Amatorzy mocnych wrażeń pieją z zachwytu, widzowie o słabszych nerwach mdleją podczas seansów, krytycy kręcą nosami, a producenci raz za razem przelewają na swoje konta ośmiocyfrowe sumy. 5 stycznia ekrany polskich kin znów zostaną zbrukane krwią. Sadysta Jigsaw powraca w „Pile 3”. Na czym polega fenomen tego cyklu?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
– Jeden z najlepszych horrorów, jakie oglądałem. Najlepszy był ten japoniec bez kawałka głowy i koleś z dziurą w głowie wielkości wizjera w drzwiach – emocjonuje się na internetowym forum Lisu. – Ten film jest jednym z najlepszych horrorów, jakie kiedykolwiek powstały. Inteligentny film ze świetną fabułą i zwrotami akcji – wtóruje mu seven. Obie entuzjastyczne opinie na temat pierwszej części „Piły” łączy uznanie dla filmu, ale powody atencji są już różne. Lisu reprezentuje grupę fanów, których twórcy „Piły” zdobyli przede wszystkim scenami gore i korowodem wymyślnych tortur. Fascynacja przemocą bynajmniej nie czyni z nich dewiantów. To ludzie tacy jak większość z nas – ludzie, z których tak fantastycznie zakpił Cronenberg w swoim ostatnim filmie. Luz, z jakim Lisu pisze o „japońcu bez kawałka głowy”, też nie powinien już nikogo dziwić w czasach, gdy na podobne opcje można natknąć się nie tylko w prasie brukowej i telewizyjnych wiadomościach, ale i w dobranockach. Z kolei dla sevena i jemu podobnych największą atrakcją „Piły” są twisty, fabularne niespodzianki i rzekomo słuszny, w rzeczywistości zaś mocno ambiwalentny morał (śmiertelnie chory Jigsaw jako samozwańczy sędzia sprawiedliwy, który katuje swoje ofiary tylko dlatego, że nie doceniają wartości życia samego w sobie). Australijczyk Leigh Whannell, współscenarzysta „Piły” i odtwórca roli Adama, zapewne skwapliwie by się zgodził i z Lisu, i z sevenem. On nie widzi w przekazie swojego dzieła żadnej dwuznaczności. Tłumaczy go wydarzeniami z własnego życia: – Podczas pracy nad scenariuszem ciężko zachorowałem i miałem czas, by przewartościować sobie wiele rzeczy, by zmienić stosunek do świata. Bardzo nam to ułatwiło sprawę, chociaż od początku naszym celem było stworzenie oryginalnego filmu z przekazem. Gdybyśmy chcieli zrobić po prostu ociekający posoką horror, nakręcilibyśmy coś o zombie i tyle. Coś w stylu produkcji Dario Argenty, które zresztą uwielbiam i które dostarczyły mi kilku inspiracji, by przytoczyć choćby surrealistyczny motyw lalki jeżdżącej trójkołowym rowerkiem. Ale generalnie Argento nie jest kimś, kto przejmuje się logiką, a my chcieliśmy, żeby „Piła” od początku do końca miała sens.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trudno przytaknąć Whannellowi, pamiętając dziury wielkości kraterów w scenariuszu „Piły”. I fakt, że o ile pierwowzór znęca się nad widzem głównie psychicznie, o tyle w obydwu sequelach ciecz imitująca krew tryska z niemal wszystkich członków, jakie tylko posiada homo sapiens. – Jeśli chodzi o jedynkę, to naszym priorytetem było maksimum oryginalności, ale chcieliśmy też oczywiście dać miłośnikom gatunku nieco gore, które tak kochają. A od dwójki seria przeszła w ręce Darrena Lynna Bousmana, który ma prawdziwego fioła na punkcie filmów grozy i robi rzeczy w stylu jeszcze mroczniejszym i bardziej popieprzonym, niż James Wan – trochę asekurancko wyznaje Whannell. Wan, reżyser i współscenarzysta „Piły”, potwierdza słowa swego krajana i przyjaciela: – Nasz film to niezależny thriller paranormalny, który śmiało można postawić obok „Biegnij, Lola, biegnij”, „Pi” czy „Memento”, a którego zakończenia nie powstydziłby się sam Shyamalan. Natomiast sequele to też filmy ze wszech miar nietuzinkowe – wszak scenariusze napisał Leigh – ale to już naznaczone wizją innego reżysera czyste horrory. Nie mówię, że lepsze czy gorsze od naszego projektu. Na pewno inne. W sukurs Wanowi idzie Tobin Bell, przed 2004 rokiem mało komu znany aktor serialowy, dziś jeden z największych gwiazdorów gatunku, uczestnik niezliczonej ilości konwentów. Wszystko to za sprawą wykreowania Jigsawa – następcy takich ikon kina grozy jak Freddy Krueger bądź Jason Voorhees. Jednak Bell najwyraźniej mierzy wyżej od kolegów z rzeźniczej klasy B. – Kiedy tylko przeczytałem scenariusz pierwszej „Piły”, przed oczyma stanął mi obraz bardzo „teatralny”. Kurtyna się podnosi i do samego końca widz skupia uwagę głównie na trzech postaciach dramatu. To fascynujące – opowiada. Wiadomo, co każda pliszka robi ze swoim ogonkiem, ale stawianie „Piły” w jednym szeregu z filmami Tykwera, Aronofsky’ego czy sceniczną dramą na poważnie, zakrawa już nie tylko na chwalipięctwo, lecz na zwyczajną idolatrię. Podkreślanie na każdym kroku oryginalności też jest cokolwiek przesadzone – produkt Whannella i Wana to przecież nic innego, jak sprytnie zmiksowane motywy z „Siedem” Finchera i „Cube” Nataliego, okraszone porcją drastycznych scen o natężeniu niespotykanym do tej pory na dużym ekranie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
I właśnie w przeniesieniu pod strzechy okrucieństwa à la włoskie giallo, znanego dotychczas jedynie garstce zapaleńców, należy upatrywać sukcesu „Piły”. Przemocą świat stoi jak długi i szeroki, przemoc fascynuje, chwyta za gardło i ani myśli puścić. Kolejnych dowodów na to nie trzeba szukać daleko – to choćby triumfy tych, którzy ochoczo poszli śladem filmowców z antypodów, jak na przykład Eli Roth, kończący właśnie prace nad „Hostelem 2”. Oczywiście przemoc, jak prawie wszystko dziś, jest towarem, który należy jeszcze umiejętnie sprzedać. PR-owcy z Lion’s Gate, dystrybutora wszystkich „Pił” na Stany, wykazują na tym polu naprawdę sporo inwencji. Przy okazji premiery pierwszej „Piły” sprzymierzyli się z Czerwonym Krzyżem i każdy dawca za pół kwarty krwi dostawał screener filmu i firmowy T-shirt. Premierze „Piły 2” towarzyszył skandal z plakatami przedstawiającymi poćwiartowaną dłoń. MPAA zareagowało gwałtownym protestem, ale co z tego, skoro zdjęcia posterów zdążyły już okrążyć cały Internet. Natomiast tuż przed zagoszczeniem trzeciej „Piły” na amerykańskich ekranach producenci podali do publicznej wiadomości, że do druku plakatów została użyta krew Tobina Bella, którą wymieszano z czerwonym atramentem. Oficjalnie po to, by uzyskać głębszy odcień czerwieni. Nieoficjalnie – wiadomo – historia przemocy, jak zresztą każda historia, lubi legendy. Zaś jak głosi jedna z nowszych „piłowych” legend, w „Pile 4” główną rolę zagra sama Jessica Alba, a film ma być prequelem części pierwszej. No tak – każda historia ma swój początek. Chciałoby się dodać: i koniec – ale na ten przyjdzie nam zapewne jeszcze długo czekać. Jason z „Piątku trzynastego” pojawił się do tej pory w jedenastu filmach – dlaczegóż by Jigsaw miał nie pobić tego rekordu? Nie zabija się kury znoszącej złote jaja. Tym bardziej jaja-niespodzianki, z których w każdej chwili może się wykluć krwawy kurczak świeżo po transfuzji krwi od Tobina Bella.
Tytuł: Piła 3 Tytuł oryginalny: Saw III Reżyseria: Darren Lynn Bousman Zdjęcia: David A. Armstrong Scenariusz: Leigh Whannell Obsada: Angus MacFadyen, Dina Meyer, Tobin Bell, Shawnee Smith, Bahar Soomekh, Kim Roberts Muzyka: Charlie Clouser Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: USA Data premiery: 5 stycznia 2007 Gatunek: horror
Tytuł: Piła II Tytuł oryginalny: Saw II Reżyseria: Darren Lynn Bousman Zdjęcia: David A. Armstrong Scenariusz: Darren Lynn Bousman, Leigh Whannell Obsada: Donnie Wahlberg, Tobin Bell, Franky G, Dina Meyer, Glenn Plummer, Shawnee Smith, Emmanuelle Vaugier, Beverley Mitchell, Erik Knudsen, Tim Burd Muzyka: Charlie Clouser Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: USA Data premiery: 6 stycznia 2006 Czas projekcji: 93 min. Gatunek: thriller
Tytuł: Piła Tytuł oryginalny: Saw Reżyseria: James Wan Zdjęcia: David A. Armstrong Scenariusz: Leigh Whannell Obsada: Leigh Whannell, Cary Elwes, Danny Glover, Ken Leung, Dina Meyer, Shawnee Smith, Monica Potter, Makenzie Vega, Ned Bellamy, Tobin Bell Muzyka: Charlie Clouser Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: USA Data premiery: 24 lutego 2005 Czas projekcji: 100 min. Gatunek: thriller |