Dzień dzisiejszy przeżyłem ciężko. Seanse dłużyły się straszliwie, fabuły nie porywały, pogoda na zewnątrz niebrzydka i parę razy przez myśl mi przechodziło, czy na pewno najlepszym wyborem jest w tym momencie siedzenie w kinie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Całe szczęście, że w tym roku ograniczono ilość kin i festiwal w lwiej części odbywa się w nieodległych od siebie „Relaksie” i „Kinotece”. Gdyby było inaczej, gdyby trzeba było przenosić się np. do „Iluzjonu” czy „Kultury”, przy prawdopodobieństwu wpadnięcia na jedną z 3. wielkich i 5. malutkich demonstracji paraliżujących dziś Warszawę, zdążenie na następny seans byłoby bardzo trudne. A przy oszołomieniu wlokącą się akcją filmów, można byłoby się nie zorientować, czy się protestuje przeciw rządowi, czy też opozycji.
Po jakichś trzech godzinach seansu horroru filozoficznego Jana Svankmajera „Szaleni”, spojrzałem na zegarek i okazało się, że minęła dopiero godzina seansu. Niestety, była to dopiero połowa filmu. Svankmajer na wstępie filmu starannie wyjaśnia o co mu chodzi (oczywiście z odpowiednią dozą ironii). Twierdzi, że film jest horrorem, choć zdaje sobie sprawę z wszelkich wad tego gatunku. Czerpie z twórczości Edgara Allana Poe i markiza de Sade i w sumie widać to na ekranie (a nawet słychać w literalnych cytatach). Oczywiście opowieść o szpitalu wariatów ma tu być tym, czym bywa każda opowieść o szpitalu wariatów – alegorią naszego świata. Problem w tym, że ta rozciągnięta do granic przyzwoitości, pretensjonalna, artystyczna wypowiedź do nikąd nie prowadzi. Ot, taka zabawa konwencją prowadzona przez artystę, niczego nie odkrywająca, odgrywająca znane wątki przy ubarwieniu ich (bez żadnego sensownego uzasadnienia), łącząc realia XIX-wiecznej Francji i współczesnych Czech (karoce obok samochodów, komputer w przytułku dla obłąkanych). I tak otrzymujemy horror, który nie straszy, alegorię, która niczego nie niesie, a nawet pomysłowe wstawki wykonane animacją poklatkową z maszerującymi kotletami mięsa zaczynają nużyć i tylko dorzucają zbędnych minut do tego seansu. Na dodatek wielka szkoda, że twórca nie miał innego pomysłu na zakończenie niż banalne „szpital wariatów i z normalnego uczyni szaleńca”. Na osłodę jedynie kilka nagich kobiet (w tym znana u nas z „Żelarów” sprzed 2 lat Anna Geislerova) w sekwencji markizowej.
 |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dość dziwny thriller z Argentyny. Spokojny taksidermista (znaczy wypychacz zwierząt) zostaje porzucony przez żonę i, aby ochłonąć, wybiera się z kolegą na polowanie, choć sam nie uznaje zabijania zwierząt. Postanawia jednak się przełamać i… zabija przypadkowo człowieka, który w tym czasie również poluje. Jak się okazuje ów człowiek był zamieszany w pewien złożony plan przestępczej akcji, a nasz taksidermista, wyposażony w umiejętność zapamiętywania najmniejszych nawet szczegółów, od lat bawi się w wymyślanie doskonałych planów włamań i napadów. Tym razem ma szansę doświadczyć tego na własnej skórze… Byłby to dość zwyczajny thriller kryminalny z elementami filmu noir (choć pokazywany w dużej mierze wśród malowniczych argentyńskich lasów), prowadzony przez większość filmu w raczej powolnym tempie, gdyby nie dolegliwość głównego bohatera, który przy tym wszystkim jest epileptykiem. Jego ataki poprzedzane są tytułową „aurą” – stanem, w którym doznaje swego rodzaju olśnienia. To wszystko każe zadać pytanie, czy cała kryminalna intryga nie jest czasem tylko wytworem chorego umysłu bohatera, realizującego jego wyobrażenia. Tak czy inaczej – David Lynch to nie jest (a i całość zdecydowanie za długa – aż 2h 15).
 |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dzień krótkich tytułów. Na szczęście rosyjski film nie należy już do obrazów udziwnionych czy z wielkimi artystycznymi ambicjami, bo trzeciego takiego tytułu jednego dnia mógłbym już nie zdzierżyć. To tym razem spokojna i normalna opowieść o romansie dwojga ludzi w średnim wieku – żonatego właściciela sklepu myśliwskiego z Moskwy i zamężnej pracowniczki jakiegoś magazynu z St. Petersburga. Nie jest to romansidło, raczej próba zmierzenia się z tematem, jakie mogą być przyczyny skoku w bok (we współczesnej Rosji, ale narodowe uwarunkowania nie zmieniają tu wiele w porównaniu do innych krajów) i jakie jego późniejsze reperkusje na wszelkie tytułowe związki – dwa małżeństwa i parę kochanków. Proste, miłe, ze smakiem robione kino, nie pozbawione elementów delikatnego humoru, dobrze zagrane, nieźle wyreżyserowane, którego jedyną wadą jest fakt, że ten temat podejmowany był na całym świecie już tysiące razy, a obraz Smirnowej do niego niczego nowego nie wnosi.
Organizator: Warszawska Fundacja Filmowa Cykl: Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy Miejsce: Warszawa Od: 6 października 2006 Do: 15 października 2006
Tytuł: Szaleni Tytuł oryginalny: Sílení Reżyseria: Jan Svankmajer Zdjęcia: Juraj Galvánek Scenariusz: Jan Svankmajer Obsada: Pavel Liska, Anna Geislerová, Jaroslav Dusek, Jan Svankmajer Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: Czechy, Słowacja Czas projekcji: 118 min. Gatunek: horror Ekstrakt: 30%
Tytuł: Aura Tytuł oryginalny: El Aura Reżyseria: Fabián Bielinsky Zdjęcia: Checco Varese Scenariusz: Fabián Bielinsky Obsada: Ricardo Darín, Dolores Fonzi, Pablo Cedrón Muzyka: Lucio Godoy Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: Argentyna, Francja, Hiszpania Czas projekcji: 134 min. Gatunek: dramat, thriller Ekstrakt: 50%
Tytuł: Związki Tytuł oryginalny: Svyaz Reżyseria: Dunya Smirnova Scenariusz: Dunya Smirnova Obsada: Anna Mikhalkova, Mikhail Porechenkov, Irina Rozanova, Leonid Yarmolnik Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Rosja Czas projekcji: 80 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 60% |