powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LXV)
kwiecień 2007

Krótko o…
Insekt›; ‹Eden #12›, ‹Eden #13›; ‹Dom żałoby #1 i #2›; ‹Dom żałoby #3›; ‹Alveum
Insekty i ludzie

Kultura Gniewu słowami Karola „KRL” Kalinowskiego promuje „Insekt” jako komiks dziwny. I to prawda. To jest komiks dziwny. Dziwny aż do ostatniego kadru.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Insekt›
‹Insekt›
Głównym bohaterem komiksu jest Pascal – na pierwszy rzut oka chłopiec, jakich wielu. Uwielbia grać z rówieśnikami w piłkę i gry wideo. Cieszy się popularnością wśród kolegów – no i wśród niektórych koleżanek, które są nawet skłonne bić się o jego względy. Jest z nim jednak pewien problem, którego nikt w małym zadymionym mieście nie dostrzega. A przynajmniej nie dostrzeże do czasu.
Pascal jest bowiem INNY.
Czego nawet on sam nie jest z początku świadomy, a co spostrzegawczy czytelnik z łatwością zauważy już na pierwszych stronach komiksu Saschy Hommera. I co – czego można się domyśleć – prędzej czy później doprowadzi do nieuniknionej konfrontacji między nim a „normalną” resztą.
Nie można „Insektowi” odmówić dobrych stron. A nawet bardzo dobrych. Jak świetna grafika – niby prosta, ale budząca niepokój i przykuwająca uwagę, a miejscami naprawdę piękna. Jak stosowane z wyczuciem rastry, nieźle budujące kontrast pomiędzy zadymionym miastem a słoneczną prowincją. Albo umiejętnie budowany przez Hommera klimat. Niemiecki autor na stu dwudziestu stronach opowiada bowiem historię dość prostą, wręcz jednowątkową, którą mógłby bez problemu zmieścić na dziesięciokrotnie mniejszej objętości. Ale dzięki tym kilkudziesięciu niby nic nieznaczącym kadrom Hommer stopniowo dawkuje napięcie całej opowieści, prowadząc czytelnika wprost do nieuniknionego końca.
Mnie ten komiks strasznie zasmucił. Jest trochę o nietolerancji, o inności, o poszukiwaniu własnej tożsamości, o dzieciach kopiujących zachowania ze świata dorosłych. O wszystkim po trochu. „Insekt” nie jest może jakimś objawieniem na miarę innych komiksów wydawanych przez Kulturę Gniewu, ale zapoznać się z nim można. Bardzo szybko się go czyta – ja to zrobiłem w kolejce na badania lekarskie i pewnie dlatego wyniki wyszły mi takie, jakie wyszły.
Plusy:
  • urokliwe, eleganckie wydanie
  • umiejętnie budowany klimat
  • grafika na wysokim poziomie
Minusy:
  • już po paru stronach łatwo się domyślić punktu kulminacyjnego
  • niezbyt jasne zakończenie



Tytuł: Insekt
Tytuł oryginalny: Insekt
Scenariusz: Sascha Hommer
Rysunki: Sascha Hommer
Przekład: Marcin Chuta
ISBN: 978-83-923986-6-0
Format: 128s. 148×210mm
Cena: 24,90
Data wydania: luty 2007
Ekstrakt: 80%



Coraz większa komplikacja

Postanowiłem poświęcić dwóm tomom „Edenu” Hirokiego Endo jedną recenzję z kilku powodów. Chyba najważniejsze z nich są to mocne powiązanie wątków i… rozczarowanie, jakie obie części przynoszą. Niestety.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Eden #12›
‹Eden #12›
Pamiętam, że kilka pierwszych tomów „Edenu” zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Niesamowita, poważna, brutalna, ale pełna refleksji historia, poszatkowana przerażającymi retrospekcjami. Galeria wyrazistych postaci o przeszłości mniej lub bardziej wyjaśniającej motywy ich działań. Precyzyjne rysunki, płynna narracja i doskonały montaż scen walki. Potem, niestety, troszkę się pogorszyło. Autor przerzucił akcję do Limy i zajął się opowiadaniem historyjek z życia prostytutek. Na chwilę komiks wrócił do minionej świetności – głównie za sprawą wątku „terrorystki” Mulihan. Ale powrót do 100% ekstraktu trwał krótko…
Gdy wątek Mulihan został zakończony, Endo postawił na nową bohaterkę – policjantkę Miriam i jej interakcje z podrośniętym Eliahem, jednocześnie rozwijając motyw tajemniczego bytu – Mayi. Autor zdecydował się również na wprowadzenie nowych typów wirusa, który znów atakuje ludzkość. W tomach 12 i 13 wszystko to sprawnie się ze sobą łączy, czytelnik poznaje również kolejne tajemnice rodziny Ballardów. Jest trochę walki (jak zwykle świetnie przedstawionej), pojawiają się starzy znajomi, jest oczywiście obecna polityka i niezrozumiały dla laików naukowy żargon mający tłumaczyć to i owo. Nadrzędna fabuła komiksu jest jednak coraz bardziej zagmatwana i trudna do ogarnięcia.
Niestety, całość już nie przykuwa do fotela tak jak kiedyś. Przede wszystkim irytują bohaterowie. Eliah wyrósł na kretyna-erotomana, zaś Miriam denerwuje swą nadpobudliwością. Endo zaczął również wprowadzać głupawe wątki humorystyczno-seksualne, dodając do tego charakterystyczne dla japońskich produkcji nieco lżejszego kalibru przerysowanie ekspresji bohaterów (wampirze zęby, dziwaczne miny). To nie pasuje do poważnego klimatu „Edenu”. Autorowi zdarzają się również wpadki w warstwie graficznej. Tu szwankują proporcje postaci, tam coś nie tak z perspektywą… Kolejnym minusem jest to, że drugoplanowi bohaterowie są często do siebie bardzo podobni…
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Eden #13›
‹Eden #13›
Szkoda. Mimo że opisywane tomy „Edenu” to wciąż komiksy na wysokim poziomie, daleko im jednak do jakości początkowych odcinków serii. Wciąż są sprawnie zrealizowane, ale coś zostało zaprzepaszczone. To coś, co sprawiało, że od „Edenu” nie sposób było się oderwać.



Tytuł: Eden #12
Tytuł oryginalny: EDEN – It’s An Endless World
Scenariusz: Hiroki Endo
Rysunki: Hiroki Endo
Przekład: Zbigniew Kiersnowski
Wydawca: Egmont
Cykl: Eden
ISBN-10: 83-237-2833-X
Format: 224s. 115×180mm
Cena: 19,—
Data wydania: listopad 2006
Ekstrakt: 70%

Tytuł: Eden #13
Tytuł oryginalny: EDEN – It’s An Endless World
Scenariusz: Hiroki Endo
Rysunki: Hiroki Endo
Przekład: Zbigniew Kiersnowski
Wydawca: Egmont
Cykl: Eden
ISBN: 978-83-237-2834-4
Format: 224s. 115×180mm
Cena: 19,—
Data wydania: styczeń 2007
Ekstrakt: 70%



Tajemnica Pana X

Wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy po publikacji kilku antologii i powieści graficznych postawiło na pierwszą serię. Zaszczyt ten przypadł „Domowi Żałoby”, przedstawianemu w materiałach promocyjnych jako „pierwsza polska seria grozy”. Jest obiecująco.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Dom żałoby #1 i #2›
‹Dom żałoby #1 i #2›
Czytelnik otrzymuje za jednym razem dwa pierwsze odcinki serii wykreowanej przez Dominika Szcześniaka. Pierwszą część wykonał Hubert Ronek, drugą zaś Maciej Pałka. Edytorsko ten album bardzo przypomina „Człowieka-Paroovkę” Marcha Lachowicza. Po zakończeniu lektury jednej opowieści należy album przekręcić i zacząć od końca (obydwie historie stykają się ostatnią stroną zakończenia). Ten zabieg, choć ciekawy, jest tylko jednorazowy – kolejne odcinki będą już wydawane pojedynczo.
Pierwsze dwie części mogą spowodować u czytelnika niemały mętlik w głowie. Szcześniak wprowadza na scenę od razu kilkanaście dziwnych postaci z różnych rzeczywistości, swobodnie splatając ich wątki. Początkowo cała historia toczy się wokół tajemniczego zaginięcia młodego człowieka imieniem Kortez. Sprawę prowadzi Gabriel Diun – znakomity i doświadczony detektyw, który cierpi, niestety, na dość kłopotliwą dla przedstawiciela tej profesji przypadłość – okresowe zaniki pamięci. Losy Korteza zostały przedstawione w pierwszym tomie, w drugiej części obserwujemy śledztwo Diuna. Ale w obydwu tomach scenarzysta sygnalizuje kilka innych wątków, które mogą wypłynąć w następnych częściach…
Dwa pierwsze odcinki „Domu Żałoby” zrealizowało dwóch diametralnie różnych rysowników – Hubert Ronek i Maciej Pałka. Obaj na dobrym poziomie, chociaż styl Ronka niezbyt pasuje do klimatu historii Szcześniaka. O wiele lepiej współgra z nią styl Pałki. Ale i tak najlepiej wypada kilkanaście kadrów naszkicowanych przez Pałkę, a pokrytych tuszem przez Ronka w drugiej części. Naprawdę robią wrażenie i aż żal, że reszta komiksu nie została w ten sposób wykonana. Może w którymś z kolejnych tomów?
Szcześniakowi w niezłych pierwszych dwóch odcinkach udało się zarysować uniwersum i uknuć intrygę, która ma przyciągnąć czytelników do kolejnych tomów „Domu Żałoby”. I jest szansa, że przyciągnie, bo „pierwsza polska seria grozy” zapowiada się naprawdę obiecująco. Już wiadomo, że trzecią część zrealizuje Wojciech Stefaniec. Czwartą – Maciej Pałka. Co do kolejnych – jeszcze nie wiadomo. Czyżby pod względem niesamowitości historii i zróżnicowania graficznego szykował nam się polski „Sandman”? Miejmy nadzieję, że kolejne odcinki będą przynajmniej dorównywać dwóm pierwszym.



Tytuł: Dom żałoby #1 i #2
Scenariusz: Dominik ‘Lucek’ Szcześniak
Rysunki: Hubert Ronek, Maciej Pałka
Cykl: Dom żałoby
ISBN-10: 83-922963-8-9
Format: 64s. 175×250mm
Cena: 10,—
Data wydania: grudzień 2006
Ekstrakt: 70%



W kawiarni u Grety

Trzecia część „Domu Żałoby” wprowadza na scenę kilka nowych postaci oraz nowego rysownika – Wojciecha Stefańca. I właściwie tylko tyle da się o niej powiedzieć, bo akcja w trzeciej części raczej nie posuwa się do przodu.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹Dom żałoby #3›
‹Dom żałoby #3›
W trzecim odcinku „Domu Żałoby” nie za wiele się dzieje. Otrzymujemy dwie krótkie historyjki autorstwa Dominika Szcześniaka i Wojciecha Stefańca – chociaż bardziej pasowałoby do nich określenie „impresje”. Akcja pierwszej z nich toczy się w kawiarni u niejakiej Grety. Goście przychodzą i odchodzą, konwersują z Gretą, zamawiają i robią najprawdopodobniej to, co zwykle. Być może powrócą w kolejnych odcinkach, na razie niewiele się jednak o nich dowiadujemy. Druga historia składa się z elokwentnych rozważań narratora na temat miasta, w którym toczy się akcja komiksu. Połączone są one z rozterkami młodego człowieka o imieniu Voit, zestresowanego przed spotkaniem z dziewczyną. Czyli praktycznie żadnej akcji. Zdecydowanie brak w tym odcinku „Domu Żałoby” suspensu i intrygi, które napędzały historię opowiedzianą w pierwszym albumie. Ani słowem nie wspomina się tu o sprawach z wcześniejszych części – czyli zaginięciu Korteza X oraz śledztwie prowadzonym w tej sprawie przez Gabriela Diuna. Gdyby nie przelotne pojawienie się tego ostatniego w kawiarni Grety, można by przypuszczać, że mamy do czynienia z zupełnie oddzielnym projektem.
Bardzo interesująco zapowiada się tutaj Wojciech Stefaniec. Rysuje mrocznie i efektownie, sprawnie radzi sobie z architekturą, detalami w tle, a także anatomią. Miejscami jego styl bardzo przypomina rysunki Dave’a McKeana, przez co „Dom Żałoby” jako seria kolejny raz może budzić skojarzenia (a co za tym idzie – porównania) z legendarnym „Sandmanem”. Na szczęście graficzne podobieństwo stylów nie jest aż tak łudzące jak w przypadku „Alveum” – innego komiksu Stefańca wydanego w tym samym pakiecie przez wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy.
O ile dwie poprzednie części tej serii budziły zainteresowanie i dawały nadzieję na intrygujący rozwój fabuły, o tyle ten odcinek jest zupełnie nieciekawy i zwyczajnie nuży. Może ma sens jako cześć większej całości; może wprowadzone w nim postacie odegrają istotną rolę w rozwoju dalszej historii. Niestety, jako oddzielne wydawnictwo zupełnie się nie broni. Miejmy nadzieję, że w kolejnych częściach „Domu Żałoby” będzie już znacznie ciekawiej.
Plusy:
  • styl Stefańca miejscami zupełnie przypominający Dave’a McKeana!
Minusy:
  • styl Stefańca miejscami ZUPEŁNIE przypominający Dave’a McKeana
  • nieznośnie statyczna akcja



Tytuł: Dom żałoby #3
Scenariusz: Dominik ‘Lucek’ Szcześniak
Rysunki: Wojciech Stefaniec
Cykl: Dom żałoby
Format: 32s. 175×250mm
Cena: 9,—
Data wydania: marzec 2007
Ekstrakt: 50%



Wynurzenia w wannie

Przy pierwszym kontakcie z komiksem największe wrażenie wywierają rysunki. To one są w stanie skłonić do kupna danego tytułu. Po lekturze czytelnik może odczuwać rozczarowanie, gdy grafika nie obroniła nieciekawej historii. A najgorzej jest, gdy rysunki dobre przy pierwszym, pobieżnym kontakcie, okazują się wcale takimi nie być. I tak, niestety, jest w przypadku „Alveum”.
Zawartość ekstraktu: 40%
‹Alveum›
‹Alveum›
„Alveum” Wojciecha Stefańca to komiksowa nowela na motywach opowiadania Radosława Poniewierzy. W historii tej obdarzony sporą dawką empatii główny bohater, leżąc w wannie (stąd tytuł – łac. alveum – wanna) opowiada, jak trafia na osobnika bardziej cierpiącego niż dotychczas spotykani. Tajemniczy jegomość okazuje się wampirem… A wszystko kończy się oczywiście tragicznie.
Troszkę szwankuje język tej opowieści. Zdania bywają nieporadne, zdarzają się niezgrabne konstrukcje stylistyczne, dziwaczne porównania. Przede wszystkim jednak brak tu lekkości połączenia stron graficznej z werbalną. Czasami jest za dużo tekstu, którym autor tłumaczy to, co przedstawił na ilustracji. Odnoszę również wrażenie, że warstwa fabularna zdominowała rysunki. Czytelnik skupia się na tekście, jedynie „ślizgając się” wzrokiem po grafice.
A ta jest bardzo ciekawa. Nowatorska, pełna eksperymentów, wyczucia barwy, zabaw z formą i językiem komiksu. Naprawdę można by się zachwycić… gdyby nie to, że na te same rozwiązania już dawno wpadli inni rysownicy. Stefaniec dość mocno i często (choć czasem nieudolnie) nawiązuje do dokonań Billa Sienkiewicza, Dave’a McKeana, George’a Pratta, Jona J. Mutha, Kenta Williamsa czy Davida Macka. Momentami aż za bardzo.
Ciężko polecać ten komiks, bowiem dużo mu brakuje. Myślę, że jego autor powinien odczekać jeszcze kilka lat ze stworzeniem „Alveum”. Aż wypracuje własny styl i będzie mógł lepiej przełożyć to opowiadanie na język komiksu. Bo na razie ten album to nieco bełkotliwy falstart. I za mało Stefańca w Stefańcu.



Tytuł: Alveum
Scenariusz: Wojciech Stefaniec
Rysunki: Wojciech Stefaniec
Format: 32s. 175×250mm
Cena: 18,—
Data wydania: marzec 2007
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

96
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.