powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXVII)
czerwiec-lipiec 2007

Halle Berry ciało – to na film za mało
‹Ktoś całkiem obcy›
W przeciwieństwie do filmu „Ktoś całkiem obcy”, występująca w nim Halle Berry ma jedną podstawową zaletę: trudno oderwać od niej wzrok. Niestety nie jest to najlepsza cenzurka dla samego obrazu, kiedy możliwość obcowania z krągłymi kształtami laureatki Oscara jest jednym z niewielu plusów, dla których nie chce się wcześniej opuścić kina.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹Ktoś całkiem obcy›
‹Ktoś całkiem obcy›
Tym bardziej że podjęty przez reżysera Jamesa Foleya temat sam w sobie nie jest świeży: oto strącona z dziennikarskiego piedestału za próbę publikacji skandalizującego artykułu, redaktor Rowena Price (Berry) prowadzi prywatne śledztwo w sprawie morderstwa Grace – przyjaciółki z dzieciństwa. Spektrum podejrzanych zawęża się do jednego osobnika – Harrisona Hilla (Bruce Willis) – reklamowego magnata, z którym denatka przeżyła gorący, choć chwilowy romans. Smaczku dodaje fakt, iż oboje poznali się w sieci, a sam Hill to internetowy maniak i hedonista, wykorzystujący każdą wolną chwilę na buszowanie po erotycznych czatach, i wdający się w romans właściwie z każdą panienką potrafiącą w jego otoczeniu zgrabnie zakręcić tyłeczkiem. Rowenie w dojściu do prawdy pomaga niejaki Miles (Giovanni Ribisi) – redakcyjny kolega-informatyk, prywatnie zakochany w niej po uszy, co też nie pozostaje bez wpływu na późniejsze kształtowanie się akcji.
Przy czym sama fabuła – w zamierzeniu skomplikowana i frapująca – w rzeczywistości jest mętna i nijaka. Z uporem forsowana od początku teza o ostatecznej winie Hilla jest, jak łatwo się domyślić, tylko przykrywką do głębszej i znacznie bardziej zagmatwanej intrygi, za którą stoi ktoś z pozostałej dwójki głównych bohaterów. Mimo to Foley momentami naprawdę zręcznie żongluje wątkami, wodząc kilkukrotnie widza na manowce. Jednakże po wykorzystaniu tego, że każdy z pierwszoplanowego tria miał istotny motyw, by posunąć się do morderstwa Grace, reżyserowi i scenarzystom dość szybko kończy się koncept na ciąg dalszy. I chociaż „Ktoś całkiem obcy” obfituje, jak na thriller przystało, w liczne zwroty akcji, to przy niemal zerowym tempie i leniwie podawanych kadrach pozostaje bez szans, by nabrać odpowiedniej prędkości, która w znakomitej większości filmu jest mniej więcej równa statystycznej, i co gorsza statycznej, biurowej atmosferze.
I niestety tam, gdzie zaczyna brakować pomysłu i idei na podkręcenie tempa i nadanie akcji nieco więcej werwy, Foley notorycznie wspiera się ciałem Berry, lecz i tu z czasem zasobność argumentów i atutów niebezpiecznie się kurczy. Tym bardziej że Rowena nie poddaje się erotycznej grze Hilla i nie wchodzi z nim w podobną do słynnej z „Nagiego Instynktu”, subtelną i pikantną interakcję. Stąd kolejna zwodnicza zapowiedź nieco pikantniejszej sceny już nie ekscytuje tak, jak na początku, i nawet od fizyczności pięknej Halle wieje nudą. Między bohaterami niezauważalne jest także jakiekolwiek napięcie i brak choćby odrobiny chemii, jaka panowała między Douglasem a Stone, nie mówiąc już o psychologicznej rywalizacji, o której w „Kimś całkiem obcym” można już tylko pomarzyć. W rzeczywistości bowiem Hill odgrywa dla fabuły rolę poboczną – napalonego i niewyżytego erotomana, szukającego seksualnych wrażeń na każdym kroku, nieprezentującego sobą właściwie niczego ponad pozą marionetki w rękach przebiegłej dziennikarki.
Redakcja niniejszym pozwala się nie do końca zgodzić z tytułem tej recenzji.
Redakcja niniejszym pozwala się nie do końca zgodzić z tytułem tej recenzji.
Niezaprzeczalnie jednak Bruce Willis świetnie sprawdza się w roli zblazowanego hedonisty, a Halle Berry trudno odmówić wrodzonego seksapilu. Tyle że właściwie oboje bazują wyłącznie na własnej powierzchowności, nie wychodząc zbytnio ponad schematy odpowiednio naiwnego macho i niezwykle przebiegłej seksbomby. Nie zgłębiając zbytnio kreowanych przez siebie postaci, pozostawiają je w dość surowych i niewykształconych ramach. Z oczywistą szkodą dla obrazu, który nie posiadając odpowiednich aktorskich narzędzi, nie jest wstanie nabrać właściwego dla fabularnych zamierzeń kształtu.
Generalnie kluczem do rozwiązania zagadki morderstwa są męczące Rowenę wspomnienia o jej ojcu, pojawiające się w rozmazanych flashbackach. Z biegiem czasu otrzymujemy ich szerszy i dokładniejszy obraz, nakreślający specyficzny związek i powiązanie jej przeszłości z przeszłością Grace. Prowadzi to do finału o zawiłości godnej węzła gordyjskiego. Natomiast w starciu z ostatecznym rozwiązaniem, samo postępowanie głównej bohaterki gubi w wielu miejscach logiczność i wewnętrzną konsekwencję. Jej działania w wielu miejscach są mocno nieuzasadnione, co więcej: trącą brakiem wiarygodności.
Głównym atutem filmu, poza oczywiście kształtami pięknej Halle, jest to, że nawet przy nikłym tempie akcji uczucie drobnej niepewności towarzyszy widzowi do jego ostatniej sceny. I mimo finalnej, dość osobliwej, sugestii o eliminacji wszelkich świadków, można być pewnym, iż tajemnicy całej intrygi Rowena nie zabierze ze sobą do grobu. Bowiem film i życie uczy, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie dzielił z nami nasz najskrytszy sekret. Czy tego chcemy, czy nie.



Tytuł: Ktoś całkiem obcy
Tytuł oryginalny: Perfect Stranger
Reżyseria: James Foley
Zdjęcia: Anastas N. Michos
Scenariusz: Todd Komarnicki
Obsada: Halle Berry, Bruce Willis, Giovanni Ribisi, Patti D'Arbanville
Muzyka: Antonio Pinto
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 13 kwietnia 2007
Czas projekcji: 109 min.
WWW: Strona
Gatunek: thriller
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

61
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.