Co się stało z chińskim kinem? Na okrągło zdobywa laury na całym świecie. To Chińczycy zgarnęli Złotego Niedźwiedzia na tegorocznym festiwalu w Berlinie i Złotego Lwa w Wenecji. Ale czołowi twórcy Piątej Generacji zagrzebali się w filmie kostiumowym z mizernym skutkiem. Chen Kaige poszedł na dno wraz z zeszłoroczną „Przysięgą”. Teraz Zhang Yimou udowadnia „Cesarzową”, że rozwój wysokobudżetowych widowisk historycznych chwilowo stanął w miejscu.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Najnowszy film Zhanga Yimou łatwo pozwala nakreślić obraz kondycji chińskiej kinematografii. Niekoniecznie młodsi, ale z pewnością mniej doświadczeni i mniej znani na świecie Zhang Ke Jia czy Quanan Wang zachwycają jury prestiżowych festiwali. Tymczasem reprezentatywni artyści chińskiego kina, którzy kilka lat temu skutecznie spopularyzowali tę odległą kinematografię poza granicami własnego kraju, zrobili sobie urlop. Stanęli w miejscu albo zrobili krok do tyłu. A może ustąpili miejsca nowym artystom? „Cesarzowa” to nie totalna porażka podobna „Przysiędze”, co warto zaznaczyć już na początku. Chen Kaige ośmielił się wyściubić nos poza przyjęte wzorce chińskiego stylu i luki w jego kiepsko skonstruowanej historii zapełnili efektami graficy komputerowi. W rezultacie powstała seria nudnych slajdów z ładnymi, barwnymi, ale pozbawionymi duszy obrazkami. Całkowicie położyły film fatalna reżyseria i nieciekawa historia, a straconych przez to punktów nie nadrobiła wizualna oprawa, za którą właściwie podobne filmy powinny niemal automatycznie łapać plusy. Zhang Yimou prowadzi w wyścigu z rodakiem, a wygrywa w dużej mierze tym, że wciąż opowiada dosyć solidnie napisane historie. Sięga po sprawdzone, klasyczne wzorce, zbliżone do jednego z najlepszych scenarzystów – Szekspira, które może oryginalnością już nie grzeszą, ale w formule wuxia sprawdzają się wyśmienicie. Mają świetnie rozłożone akcenty dramaturgiczne. Są zrozumiałe na każdej szerokości geograficznej. I nie gubią postaci oraz ich dylematów w nadmiarze dekoracji. Pewnie dlatego „Hero” i „Dom latających sztyletów” tak bardzo pokochali Amerykanie, co chwila stojący przed wyborem: sensowni bohaterowie czy efekty specjalne. Chińczykom jakoś zawsze udawało się bezproblemowo obie te rzeczy połączyć, a serwowana przez nich wizualna uczta nie ustępowała latającym nad miastem Supermenom czy innym Titanikom. Pod względem estetyki kompozycji kadrów „Cesarzowa” trzyma równy poziom przez cały czas. Czysty perfekcjonizm realizacji. Wizualnie każda scena dopracowana jest w najmniejszych detalach i zapiera dech w piersiach. To przepiękne kawałki kina, nad którymi nie ma potrzeby się rozpisywać. Kto widział – wie o co chodzi. Kto nie – „Cesarzowa” może być wspaniałym początkiem znajomości z chińską kinematografią. Po prostu świeżemu widzowi film ten jest w stanie spodobać się nawet bardziej niż staremu koneserowi, który może mieć niewygodne uczucie braku czegoś, czego jeszcze w podobnych dziełach nie było.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tu dochodzimy do najistotniejszego problemu „Cesarzowej”. Paradoksalnie, to właśnie baśniowa i spektakularna formuła tym razem niepokoi w filmie Yimou. Na przestrzeni kilku filmów z ostatnich lat, choćby „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka”, „Hero” i „Domu latających sztyletów”, widać, że wuxia to styl oferujący stosunkowo niewielkie pole manewru. Dopuszczalna jest zabawa kolorami, sceneriami, choreografią walk, ale każdy drastyczny ruch może się skończyć casusem nieszczęsnej „Przysięgi”. Yimou bardzo elegancko kręci te bajkowe sceny, nierzadko przecież balansujące na granicy kiczu. Ale ramy stylu są zbyt wąskie, żeby bazując na kilku obecnych w polskich kinach filmach, nie mieć wrażenia lekkiego wypalenia formuły wuxia. Najlepiej da się to zaobserwować na scenie ataku na osadzoną w górach wioskę, do złudzenia przypominającą walki z „Domu latających sztyletów”. Ale z racji fabuły bliskiej „Hero”, „Cesarzowa” dużo częściej przywołuje na myśl właśnie opowieść o Bezimiennym. Najnowszy film Zhanga Yimou ostrzega: to, co jest główną zaletą kasowych chińskich produkcji, zaraz może się znudzić i przejeść. To oczywiście jest czepianie się konwencji, podobne zarzucaniu kiczowatości i banalności bollywoodzkim tworom. Jednak dochodzące do nas filmy Piątej Generacji pozwalają ocenić, czy ten nurt w jakikolwiek sposób się rozwija na przestrzeni lat. Zaakceptowaliśmy pewną konwencję i przestajemy ją traktować jako nowatorskie dziwadło z dalekiego kraju. Z czasem wrażenie oryginalności zaciera się. Nadchodzi najwyższa pora na pytanie, czy Chińczycy dalej próbują nam sprzedać swoje śliczne bajki w pudełeczku niekonwencjonalnego produktu ze Wschodu, czy może szukają w tej formule czegoś mogącego wykroczyć poza tradycyjne chwyty i zachwycić kogoś więcej niż niewymagającego miłośnika. Czy twórców interesuje kwestia rozwoju tego stylu? W kontekście „Cesarzowej” odpowiedź na wszystkie pytania to: nie. Yimou nie podejmuje w swoim filmie żadnego ryzyka i bezpiecznie porusza się na sprawdzonym terytorium. Zbliża się bardziej do roli kopisty własnego stylu niż jego twórcy. Na czas seansu jest w stanie nas zaczarować nastrojem i klimatem swojego cudeńka. Ale po skończonym filmie pojawia się żal do twórców. O to, że nie są do końca uczciwi wobec widza i wydaje im się, iż można mu bez skrupułów wcisnąć film zrobiony według identycznej, co poprzednie, formuły. To postępowanie niekorzystne zarówno dla samych reżyserów, jak i dla owej wuxiowej estetyki. Jeśli teraz nie trafi ona na twórcę z otwartym umysłem, wyobraźnią oraz odwagą do przemyślenia jej na nowo, stanie się powielanym i skostniałym schematem. A w kopiowaniu, kserowaniu, powtarzaniu szablonów Chińczycy zawsze będą gorsi i zajmą w wyścigu drugie miejsce. Bo to w końcu specjalność Amerykanów.
Tytuł: Cesarzowa Tytuł oryginalny: Man cheng jin dai huang jin jia Reżyseria: Yimou Zhang Zdjęcia: Xiaoding Zhao Scenariusz: Yimou Zhang Obsada: Yun-Fat Chow, Li Gong, Jay Chou Muzyka: Shigeru Umebayashi Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Chiny, Hong Kong Data premiery: 16 marca 2007 Czas projekcji: 111 min. Gatunek: akcja, dramat, przygodowy Ekstrakt: 60% |