powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXVII)
czerwiec-lipiec 2007

Czarodziej Gaiman
Neil Gaiman ‹M jak Magia›
„M jak magia” potwierdza, że twórca „Amerykańskich bogów” to bardziej opowiadacz niż artysta. Neil Gaiman po prostu umila czas swym czytelnikom.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹M jak Magia›
‹M jak Magia›
Przy okazji recenzowania „M jak magii”, najnowszego zbiorku opowiadań Neila Gaimana, muszę wspomnieć o pewnej sprawie. Otóż środowiska fanowskie koniecznie chcą umieścić autora w gronie artystów, co – jak słusznie zauważył inny autor, Łukasz Orbitowski – jest dla pisarza wręcz krzywdzące. Opisywany zestaw opowiadań dowodzi, że gdyby twórca „Amerykańskich bogów” żył w starożytnej Grecji, to byłby prędzej opowiadaczem-Homerem aniżeli poetą-Ajschylosem.
Po wydaniu „Dymu i luster” oraz „Rzeczy ulotnych” Gaiman pacnął się w czoło, konstatując, że nonsensem jest wydawanie zbiorów, w których teksty adresowane są zarówno do pociech, jak i do ich rodziców. Nie trzeba przecież tłumaczyć, że to, co bawi najmłodszych, niekoniecznie przypadnie do gustu starszym czytelnikom (na odwrót zresztą też). W ten sposób otrzymaliśmy „M jak magię”, kompilację krótkich form epickich przeznaczonych dla młodzieży. Niektóre teksty były już gdzieś publikowane, zaś garść została napisana specjalnie z okazji wydania „M jak magii”. Nie ma niestety mowy o jakiejś proporcji, ponieważ ledwie trzy nowe opowieści w stosunku do ośmiu znanych z wyżej wymienionych zbiorów nie zadowolą czytelnika śledzącego każdą publikację pisarza.
Zdegradowanie Gaimana z artysty do „tylko” opowiadacza było mi do napisania recenzji niebywale potrzebne. Zbiorek jest bowiem bardzo wtórny. Większość pomysłów, z jakimi się w nim spotkamy, została już kiedyś wykorzystana. Zabawa z mitem arturiańskim w „Rycerskości” nasuwa na myśl tę z cyklu „Amber” Rogera Zelazny’ego (któremu notabene dedykowani byli wspomniani „Bogowie...”). Natomiast w „Sprawie dwudziestu czterech kokosów” zostaje zastosowana tzw. euhemeryzacja, która znana nam jest z Sapkowskiego. O opowiadaniu można powiedzieć tyle, że Brytyjczyk wziął rozmaite postaci z bajek i baśni, wstrząsnął nimi porządnie, po czym umieścił je w krainie o wymownej nazwie Bajkowo, całość spajając motywem kryminalnym.
Sprawa ma się podobnie w sumie z każdym tekstem – pełno jest gier z konwencjami, w których autor suto czerpie z tzw. nowej fali science fiction (przypadającej na lata 60. i 70.). Ustaliliśmy już jednak, że mamy do czynienia z opowieściami, nie zaś z dziełami. W takim razie nowatorstwo i świeżość pomysłów śmiało może trafić szlag, ponieważ bardziej istotny jest styl oraz to, czy autor potrafi czytelnika zaciekawić. Od razu więc zdradzę: Gaiman opowiadaczem jest znakomitym, zatem w tym względzie poradził sobie po mistrzowsku.
Lekkość pióra została doskonale zgrana z banalnymi liniami fabularnymi – w opowiadaniach prym wiodą nie złożone struktury, ale proste koncepty. Nierzadko opowieści budowane są na regule „zwykłość napotyka niezwykłość”, z czego jedno może być tylko pretekstem do tego, aby przedstawić drugie. W „Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach” elementy fantastyczne bliższe są alegorii, co podkreśla interesujący autora aspekt rzeczywistości. Inaczej z „Ptakiem słońca” czy „Jak sprzedać most pontyjski”, w których możemy być pewni, że wszystko jest takie, jak zostało opisane. Są jeszcze teksty nastawione wyłącznie na klimat – fabuły „Trollowego mostu” i „Nie pytaj diabła” to tylko szkice będące podwalinami pod wytworzoną przez autora atmosferę tajemniczości i niezwykłości.
Spośród opowiadań wyróżniają się dwa – „Cena” oraz „Nagrobek dla wiedźmy”. Tutaj odwołania do literatury i popkultury schodzą na dalszy plan, a istotne jest przesłanie. Nie jakieś wydumane czy filozoficzne, nie można go nawet przełożyć na rzeczywistość; chodzi po prostu o to, że owa nieco głębsza treść – także dzięki współgraniu z odpowiednim klimatem – pozostawia w czytelniku coś więcej poza banalną przyjemnością. Na koniec pozostaje mi wspomnieć o wielce nieudanym poemacie, o którym im mniej powiedzieć, tym lepiej.
Summa summarum: nie przypisujmy Gaimanowi tego, z czym pisarz nie ma nic wspólnego. Bo mimo że oczywiście w historii literatury nie odegra takiej roli jak Homer, to obecnie spełnia tę samą funkcję, co Grek w starożytności. Magia tego współczesnego aojdy sprawdza się w pociągach, przerwach szkolnych i tym podobnych, ale do muzeów na siłę nie ma sensu nikogo wpędzać. Z samą „M jak magią” zaś jest tak, że jeżeli ktoś wcześniej czytał te osiem opowiadań, to odradzam kupowanie zbiorku jedynie dla kilku nowych. W przeciwnym jednak razie skusić się warto.



Tytuł: M jak Magia
Tytuł oryginalny: M is for Magic
Autor: Neil Gaiman
Przekład: Paulina Braiter
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-052-5
Format: 240s. 115×185mm
Cena: 19,99
Data wydania: 16 marca 2007
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

50
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.