powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LX)
październik 2006

Autor
WMFF, dzień piąty. Słów parę o kulturowych różnicach wschód-zachód
‹Shisso›, ‹Samuraj, którego kochałam›
Kino z Japonii w oficjalnej dystrybucji Polsce od dawna ogranicza się do horrorów, sporadycznych Godzilli i filmów Takeshiego Kitano. Festiwal więc bywa jedyna okazją do zapoznania się z dziełami tej kinematografii wykraczającymi poza te kategorie. Czy można więc się dziwić, że kupiłem bilety na ¾ z prezentowanych japońskich filmów? Dziś dwa.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Shisso›
‹Shisso›
Śmieszna sprawa z tą japońska kinematografią. W gruncie rzeczy wszyscy ją od lat znają i cenią, ale jak przychodzi do nazwisk, to wymieniają Kurosawę, ewentualnie Kobayashiego i Oshimę. Podobno przezywamy zalew azjatyckiego horroru, ale jak się sprawdzi polski box office, to w gruncie rzeczy ludzie chodzą jedynie na amerykańskie remake’i. Przegrywa nawet animowany, skierowany do młodego widza – a przecież to się zawsze sprawdzało – Miyazaki (nawet Oscar dla „Spirited Away” tego nie zmienił). I tak właściwie zbyt dokładnie nie wiadomo co się obecnie dzieje w japońskiej kinematografii – przecież w żadnej formie nie dotarł do nas nawet nominowany do Oscara „Twilight Samurai”. Czemu? Różnice kulturowe? Tak. Problemy z odróżnianiem twarzy aktorów? Zapewne też. Ale różnice kulturowe można przezwyciężać, a twarzy się uczyć. Co dziś niniejszym znów czyniłem.

Shisso
Problem z tą kinematografią japońska nie leży, wbrew pozorom, w różnicach kulturowych dotyczących horrorów czy animacji. Oczywiście, filmy bywają odmienne. Oczywiście, nie chwytamy wszelkich tropów. Ale jednak boimy się tego samego – rzeczy nadprzyrodzonych, zmarłych powstałych z grobu, duchów, psychopatów z siekierą. Nie, tu różnice kulturowe wcale nie są tak istotne. Na pewno nie tak jak w przypadku dramatów obyczajowych. Tak, te ich obsesje na temat śmierci, na temat powinności i dyscypliny, te ich chrześcijańsko-buddyjsko-shintoistyczne mieszanki religijne dopiero dają piorunujący efekt.
„Shisso” to bez wątpienia opowieść o bolesnym dojrzewaniu, jakich wiele i w polskiej i amerykańskiej kinematografii. Tyle, że w Polsce i w Stanach bohater najczęściej ucieka z domu, a w Japonii ten dom podpala. W Polsce ma rodziców alkoholików, w USA nieudaczników, a w Japonii samobójców. W Polsce w szkole nauczyciele go wyśmiewają, w USA ignorują, a w Japonii upokarzają przez obcięcie włosów. W Polsce i USA zdradzony bohater przez brata bije go w twarz, w Japonii morduje całą rodzinę swej dziewczyny. W Polsce bohater wpada w złe towarzystwo gdy zaczyna ściągać haracze, w USA bierze narkotyki, w Japonii uczestniczy w orgii połączonej z torturami nastoletniej dziewczyny. W Polsce i USA przełamuje się poprzez zrobienie jakiegoś dobrego uczynku lub ucieczkę, w Japonii poprzez wbicie noża w brzuch wujka-pedofila. Dziwny film ten „Shisso”. Z jednej strony bardzo odmienny, zwłaszcza w zakresie podejmowanych wątków religijnych (o dziwo, kluczową postacią jest tu ksiądz katolicki z mroczną przeszłością). Z drugiej strony, w jakiś sposób zrozumiały jako studium rozdzierającej samotności młodych ludzi w świecie sztucznym, pozornym, zimnym, z ukrywanymi emocjami. A poza tym ciekawie sfotografowany, nastrojowy, z przepiękną muzyką. Z pewnym wahaniem polecam więc ten seans.

Zawartość ekstraktu: 50%
‹Samuraj, którego kochałam›
‹Samuraj, którego kochałam›
Samuraj, którego kochałam
Co ciekawe, o niebo bardziej przystępny jest seans, którego akcja przenosi nas paręset lat wstecz. Może dlatego, że do kina samurajskiego już przywykliśmy, a może dlatego, że „Semishigure” jest wyraźnie skrojone pod szerokiego widza. Oglądamy tu wysmakowaną wizualnie opowieść miłosną, z politycznymi konfliktami dawnej Japonii w tle. Mamy tu wszystko, co powinno być w takim kinie – męską przyjaźń, szkołę szermierczą, złego pana, dobrych wieśniaków, harakiri, niespełnioną miłość, śliczne wnętrza, parę efektownych pojedynków na miecze z obowiązkowymi strumieniami krwi tryskającymi z rozciętych tętnic. Wadą filmu jest bez wątpienia jego napuszenie – wszystko to strasznie wzniosłe, sztuczne, bohaterowie nie grają, oni wygłaszają motta. Prześlicznie to wszystko sfilmowane – jesienna Japonia, gościńce, pola ryżowe, wnętrze domów i pałaców etc, etc. – każde ujęcie jest dziełem sztuki. Ale fabularnie pozostaje duży niedosyt. W sumie więc konfekcja, bardzo ładnie opakowana, ale bez większych ambicji.



Organizator: Warszawska Fundacja Filmowa
Cykl: Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy
Miejsce: Warszawa
Od: 6 października 2006
Do: 15 października 2006
WWW: Strona

Tytuł: Shisso
Reżyseria: Hiroyuki Tanaka
Zdjęcia: Masao Nakabori
Scenariusz: Hiroyuki Tanaka
Obsada: Yuya Tegoshi, Hanae Kan, Miki Nakatani, Ren Osugi
Rok produkcji: 2005
Kraj produkcji: Japonia
Czas projekcji: 124 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 60%

Tytuł: Samuraj, którego kochałam
Tytuł oryginalny: Semishigure
Reżyseria: Mitsuo Kurotsuchi
Scenariusz: Mitsuo Kurotsuchi
Obsada: Somegoro Ichikawa, Yoshino Kimura, Koji Imada
Muzyka: Tarô Iwashiro
Rok produkcji: 2005
Kraj produkcji: Japonia
Czas projekcji: 131 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

53
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.