Jak to twierdził Freud: „Nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani”. Jeśli wydajemy się sobie normalni, przystosowani do życia w społeczeństwie i szczęśliwi w prowadzonym życiu, warto wspomnieć to zdanie. Jak również film Todda Fielda „Małe dzieci”, w którym spokojne środowisko mieszkańców przedmieść okazuje się kolebką zdrad, nudy, niespełnienia i obłudy.  |  | ‹Małe dzieci› |
Wbrew pierwszemu wrażeniu, w centrum fabuły filmu Fielda nie znajduje się trójkąt głównych bohaterów: Sarah, Brada i jego żony Kathy. Owszem, oko kamery śledzi przede wszystkim ich postępowanie, ale każda postać w „Małych dzieciach” odgrywa tu niebagatelną rolę, dokładając element do skomplikowanej układanki skonstruowanej przez twórców filmu. Fabuła zakreślona w sposób stereotypowy dopiero później nabiera zupełnie nowych kształtów: Brad opiekuje się synkiem, podczas gdy jego żona zarabia na dom, Sarah szuka odskoczni od obowiązków matki w romansie z Bradem, Kathy przeżywa dramat zdradzanej kobiety. Ale w „Małych dzieciach” to nie tylko ich historia się liczy. Ważny jest każdy szczegół. Na przykład niepokojący odgłos pociągu przejeżdżającego w sąsiedztwie osiedla domków jednorodzinnych, przewijający się przez cały film Fielda nie bez powodu. Błahy z pozoru detal burzy zakłamany – chociaż sielski – nastrój ładu i harmonii, wprowadza niepokój nadchodzących zmian, a nawet daje sygnał, że porządne, idealnie zorganizowane życie mieszkańców przedmieść jest tak naprawdę dużo bardziej zepsute, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. I tak jest z wszystkimi drobnymi szczegółami wypełniającymi tę historię: z pozoru mało ważne, nabierają znaczenia. Prosto skonstruowany, operujący szablonami film przekształca się w wiwisekcję zamkniętej społeczności. Wnioski z tej bolesnej operacji przeprowadzonej przez Fielda – zdzierania z bohaterów warstw obłudy, pozorności i konformizmu – są gorzkie i nieprzyjemne, bo też dotykają spraw sumienia. Nawet mimo pokrzepiającego, a nieprzystającego do opowiedzianej historii zakończenia. Co więcej, mało można obejrzeć dramatów obyczajowych z nutą cynicznego humoru, które z początku udają senne, przegadane historie, by potem rozwinąć się w trzymające w napięciu, wstrząsające filmy o wieloznacznej treści. W miarę rozwoju fabuły „Małe dzieci” ogląda się w atmosferze thrillera, a nie dramatu.  | Pamietaj! Romanse na słońcu bez odpowiedniej ochrony mogą grozić niezdrową opalenizną a nawet poparzeniami! |
Duży udział w jej budowaniu ma obsada. Każdy aktor w „Małych dzieciach” wyciska ze swojej roli to, co najważniejsze i najbardziej poruszające. Nie mówi się wcale o świetnej Jennifer Connelly w roli zdradzanej żony, bo uwaga wszystkich skupiła się na Kate Winslet i Jackiem Earle′u Haleyu, którzy zresztą nie bez powodu zostali nominowani do Oscara. Prawdziwą rewelacją jest Haley w roli ekshibicjonisty-pedofila Ronny’ego mieszkającego wraz z matką na pozornie spokojnych i przyzwoitych przedmieściach. Aktor nie wpasowuje się w stereotypy, nie pokazuje swojego bohatera jako potwora, ale jako zniszczonego, chorego człowieka. Nie wybiela go też – po prostu formuje tę postać w sposób nieoczywisty. To duża sztuka przy tak kontrowersyjnym i delikatnym temacie. Wątek „zboczeńca” w zamkniętym, fałszywym środowisku osiedlowej społeczności obnaża ludzkie zachowania wywołane strachem. Nagonka zorganizowana przez przerażonych rodziców i byłego policjanta, próbującego odkupić swoje grzechy z przeszłości, burzy pozorny porządek i pozwala przyjrzeć się uważniej temu mikroświatu, który okazuje się jeszcze bardziej złożony i interesujący w nowej, trudnej sytuacji. Okazuje się, że w przyzwoitym kręgu sąsiadów znaleźć można również niemoralne zjawiska, z których nikt nie zdaje sobie sprawy, bo pozostają one ukryte pod postacią zachowań pozornie tylko wpasowujących się w ogólnie przyjęty porządek społeczny. Podobnie jest ze związkiem Sarah i Brada. Sarah, egoistka traktująca opiekę nad własną córką jak konieczność, pragnie być zauważona i pożądana. Brad, zmęczony problemami domowymi, szuka czegoś nowego i łatwego do otrzymania. Ten głód zmian, jak to określa bohaterka Winslet, prowadzi ich jedynie do wzajemnej fascynacji niepopartej szczerym uczuciem i tak naprawdę niczego niezmieniającej. Złudzenia, że można porzucić dotychczasowe życie bez żadnych konsekwencji, tak jak dzieci odrzucają stare zabawki, okazuje się ulotne. Dorosły człowiek musi dojrzeć, zacząć być odpowiedzialnym za swoje postępowanie i za bliskich, umieć walczyć i przegrywać, dokonywać wyborów. Bohaterowie filmu Fielda nie rozumieją tych prostych zasad. Czują się bezkarni i beztroscy, chcą zmian, ale idą po linii najmniejszego oporu. Powinni zostać za to ukarani, lecz dostają szansę na otwarcie nowego rozdziału w życiu. Interpretacje filmu Fielda można by mnożyć bez końca, bo „Małe dzieci” to porządny materiał do przemyśleń. Film wieloznaczny, niepokojący, pozostający w pamięci i zręcznie operujący aluzjami i cytatami, jak choćby z „Pani Bovary” Flauberta. Poza tym świat opisany przez Fielda to odbicie dzisiejszej rzeczywistości zaludnionej wiecznie nieodpowiedzialnymi dorosłymi, którzy nie radzą sobie w życiu. A taki obraz przeraża.
Tytuł: Małe dzieci Tytuł oryginalny: Little Children Reżyseria: Todd Field Zdjęcia: Antonio Calvache Scenariusz: Todd Field, Tom Perrotta Obsada: Kate Winslet, Patrick Wilson, Jennifer Connelly, Gregg Edelman, Sadie Goldstein, Ty Simpkins, Noah Emmerich, Raymond J. Barry, Jane Adams, Trini Alvarado, Tom Perrotta Muzyka: Thomas Newman Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: USA Data premiery: 16 lutego 2007 Czas projekcji: 130 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 80% |