powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXIII)
styczeń-luty 2007

Boromir żyje!
Fani czasami piszą opowiadania zmieniające nieco akcję swojej ulubionej książki czy filmu – na przykład aby uratować postać, która w wersji oryginalnej zginęła. Ale żeby aż napisać z tego powodu grubą jak cegła powieść? I zrobić to lepiej niż twórca oryginału? Dokonała tego autorka „Syna Gondoru” – Katarzyna K. Chmiel, znana wśród tolkienistów jako Kasiopea. Powieść można przeczytać na jej stronie internetowej… choć nie tylko.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Fanfiction, czyli literacka twórczość fanów, nie jest w Polsce tak popularna, jak na Zachodzie: wyjątkiem jest cykl o Harrym Potterze, natomiast powieści J.R.R. Tolkiena nie znajdują zbyt wielu chętnych do rozwijania przedstawionego w nich świata. Być może powodem jest to, że najbardziej zaangażowani fani Tolkiena często są jednocześnie najbardziej ortodoksyjni i uważają dopisywanie czegokolwiek do pomysłów „Mistrza” za rzecz niepotrzebną, w skrajnych przypadkach wręcz za profanację. Wśród tych utworów, które powstały, „Syn Gondoru” jest godzien szczególnej uwagi – zarówno ze względu na długość (kilkaset stron!), jak i na poziom literacki.
Rzecz jasna, jako fanfik utwór ten jest skierowany dla czytelników, którzy znają „Władcę pierścieni”. Właściwie wystarczy przeczytać tylko pierwszy tom1). Dlaczego?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Akcja „Syna Gondoru” rozpoczyna się niemal dokładnie w miejscu, gdzie kończy się „Wyprawa” i zaczynają „Dwie wieże”. Z jedną tylko, ale istotną różnicą: Boromir, który u Tolkiena umiera na rękach Aragorna, przeszyty orkowymi strzałami, u Kasiopei przeżywa i, ranny, zostaje wzięty do niewoli wraz z Meriadokiem i Pippinem. Dalej już akcja toczy się dokładnie tak, jak to opisał Tolkien – oczywiście biorąc poprawkę na udział Boromira we wszystkich wydarzeniach. Z tego też powodu autorka opisuje tylko tę część akcji, która dzieje się w Isengardzie, Rohanie i Gondorze, losy Froda i Sama pozostawiając w spokoju. Oczywiście pod „dokładnie tak, jak to opisał Tolkien” mam na myśli zgodność z oryginałem trasy wędrówki, bitew, sprawy z palantirem i tym podobnych rzeczy. Pozostawiając bez zmian zasadniczą oś akcji, Kasiopea ubarwia ją mnóstwem smakowitych szczegółów, budujących psychikę bohaterów oraz pozwalających czytelnikom lepiej się wczuć w przedstawiany świat.
Powieściowy fanfik kompozycyjnie dzieli się wyraźnie na dwie części. Pierwsza, obejmująca wydarzenia od niewoli u orków do spotkania Gandalfa i reszty drużyny na ruinach Isengardu, jest opisywana z punktu widzenia Meriadoka, natomiast w drugiej widzimy wydarzenia oczami Aragorna lub Pippina (rzecz jasna, mowa cały czas o narracji trzecioosobowej). Osobiście bardziej przypadła mi do gustu część pierwsza, może dlatego, że – jak rzadko kiedy przy lekturze – mogłam się utożsamić z bohaterem (mam tu na myśli hobbita, bo to on – chcąc nie chcąc – wysuwa się na pierwszy plan).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Niezwykłą siłą prozy Kasiopei jest empatia i psychologiczne pogłębienie postaci, co nadaje im niezwykłej wiarygodności i namacalnego wręcz realizmu. Oni po prostu ŻYJĄ. Merry i Pippin, którzy u Tolkiena są przedstawieni tak, że jedna z zachodnich fanek złośliwie nazwała ich „nierozróżnialnymi hobbitami z tła” (undistinguishable background hobbits), tutaj zyskują bardzo wyraziste osobowości: Merry jest refleksyjny, rozsądny i bardzo zamknięty w sobie, natomiast Pippin to postrzelony narwaniec, momentami irytująco dziecinny, ale odważny i nie wahający się przed działaniem. Autorka doskonale przedstawia zarówno poszczególne postaci, jak i relacje między nimi: Meriadokowi jest przykro z powodu więzi, jaka rodzi się między Boromirem a Pippinem; Boromir z wielkim trudem uczy się akceptować Aragorna jako przywódcę armii oraz kogoś lepszego i duchowo silniejszego od siebie, zaś pod koniec powieści jego gondorski giermek jest zazdrosny o hobbickiego przybłędę, którego łączy z jego panem tak silna przyjaźń. Ciekawie ukazane są pewne zmiany w zachowaniu Boromira, który pod wpływem towarzystwa Pippina „hobbicieje” do tego stopnia, że w chwilach wzburzenia zaczyna używać wykrzyknika „na Lobelię!”, jak również uczy się słów typu „ufaflunić” (za to Pippin zaczyna wykrzykiwać „na Białe Drzewo!”).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dodatkowym elementem, który nie tylko wpływa na realizm postaci, ale też stanowi źródło doskonałego humoru, jest przydanie bohaterom czegoś, o czym naprawdę niewielu pisarzy fantastyki myśli, mianowicie wspomnień z dzieciństwa. W większości książek, szczególnie fantasy, dzieciństwo bohatera pojawia się najwyżej w postaci jakichś drastycznych i traumatycznych wydarzeń („X nigdy nie zapomniał dnia, kiedy najeźdźcy wyrżnęli w pień całą jego wioskę…”), natomiast bohaterowie przerzucający się tekstami w stylu „No to opowiedz, za co dostałeś największe lanie w życiu” są, jak dla mnie, czymś zupełnie bez precedensu. Oczywiście inny czytelnik może to potraktować jako wadę i zarzucić, że przez całe stronice utworu ciągną się kilometrowe dialogi, jednak szczegółowość opisu była jednym z głównych założeń autorki.
Dialogi w „Synu Gondoru” to w ogóle osobna sprawa: wiele z nich iskrzy się niepowtarzalnym humorem i zawiera zdania, które zapadają w pamięć na długo:
– Boromirze, dlaczego zabroniłeś Pippinowi zaglądać do swojej szafy w sypialni?
– Ponieważ nikomu poza mną nie wolno naruszać spokoju Świętego Kłębu.
– Jak myślicie – zagadnął nagle Tuk – Czy tu wszędzie dookoła pełno jest zasuszonych szkieletów, jak w Morii?
– Pip, ja cię kiedyś zamorduję, wiesz? – jęknął Merry.
– A co, jeśli tam w kącie ktoś siedzi i cały czas nam się przysłuchuje…
– Pip, do licha, zamknij się! Boromirze, trzaśnij go, błagam, masz bliżej!
– No co? Ja tylko się zastanawiam na głos – odparł Tuk z pretensją (…).
– Peregrinie Tuku, śpij już – jęknął Boromir.
– Przecież śpię! – wymamrotał Pippin. – I Merry też już pewnie śpi. Śpisz, Merry?
– Nie! I bardzo cię proszę, żebyś mi nie przeszkadzał, bo jestem zajęty.
– A co robisz? – zaciekawił się Tuk.
– Usiłuję nie wyobrażać sobie tych wszystkich szkieletów dookoła!!!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Do moich ulubionych należą sceny, kiedy bohaterowie, jedząc posiłek na dworze w Rohanie, nabierają się wzajemnie, że wędzonka w zupie jest zrobiona z trolla, opisy psikusów, które Aragornowi robili w dzieciństwie jego przybrani elfi bracia, a także scena z małą rohańską dziewczynką, która wypytuje Boromira, czy jest żonaty. Bardzo zabawne są też przemyślenia Meriadoka dotyczące nadawania imion zwierzętom domowym.
Kasiopea świetnie umie stosować zarówno potoczny język (Niech zgadnę: zaczekałeś aż zaśnie, zatkałeś mu nos i au! Puść! Boromirze, auć, ostrzegam, ja mam nóż!), jak i bardziej wzniosłe teksty. Niekiedy jednak w trakcie lektury niespodziewanie natrafiałam na wypowiedzi (np. Gandalfa) brzmiące nieznośnie patetycznie; sztuczne i drewniane. O co chodzi? Ano, w miejscach, gdzie było to możliwe, autorka z szacunku dla Tolkiena pozostawiła oryginalne dialogi…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Mocną stroną „Syna Gondoru” jest trzymanie się realiów i umiejętność ich plastycznego opisywania. Autorka pamięta na przykład o tym, że zdjęcie kolczugi z rannego w klatkę piersiową i bark mężczyzny jest operacją trudną, szczególnie kiedy zdejmującymi są hobbici, z definicji mniejsi i słabsi od właściciela kolczugi. Doskonałe są opisy leśnej siedziby Drzewca (wręcz czuje się zapach siana, na którym śpią bohaterowie) albo strażnicy w Isengardzie i znalezionego tam jedzenia. Początek fanfika, gdy bohaterowie znajdują się w niewoli u orków, budzi autentyczną grozę, podobnie jak nocne zniszczenie Isengardu. Realizmu dodają opowieści drobne, acz starannie potraktowane szczegóły, takie jak żołnierskie sposoby przemycania alkoholu do namiotów czy spostrzeżenia, że gondorskie strzemiona są niewygodne dla hobbita.
Utwór Katarzyny K. Chmiel z pewnością spodoba się tym czytelnikom, którzy w fantasy poszukują plastycznego oddania „średniowiecznych” realiów, a w literaturze – sympatycznych postaci z wiarygodnie skonstruowaną psychiką.
Jako ciekawostkę można podać, że „Syn Gondoru” doczekał się publikacji: przyjaciele-tolkieniści ufundowali autorce w prezencie urodzinowym kilkanaście profesjonalnie wydrukowanych egzemplarzy (patrz zdjęcia). Oczywiście ze względu na prawa autorskie książka nigdy nie będzie dostępna w normalnym obrocie, jednak na stronie internetowej jest ona umieszczona w formie właściwie gotowej do wydrukowania. Autorka planuje wersję ulepszoną: z własnymi ilustracjami, co, zważywszy na fakt, że jest jedną z najlepszych w Europie ilustratorek Tolkiena (jej galeria w „Esensji”), brzmi niezwykle zachęcająco.
1) W rzeczywistości „Wyprawa” czy też „Drużyna Pierścienia” (w zależności od tłumaczenia) nie jest tomem, lecz dwiema pierwszymi księgami, i rasowi tolkieniści bardzo protestują przeciwko używaniu tego określenia (podobnie jak przeciwko nazywaniu „Władcy Pierścieni” trylogią), jednak w recenzji skierowanej do szerokiego grona odbiorców wolę używać utartych sformułowań.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Anny Adamczyk.
powrót do indeksunastępna strona

87
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.