Dziś dobry dzień, pod znakiem analiz schorzeń współczesnej zachodniej cywilizacji. Podróżowałem dziś od opętanych norweskich konsumentów, poprzez zagubionych w Matriksie szwedzkich rozwodników, kończąc na podróżujących amerykańskich nieudacznikach.  |  | ‹Kłopotliwy człowiek› |
Jeszcze mi się tak na festiwalu nie zdarzyło, by szczerze znienawidzić cały zestaw reklam już trzeciego dnia festiwalu. Myślę, że zasługują na osobna recenzje, ale zrobię to przy okazji mniej bogatego w seanse dnia (czyli zapewne jutro, kiedy to zaplanowałem tylko jeden film). Niedługo pewnie trzeba będzie wprowadzić program celowego spóźniania się na seanse – w sumie miejsca w pierwszym rzędzie wcale nie są takie złe. Całe szczęście, że komplet dzisiejszych filmów był zupełnie przyzwoity i pozwolił zapomnieć o reklamach. Aha – co ciekawe piłkarze Kazachstanu z wczoraj nie przypominali Kazachów Brata Sagdiyeva. Dziwne. Mówię tu oczywiście o podobieństwie fizycznym, bo pod względem gry obydwie drużyny wyglądały rzecz jasna, jakby trafiły na boisko prosto z programu satyrycznego.
Dobra norweska satyra na konsumpcjonizm z fantastyką w tle. Akcja toczy się w mieście, które jest absolutnym marzeniem konsumentów (a właściwie producentów). Ludzie spędzają czas na chodzeniu do nieangażującej pracy (sam szef zachęca do wydłużania sobie przerwy na lunch), a czas wolny spędzają na przeglądaniu katalogów sklepów meblarskich i dekoracji wnętrz, dyskutowaniu o tym ze znajomymi. Czasem gokarty czy wyprawa do restauracji. Życie uczuciowe sprowadza się do wspólnych spacerów, kolacji w atrakcyjnych wnętrzach i dość mechanicznego seksu w każdy wieczór. Wszyscy wyglądają jakby zeszli z okładek kolorowych czasopism – uśmiechnięci, pogodni, pozytywnie nastawieni. Nikt nie burzy idylli – nawet dzieci w tym świecie nie przeszkadzają realizować marzeń dorosłych o większym domu czy nowej kuchni. Czasem jednak widać jakieś zwłoki, najprawdopodobniej samobójcy, ale nikt się tym specjalnie nie przejmuje, zresztą wszystko szybko znika. Do takiego świata przybywa – nie wiadomo skąd – Andreas, mężczyzna w średnim wieku i dość szybko wpasowuje się w tę rzeczywistość – znajduje sobie mieszkanie, pracę, dom, partnerkę życiową, potem następną. Do czasu jednak.  |  | ‹Co drugi tydzień› |
Pobrzękują tu z jednej strony echa „THX 1138” George’a Lucasa, bardziej może „Fahrenheita 451” Bradbury’ego. Ale całość jawi się przede wszystkim jako wizja życia pośmiertnego, raju dla współczesnego człowieka (lepiej rzec – konsumenta) – możliwość ciągłego realizowania swych potrzeb posiadania, brak nerwów i stresów związanych z jakimiś głębszymi emocjami. Jak stwierdza jeden z bohaterów filmu – większość w tym świecie jest szczęśliwa. Raj to nie aniołki i gra na harfie. Raj to katalogi Bo Concept, Ikei (nieprzypadkowo film pochodzi ze Skandynawii) i nieograniczone możliwości zakupu dóbr z tych katalogów. Swoja drogą ciekawe, czy DVD tam też mają bez ograniczeń? Bardzo ładnie to wszystko sfotografowane, intrygujące, momentami zaskakujące, z przebłyskami pierwszorzędnego czarnego humoru, pozostawiające pole do własnych interpretacji – seans bez wątpienia udany.
Pozostajemy w Skandynawii, choć przenosimy się do Szwecji. Ale znów temat właściwy dla Skandynawów – rozwody. Oglądamy perypetie grupki bohaterów, z których część jest już po rozwodzie, część w trakcie, a część jeszcze przed – ale zważywszy na fakt, że rozwody są coraz powszechniejsze, pozytywnie postrzegane i najwyraźniej dobrze wpływające na samopoczucie – najprawdopodobniej takowy wkrótce się przydarzy. Film delikatnie wyszydza to podejście, ale też jest swego rodzaju kronika powstałej nowej obyczajowości – błyskawicznych zmian partnerów, ciągłego poszukiwania nowych osób, częstych romansów, dzieci przyzwyczajonych do otrzymywania prezentów od dwóch par rodziców, czy też – w skrajnej wersji – rozwodników pozostających w przyjaźni i planujących kolejne dziecko. Choć rozwód jest już czymś tak powszechnym i akceptowalnym, że warto do rozwodników kierować nowe produkty w kampaniach marketingowych, jednak pointa nadal pozostaje o dziwo pochwałą stałego związku. Film przegadany, w klimacie mocno Allenowski, ale nie tak dowcipny i inteligentny. Bonusowo kilka przyzwoitych parodii reklam skierowanych do rozwodników i niezły żart matriksowy (niebieska pigułka – wracasz do żony i zapominasz o wszystkim, czerwona – rozstajesz się z nią i poznajesz czym jest prawdziwe życie po rozwodzie).
 |  | ‹Mała Miss› |
Kolejna z cyklu amerykańskiej serii komedii o życiowych nieudacznikach, którym w życiu poszło nie tak, jak oczekiwali, a american dream okazał się american nightmare – w niezłej obsadzie z niezawodnym w takich rolach Stevem Carelem i dobrze się do trendu dopasowującymi Gregiem Kinnearem i Toni Collette (plejada dobrych aktorów świetnej formie to z pewnością atut „Małej miss”). Amerykańska rodzina boryka się z szeregiem problemów. Na wstępie finansowych, bo choć ojciec rodziny prowadzi kursy doradztwa jak zwyciężać w życiowych sytuacjach, jego wykłady słucha tylko garstka słuchaczy, a potencjalny sponsor wycofuje się. Dziadek rodziny jest, mimo swego wieku, perwersyjnym narkomanem, syn czyta Nietschego i złożył śluby milczenia, a wuj, specjalista od Prousta, właśnie został przywieziony do domu po nieudanej próbie samobójczej (nieszczęśliwie zakochał się w swym studencie, który wybrał jednak jego największego akademickiego rywala). Normalną osobą wydaje się być jedynie 7-letnia córeczka, która, pomimo brzuszka i wielkich okularów, zwycięża w lokalnym dziecięcym konkursie piękności. Dla niej właśnie cała rodzina wyrusza zdezelowanym samochodem do Kalifornii, aby wziąć udział w ogólnostanowej edycji. Zaczyna się klasyczne kino drogi. Mamy tu i satyrę z kursów mówiących jak sobie radzić w życiu („są tylko dwa rodzaje ludzi – przegrani i zwycięzcy”, opowiada typowy loser) i niezłe żarty z tak popularnych w USA wyborów miss wśród małych dziewczynek. Film przypomina „Bezdroża” (choć nie jest tak śmieszny i błyskotliwy, w sumie jednak jego wymowa jest też bardziej ponura), ale też filmy z cyklu opowieści o rodzinie Clarka Griswalda (choć z innym raczej poczuciem humoru). Momentami bywa bardzo zabawnie (zwłaszcza w doskonałym finale), ale jest to zawsze śmiech przez łzy. Jak to w tym cyklu bywa nie dostajemy już prostej opowieści ku pokrzepieniu serc, jak to mobilizacja i dobre chęci pozwala pokonać wszelkie przeciwności. Bohaterowie z drogi wracają może nie zwycięscy, ale na pewno bardziej siebie akceptujący – i właściwie tylko to są w stanie osiągnąć. Ale dobre i to.
Organizator: Warszawska Fundacja Filmowa Cykl: Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy Miejsce: Warszawa Od: 6 października 2006 Do: 15 października 2006
Tytuł: Kłopotliwy człowiek Tytuł oryginalny: Den Brysomme mannen Reżyseria: Jens Lien Zdjęcia: John Christian Rosenlund Scenariusz: Per Schreiner Obsada: Trond Fausa Aurvaag, Petronella Barker, Per Schaaning Muzyka: Ginge Anvik Kraj produkcji: Islandia, Norwegia Czas projekcji: 95 min. Gatunek: horror, komedia Ekstrakt: 70%
Tytuł: Co drugi tydzień Tytuł oryginalny: Varannan vecka Reżyseria: Felix Herngren, Måns Herngren, Hannes Holm, Hans Ingemansson Zdjęcia: Göran Hallberg Scenariusz: Felix Herngren, Måns Herngren, Hannes Holm, Hans Ingemansson Obsada: Felix Herngren, Måns Herngren, Cecilia Frode, Anja Lundkvist Muzyka: Adam Nordén Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Szwecja Gatunek: komedia Ekstrakt: 50%
Tytuł: Mała Miss Tytuł oryginalny: Little Miss Sunshine Reżyseria: Jonathan Dayton, Valerie Faris Zdjęcia: Tim Suhrstedt Scenariusz: Michael Arndt Obsada: Abigail Breslin, Greg Kinnear, Paul Dano, Alan Arkin, Toni Collette, Steve Carell, Julio Oscar Mechoso Muzyka: Mychael Danna, Devotchka Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: USA Data premiery: 24 listopada 2006 Czas projekcji: 101 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 70% |