Piractwo jako wesoła przygoda plus magia i upiory – mam wrażenie, że „Demony oceanu”, pierwsza część cyklu zatytułowanego „Wampiraci”, w dużej mierze inspirację zawdzięcza filmowym „Piratom z Karaibów”. Choć są i różnice: w książce Justina Sompera zdecydowanie mniej jest humoru, inny też jest wiek docelowych odbiorców.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ta historia rozdzielonych czternastoletnich bliźniaków – podczas sztormu Connor zostaje uratowany przez statek „zwykłych” piratów, a Grace przez statek wampiratów – wyraźnie przeznaczona jest dla czytelników w wieku głównych bohaterów albo nawet młodszych. Mam więc kłopot z oceną – z jednej strony bowiem widzę wady tej książki, a z drugiej zdaję sobie sprawę, że to, co dla mnie jest wadą, dla dziecka może być elementem neutralnym lub wręcz zaletą. Ot, na przykład fabuła. Osierocone bliźnięta mają tajemniczą przeszłość (ojciec nie zdradził im, kim była ich matka), wyróżniają się nietypowym kolorem oczu oraz sporą inteligencją i nie zdziwiłabym się, gdyby w kolejnym tomie brat i siostra okazali się bohaterami jakiejś przepowiedni. Jednym słowem – schemat, choć dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z literaturą, takie zawiązanie akcji może być świeże i interesujące. Kolejna wada: Somper nie bardzo potrafi opowiadać o uczuciach, zwłaszcza o tych intensywnych. Rozpacz rozdzielonych bliźniaków, ich tęsknota i lęk, że to drugie być może nie żyje – wszystko to opisane jest strasznie łopatologicznie, bez śladu subtelności. Widać, że autor bardzo się stara dodać książce dramatyzmu, ale efekt jest dokładnie odwrotny – ja przynajmniej losem rodzeństwa niespecjalnie się przejęłam. Irytują także wpadki logiczne. Bliźnięta mają taką samą wiedzę (a dziewczynka wręcz przedstawiona jest jako bystrzejsza), więc dlaczego Connor rozpoznaje statek wampiratów na pierwszy rzut oka, zaś Grace przez dłuższy czas nie ma pojęcia, gdzie się znalazła, choć niejako pod nosem ma dowody w postaci np. nadwrażliwości załogi na światło? Nie wiem też, po co autor zdecydował się umieścić akcję akurat w roku 2505. Z jednej strony wspomina się w tekście o filmach czy samochodach, z drugiej pirackie statki to żaglowce, zaś sami piraci posługują się mieczami. Rozumiem, że katastrofa naturalna (w tym przypadku podniesienie się poziomu wód) może spowodować regres cywilizacji, ale chyba powinna być w tym jakaś konsekwencja? Zresztą, pomijając kilka zdań, o katastrofie w książce się nie mówi; cała akcja „Demonów oceanu” dzieje się więc nie tyle w przyszłości, ile w jakiejś ponadczasowej krainie piratów rodem z Hollywood. Mam brzydkie podejrzenia, że autorowi po prostu nie chciało się grzebać w archiwach i zapoznawać z realiami osiemnastowiecznych Karaibów, więc zdecydował się na taki zabieg. I szkoda tylko, że skoro już się zdecydował, nie potrafił lepiej wykorzystać potencjału swojego pomysłu. Narzekam, a przecież „Demony oceanu” mają także zalety. Somper zaimponował mi, gdyż udało mu się wybrnąć z trudnej sytuacji. Bo jak w książce dla dzieci pokazać piratów, z natury niezbyt miłych, tak żeby zachować odrobinę wiarygodności, a jednocześnie nie epatować brutalnością? A jak pokazać wampiry? Justin Somper takie postaci opisuje ze sporym wyczuciem: wątek Connora trzyma klimat sympatycznej przygody na morzu, a wątek Grace klimat łagodnej grozy. Plus za dialogi – piraci u Sompera nie klną, a mimo to mówią naturalnie. „Demony oceanu” można przeczytać pod warunkiem, że ktoś lubi takie historie, a przy tym nie ma zbyt wielkich wymagań co do fabuły czy stylu. Najlepiej jednak książkę kupić, a potem podarować znajomemu jedenasto- czy dwunastolatkowi. Powinna się spodobać.
Tytuł: Demony oceanu Tytuł oryginalny: Demons of the Ocean Autor: Justin Somper Przekład: Piotr W. Cholewa Cykl: Wampiraci ISBN-10: 83-10-11219-X Format: 320s. 130×197mm Cena: 24,90 Data wydania: 13 października 2006 Ekstrakt: 60% |