„Pajęczyna” to film wielce frapujący – bzdurny, nakręcony najniższym możliwym kosztem, w dodatku przeznaczony na rynek telewizyjny, a mimo to puszczony w Polsce do dystrybucji DVD. Nie chcę już nawet wnikać, dlaczego nasza odnoga Universal Pictures ma widzów w tak głębokiej pogardzie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To klasyczny przykład filmu, który bardzo wiele obiecuje, natomiast w rzeczywistości nic nie jest w stanie zaoferować. Dystrybutor najwyraźniej miał świadomość lichoty proponowanego wyrobu, bowiem w kilku miejscach podkolorował opis „Pajęczyny” w taki sposób, żeby film wyglądał na coś atrakcyjnego. Szczęście w nieszczęściu, że film poszedł głównie do wypożyczalni, bo strata pięciu złotych aż tak mocno nie boli (w przeciwieństwie do kilkudziesięciu złotych w przypadku zakupu płyty na własność), ale niesmak pozostaje ten sam... Film opowiada historię czwórki chicagowskich elektryków (a nie żadnych tam „ekspertów”), którzy mają zbadać przeznaczony do rozbiórki blok mieszkalny, bowiem mimo że nikt w nim od dawna nie mieszka, jego instalacja wciąż pobiera z sieci prąd. W piwnicy ekipa natrafia na jakieś dziwne, niefigurujące na planach budynku laboratorium, wyposażone w szafkowy reaktor jądrowy. Oczywiście któryś z „ekspertów” natychmiast maca paluchami klawisze reaktora i uruchamia go, aktywując jednocześnie stojący na podłodze szklany podest, który zaczyna emitować słup światła. „Naturalną” koleją rzeczy jeden z głąbów potyka się i wpada w ów słup, znikając kolegom z oczu. Zaraz za nim dla towarzystwa podąża jego kumpel (jak rozumiem, założył, że przeżyje wejście w coś, co najwyraźniej spopieliło poprzednika), a po krótkiej przerwie, niezbędnej do usunięcia usterki (elektryk w pięć minut przeczytał dziennik badań twórcy maszynerii i rozgryzł, co się popsuło), pozostałych dwóch. Słup światła okazuje się być portalem do wszechświata równoległego, gdzie Ziemia jest rządzona (?!) przez wielką pajęczycę (żadną tam „okrutną królową”), która poluje na niedobitków ludzkości. Robi to za pośrednictwem kilkunastu ludzi zmienionych przez ugryzienie w bezwolne marionetki (długie szpony, krzywe zęby i smoła zamiast krwi – nie są to więc „ludzie-pająki”, nie są też „dzicy”). Dzielnym elektrykom (a głównie ich szefowi), którzy usiłują wrócić do naszego świata, w odbudowie portalu pomagają miejscowe niedobitki (a nie „zbuntowani podwładni królowej”), uzbrojeni w metalowe pręty pełniące funkcję dzid (przez trzydzieści lat podobno ta JEDNA pajęczyca wyżarła wszystkich ludzi na Ziemi, mając do dyspozycji paręnaście sług i nie ruszając się z centrum Chicago; więcej – na walkę z nią wyczerpano CAŁĄ AMUNICJĘ ŚWIATA). Gdyby to nie było science fiction (aczkolwiek zdecydowanie bez „science”), powiedziałbym, że to horror, i to niemal pod każdym względem. Czysta zgroza, szloch i dygoty. Jednak mimo to dałem filmowi aż dwie gwiazdki, bowiem daje się on wbrew pozorom oglądać. Ma nie najgorsze zdjęcia (choć niektóre sekwencje powtarzają się nawet kilkakrotnie – np. najazd wzdłuż stołu z czapką strażnika i kubkiem z trzydziestoletnią kawą), aktorstwo jest lepsze niż w polskim kinie, a i bieg fabuły wzbudza co pewien czas cień zaciekawienia lub proponuje drobną iskierkę humoru (pewnie niezamierzonego). Niestety, reszta przeraża. Fabuła jest wtórna (zarówno wobec „Piątego wymiaru”, czyli „Slidersów”, jak i wobec „Super Mario Bros”), posiada dyskwalifikujące dziury logiczne (JEDEN NIERUCHAWY PAJĄK ZAŁATWIŁ ZIEMSKĄ CYWILIZACJĘ?!), scenografia jest niewiarygodna (trzydzieści lat, a nie ma żadnego kurzu, zniszczeń infrastruktury, pobitych szyb, natomiast wszędzie jest pajęczyna, której najwyraźniej nie ma nawet kto produkować), efekty specjalne idiotyczne (plastikowa pajęczyca z kobiecymi piersiami, plastikowe szpony jej sług – z tego względu biedacy mogą atakować jedynie paszczami pełnymi krzywych, plastikowych zębów), postaci co najwyżej papierowe (szef elektryków po śmierci kamrata chlipie jak bóbr), a udźwiękowienie co najmniej zabawne. Można by tak długo wymieniać. Innymi słowy – jest to klasyczny przykład gniota, ale gniota dającego się od biedy oglądać. Czy jednak rzeczywiście warto męczyć sobie oczy takim cienkuszem? Nie sądzę. Lepiej będzie, jeśli „Pajęczyna” podzieli los swoich prawdziwych krewnych – zapomniana przez Boga i ludzi zarośnie sobie spokojnie kurzem.
Tytuł: Pajęczyna Tytuł oryginalny: Webs Reżyseria: David Wu Zdjęcia: Richard Wincenty Scenariusz: Grenville Case, Robinson Young Obsada: Richard Grieco, Kate Greenhouse, Richard Yearwood Muzyka: Lawrence Shragge Rok produkcji: 2003 Kraj produkcji: USA Czas projekcji: 84 min. Parametry: Dolby Digital 5.1; format: 1,77:1 Gatunek: SF Ekstrakt: 20% |