powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXX)
październik 2007

Autor
Monopol tandetny
Z racji godzin pracy i miejsca zamieszkania w pewnych zakupach jestem skazany na super- i hipermarkety. Bywa. Zazwyczaj nie narzekam, zwłaszcza, że w najbliższej okolicy mam ich kilka, więc gdy nie znajduję pożądanego towaru w jednym, jadę do drugiego. Jednak ostatnio się wkurzyłem.
W ramach próby (tania nie była) kupiłem onegdaj w jednym z marketów budowlanych listwę progową niemieckiej firmy A. Listwa się sprawdziła, więc wybyłem na zakupy. W pierwszym sklepie – nie, nie mają takich, mają tylko listwy firmy B. W dodatku żadna z nich nie jest nawet podobna do tej, którą mam, nie jest wyposażona w taki – zatrzaskowy – system. Trudno, pojechałem dalej. W drugim markecie sytuacja się powtarza. W trzecim też. I w czwartym. Wszędzie dostępne są tylko listwy firmy B (nawiasem mówiąc, okazało się, że produkty firmy A nie są już dostępne w Polsce).
Prawo rynku? Zapewne tak. Ale jakieś kulawe, nakazujące nieurozmaicanie sprzedawanego asortymentu.
Inna sytuacja – ostatnio przygotowałem sobie fotki (z cyfrówki) na potrzeby odbitek. Tu i ówdzie nałożyłem kilka warstw, dodałem nieco tekstu, zapewniłem mu ładny margines. Pojechałem do marketu, do fotolabu. Samoobsługowy fotokiosk firmy C – w porządku, bardzo chętnie sobie poklikam w dotykowy ekran. Niespodzianka (wynikająca ze słabej pamięci) – fotkę trzeba przyciąć, bo proporcje rozmiarowe papieru nie pokrywają się z proporcjami obrazka. No trudno, trzeba poedytować, na szczęście fotokiosk to umożliwia. „Zjechałem” z kadrem na sam dół fotki (gdzie był ów napis), zapisałem. Poszło do druku. Odbiór – i kolejna przykra niespodzianka: fotki zostały przycięte bardziej, niż fotokiosk obiecywał. Wrażenie optyczne starannie przygotowanego napisu poszło w…
No trudno, pojechałem gdzie indziej. W drugim markecie powitał mnie… fotokiosk firmy C. W trzecim też. Tu na szczęście trafiłem na kompetentnego pracownika, który nie mógł uwierzyć w to, co mu pokazałem. Zrobił to jeszcze raz – sam, na swej maszynie (też firmy C), z pominięciem klienckiego kiosku. Efekt – ten sam. Znaczit – C dostarczyła tandetę. Zapewne tanią tandetę, skoro zdominowała rynek.
Oczywiście, mogę wybrać inne rozwiązania: wysłać fotki przez sieć (już widzę ten transfer kilkuset plików…) czy wziąć urlop i pójść do normalnego foto-sklepu (i zapłacić dwa razy tyle).
Chodzi jednak o coś innego. O ukryty monopol i niechęć do konkurencyjności. Że u sąsiadów jest to samo? A niech tam, u nas za to o grosz taniej. A że to samo dziadostwo? To już problem klienta.
Co to ma wspólnego z Esensją? Niby niewiele. W końcu u nas też są recenzje tych samych książek, filmów, komiksów, gier i płyt co gdzie indziej. Zaproszenia na te same wystawy i relacje z tych samych imprez. Oczywiście – nie publikujemy tych samych artykułów! Niemniej, jak wynika ze statystyk oglądalności, największym powodzeniem u Was, Czytelników, cieszą się – obok recenzji najgłośniejszych tytułów – teksty niestandardowe.
Możemy Wam obiecać, że będzie ich coraz więcej. I nie znajdziecie ich wcześniej u naszych Szanownych Konkurentów.
powrót do indeksunastępna strona

3
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.