powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXII)
grudzień 2006

Przyjaciółka
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Ilustracja: <a href='mailto:ortheza@wp.pl'>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
– Na to wygląda. W porządku, rozumiem, że to jakaś skomplikowana sprawa, tak? Umówmy się w takim razie, że zadzwonię do pani….no, do kogoś znajomego i powiem, że pani tu jest. Później odprowadzę panią do… tego kogoś, ok.? Zaraz zrobię gorącej herbaty, może być? Może pani dać mi numer, do kogo mam zadzwonić? A może woli pani sama? Tu jest telefon – wskazał niewielki stolik za fotelem, na którym siedziała. – Proszę swobodnie dzwonić, ja przez ten czas zrobię herbatę – podniósł się i skierował do kuchni, ale na dźwięk jej słów stanął i oparł się o zagłówek fotela.
– Ja, oczywiście, dziękuję panu bardzo, ale to… trochę bardziej skomplikowane – powiedziała zdecydowanie. – Ja nie jestem stąd, w ogóle przybyłam raczej z daleka, proszę mi wierzyć, to dość trudno wyjaśnić, tak w dwóch słowach. Po prostu nie mam do kogo zadzwonić, mnie tu w ogóle nie powinno być, trafiłam w tę okolicę przypadkiem. Nic, nic, proszę sobie nie robić kłopotu, ja już pójdę. I tak zaskoczyłam pana, zabrałam czas, pewnie pokrzyżowałam jakieś wieczorne plany. Pójdę już, pan jest bardzo miły, ale trochę się zagrzałam i myślę, że sobie poradzę. Dziękuję bardzo i przepraszam za kłopot – przy ostatnich słowach delikatnie, acz stanowczo postawiła kotkę na podłodze, na co Zdziwka zareagowała niezadowolonym miauknięciem.
Nieznajoma wstała, wygładziła spodnie obiema rękoma i skierowała się do przedpokoju. Rzecz szczególna, Robert nie wychwycił w jej głosie żadnego fałszu, żadnej kokieterii. Był przekonany, że kobieta rzeczywiście zamierza wyjść. Pomyślał o pogodzie na zewnątrz i zanim zorientował się co mówi, usłyszał własne słowa:
– Proszę się nie przejmować, i tak nie miałem żadnych planów na wieczór.
– Przepraszam, słucham? – Zatrzymała się wpół kroku i odwróciła głowę.
– Mówiłem, że i tak nie miałem żadnych planów na wieczór – powtórzył głośniej. – Proszę zaczekać, odwiozę panią, przecież w taką pogodę… Gdzie się chce pani dostać?
Wzruszyła ramionami.
– Nie znam tych okolic, mówiłam już, że nie jestem stąd. Gdzie bądź, wszystko mi jedno.
– Hmmm, rozumiem – odruchowo zerknął na zegarek – o, cholera! Przepraszam nie myślałem, że jest już tak późno.
Zapadła niezręczna cisza. Z pokoju bezszelestnie wyłoniła się Zdziwka, podeszła do kobiety i zaczęła ocierać się o nogi.
– Nie chciałabym stawiać pana w niezręcznej sytuacji – przerwała milczenie nieznajoma – ale może byłaby możliwość, żebym przeczekała do jutra tu, u pana? Może być choćby na fotelu, nie przeszkadza mi, oczywiście proszę nie pomyśleć niczego, ja nie jestem… – zacięła się, a na twarz wypełzł jej wyraźnie widoczny rumieniec.
– Dobra. – Robert podjął decyzję – może pani przenocować w drugim pokoju. Trochę mały i zagracony, ale jest tam taki rozkładany fotel. To jeszcze ze starego mieszkania, żal mi było wyrzucić, całkiem dobry jeszcze jest, a tu dopiero niedawno się wprowadziłem i na razie się urządzam, więc, rozumie pani? Proszę się nie obawiać, nie jestem jakimś maniakiem seksualnym, nic pani nie grozi –starał się uśmiechnąć.
Skinęła poważnie głową. A później podeszła i wyciągnęła dłoń.
– Wiem. Dziękuję. A na imię mam Ambra.
• • •
– Trochę dziwna sytuacja. Nie chciałam komplikować ci wieczoru, ale…
– Dobra, nie ma sprawy – przerwał jej Robert. – Prawdę mówiąc, to ja czuję się nieco niezręcznie. Nie chciałbym, żeby pani… żebyś pomyślała coś niewłaściwego. Reszta jest OK., aaa, w ogóle, jakiś dziwaczny dzień dzisiaj.
Siedzieli w fotelach, po obu stronach ławy. Robert zrobił wreszcie obiecaną herbatę i teraz z przyjemnością popijał gorący płyn, próbując nie siorbać. Przyglądał się dziewczynie uważnie, choć starał się nie robić tego natarczywie. W pełnym świetle wyglądała korzystniej niż w przyciemnionym przedpokoju, choć, w dalszym ciągu, mężczyzna nie mógł pozbyć się wrażenia smutku czy strachu, jakie biło od Ambry. Skojarzenie potęgowały jeszcze krótkie, postrzępione włosy, chociaż wydawały mu się teraz dłuższe niż przy pierwszym spojrzeniu. I oczy. Duże, szeroko otwarte, o intensywnym, ametystowym kolorze.
– Kurczę, zaczynam być trochę zazdrosny – przerwał milczenie Robert, wskazując na Zdziwkę. Uśmiechnął się przy tym żartobliwie, aby nie zabrzmiało to zbyt poważnie.
Kotka umościła się na kolanach Ambry i najzwyczajniej w świecie przysypiała. Kobieta głaskała ją delikatnie za uszami i dopiero teraz Robert zauważył, że miała stosunkowo duże dłonie.
– Hmm… koty mnie lubią, a ja dobrze się czuję w ich towarzystwie. Piękne kwiaty – Ambra zmieniła nagle temat. Uniosła nieco wyżej głowę i niespiesznie rozglądała się po pokoju.
– Dzięki, staram się. Kiedyś notorycznie zapominałem je podlewać, pielęgnować. Teraz nauczyłem się regularnie dbać o nie, a one odpłacają mi wyglądem.
– To dobrze – kobieta miała dość głęboki głos, mówiła powoli – trzeba dbać o rośliny. Wiesz, one też czują, hmm, bywa, że cierpią, są zranione. Zupełnie jak ludzie.
– Coś w tym chyba faktycznie jest, o ten, tam, po prawej stronie, jest wyjątkowo kapryśny. Nie mogę go przestawiać bez uprzedzenia, narażać na zmiany. Jakiekolwiek. Momentalnie wtedy żółkną mu liście, zaczyna je gubić, no, po prostu łysieje. Bardzo czuły i kapryśny kwiat, zupełnie jak kobieta – Robert próbował zażartować, ale Ambra nie podchwyciła tematu. Przyjrzała się uważniej roślinie, którą wskazał mężczyzna i pokiwała głową.
– Zgadza się. To figowiec benjamiński, inaczej fikus. Nie lubi zmian oświetlenia, temperatury. Ale troskliwie pielęgnowany potrafi odpłacić pięknym wyglądem. Jak kobieta – Ambra spojrzała Robertowi prosto w oczy i dopiero teraz lekko się uśmiechnęła.
– Taaa… właśnie… – spokojne, uważne spojrzenie Ambry speszyło go. – Słuchaj – pospiesznie zmienił temat – jeśli kogoś szukasz, może mógłbym pomóc? Nie, żebym się wtrącał, ale mieszkam tu już jakiś czas, więc mogę być przydatny. Ewentualnie – dodał nieco ciszej.
Stanowczo nie powinien wpatrywać się w oczy kobiety, ich wielkość i kolor głębokiego, ale jakby prześwietlonego granatu, działały na niego wręcz hipnotyzująco.
– Dziękuję – uśmiechnęła się ponownie. – Tak naprawdę znalazłam się tu przypadkowo. Rzeczywiście, przybyłam po kogoś, do kogoś – poprawiła się szybko – ale różne sprawy potoczyły się inaczej niż było zaplanowane i stąd, trochę wbrew własnej woli, znalazłam się tutaj. Nie chcę robić kłopotu, jutro sobie pójdę. Zresztą… – zawahała się – …może nie będę mile widziana przez kogoś innego? – Choć nie zaakcentowała tego wyraźnie, w ostatnich słowach zabrzmiało pytanie.
– Nie, nie, nie – Robert pomachał gwałtownie rękoma – nie ma… nikogo innego. Od rozwodu mieszkam sam, nikt tu znienacka nie wpadnie i nie pogoni cię, nie zrobi awantury, jeśli to miałaś na myśli.
Sam nie wiedział, dlaczego mówi to nieznajomej kobiecie? Dziewczynie? (Robert nie mógł się zdecydować. Z pewnością Ambrę trudno byłoby nazwać nastolatką, z drugiej strony, miała w sobie jakąś dziewczęcość, świeżość i wdzięk młodej dziewczyny).
– Dziwne imię: Ambra – znów zmienił temat tej coraz dziwniejszej rozmowy.
– Dziwne? Może, trochę. Ma swoje znaczenie, ale… – strzepnęła palcami – zostawmy to. Chodź, pomogę ci posprzątać i pójdziemy już spać, dobrze? Jestem wykończona – uśmiechnęła się przepraszająco, delikatnie posadziła kotkę na podłodze i uniosła się z fotela. Zdziwka fuknęła z dezaprobatą na nieoczekiwaną zmianę pozycji.
– Zostaw, nie ma co sprzątać. Łazienka jest po prawej, powiesiłem czyste ręczniki. Są przy drzwiach. Zaraz przygotuję ci spanie. – Robert podniósł się szybko, złapał oba kubki jedną ręką, do drugiej wziął cukiernicę. Energicznym krokiem skierował się do kuchni, nie dając dziewczynie czasu na ewentualne protesty.
Ambra musiała być naprawdę zmęczona, bo bez słowa sprzeciwu przeszła do łazienki. Robert wstawił puste naczynia do zlewu – „jutro pozmywam”, schował na miejsce cukiernicę. Prześlizgnął się cicho do pokoju, gdzie najszybciej jak mógł pościelił dziewczynie łóżko. Wrócił do siebie, specjalnie starannie i dokładnie zamknął drzwi, aby Ambra to usłyszała i sprawnie przygotował dla siebie łóżko. Nawet się specjalnie nie zastanawiał nad dziwacznością sytuacji, teraz czuł wszechogarniające zmęczenie, chciał się jak najszybciej położyć.
Ambra uwinęła się nad podziw szybko, usłyszał jak wychodzi z łazienki, jak zamyka drzwi od pokoju. Był tak zmęczony, że umył tylko zęby, opłukał byle jak twarz i pospiesznie położył się. Dopiero wtedy, w ciemności i ciszy, kiedy przekraczał granicę między jawą a snem, uświadomił sobie, że nie ma obok niego kotki. Ledwie o tym pomyślał, już zasnął.
• • •
Obudził się nagle, w przeświadczeniu, że dzieje się coś ważnego. Odruchowo spojrzał na budzik.
„Cholera! Zaspałem!” – Gwałtownym ruchem odrzucił kołdrę, usiadł na łóżku i dopiero wtedy uświadomił sobie, jaki to dzień.
„Zachowuję się jak pies Pawłowa” – pomyślał sarkastycznie i odprężył się. – Kurczę, mogłem jeszcze spokojnie pospać, teraz to już nic z tego – dodał na głos i ziewnął głośno, jednocześnie szeroko się przeciągając. Rozejrzał się zaspanym jeszcze wzrokiem, zarejestrował brak Zdziwki i dopiero wtedy wszystko sobie przypomniał.
Zerwał się gwałtownie i natychmiast zastygł w połowie ruchu.
„Spokojnie, co robisz?” – Skarcił się w duchu, po czym powoli podszedł do drzwi. Ledwie je uchylił, usłyszał charakterystyczny szum.
„Kąpie się? Chyba tak, mam nadzieję, że szybko to pójdzie, zaraz się zleję” – wrócił cicho do pokoju i, niezdecydowany co robić, usiadł ponownie na łóżku. „No i, co teraz?”
Dokładnie w tym momencie szum prysznica ścichł, za chwilę umilkł zupełnie, a za moment Robert usłyszał, jak otwierają się drzwi od łazienki. W kilka sekund później rozległo się delikatne pukanie i drzwi uchyliły się.
– Dzień dobry. Chyba cię nie obudziłam? Łazienka już wolna – Ambra wsunęła nieśmiało głowę, nie rozglądała się, patrzyła mężczyźnie prosto w oczy.
– Cześć, cześć. Nie, już nie spałem. Zapomniałem, że od dzisiaj mam urlop i zerwałem się jak zwykle. Nie ma sprawy. Jak się spało? Odpoczęłaś?
– Tak, dziękuję. Nie przeszkadzam.
Był jej wdzięczny za takt. Poczekał jeszcze chwilę, a gdy usłyszał, że Ambra przeszła do kuchni, pomknął szybko do łazienki.
Umyty, ubrany, wszedł lekkim krokiem do pokoju i stanął jak wryty.
Na ławie stała gorąca herbata (widział jak znad kubków unosi się para), leżał pokrojony chleb, wędlina, jakiś dżem. W fotelu siedziała Ambra, najwyraźniej czekała na niego. Obok jej nóg leżała Zdziwka, całkiem spokojna, przekrzywiony łepek oparła na podłodze.
– Siadaj, pomyślałam, że zrobię śniadanie, przynajmniej tak się odwdzięczę. Nie jesteś zły?
Robert parsknął z rozbawieniem, rozłożył niby to bezradnie ręce i usiadł.
– Nie, nie jestem zły. Raczej zaskoczony. Ale miło. Jeśli mi powiesz, że zdążyłaś posłać łóżko, pozmywać i nakarmić Zdziwkę, to i tak ci nie uwierzę. Lojalnie uprzedzam.
– A jeśli zdążyłam? – Ambra zgrabnie szykowała sobie kanapkę i Robert ponownie zarejestrował, że dziewczyna ma duże dłonie, ale podobały mu się, bo długie palce przydawały im smukłości.
– To już tylko mi powiedz, gdzie byłaś pięć lat temu i dlaczego się z tobą nie ożeniłem? – Zaśmiał się lekko i sięgnął po pieczywo.
– Nie mów tak – Ambra też się zaśmiała – nie wiesz, czy teraz nie żałowałbyś.
– Daj spokój. Posprzątane, śniadanko czeka, kot zadbany – marzenie każdego faceta. A już szczególnie, jeśli chodzi o kota.
Zaśmiała się głośniej, odchylając nieco głowę do tyłu.
– Poddaję się, rozszyfrowałeś mnie, tak na prawdę ukrywam się, bo zdobyłam pierwsze miejsce w konkursie „Miss Gospodyń Domowych”, a nie chcę przyjąć głównej nagrody.
Pokiwał ze zrozumieniem głową, rzucił jakiś żartobliwy komentarz. Czuł się lekko i radośnie. Ambra również wyglądała o wiele lepiej niż wczoraj, sen zrobił swoje. Robert przyglądał się jej dyskretnie, miał wrażenie jakiejś zmiany, choć nie potrafił sprecyzować na czym miałaby polegać. Nareszcie zorientował się.
– Słuchaj, jakoś inaczej wyglądasz – rzucił, gdy już skończyli jeść i wolno dopijali herbatę – trudno mi powiedzieć dokładnie dlaczego, ale mam wrażenie, że coś zrobiłaś z włosami? Mam rację, czy czas na nowe szkła kontaktowe? – Próbował zażartować.
– Z włosami? – Powtórzyła i mimowolnie dotknęła fryzury. – Co masz na myśli?
– Wydaje mi się, jakby były dłuższe – wzruszył ramionami.
– No nie, przecież nie dokleiłam. Może po umyciu i rozczesaniu tak wyglądają. Wczoraj, sam wiesz, taka pogoda i w ogóle… Mogły rzeczywiście trochę inaczej wyglądać.
– Pewnie masz rację, dobra, napijemy się jeszcze kawy?
– Zostaw, ja zrobię, tylko powiedz mi gdzie ją trzymasz, a w międzyczasie ogarniesz trochę tutaj. Zdziwka ci pomoże – Ambra pochyliła się i pogłaskała kotkę, która, jakby rozumiejąc rozmowę, poderwała się i wyprężyła ogon.
– Górna szafka, obok okapu – nawet się nie sprzeciwił. Cała ta sytuacja wydawała mu się naturalna, a co najważniejsze, sprawiała mu przyjemność. Bardziej obawiał się rozmowy, która musiała się za chwilę zacząć, a której nie mógł uniknąć.
• • •
– Powiedz mi, jakie masz dokładnie plany, kogo szukasz, może będę mógł ci pomóc. Oczywiście, jeśli to nie tajemnica – zastrzegł się szybko Robert.
Siedzieli razem przy ławie, w filiżankach przed nimi parowała świeżo zaparzona kawa. Ambra wyszperała jeszcze kruche pierniczki, o których Robert zupełnie zapomniał. Nie protestował przeciw tej inicjatywie, wręcz przeciwnie, podobała mu się.
– Żadna tajemnica. Muszę poczekać jakiś tydzień, a przynajmniej do końca weekendu. W tym czasie znajdę… – Ambra zająknęła się – …tego mężczyznę i wyjedziemy. Wiem, że to brzmi jak jakaś powieść sensacyjno-szpiegowska, ale nic na to nie poradzę – wzruszyła ramionami.
Robert zesztywniał. Wzmianka o mężczyźnie niemiło zazgrzytała mu w uszach, dodatkowo wydawało mu się, że usłyszał w głosie Ambry nutę żalu? Tęsknoty? Starał się nie dać poznać po sobie, że ubodła go myśl, iż kobieta być może nie jest sama, że jest w jej życiu jakiś mężczyzna.
– A jeśli nie znajdziesz? – Zapytał ostro, miał świadomość, że zabrzmiało to napastliwiej niż zamierzał, ale słowa były szybsze niż myśli.
Ambra spojrzała na Roberta uważniej, milczała przez chwilę, a następnie uśmiechnęła się lekko.
– Sam się odezwie. – Powiedziała spokojnie. – Posłuchaj, Robert, to dla mnie dość bolesne sprawy, nie chciałabym rozwodzić się nad nimi, wybacz. Dopijmy tę kawę i pójdę już. Nie gniewaj się, nie chcę cię urazić, przeciwnie, jestem ci bardzo wdzięczna, bardzo mi pomogłeś, nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie wałkujmy tego tematu. Nie chcę, żebyś czuł się wykorzystany, czy oszukany, więc powiem szczerze: jest ktoś, mężczyzna, na którym mi zależy, natomiast muszę się z nim spotkać i odbyć nieprzyjemną… rozmowę, powiedzmy. Nieprzyjemną i bolesną. Trudną, tak dla niego, jak i dla mnie. Straciliśmy kontakt jakiś czas temu, ale teraz tego spotkania nie da się uniknąć. To wszystko, zadowolony?
– Dlaczego myślisz, że domagałem się wyjaśnień? – Starał się mówić spokojnym, wręcz nonszalanckim tonem, ale sam słyszał, że zabrzmiało to jak skarga urażonego dziecka.
Ambra pokręciła głową z wyraźnym rozbawieniem.
– Zdawało mi się, że wzmianka o tym mężczyźnie poruszyła cię. Dobrze, zostawmy. Chodź, muszę już iść.
Podniosła się energicznie.
– Poczekaj moment, odprowadzę cię – też szybko wstał. – Jak sobie poradzisz, przecież jest weekend? Gdzie pójdziesz? Masz tu jakichś znajomych? Podrzucę cię, zobacz jaka pogoda, wciąż pada i trzyma mróz – wyrzucał z siebie pojedyncze zdania, idąc za nią do przedpokoju.
– Coś wymyślę. Poradzę sobie. Zostań, już i tak dużo dla mnie zrobiłeś, stanowczo za dużo. Dziękuję za wszystko, dbaj o Zdziwkę. I o kwiaty.
Dla niego wszystko potoczyło się zbyt szybko. W jednej chwili rozmawiali przy kawie, w następnej Ambra, ubrana w płaszcz, zarzucała kaptur na głowę i otwierała drzwi wejściowe.
Nie był w stanie powiedzieć, ile czasu stał nieruchomo, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w zamknięte drzwi. Z odrętwienia wyrwało go dopiero miauczenie Zdziwki. Kotka siedziała przed wejściem i rozdzierająco płakała. Nie zastanawiając się Robert zdecydowanie szarpnął za klamkę i wypadł tak jak stał, w kapciach, bez kurtki, na klatkę schodową. Nie zawracał sobie głowy windą, zbiegł po schodach, przeskakując na raz po trzy stopnie. Doskoczył do ciężkich, przeszklonych drzwi, otworzył je jednym szarpnięciem i wybiegł na zewnątrz.
Momentalnie owiał go przenikliwy, mroźny wiatr, w twarz sypnął drobny, kłujący śnieg. Robert mimowolnie wzdrygnął się, potrząsnął głową i mrużąc oczy rozejrzał się dookoła. Z lewej strony dostrzegł niewyraźną w białej zamieci sylwetkę.
– Ambraaaaa! – Krzyknął na cały głos i ruszył pospiesznym truchtem w jej stronę. Szybciej nie mógł biec, plastikowe podeszwy kapci ślizgały się na oblodzonym chodniku.
– Ambraaaaa! Zaczekaj!!! – Robert starał się przekrzyczeć poświstywanie wiatru.
Postać przed nim zatrzymała się i odwróciła. Mężczyzna dobiegł do niej i stanął, dysząc ciężko. Czuł jak śnieg osiada mu na włosach, twarzy, ubraniu. Spojrzał na Ambrę, spod przysypanego białym puchem kaptura, wyjrzały ku niemu świetliste, granatowe oczy.
– Słuchaj, ja wiem, że to bez sensu, ale możesz zostać u mnie. Przecież wiem, że nie masz gdzie się zatrzymać, możesz zostać te kilka dni, w końcu takie samo dobre miejsce jak każde inne – mówił coraz szybciej, jakby w obawie, że nie zdąży dokończyć, że zabraknie mu czasu. – Zobacz zresztą co się dzieje – machnął ręką w nieokreślonym kierunku – poczekasz na tego faceta… no, na tego znajomego i sobie pojedziecie. To chyba niezły plan, co?
Czuł, że zaczyna dygotać z zimna, a zęby szczęknęły mu bezwiednie. Jakoś tak mimochodem zauważył, że spod kaptura kobiety wysunęło się kilka kasztanowych kosmyków, które tańczyły na wietrze. „Kosmyki?” – Zdziwił się przelotnie. – „Przecież miała króciutką, postrzępiona fryzurę, skąd kosmyki?”
Nie zdążył pomyśleć nic więcej. Ambra po prostu ujęła go pod rękę i pociągnęła w stronę budynku.
– Chodźmy, przeze mnie złapiesz zapalenie płuc. I tak wyglądasz już jak bałwanek.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.