Jonathan Lethem w swej „Twierdzy samotności” spróbował uchwycić obraz Ameryki lat 70. i 90., konflikty rasowe, problemy wieku dorastania oraz wiele innych rzeczy. Z pozoru zadanie wydaje się mocno karkołomne. Na całe szczęście w tym przypadku zupełnie nie sprawdziły się obiegowe opinie o niemożności złapania kilku srok za ogon.  |  | ‹Twierdza samotności›
|
Można by tę książkę potraktować jako grę przeciwieństw, historię trudnej przyjaźni Dylana Ebdusa i Mingusa Ruda, chłopców wychowywanych na tej samej ulicy, a mimo to tak różnych. Odmienne kolory skóry sprawiają, że ich drogi nie zawsze będą się krzyżowały, niekiedy pobiegną równolegle, by po jakimś czasie znów się zetknąć ze zdwojoną siłą. Do gotowej już teorii przeciwieństw dorzucamy jeszcze rodziców obu nastolatków. Czarny ojciec Mingusa jest byłą gwiazdą muzyki, obecnie w stanie spoczynku, a nierzadko i upojenia narkotycznego. Biały tworzy, klatka po klatce, film swojego życia, w międzyczasie zarabiając na życie jako projektant okładek dla różnych wydawnictw. Dwa różne światy, jedna ulica – Dean Street. To ona sprawiła, że nieznane dla siebie płaszczyzny mogły się przeniknąć, tworząc zupełnie nowy twór. Młody Dylan nie próbuje szukać winnych swojego położenia. Rewitalizacja dzielnicy murzyńskiej musiała się odbyć czyimś kosztem i mały to rozumie. Zrozumienie nie zawsze jednak przynosi ulgę, a na pewno nie obroni przed nieletnimi bandytami, z którymi – gdyby nie kolor skóry – mógłby się pewnie nawet zaprzyjaźnić. Głównym celem Ebdusa juniora staje się więc przetrwanie w niezbyt sprzyjających warunkach, chociaż nie wiem, czy nie jest to z mojej strony zbyt duży eufemizm (zdaje się przy okazji, że to ulubione słówko tłumacza). Z kolei Mingus pojawia się na Dean Street niczym meteoryt – niespodziewanie i z dużym hukiem, przetasowując nieco hierarchię panującą do tej pory. Będzie on odtąd najlepszym przyjacielem Dylana, na przemian odgrywając w jego życiu pierwszoplanową rolę i usuwając się w cień. Bardzo to zmyślna gra z czytelnikiem, który w pewnym momencie traci na chwilę pewność, który z chłopców jest tu tak naprawdę „Mistrzem Gry”, w której główną rolę pełni pewien tajemniczy pierścień… Po pewnym czasie przestaje się jednak postrzegać „Twierdzę samotności” jako grę pojęciami, wartościami antonimicznymi, a zaczyna podziwiać maestrię autora. Jonathan Lethem wymyślił i opisał swoją historię w sposób wręcz niewiarygodny, zagłębiając się w każdy jej szczegół, ale jednocześnie nie dając czytelnikowi odczuć, że ów detal jest przezeń obracany na wszystkie możliwe strony i w takiż dokładny sposób przedstawiany. Narratora w tej książce cechuje duża swoboda w operowaniu dialogami, potrafi przerwać rozmowę w dowolnym momencie, by jeszcze lepiej przybliżyć kontekst, rzucić światło na inną, słabiej do tej pory widoczną stronę danego zdarzenia. To właśnie jego opisy, minianalizy psychologiczne, są główną treścią „Twierdzy”. Wybór jak najbardziej trafny, klimat Nowego Jorku lat 70. i tak jest znakomicie oddawany przez odsunięte nieco na boczny tor kwestie mówione. Lethem, ze swoim zmysłem obserwacji, ironią, a miejscami nawet surrealizmem, dokonuje na kartach książki maleńkich cudów. Odkrywa przed odbiorcą świat pełen niesprawiedliwości społecznej, narkotyków i wszystkich złych zachowań, które się z nimi wiążą. I chociaż czasami historia bywa sprawiedliwa, to w zestawieniu z całym złem, jakie dokonuje się na kartach powieści, ostateczny bilans zysków i strat wypada dla tej dobrej strony bardzo mizernie. Fascynujący sposób przedstawienia, otwarta, a pod koniec nawet chaotyczna, kompozycja, ważkość podejmowanych zagadnień i wyrazistość bohaterów – to tylko niektóre z zalet recenzowanej pozycji. Wycieczkę do „Twierdzy samotności” polecam wszystkich, wstąpcie tam chociaż na chwilę. Jestem niemal pewien, że nie opuścicie jej przed całkowitym nasyceniem się daniem serwowanym przez Lethema. Uważajcie tylko na jedno: im mocniej będziecie się w „Twierdzę” wpatrywali, tym większa szansa, że ta – niczym lustro – spojrzy w was.
Tytuł: Twierdza samotności Tytuł oryginalny: The Fortress of Solitude Autor: Jonathan Lethem Przekład: Tomasz Bieroń ISBN: 978-83-7298-995-6 Format: 594s. 125×195mm Cena: 35,90 Data wydania: 20 lutego 2007 Ekstrakt: 90% |