powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (LXIX)
wrzesień 2007

Autor
Mimilok!
Michal Viewegh ‹Zapisywacze ojcowskiej miłosci›
Obserwując swoje lub cudze (lecz bliskie) małe dzieci, ma się często wielką ochotę spisać lub w inny sposób zarejestrować ich specyficzne zachowanie, odzywki, pomysły. Napisać opowiadanie, powieść. Po czym następuje chwila, w której przed oczami staje szlaban z napisem „a gdzie fabuła?”. Najpopularniejszy obecnie czeski pisarz Michal Viewegh w „Zapisywaczach ojcowskiej miłości” rozwiązał ten problem w intrygujący sposób.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Zapisywacze ojcowskiej miłosci›
‹Zapisywacze ojcowskiej miłosci›
Viewegh przedstawił na kartach swej powieści dość specyficzną czeską rodzinę; pewne jej cechy utożsamiają ją z „typową” familią, która w drugiej połowie XX wieku musiała przejść to i owo, inne zaś stanowią o jej wyjątkowości, wyróżniającej z szarego tłumu. Troje jej przedstawicieli: ojciec, syn i córka, prowadzi – na bieżąco lub po latach – pamiętniki.
Krótkie rozdziały (w liczbie 45) stanowią ich rozwinięcia fabularne; są ich wiernym zapisem bądź opisem okoliczności powstawania poszczególnych wpisów. Poza trojgiem narratorów galeria postaci obejmuje jeszcze kilka osób, przy czym kto jest kim w owej rodzinie, stanowi zagadkę, rozwiązywaną stopniowo podczas lektury. Autor (a może wydawca?) podpowiada jedynie tyle, że przy każdym rozdziale jest widoczna ikona – uproszczona sylwetka ludzka – symbolizująca bieżącego narratora. Nie wiedząc więc, co ma pozostać (do czasu) tajemnicą, a co nie, nie będę się tu więcej rozpisywał na temat specyfiki owej rodzinki… dla zaostrzenia apetytu powiem jedynie, że syn (nie jest podane jego imię, co może wskazywać na związki emocjonalne z samym autorem książki) jest tym, który pisze na bieżąco, w każdej wolnej chwili, o wszystkim, co się dzieje – siedząc pod stołem. I nieważne, czy przy tymże stole ktoś akurat siedzi (jak choćby koleżanki jego siostry)…
Bez zdradzania powiązań z kolei trudno jest coś więcej napisać o samej książce, poza tym, że jest pełna chwil uśmiechu i wzruszeń, mądrych spostrzeżeń i wskazówek dla (zwłaszcza młodych) ojców. A szczególnie – ojców dorastających córek. Pozwólcie więc, że zamiast mędrkować, posłużę się kilkoma cytatami:
„Ojcowie dorastających córek… Błędni rycerze.”
„Nastolatki… Mimo to zwykle znajduje się ktoś, kto ten niepowabny półfabrykat potrafi kochać. Zgadliście – jej staruszek.”
„Kiedy nasza Renata miała gdzieś tak pięć lat, to mieliśmy raz iść razem na spacer, tylko że ona sobie wymyśliła, że weźmiemy ze sobą jej wózek dziecięcy z lalką. Ale ja się na to jej życzenie nie zgodziłem, bo ten wózek to już był taki skrzypiący wrak […] a ta lalka […] była już prawie łysa. Oczywiście był z tego wielki płacz i łzy jak groch […] Później po latach tę niby nieważną przygodę z wózkiem jeszcze wiele razy wspominałem i było mi zawsze bardzo przykro, że wtedy Renatce tego wózka nie pozwoliłem zabrać. Dzisiaj poszedłbym naturalnie nawet z tą łysą lalką i byłoby mi obojętne, co na to ludzie powiedzą, bo już oczywiście wiem, że takich rzeczy człowiek nie robi ze względu na ludzi, ale ze względu na swoje dzieci, i że nic innego się nie liczy. Dzieci są i muszą być w życiu tym, co najważniejsze.”
Dobra równowaga między humorem a powagą, lekkością i problemowością są atutami tej pozycji wydawniczej. Jak dla mnie, jedynym mankamentem pozostaje scena z krytykiem (nie chcąc psuć lektury, nie będę szerzej jej wyjaśniał) – jest zbędna, wprowadzając do realnego przecież świata niepotrzebny surrealizm. Powieść pisana jest językiem współczesnym, przynajmniej w częściach, gdy narratorami jest dorosłe już rodzeństwo. We fragmentach ojca/dziadka z kolei czuć różnicę pokoleniową, ciężar przeżyć i bogactwo doświadczenia. We wszystkich jednak przypadkach mamy do czynienia z wypracowanym z dużym wyczuciem kompromisem między językiem stricte literackim a potocznym, mówionym (jak przystało na pamiętnik). Brak fabuły, o którym wspomniałem, Viewegh rozwiązał mieszając wypowiedzi trzech osób, opisy tylko pozornie niemające ze sobą związku, dodając do tego zagadkę spójności owej rodziny, wyłaniającą się w trakcie lektury i rozwiązywaną przy jej końcu. Urodzony w 1962 roku pisarz nie bez przyczyny jest więc uważany za jednego z najlepszych czeskich pisarzy (jego książki przetłumaczono dotychczas na 18 języków i sprzedano w ilości ponad 700 000 egzemplarzy).
Tytuł książki napotykamy w jej treści, gdy syn, czytając pamiętnik swej siostry (wspomnienia poświęcone ojcu), tak właśnie określa siebie i ją. A copyright do tytułu niniejszej recenzji należy do mojej córeczki – słowo zaś oznacza „zestaw podróżny”: smoczek i soczek. W blurbie pisarz wyznaje, że książkę napisał przede wszystkim dla swej córki, dla której zawsze chciał pisać bajki… ale nie zdążył – dziś bowiem ma ona kilkanaście lat i bajek już nie czyta. Choć „Zapisywacze ojcowskiej miłości” mają formułę otwartą, nie ma w nich puenty, zakończenia – są jednak mocnym przesłaniem dla młodych rodziców: kochajcie swoje pociechy! Rejestrujcie ich zachowania! Abyście – gdy usamodzielnią się i wyfruną z rodzinnego gniazda – mieli do czego wracać i co wspominać (pamięć bywa zawodna)… Chyba więc skorzystam z tej rady, siądę przed kartką papieru, odsunę na bok szlaban z napisem „fabuła” i zacznę pisać. Mimilok! Mimilok!



Tytuł: Zapisywacze ojcowskiej miłosci
Tytuł oryginalny: Zapisovatelé otcovský lásky
Autor: Michal Viewegh
Przekład: Joanna Derdowska
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-097-3
Format: 220s. 125×195mm
Cena: 29,90
Data wydania: 15 maja 2007
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

25
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.