Tuz czeskiej fantastyki, Miroslav Žamboch, nie ma zmiłowania dla fanów fantasy spod znaku elfów o szpiczastych uszach, białych zamkowych murów i magicznych koni galopujących z rozwianą grzywą. To jeden z powodów, dla których „Bez litości” to świetna, pełnokrwista powieść fantasy.  |  | ‹Bez litości› |
Pełnokrwista także dosłownie, bowiem na jej kartach trup ściele się gęsto niczym zboże u Szymona Szymonowica. Pod tym względem jak w domu (czy raczej jak w cymeryjskiej jaskini) poczują się amatorzy heroic fantasy i sztandarowego bohatera gatunku, Arnolda Conana, choć mogą nieco sarkać na pogłębiony wizerunek psychologiczny najemnika Bakly’ego, protagonisty „Bez litości”. Žamboch zamyślił sobie stworzyć maksymalnie odrażającą postać, od której każdego przyzwoitego człowieka powinno odrzucać na dwieście kroków, i bez litości uczynił ją narratorem. Patrzymy więc na wydarzenia oczami (najpewniej zaropiałymi) niekształtnego (od ćwiczeń i ran), szpetnego (od urodzenia i ran), ponurego (od ran na duszy), zapijaczonego (od najtańszej żytniówki) i brudnego (o higienę dba oblewając się sporadycznie wiadrem zimnej wody) potwora w ludzkiej skórze, który gdyby każdego trupa na swoim sumieniu zaznaczał szczerbą na drzewcu włóczni, byłby ją poszatkował na wiórki długo przed rozpoczęciem powieści. A i na samych kartach „Bez litości” jednej włóczni pewnie by mu nie starczyło. Jednak okrucieństwo, czy raczej bezwzględność Bakly’ego, nie jest pod piórem Žambocha jeno pustą zabawą, w której prostackiej uciechy dostarczają rozpruwane brzuchy i odrąbywane ręce. W miarę rozwoju akcji autor zaczyna odsłaniać powody, dla których bohater wybrał profesję najemnika. I są to powody niebagatelne, poruszające i mocno osadzone w mechanizmach świata powieści. Od samego początku czujemy, że Bakly kryje jakiś sekret, że nie zabija dla przyjemności, że w istocie to swój chłop z kościami, tylko że okrutne życie… I tu chyba Žambochowi trochę omsknęło się pióro. Kiedy w końcu okazuje się, co pcha osiłka do splamionych krwią dukatów, kiedy zaczynają mu wracać ludzkie uczucia, możemy tylko pokiwać głową: czegoś podobnego spodziewaliśmy się od pierwszego rozdziału. Choć niewykluczone, że ta od początku podświadomie wyczuwalna w Baklym iskierka człowieczeństwa to celowy zabieg autora. Žamboch nie daje czytelnikowi czasu do namysłu. Na przeszkodzie próbom przejrzenia intrygi stoi akcja, wartka i wciągająca. Przy odpowiednim przygotowaniu logistycznym (jadło i napitek pod ręką, wychodek o krok) książkę można przeczytać w jeden dzień. I nie będzie to dzień zmarnowany. Z pasją śledzimy rozwój wydarzeń, w których zemsta miesza się z polityką, magia z gospodarką a uczucia z buchalterią. W powieści Žambocha próżno szukać elfów i innych nie-ludzkich ras, magia dopiero podnosi głowę, światem rządzi nie oderwany od rzeczywistości nadęty król, a oświecony (zwłaszcza w zawiłościach ekonomii) monarcha. Tymi złymi u Žambocha nie są obce istoty, przeciw którym szlachetni wojownicy na białych koniach ostrzą swoje dwuręczne miecze, lecz ludzie – okrutni, mściwi, pazerni, samolubni, bezwzględni, wyliczać można bez końca. Autor kilkakrotnie serwuje nam drobiazgowe opisy porannych ćwiczeń bohatera. Brutalne walki relacjonuje bez zbędnej ceremonialności. Realizm tej powieści jest uderzający. Gdybym miał znaleźć w tej znakomitej książce jakąś słabość, wskazałbym nieco przyciężkawy momentami (ale tylko momentami) styl i jakby zbyt szybko kończone niektóre sceny. Z kolei fragmenty ilustracji, zdobiące początki rozdziałów, niekiedy zdradzają, o czym będziemy czytać. Ale to drobiazgi, bez znaczącego wpływu na odbiór całości. Bakly przez całą powieść ewoluuje, a może raczej zrywa z siebie skorupę, jaką nałożył w obronie przed życiem. Ewolucja ta, mimo licznych zawirowań, zmierza nieubłaganie ku zakończeniu, o którym nie mogę nic napisać, ale które musi spodobać się tym czytelnikom, którzy docenią w powieści Žambocha jej realizm i oryginalność.
Tytuł: Bez litości Tytuł oryginalny: Bez slitování Autor: Miroslav Žamboch ISBN-10: 83-89011-92-1 Format: 464s. 125×195mm Cena: 34,99 Data wydania: 12 maja 2006 Ekstrakt: 90% |