powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXIV)
marzec 2007

Forrest Gump w szponach Hannibala Lectera
‹Ostatni król Szkocji›
Ceniony dokumentalista Kevin Macdonald w swoim fabularnym debiucie stosuje identyczny chwyt narracyjny, co Agnieszka Holland w „Kopii Mistrza”: każe nam spojrzeć na postać historyczną oczyma fikcyjnego bohatera. Na szczęście to jedyne podobieństwo między tymi filmami.
Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na szczęście, bo o ile film Holland jest wyraźnie wymęczony, skostniały warsztatowo, mało ekscytujący i kiepsko zagrany, o tyle żadnej z tej przypadłości nie można znaleźć w dziele Macdonalda. Wprost przeciwnie – „Ostatniego króla Szkocji” znamionuje realizacyjna pasja: zaprawiony w nowoczesnej dokumentalistyce reżyser (trzy lata temu mieliśmy w kinach jego „Czekając na Joe”, poświęcony heroicznym alpinistom) posiada świetne wyczucie timingu, co pozwala mu przytrzymać nas w napięciu i wtedy, kiedy znienacka wciska gaz do dechy, szafując ujęciami z ręki i close-upami, i wówczas, gdy prezentuje statyczną scenę monologu. Dzięki temu tę opowieść o czasach dyktatury Idi Amina ogląda się jak rasowy thriller, do czego przyczynia się też – a raczej przede wszystkim – obsadzony w roli prezydenta Ugandy Forest Whitaker, który popisuje się tu jedną z najbardziej brawurowych kreacji aktorskich ostatnich lat.
Od czasu Hopkinsowego Hannibala Lectera nie mieliśmy w kinie podobnej postaci – Amin w interpretacji Whitakera to niepoczytalny szaleniec z przetrąconym kręgosłupem moralnym, ale jednocześnie z tak silnie magnetyzującą, niepozbawioną uroku, fantazji i dużego poczucia humoru osobowością, że w większym stopniu budzi sympatię niż odrazę.
Ta niebywała charyzma pozwala zrozumieć łatwość, z jaką prawdziwy Idi Amin Dada Oumee – wiejski chłopak po czterech klasach podstawówki, zaczynający karierę jako kuchcik w brytyjskiej armii kolonialnej – zjednał sobie Wielką Brytanię i Izrael, przy których poparciu dokonał krwawego zamachu stanu na Miltona Obote i ogłosił się prezydentem.
Wcześniej był już między innymi szefem sił zbrojnych Ugandy i jej dziesięciokrotnym mistrzem wagi półciężkiej w boksie zawodowym. Ale w swoich chorych ambicjach mierzył jeszcze wyżej, marząc o zastąpieniu królowej Elżbiety II (wyzwał ją nawet na pojedynek bokserski!) na stanowisku włodarza Wspólnoty Narodów. Anglików nienawidził za upokorzenia doznane w czasie służby wojskowej, natomiast przez całe życie dawał upust swej fascynacji Szkocją, wielokrotnie odgrażając się planem odłączenia jej od Wielkiej Brytanii.
Fakt ów zafascynował z kolei angielskiego dziennikarza Gilesa Fodena, autora powieści, na której Macdonald oparł swój film. Zarówno w literackim, jak i w filmowym przypadku, decyzja o stworzeniu political fiction zainspirowanej życiorysem Amina wydaje się posunięciem o tyle ciekawym, iż otrzymujemy pozycje w pewnym stopniu wartościowe, bardzo wierne faktom (w książce dochodzi jeszcze okupiona latami skrupulatnych badań charakterystyka kraju, która w filmie z oczywistych powodów jest tylko pobieżnie nakreślona), pozwalające wpisać postać maniakalnego satrapy w szerszy kontekst, a zarazem rozrywkowe, wymykające się trącącym myszką schematom biografii.
A wszystko to za sprawą wpisania w realistyczny krajobraz wymyślonej postaci szkockiego lekarza Nicholasa Garrigana, a co za tym idzie, dokooptowanie niemających w rzeczywistości miejsca wątków sensacyjnych i miłosnych.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Garrigana gra młody-zdolny wyspiarskiego kina, Szkot James McAvoy, do tej pory najbardziej kojarzony z roli fauna Tumnusa w „Opowieściach z Narnii”. Gra dobrze, choć oczywiście z górującym nad całym przedsięwzięciem Whitakerem nie ma co się równać. Wszyscy aktorzy zresztą – choć mamy tu i tyleż piękną, co utalentowaną Kerry Washington w roli jednej z czterech żon „rzeźnika z Ugandy”, i zaskakująco przyzwoitą ex-agentkę Scully, czyli Gillian Anderson – bledną w zestawieniu z tegorocznym oscarowym pewniakiem.
W miarę postępu akcji blednie też Garrigan – ze strachu. Początkowo pewny siebie, arogancki i egoistyczny, powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że przyjmując posadę osobistego medyka prezydenta, wdepnął w bagno, z którego ciężko będzie się wydostać.
Tę stopniową przemianę udaje się McAvoyowi wiarygodnie pokazać, mimo iż w przeciwieństwie do Whitakerowego Amina postać lekarza to twór dość jednowymiarowy. Tyle że zamierzenie – ta konstrukcja pozwala bowiem na uczynienie z Garrigana kogoś na wzór Forresta Gumpa: mimowolnego świadka ważnych wydarzeń w historii kraju. Mimowolnego, gdyż jest też Garrigan iście po gumpowsku naiwny, co z kolei przekłada się na fascynującą opowieść o uwiedzeniu przez zło.
I wcale ten efekt nie był od początku tak sam przez się oczywisty. Gdyby w roli ofiary losu (i Amina) wystąpił, dajmy na to, Cillian Murphy, może i dostalibyśmy aktorską rywalizację na nieco wyższym szczeblu, ale nigdy byśmy nie uwierzyli, że ktoś, kto sam charakteryzuje się tak dużą charyzmą, mógłby zostać tak łatwo przez Amina zmanipulowany. Słowem – osoby odpowiedzialne za casting solidnie przyłożyły się do powierzonych im zadań. A że całą śmietankę i tak spije Whitaker, to już tylko jego w tym wielka zasługa.



Tytuł: Ostatni król Szkocji
Tytuł oryginalny: The Last King of Scotland
Reżyseria: Kevin Macdonald
Zdjęcia: Anthony Dod Mantle
Scenariusz: Jeremy Brock, Peter Morgan, Joe Penhall
Obsada: Forest Whitaker, Gillian Anderson, James McAvoy, Kerry Washington
Muzyka: Alex Heffes
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Dystrybutor: CinePix
Data premiery: 9 lutego 2007
Czas projekcji: 121 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat, historyczny, thriller
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

31
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.