powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LIX)
wrzesień 2006

Niedokończony piruet
‹Step Up: Taniec zmysłów›
Kolejne taneczne widowisko dla młodzieży i miłośników muzyki oraz pląsów na parkiecie zawitało na polskie ekrany. „Step Up” potwierdza utartą już zasadę, obecną w takich przebojach gatunku jak „Dirty Dancing” lub „Flashdance”, że według twórców taniec musi zajmować cały pierwszy plan, a fabuła i postaci schodzą w jego cień. Dlatego produkcja Anne Fletcher robi wrażenie jako muzyczny show. Jako film – pozostawia nieco do życzenia.
Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Mimo oczywistych niedoskonałości, „Step Up” broni się nowoczesnym soundtrackiem, perfekcyjną choreografią oraz słusznym przesłaniem. Obeszło się bez nachalnego moralizatorstwa, ale niestety pozostała szablonowa historia ze zbyt łatwo pokonywanymi przeszkodami. Główni bohaterowie – jak przystało na konwencję – to woda i ogień, których dzieli status społeczny, a łączy taniec. W niektórych momentach film Fletcher przypomina „Sławę”, pełnometrażową fabułę Alana Parkera i serial z lat 80. Podobna jest atmosfera szkoły artystycznej, do której uczęszcza Nora, a w której Tyler zdemolował z kolegami salę teatralną, za co musi płacić pracą. Uczniowie kształcący się w tej nietypowej placówce koncentrują się przede wszystkim na własnych pasjach, odsuwając na drugi plan wszelkie inne zajęcia. Prą do przodu, aby stać się kimś. Postawę nastoletnich artystów twórcy celowo skontrastowali ze sztuczną pozą lekceważącej wszystko dokoła młodzieży z biednych, zdominowanych przez gangsterów dzielnic Baltimore. Rozdźwięk między dwoma grupami młodych ludzi – tych harujących dla spełnienia marzeń i tych błądzących bez celu po ciemnych zaułkach w poszukiwaniu guza – wydaje się zbyt jaskrawy. Oczywiście ta mimowolna hiperbolizacja służy skrytykowaniu skrajności oraz burzeniu stereotypów. W pierwszej kwestii twórcy wywiązali się z zadania, w drugiej – poruszają się niezgrabnie, mnożąc klisze, a nie obalając mity.
Dzięki próbom połączenia młodzieżowego kina muzycznego ze społecznym dyskursem, „Step Up” przykuwa uwagę nie tylko tanecznymi numerami. I chociaż podobne historie widzieliśmy wiele razy, to ambitne poszukiwania Fletcher w unowocześnieniu sprawdzonej formuły nie kończą się fiaskiem. Postawy bohaterów nie zmieniają się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a zostają umotywowane. Nie do końca wiarygodnie, jednak na tyle starannie, aby nie zniechęcić widza do dalszego śledzenia znakomicie zrealizowanego, ale miejscami popadającego w przesadę – bądź odwrotnie: w niepotrzebny minimalizm – show autorstwa jednej z popularniejszej choreografek świata. W ostatecznym rozrachunku „Taniec zmysłów” ogląda się z zainteresowaniem, dlatego tym bardziej szkoda, że twórcy nie pokusili się o ciekawszy, mniej przewidywalny scenariusz.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ale, jak wiadomo, to przede wszystkim o rytm i pląsy chodzi! Sceny taneczne podrywają z fotela, nadając całej produkcji charakteru. Taniec wydaje się być w filmie Fletcher symbolem i medium w pokazywaniu emocji. Oznacza pasję, pracę, uczucia, marzenia. Wyraża to, czego nie mówią bohaterowie, charakteryzuje ich, tworzy klimat. Wrażenie robi zwłaszcza scena, w której Nora ćwiczy układ na występ egzaminacyjny, co przeplata się z tragiczną sekwencją z biednych dzielnic miasta. Wymowa tego fragmentu przeraża: drogi młodych ludzi rozchodzą się w drastyczny sposób z winy bezwzględnej rzeczywistości, nie ich samych. Otoczenie, w którym żyją, determinuje ich i kształtuje sposób postrzegania świata. Nie mogąc się od tego uwolnić, stają się postaciami tragicznymi. W tym momencie taniec Nory wyraża strach i emocje tętniące w drugim fragmencie, co skleja się w intrygującą kompozycję obrazu i muzyki. Więcej takich pomysłów spychających schematy do kosza, a „Step up” byłby produkcją odświeżającą gatunek, a tak pozostaje jedynie znakomicie nakręconym, ale zbyt poprawnym emocjonalnie i fabularnie filmem.
Niewątpliwie scenami muzycznymi „Taniec zmysłów” wyprzedza ostatnie przeboje z konwencji. Zaoszczędzono widzom nagłych cięć montażowych, z pomysłem starano się pogodzić klasyczne układy z hip-hopowym, brudnym dance′em ulicznych samouków. Młodzi aktorzy napracowali się nad opanowaniem skomplikowanych schematów tanecznych. Wysiłek tylu utalentowanych ludzi nie został jednak wynagrodzony spójną, przełamującą tradycyjne reguły wizją, lecz taką, która tonie gdzieś między perfekcjonizmem techniczno-wizualnym a scenariuszową oczywistością. Nie zmienia to jednak faktu, że miłośnicy gatunku dostają po latach oczekiwania film o krok oddalony od taneczno-muzycznego ideału.



Tytuł: Step Up: Taniec zmysłów
Tytuł oryginalny: Step Up
Reżyseria: Anne Fletcher
Zdjęcia: Michael Seresin
Scenariusz: Duane Adler, Melissa Rosenberg
Obsada: Channing Tatum, Jenna Dewan, Rachel Griffiths, Heavy D, Josh Henderson, Deirdre Lovejoy, Mario, Drew Sidora
Muzyka: Aaron Zigman
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 1 września 2006
Czas projekcji: 98 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

37
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.