Aktorów kina kopanego jest istny legion, ale tylko nielicznym udało się przebić do tak zwanej pierwszej ligi, gdzie ze względu na wierne grono fanów można robić film za filmem, nie oglądając się na jakość. Jednym z takich szczęśliwców jest Don ‘The Dragon’ Wilson, pochodzący z Florydy Indianin, jedenastokrotny mistrz świata w kickboxingu, grający role mścicieli w ośmiu częściach „Krwawej pięści” oraz m.in. w „Wirtualnym świecie”, który stanowi rzadką w przypadku Wilsona wycieczkę w rejony fantastyki.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Co by jednak nie mówić, Don „The Dragon” Wilson wypada bardzo siermiężnie w porównaniu z takim choćby Van Dammem. Umiejętności aktorskich ma tyle co cegła, a w repertuarze mimicznym ledwie dwa rodzaje marszczenia brwi – groźny i zasępiony. Aż się człowiek zastanawia, skąd to samozaparcie producentów, żeby ciągle i ciągle robić z nim filmy. I tak dobrze, że częstotliwość ich pojawiania się na rynku zauważalnie spadła, i w tej chwili wynosi z grubsza jedną sztukę rocznie (wobec nawet sześciu w 1995 roku). Niestety, ilość nie przekłada się w tym wypadku na jakość, co wyśmienicie widać na przykładzie „Wirtualnego świata”, tragicznie wręcz głupiego filmu sprzed dwóch lat. Sednem fabuły jest sprokurowany samodzielnie przez wiekowego i sypiącego mądrymi sentencjami dziadka Tanakę wynalazek, czyli wirtualna maszyna do nauki wschodnich sztuk walki. Siada się wygodnie na kanapie, zakłada na twarz maskę o wyglądzie kolarskiego kasku i już nauka sama płynie do mózgu, nie kłopocząc żadnych mięśni pracą. Niestety, w wyniku splotu różnych okoliczności maszynka dostaje własnej, złośliwej inteligencji i nie wypuszcza ze swojego wnętrza (to znaczy z tej maski na twarzy – pierwszorzędna po prostu głupota) wnuka Tanaki. Wyciągnąć go stamtąd może tylko ojciec Tanaka (właśnie Wilson). Aby tego dokonać, również musi założyć maskę na twarz i w wirtualnej rzeczywistości przejść wszystkie poziomy rozgrywki, pokonując na koniec Głównego Wroga. Czy tak się stanie? W sumie nawet nie trzeba zgadywać… Jako że scenariusz jest nad wyraz prosty i na dokładkę głupi, aktorzy grać nie potrafią, a emocji w tym filmie jest tyle, co rozsądku na krajowej scenie politycznej, rodzi się pytanie – po co w ogóle oglądać ten film? I, na miły Bóg, nie potrafię dać na nie sensownej odpowiedzi. Gdybyż chociaż walka była dynamiczna i proponowała jakieś cwane chwyty. Ale nie – często starcia są ślamazarne, walczący (włącznie z Tanaką) dychawiczni, a już pusty śmiech ogarnia na widok prezentowanych technik. Przeciwnicy puszą się strasznie, rzucają jakieś zawiłe sentencje, jakieś złowieszcze zapowiedzi, po czym nieodmiennie lądują na glebie w wyniku rozdawanych przez Tanakę ojca i Tanakę syna kopniaków. Sęk w tym, że częstokroć te kopniaki obalają adwersarzy nawet bez muśnięcia ich stopą. Może nie jest to aż takie mistrzostwo, jakie było zaprezentowane w choreograficznej katastrofie zwanej „TekWar” (bywało, że przeciwnik uważał się za uderzonego już w odległości 30 centymetrów od zbliżającej się stopy), ale i tak wygląda niezbyt zachęcająco. Jedynym jaśniejszym punktem filmu, za który dodaję jeden punkcik do oceny, jest scena na plaży, kiedy to krępy, bucowaty kolo w klasycznym dresiku, zachrypniętym głosem prosi Tanakę o odwalenie się od ładnej dziewczyny. Przez chwilę nawet myślałem, że chłopak rzuci coś po polsku. Obśmiałem się za to serdecznie pod koniec filmu, kiedy to po tzw. „budującej moralnie przemianie” młody Tanaka przychodzi do prowadzonej przez ojca szkoły wschodnich sztuk walki, i zwraca się do niego per „Si-Fu”, czyli – przekładając na polski – „Mistrzu” (ot, chińska tradycja i chińskie słowo, obecne bodaj w każdym dalekowschodnim filmie z nurtu kopanin). I co słyszę z ust polskiego lektora? „Sifu”. Cóż, brawa dla tłumacza. Słowo było za trudne, to i go nie ruszył… „Wirtualny świat” to zwyczajna strata czasu i pieniędzy. Narażam się być może w tym momencie rzeszy zagorzałych zwolenników Wilsona, garstce wielbicieli Lorenzo Lamasa (zaprawdę, i on występuje w tej szmirze), jak i pasjonatom różnorakich walk kopanych, ale cóż poradzić – chała jest chałą i nijak nie da się tego ukryć.
Tytuł: Wirtualny świat Tytuł oryginalny: Sci-Fighter Reżyseria: Art Camacho Zdjęcia: Andrea V. Rossotto Scenariusz: Thomas Callicoat Obsada: Don "The Dragon" Wilson, Daneya Mayid, Rebecca Chaney, Cynthia Rothrock, Samantha Lockwood, Lorenzo Lamas, Michael Matsuda Muzyka: Vince DiCola, Kenny Meriedeth Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: USA Czas projekcji: 90 min. Parametry: DTS, Dolby Digital 5.1; format: 1,85:1 Gatunek: akcja, SF Ekstrakt: 20% |