powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXIII)
styczeń-luty 2007

Moleskine: Portret mordercy
‹Pachnidło›
Tykwer zamiast stworzyć prawdopodobnie sztampowy thriller o seryjnym zabójcy, wybrał trudniejszą drogę nakreślenia portretu na pół geniusza, na pół introwertycznego szaleńca, jako obrazu silnie oddziaływującego na zmysły widza. Film nie ocieka jednak zapachami w takim stopniu jak książkowy pierwowzór, jednakże daje widzowi posmak wrażeń głównego bohatera.

Oglądając film spodziewam się nie tylko dobrego scenariusza, zaangażowanych aktorów i mistrzowskiej reżyserii. Film nie porusza wyłącznie myśli, skłaniając do dyskusji o znaczeniu zawartego w opowieści przesłania, lecz również oddziałuje na wrażliwe zmysły wzroku i słuchu. Będąc fotografem, podczas seansu automatycznie włącza mi się to zawodowe zboczenie, nakazujące bacznie przyglądać się plastyce obrazu, oceniać pracę kamery, dobór optyki do konkretnej sceny, rodzaj oświetlenia, montaż by w końcu analizować wpływ tych środków wizualnych na samą opowieść. Od lat słuchając muzyki filmowej ostatnio przestaję być wzruszony kolejną ścieżką dźwiękową, łapiąc się na zatrważającym odczuciu, że wszystko już było – jednak czasem trafi się autentyczna, pochłaniająca uwagę perełka, którą warto zaciekawić innych. Mimo zainteresowania przede wszystkim tymi warstwami filmu, które uznawane za techniczne bywają traktowane gorzej od efektów pracy głównych postaci na planie, staram się odbierać i recenzować ukończone dzieło jako całość, absolutnie ułomną bez sprawnie zrealizowanego któregokolwiek z elementów. Moja przygoda z pisaniem o kinie sięga bodaj ośmiu lat wstecz do czasów kiedy współtworzyłem serwis DVD’mension, mając również kilkukrotny epizodyczny wkład w zawartość magazynu Esensja. Różne okoliczności sprawiły, że przez ostatnie miesiące i lata byłem głównie biernym widzem, toteż tym bardziej cieszę się z powrotu do recenzowania na łamach Esensji. Chciałbym jednocześnie zachęcić i zaprosić czytelników do kontaktu i aktywnej wymiany opinii o przedstawianych filmach na moim blogu http://24mm.org/moleskine.

Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Pachnidło”, zgodnie ze swoim podtytułem, opowiada historię pewnego mordercy – Jana Baptysty Grenouille’a, fikcyjnego geniusza zapachu, żyjącego w XVIII-wiecznej Francji. Człowiek ten, będący podrzutkiem wychowywanym najpierw przez opiekunkę niezbyt pieczołowicie zajmującą się prowadzonym sierocińcem, później katorżniczo terminującym w garbarni skór, okazuje się mieć unikalną zdolność poznawania i rozpoznawania zapachów. Dzięki tej umiejętności wkrada się w łaski perfumiarza Baldiniego, dla którego opracowuje kolejne receptury zdobywające olbrzymią popularność i przynoszące podstarzałemu Włochowi kolosalne zyski. Sława ani bogactwo nie stanowią jednak celu dla Grenouille’a. Bohater pragnie stworzyć pachnidło jedyne w swoim rodzaju, idealne, będące mieszaniną ekstraktów z dziewiczych kobiecych ciał. Grenouille, nigdy nie kochany i zawsze sam na uboczu, opętany jest myślą, że dzięki temu zapachowi zyska coś, czego nigdy nie zaznał – szacunek i przychylność ludzi. Opowieść zmierza jednak w innym kierunku od zamierzeń bohatera, pokazując niezwykle przewrotnie, że pragnienie głównej postaci „Pachnidła” nigdy nie zostanie zrealizowane. W brutalny sposób Grenouille zrozumie, że nie można stworzyć nawet doskonałego zapachu, mającego rozkochać w nim innych ludzi, a jego geniusz to też za mało by on sam nauczył się kochać drugiego człowieka.
Ekranizacja powieści niemieckiego prozaika Patricka Süskinda, wyreżyserowana przez Toma Tykwera, okazuje się być dziełem zniewalającym już od pierwszych scen. Przed seansem zastanawiałem się w jaki sposób twórcy zdecydują się oddać całe bogactwo woni śmierdzącego Paryża, tak barwnie oddane w książce Süskinda. Zabieg jest bardzo prosty. Wyobraźmy sobie zapach jako coś niezwykle ulotnego, trwającego ułamek sekundy, intensywnie atakującego zmysły i występującego w różnych smakach, odcieniach, konstelacjach. Pojedynczy aromat jest jak detal, który kamera pieczołowicie wyławia ze sceny dzięki małej głębi ostrości, pozwalającej widzieć szczegół ostro, a całe tło – rozmyte. Intensywność, niemal tłok różnych zapachów Paryża zrealizowano stosując szybki i gęsty montaż. Efekt ten, ze względu na skojarzenie ze współczesnymi teledyskami, jest z początku szokujący w filmie przecież kostiumowym, jednak w sposób instynktowny pozwala wczuć się w postać bohatera, wyłuskującego poszczególne barwy z całej mieszaniny miłych i nieprzyjemnych woni.
Przyznam się, że zakochałem się w obrazie „Pachnidła” chyba dlatego, że dawno nie widziałem filmu zapamiętywanego przez obiektywy tak szeroko otwarte, jak tu. Momenty, w których Grenouille powraca myślami do swojej pierwszej ofiary, rysowane są na filmie niemal jak zmysłowe, bardzo intymne kobiece akty, których twórca tak zagrał światłem i sposobem ujęcia, by nie zapomnieć o żadnym detalu skóry, włosów czy w końcu o zapachu – zupełnie niewidocznym, a jednak fizycznie niemal namacalnym. Co istotne, warstwa wizualna – ani właściwie cała ekranizacja – nie obliczona została na epatowanie okrucieństwem i przemocą, które mogły być uzasadnione ze względu na czyny bohatera. Widząc wydarzenia z tak umiejętnie kreślonej perspektywy Grenouille’a stajemy przed dylematem co słuszne i ważne: pasja i geniusz tej postaci (czy też właściwie zaślepiające go pragnienie bycia kochanym) czy ogólnie pojęta moralność, zabraniająca odbierania życia innym ludziom, o uzyskiwaniu zapachu z ciał zmarłych (kojarzącym się z eksperymentami przeprowadzanymi przez hitlerowskich pseudonaukowców) nie wspominając. Mimo, że odpowiedź jest przecież jasna, to dzięki zdjęciom przez cały seans można mieć wątpliwość czy aby na pewno.
Zniewalająca jest w „Pachnidle” również muzyka, współtworzona przez Tykwera i zaaranżowana przy udziale Berlińskich Filharmoników pod dyrekcją Simona Rattle’a. Dość powiedzieć, że cała właściwie ścieżka to jeden pochłaniający motyw, eksplorowany na wiele sposobów, trochę na podobieństwo użycia w „Imperium kontratakuje” pamiętnego imperialnego marszu – choć nie jest to w pełni trafne porównanie. Muzyka wykorzystuje całe bogactwo oferowane przez instrumenty smyczkowe, pozwalające sączyć pojedyncze dźwięki tak jak wyczuwa się zapachy. Dobrze opisują to słowa perfumiarza Baldiniego, opowiadającego Grenouille’owi o części głowy, serca oraz bazy (jeśli dobrze zapamiętałem z filmu), z których zbudowane są pachnidła. Smyczki pojawiają się i kiedy to następuje, dalsza część tematu może zostać opowiedziana natychmiast lub zdradzać powoli swoją tajemnicę, być ulotna bądź wchodzić i kończyć się ciężko. Podobnie funkcjonują w tej muzyce żeńskie wokalizy, wplecione trafnie w różne fragmenty kompozycji. Warto wsłuchać się w te niepokojące aranże już po seansie „Pachnidła”, ponownie poznając bogactwo ścieżki dźwiękowej z filmu.
Na koniec nie sposób wspomnieć o aktorach. Ben Whishaw w roli Grenouille’a jest perfekcyjny: widać w nim zacięcie, to opisywane przez Süskinda pragnienie życia, a przy tym jednoczesny brak ludzkich emocji i odruchów. Jego postać, choć osadzona silnie w XVIII-wiecznym świecie, jest wyjęta zupełnie poza ramy realiów, funkcjonująca wedle własnych zasad. Dustin Hoffman gra zakurzonego perfumiarza Baldiniego i widać, że dobrze czuje się w tej roli, choć nie znajduje sposobności na pełne rozpostarcie skrzydeł. Alan Rickman jako ojciec jednej z ofiar robi swoją postać samą tylko obecnością na planie, nadając jej życia przemawiając swym niepowtarzalnym głosem. Jest jeszcze jedna persona dramatu, choć niewidoczna, to niezwykle obecna w wielu scenach. John Hurt jako narrator niestety w sposób niezamierzony rozprasza. Wprowadzenie do filmu głosu zza kadru opowiadającego i jakby tłumaczącego treść obrazu jest zwykle wyrazem braku umiejętności zastosowania innych środków do wyrażenia pewnego fragmentu opowieści. Nie posądzam Tykwera o brak pomysłu, jednakże uważam, że za sprawą Johna Hurta „Pachnidło” przestaje być absolutnie genialnym, mrocznym i kostiumowym dramatem, a zepchnięte zostaje nieznacznie w kierunku ugrzecznionej baśni z narratorem, którą ta opowieść wszakże nie jest i nigdy nie będzie.
Zachęcam do dyskusji na stronie http://24mm.org/moleskine/2007/01/pachnidlo/.



Tytuł: Pachnidło
Tytuł oryginalny: Perfume: The Story of a Murderer
Reżyseria: Tom Tykwer
Zdjęcia: Frank Griebe
Scenariusz: Andrew Birkin, Bernd Eichinger, Tom Tykwer
Obsada: Ben Whishaw, Dustin Hoffman, Alan Rickman, Corinna Harfouch, Rachel Hurd-Wood, Sara Forestier, John Hurt
Muzyka: Reinhold Heil, Johnny Klimek, Tom Tykwer
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Francja, Hiszpania, Niemcy
Dystrybutor: Gutek Film, Max Film
Data premiery: 12 stycznia 2007
Czas projekcji: 147 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat, thriller
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

67
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.