Żołnierze marines. Setki wystrzelanych naboi. Inwazja owadopodobnych obcych. Brzmi jak recenzja „Żołnierzy kosmosu” i gwarancja źle wydanych pieniędzy? Wcale niekoniecznie, co udowadnia John Ringo w powieści „W lustrze”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Powieść „W lustrze” Johna Ringo kupiłem właściwie pod wpływem impulsu – chciałem kupić jakiś tom na podróż i tak w moim posiadaniu znalazła się ta powieść nieznanego mi literacko autora, kojarzonego głównie z militarną odmianą SF. Na Uniwersytecie Środkowej Florydy dochodzi do olbrzymiej eksplozji. Jak się szybko okazuje, nieodpowiedzialny naukowiec badał granice Nieznanego w sposób mocno inwazyjny. Co skutkuje otwarciem bramy prowadzącej… dokądś. Amerykańskie siły zbrojne, składające się z samych fajnych facetów, obsadzają bramę, ale niestety ta pączkuje, otwierając coraz to nowe przejścia w coraz to nowych miejscach. Niektóre przejścia pozostają nieaktywne, ale z niektórych wysypują się niezbyt przyjaźni przedstawiciele obcych gatunków. Zaczyna się walka, w której stawką jest nie tylko zwycięstwo US Army, ale także istnienie Ziemi, a nawet niezliczonych gatunków i planet w Galaktyce. A przy okazji dochodzi do spotkania z Bogiem. Głównym bohaterem powieści jest połączenie młodego Einsteina z Indianą Jonesem i Jamesem Bondem, przystojny, niebieskooki posiadacz kilku doktoratów, konsultant Departamentu Obrony i uczestnik turniejów kung-fu stylu Wah Lum – Bill Weaver. I to jemu – z niewielką pomocą przyjaciół – przypadnie zadanie uratowania światów. Od razu plus – książkę przeczytałem w jeden dzień, zajmując się także innymi rzeczami. Zatem lektura łatwa, lekka i przyjemna. Okładka obiecuje to, co w rzeczywistości książka dostarcza. Czyli złych obcych, dzielnych żołnierzy amerykańskiej armii i bezwzględną walkę jednych z drugimi. Opisy starć przesycone są nazwami i akronimami różnych broni i urządzeń służących destrukcji, jak choćby M-82A1, MP-5, MIRV, Ma Deuce czy Leclerc Mk-2, a jedna z występujących w powieści postaci swój wolny czas spędza „w sklepie z przyborami wędkarskimi i bronią Dużego Boba, przyjacielsko przekomarzając się z jego właścicielem na temat różnicy pomiędzy brytyjskim .303 i .30-06”. Militaryści powinni być zatem zachwyceni. Tak samo miłośnicy szybkiej akcji – tej bowiem nie brakuje. Bohaterowie wciąż podróżują, badają nowe planety, negocjują z obcymi i uzbrajają ładunki wybuchowe. Natomiast nie ma co spodziewać się po bohaterach skomplikowanych osobowości, dylematów moralnych czy choćby wiarygodności psychologicznej – w tym zakresie już lepiej wypadają postaci drugoplanowe, zarysowane całkiem sprawnie jednym czy dwoma zdaniami. Ale w końcu po militarną SF nie sięgamy, żeby doznać zachwytu nad smakiem onegdajszych magdalenek czy aby odkryć w sobie panią Bovary. Pochodząca z 2005 roku powieść jest osadzona w konkretnych realiach amerykańskich: żołnierze grają na game boyach, małe dziewczynki oglądają „Atomówki”, w prezydencie dostrzegamy George’a ‘Dablju’ Busha w czasie drugiej kadencji, Condoleezza Rice mimo niewymienienia z nazwiska bez wątpienia jest twardą doradczynią ds. bezpieczeństwa narodowego… Zapewne Amerykanie i osoby obeznane z realiami USA wychwycą jeszcze kilka niezbyt głęboko ukrytych tropów. Łatwo wyczuwalna jest również sympatia dla republikanów, co w przypadku autora militarnej fantastyki bynajmniej nie dziwi, oraz dla uzbrojonych po zęby rednecków z Południa, uznających prawo do posiadania w domu wielkokalibrowego karabinu automatycznego za podstawę swej wolności. Z kolei islamskim fundamentalistom nieźle się od autora dostaje, zaś reszta świata występuje jedynie w postaci nieco pobłażliwie traktowanych Francuzów oraz kilku wzmianek o kłótniach mocarstw nuklearnych. Jeśli idzie o stronę redakcyjną i kwestię tłumaczenia, to niestety zostały przepuszczone pewne błędy, głównie literówki, a autorowi nawiązującemu do startrekowskiego ‘Bonesa’ McCoya w powiedzeniu „Cholera, Jim, jestem doktorem, nie…” zapewne chodziło raczej o „murarza”, nie zaś o „masona”, jak czytamy w polskiej wersji. Poza tym – nie mam większych zastrzeżeń, zaznaczając, że w kwestiach uzbrojenia jestem całkowitym laikiem. Ogólnie powieść godna jest polecenia, z zastrzeżeniem konieczności wzięcia pod uwagę konwencji, w jakiej jest pisana. Wartka akcja, nagłe zwroty, nieopadające napięcie – to atuty tej pozycji. Minusem są sztampowi Obcy (owado-, pso-, koto- i ptakopodobni), niezbyt oryginalni bohaterowie, no i możliwość dopisania dalszego ciągu. I jeszcze jednego. I jeszcze jednego…
Tytuł: W lustrze Tytuł oryginalny: Into the Looking Glass Autor: John Ringo Przekład: Krzysztof Kurek ISBN-10: 83-7418-108-7 Format: 336s. 115×175mm Cena: 27,90 Data wydania: 7 lipca 2006 Ekstrakt: 70% |