powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LXVI)
maj 2007

Polowanie
Elizabeth Moon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział drugi
Heris ruszyła do swojej kabiny, zastanawiając się po drodze, czy cywile znają pokładowe obyczaje. Czy wiedzą, że powinni się trzymać swojej strony biurka? Sirkin wiedziała. Podczas gdy Heris wywoływała na terminalu pliki, młoda i energiczna dziewczyna stanęła po drugiej stronie biurka.
Przyjrzała się pierwotnemu kursowi wytyczonemu przez Sirkin. Bezpośrednie poziomy ciągu, żadnych gwałtownych zmian kursu, przyzwoite odległości od znanych przeszkód. Nie różnił się wiele od tego, jaki sama by wytyczyła, choć jednostki ZSK mogły i często ścinały marginesy bezpieczeństwa na rzecz szybkości.
– I kapitan Olin odrzucił ten kurs? Czemu?
– Uznał, że jest zbyt ryzykowny. Tutaj… – Sirkin dotknęła palcem wyświetlacza, który powiększył obraz, ukazując więcej szczegółów. – Twierdził, że tak bliskie podejście do T-77 z ciągiem 0,06 jest samobójstwem. Zapytałam o powody, ale odpowiedział tylko, że to on jest kapitanem i z czasem sama zrozumiem.
– Hmmm. – Heris nachyliła się nad wyświetlaczem. – Czy sprawdziła pani informacje na temat T-77 w źródłach?
– Tak, pani kapitan. – Heris spojrzała na dziewczynę zdziwiona, po czym doszła do wniosku, że to może być poprawny tytuł wśród cywilów. W ZSK używano „sir” w stosunku do obu płci – chodziło o wyrażenie szacunku, a nie rozróżnienie typu chromosomu. – Według Bairda i Logana, T-77 to anomalia grawitacyjna, nic więcej. Ciro spekuluje, że to wypalona gwiazda. Ale wszystkie źródła zgadzają się, że nie jest tak niebezpieczna jak Sprol Gumma i można tam całkowicie bezpiecznie przelatywać z prędkościami rzędu 0,2. Zachowałam się ostrożnie. – W jej głosie zabrzmiał żal. Heris potrząsnęła głową.
– Kapitan Olin musiał mieć jakiś powód. Pani względna prędkość byłaby tam stosunkowo niska – czy sugerowała pani zwiększenie ciągu dla osiągnięcia większej prędkości?
– Nie, proszę pani. Kapitan oświadczył, że tam jest niebezpiecznie już przy 0,06, a przyspieszanie tylko pogorszyłoby sytuację.
– Jeśli chodziło mu o interakcję przyspieszenia i masy, to nie jedyne czające się tam niebezpieczeństwo. – Zagryzła w zamyśleniu wargę. Od dawna nie odwiedzała tej okolicy i żałowała, że nie ma dostępu do map i danych wywiadowczych ZSK.
– Ale czemu mi tego nie powiedział? – Sirkin zaczerwieniła się, przez co wyglądała na jeszcze młodszą. – Mogłam wytyczyć nowy kurs, dla większego ciągu…
– Nie chciał w ogóle zbliżać się do T-77 – uznała Heris. – Zobaczmy, co jeszcze chciał ominąć. – Przyjrzała się reszcie kursu Sirkin, porównując go z kursem Olina i w razie potrzeby wywołując dodatkowe informacje. Z wolna zaczynała pojmować logikę rozumowania Olina. – Nie chciał zbliżać się do przeszkód uznanych za mało bezpieczne, prawda? Kazał pani ominąć Palec Cumbera, zamiast skorzystać ze skrótu przez Obrączkę – a to bezpieczny skrót, z którego wszyscy korzystają. Polecił pani polecieć tamtędy… Ale dlaczego? – Podniosła wzrok; w oczach Sirkin widziała podobne zdziwienie. – Czy lady Cecelia miała wyznaczoną datę przylotu? Czy prosiła go o przybycie w jakimś określonym terminie?
Sirkin kiwnęła głową.
– Chciała być osiem dni przed planowanym przylotem, żeby zdążyć na jakieś przyjęcie rodzinne. Olin oznajmił, że to niemożliwe, i to był jeden z powodów, dla których postanowiła zmienić kapitana. Uznała, że za wolno lata.
– Słyszałaś ją? – Heris pozwoliła sobie unieść brew.
Sirkin znów się zaczerwieniła.
– No… To znaczy Tonni z personelu powiedział inżynierii, a pan Gavin przekazał mnie.
– Z personelu?
– Wie pani, tutaj jest personel domowy, którym kieruje Bates, i załoga statku kierowana przez kapitana – przez panią. Nie powinniśmy się do siebie wtrącać, ale nasze krety zawsze kłócą się z ogrodnikami milady.
Heris poczuła się tak, jakby trafiła do jakiejś farsy. Ogrodnicy na pokładzie statku? Ale nie mogła pozwolić, by dziewczyna zauważyła jej zmieszanie.
– Kiedy my mówimy „personel”, mamy na myśli oficerów nie na stanowiskach liniowych – wyjaśniła, jakby chodziło tylko o niejasność terminologii.
– Och. – Sirkin najwyraźniej nie miała pojęcia, co to znaczy, ale Heris nie zamierzała jej wyjaśniać. Najważniejsze jest przygotowanie statku do podróży. Powinna lepiej poznać resztę załogi, a do tego służą inspekcje. Jeszcze raz spojrzała na wybraną przez Olina trasę i potrząsnęła głową.
– Zastanawiam się… To wygląda tak, jakby kapitan wiedział o tych rejonach coś, czego nie zamieszczono w katalogach. – Była ciekawa, co to mogło być. Często pojawiały się plotki o „pirackich wybrzeżach” i „gniazdach piratów”, mające tłumaczyć spóźnienia statków lub brak ładunku. Ale to tylko plotki… Poza tym Olin podlatywał znacznie bliżej do punktów uznanych w katalogach za bardzo niebezpieczne; koło T-89 był tak blisko, że nawet ona nie odważyłaby się tego zrobić krążownikiem. Oczywiście, krążowniki mają znacznie większą masę. A więc w pierwszym etapie podróży wlekli się powoli, potem pędzili prosto i pewnie, a na koniec znów nadłożyli drogi. Serrano pomyślała o szmuglu, ale zachowała obojętny wyraz twarzy. Później będzie mogła dojść do tego, co i z kim szmuglował kapitan Olin.
– Pani jest najkrócej w załodze? Dlaczego zdecydowała się pani na tę pracę, a nie jakąś inną?
Sirkin zaczerwieniła się.
– Cóż… Chodzi o… moją przyjaciółkę. – Sądząc po rumieńcach i tonie głosu, raczej o kochankę. Heris jeszcze raz się jej przyjrzała: niebieskie oczy, brązowe włosy, szczupła, przeciętna twarz. Bardzo młoda i bardzo emocjonalna.
– Na pokładzie tego statku?
– Nie, proszę pani. Jest jeszcze w szkole, na trzecim roku konserwacji systemów okrętowych. Gdybym zatrudniła się na statku korporacyjnym, oczekiwaliby ode mnie pozostania na zawsze. – Heris wiedziała, że wcale nie, ale dla tak młodej dziewczyny nawet podstawowe pięcio- czy dziesięcioletnie kontrakty wydawały się wiecznością. – Kiedy ona ukończy szkołę – właściwie nie jest najlepsza w swojej grupie – chciałybyśmy być razem, na tym samym statku, w tej samej kompanii.
– Czyli ta praca jest do czasu, aż twoja przyjaciółka ukończy szkołę?
– Tak, proszę pani. Ale wcale nie traktuję jej przez to mniej poważnie. – Była to szczera, pełna zaangażowania młoda dziewczyna. Heris pozwoliła sobie na uśmiech.
– Mam nadzieję. Kiedy planujesz opuścić lady Cecelię?
– Przyjaciółka ukończy szkołę, gdy my będziemy na tej planecie, gdzie polują na lisy, to jest na Sirialis. – Sirkin lekko się skrzywiła. – Lady Cecelia spodziewa się wrócić do systemu Cassiana jakieś sześć miesięcy później, a ona nie weźmie żadnej pracy poza planetą do czasu, aż się z nią skontaktuję.
Masz nadzieję, pomyślała Heris. Widziała już rozpad tego rodzaju młodzieńczych romansów, gdy jedno z partnerów odleciało z planety na rok albo więcej.
– Będziesz musiała pamiętać o swoich obowiązkach – powiedziała. – To normalne, że się o nią martwisz, ale…
– Och, nie martwię się o nią – zapewniła Sirkin. – Potrafi o siebie zadbać. I nie pozwolę sobie na nieuwagę.
Heris kiwnęła głową, mając nadzieję, że nie złożyły sobie przysięgi wyłączności czy innych podobnych bzdur. Nieraz widywała, jak w porcie doręczano członkom załogi kostki z wiadomością od niewiernej kochanki, która z brutalną szczerością opisywała, co się stało. Jak dotąd zawsze zdarzało się to jej najlepszym młodym kadetom.
– To dobrze. Zamierzam wprowadzić doszkalanie załogi z dodatkowych specjalności – czy chciałabyś dostać inny przydział na mostku, czy coś wymagającego ubrudzenia rąk?
Sirkin rozpromieniła się i Heris omal nie wystraszyła się, że powie „ekstra”, ale nie zrobiła tego.
– Cokolwiek pani zechce, pani kapitan. Miałam dwa semestry teorii napędu i jeden konserwacji, ale zaliczyłam też podwójny kurs z komunikacji i teorii komputerów. – Bardzo błyskotliwa dziewczyna, jeśli przy tym była najlepsza w swojej klasie z nawigacji. To się Heris podobało.
– W takim razie spróbujemy cię dać do komunikacji; będziesz mogła poznać praktyczne aspekty korzystania z pokładowych systemów komputerowych.
– Tak jest, pani kapitan.
– W takim razie to wszystko. – Sirkin ukłoniła się i wyszła. Bez salutowania. Heris próbowała nie poddać się nachodzącej ją fali nostalgii. Wzruszyła ramionami i głęboko wciągnęła powietrze. Nigdy więcej salutowania, nigdy więcej starych znajomych, którzy mogliby posłużyć informacją na przykład na temat jej nowej załogi. To może przyjdzie później, gdy dorobi się znajomych w kapitańskiej gildii, ale nie teraz.
W tej chwili najbardziej potrzebowała informacji. Zgodnie z rejestrami statku, cała załoga, oprócz jednej osoby, została zaangażowana przez jedną agencję pośrednictwa pracy. To była dobra firma; sama postanowiła zgłosić się właśnie do nich ze względu na ich reputację. Dostarczali załogi dla głównych linii komercyjnych i korporacji handlowych. Lady Cecelia była członkiem ważnej rodziny i z pewnością nie przysłaliby jej śmieci… a jednak miała wrażenie, że przynajmniej połowa tych ludzi mieści się poniżej średniej. Nie spodziewała się tego, biorąc pod uwagę wysokość pensji, jaką zaoferowała jej lady Cecelia i jaką wypłacała załodze. Za te pieniądze powinna była dostać coś więcej. Tak naprawdę tylko Sirkin sprawiała wrażenie godnej zaufania, i to tylko na podstawie kartoteki.
Wystukała numer lokalnego biura Usmerdanz i po przebiciu się przez kolejne poziomy wreszcie dotarła do kogoś, z kim naprawdę mogła porozmawiać.
– Kapitan Serrano… Tak. – Najwyraźniej właściciel gładkiego głosu odnalazł jej kartotekę. – My… umieściliśmy panią u lady Cecelii…
– Tak – przerwała mu. – Zauważyłam, że Usmerdanz skierowało tu wszystkich pozostałych członków załogi, i zastanawiałam się, czy mogłabym uzyskać od was jakieś informacje na ich temat.
– Wszystkie istotne informacje powinny znajdować się w kartotece statku – oświadczył głos ostrym tonem. Z ich punktu widzenia to ona była nieznanym człowiekiem; mieli ją na liście niecały tydzień, a w przypadku kogoś o jej pozycji, rezygnującego bez żadnego wyjaśnienia ze służby wojskowej, zawsze musiały się pojawiać jakieś pytania. – Pliki kapitana Olina na pewno nie są zakodowane.
– Przeglądałam kartotekę statku – odpowiedziała – ale nie znalazłam niczego, co odpowiadałoby… profilom psychologicznym Floty. Czy okresowe oceny załogi są przeprowadzane przez kapitana na pokładzie, czy…
– Cóż, właściwie nie ma ustalonych procedur. – Ostry ton znów skrył się za aksamitem. – Oczywiście na jednostkach komercyjnych zawsze obowiązują jakieś korporacyjne wytyczne, ale nie na prywatnych jachtach. Zazwyczaj tego rodzaju raporty sporządza kapitan. Niczego pani nie znalazła?
– Niczego – potwierdziła Heris. – Tylko dane, które znalazły się w ich podaniach. Pomyślałam, że może państwo…
– Och, nie. – Tym razem to on jej przerwał. – Absolutnie nie zajmujemy się tego rodzaju rzeczami. – Najwyraźniej wcale im na tym nie zależało. W końcu trudno byłoby im polecać kogoś, o kim wiadomo, że sprawiał problemy na poprzedniej jednostce – dlatego lepiej nie wiedzieć. Heris spotkała się już w Służbie z takim samym podejściem. – Skoro nie znalazła pani niczego w kartotece statku – mówił dalej jej rozmówca – to obawiam się, że nie możemy pani pomóc. Moglibyśmy dostarczyć niepełne dane na temat przeszkolenia, ale nic więcej. Przykro mi.
Zanim kierownik o gładkim głosie zdążył się rozłączyć, Heris zadała jeszcze jedno pytanie.
– W jaki sposób wybieracie członków załogi dla poszczególnych pracodawców?
Zapadła długa cisza.
– Co takiego? – Głos nie był już uprzejmy, brzmiała w nim złość.
– Zauważyłam, że tylko Sirkin – najnowszy członek załogi – uplasowała się wysoko w swojej klasie, ale powiedziała mi, że ze względów osobistych szukała krótkoterminowego kontraktu. Pozostali zaliczają się do średniej klasy. A przecież lady Cecelia płaci bardzo wysokie pensje – zastanawiałam się, czemu nie polecacie na te stanowiska ludzi o najwyższych kwalifikacjach.
– Oskarża nas pani o wysyłanie lady Cecelii niewykwalifikowanych członków załogi?
– Ależ skąd – zapewniła Heris, choć tak właśnie uważała. – Ale nie wysyłacie jej swojej śmietanki, prawda?
– Wysłaliśmy panią – przypomniał głos.
– Właśnie. Wiem, że nie jestem na szczycie waszej listy kapitanów… i nie powinnam być. – Tak jak przypuszczała, wyznanie złagodziło nieco gniew w głosie po drugiej stronie linii.
– Cóż, to prawda. – Heris przeczekała wyraźne sapania i pochrząkiwania rozmówcy. – Pani kapitan Serrano, sytuacja wygląda tak. Bywają dobrzy ludzie – wykwalifikowani – którzy nie nadają się na każde stanowisko. Wie pani, co mam na myśli, na pewno nawet w ZSK mieliście takich, którzy są pewni i godni zaufania w zwykłych sytuacjach, ale nie powierzylibyście im dowodzenia krążownikiem w bitwie.
– To prawda – zgodziła się Heris, jakby sama nigdy o tym nie pomyślała.
– Dlatego staramy się zatrzymać naszych najlepszych – śmietankę, jak to pani ujęła – na stanowiska, na których to ma największe znaczenie. To prawda, że lady Cecelia jest cennym klientem i jej rodzina jest bardzo ważna, ale… z drugiej strony jej jacht nie jest jednostką flagową korporacji Geron, prawda?
– Absolutnie nie.
– Ma dobry statek, stosunkowo nowy, regularnie poddaje go przeglądom, nie oszczędza na naprawach i konserwacji, podróżuje powoli i bezpiecznymi trasami. Nie potrzebuje kogoś, kto umie sobie poradzić z transporterem kolonialnym wiozącym dwadzieścia tysięcy osób czy potrafi manewrować w konwoju frachtowców. A inni potrzebują. Na prywatne jachty proponujemy ludzi, którzy są stabilni emocjonalnie, spokojni… – Heris pomyślała, że właściwym słowem jest „leniwi”. Bez inicjatywy. – Posłuszni i gotowi dostosować się do zmiennego harmonogramu.
– Rozumiem – powiedziała, udając zadowolenie. Faktycznie rozumiała i wcale jej się nie podobało nastawienie agencji do niej i jej pracodawczyni. Z pewnością nigdy nie powiedziano lady Cecelii, że jej bezpieczeństwo uważane jest za mniej ważne od ładunku zamrożonych embrionów czy transportu chemikaliów. Zaufała agencji, a ta wysłała jej śmieci. Heris nigdy dotąd nie myślała, że tak łatwo jest wepchnąć bogaczom wybrakowany towar. – W każdym razie dziękuję – dodała, jakby żadna z tych myśli nie przeszła jej przez głowę. – Rozumiem, że w cywilu wszystko wygląda trochę inaczej, po prostu potrzebuję czasu na przystosowanie się.
– Jestem pewien, że świetnie sobie pani poradzi – zapewnił głos znów pełen aksamitu. Chciał być zadowolony z niej, chciał, żeby lady Cecelia była z niej zadowolona i żeby wszyscy byli zadowoleni ze wszystkiego.
Prawdę mówiąc, Heris zdecydowanie nie czuła zadowolenia, ale wiedziała, że się przystosuje, choć bynajmniej nie w taki sposób, jak oczekiwała agencja. Doprowadzi tę przydzieloną jej załogę obiboków do jakichś przyzwoitych standardów, wyjdzie poza niskie wymagania agencji i uczyni z jachtu lady Cecelii jednostkę, którą mógłby się poszczycić każdy kapitan. Wiedziała, że lady Cecelia chce wylecieć najszybciej jak to możliwe, ale opóźnienie spowodowane przez jej siostrzeńca dało Heris czas na przeprowadzenie rozmów ze wszystkimi członkami załogi. Te krótkie, pięciominutowe spotkania potwierdziły jej początkowe wrażenie: większość nie była w najwyższej formie. Dobrze, że przynajmniej zastała statek w dobrym stanie – solidny kadłub, komponenty kupione wyłącznie od właściwych dostawców, regularne przeglądy w najlepszych dokach serwisowych. I tak miało być z załogą, wymamrotała w duchu. Ale to nic, lady Cecelię chyba nie na wszystkim oszukano.
Ich wylot przypadał dopiero na trzecią wachtę. Lady Cecelia przesłała jej wiadomość, że wolałaby przespać ten moment. Heris doskonale to rozumiała, ona też tak robiła na statkach, którymi nie dowodziła. Do tej pory wszystkie systemy statku pracowały już na pełnych obrotach – zgodnie z przepisami jednostka musiała przetestować wszystkie systemy na sześć godzin przed odlotem.
Heris zjawiła się na mostku dwie godziny przed wyjściem z doku, osobiście sprawdzając po drodze wszystkie ładownie z atmosferą i te urządzenia, od których zależało ich życie. Wszędzie napotykała lśniące nowością obudowy i nowiutkie nalepki inspekcyjne z wciąż wyraźnie widocznymi datami. To znaczy, że wszystko jest w porządku… a odczuwany przez nią niepokój musi wynikać z faktu, że przebywa na cywilnym statku upstrzonym pluszem w jaskrawych kolorach, a nie na przyzwoitym okręcie.
Za sterami siedział ponury pilot, marszcząc wąskie brwi. Założyła własny zestaw słuchawek i wsłuchała się w transmisje. Pilot potwierdzał dane przesłane już przez komputer: numer rejestracyjny Sweet Delight, cel podróży, planowaną trasę, charakterystyki radiolatarni, ubezpieczenia. Heris weszła w jego pole widzenia i pokazała mu gestem, że przejmie ten uciążliwy obowiązek. Na ekranie dowódcy pojawiły się listy wymaganych pozycji. Nie potrafiła pojąć, czemu oficer wylatującego statku musi potwierdzać zamknięcie każdego z kont otwartych podczas wizyty na stacji, za każdym razem powtarzając numer autoryzacyjny danego banku – tak jednak wyglądała procedura obowiązująca od niepamiętnych czasów. Nawet na jej krążowniku ktoś musiał formalnie potwierdzać, że spłacono wszystkie konta. W przypadku dużego statku mogło to trwać godziny – tutaj to była zaledwie drobna uciążliwość.
– Dziękuję, Sweet Delight – odezwał się urzędnik biura zarządu stacji, kiedy doszła do końca. – Ostatnie listy lub przesyłki? – Bates poinformował ją, że lady Cecelia chce wysłać worek, do którego dołączono listy załogi. Posłała Sirkin, żeby zaniosła go do zarejestrowanego urzędnika pocztowego stacji. Meble i dekoracje z zewnętrznej poczekalni zostały już zebrane i upchnięte w ładowni. Kiedy Sirkin wróci, jacht zostanie zhermetyzowany i rozpocznie się końcowa procedura wyjścia z doku.
Wydawało się, że w porównaniu z większymi jednostkami o liczniejszej załodze, do których się przyzwyczaiła, trwało to zaledwie chwilkę. Jej załoga zamknęła i zablokowała zewnętrzne i wewnętrzne włazy, załoga stacji zrobiła to samo po drugiej stronie rękawa dostępowego. Sweet Delight wypełniony własnym powietrzem momentalnie zaczął inaczej pachnieć. Została jeszcze godzina końcowych testów systemów. Nie zauważyła, by coś pominęli, choć nie znała wszystkich sekwencji dla tego pojazdu.
– Holownik na stanowisku, kapitan Serrano – oświadczył pilot. Ustawiał teraz zaczepy jachtu, by ochronić go przed chwytakami holownika. Jachty były zbyt małe, żeby zmieścić się w standardowe chwytaki, dlatego wyposażano je w specjalne pierścienie, które zapewniały holownikom dobry chwyt i równocześnie chroniły kadłub jachtu przed uszkodzeniami. Heris spojrzała na pokładowy zegar: dwie minuty do wylotu. Przełączyła jeden z kanałów komunikacyjnych na częstotliwość holownika.
– Kapitan Serrano, Sweet Delight. – Proszę. Wreszcie to powiedziała, oficjalnie, do innej jednostki… i gwiazdy z tego powodu nie zgasły.
– Holownik 34 – nadeszła rzeczowa odpowiedź. – Pozwolenie na chwyt.
– Pozwolenie na chwyt. – Pomimo zaczepów poczuła silny wstrząs. Nawet w tych czasach rzadko udawało się idealnie dopasować względne prędkości. Kontrolki stanu na jej konsoli zmieniły kolor: od czerwonego, poprzez pomarańczowy i żółty, do zielonego.
– Wszystko zapięte – oznajmił kapitan holownika. – Na twój sygnał.
Na innym kanale jej konsoli dyżurny zarządca stacji czekał na sygnał.
– Kapitan Serrano, Sweet Delight, proszę o pozwolenie na wylot, na wasz sygnał.
– Udzielam pozwolenia. Proszę o potwierdzenie stanu gotowości.
Spojrzała na szmaragdowe panele.
– Pełny stan gotowości. – Piętnaście sekund. Liczyła czas razem z kapitanem holownika i zarządcą stacji, ale tak naprawdę to skoordynowane komputery oderwały jacht od stacji. Holownik pociągnął jacht – wciąż bezwładny, z wyłączonym silnikiem – z dala od stacji i zatłoczonych szlaków. Heris wykorzystała ten czas na sprawdzenie dokładności zewnętrznych czujników jachtu przez porównanie z danymi holownika i stacji. Wszystko zdawało się działać tak jak powinno. Czuła się bardzo dziwnie, lecąc bezwładnie, nawet bez włączonego silnika układowego, ale pojazdy cywilne zawsze ruszały „na zimno”, gdyż firmy holownicze zdecydowanie preferowały taki sposób startowania. W razie aktywnego napędu jakiś dureń zbyt łatwo mógłby nacisnąć niewłaściwy klawisz.
Kiedy kilka godzin później osiągnęli przydzielony im sektor odpalenia, kapitan holownika znów nawiązał połączenie.
– Potwierdzam bezpieczny sektor Blue Tango 34, proszę o pozwolenie na zwolnienie.
– Udzielam pozwolenia na zwolnienie zaczepów – odpowiedziała Heris i kiwnęła głową pilotowi i Gavinowi. Holownik zwolnił zaczepy i zaczął się wolno oddalać. – Panie Gavin, napęd układowy. – Zauważyła, że pilot schował już uchwyty i sprawdzał na podglądzie, czy mechanizmy blokad właściwie je zabezpieczyły.
– Napęd systemowy. – Silnik podświetlny rozjarzył odpowiadający mu zestaw paneli. – Prawidłowy rozruch. – Heris sama to zauważyła… i niepostrzeżenie głęboko odetchnęła. Uruchamiali już silnik w ramach kontroli systemów, ale to wcale nie oznaczało, że ponownie równie gładko zastartuje.
– Uaktywnić – poleciła. Sztuczne ciążenie jakby się zawahało, gdy napęd statku zaczął działać ze zdecydowanie większą siłą niż wcześniej holownik. Potem wszystko się wyrównało, jakby jacht leżał na jakiejś planecie. – Panie Plisson, statek jest pański. – Pilot będzie miał stery aż do chwili, gdy przyjdzie pora na pierwszy skok i podczas sekwencji kolejnych skoków. Heris jeszcze raz połączyła się z holownikiem. – Sweet Delight, potwierdzam uaktywnienie silnika, potwierdzam włączenie, potwierdzam kurs.
– Hej, Sweetie. – Kapitan holownika zrezygnował z oficjalności. – Odwiedź nas jeszcze kiedyś. Holownik 34 żegna. – Heris dopiero teraz się odprężyła, zdając sobie sprawę, że „Sweetie” to prawdopodobnie po prostu skrót nazwy jachtu, a nie obelga. W końcu nawet kapitanowie holowników Służby nazywali Yorktown „Yorkie”.
No i proszę, pomyślała, lecę. Tam, gdzie jeszcze nigdy nie byłam, by moja szefowa mogła uganiać się na końskim grzbiecie za lisami, a ja spędzić miesiąc w domu gościnnym, zaprzyjaźniając się z innymi kapitanami gildii. Ta myśl nie wydała jej się jednak pociągająca.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

22
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.