powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LX)
październik 2006

AutorAutor
Gdzie się podziali tamci mężczyźni or sth
Piotr Bielatowicz: Za siedmioma górami…
Miłosz Cybowski: …za siedmioma lasami…
PB: …przed siedmioma latami…
MC: …kiedy gry fabularne dopiero wychodziły z ukrycia…
PB: …a stały dostęp do sieci w domowych pieleszach był co najwyżej nocnym snem…
MC: …kiedy graczom chciało się jeszcze pisać różne artykuły…
PB: …a niekiedy nawet chęci przechodziły w czyny…
MC: …i powstawały teksty, które zapełniały szpalty różnych pism…
PB: … dział gier w Esensji kwitł, czytelnicy mieli w czym wybierać artykuły do czytania, naczelni spali spokojnie, mając materiały na następny numer, a redaktorzy, chociaż biedni i atramentem umorusani, byli szczęśliwi z samego faktu dzielenia się opiniami i wzniecania zażartych dyskusji. Tak, to były piękne czasy. Czemu dzisiaj tak nie jest?
MC: Mógłbym cię spytać o to samo. Wydaje mi się, że bierze się to stąd, że każdy czuje się na siłach zrobić coś po swojemu, od podstaw i dokładnie tak, jak będzie mu pasowało. I dlatego ludzie zamiast wspomagać wspólny wysiłek większych magazynów, tworzą swoje czysto amatorskie stronki, które rozpadają się po miesiącu od ich założenia.
PB: Zgoda, ale tylko częściowo. Dawniej ludzie też tworzyli własne witryny – ale część z nich przetrwała, ewoluowała, łączyła się z innymi; nazwy i logo się zmieniały, ale ludzie pozostawali. Ludzie zaczynali bez serwera, z łączem modemowym, mając 20 czytelników miesięcznie, ale teksty pisali. Mam czasem wrażenie, że wszystko przez to, że dawniej w świadomości ludzi obowiązywało przekonanie, że „scripta manet”, podczas gdy dzisiaj Internet kojarzy nam się głównie z tworami efemerycznymi. Jeszcze parę lat temu opublikowanie swojej recenzji było trudne, czasochłonne, wymagało sporej ilości pracy – dzisiaj w erze blogów pisanie się trochę moim zdaniem spauperyzowało.
MC: Masz rację. Ale tylko częściowo, bo jakiś czas temu, w wyniku braku ludzi piszących, niektórzy właściciele stron byli skłonni publikować prawie każdy nadesłany twór, byle tylko wyrobić ewentualną normę. Teraz natomiast bardziej renomowane miejsca w Internecie wymagają zdecydowanie więcej od autorów. Ale w opozycji stają wspomniane przez ciebie darmowe strony. I jak tu przekonać kogokolwiek do współpracy, skoro właściwie blog wymaga mniej pracy, a zapewnia praktycznie to samo, co renomowana strona?
PB: Ba, dla tworzących zapewnia z reguły więcej – 100% uwagi ewentualnych czytających. Sęk w tym, że nie oferują nigdy (z dokładnością do paru wyjątków) praktycznie niczego dla czytelnika. Poruszyłeś też ważną kwestię – wymogi. Esensja słynie z wyjątkowo rygorystycznych norm co do języka i formy tekstów. Trochę to onieśmiela ludzi do pisania do nas. Mało kto jednak wie, że to zasługa często niedocenianych, pozostających w cieniu korektorek oraz systemu podwójnej korekty (merytorycznej i stylistycznej). Przyszła chyba pora zdemitologizowania potwora.
MC: No, nie przesadzajmy, wymogi są dość duże i nie każdy nadesłany tekst przechodzi. Chociaż, powiedzmy sobie szczerze, jak wiele tekstów otrzymujemy od ludzi spoza redakcji do działu Gry? Te nadesłane w ciągu ostatniego roku mógłbym chyba policzyć na palcach jednej ręki.
PB: Skrót myślowy – chodziło mi o strach przed posiadaniem nieodpowiedniego stylu. Teksty, o których wspominasz, nie przeszły ze względów merytorycznych. Mnie chodzi o to, że wiele osób z branży, które mają często ciekawe opinie czy poglądy, z reguły wzbrania się przed pisaniem z obawy o posiadanie nieodpowiedniego warsztatu pisarskiego. Ale po to właśnie funkcjonują nasze grupy tematyczne i korektorskie, aby nad każdym wartym uwagi tekstem i autorem pracować. Tak naprawdę to wystarczy chcieć. Sęk w tym, że ludzie dzisiaj chcieliby mieć wszystko od razu i bez pracy – nawet potencjalnie interesujące teksty odesłane do poprawek często nie wracały…
MC: Wystarczy zatem odrobina chęci, własnych przemyśleń i odwagi do przesłania nam swojego tekstu, by po pewnym czasie znaleźć się na liście redaktorów i czerpać z tego niewątpliwe profity.
PB: Wieczną chwałę, szeroką sławę, publikację w jednym z bardziej prestiżowych magazynów popkulturalnych, brak terminów na napisanie tekstów (przynajmniej dopóki kierdział lub naczelni się nie zaczną niecierpliwić – a ONI tego nie lubią…), udostępnianie materiałów do recenzowania, spotkania integracyjne, poznawanie nowych ludzi, służbowe ferrari, noc z wybraną gwiazdą filmową raz w miesiącu, płatne wakacje przez 11 miesięcy w roku… No dobra. Może się trochę zagalopowałem z tym ferrari i płatnymi wakacjami. Ale i tak myślę, że nie jest źle.
MC: Zapomniałeś o obowiązkowych wyjazdach służbowych. Szkoda tylko, że dotyczą one, podobnie jak ferrari, tylko naczelnych. My musimy się męczyć jakimiś nędznymi mercedesami. Więc jak, Drogi Czytelniku, czujesz się przekonany do tego, żeby pomóc nam współtworzyć dział gier i rzucić wyzwanie innym działom – książkowemu czy filmowemu?
Czytelnik: (przyklękając na jedno kolano i mrużąc oczy przed łuną oświecenia bijącą z ekranu) Jestem gotów. Mówcie rychło, co uczynić powinienem!
PB: Przede wszystkim zacząć swoją przygodę z Ciemną Stroną Esensji od przesłania nam swej woli i przykładowego tekstu, młody padawanie, powinieneś. Tekst w formacie .rtf być powinien. O zagadnieniu wyszczególnionym w swoim temacie ten tekst traktować winien. Nie za długim, aby czytającego nie znudzić, i możliwie treściwym być on winien. W języku innym niż ten utylizowany przez mnie w chwili obecnej być on musi. Ważne – przeczytanie informacji o współpracy obowiązkowe!
MC: Po takiej zachęcie skrzynka działu Gry powinna pękać w szwach. A zatem czekamy. I niech Moc będzie z wami!
PB: Na zakończenie – parafrazując słynny dowcip o rodakach i niemieckich samochodach – przybywajcie do Esensji, wasza przyszła sława już tam jest!
PS (wspólnie, pełnymi piersiami): No i zapraszamy oczywiście do lektury najnowszego numeru!
powrót do indeksunastępna strona

3
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.