powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXX)
październik 2007

Nie ma to jak w domu
‹Madhouse›
„Madhouse” to film, który początkowo sprawia niedobre wrażenie ze względu na słabą grę aktorską i ślamazarne tempo, jednak od połowy rusza z kopyta i chwyta w kleszcze grozy, proponując dość zajmującą grę prowadzoną o najwyższą stawkę między młodym lekarzem a pacjentami psychiatryka.
Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Filmów o szpitalach dla osób psychicznie chorych trochę już było. Nawet horrorów, jak choćby z początku bliźniaczo podobny, starszy o rok „Hellborn”. Również oddziałów dla szczególnie groźnych pacjentów była już nie taka mała garść, że wspomnę o najsłynniejszym więźniu, Hannibalu Lecterze trzymanym w podobnych warunkach (ale o ileż bardziej humanitarnych) jak pozostawieni samym sobie nieuleczalnie chorzy z „Madhouse’u”. A jednak „Madhouse” potrafi zainteresować dość oryginalną miejscami fabułą i nawet lekko zaskoczyć pod koniec, co w przypadku produkcji nieposiadającej zbyt wygórowanego budżetu i kręconej w Rumunii jest całkiem niezłym osiągnięciem.
Do szpitala Cunningham Hall przybywa stażysta (grany przez Joshuę Leonarda, odtwórcę jednej z głównych ról w „Blair Witch Project”). Stara się poznać personel placówki, pacjentów, jakoś sensownie się urządzić. Dość szybko jednak przekonuje się, że placówka ma swoje sekrety, personel trudno odróżnić od pacjentów nawet pomimo kitli, a po korytarzach prawdopodobnie plącze się jakiś duch. Wkrótce bohater musi wziąć udział w przepytywaniu pacjentów na okoliczność okrutnej śmierci przełożonej pielęgniarek. Wtedy to po raz pierwszy trafia na tajemniczego pacjenta z oddziału nieuleczalnie chorych. Pacjenta, który zadziwiająco dużo wie o funkcjonowaniu placówki...
„Madhouse” (czemu nie przetłumaczono tytułu?) nie jest typowym hollywoodzkim horrorem. Trudno tu uświadczyć tradycyjne schematy. Nie ma bieganin, krzyków (kolejne ofiary – prócz pierwszej – padają w milczeniu), szczególnie wymyślnych tortur ani bardziej obficie tryskającej krwi. Opowiadana historia jest dość stonowana emocjonalnie i koncentruje się raczej na środowisku szpitalnym niż na rozwikłaniu jakiejkolwiek tajemnicy. To stonowanie jednak drażni, bowiem przez dłuższy czas tak na dobrą sprawę nie wiadomo, o czym ma być film. Czy o stażyście, który jest pełen ideałów i trafia na mur niezrozumienia, czy o próbie rozwikłania szpitalnej tajemnicy skrzętnie ukrywanej przez kilka osób na wyższych stanowiskach (np. szefa placówki, w rolę którego wcielił się Lance Henriksen), czy też może o duchu chłopca, który najwyraźniej pokazuje się wyłącznie bohaterowi. Dopiero mniej więcej w połowie filmu reżyser (William Butler, mający dotąd na koncie jedynie odcinki jakichś odpryskowych seriali „Power Rangers”) jakby przypomniał sobie, że jest na planie, dzięki czemu krystalizuje się wreszcie główny wątek filmu i akcja zaczyna nabierać rozpędu. Na jaw wychodzą kolejne, coraz dziwniejsze szczegóły. Modyfikowany przez nie obraz zaczyna się stopniowo gmatwać, a historia staje się coraz bardziej mroczna i niepokojąca.
Mimo że w dalszej części film trzyma już całkiem niezły poziom, nie da się zaprzeczyć, że jest to w sumie dość przeciętne, aczkolwiek nienajgorzej zrealizowane kino. Żadna ze składowych „Madhouse’u” w pojedynkę nie zachwyca – wszystko, począwszy od zdjęć, a skończywszy na aktorstwie, jest poprawne, a miejscami nawet przyzwoite, daleko tu jednak do perfekcji. Zwłaszcza w przypadku niechlujnej scenografii (o pewnych elementach pamiętano wyłącznie wtedy, kiedy miały znaczenie dla konkretnej sceny – jak na przykład muchy w podziemiach) i relatywnie słabych efektów specjalnych. Na szczęście razem elementy te tworzą dość przyzwoity produkt, rozbudzający autentyczne zainteresowanie zwłaszcza w końcówce filmu. Na plus należy zaliczyć również dość wiarygodnie przedstawione środowisko pensjonariuszy zakładu.
Trzeba jednak zaznaczyć, że nie każdemu ten film się spodoba. To raczej umiarkowanie krwawy (ledwie parę scen) thriller niż rasowy horror. Mimo to, szczególnie wobec miałkości znacznej części oferowanych na rynku filmów grozy, polecam „Madhouse”. Nie trzeba do niego ani piwa, ani poduszki.



Tytuł: Madhouse
Reżyseria: William Butler
Zdjęcia: Viorel Sergovici
Scenariusz: William Butler
Obsada: Joshua Leonard, Jordan Ladd, Natasha Lyonne, Lance Henriksen
Muzyka: Alberto Caruso
Rok produkcji: 2004
Kraj produkcji: USA
Czas projekcji: 87 min.
Parametry: Dolby Digital 5.1; format: 1,85:1
Gatunek: horror
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

71
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.