się z zainteresowaniem, dlatego tym bardziej szkoda, że twórcy nie pokusili się o ciekawszy, mniej przewidywalny scenariusz.  | „Step Up” okazuje się być dla filmu muzycznego tym, czym „Tajemnica Brokeback Mountain” dla westernu. |
Ale, jak wiadomo, to przede wszystkim o rytm i pląsy chodzi! Sceny taneczne podrywają z fotela, nadając całej produkcji charakteru. Taniec wydaje się być w filmie Fletcher symbolem i medium w pokazywaniu emocji. Oznacza pasję, pracę, uczucia, marzenia. Wyraża to, czego nie mówią bohaterowie, charakteryzuje ich, tworzy klimat. Wrażenie robi zwłaszcza scena, w której Nora ćwiczy układ na występ egzaminacyjny, co przeplata się z tragiczną sekwencją z biednych dzielnic miasta. Wymowa tego fragmentu przeraża: drogi młodych ludzi rozchodzą się w drastyczny sposób z winy bezwzględnej rzeczywistości, nie ich samych. Otoczenie, w którym żyją, determinuje ich i kształtuje sposób postrzegania świata. Nie mogąc się od tego uwolnić, stają się postaciami tragicznymi. W tym momencie taniec Nory wyraża strach i emocje tętniące w drugim fragmencie, co skleja się w intrygującą kompozycję obrazu i muzyki. Więcej takich pomysłów spychających schematy do kosza, a „Step up” byłby produkcją odświeżającą gatunek, a tak pozostaje jedynie znakomicie nakręconym, ale zbyt poprawnym emocjonalnie i fabularnie filmem. Niewątpliwie scenami muzycznymi „Taniec zmysłów” wyprzedza ostatnie przeboje z konwencji. Zaoszczędzono widzom nagłych cięć montażowych, z pomysłem starano się pogodzić klasyczne układy z hip-hopowym, brudnym dance′em ulicznych samouków. Młodzi aktorzy napracowali się nad opanowaniem skomplikowanych schematów tanecznych. Wysiłek tylu utalentowanych ludzi nie został jednak wynagrodzony spójną, przełamującą tradycyjne reguły wizją, lecz taką, która tonie gdzieś między perfekcjonizmem techniczno-wizualnym a scenariuszową oczywistością. Nie zmienia to jednak faktu, że miłośnicy gatunku dostają po latach oczekiwania film o krok oddalony od taneczno-muzycznego ideału.
Tytuł: Step Up: Taniec zmysłów Tytuł oryginalny: Step Up Reżyseria: Anne Fletcher Zdjęcia: Michael Seresin Scenariusz: Duane Adler, Melissa Rosenberg Obsada: Channing Tatum, Jenna Dewan, Rachel Griffiths, Heavy D, Josh Henderson, Deirdre Lovejoy, Mario, Drew Sidora Muzyka: Aaron Zigman Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: USA Data premiery: 1 września 2006 Czas projekcji: 98 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 60% |