powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LIX)
wrzesień 2006

Rekruci
Andrzej Pilipiuk
Fragment opowiadania ze zbioru „Wieszać każdy może”
Zamieszczamy fragment opowiadania Andrzeja Pilipiuka „Rekruci” pochodzącego ze zbioru „Wieszać każdy może”. Książka, będąca kolejnym tomem opowieści o Jakubie Wędrowyczu, ukaże się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jakub Wędrowycz kopnął pieniek. Nogi gminnego sekretarza PPR rozpaczliwie zamajtały w powietrzu. Ze zduszonego stryczkiem gardła dobiegł ostatni charkot.
– Kurde! – Jakub splunął z obrzydzeniem pod stopy powieszonego. – Jednego chwasta mniej.
– Komunistów jest po prostu za dużo – zauważył Semen. – Wszystkich nie zabijesz.
– Ale przynajmniej niektórych. – Jego przyjaciel przerzucił nowy stryczek przez belkę cegielni i ze stosu skrępowanych jak balerony pachołków nowej władzy wyciągnął kolejnego. – Nikomu niepotrzebni tacy „towarzysze”. – Wydął z pogardą wargi.
– Wyklęty powstań ludu… – zaintonował komunista, strzelając na boki przerażonym wzrokiem, ale Semen zręcznie zrobił mu tracheotomię bagnetem i śpiew umilkł.
– A tego za co? – Wędrowycz popatrzył pytająco na Józefa Paczenkę.
– Konfident z KPZU – Paczenko sprawdził na otrzymanej od dowódcy liście.
Kolejne ciało zatrzepotało na lince jak ryba złapana na wędkę i znieruchomiało.
– Zaraz nam sznura zabraknie – sarkał Semen. – Może tych pozostałych dorżnę szabelką?
– Zdrajców się wiesza.
– Ale w Biblii napisano: „Zło dobrem zwyciężaj”, a żelazo jest dobre – zaoponował kozak.
– Dobry sznur też jest przecież dobry – Jakub nie zrozumiał.
– Jak nie starczy linek, to weźmiemy z odzysku – zaproponował Józef, licząc wzrokiem powieszonych już klientów. – Odczepi się tych pierwszych albo jak… Dawaj ostatnich i zwijamy się.
Po chwili wszyscy komuniści skonali na zaimprowizowanej szubienicy. Jakub wyciągnął puszkę z farbą i pędzel, a potem na ubraniu każdego wisielca wymalował wielką czarną swastykę.
– Jak ich znajdą, to na Szkopów będzie – powiedział z zadowoleniem. – Ruscy nalepili plakaty, że się po lasach Niemiaszki ukrywają, a to znaczy, że sami w to wierzą… I proszę, jakie wspaniałe potwierdzenie ich teorii…
I wszyscy trzej zarechotali wesoło.
• • •
Jürgen nakazał obejść wieś dużym łukiem. Jak dotąd przeszli może z osiem kilometrów. Na razie wszystko szło jak z płatka.
– Tu jest stara cegielnia – szepnął. – Zrobimy przy niej krótki postój. I napijemy się może wody, powinna tam być pompa.
Dobiegli cichcem do ściany. Dowódca wyjrzał zza węgła. Strzał huknął ponuro i niedawny włodarz okolicy bez słowa osunął się w błoto. Pozostali chcieli rzucić się do ucieczki, ale już było za późno. Trzej uzbrojeni w karabiny tubylcy wychynęli z mroku. Niemcy z wahaniem podnieśli ręce do góry.
– Wieszamy czy rozstrzeliwujemy? – zapytał Józef.
– Oj, co ty jesteś taki w gorącej wodzie kąpany? – obruszył się Jakub. – Toż to przecież jeszcze dzieciaki…
– Znam ja takie dzieciaki – burknął jego przyjaciel.
Jeńcy chyba poczuli groźbę w jego głosie, bo zatrzęśli się jak osiki.
– A byłoby ci przyjemnie, jakby tak twojego syna partyzanci wieszali? – ofuknął go Wędrowycz.
– Coście za jedni? – Semen zapytał ich po niemiecku.
– Studenci z Monachium – wyjaśnił Hans. – Wysłali nas na front. My nie z własnej woli. Nienawidzimy Hit­lera.
– Hitler kaputt! – wrzasnął Freder.
– No i sam widzisz – Jakub zwrócił się do przyjaciela. – Za co niby mamy ich zabijać?
Dziwny, cyniczny błysk w jego oku uspokoił i kozaka, i Józefa.
– No może rzeczywiście, młode toto i chce żyć… Głupio byłoby ich tak zarżnąć. Untersturmführer… – tu kopnął trupa, aż się klejnoty z kieszeni posypały – to co innego, zasłużył, ale oni?
– Wpadliście tu jak śliwka w gówno – powiedział Wędrowycz do schwytanych. – Waszych odrzucili już o dobre sto kilometrów. Nie przedrzecie się. Poza tym, jakbyście nawet się do nich przemknęli, to co? Znowu was poślą pod kule Sowietów.
Semen przetłumaczył im słowa kolegi na niemiecki.
– Nie chcemy na front – jęknął Freder. – Może wydacie nas bolszewikom? Pójdziemy sobie grzecznie do niewoli. A jak się wojna skończy, wrócimy do domów.
– Ruscy wszystkich jeńców wysyłają na Sybir – wyjaśnił Semen. – A stamtąd nikt nie wraca. Tu też zostać nie możecie, ludność okoliczna Szkopów coś nie lubi. Wbiliby was na pale albo poćwiartowali piłami… – Spojrzał na Jakuba.
– Jest jedna metoda – westchnął Wędrowycz. – Ale cholernie trudna i skomplikowana. Możemy was przerzucić do domu. Do Monachium. Będziecie się tylko musieli ukrywać, żeby was znowu nie wysłali na front albo nie rozstrzelali za dezercję.
– Ale jak? – zdumiał się Klaus. – Samolotem?
– Zamienimy was w wilki – wyjaśnił Jakub. – No, konkretnie: w wilkołaki. Pod postacią zwierząt bez trudu zdołacie przemknąć się na Zachód.
– Wilkołaki? – Freder wytrzeszczył oczy. – To przecież niemożliwe…
Jakub pozwolił, by odrobina mocy błysnęła w jego źrenicach. Niemcy o nic już nie pytali.
– Wilkami będziecie tylko nocą – kontynuował wyjaśnienia. – I tylko przez kilka dni, gdy księżyc jest w pełni albo prawie w pełni. Musicie przeczekiwać gdzieś dnie, a wędrować nocami. Przez pięć, sześć dni zdołacie przebyć ze trzysta kilometrów.
– Najlepiej pod postacią zwierząt wskoczcie do pociągu jadącego na zachód – doradził Józef. – To szybciej będziecie w Rzeszy. To jak, chcecie? – Nie zdejmował ani na chwilę palca ze spustu.
– Zgadzamy się – podjął decyzję Hans. – Czy taka przemiana jest trudna?
– Trochę nieprzyjemna i trochę boli – powiedział Wędrowycz. – Ale da się wytrzymać. Chodźcie z nami.
Dochodziła północ, gdy dotarli na Stary Majdan. Na szczęście nikt z sąsiadów ich nie widział. Z lodowni Jakub wydobył nogę sarny. Obdarł ją ze skóry i poszatkował drobno. Trzej hitlerowcy czekali w pokoju. Siedzieli na ławie, obserwując go z ponurymi minami. Może nie do końca uwierzyli, ale i tak nie mieli innego wyjścia. Józef stał oparty o framugę drzwi, sten wiszący na konopnym sznurze połyskiwał groźnie.
„Pal diabli – pomyślał Hans – nawet jak nas zaraz zastrzelą, to posiedzimy chociaż w cieple i coś przekąsimy…”
Wędrowycz nalał bimbru do musztardówek i gestem zaprosił byłych okupantów do stołu. Niemcy jedli surowiznę z obrzydzeniem, ale samogon ułatwił przełknięcie. Nim skończyli, wzeszedł księżyc.
Wyszli do sadu. Jakub wyjął z cholewy buta bagnet.
– To, niestety, konieczne – wyjaśnił, choć i tak nic nie zrozumieli.
Każdemu z nich przeciął ubranie pod lewą pachą, a potem naciął głęboko skórę. Nie poczuli bólu.
– Przemiana już się prawie dokonała – oznajmił ­Semen.
Niemcy popatrzyli po sobie zaskoczeni. Z głębokich ran nie pociekła nawet kropla krwi.
– Teraz musicie chwilę poczekać – mruknął Wędrowycz, chowając nóż. – I pamiętajcie, wracajcie prosto do domu. – Popatrzył im w oczy przenikliwym, ­hipnotyzującym wzrokiem. – Do Monachium, nie zatrzymujcie się po drodze…
Pierwszego dopadło Klausa. Zadygotał, coś trzasnęło, a potem chłopaka przez dziurę pod pachą przewróciło na nice. Jęknął tylko głucho i już był wilkiem. Teraz dopiero uwierzyli do końca.
– Z powrotem też będzie tak samo, tylko w drugą stronę? – zaciekawił się Freder.
– Dokładnie, tylko ubrania będziecie mieć straszliwie wymięte, bo w środku wilka jest ciasno. – Niemiec nie mógł ocenić, czy Semen kpi sobie, czy tylko informuje.
Po chwili w Jakubowym ogrodzie siedziały dwa wielkie basiory i jeden mniejszy wilczek – roczniak.
– Do Monachium w tamtą stronę – Józef wskazał im drogę. – Powodzenia, chłopaki.
Zwierzęta zawyły do księżyca i pobiegły. Trzej partyzanci wrócili do chałupy. Jakub rozdał amulety.
– Noście je na szyi – pouczył. – W razie gdyby jednak wrócili… Hipnoza czasem bywa trochę zawodna. A mogą być naprawdę wkurzeni.
– Też byś był wkurzony, gdybyś się zorientował, że możesz podjeść do syta tylko raz na miesiąc i tylko ludzinę… – burknął Semen. – Ale, swoją drogą, pomysł przedni – pochwalił. – Zanim ich upolują, rozszarpią więcej Szwabów, niż oddział Wypruwacza rozwalił przez całą wojnę.
– Potraktujmy to jako nasz wkład w zwycięstwo – powiedział poważnie Wędrowycz i wyciągnął z piwniczki nową flaszkę samogonu.
powrót do indeksunastępna strona

13
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.