Jako tortury – zadrapania sztyletem. Jako straszna śmierć – nadzianie się na kołek, na który wedle praw fizyki nadziać się nie dało. Jako przykład zaangażowania aktorów – podśmiechiwanie się w trakcie „przerażających” scen. Czegóż chcieć więcej? No cóż… Prócz zwrotu kasy? Pewnie profesjonalizmu. Ale tego akurat w „Wyznawcach” z halogenem szukać.  |  | ‹Wyznawcy›
|
Ten film dokładnie wypełnia założenia tak zwanego wieśniackiego horroru. Akcja dzieje się na wsi, ofiary i zabójcy latają między krzakami i walą się sztachetami, zaś wyznawcy kultu Szatana mają swoją siedzibę w jednej z okolicznych stodół. To wręcz klasyczny przykład sztampowego, źle zagranego i niemrawo wyreżyserowanego filmu, który nigdy nie powinien był ujrzeć światła dziennego. A już z całą pewnością nie było warto wprowadzać go do dystrybucji w Polsce. Bo oto gdzieś na amerykańskiej prowincji szerzy się kult Szatana (jak rozumiem, widz ma się czuć tą informacją przerażony i zdruzgotany). Członkowie tegoż kultu, poprzebierani w czarne stroje i noszący maski „Michael Jackson po ostatecznym wybieleniu”, co pewien czas wynajdują sobie ofiary wśród spraszanej na stodołowe imprezy młodzieży i, przykuwszy je łańcuchami do jakiegoś pochyłego stołu, zadziabują na śmierć maczanymi w keczupie sztylecikami. Tym razem padło na pięcioosobową grupę przyjezdnych. Wywaleni z imprezy za usiłowanie rozprowadzania narkotyków trafiają na drodze na zakrwawioną dziewczynę, która twierdzi, że uciekła spod noża sekcie zwanej Cieniami. I rzeczywiście, wkrótce grupka uszczuplona o czarnoskórego kolegę (ach, te nieśmiertelne schematy) musi uciekać przed kultystami. No i sobie ucieka, dzięki czemu widz ma możność zapoznania się z wszelkimi męczącymi schematami kina, od dziewczęcego pisku, przez opuszczone leśne domki, paniczną ucieczkę pięciu osób przed jednym napastnikiem, „gubienie” śladów w wodzie (zwłaszcza wtedy, kiedy nikt nikogo nie tropi), rozlazłych policyjnych niedowiarków, aż po wyjaśnienia intryg rzucane tuż nad uszami ukrytych bohaterów oraz sposoby dostania się do siedliska zła. Oczywiście zawsze istnieje szansa, że nawet najbardziej kaleki, pełen sztucznych dialogów i niezgodnych z elementarną logiką zachowań scenariusz da się uratować, jeśli nawet nie dobrą grą aktorską, to przynajmniej solidnymi efektami specjalnymi. W „Wyznawcach” jednak żadnej z tych rzeczy nie ma. Aktorzy, głównie pozbawiona większego doświadczenia młodzież grywająca w serialach, sprawują się fatalnie. Żadna z postaci nie jest wykreowana tak, by wzbudzać sympatię, bądź zapadać w pamięć. Większość „gry” sprowadza się do dość pokracznego biegania (nie wiem, czemu nawet faceci wyrzucają nogi jakoś na boki - może żeby za szybko nie dobiec do kamery?), krzyków i usilnego udawania przestrachu. Najlepsze jednak sceny są na samym końcu filmu, kiedy jedna z bohaterek, oplątana łańcuchami i „torturowana”, ledwo powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem. Miło wiedzieć, że chociaż ekipa dobrze się bawiła. I tylko można się zastanawiać, co w tym towarzystwie robi Patrick Bergin (co ciekawe, na zachodnich okładkach DVD pisany jako Bergen). Co do reszty składników - wcale nie jest lepiej. Efekty specjalne należą raczej do tych z gatunku specjalnej troski. Krew nawet w przybliżeniu nie wygląda jak krew, a uderzenie samochodem oraz nadzianie się jednej z postaci na drewnianą tyczkę są filmowane tak, jak się to robiło dziesięciolecia temu - manipulując głębią obiektywu (zabójczy przedmiot jest tuż przed kamerą, a „tracący życie” delikwent pada w bezpiecznej odległości na drugim planie). Do tego dochodzi niechlujna charakteryzacja, dzięki której prawie co scena, to inne plamy na ubraniach bohaterów, a rozmaite części garderoby to znikają, to pojawiają się wedle niesprecyzowanego bliżej wzoru. Żeby dopełnić obrazu nędzy i rozpaczy wspomnę, iż zarówno zdjęcia, jak i oprawa dźwiękowa także nie budzą zadowolenia (miejscami wręcz widać, że postać mówi zupełnie co innego, niż słychać z głośnika), a i reżyser - Bradford May, specjalista od przeciętnych filmów telewizyjnych (między innymi dwóch kontynuacji „Człowieka ciemności”) i odcinków seriali - zdecydowanie się nie popisał. Film jest dziwnie skonstruowany, bez widocznego momentu kulminacyjnego (kultyści łapią kolejnych bohaterów w losowo wybranych momentach), i praktycznie pozbawiony emocji, mimo że aktorzy trochę się na planie nabiegali i nakrzyczeli. „Wyznawcy” to niedobry, sztampowy thrillerek, niesłusznie określany mianem horroru. Ot, gonitwy, krzyki i śmiechu warta sekta wymuskanych szczyli. Czemu więc dałem filmowi aż dwie gwiazdki? No cóż - oglądać się od biedy daje. Ale sądzę, że lepiej poczekać na „bezpłatny” seans w telewizji, niż wydawać pieniądze na wypożyczenie (czy, nie daj Boże, kupno) płyty.
Tytuł: Wyznawcy Tytuł oryginalny: Devil's Prey Reżyseria: Bradford May Zdjęcia: Bradford May Scenariusz: Randall Frakes, C. Courtney Joyner Obsada: Ashley Jones, Charlie O'Connell, Bryan Kirkwood, Jennifer Lyons, Elena Lyons, Patrick Bergin Muzyka: Andrew Keresztes Rok produkcji: 2001 Kraj produkcji: USA Czas projekcji: 88 min. Parametry: DTS, Dolby Digital 5.1; format: 4:3 Gatunek: horror Ekstrakt: 20% |