Lektura „Pogromcy wampirów”, nowej książki Grahama Mastertona, przypomina żucie bardzo kwaśnej gumy. Najgorzej jest na samym początku. Po pewnym czasie powoli można się przyzwyczaić, a po skończeniu szybko o całym przeżyciu zapomnieć. Niestety, bardzo trudno pozbyć się niesmaku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Mastertona trudno nazwać wielkim artystą czy mistrzem pióra. Nie da się jednak ukryć, że część jego książek to całkiem sprawnie napisane thrillery czy horrory skutecznie zabijające nudę w długie zimowe popołudnia. Na szczęście zanim przyjdą mrozy, minie jeszcze trochę czasu, który warto poświęcić na szukanie jakiejś innej, ciekawej lektury, gdyż „Pogromca wampirów” na takie miano z pewnością nie zasługuje. Już po kilkunastu pierwszych stronach widać, że mamy tu do czynienia z dość standardową fabułą typu „dobry bohater w pogoni za złym mordercą”. Tym dobrym jest tytułowy pogromca wampirów – James Falcon. Razem z nim trafiamy na front do czasów II wojny światowej. Okazuje się bowiem, że Niemcy wykorzystują krwiożercze potwory do działalności dywersyjnej i wywiadowczej. Wampiry są dla zwykłych śmiertelników nieuchwytne i tylko dzięki pomocy Falcona aliantom udaje się je unieszkodliwić. Matka bohatera pochodzi z Rumunii i to od niej pogromca dowiedział się, że jedynym sposobem na zabicie bestii jest użycie gwoździ, którymi Jezus został przybity do krzyża, lub postrzelenie ich kulą wykonaną z przetopionych kielichów użytych podczas Ostatniej Wieczerzy. Potem trzeba tylko odciąć głowę, gotować parę godzin, a resztę ciała zakopać w poświęconej ziemi. Żeby sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, wampiry dzielą się na martwe i żywe. Co ciekawe, i jedne, i drugie można pozbawić życia (tyle że z martwymi jest trochę więcej roboty). Brzmi idiotycznie? I takie właśnie jest – od początku do końca. Głównym przeciwnikiem pogromcy jest wampir o imieniu Duca. Jak na rasowy horror przystało, antybohater powinien wywoływać poczucie niepewności i zagrożenia. Duca wyłamuje się jednak ze schematu i raczej śmieszy niż straszy – wystarczy powiedzieć, że w wolnych chwilach zamiast spokojnie leżeć w trumnie lub nawiedzać niewiasty we śnie, przyjmuje pacjentki jako lekarz ginekolog. Pościg za wampirem ciągnie się przez prawie trzysta stron i prowadzi do słabego, przewidywalnego finału. Nie będę ukrywał, że książki nie czyta się dobrze. Największym problemem nie jest tu nawet naiwność fabuły czy całe mnóstwo nieciekawych postaci, o których szybko się zapomina. Dużo gorsze są wygłaszane przez nie dialogi. Tak drętwych i sztucznie prowadzonych rozmów dawno w żadnej książce nie widziałem. Najbardziej rozśmieszyły mnie rozmowy Falcona z wampirami w stylu: – Zaraz zginiesz! – Nie, nie zginę! To wszystko sprawia, że trudno mówić tu o jakimkolwiek klimacie. Tak ważny element każdego horroru w „Pogromcy wampirów” w zasadzie nie istnieje. Masterton, nie będąc w stanie stworzyć odpowiedniej atmosfery, postanowił sprawić, żeby chociaż akcja była dynamiczna. W tym celu podzielił książkę na dziesiątki kilkustronicowych rozdziałów, co przypomina trochę styl Dana Browna czy innych podobnych twórców poczytnych thrillerów. To jedyny aspekt powieści, który sprawdza się całkiem nieźle. Kolejne strony przerzuca się dość szybko (choć nie bez znużenia) i po niedługim czasie książkę można odłożyć na półkę, lub… podrzucić jakiemuś wrogowi. Sumując wszystkie wady, otrzymujemy jedną z najgorszych pozycji, z jakimi miałem okazję zetknąć się w ostatnim czasie. Nie można jej polecić nawet maniakalnym fanom potoków krwi i wyuzdanego seksu, czyli elementów charakterystycznych dla twórczości Grahama Mastertona. Opisy wyrywania wnętrzności są krótkie i źle napisane, a scena łóżkowa tylko jedna i wyjątkowo mało perwersyjna. To jeszcze nic, gdyż najgorsze zostawiłem na koniec. Ostatni rozdział sugeruje bowiem, że w przyszłości możliwe są następne części przygód Jamesa Falcona. Jeśli się ukażą, radzę z nimi zrobić to, co z „Pogromcą wampirów” – omijać szerokim łukiem.
Tytuł: Pogromca wampirów Tytuł oryginalny: Descendant Autor: Graham Masterton Tłumaczenie: Piotr Kuś ISBN: 83-7301-754-2 Format: 276s. 128×197mm Cena: 27,— Data wydania: 5 kwietnia 2006 Ekstrakt: 20% |