powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LXVI)
maj 2007

Planete Doc Review #4: Kulisy zamachu na życie Tony’ego Blaira
Irak – jak za czasów babilońskich – wydaje się być centrum świata. Nie dlatego, że jest jakimś ogniskiem kultury czy ośrodkiem władzy, ale dlatego, że jest miejscem najważniejszego konfliktu współczesnego świata. Trudno się dziwić więc, że często pojawia się na festiwalu. A dla wytchnienia co nieco o Diego Armando Maradonie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ja więzień, albo jak planowałem zabić Tony Blaira (The Prisoner or how I planned to kill Tony Blair, reż. Petra Epperlein, Michael Tucker)
Powracamy do Iraku. Filmy o tym kraju są motywem przewodnim tegorocznego festiwalu, ale w sumie trudno się dziwić – w końcu tam właśnie rozgrywa się najważniejszy konflikt współczesnego świata. „Ja więzień” to opowieść o irackim dziennikarzu Yunisie Abbasie, aresztowanym w 2003 roku i przez dziewięć miesięcy przetrzymywanym wraz ze swymi braćmi w głośnym więzieniu Abu Ghraib.
To nie pierwsza odsiadka Abbasa – zamykał go już reżim Saddama Husajna. W obu przypadkach był niewinny, niezaangażowany – ale nie ochroniło go to przed więzieniem. Sam nie wie dlaczego Amerykanie wpadli akurat do jego domu – być może po prostu pomylili się. Nie zmienia to jednak faktu, że na wyjaśnienie tej „pomyłki” trzeba było czekać aż 9 miesięcy… Powód aresztowania wpisany w akta był absurdalny i groteskowy: „spisek na życie Tony’ego Blaira”. Tak idiotyczne powody przywołują na myśl aresztowania w sowieckiej Rosji lat 30. – można powiedzieć, że Yunis miał szczęście, że jednak wpadł w ręce Amerykanów – nie stracił życia, stracił „tylko” 9 miesięcy…
Temat filmu musi wydać się bliski polskiemu widzowi – zmieniające się reżimy, aresztowania niewinnych, systemy nie chcące przyznać się do błędu – doskonale to przecież znamy. Z drugiej strony nie sposób nie myśleć o nowej wersji „Procesu” Franza Kafki… Tu Amerykanie wyglądają jednak na ofiary swego bałaganu – w obcym kraju, wciąż obawiający się ataków, prowadzą bezsensowne śledztwa, aresztują kogo popadnie, trwają później w błędzie, bo wstyd się z niego wycofać… Sami przyznają, że 9 na 10 więźniów zostało aresztowanych, bo było w złym czasie w złym miejscu. Nie zmienia to faktu, że traktowanie więźniów jest daleko poniżej jakichkolwiek norm, a warunki w Abu Ghraib przypominają kolonię karną w filmie „Papillon”, a nie zakład karny prowadzony przez cywilizowany i demokratyczny naród… Widać jak na dłoni, dlaczego Amerykanie sobie w Iraku nie radzą…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Film jest dość ciekawie skonstruowany – przede wszystkim oglądamy samego Abbasa, relacjonującego swój dramat. Jego wypowiedzi są uzupełniane tekstami jednego z byłych strażników z Abu Ghraib. Oglądamy nagrane przez Abbasa filmowe relacje z Iraku i transmisję z samego aresztowania. To, czego nie ma na nagraniach, uzupełniane jest komiksowymi planszami rysowanymi przez Petrę Epperlein. One ukrywają, że ciekawego materiału filmowego nie było tu nagranego wiele i ratują obraz przed formą samotnej „gadającej głowy”. Choć przyznać trzeba, że w drugiej części, wyraźnie widać, że twórcy mieli za mało ilustrującego materiału.
Ocena: 60%
Wszyscy kochamy Maradonę (Amando a Maradona, reż. Javier Vazquez)
Najlepszym i najprostszym sposobem na ukazanie sylwetki Diego Armando Maradony zawsze będzie pokazanie meczu Argentyna – Anglia z Mundialu w Meksyku w 1986 roku. Z jednej strony oszustwo – gol strzelony ręką, z drugiej przejaw geniuszu – gol po rajdzie zza połowy boiska i minięciu 5 piłkarzy angielskich. Dwie odsłony duszy Maradony – jednego z największych piłkarzy wszech czasów i małego człowieka.
Ten Mundial był jak mało który mistrzostwami jednego piłkarza. Maradona prawie samotnie wygrał ćwierćfinał i półfinał, jego akcje i podania otwierały drogę do bramki trzem kolegom w finale z Niemcami. Tym turniejem przeszedł do historii futbolu, a na swoim kontynencie stał się legendą.
Maradona to bez wątpienia wdzięczny materiał na film. Bożyszcze milionów, jego akcje zapierały dech w piersiach, a kolejne skandale okupowały czołówki gazet. Narkotyki, alkohol, doping w 1994 r., znów narkotyki, znów alkohol… Podczas gdy koledzy z boiska, jak Platini, czy Rummenigge są szanowanymi biznesmenami, Maradona opuszcza kolejny odwyk. A do tego niezbyt mądre wypowiedzi, peany na rzecz Fidela Castro etc. etc. Film o Maradonie byłby pasjonujący.
O ile nie zrobiłby go Argentyńczyk. Bo w swej ojczyźnie Maradona jest bogiem. Prędzej muzułmanin skrytykuje nauki Mahometa, prędzej dziennikarz „Gazety Wyborczej” napisze coś negatywnego o Bronisławie Geremku, a dziennikarz „Naszego Dziennika” o ojcu Rydzyku, niż Argentyńczyk powie coś złego o Diego Armando Maradonie. Maradona zresztą nie jest obiektem kultu tylko w Argentynie – ma wyznawców w innych krajach Ameryki Łacińskiej (zwłaszcza na Kubie), a także w Neapolu, dla którego zdobył mistrzostwo Włoch
Dlatego też film Javiera Vazqueza nie jest filmem o Maradonie. To film o jego kulcie. Kulcie nieprzemijającym, mimo tego, że od największych sukcesów Argentyńczyka minęło 20 lat. Oglądamy wypowiedzi różnych osób poprzetykane fragmentami samych meczy i opowieściami samego Maradony. Film ma pewien dość zaskakujący, nie wiem czy zamierzony efekt. Wypowiadający się Diego wygląda jak wrak człowieka – zniszczona twarz, nadmierna tusza, podkrążone oczy. W zestawieniu z wyrazami fanatycznego oddania fanów, powstaje w podtekście zupełnie zaskakujący komentarz do kwestii gwiazdorstwa.
Prasa parę dni temu podała, że Diego powrócił na odwyk.
Ocena: 60%



Organizator: Against Gravity
Cykl: Planete Doc Review
Miejsce: Warszawa
Od: 11 maja 2007
Do: 20 maja 2007
WWW: Strona
powrót do indeksunastępna strona

77
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.