Krzysztof Skiba zdaje się być człowiekiem-orkiestrą. Piosenkarz, autor tekstów, parodysta – to ledwie kilka pierwszych skojarzeń przychodzących do głowy na dźwięk jego nazwiska. Kilka lat temu sympatyczny muzyk postanowił spróbować swych sił na polu publicystyki, jego felietony drukował tygodnik Wprost. Spece od marketingu jednak nie śpią i owe teksty postanowiono wydać w formie książkowej, tak oto do sklepu trafiła „Skibą w mur”.  |  | ‹Skibą w mur›
|
Krzysztof Skiba w roli felietonisty kontynuuje drogę, jaką obrał razem z zespołem Big Cyc. Bierze na warsztat nasze wady narodowe; czołowych polityków, ale również zwykłych, szarych ludzi – o ile tylko zachowują się w sposób wskazujący na, mówiąc delikatnie, odchylenia od normy. A że takich w naszym kraju nie brakuje, toteż i o pomysły na kolejne felietony nie mogło być trudno. Jest więc i śmieszno, i straszno. Wachlarz tematów poruszanych przez autora imponuje swoją szerokością. Wykazuje on m.in. troskę o wagę Adama Małysza, doradza w kwestiach ubioru ówczesnej pani premierowej, jak również zajmuje się sprawami damsko-męskimi. Po prostu człowiek-omnibus. Co więcej, nierzadko zdarza się Skibie wyciągnąć niebywale trafne wnioski czy celną ripostą skomentować kolejny pomysł rządzących z gatunku absurdalnych. Niestety wszystko to zostaje ubrane w otoczkę, której ja – skromny przecież recenzent – zdzierżyć po prostu nie mogę. Autor w obrębie jednego felietonu skacze po tematach częściej, niż Pszczółka Maja po kwiatkach, nie prezentując przy tym ani grama z subtelności tej przymilnej postaci z filmów dla dzieci. Czasami już-już miałem ochotę przyklasnąć i przyznać rację, tymczasem jak grom z jasnego nieba spadała na mnie kolejna dygresja, kolejny prztyczek, kolejny myślotok skierowany w zupełnie innym niż dotychczasowy kierunku. Drugą poważną wadą jest forma wypowiedzi. Swoim stylem Skiba nagrzeszył – i to porządnie. Zabrakło mu zdecydowania, czy uprawiać publicystykę podwórkową, czy może jednak zająć się na poważnie istotnymi tematami. Zamysł wyśmiania, zdezawuowania naszych przywar jest całkiem trafny i zrozumiały, w przeciwieństwie do sprowadzania wszystkiego do spraw seksu, czynności fizjologicznych czy – tu cytat – dawania sobie w rurę. O ile potrafię jeszcze zrozumieć chęć kontrowersyjności, o tyle bycia w swych żartach niesmacznym – już nie. Na plus można zaliczyć fakt, że mimo upływu lat spora część tematów nie tylko się nie zdezaktualizowała, ale pozostała wyjątkowo na czasie. Inteligentne uwagi, kiedy już przebiją się przez nieco siermiężny styl autora, robią wrażenie nawet teraz. Szkoda tylko, że spora ich część dotyczy rodzimej polityki. Jak widać niektóre rzeczy się nie zmieniają… „Skibą w mur” to czytadło lekkie i przyjemne – autor zatroszczył się o to, by nawet najcięższe z poruszanych przezeń tematów w żadnym razie nie wywołały smutku na twarzy czytelnika. Pytanie tylko, w jakim miejscu ustawimy granice błazeństwa, jak dalece pozwolimy sobie na zabrnięcie w częstokroć absurdalne przemyślenia i gierki słowne autora. Książka ta niewątpliwie uczy dystansu, ale również tego, że pojęcia literatura i piękno nie zawsze idą w parze. Ja od twórców oczekuję tego, by przynajmniej nie przeszkadzali w odbiorze swojego przekazu. Tutaj tego zabrakło, dlatego z pociągu o nazwie Krzysztof Skiba wysiadam czym prędzej. Choćby i we Włoszczowej.
Tytuł: Skibą w mur Autor: Krzysztof Skiba ISBN-10: 83-7298-865-X Format: 228s. 125×195mm Cena: 23,90 Data wydania: 29 listopada 2005 Ekstrakt: 40% |