Festiwal jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo na co się trafi. Zwłaszcza gdy opisy w katalogu (często jedyna wskazówka przy doborze seansów) nijak nie mają się do rzeczywistej treści filmu. Dziś jedno pudło i jedno trafienie.  |  | ‹Reżyser ceremonii ślubnych› |
Najgorzej zaś bywa, gdy wychodzisz zirytowany z kiepskiego seansu i spotykasz znajomych, którzy właśnie zachwyceni skończyli oglądać film, na który ty nie masz biletów. Nie, bywa jeszcze gorzej. Męczysz się, męczysz, a w tym czasie zupełnie nieoczekiwanie Polska pokonuje Portugalię. Być może jest to jedno takie zwycięstwo na 20 lat, a ty ten mecz spędziłeś na artystycznym gniocie. Chciałbym uczcić sukces polskich piłkarzy wybierając się na jakiś portugalski film, ale nie ma takowego na tegorocznym festiwalu. Okej, „Siedmiu niewidzialnych ludzi” jest przez Portugalię współprodukowane. Ale to nie to samo. Tak więc w imieniu wszystkich kibiców piłkarskich apeluję do twórców katalogów festiwalowych o dokładniejsze opisy. Jeśli film jest np. „autotematyczną impresją dojrzałego artysty”, to piszcie to jasno i wyraźnie. Wszystkim oszczędzicie nerwów i rozczarowań.
Reżyser ceremonii ślubnych Przyznam się, że nie przepadam za filmami autotematycznymi. No wiecie – scenarzysta pisze scenariusz o tym jak trudno jest napisać scenariusz, albo reżyser kręci film o ciężkiej doli reżysera. To ewidentny dowód na brak pomysłu, a poza tym ja wolę właśnie wymyślone historie, a nie historie o wymyślaniu historii. Film uznanego w końcu Marco Bellocchio („Witaj, nocy”) jest niestety właśnie takim przypadkiem, co gorsza ubraną w pretensjonalną artystyczną formę. Aby się na nim dobrze bawić trzeba bez wątpienia znać twórczość Bellochio, wiedzieć co nieco o niektórych dziełach Viscontiego, o jakimś zapomnianym filmie sprzed pół wieku, a i znajomość realiów panujących we włoskim przemyśle filmowym nie będzie bez znaczenia. Jeśli ktoś – jak ja – tego wszystkiego nie zna, na „Reżyserze ceremonii ślubnych” się po prostu wymęczy. Krótko mówiąc, gdyby ten film trafił do normalnej dystrybucji, najprawdopodobniej w kinach obejrzałoby go 300 osób, a następnie krytycy „Kina” wybraliby go do dziesiątki najwybitniejszych filmów roku. Wszystkie punkty daję więc za dość zabawny epizod z rottweilerami i dość sympatyczną sekwencję z młodą parą na plaży. O reszcie szybko zapomnę.
 |
Jakkolwiek perwersyjnie to by nie zabrzmiało – do pójścia na „Valerie” zachęciła mnie obecność w tym filmie Agaty Buzek. Tak to już bywa z tymi nieszczęsnymi katalogami – film musi mieć jakikolwiek element przyciągający uwagę, aby na niego kupić bilety, a obecność dawno nie widzianej córki byłego premiera jest właśnie takim elementem. Żeby było jeszcze bardziej perwersyjnie, Agata Buzek gra rolę modelki. Dziewczyna, którą można by było postawić w scenie wychodzenia kosmitów ze statku kosmicznego w „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia” i nie wyróżniałaby się z tłumu, tu ma grać kobietę w pewnym choć stopniu atrakcyjną. I o dziwo, nieźle się jej to udaje. Co więcej, cały film jest oparty na jej postaci, a premierówna okazuje się zupełnie niezłą aktorką. Bo „Valerie” na szczęście, okazała się nad wyraz miłym rozczarowaniem. Kameralny film jest zadziwiająco wciągającą opowieścią o przetrwaniu w miejskiej dżungli. Valerie straciła, jak to się ładnie mówi, płynność finansową. Choć nadal mieszka w eleganckim hotelu, nie ma już ani grosza, aby za niego zapłacić. Czeka na nowe zlecenie, chodzi na castingi, ale nic z tego nie wynika, Jej sen o karierze, z którym wyjechała na zachód w 1989 roku zaczyna się rozwiewać. Niemałym wysiłkiem stara się przeżyć kilka dni świątecznych w zimowym Berlinie. Przypomniał mi się „Limes inferior” Janusza A. Zajdla i „wykluczenie” Sneera. Valerie, jak on, żyje w naszym świecie, ale już obok niego, bo brak działającej karty kredytowej jest większym problemem niż nieuleczalne kalectwo. Boi się przyznać do przegranej, ale też potrafi nadal zachować choć resztki godności. „Valerie” pokazuje jak blisko jest od pięknych wnętrz do noclegu na ulicy, od ładnych ciuchów do szukania torebki w śmietniku. Ale, o dziwo, choć świat jest zimny i jakoś nienajlepiej skonstruowany, z ludźmi jeszcze nie jest tak źle.
Organizator: Warszawska Fundacja Filmowa Cykl: Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy Miejsce: Warszawa Od: 6 października 2006 Do: 15 października 2006
Tytuł: Reżyser ceremonii ślubnych Tytuł oryginalny: Il Regista di matrimoni Reżyseria: Marco Bellocchio Zdjęcia: Pasquale Mari Scenariusz: Marco Bellocchio Obsada: Sergio Castellitto, Sami Frey, Donatella Finocchiaro Muzyka: Carlo Crivelli, Riccardo Giagni, Mariangela Melato Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Włochy Czas projekcji: 100 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 30%
Tytuł: Valerie Reżyseria: Birgit Möller Zdjęcia: Kolja Raschke Scenariusz: Birgit Möller, Milena Baisch, Ilja Haller, Ruth Rehmet, Elke Sudmann Obsada: Agata Buzek, Devid Striesow, Birol Ünel Muzyka: Christian Conrad Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Niemcy Czas projekcji: 80 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 70% |