powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LIX)
wrzesień 2006

Autor
Apokalipsa bez klucza
Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko ‹Armaged-dom›
„Czy ludzkość poradzi sobie z cykliczną apokalipsą?” – pyta w stylu, a co najmniej w duchu staroświeckiej SF (która lubiła pytać o to i owo i dawać jasne odpowiedzi) okładka „Armaged-domu” Mariny i Siergieja Diaczenko. Tymczasem książka opatrzona tym pytaniem daleka jest zarówno od staroświeckości, fantastyki naukowej, jak i od jasnych odpowiedzi.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹Armaged-dom›
‹Armaged-dom›
Kolejna na polskim rynku powieść ukraińskiego małżeństwa potwierdza, że jest to duet stawiający raczej na tematyczną różnorodność niż na zamykanie się w wąskim kręgu charakterystycznych motywów. Tym razem na warsztat trafia pomysł tyleż ciekawy, co trudny: jest nim zagłada powracająca regularnie przez ponad tysiąclecie, by co dwie dekady niszczyć dorobek wypracowany przez ludzkość w okresie względnego spokoju. Biorąc pod uwagę, że ratunek przed wyginięciem przynoszą ludziom (i zwierzętom) otwierające się na krótko przed apokalipsą niezbadane Wrota, i pamiętając o tym, że podstawowym obserwowanym efektem mrygi jest zatrzymanie rozwoju cywilizacji na mniej więcej stałym poziomie – trudno się spodziewać, że przeciętny fan SF nie będzie miał co najmniej kilku mniej lub bardziej sensownych pomysłów na rozwiązanie zagadki.
Najwyraźniej świadomi tego, że o zaskoczenie nie będzie łatwo, Marina i Siergiej Diaczenko poszli po linii najmniejszego oporu i zrezygnowali z niego zupełnie. To prawda, że ilu autorów, tyle wariantów rozegrania danego pomysłu i inny byłby „Armaged-dom” Dukaja, inny Pilipiuka, a jeszcze inny Huberatha. Autorzy „Czasu wiedźm” wybrali ścieżkę stosunkowo najbliższą „Chadze” Iana McDonalda: choć nie rezygnują z przedstawiania prób badania fenomenu, którego doświadczyła Ziemia, to jednak ich podstawowym obszarem zainteresowań pozostaje główna bohaterka, Lidia Sotowa. Śledzimy jej życie, przedzielone trzema mrygami: dorastającą, zbuntowaną dziewczynę, młodą studentkę na wyprawach badawczych, działaczkę polityczną, walczącą o zwiększenie przeżywalności w kolejnych apokalipsach, zgorzkniałą nauczycielkę, cenionego naukowca i wreszcie starą kobietę, która zgromadziła więcej pytań niż odpowiedzi.
Takie rozłożenie ciężaru książki pomiędzy warstwą naukową a obyczajową nie pozwala czynić zbyt wielkich zarzutów z dość powierzchownej prezentacji świata wykreowanego przez Diaczenków. W szczególności religia, ekonomia i polityka międzynarodowa to obszary, po których autorzy „Armaged-domu” jedynie się prześlizgują. I choć żal się robi na myśl, co mógłby z tego tematu wyciągnąć Jacek Dukaj, to pozostaje jedynie pogodzić się z faktem, że nie tędy biegła droga autorskiego zamysłu. I rozliczać z tego, dokąd pobiegła.
Tym, co najmocniej pozostawało w pamięci po znakomitym „Czasie wiedźm” i nieustępującej mu „Dolinie Sumienia”, nie były przecież oryginalne naukowe koncepty czy pełen detali świat. Jako podstawową siłę prozy Diaczenków poznaliśmy złożone i niebanalne relacje międzyludzkie, przedstawione w sposób tyleż oszczędny, co bogaty w emocje. Nie bez znaczenia był też styl, prostymi środkami oddający i budujący nastrój – może dzięki przeniesionej w przekładach charakterystycznej dla języka rosyjskiego melodii, a może po prostu za sprawą talentu. I tego właśnie zabrakło.
Przede wszystkim zawiodła bohaterka, Lidka. Inaczej niż we wspomnianych powieściach, to postać kobieca trafiła w „Armaged-domie” na pierwszy plan, odmiennie też potoczyły się koleje jej uczuć: tym razem miłość do starszego mężczyzny, wcześnie przecięta tragicznymi wydarzeniami, stała się cieniem rzuconym na całe życie, a nie osią fabuły. Gdyby Lidia Sotowa-Zarudna była w stanie udźwignąć konsekwencje tej modyfikacji, zyskalibyśmy bardzo ciekawą i ważną pozycję w pisarskim dorobku Diaczenków. Niestety, ciężar ten okazał się być ponad siły bohaterki „Armaged-domu”, która przyjmuje w swym życiu wiele ról, a w każdą wpasowuje się zbyt łatwo i zarazem zbyt sztucznie, bo w niemal każdej towarzyszy jej pełna świadomość, kogo gra, dlaczego i jakie błędy popełnia. Czy to jako wyżywająca się na uczniach rozgoryczona belferka, czy też jako nieprzytomnie zakochana w jednym z nich kobieta, czy wreszcie jako matka grająca z bezpieką o szansę, której jej syn nie chce ani nie potrzebuje – zawsze jest zdolna do pełnej analizy swoich zachowań, a nigdy do wyciągania z nich wniosków.
Być może dzieje się tak dlatego, że ważniejsze od bohaterki miały być refleksje na temat społeczeństwa poddanego permanentnemu kryzysowi. Te jednak nie spełniają pokładanych w nich nadziei, bo brak im zarówno kompleksowości, jak i oryginalności. Diaczenkowie pokazują, jak ludzkość mierzy się z chaosem apokalipsy, przeciwstawiając mu raz swój własny chaos, a kiedy indziej totalną kontrolę – i obie metody okazują się równie nieskuteczne. Pokazują, że droga do urzeczywistnienia utopii wiedzie przez krew i jest przy tym drogą na manowce. Pokazują wreszcie, że wyzwolenie od zagłady nie oznacza bezpieczenstwa, lecz koniec starych i początek nowych zagrożeń. Ale wszystko to już gdzieś kiedyś było i jako takie może być dziś co najwyżej ozdobą, a nie sensem książki.
Również język „Armaged-domu” wydaje się mieć mniejszą moc oddziaływania, niż było to we wcześniej wydanych książkach ukraińskiego małżeństwa. Czy zawinił tłumacz, czy też brakło emocji, którym fraza Diaczenków mogłaby dać wyraz – nie ma już tej siły, nie ma tego, co pozostaje w pamięci.
Wreszcie zawodzi zakończenie. Bo choć – jak już wspomniałem – Diaczenkowie poszli po linii najmniejszego oporu, uczynili to, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z pułapki, którą taka metoda kryje. Otóż by pozwolić sobie na szukanie czegoś przez całą książkę i zrezygnować z odnalezienia tego czegoś, trzeba mieć karty najmocniejsze z mocnych: trzeba stworzyć zasadę, według której to odnalezienie nie jest konieczne, a może nawet być niemożliwe. Krótko mówiąc: trzeba być Lemem piszącym „Śledztwo”. W przeciwnym razie pozostawia się za sobą układankę, która co prawda przedstawia jakiś obraz, ale której połowa elementów wciąż pozostaje porozrzucana na stole. A to nie jest dobry pomysł na powieść.



Tytuł: Armaged-dom
Tytuł oryginalny: Армагед-дом
Autorzy: Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko
Tłumaczenie: Andrzej Sawicki
Wydawca: Solaris
ISBN: 83-88431-52-8
Format: 424s. 125×195mm
Cena: 36,90
Data wydania: 7 września 2004
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

17
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.