Gdyby akcję „Wiatru buszującego w jęczmieniu” przenieść na polskie warunki, to film musiałby opowiadać co najmniej o pogromie w Jedwabnem lub być rewizjonistyczną wersją „Ogniem i mieczem”. Dla polskiego kina historycznego, skupionego na krzepieniu serc bądź przypominaniu nam o narodowej martyrologii, taki trzeźwiący haust świeżego powietrza byłby jak znalazł.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ale wróćmy na ziemię. A konkretniej na północnoirlandzkie pola, gdzie, mimo klimatycznego chłodu, mieszka naród, w którego żyłach płynie zaiste gorąca krew. Naród, który ma już dość życia drugiej kategorii wśród absurdów brytyjskiej okupacji (jednym z jej przejawów jest strata życia za niewymówienie swojego imienia po angielsku). Rozwiązanie tego stanu zawsze jawi się w walce i podjęciu próby oparcia się okupantowi, ale jak pokonać wroga przewyższającego swą potęgą każdego na świecie? Jak pisał Mickiewicz: „Wolnym rycerzom wolno wybierać oręże, i na polu otwartym bić się równymi siłami, (…) jedyna broń niewolników – podstępy…”. Ken Loach zaproponował dość subiektywny obraz irlandzkiej wojny o niepodległość. Swoją sympatią wyraźnie obdarzył powstańców, jaskrawo przeciwstawiając ich szczytny idealizm wręcz gestapowskiemu zachowaniu Anglików. Łatwo zauważyć, że film pod pozorem ukazania odległej historii jest krytyką współczesnych polityków i wydarzeń. Trudno tutaj podejrzewać Loacha o sympatyzowanie i sprzyjanie terroryzmowi, jednak trudno też oprzeć się wrażeniu, że tematyka walki narodowowyzwoleńczej i portretowanie początków bądź co bądź terrorystycznej organizacji IRA nie jest przypadkowa. Nic dziwnego zatem, że w ojczyźnie Loacha „Wiatr buszujący w jęczmieniu” został uznany za antybrytyjski, a sam reżyser naraził się na powszechny ostracyzm. W swym komentarzu Loach nakłania nas do znalezienia analogii między historią zawartą w filmie a współczesną inwazją Brytyjczyków w Iraku, z całą pozornością otrzymanej przez tamtejszy naród wolności i suwerenności. Dla Anglików jest to komentarz tym boleśniejszy, że wyciąga na światło dzienne czarne karty z ich wcale nie tak dawnej i zapomnianej historii. „Wiatr…” nie jest jednak błahym widowiskiem historycznym, w którym dobrzy Irlandczycy patetycznie zrywają ciążące na ich rękach kajdany brytyjskiej niewoli. Historia zawarta w filmie służy także ukazaniu relatywizmu pojęć nieodzownych każdej wojnie. Irlandczycy dopóki walczą przeciwko jednemu wrogowi są zjednoczeni. Lecz gdy dostają namiastkę triumfu, przez ich waleczne serca zaczyna biec linia podziału między zwolennikami a przeciwnikami paktu pokojowego z Brytyjczykami. Idealiści chcą walczyć do końca. Realiści już osiągnięty kompromis uznają za zwycięstwo, którego nie można zaprzepaścić. Taki ideologiczny klin wciśnięty zostaje także między braci O′Donnovanów – Damiena i Teddy’ego – bohaterów walki o wolność. Los jest dla nich przewrotny. Bowiem z początku to Damien nie wierzy w ideę, w imię której jego brat przelewa krew, by później stać się jej gorącym orędownikiem, gdy Teddy zaspokoi już swoje polityczno-stołkowe ambicje. Zresztą Damien moralnie nie może się już wycofać i zrezygnować z celu, o który walczył, bowiem walka popchnęła go do najgłębszego radykalizmu, gdy przyszło mu zabić przyjaciela. Zmieniła na zawsze jego uczucia i obróciła w proch wyznawany przez niego system wartości. Tylko czy na lepsze? Loachowi w tej kwestii nie udaje się utrzymać równowagi, przechylając szalę swej sympatii w stronę idealistów, dosadnie obrazując na przykładzie Teddy’ego przeobrażenie dzielnych bojowników w oprawców i stanie się przez nich tym złem, które tak pragnęli zniszczyć.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tak naprawdę istotą „Wiatru…” jest sformułowanie odpowiedzi na nie eksponowane w obrazie pytanie: czym tak naprawdę jest wolność? Czy tylko suwerennością od okupanta czy może czymś więcej, czego nie da się doświadczyć w materialny sposób, poprzez kilka dokumentów gwarantujących Irlandczykom pomniejsze wolności administracyjne czy celne. Konkluzja zdaje się być i w tej kwestii pesymistyczna, gdy okazuje się, że Irlandczycy czuli się wolni z karabinem w ręku, opierając się wspólnemu złu, a walka sama w sobie stała najświetniejszą rzeczą, jakiej mogli doświadczyć. Nikt z nich tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest wolność, a bratobójcze walki tylko niszczą to, co udało im się wspólnymi siłami z trudem zbudować. Bowiem cel tak Damiena, jak i Teddy’ego zdaje się być ten sam, gdyż obaj swoje postępowanie tłumaczą dobrem ojczyzny. Do jego osiągnięcia wybrali jednak całkowicie przeciwstawne i bezkompromisowe drogi, których finalne skrzyżowanie wiedzie obu ku zgubie. U Damiena ciała, u Teddy’ego duszy. Co hamuje film to quasi-dokumentalne dysputy rozrośnięte do płomiennych tyrad o zabarwieniu społeczno-ekonomicznym. Dla widza niekoniecznie orientującego się drobiazgowości ideologicznej wiodąca myśl idei walki ze złem rozmywa się gdzieś w nadmiarze akademickich dyskusji. Szokujący jest natomiast jakikolwiek brak patosu. Loach obrazami okrucieństwa i przeszywającego cierpienia, rodem ze średniowiecznych sal tortur, mocno oddziałuje na widza, syczącego z bólu wraz z bohaterami poddanymi nieludzkiej kaźni. Nastrój ogólnego pesymizmu pogłębiają klimatyczne zdjęcia Barry’ego Ackroyda (nagrodzone przez EFA) znakomicie komponujące się z surowymi krajobrazami zielonej wyspy. Mimo wszystko mam jednak poważny zgryz. Jestem pewien, że podobna zagwozdka towarzyszyła zeszłorocznemu jury w Cannes, gdy przyszło przyznawać mu główną nagrodę. Bowiem spośród nagrodzonych na festiwalu filmów („Volver”, „Babel”) to „Wiatr…” ma najmniej oryginalny temat walki wyzwoleńczej, jednocześnie wzbudza największe emocje i zawiera w sobie gorzki komentarz do współczesności. Jury pod przewodnictwem Wong Kar Waia zdecydowała się wycenić najwyżej tę drugą cechę, przyznając filmowi Kena Loacha Złotą Palmę. Historia i w tym wypadku pokaże, czy był to wybór słuszny.
Tytuł: Wiatr buszujący w jęczmieniu Tytuł oryginalny: The Wind That Shakes the Barley Reżyseria: Ken Loach Zdjęcia: Barry Ackroyd Scenariusz: Paul Laverty Obsada: Cillian Murphy, Padraic Delaney, Liam Cunningham, Gerard Kearney, William Ruane, Siobhan Mc Sweeney Muzyka: George Fenton Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Francja, Hiszpania, Irlandia, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy Data premiery: 8 grudnia 2006 Czas projekcji: 127 min. Gatunek: dramat, wojenny Ekstrakt: 80% |