Patrice Leconte nakręcił film obłudny, bo wywołujący zupełnie sprzeczne odczucia i prowadzący do różnych wniosków. „Mój najlepszy przyjaciel” to film-oksymoron, w którym zderzają się przewrotne idee na temat relacji między ludźmi, oraz smutna komedia będąca zarówno rozrywką, jak i kinem refleksyjnym. Czyli po prostu film, który zginie niezauważony w polskich kinach.  |  | ‹Mój najlepszy przyjaciel›
|
Film Leconte’a mógłby dotknąć wielu tematów dotyczących człowieka jako istoty zależnej od innych. A jednak historia skupia się tylko i wyłącznie na jednej kwestii: przyjaźni, a co za tym idzie, także samotności. Dzięki temu opowieść o paryskim marszandzie, który próbuje udowodnić współpracownikom, że ma przyjaciela gotowego na wszelkie poświęcenia, nie rozlatuje się na kilka części pozbawionych konkretnego rysu. Z prostej, złożonej z odświeżonych schematów narracyjnych fabuły łatwo wyodrębnić spójny trzon – pokazany bez niepotrzebnego dramatyzowania jeden temat przewodni. Dlatego pierwszymi czynnikami sprawiającymi, że „Mój najlepszy przyjaciel” to kino warte uwagi, okazują się być homogeniczna struktura i zdystansowane, bezpretensjonalne spojrzenie na bohaterów. Jednym słowem – wyróżnik wielu filmów francuskich. Wprawdzie niektóre wątki – funkcjonujące jako sposób dookreślenia bohaterów – wydają się z perspektywy całości odrobinę zbędne, a poszczególne etapy rozwoju fabuły nietrudno przewidzieć, ale przecież nie dla zgadywanek ogląda się takie filmy, jak „Mój najlepszy przyjaciel”. W filmie Leconte’a najważniejsze są szczere, inteligentne dialogi i znakomite aktorstwo. I oczywiście temat, przedstawiony w przewrotnej, słodko-gorzkiej manierze. Na początku można spodziewać się bezkrytycznej aprobaty przyjaźni lub – szerzej rzecz biorąc – gloryfikacji związków międzyludzkich będących ponad życiem zawodowym i bezdusznym światem materialnym. I faktycznie, François odkrywa, że z innymi ludźmi łączą go jedynie interesy, nie potrafi nawiązywać znajomości na gruncie prywatnym, nie umie dogadać się z córką, nie ma przyjaciół, jest zwyczajnie sam i nie wie, jak zmienić dany stan rzeczy. Dopiero bodziec czysto biznesowy, zakład z współwłaścicielką galerii, pozwala mu to wszystko zauważyć. Na przeciwwadze reżyser kładzie dobrodusznego, otwartego i odrobinę naiwnego taksówkarza Bruna, który wydaje się bez problemu nawiązywać nowe znajomości. Jednak im bliżej ku zakończeniu, tym mniej szablonowy wydaje się film Leconte’a. Finalna refleksja przynosi smutny wniosek, że dzisiejsza przyjaźń jest chwiejna i zdradliwa, a tak naprawdę człowiek – niezależnie od charakteru – pozostaje sam. Sam w problemach, radościach i cierpieniu, bo tylko on rozumie swoje odczucia, a inni nigdy nie zaangażują się w życie drugiej osoby na tyle, by utrzymać istniejącą więź, tak jak i dana osoba nigdy nie zrobi tego w przypadku innych. Żyjemy w epoce indywidualizmu, a nawet daleko posuniętego egoizmu, dlatego coraz trudniejsze okazuje się utrzymanie prawdziwej, bezinteresownej przyjaźni, mimo że każdy jej potrzebuje. Na szczęście „Mój najlepszy przyjaciel” to także dawka optymizmu. Bo choć wszelkie możliwe przeszkody stoją na drodze przyjaźni, to jednak nie jest ona niemożliwa. Zmienna, kapryśna, niestała – tak, ale na pewno możliwa. Leconte zdaje się mówić, że to, co często umyka, a stanowi konieczny fundament jakichkolwiek więzi, to zaangażowanie. Nie bez powodu zresztą w filmie pojawia się cytat z „Małego księcia”. Historia autorstwa Antoine’a de Saint Exupéry’ego mówi o prostych uczuciach, które dorosłym, choć niekoniecznie dojrzałym ludziom, wydają się bardzo trudne bądź nawet niezrozumiałe. Tak jak i głównemu bohaterowi, dopiero uczącemu się najbardziej podstawowych więzi i emocji. Nie byłoby tego filmu bez dwóch aktorów, którzy sprawiają, że nawet zbyt radosne w porównaniu do całości zakończenie daje się przełknąć. Daniel Auteuil potwierdza swoją doskonałą formę, ale prawdziwym odkryciem jest Dany Boon w roli Bruna. Jego postać budzi współczucie i sympatię, jej złożoność pozwala na zrozumienie każdej reakcji i zachowania. Jak powiedział Boon, do dobrego aktorstwa Auteuila widzowie są przyzwyczajeni, do wielkich kreacji Boona – nie. Stąd pochwały dla tego drugiego, choć obie role zasługują na laury publiczności. „Mojego najlepszego przyjaciela” nie można uznać za wielkie dzieło kina francuskiego. To przede wszystkim solidny film obyczajowy, opatrzony specyficzną, spokojną narracją i wsparty interesującym scenariuszem. Jednak nie można uznać go za nieważny, skoro każe zadać sobie pytanie: a czy ja mam jakichkolwiek przyjaciół?
Tytuł: Mój najlepszy przyjaciel Tytuł oryginalny: Mon meilleur ami Reżyseria: Patrice Leconte Zdjęcia: Jean-Marie Dreujou Scenariusz: Patrice Leconte, Jérôme Tonnerre Obsada: Daniel Auteuil, Marie Pillet, Jean-Pierre Foucault Muzyka: Xavier Dermeliac Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Francja Data premiery: 10 sierpnia 2007 Czas projekcji: 94 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 80% |