Czytanie powieści Jeffery’ego Deavera przypomina osobliwy konkurs. Ja wiem, że autor planuje parę niespodzianek, i staram się je odgadnąć. On wie, że ja wiem, więc stara się maksymalnie mi to odgadnięcie utrudnić. Ja wiem, że on wie, że ja wiem, więc wznoszę się na wyżyny podejrzliwości. Kto zwycięży? Z przyjemnością informuję, że z trzech finałowych twistów „Śpiącej laleczki” udało mi się rozszyfrować półtora – mamy więc remis.  |  | ‹Śpiąca Laleczka›
|
Główną bohaterką „Śpiącej laleczki” jest Kathryn Dance, specjalistka od kinezyki (interpretacji mowy ciała), która wcześniej pojawiła w „Zegarmistrzu” u boku Lincolna Rhyme’a. Już wtedy uznałam, że ta intrygująca postać zasługuje na własną książkę. Przyznaję, że wolę agentkę Dance od Rhyme’a. Po pierwsze dlatego, że Rhyme troszkę mi się już znudził (ileż w końcu można czytać o jednej i tej samej postaci), a po drugie, jej specjalność, czyli kinezyka, jest bardziej „ludzka”, a przez to bardziej zrozumiała i emocjonująca niż suche badanie śladów, jakim zajmuje się Rhyme. Mimo to, pamiętając przekombinowanego „Zegarmistrza”, do lektury „Śpiącej laleczki” podchodziłam nieufnie. Jak się okazało – niesłusznie. Z więzienia ucieka Daniel Pell, morderca, przywódca sekty, a także człowiek, który doskonale manipuluje innymi ludźmi. Chcąc przewidzieć jego ruchy (jak łatwo się domyślić, Pell nie uciekł po to, żeby w spokoju zająć się uprawianiem ogródka), policja zaczyna grzebać w przeszłości przestępcy. Jakimi motywami kierował się, gdy zakładał swoją Rodzinę? Dlaczego zamordował Williama Croytona, jego żonę oraz dwoje dzieci i co słyszała tamtej nocy tytułowa „śpiąca laleczka” – jedyne dziecko, które przeżyło? Bardzo mi się podoba ten pomysł: z jednej strony intrygujące zagadki przeszłości, a z drugiej dramatyczny pościg w teraźniejszości, bo Pell na wolności nie próżnuje, a policja depcze mu po piętach. „Śpiącą laleczkę” czyta się znakomicie, w czym nie przeszkadzają nawet pomniejsze potknięcia (np. zdolności Pella czasami ocierają się niemal o magię; rozumiem, że facet jest dobrym psychologiem, który z rozmowy może dużo wywnioskować, ale skąd on wiedział, że Dance ma dzieci w zbliżonym wieku?). Budowanie napięcia, tworzenie ciekawych postaci i prowadzenie dynamicznej akcji Deaver ma w małym palcu. Jedyne wpadki tego autora wiążą się – jak w „Zegarmistrzu” – z przesadną ilością twistów, a co za tym idzie, z brakiem logiki. Na szczęście pod tym względem w „Śpiącej laleczce” jest znacznie lepiej. Dlaczego więc nie zostanę wielbicielką Deavera? Ano dlatego, pisarzowi za bardzo zależy na tym, aby czytelnika zaskoczyć. Twist to fajna rzecz, zwłaszcza w thrillerze, ale nie jest dobrze, jeśli autor przehadlowuje wiarygodność (np. psychologiczną postaci) za krótki okrzyk „O!”. A Deaver robi to często, czasem wyprzedając niemal cały sens książki („Zegarmistrz”), czasem tylko jeden czy dwa drugoplanowe wątki („Śpiąca laleczka”). W tym drugim przypadku jestem w stanie przymknąć oczy i dalej bawić się z autorem w zgadywankę, kto tak naprawdę jest kim i co się jeszcze zdarzy – bo to jest dobra zabawa. Taka, która zasługuje na uznanie, lecz nie na uwielbienie.
Tytuł: Śpiąca Laleczka Tytuł oryginalny: The Sleeping Doll Autor: Jeffery Deaver Przekład: Łukasz Praski ISBN: 978-83-7469-525-1 Format: 456s. 142×202mm Cena: 29,90 Data wydania: 14 czerwca 2007 Ekstrakt: 70% |